Bogowie i inne halucynacje

1
Zapraszam do czytania :)
Opowiadanie zawiera wulgaryzmy.


1.
___- Coś ty zrobiła? Coś ty, kurwa, zrobiła?
___Filin skuliła się.
___- Przepraszam – wyjąkała.
Liko zaczął chodzić w tę i z powrotem po krawędzi Międzyświata. W otchłani poniżej zniknął ostatni blask pudełeczka Jiwi upuszczonego przez tą cholerną idiotkę. Stracili właśnie kilka Dusz, a Dusze nie znikają tak po prostu. Dusze powodują problemy, a jeśli w dodatku nie mają ciała…
___- Dobra. – Chłopak odetchnął głęboko i zaciśnięte pięści w kieszenie marynarki. – Gdzie to w ogóle poleciało? Da się to jakoś sprawdzić, czy coś?
___Liko z całych sił starał się nie panikować. Znowu namieszał, znowu zniszczy jakiś świat, albo przynajmniej życie paru ludzi. Ostatnio Szef Wszystkich Szefów o mało go nie zabił, teraz już na pewno nie będzie miał litości.
___ - Pójdę do centrali – odezwała się Filin po chwili milczenia. – Muszę mieć tylko numer identyfikacyjny.
___Liko przymknął oczy, starając przypomnieć sobie ciąg cyfr. Był długi, bardzo długi, ale aż takiej złej pamięci nie miał.
___- Be, jot, cztery, dwa, osiem, zet, jeden, zero, zero, igrek, siedem… - recytował tak przez dobre pięć minut. Cholernie dużo tych Jiwi, że aż tyle numerów potrzeba.
___Filin skinęła głową i odbiegła w stronę wieżowców. W przeciwieństwie do Liko miała w mózgu implanty, jak każda księgowa siódmej generacji zresztą, więc zapamiętanie ciągu nie stanowiło dla niej żadnego problemu.
___Nie panikuj, rozkazał sobie Liko. Nie rozumiał, jak mógł zakochać się w pół-robocie, i to do tego z gminu. Nie rozumiał, jak mógł tak idiotycznie ryzykować, skoro i tak już miał przechlapane przez tamtą powódź. Po co to kradł? Żeby pokazać dziewczynie bezcenną rzecz, która dla niej jest tylko ładnym, kolorowym puzderkiem? Po co, kurwa, po co?
___I czemu ona to upuściła?
___Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer swojego najlepszego przyjaciela, Małpy.
___- Stary, musisz mi pomóc – powiedział szybko, zanim ten skończył mówić słowo „halo?”.
___- Co jest? Jakaś drobna katastrofa meteorologiczna?
___- Przestań mi to wypominać, do jasnej cholery! Wszyscy już zapomnieli, ty dalej swoje.
___- Czyli gorzej? – spytał Małpa ze stoickim spokojem.
___- Tak – Liko zawahał się na chwilę. A co jeśli telefon jest na podsłuchu? Co jeśli Szef Wszystkich Szefów patrzy? Jeśli to jakimś cudem oderwało go od Wakacji?
___ - No… - ponaglił go Małpa. – Czyli co?
___- Jiwi. Ta idiotka stłukła Jiwi.
___- No to klops. Po cholerę to kradłeś? Ale nie panikuj. Czy to aż takie trudne złapać i zapakować parę duszyczek z powrotem do pudełka?
___- Stary, ty nie rozumiesz. Ona to pudełko upuściła tam. Spadło z Krawędzi.
___- O kurwa. Nie.
Przez chwilę milczeli. Telefon Liko piknął, a na ekranie pojawiła się wiadomość od Filin, zawierająca dokładną lokalizację pudełka.
___- Jest na jakiejś… Ziemi – poinformował Liko przyjaciela. – Pewnie się rozbiło, cholera. Egzorcyści będą mieli sporo roboty.
___- Żeby tylko – mruknął ponuro Małpa.
___- To znaczy?
___- Czy ty w ogóle byłeś na szkoleniach, idioto? – spytał Małpa, choć znał odpowiedź. – Spotkajmy się u mnie, i to zaraz. Nie ma czasu.
___- Czekaj, ale… - zaczął Liko, ale odpowiedziała mu tylko sygnał przerwanego połączenia.

2.
___Zajaraj, mówili, Będzie fajnie, mówili.
___Wtedy był pierwszy raz. Za sklepem, z jakimiś typiarami. Żeby się rozerwać. Żeby odreagować to całe gówno. Żeby się wyluzować. Żeby przestać sobie wmawiać: nie jestem patologiczna. Kiedyś miała dom z białych desek i wielkim tarasem, matkę, ojca i psa. Teraz miała tylko matkę, i chyba jeszcze bardziej pojebaną niż ona sama.
___Może i „patologia” (to takie mądre słowo wymyślone przez nadętych ważniaków) nie jest „cool”, ale słodko smakuje.
___To był pierwszy raz.
___Drugi raz był w samotności, w pokoju zamkniętym na klucz. Skręta ukradła matce, która miała ich cały arsenał. Był jakiś… inny, ale jej to przecież nie obchodziło.
___Za trzecim razem zaczęła świrować.

