"Nie młodzi, nieszczęśliwi" Fragment

1
Osoby, które czytały już ten tytuł z pewnością zauważą dużą różnicę. Mam nadzieje, że zaskoczę pozytywnie. To fragment opisujący relacje głównego bohatera z Lucyną Czyż.

WWWNa dworze było chłodno i wietrznie. Delikatny wiatr poruszał koronami zaniedbanych, bezlistnych drzew. Płatki śniegu spadały z szarego nieba, zostawiając słabe ślady na chodniku blokowiska. Szum przejeżdżających samochodów wślizgiwał się przez uchylone okno do pokoju. Świecące bladym światłem słońce wypełzło z nad horyzontu, rzutując leniwy blask przez przysłonięte żaluzje na błękitne ściany pomieszczenia.
WWWRozbrzmiał złowróżbny dźwięk budzika w telefonie, który z czasem stopniowo narastał. Artur otworzył powoli zaschnięte, senne powieki – błądząc wzrokiem po przeciwległym kącie pokoju. Ściana nad mahoniowym, zużytym i wyblakłym przez słońce biurku była pokryta plakatami zespołów rockowych oraz kilkoma szkicami samochodów. Nieco wyżej widniał kalendarz do którego były poprzypinane fotografie nastolatków kucających przy namiotach, leżących plackiem na plaży i wznoszących toast przy stoliku w barze. Klatka kalendarza zaznaczała aktualny miesiąc – luty. Nie było na nim przypiętych żadnych zdjęć. Właściwie, sześć poprzednich miesięcy również nie posiadało fotografii. Na biurku stał komputer. Ekran świecił i przedstawiał napisy końcowe jakiegoś filmu.
WWWPołożył ślamazarnie dłoń na przycisku budzika i westchnął z ulgą, gdy ten przestał złowieszczo skowyczeć. Pomyślał, że dokonał najgorszego wyboru ustawiając swoją ulubioną piosenkę jako dźwięk budzika. Uważał, że dzień zacznie się lepiej, gdy zostanie przebudzony przez melodię, która z reguły powinna go relaksować. Teraz znienawidził ten utwór.
WWWPrzetarł knykciami powieki i ponownie rozejrzał się po pokoju. Wszystko wyglądało tak, jak powinno wyglądać. Filtr w dziesięciolitrowym akwarium z bojownikami, które dostał na osiemnaste urodziny cicho mruczał. Sterta niedoczytanych książek (głównie lektur) piętrzyła się na szafce nocnej. Wskazówki zegara ściennego cicho stukały, ale nie pokazywały właściwej godziny. Artur nie przestawił wskazówek podczas zmiany czasu z letniego na zimowy.
WWWRuszył korytarzem do łazienki, starając się nie obudzić osowiałym krokiem śpiącego ojca za uchylonymi drzwiami sypialni rodziców; wstawał do pracy godzinę później. Robert Wolski – ojciec Artura, pracował w zakładzie zajmującym się produkcją środków chemicznych dla gospodarstw rolniczych. Większe zlecenia wymagały czasami podróży do innych miast, aby omówić osobiście warunki umowy.
WWWPoczuł pod swoimi stopami zimne kafelki. Najmniej przyjemna z rzeczy, która powtarza się każdego mroźnego poranka to chłodna łazienka. Zapalił światło i włączył elektryczną farelkę. Spojrzał mimowolnie na lustro umieszczone w kabinie prysznicowej i zobaczył przeciętnego wzrostem nastoletniego chłopca. Szatynowe, rozczochrane włosy opadały na czoło, stercząc dokuczliwie w przeróżne strony świata. Piwne, delikatnie mętne oczy pokrywały śpiochy w kącikach powiek. Cała twarz była pociągła i zachowywała wyraziste, ostre rysy. Uśmiechnął się na próbę do odbicia w lustrze. „Nie taki diabeł straszny” – pomyślał Artur i zrzucił z siebie bokserki wchodząc pod prysznic.
WWWWrócił do swojego pokoju opatulony ręcznikiem. Otworzył szufladę komody, wertując pośród poskładanych w kostkę ciuchów. Nie przywiązywał szczególnej uwagi do ubioru. Wybierał zwykle praktyczne jeansy, kolorową koszulkę z nadrukiem i bluzę z kapturem. Najważniejsze, aby ciuchy były świeże i pachnące płynem do płukania. Gdy się przebrał, chwycił za szarą torbę z denimu i nie dbając o plan zajęć powrzucał do środka podręczniki przedmiotowe. Zerknął kątem oka na zegarek ścienny i odliczył w myślach godzinę – siódma piętnaście. Powinien już wychodzić na przystanek.
WWWPodszedł z nawyku do rozkładu jazdy i sprawdził o której ma przyjechać autobus. Pod pokrytym cienką warstwą białego puchu przystankiem stała grupka ludzi. Były to osoby, które Artur widział codziennie. Znał ich zachowania niemal na pamięć. Wielkiej postury kobieta w drucianych okularach i siwych, niedbale spiętych włosach paliła papierosa. Była naprawdę wielka. Zajmowała dwa miejsca w autobusie. Wybierała zawsze to samo – za kierowcą. Wysiadała przy Urzędzie Skarbowym. Na ławce przystanku siedziała także para nastolatków. Mimo minusowej temperatury dziewczyna była ubrana skąpo. Pod futrzaną, rozpiętą kamizelką rzucała się w oczy ohydna, różowa bluzka. Partner wydawał się ubrany równie lekkomyślnie. Mieli zwyczaj obmacywania się na pięć minut przed przyjazdem autobusu. Pieścili się nieustannie, nie zamieniając ze sobą żadnego słowa. Nie tylko Arturowi przeszkadzał widok miętoszącej się jawnie i bez skrupułów parze. Na ławce siedziała także starsza kobieta w moherowym berecie przykrywającym siwą czuprynę. Rzucała co jakiś czas przeszywające spojrzenie nastolatkom, gdy z ich ust wydobywał się cichy jęk rozkoszy.