___Zaczęło się na placu zabaw. Huśtała się leniwie na huśtawce, odstraszając dzieciaki i ściągając na siebie pełne konsternacji spojrzenia ich matek.
___W piaskownicy bawiło się dziecko, takie już trochę starsze. Ganiało nie wiadomo za czymś i wrzeszczało okrutnie, pewnie świrnięte jakieś. Potem się odwróciło. Spojrzało na nią, a ona uciekła. Wpadła do domu, wsadziła głowę pod kran. Co było w tym skręcie?
___Wtedy pierwszy raz zobaczyła samą siebie. Z przeszłości. Dokładnie taką, jak ze zdjęć z domu z białych desek. Dziewięcioletniego, jasnowłosego bachora.
___Pobiegła po album ze zdjęciami, ale go nie znalazła. Pewnie matka go wyrzuciła, żeby nie przypominał.

___Następnego dnia już prawie udało jej się wmówić, że jednak nie wariuje. Miała ochotę na trochę słodkiego zapomnienia. Idąc ulicą, wpadła na jakąś kobietę w kiczowatym, czerwonym płaszczu. Uniosła głowę, by spojrzeć. I zaczęła krzyczeć.
___W szkole pytali: „jak wyobrażasz sobie siebie za dziesięć lat?”. Teraz nie musiałaby pisać wypracowania. Wystarczyła ta kobieta.
___Zobaczyła samą siebie z przyszłości… to była dość ponura wizja. Babka w kiczowatym płaszczu zaczęła na nią krzyczeć. Chyba. Nie pamiętała. Uciekła, ale po chwili zawróciła. Kobiety już nie było, ani śladu czerwieni w oddalającym się tłumie. Spuściła ją z oczu na kilka sekund. Kobieta z przyszłości musiała chyba rozpłynąć się w powietrzu.

___Zaczęła się bać. Chyba w międzyczasie znowu coś zapaliła. A może nie. Nie pamiętała. W każdym razie wciąż Je widziała. Twarze. Swoje twarze.
___Kasjerka z supermarketu, która powiedziała „dzień dobry” jej własnym głosem. Upiorne.
___Jakaś babka kupująca mandarynki. Miała połamane paznokcie i zęby żółte od nikotyny. Gdy spróbowała do niej zagadać, czterdziestolatka odeszła szybko, niemal biegiem.
___Dziecko wracające z przedszkola, prowadzone za rękę przez tatę. Ale on nie był jej tatą.
___Dziewczyna uprawiająca wieczorny jogging. Kontrolerka biletów w autobusie. Gówniara z podstawówki przebiegająca na czerwonym świetle.
___Wciąż nowe twarze. Inne, ale jednocześnie takie same. Jej twarze.
___Przypadkowi ludzie w przypadkowym wieku. Wszyscy w maskach. Wszyscy byli nią.
___Zwariowała, teraz wiedziała na pewno.

3.
___Liko i Małpa stali w bocznej uliczce. Małpa majstrował coś przy przenośnym komputerze, a Liko rozglądał się dookoła z mieszaniną zachwytu i konsternacji.
___Nidy dotąd nie opuścił Międzyświata. Wszystko, co znał, ograniczało się do niebiańskiej biurokracji, sterylnych pomieszczeń, zbyt zielonych drzew i tylko odrobiny luzu. Tu było inaczej. Po pierwsze, śmierdziało. W Międzyświecie praktycznie nie było zapachu, więc Liko odczuł zmianę. Małpa, który z rzadka podróżował na Ziemię, porównał zapach Międzyświata z mieszanką szpitala i taniego odświeżacza powietrza. Tu, w bocznej alejce, śmierdziało dymem, śmieciami i kocimi szczynami.
___- Nowy wspaniały świat, co? – zagaił Małpa, zamykając komputer. – Trochę szkoda, że twoja pierwsza wycieczka na Ziemię zaczyna się tutaj. Powinieneś zobaczyć Wiedeń, Berlin… Albo Hawaje. Podobno twój tatusiek tam odpoczywa.
___- To może powinniśmy się pospieszyć, zanim stamtąd nie wróci i się nie zorientuje, co? – przerwał Liko. Trochę zazdrościł Małpie bycia zwiadowcą, ale przecież mieli ważniejsze sprawy na głowie.
___- Jasne, jasne – Małpa zawodowo zajmował się tak zwanymi wyciekami Jiwi, więc wiedział, co robić. - To do rzeczy. W pudełku Jiwi było dziesięć Duszy. Ustaliłem ich położenie, w każdym razie w przybliżeniu. Przybyliśmy dość wcześnie, więc są w postaci bezcielesnej lub półcielesnej. Najpierw pokażę ci, jak je wytropić i złapać, potem się rozdzielimy.
___Wręczył Likowi pudełko, mniejsze i mniej ozdobne niż standardowe.
___- To Ojiwi, do tego łapiesz pojedyncze Dusze. Właściwie masz genetyczne predyspozycje i wrodzone zdolności psychotropowe, więc sobie poradzisz.
___Liko powoli pokiwał głową.
___- No to idziemy.
*
___Kobieta wyszczerzyła zęby w dzikim, niemal zwierzęcym grymasie. Z kieszeni kiczowatego, czerwonego płaszcza wyciągnęła pistolet. Celowała nim w stronę Liko, sycząc cicho.
___Przypadkowi przechodnie mijali ich obojętnie, zupełnie jakby nic nie widzieli.
___Liko przymknął oczy, wmawiając sobie, że się nie boi.
___- Opuść broń – powiedział do kobiety najspokojniejszym tonem, na jaki było go stać.
___Milczała.
___- Wolisz przez resztę życia snuć się po świecie i straszyć ludzi?
___- To całkiem niezła zabawa – odparła z lekkim rozbawieniem. Miała głos nałogowego palacza.
___- Możesz wrócić do Międzyświata. My możemy sprawić, że zapomnisz. Dostaniesz nowe życie, dostaniesz…
___Kobieta zaczęła charczeć i prychać. Po chwili Liko zorientował się, że to śmiech, nie atak palpitacji.
___- Spójrz na nią. – Machnęła ręką w stronę zgarbionej staruszki w podartej kurtce przeciwdeszczowej. Dźwigała ciężką siatkę z zakupami, niemal ciągnąc ją po ziemi. Stawiała bardzo małe kroczki, zupełnie jakby zaraz miała paść w błoto i już się nie podnieść.
___Liko patrzył dalej. Na wąsatych budowlańców w zakurzonych uniformach, nagabujących jakieś blondyny w zbyt krótkich spódniczkach. Co najdziwniejsze, one ich nie zignorowały. Może były dziwkami. A może nie.
Patrzył na czerwononosych żuli na ławce pod monopolowym. Na zdychającego w zaułku psa i rozsmarowane po asfalcie truchło gołębia, nad którym kłębiło się stado much. Na sześciolatków klnących jak marynarze. Na babuleńki kulące się na murku i sprzedające umarłe kwiaty, żeby mieć na chleb.
___Patrzył na ten syf i nie dowierzał.
___- Zrozum – odezwała się kobieta. – Ja nie chcę takiego życia. Ja nie chcę takiego świata. Już wolę się włóczyć jako duch. I nic nie musieć.
___- Są jeszcze inne światy. Ty… nie rozumiesz.
___- Oczywiście, że nie rozumiem. Jesteś bogiem. Ja nędzną duszyczką, która dla ciebie jest tylko kolejnym numerem w kartotece, zgadza się?
___Liko wiedział, że to prawda, jednak nie pokiwał głową.
___Chłopak powoli zdjął plecak z ramion, postawił go na ziemi, wyciągnął komputer. Mógłby użyć samej siły woli, mógłby odprawić obrządek dusz, ale wybrał metodę Małpy.
___Kobieta odbezpieczyła pistolet.
___- Jestem bogiem. Nie możesz mnie zabić – powiedział, po czym spokojnie wystukał na klawiaturze polecenie.
___Kobieta ubrana w kiczowaty, czerwony płaszcz zniknęła w stłumionym rozbłysku. Liko westchnął, sprawdził na ekranie lokalizację kolejnego celu, po czym spakował komputer do plecaka i ruszył przed siebie.
___Właściwie to czuł ulgę. Gdyby kobieta strzeliła, już by nie żył. Może i tam był synem Szefa Wszystkich Szefów, ale tu mógłby zginąć jak każdy. A może nie. W Międzyświecie nigdy nie było potrzeby rozważania tak absurdalnych sytuacji, jak ta.
___Gdy się oddalał, pijacy spod monopolowego patrzyli na niego ponuro. Zupełnie, jakby wiedzieli.