WWWNa zakręcie pojawił się autobus w mocno opłakanym stanie. Przy ruszeniu ze skrzyżowania wydobył z siebie przeraźliwy pisk paska rozrządu. Trudno było cokolwiek dostrzec przez pokryte szronem okna. „Jest! Przybyła czerwona śmierć, trumna na gumowych kołach” – westchnął w myślach Artur i zarzucił torbę na ramie z książkami.
WWWPodróż komunikacją miejską w zimę nigdy należała do przyjemnych. Gorzej – była tyranią. Ludzie, którzy zwykle chodzili do pracy na piechotę postanowili skorzystać z usług MZK. Oznaczało to brak miejsc siedzących i trzeba było się nacieszyć ciasnym, zabłoconym kawałkiem podłogi.
WWWArtur przecisnął się przez grupkę studentów i oparł o stalową poręcz na środku autobusu przegubowego. Lodowate powietrze uderzyło w jego nozdrza kiedy pojazd ruszył z przystanku. Tłok w autobusie zmuszał kierowcę do uchylenia szyberdachu. Największym dylematem podczas podróży w takie poranki jest: włożenie dłoni do kieszeni w kurtce i zabicie się przy gwałtownym hamowaniu lub trzymanie metalowej poręczy i odmrożenie dłoni. Artur postanowił wybrać mniejsze zło i chwycił barierkę.
WWW„Niech nikt ze mną nie rozmawia, nikt nie woła, wita, zaczepia, dotyka…” – zanurzył się w myślach Artur, mając nadzieje, że dojedzie do szkoły bez zbędnych incydentów. Nie miał ochoty prowadzić konwersacji w dudniącym groźnie autobusie, wśród przekrzykujących się dzieciaków. Chciał tylko spokojnie dojechać z punktu A do punktu docelowego, odsiedzieć swoje w szkole, wrócić i… Nagle jego oczy dostrzegły znajome, rude włosy na samym końcu autobusu. Siedziała tam dziewczyna z delikatnymi piegami. Błękitne, nieco dziecinne oczy wędrowały po wersach w otwartej książce. Ubrana była w wełnianą czapkę z nausznikami i pomponem na której widniały góralskie wzory. Szalik, a raczej gruba, purpurowa chusta z frędzelkami ciasno opatulała szyje dziewczyny. Dłonie przyodziewały dwuczęściowe rękawiczki.
WWWPrawie nie pamiętał w jakich okolicznościach poznał Lucynę Czyż. Szperając we wspomnieniach, potrafił przypomnieć sobie ulotną chwilę kiedy rozmawiali przy stoliku w barze. Przed oczami widział również jedną z przyjaciółek Lucyny. Świetnie pamiętał te mahoniowe włosy opadające na ramiona, czarne i wielkie jak guziki kominiarskie oczy. Zachowywała się często infantylnie, ale nie w sposób męczącego, małego dziecka, lecz słodkiej istoty wierzącej we wszystko co powiedział Artur. Choćby coś było paradoksalnie niemożliwe. Jedyne co mogło się równać z dziecinnymi, pragnącymi wrażeń oczami rudowłosej, to była właśnie jej przyjaciółka – Jadwiga. Stanowiły zdumiewający duet dziewczyn, które prześcigają się w byciu dużym dzieckiem. Mógłby opisać w myślach każdą osobę, która tamtejszego wieczoru siedziała przy stoliku w barze – oprócz Lucyny. „To bardzo zabawne i dziwne. Tak, zabawne, ale z pewnością bardzo dziwne” – oznajmił w myślach Artur wlepiając wzrok w Lucynę, która teraz przewracała stronę w książce.
WWWArtur był pewien, że tamtego okresu miał dziewczynę. Nie był jednak przekonany czy uczucie, które łączyło go z Roksaną można było nazwać „związkiem”. Nie szukał nikogo innego i tylko (a może przede wszystkim) dlatego nie mógł opisać jak wyglądała Lucyna i w jaki sposób się zachowywała tamtego dnia. Budził zaledwie we wspomnieniach moment, kiedy rudowłosa szczerzyła do niego zęby w pełnym uśmiechu. Podtrzymywała splecionymi dłońmi podbródek i wbijała świetliste oczy prosto w twarz Artura. Słuchała i była zachwycona tym co opowiadał chłopiec.
WWWPóźniej coś zaiskrzyło. Dwa lata temu, na przełomie września i października dowiedział się od Jadwigi, że wpadł rudowłosej w oko. Tym razem szalał z radości, lecz nie wiedział zbytnio co z tym szczęściem zrobić. Zbyt długo zbierał się do postawienia pierwszego kroku i szansa na rozwój znajomości przepadła. Pretekstem był stary związek Lucyny z innym chłopakiem. Nie chciała popełniać tego samego błędu – przynajmniej tak usłyszał od Jadwigi. Czar prysnął. Ulotnił się w powietrzu, pozostawiając niedosyt i słaby ślad, który Artur usiłował łapać jeszcze przez pół roku. Poddał się – zostali przyjaciółmi. Pozostały tylko liczne blizny na sercu i dumie. Tkwił przez półtora roku w czyśćcu dla zakochanych. Kiedy rozmawiał z Lucyną zachowywał bierność, cierpliwie czekając na jakikolwiek sygnał. Nic takiego się nie wydarzyło. Teraz ponownie pojawia się przed jego oczami i swoją obecnością wsuwa rozgrzane, zardzewiałe pręty prosto w jego klatkę piersiową.
WWWAutobus zwolnił przed przejściem dla pieszych. Wypuścił z siebie głośny syk powietrza niczym lokomotywa i otworzył z łomotem drzwi hydrauliczne. Wielka kobieta siedząca za kierowcą wysiadła ociężale z pojazdu i ruszyła do Urzędu Skarbowego, stawiając drobne kroczki, aby nie poślizgnąć się na oblodzonym chodniku. Na puste miejsce siedzące wbiła wzrok niska kobieta w średnim wieku o kurzych, krótko obciętych włosach i mężczyzna ubrany w golfowy sweter z gęstym zarostem. Wymienili wymowne spojrzenia i rzucili się na miejsce, jak na ostatni telewizor oddawany w wyprzedaży po sezonie. Rozpętało się prawdziwe piekło. Kobieta zaczęła krzyczeć na mężczyznę, grożąc nerwowo pięścią, a mężczyzna uśmiechał się tylko ironicznie, bo wiedział, że cała uwaga pasażerów zwróciła się w ich kierunku. Studenci wybuchli grupowo śmiechem prawie rozrywając na strzępy bębenki w uszach Artura, a ludzie starsi jak zwykle dramatyzowali obgadując obie strony konfliktu i zwalając całą winę na uczniów, którzy pozajmowali wszystkie siedzenia w pojeździe. „Choćbyś usiadł w pustym autobusie, to przyjdzie taka jedna i będzie ocierać się tobołkami o ciebie, dopóki nie ustąpisz miejsca” – rozważył w głowie Artur.
WWWNie tylko studenci zwrócili całą uwagę na rumor spowodowany przez kobietę o kurzych włosach. Lucyna również uniosła wzrok z nad książki i pobłądziła apatycznym wzrokiem na przód autobusu. Sprawiała wrażenie zobojętniałej i wybitej z głębokiego transu. Wiedział, że zaraz złapią kontakt wzrokowy i tak też się stało. Rudowłosa uśmiechnęła się promieniście, uwydatniając w ten sposób piegi na policzkach. Mrugnęła okiem w geście przywitania. Arturowi się to nie podobało; takiego powitania użyła ostatni raz w październiku – dwa lata temu. Później długo nie utrzymywali ze sobą kontaktu. Czasami tylko Lucyna zostawała zmuszana na długie, wieczorne spacery od których szukała wymówek. Artur na tych spacerach ładował baterie. Mógł się cieszyć przez jeden dzień obecnością dziewczyny, aby później popaść ponownie w samotność. Teraz tego unikał; założył maskę szczęśliwca i przybrał pasywną postawę. Nie znał żadnego dobrego wyjścia z tej sytuacji. Nikt nie wynalazł lekarstwa na miłość, bo uznano, że miłość jest lekarstwem na wszystko.
WWWOdpowiedział uśmiechem. Lucyna uniosła książkę na wysokość swoich ramion i zasygnalizowała mimicznie, że wraca do czytania. „Tak, jasne. Zapomniałaś pokazać środkowy palec.” – powiedział sobie w głębi ducha Artur, wciąż uśmiechając się serdecznie.
WWWSłońce wciąż ukrywało się za chmurami, pozostawiając w bladym i zimnym świetle gmach szkoły średniej. Srebrzyste płatki śniegu spadały pojedynczo, aby po chwili zniknąć na mokrej, obsypanej piaskiem kostce brukowej. Pięć minut do dzwonka. Uczniowie zamiast wędrować na zajęcia, stali spokojnie popalając papierosy przed szkolną bramą. Dźwięk dzwonka nie zobowiązywał – nie w szkole średniej przy ulicy Marii Skłodowskiej Curie. Szkoła nie cieszyła się dobrą reputacją, choć za wszelką cenę próbowała zmienić wizerunek na lepszy. Kończyło się to zwykle patrolami nauczycieli przy bramie szkolnej i poganianiem pyskatych uczniów na lekcje. Profesorowie nie cieszyli się zbytnio z nowego obowiązku, ponieważ musieli poświęcać swój krótki czas przerwy na ściganie popalających nastolatków. Dyrektor – Lech Zawadzki wprowadzał coraz nowsze i bardziej absurdalne reguły. Jednym z nich było zdejmowanie czapek na terenie szkoły oraz zostawianie okrycia wierzchniego w szatni. Dyrektor ignorował zupełnie fakt, że szkoła jest kompleksem budynków i przejście z lekcji na lekcje wymagało czasami wyjścia na chłodne, zimowe powietrze. Kiedy grono pedagogiczne próbowało wyperswadować dyrektorowi ten fakt, wpadł na kolejny niedorzeczny pomysł. Następnego roku miała ruszyć budowa tunelu pomiędzy budynkami. Szkoła cieszyła się jeszcze gorszą popularnością, a dyrektor dostał nowy przydomek – imperator.
WWWRozległ się donośny ryk szkolnego dzwonka, przypominający dźwięk syreny strażackiej przepowiadającej nadchodzącą wielkimi krokami katastrofę. Tylko niewielka część uczniów ruszyła przez bramę do swoich klas na zajęcia. Towarzyszyło temu donośne narzekanie. Artur wskoczył po schodkach prowadzących do gmachu budynku i otworzył wielkie, drewniane drzwi z mosiężnymi klamkami. Przypomniał sobie prędko plan zajęć i ruszył zatłoczonym korytarzem do klasy od języka polskiego.
WWWPomieszczenie wydawało się stare i zaniedbane. Na beżowych, popękanych ścianach widniały portrety poetów i pisarzy. Wysłużone, dębowe biurko nauczyciela stało na drewnianym, obłożonym paskudną wykładziną podeście. Walały się na nim sterty podręczników, stos kartek z wypracowaniami uczniów pokreślonych czerwonym długopisem i dziennik lekcyjny. W powietrzu unosiła się gęsta czereda kurzu i jeszcze coś… Tak, to z pewnością był słaby zapach kapryfolium.
WWWPrzed tablicą, tyłem do klasy stała niska i krępa kobieta po pięćdziesiątce. Spod nieudolnie przefarbowanych, zmierzwionych włosów wykradały się siwe pasemka. Ubrana była w źle dobrany komplet garniturowy, wyglądający jak tapicerka wysiedzianej wersalki w prążki. Zamaszystymi ruchami wycierała gąbką niezrozumiały dla Artura ideogram. Całe szczęście, że nie będą dzisiaj tego opracowywać. Zajął miejsce w pierwszym rzędzie, dokładnie przed biurkiem nauczyciela. Obok niego siedział pyzaty chłopiec o kręconych włosach opadających na ramiona – Gruby.