4.
___- Myślisz, że mnie oszukasz? – spytał Liko drwiąco ostatnią Duszę, którą musiał zapakować do pudełka.
___- Co ty gadasz, człowieku? – dziewczyna, na oko szesnastolatka, patrzyła na niego z obłędem w oczach. – Co się ze mną dzieje? Kurwa, co było w tym skręcie?
___- Nie udawaj człowieka, skarbie.
___- Ale ja jestem człowiekiem!
___Liko był już zmęczony i sfrustrowany. Różne Dusze próbowały na nim różnych sztuczek. Nie zamierzał dać się nabrać na tą tutaj. Wyglądała jak Dusza z ekranu monitora, lokalizacja też się zgadzała. To musiała być ona, więc czemu próbuje tak żałosnych wybiegów?
___Liko wprowadził kod do komputera.
___Jakiś błąd, jakieś ostrzeżenie. Ze złością walnął pięścią w klawiaturę.
___Patrzyła na niego jak na wariata, więc się zreflektował. Jeszcze raz wprowadził formułę, potem potwierdził. Nie rozumiał tych wszystkich ikonek, a Małpy nie było w pobliżu.
___Kiedy ostatni raz nacisnął enter, dziewczyna padła bez życia.
___Co jest?
___Co ja zrobiłem?
___Liko zobaczył, że Małpa zbliża się z naprzeciwka. Nos miał wlepiony w ekran telefonu, nie patrzył przez siebie.
___Syn Szefa Wszystkich Szefów podjął decyzję. Wepchnął trupa pod pobliski kontener ze śmieciami. Sprawdził Ojiwi, liczba Dusz się zgadzała. Wyjaśni to z Małpą, ale wolałby, żeby przyjaciel nie zobaczył trupa tak na dzień dobry.
___Obserwował Małpę, który był coraz bliżej. Nagle mężczyzna zatrzymał się, wytrzeszczając oczy do telefonu. Potem szybko schował urządzenie, a resztę dzielącego ich dystansu pokonał biegiem, z paniką w oczach.
___- Szef Wszystkich Szefów właśnie wraca – oznajmił Likowi z nutką histerii w głosie. – Masz wszystkie? – wskazał na Ojiwi w dłoni Liko.
___- No tak, ale… - zaczął, lecz przyjaciel nie pozwolił mu skończyć.
___- Super, to idziemy. – Małpa złapał chłopaka za rękę i przygotował się do teleportacji do Międzyświata.
___ - Czekaj! – Liko wyrwał dłoń z jego uścisku. Małpa spojrzał nań niecierpliwie.
___- No co?
___Liko się zawahał. Liczba Dusz się zgadzała. Być może zabrał z Ziemi nie tą, co trzeba, a zostawił za sobą niewłaściwą Duszę, a przy okazji trupa. Ale czy to ważne? Te dwie Dusze – ta, którą zabrał, i ta, którą zostawił – miały ten sam typ, numer identyfikacyjny i niemal identyczne stadium rozwoju. Nikt się nie zorientuje. A jeśli będą zwlekać…
___- Nieważne, to może zaczekać – odparł cicho.
___Małpa prychnął ze złością. Tracili czas.
___Ułamek sekundy przed tym, jak zniknęli z tego świata, Liko rzucił okiem na śmietnik, pod który wepchnął trupa dziewczyny.
___Ale to tylko kolejny numer w kartotece, prawda?

5.
___Liko i Małpa wbiegli dziko do Departamentu Dusz, płosząc dwóch magazynierów, którzy ładowali wybrane Jiwi na wózek widłowy.
___- Gdzie to leżało? – wydyszał Małpa. Nie mogli się teleportować wprost do Departamentu, musieli przebyć pieszo drogę przez biurową dżunglę.
___Liko machnął ręką w odpowiednim kierunku, a gdy podeszli bliżej, wskazał dokładne miejsce. Małpa położył tam pudełko, po czym z zadowoleniem otrzepał ręce.
___- No, i po problemie.
___Liko głośno wypuścił powietrze z płuc. Chciał podziękować przyjacielowi za ratunek, ale nie potrafił znaleźć odpowiednich słów.
___Nagle Jiwi zaczęło się trząść. Na pudełku pojawiła się drobna, niemal niewidoczna rysa. Po chwili przed mężczyznami zmaterializowała się półprzezroczysta Dusza. Liko zamarł z otwartymi ustami.
___Dusza zaczęła krzyczeć, po czym rzuciła się do ucieczki między regały. Liko i Małpa pobiegli za nią, podobnie jak dwójka magazynierów, zaskoczonych niecodzienną sytuacją.
___- O czym chciałeś mi wtedy powiedzieć? – spytał Małpa urywanym głosem. Doganiali Duszę bez trudu. W końcu – w mniejszym lub większym stopniu – byli bogami.
___- Chyba… się pomyliłem. Zabrałem Duszę żyjącej osobie. Tamta z rozbitego Jiwi wciąż tam jest.
___Małpa puścił w stronę Liko soczystą wiązankę. Najpewniej zaczęli by się kłócić, ale udało im się dogonić zbłąkaną Duszę i przyprzeć ją do muru.
___- Możecie iść – rzucił Małpa w stronę magazynierów, którzy uczynnie pomogli w pościgu. I tak widzieli za dużo, ale najpewniej uznali, że to drobne problemy techniczne. Gdyby usłyszeli dalszą rozmowę, byłoby o wiele gorzej.
___Mężczyźni w pomarańczowych uniformach odeszli, mamrocząc coś pod nosem.
___- Uspokój się – powiedział Liko do Duszy. Roniła widmowe, na wpół przezroczyste łzy.
___Odpowiedziała coś niezrozumiałego i zaczęła trząść się jak w konwulsjach.
___- Jest w szoku, zresztą nic dziwnego – mruknął Małpa. – Jeśli masz na magazynie dziesięć identycznych Dusz i rozlokujesz je w dziesięciu różnych światach, to problemu nie ma. Ale teraz… I w dodatku widziała Międzyświat… I wszystko wie… - Małpa złapał się za głowę.
___Nagle półprzezroczysta dziewczyna przestała się trząść. Z przerażeniem w oczach, jeszcze większym niż wcześniej, uniosła drżący palec i wskazała na coś za plecami mężczyzn.
___Odwrócili się powoli i spojrzeli prosto we wściekłe oblicze Szefa Wszystkich Szefów.