WWW— Siema. Przestałeś istnieć — wyszeptał bez namysłu Gruby, ale nie sposób było wyczuć odrobinę jadu w jego głosie.
WWW— Co?
WWW— Co robiliśmy przedwczoraj?
WWW— O czym mówisz? — bąknął ochryple Artur, wyciągając podręcznik z torby i nawet nie spoglądając kątem oka na Grubego.
WWW— A w piątek?
WWW— O czym ty gadasz, człowieku? — Tym razem zwrócił całą uwagę na pyzatego chłopca o świderkowych oczach. — Jaki masz problem? — Odłożył z głuchym trzaskiem podręcznik na ławkę.
Nauczycielka zdawała się lekceważyć hałas panujący w klasie; wciąż zmazywała tablicę.
WWW— Nie spotykasz się z nami. Siedzisz cały czas w domu, czy co ty robisz?
WWWArtur chciał już odpowiedzieć, ale rozmowę przerwała nauczycielka, która teraz odwróciła się w kierunku klasy i odrzekła wesołym, pozbawionym jakichkolwiek uprzedzeń do nastolatków głosem.
WWW— Dzień dobry, uczniowie. Proszę, powiedzcie co robiliśmy na ostatniej lekcji?
WWWSłowa wypowiedziane przez profesor Szewczyk natychmiast wprowadziły nieskazitelną ciszę w klasie. Uczniowie spojrzeli na siebie wymownie. Nie czekała zbyt długo na odpowiedź. Zrobiła ruch, który wykrzywił w grymasie żalu twarze niektórych osób. Chwyciła za dziennik i przewertowała strony, zatrzymując przez dosłownie sekundę wzrok na pierwszym rzędzie ławek. Każdy, najmniejszy ruch mógł spowodować, że Artur zostanie przepytany z ostatniego tematu zajęć. Oczywiście nie miał zielonego pojęcia co przerabiali w zeszłym tygodniu. Przecież nawet nie pamiętał co jadł wczoraj na kolacje. Zastygł w bezruchu, wbijając wzrok w otwarty podręcznik na losowej stronie. Kiepskie zagranie; profesor Szewczyk momentalnie zorientowała się, że strona na której jest otwarta książka, to temat z poprzedniego roku.
WWW— Arturze… — Zaczęła mocno rozczarowanym tonem. — Proszę powtórzyć ostatni temat lekcji.
WWWWiedział, że wpadł jak śliwka w kompot. Zerknął błagalnie na Grubego. Ten uśmiechnął się pobłażliwie. Artur przewrócił zrezygnowany stronę w podręczniku – zdając sobie sprawę, że nic nie znajdzie.
WWW— No więc… Na ostatniej lekcji rozmawialiśmy o… — Nabrał głęboko powietrza do płuc i spojrzał chyłkiem na nauczycielkę. – Cierpienia Młodego Wertera?
WWW— TAK! — niemal wykrzyknęła profesor Szewczyk, zamykając z hukiem dziennik.
WWWKlasa westchnęła z ulgą; znowu stał się bohaterem i uratował swoich kolegów przed pytaniem wszystkich do momentu, aż któraś z osób odpowie poprawnie. Szczęśliwy przypadek. Milczenie mogło tylko pogorszyć sprawę. Oddał ostatni strzał, niczym ranny żołnierz na polu bitwy. Nie nacieszył się długo zwycięstwem.
WWW— Arturze, proszę opowiedz mi na czym skończyliśmy omawiać Wertera?
WWWIronia losu; był jedną z niewielu osób, które przeczytały Młodego Wertera z kilkomiesięcznym wyprzedzeniem. Werter i Wolski mieli wspólną historie – obaj byli odrzucani przez kobietę swojego życia. Właśnie to zachęciło Artura do przeczytania książki. Rozmyślał w jaki sposób poradzi sobie tytułowy bohater, ale po dojściu do końca powieści uznał, że to restrykcyjne.
WWW— Werter wraca z podróży i… odwiedza Lottę… — Rzucił okiem na nauczycielkę, aby upewnić się, czy jest sens opowiadać dalej. Profesor Szewczyk kiwnęła potwierdzająco głową. Ciągnął dalej. — Straszliwie cierpi podczas tych wszystkich wizyt. Spotkania przynoszą tylko cierpienie i coraz gorszą samotność bohatera. — Mówił teraz coraz głośniej. — Uznaje miłość za męczarnie. Przyznaje w listach, że jest bliski obłędu. Bardzo ciężko jest mu zachować pozory. Utwierdza się w przekonaniu, że nienawidzi ludzi. Kiedy Werter daje jej do zrozumienia, że żywi do niej silne uczucie, ona zdaje się to lekceważyć i unikać… Bagatelizuje cały problem, trzymając i katując Wertera w strefie dla przyjaciół.
WWWPoczuł się skrępowany. Wiedział, że wszystkie oczy w klasie są skierowane w jego stronę. Cisza lekcyjna wydała się teraz niedorzecznie głośna i dokuczliwa. Ktoś na końcu pomieszczenia zaklaskał cynicznie.
WWW— Poszedłeś po całości, Wolski — wtrącił mimochodem chłopiec o czarnych jak smoła włosach, siedzący tuż za plecami Artura.
WWW— Świetnie Arturze, naprawdę dobry opis odczuć bohatera. Niestety nie wyjaśniłeś przebiegu wydarzeń, tylko same emocje Wertera. Dokończ, co się stało z bohaterem, kiedy Lotta uświadomiła mu, że jest dla niego tylko przyjacielem? — powiedziała przesłodzonym głosem nauczycielka, zawieszając czerwony długopis nad rubryczką w dzienniku.
WWW— Umiera z miłości.
Ostatnio zmieniony pt 07 wrz 2012, 23:33 przez Matka, łącznie zmieniany 3 razy.
"Są ślady ptasich lotów w niebie
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś."