6.
___Białe łóżko, białe ściany i srebrna aparatura. A, i jeszcze srebrne kraty w oknach.
___Pamiętała niewiele. Jeden skręt, drugi, piąty, chyba jakaś koka. Twarze, jej twarze, ciemność, światło, jakieś pomarańczowe plamy ganiające ją w labiryncie. I… i On.
___Do pokoju wszedł doktor z pielęgniarką. Zauważyła, że starannie zamknęli za sobą drzwi.
___- O, obudziłaś się – stwierdziła pielęgniarka znudzonym głosem.
___Pokiwała słabo głową.
___- Co się stało? – zdołała wyartykułować.
___- Przedawkowałaś, skarbie. – Doktor wydawał się sympatyczniejszy niż kobieta. Miał wielkie okulary i gęstą, rudą brodę, w której gąszczu krył się pocieszający uśmiech. – Policja znalazła cię na śmietniku, ledwo cię odratowaliśmy. Ale będzie dobrze.
___Doktor pochylił się nad łóżkiem i dotknął pocieszająco jej ramienia. Zauważyła w jego gęstej brodzie kawałek cheetosa.
___Do pokoju wszedł ktoś jeszcze.
___- O, tu jesteś – powiedziała jakaś kobieta zdecydowanie zbyt głośno.
___Skuliła się w białej pościeli i złapała za obolałą głowę.
___- Ciszej, Milena, ciszej – powiedział brodaty doktor.
___- Przepraszam – mruknęła Milena, spoglądając na nową pacjentkę. – Ale chodź, potrzebujemy cię. Mamy nowego.
___- Narkoman?
___- Nie, zwykły świr. Przytomny.
___- A, czyli będzie ciekawie. – Doktor ruszył w stronę drzwi. – Coś o nim wiemy?
___- Na razie nic, żadnych dokumentów i tak dalej. Gliny znalazły go na śmietniku.
___- Zaatakował ich?
___- Nie, nie – prychnęła asystentka. – Gadał tylko, że jest jakimś… synem boga. I że go z nieba wyrzucili.
Ostatnio zmieniony pn 19 lis 2012, 00:28 przez Ignis, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Ok, pierwszy ;D
Motylki podobały mi się bardzo, Utopia średnio, reszta tekstów po mnie spłynęła. Ten zapamiętam, wg mnie to niezłe opko.
Czytając Twoje teksty, nie mogę pozbyć się myśli o cyferce w nicku: 14. Generalnie, tekst ma być dobry i wiek autora nie powinien mieć znaczenia (chyba, nie wiem), ale nie mogę, nie potrafię się tej myśli pozbyć.
Bo co my tu mamy? Zamkniętą, przemyślaną fabułę (to nie jest tworzenie na zasadzie: siądę i coś sobie napiszę) z wyraźnie zaznaczonym początkiem, rozwinięciem i puentą, dobrze przedstawione postacie, chęć zmierzenia się z trudnym tematem i wrażenie, że autor w pełni panuje nad tekstem.

I dlatego nie potrafię wymyślić sobie obrazka, w którym czternastolatka pisze w ten sposób. I nie traktuj tego jako czepialstwo do wieku, to raczej podziw. Dlatego, pisz Ignis, pisz dużo, bo świetnie Ci to wychodzi, i będzie już tylko lepiej.

Z drobnych uwag:
Mnie osobiście nie pasują w tym tekście przekleństwa (są zbędne, nic nie podkreślają) i początek (1.), który jest zakręcony jak słoik na zimę i lekko dezorientuje. A przecież masz już kapitalne zdanie otwierające:
Zajaraj, mówili, Będzie fajnie, mówili.

3
Dzięki za miłe słowa, fajnie że Ci się podobało :).
Co do zakręconego rozdziału pierwszego, pisałam go i kasowałam chyba ze trzy razy. Tak już mam, że nad początkiem opowiadania męczę się niemiłosiernie, dopiero potem jest łatwiej.
Ogólnie opowiadanie powstawało pod presją czasu, "na szybkiego", żeby spróbować dostać się na warsztaty literackie (nie ma to jak brać się za pisanie w przeddzień terminu wysyłania prac). Dlatego zdziwiłam się, gdy napisałeś, że masz wrażenie, że autor panuje nad tekstem; bałam się, że będzie zupełnie na odwrót, a tu taka niespodzianka.
No, dostałam już miły komentarz, teraz tylko czekać na Weryfikatora, który mi wytknie błędy, których na pewno jest cała masa.
Dzięki i pozdrawiam :)

4
Dzięki, bo czytałam z prawdziwą frajdą (i zazdrością).
Nie wiem, czy są błędy na poziomie stylistycznym.

Miałabym jednak "ale": może warto zwolnić? Trochę pędzisz z fabułą - zwłaszcza tą ziemską i przez to tłoczy tam się ludek, coraz trudniej dający się indywidualizować.