2
Matka pisze:Delikatny wiatr poruszał koronami zaniedbanych, bezlistnych drzew.
Skoro bezlistne, to poruszał nie koronami a gałęziami.
Matka pisze: Świecące bladym światłem słońce wypełzło z nad horyzontu, rzutując leniwy blask przez przysłonięte żaluzje na błękitne ściany pomieszczenia.
Świecące światłem - masło maślane.
Wypełzło średnio mi tu pasuje do słońca, do tego nie z nad a zza horyzontu lub nad horyzont.
Druga część zdania stanowczo zbyt napchana:
leniwy blask - jaki?? przekombinowane.
Żaluzje mogły być przymknięte, zaciągnięte, przysłonięte jest coś czymś, czyli np. okno żaluzjami. I wtedy ciężko, żeby światło przez nie wpadało. Chyba, że przez szpary.
rzutując - chyba chodziło o rzucając? Bo wyszło co najmniej dziwnie.
Zostawiłabym albo na błękitne ściany albo ściany pomieszczenia.
Matka pisze:Rozbrzmiał złowróżbny dźwięk budzika w telefonie, który z czasem stopniowo narastał.
Dlaczego złowróżbny? Mógł być irytujący, piskliwy, nieustępliwy...
Masz zwyczaj do nadmiernie wydumanego opisywania rzeczy prozaicznych. Taki język, stylizacja, pasuje raczej do budowania podniosłej atmosfery, a tu, no cóż. Facet się budzi.
Zadzwonił budzik.
Matka pisze:Artur otworzył powoli zaschnięte, senne powieki – błądząc wzrokiem po przeciwległym kącie pokoju.
Nie powieki były senne, tylko Artur. Konstrukcja tego zdania również wydaje mi się przekombinowana. Za dużo niepotrzebnych słów do opisu prostej czynności.
Może:
Artur sennie zamrugał, nieprzytomnie błądząc wzrokiem po pokoju.
Matka pisze:Ściana nad mahoniowym, zużytym i wyblakłym przez słońce biurku była pokryta plakatami zespołów rockowych oraz kilkoma szkicami samochodów.
Za dużo przymiotników: mahoniowe, zużyte, wyblakłe. Zdecyduj się na ten, który w tym momencie jest najważniejszy, inaczej opisu są przeładowane szczegółami.
Matka pisze:Nieco wyżej widniał kalendarz [przecinek] do którego były poprzypinane fotografie nastolatków 1 kucających przy namiotach, leżących plackiem na plaży i wznoszących toast przy stoliku w barze. Klatka kalendarza zaznaczała aktualny miesiąc – luty. Nie było na nim przypiętych żadnych zdjęć. Właściwie, sześć poprzednich miesięcy również nie posiadało fotografii.
Znów za dużo szczegółów. Ostatnie zdanie jest dla mnie niezrozumiałe: jeżeli już to; właściwie tylko ten jeden miesiąc miał przypięte...
1. Wyszło, że wszystko to robili na raz: kucali, leżeli itd.
Opis klatka po klatce jest nużący dla czytelnika. Dużo lepiej by mi się czytało, gdybym poznawała pokój oczami Artura, gdy wykonuje różne czynności, porusza się po nim. Wtedy można ładnie dodać informacje o otoczeniu, zamiast w zwartym bloku.
Matka pisze:Położył ślamazarnie dłoń na przycisku budzika i westchnął z ulgą, gdy ten przestał złowieszczo skowyczeć.
Skoro dźwięk go irytował, dlaczego ślamazarnie (powoli, nieudolnie)?
skowyt - długi, żałosny dźwięk wydawany przez psa, człowieka. Telefon nie mógł skowytać. Zwłaszcza, że grał jakiś utwór.
Dalej nie wiem co w tym dźwięku było złowieszczego («będący zapowiedzią czegoś złego»)?
Pomyślał, że dokonał najgorszego wyboru ustawiając swoją ulubioną piosenkę jako dźwięk budzika. Uważał, że dzień zacznie się lepiej, gdy zostanie przebudzony przez melodię, która z reguły powinna go relaksować. Teraz znienawidził ten utwór.
Pisanie na okrętke, tego co można wprost:
Ustawienie ulubionego utworu jako dźwięku budzika okazało się nie najlepszym pomysłem. Melodia całkowicie mu obrzydła.
Matka pisze:Przetarł knykciami powieki i ponownie rozejrzał się po pokoju. Wszystko wyglądało tak, jak powinno wyglądać.
To brzmi absurdalnie, zdanie jest tu tylko po to, byś mogła wstawić dalszy opis pokoju. Nie, nie, nie.
Naprawdę codziennie rano uważnie oglądasz pokój sprawdzając czy nic się [samo?] nie zmieniło?
Matka pisze:Ruszył korytarzem do łazienki, starając się nie obudzić osowiałym krokiem śpiącego ojca za uchylonymi drzwiami sypialni rodziców; wstawał do pracy godzinę później.
osowiały - może być człowiek, ale na pewno nie jego kroki, do tego z pewnością, nie wydają one jakichś konkretnych dźwięków.
Do tego szyk: śpiącego za uchylonymi drzwiami sypialni ojca, który wstawał do pracy...
Matka pisze: Robert Wolski – ojciec Artura, pracował w zakładzie zajmującym się produkcją środków chemicznych dla gospodarstw rolniczych. Większe zlecenia wymagały czasami podróży do innych miast, aby omówić osobiście warunki umowy.
Robert W., ojciec Artura, zajmował się negocjowaniem umów i kontraktów dla firmy, wiązały się z tym częste wyjazdy na delegacje.
Gmatwasz.
Matka pisze:Spojrzał mimowolnie na lustro umieszczone w kabinie prysznicowej i zobaczył przeciętnego wzrostem nastoletniego chłopca. Szatynowe, rozczochrane włosy opadały na czoło, stercząc dokuczliwie w przeróżne strony świata. Piwne, delikatnie mętne oczy pokrywały śpiochy w kącikach powiek. Cała twarz była pociągła i zachowywała wyraziste, ostre rysy.
Ten sam zabieg co z pokojem. Pierwsze zdanie to pretekst do długaśnego opisu. Brzmi sztywno i nienaturalnie. Do tego nie tylko spojrzał, ale uważnie zlustrował swoje odbicie. Jeżeli już koniecznie tak chcesz, to daj mu jakiś pretekst do oglądania się...Może ma pryszcza na nosie? Chce przypakować bo ma kompleksy?
To nie tylko umożliwi bardziej naturalny opis, ale i nada życia bohaterowi, który na razie jest całkiem papierowy.
Matka pisze:Nie przywiązywał szczególnej uwagi do ubioru. Wybierał zwykle praktyczne jeansy, kolorową koszulkę z nadrukiem i bluzę z kapturem.
Opisując dokładnie ubiór przeczysz pierwszemu zdaniu. Jeżeli chcesz stworzyć takie wrażenie, opisz to.
Np.: wyjął pierwszą koszulkę z brzegu, zarzucił na nią bluzę i chwycił torbę, gotowy do wyjścia.
Matka pisze: Najważniejsze, aby ciuchy były świeże i pachnące płynem do płukania.
Mało który nastolatek na to zwraca uwagę. Faceci mają zazwyczaj dwa tryby dla ubrań: brudne i zdatne do noszenia:D
Matka pisze:Gdy się przebrał, chwycił za szarą torbę z denimu i nie dbając o plan zajęć powrzucał do środka podręczniki przedmiotowe. Zerknął kątem oka na zegarek ścienny i odliczył w myślach godzinę – siódma piętnaście. Powinien już wychodzić na przystanek.
torba z denimu - akcent kobiecy. Tworzysz bohatera, ale jest męski tylko z imienia i opisu.
Do tego zastanawiam się jaki jest sens tak dokładnego opisu kolejno wszystkich codziennych czynności. W końcu Artur wstał z łóżka, wziął prysznic i ubrał się. A ty tracisz na to 1/3 objętości tekstu.
Zrozumiałabym, gdyby te czynności pozwalały nam więcej się dowiedzieć o bohaterze, ale nie, streszczenie historii podajesz w zbitym bloku dalej...
Matka pisze:Pod futrzaną, rozpiętą kamizelką rzucała się w oczy ohydna, różowa bluzka. Partner wydawał się ubrany równie lekkomyślnie.
Facet zwróciłby uwagę na to co odsłaniała ta bluzka, a nie na to, czy jest ohydna czy nie.
Pomimo mrozu, miała odkryte nogi, obcisłą spódniczkę opinającą pośladki i głęboki dekolt.
Matka pisze:Podróż komunikacją miejską w zimę nigdy należała do przyjemnych. Gorzej – była tyranią. Ludzie, którzy zwykle chodzili do pracy na piechotę postanowili skorzystać z usług MZK. Oznaczało to brak miejsc siedzących i trzeba było się nacieszyć ciasnym, zabłoconym kawałkiem podłogi.
Truizm. Wszyscy to wiemy, chyba, że ktoś nigdy nie jechał komunikacją miejską. Jeżeli już, to dodaj dlaczego dla A. ta podróż była nieprzyjemna.
Ostatnie zdanie sugeruje, że A. siedział na podłodze...
Matka pisze:Największym dylematem podczas podróży w takie poranki jest: włożenie dłoni do kieszeni w kurtce i zabicie się przy gwałtownym hamowaniu lub trzymanie metalowej poręczy i odmrożenie dłoni. Artur postanowił wybrać mniejsze zło i chwycił barierkę.
Można też mieć rękawiczki...
Matka pisze:„Niech nikt ze mną nie rozmawia, nikt nie woła, wita, zaczepia, dotyka…” – zanurzył się w myślach Artur, mając nadzieje, że dojedzie do szkoły bez zbędnych incydentów.
E, jakoś jego myśl brzmi dość płaczliwie, co znów niezgodne jest z komentarzem narracyjnym. Coś tu się pomieszało.
Matka pisze:Prawie nie pamiętał w jakich okolicznościach poznał Lucynę Czyż.
Brzmi jak z raportu policji. Nie zdrabnia jakoś jej imienia w myślach? Do tego opis przed chwilą sugerował mi, że to było ich pierwsze spotkanie.
Matka pisze:Artur był pewien, że tamtego okresu miał dziewczynę.
W tamtym okresie...
Matka pisze:Nie chciała popełniać tego samego błędu – przynajmniej tak usłyszał od Jadwigi. Czar prysnął. Ulotnił się w powietrzu, pozostawiając niedosyt i słaby ślad, który Artur usiłował łapać jeszcze przez pół roku. Poddał się – zostali przyjaciółmi. Pozostały tylko liczne blizny na sercu i dumie. Tkwił przez półtora roku w czyśćcu dla zakochanych.
Oj, pompatycznie. Nie wiem czemu mu te blizny na sercu zostały, ani co to znaczy, że tkwił z czyśćcu dla zakochanych. W sumie dużo słów, mało informacji.
Matka pisze:Na puste miejsce siedzące wbiła wzrok niska kobieta w średnim wieku o kurzych, krótko obciętych włosach i mężczyzna ubrany w golfowy sweter z gęstym zarostem
A jest to istotne...? Co to są kurze włosy? Golf miał gęsty zarost (uwaga na podmiot domyślny)?