_____________

ponieważ mi się podoba, to pewnie wrócę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Przyznam, że Twoje opowiadanie bardzo przypadło mi do gustu. Na prawdę się wciągnęłam nawet w tak krótki tekst. Nie czuje się wystarczająco doświadczona by wytykać ci jakiekolwiek błędy. Szczególnie podobało mi się zakończenie, uśmiałam się. Moim zdaniem motyw z twarzami również świetny. Zaciekawiła mnie ta niejasność dotycząca duszy "narkomanki", chętnie przeczytałabym ciąg dalszy :)

6
tą cholerną idiotkę
Tę.
Liko przymknął oczy, starając przypomnieć sobie ciąg cyfr.
Po czym następuje: "be, jot". Raczej ciąg znaków...
Nie rozumiał, jak mógł zakochać się w pół-robocie, i to do tego z gminu.
Przecinek przed "i" nie wygląda ładnie, więc może lepiej zamienić go na myślnik albo usunąć "i to".
Stary, ty nie rozumiesz. Ona to pudełko upuściła tam. Spadło z Krawędzi,
Nagromadzenie zaimków, mnie lepiej by się czytało gdyby zamienić "ty nie rozumiesz" na "nic nie rozumiesz", tak jakoś naturalniej. A drugie zdanie zupełnie mi się nie podoba, choć może to jakieś dziwne zaimkowe uprzedzenie :).
- Czekaj, ale… - zaczął Liko, ale odpowiedziała mu tylko sygnał przerwanego połączenia.
Można to dowolnie przerobić, żeby uniknąć powtórzenia, choćby drugie "ale" zamienić na "lecz".
No i literówka - odpowiedział, bez "a".
Kiedyś miała dom z białych desek i wielkim tarasem, matkę, ojca i psa. Teraz miała tylko matkę, i chyba jeszcze bardziej pojebaną niż ona sama.
Ja wiem, że to czepialstwo, ale wystarczyłoby zmienić drugie zdanie na coś w stylu "Teraz pozostała jaj tylko matka" i od razu wyglądałoby lepiej. Do tego znów przecinek przed "i", dla mnie to "i" zupełnie tam niepotrzebne.
W piaskownicy bawiło się dziecko, takie już trochę starsze. Ganiało nie wiadomo za czymś i wrzeszczało okrutnie, pewnie świrnięte jakieś.
Literówka, mogło ganiać nie wiadomo za czym. Poza tym - ale to moja subiektywna opinia - nagromadzenie zwrotów w rodzaju "takie już trochę" a w następnym zdaniu "świrnięte jakieś" za bardzo rozmywa tę sytuację. Chyba, że taki był zamiar.
Pobiegła po album ze zdjęciami, ale go nie znalazła. Pewnie matka go wyrzuciła, żeby nie przypominał.
Moja propozycja: Pobiegła szukać albumu ze zdjęciami, ale bez skutku. Pewnie matka wyrzuciła go, żeby nie przywoływał (bolesnych?) wspomnień.
Właściwie masz genetyczne predyspozycje i wrodzone zdolności psychotropowe, więc sobie poradzisz.
Szczerze mówiąc pierwszy raz czytam zwrot "zdolności psychotropowe". O to chodziło, czy raczej o zdolności psioniczne czy coś w tym stylu?

Dalej może odrobinę za dużo zaimków w kilku miejscach, ale generalnie jest bardzo dobrze.
Podobał mi się pomysł, struktura wydaje się przemyślana - aczkolwiek tekst zyskałby, gdyby niektóre wątki rozwinąć, bo potencjał jest ogromny. Polowanie na zagubione dusze - toż to prawie jak "Blade Runner" ;). Do tego udane zakończenie. W kilku miejscach wulgaryzmy uzasadnione, ale niektóre z nich można usunąć bez ujmy dla tekstu.
Sądzę, że masz duży talent i jeśli będziesz pracować nad stylem, to możesz pisać fantastyczne rzeczy. A jeśli rzeczywiście tekst napisałaś w jeden dzień, to gratuluje.

Mam nadzieję, że moje czepianie się miało jakiś sens, bo pierwszy raz się go tutaj podejmuje ;).

7
Dziękuje Wam za opinie.

Co do tej pędzącej fabuły, Nataszo, to chyba rozumiem, o czym mówisz. Wiem, że opowiadanko by zyskało, gdyby trochę zwolnić albo dać od czasu do czasu jakiś dłuższy opis. A z opisami mam problem, już w jakimś poprzednim tekście ktoś zwracał mi uwagę, że jest ich za mało. A ja boję się rozwijać opisy w obawie, że przesadzę i zanudzę czytelnika. Co z tym fantem zrobić?

Wizimir, dzięki za czepianie. Parę usprawiedliwień:
Stary, ty nie rozumiesz. Ona to pudełko upuściła tam. Spadło z Krawędzi
Gdy pisałam to zdanie w Wordzie, słówko "tam" było napisane kursywą, tutaj zapomniałam to zaznaczyć. Bez kursywy brzmi zupełnie nie tak jak to miało brzmieć :)
]Właściwie masz genetyczne predyspozycje i wrodzone zdolności psychotropowe, więc sobie poradzisz.
Ta, "psychotropowe". Tak to jest jak się biorę za zbyt mądre słowa. Chodziło o zdolności psychotroniczne czy jakoś tak. Mój błąd.
Mam nadzieję, że moje czepianie się miało jakiś sens, bo pierwszy raz się go tutaj podejmuje .
Oczywiście, że miało jakiś sens. Zawsze ma ;)

8
Masz fajny rytm narracji i słuch do dialogów. Słuchając Twoich postaci, łatwo w nie uwierzyć - szczególnie podobała mi się rozmowa telefoniczna z Małpą, czuć było ich przyjaźń.

Za to zgodzę się z Nataszą - warto by trochę zwolnić, czuć, że było to robione w jeden dzień. Szczególnie ucierpiała na tym Twoja ziemska bohaterka, zrobiła się strasznie sztampowa i płytka. Wiemy o niej tyle, że się uzależniła od dragów i ma patologię w rodzinie, a potem za chwilę umiera i budzi się w szpitalu.

I tu uwaga - broń Boże nie podchodź do rozciągnięcia akcji na zasadzie: dodam więcej opisów. Pisz tyle opisów, ile czujesz, że czytelnik powinien otrzymać, co za dużo to nie zdrowo. Zamiast opisów, możesz rozwijać wątki - i tu właśnie idealne wydaje się pogłębienie bohaterki, zaprezentowanie jej nam z nieco szerszej, ciekawszej perspektywy.

Wydaje mi się, że na tempie ucierpiały też pewne ważne myśli, które tylko przemknęły nieśmiało przez opowiadanie. Nie podobało mi się np. nagłe, filozoficzne zamknięcie rozdziału: Ale to tylko kolejny numer w kartotece, prawda? Nie podobało mi się właśnie dlatego, że nie rozwijałaś tego wątku, było to takie znikąd, nie wiadomo po co. Gdybyś chciała uspokoić narrację, tutaj masz kolejną okazję: rozwinięcie tej myśli, jakieś ciekawe przemyślenia, rozmowy, coś w ten deseń. A jeśli nie zamierzasz tego rozwijać, to usunąłbym to zdanie i skupił się tylko na przygodowym aspekcie fabuły, bo inaczej pozostaje silny niedosyt i wielka dysproporcja między przygodą a filozofią.

Ze spraw technicznych: zauważyłem tendencję do częstego rozstrzeliwania akapitów. Przykład:
___To był pierwszy raz.
___Drugi raz był w samotności, w pokoju zamkniętym na klucz. Skręta ukradła matce, która miała ich cały arsenał. Był jakiś… inny, ale jej to przecież nie obchodziło.
___Za trzecim razem zaczęła świrować.
Chodzi o to, że czasami takie rozbijanie tekstu jest niepotrzebne i może brzydko "uwznioślać" narrację. I nawet brzydko wygląda. Zwróć na to uwagę.

Ja tak jęczę i krytykuję, ale fakt jest taki, że ogółem to fajne, rozrywkowe opowiadanie. Dobrze się czytało. Podobał mi się początek, koniec był zbyt raptowny. Podobało mi się połączenie niebiańskich klimatów z techniką dwudziestego pierwszego wieku. Nie podobało mi się nazewnictwo: Szef Wszystkich Szefów, Wakacje. Zbyt częste używanie zwykłych słów i pisanie ich z wielkiej litery, to pójście na łatwiznę. Za to Jiwi było spoko. Szkoda, że Filin tylko na początku była, wydaje się ciekawa.

Było fajnie, a gdyby uspokoić narrację i rozwinąć bohaterkę, byłoby jeszcze lepiej. Dobra robota i powodzenia w następnych tekstach!

Miłego dnia życzy,
Patryś

PS Dobry tytuł. :)
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

9
Świetne dialogi, a pędząca narracja w ogóle mi nie przeszkadza.

Znalazłam nawet "tocoś", bo udało mi się przelecieć tekst ze wszystkimi światami i bohaterami szybko i bezboleśnie. Było miło i przyjemnie :P

Re: Bogowie i inne halucynacje

10
W sumie ciekawe.
Trochę niektóre rzeczy zgrzytają, jakaś strzelba dostrzeżona w pierwszym akcie w trzecim, ani w żadnym nie wypaliła, ale to dla mnie, dyletanta, jest do zjedzenia.
W tym ferworze czytania czasem następuje ostry zgrzyt, który skutecznie wybija mnie z rytmu.
Oprócz "psychotropowych" takim zgrzytem jest:
Ignis pisze:Po chwili Liko zorientował się, że to śmiech, nie atak palpitacji.
Chyba chodziło o atak epilepsji?
Palpitacje to przyspieszone bicie serca. Trudno jest śmiech z tym pomylić. Nawet w żartobliwym sformułowaniu:)
Myślę, że w domyśle miało być coś w rodzaju epilepsji, albo, jeśli to miało być groteskowo komiczne określenie dziwacznego śmiechu, to może atak konwulsji? Nie wiem... W każdym razie mojemu oku to jakoś nie leży.

I, jeśli chodzi o strzelbę, nie wiem, czy te twarze widziane przez dziewczynę, to miał być losowy skutek prochów, objawienie tej duszy zgubionej, czy jakieś inne signum? :))

To takie tylko wrażenia czytacza...
Ale ogólne wrażenie OK.
Pozdrawiam

11
Ignis pisze:Filin skinęła głową i odbiegła w stronę wieżowców. W przeciwieństwie do Liko miała w mózgu implanty, jak każda księgowa siódmej generacji zresztą, więc zapamiętanie ciągu nie stanowiło dla niej żadnego problemu.
To mnie zastanowiło. Bo jak dusze, jak gdzieś w górze - to niebo i Bóg(Syn), a tu implanty i księgowe siódmej generacji. Poza tym czytając ten tekst czułam się trochę jak u Karpowicza na "Balladyny...", co mi bardzo odpowiada.
Ignis pisze:Nie rozumiał, jak mógł zakochać się w pół-robocie, i to do tego z gminu.
Ignis pisze:_- Jiwi. Ta idiotka stłukła Jiwi.
Mężczyźni... Najpierw "zakochałem się", a potem "idiotka". I daj się tu uwieść. :D
Ignis pisze:__- O kurwa. Nie.
Przekleństwo ma wyrażać emocje. A ten zapis jest go pozbawiony. Może mały wykrzyknik?
Ignis pisze:Kiedyś miała dom z białych desek i wielkim tarasem, matkę, ojca i psa.
Się poplątało.

Filin upuściła Jiwii dziesięć dusz rozlazło się po świecie. Dlaczego widzi je dziewczyna? Dlaczego akurat ona? Rozumiesz, nie wpadłam na żaden "ciąg przyczynowo-skutkowy". Dostała tym pudełkiem w głowę? Może to głupie pytanie, ale mnie dręczy. Dlaczego ona widzi wszystkie zagubione dusze?
Ignis pisze:- Myślisz, że mnie oszukasz? – spytał Liko drwiąco ostatnią Duszę, którą musiał zapakować do pudełka.
Dlaczego oni pomylili dziewczynę z duszą? Brakuje mi uzasadnienia.
Ignis pisze:Gliny znalazły go na śmietniku.
___- Zaatakował ich?
___- Nie, nie – prychnęła asystentka. – Gadał tylko, że jest jakimś… synem boga. I że go z nieba wyrzucili.
Bardzo pociągająca myśl. Sama bym chętnie Niektórych za niektóre sprawki wyrzuciła.

Podoba mi się twoje pisanie. Może warto rozwinąć całość, dodać co nieco (opis Międzyświata?), trochę lepiej umotywować działania i pewne wydarzenia?

Do poczytania.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

12
ExSilentio pisze:nie wiem, czy te twarze widziane przez dziewczynę, to miał być losowy skutek prochów, objawienie tej duszy zgubionej, czy jakieś inne signum? )
Natasza pisze:Filin upuściła Jiwii dziesięć dusz rozlazło się po świecie. Dlaczego widzi je dziewczyna? Dlaczego akurat ona? Rozumiesz, nie wpadłam na żaden "ciąg przyczynowo-skutkowy". Dostała tym pudełkiem w głowę? Może to głupie pytanie, ale mnie dręczy. Dlaczego ona widzi wszystkie zagubione dusze?
No racja, jakoś zapomniałam napisać w tekście, dlaczego ona widzi te dusze.
Jakby to napisać, żeby nie poplątać jeszcze bardziej... Duszyczki są pakowane po sztuk kilkanaście, są niemal identyczne. Dlatego wysyłają je do różnych światów. Gdyby dostały się na jedną planetę, przyciągałyby się wzajemnie, tak, hmm "przywykły do swojego towarzystwa?" leżąc w Jiwi na magazynie. A jako że dostały się na Ziemię bez przypisanego ciała, to w formie bezcielesnej nie miały problemu ze zgromadzeniem się w jednym miejscu - dlatego skupiły się wokół bohaterki.
Co do "losowego skutku prochów" - właśnie o to mi chodziło: żeby nie było do końca wiadomo, o co chodzi: czy to narkotyki, czy może niebiańska interwencja.
Mam nadzieję, że wyjaśniłam. Chociaż wiem, że wyjaśnienie trochę z księżyca. Eh, fantastyka :)
Oczywiście wiem, że opko jest niedopracowane - więc dzięki za wskazanie nielogiczności i dobre rady, postaram się w najbliższym czasie poprawić tekst.
Pozdrawiam :)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”