No, to tyle ode mnie, dalej już tylko odniosę się do całości.
Konstruujesz nadmiernie rozbudowane opisy rzeczy prostych i przyziemnych, nieadekwatnie dobierając kwiecisty, podniosły ton. równie szczegółowe opisanie codziennych, powtarzalnych czynności sprawia, że tekst jest nudny. Przeczytałam, że bohater wstał, wziął prysznic i poszedł na przystanek, i naprawdę nie jestem ciekawa co dalej. Zużyłaś dużo znaków, a bohater niewiele się zarysował, pozostał papierowy. Jego monolog wewnętrzny pojawia się późno i zawiera truizmy. Brak emocji.
Przykro mi, nie wciągnęło mnie zupełnie. Jest trochę lepiej, gdy opisujesz szkołę - pojawia się trochę fajnych momentów (nastolatki palące papierosy, wiecznie zirytowani nauczyciele, obskurna szkoła, żargon uczniowski). Niemniej nadal brak dynamizmu i nadmierna drobiazgowość.
Możliwe, że to nie mój klimat. Mam nadzieję, że moje uwagi się przydadzą.
Pozdrawiam.

3
Dziękuje. Oczywiście wezmę na poprawkę dużo, naprawdę dużo rzeczy. Zauważyłem jednak parę rzeczy z którymi się nie zgadzam. Mianowicie:

1. Korona to zespół pędów i gałęzi na drzewie, górujących nad pniem. Określenie, po prostu "gałęzie" może być, ale "korona" bardziej do mnie przemawia. Nie zmienia to faktu, że także występuje w okres zimowy.

2. "Złowróżbny dźwięk budzika w telefonie." Chciałem zaznaczyć, że pobudka wcześnie rano, może oznaczać nadchodzący zły dzień. Chciałbym to jednak pozostawić.

3. "Położył ślamazarnie dłoń na przycisku budzika." Jest senny, więc raczej nie a ochoty wykonywać gwałtownych ruchów.

4. Tutaj nie rozumiem zupełnie dlaczego jest jakieś zastrzeżenie do chłopca przyglądającego się o poranku w lustrze. To normalna czynność - sam to praktykuje. Dzięki temu chciałem też opisać bohatera.

5. T-Shirt i jeansy to standard wśród nastolatków. Chciałem tutaj napisać, że nie miał wyrafinowanego stylu. Może faktycznie to zmienię.

6. Oj, oj! Tutaj mocno zaprzeczam. Ja lubię pachnące i czyste ciuchy. Mam dziewiętnaście wiosen. Nawyk raczej mi się nie zmienił z dnia nadzień. ;)

7. Skoro chwycił barierkę i się nad tym zastanawiał, to znaczy, że nie miał rękawiczek. Fakt faktem, mogłem napisać "Tego poranka" a nie w "Takie poranki".

8. "Oj, pompatycznie. Nie wiem czemu mu te blizny na sercu zostały, ani co to znaczy, że tkwił z czyśćcu dla zakochanych. W sumie dużo słów, mało informacji." - Cały fragment jest o tym. Dlatego właśnie na lekcji jest Młody Werter, a nie Krzyżacy.

No. To tyle. Niektórych rzeczy za wszelką cenę nie zmienię. Postaram się tylko dopieścić zdania pod względem technicznym. Proste błędy typu: personifikacja golfa, albo skowyczenie budzika.

Tak na marginesie: Wcześniej gdy dałem tekst do przeczytania kilku osobom z forum usłyszałem opinie, że jest zbyt mało opisów. Tym razem słyszę zupełnie coś innego. Trudno znaleźć złoty środek.

Co jeszcze? To tylko fragment składający się z pięciu, niecałych stron. Dlatego pragnę zaznaczyć, że bohatera kreuje się przez całą książkę.
"Są ślady ptasich lotów w niebie
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś."

4
Wcześniej gdy dałem tekst do przeczytania kilku osobom z forum usłyszałem opinie, że jest zbyt mało opisów. Tym razem słyszę zupełnie coś innego. Trudno znaleźć złoty środek.
Bo to złe opisy są, Matka. Narrator nadal stoi z boku, zamiast przy postaci. Musisz patrzeć bohaterem, nie sobą. Rzeczy składające się na świat powinny być oglądane (lub odczuwane innymi zmysłami), a nie wymieniane beznamiętnie. Nie myśl, jakie coś było. Myśl, jak wyglądało, co przypominało, z czym się kojarzyło (postaci, nie Tobie).

Opis u Ciebie wygląda mniej więcej tak:
Wstał i przetarł twarz ręcznikiem. Ręcznik był zielony w żółte groszki. Na ścianie wisiał zegar. Wskazówki zegara stukały. Potem wyszedł do pracy.

A mógłby wyglądać tak:
Wstał i przetarł twarz zielonym ręcznikiem w żółte groszki. Spojrzał na zegar. Chuda wskazówka stuknęła, zatrzymując się między siódemką a ósemką. "Rany! Spóźnię się do roboty!" - pomyślał i wybiegł.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
Przyjąłem, odbiór!
"Są ślady ptasich lotów w niebie
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś."

6
Matka pisze:Zauważyłem jednak parę rzeczy z którymi się nie zgadzam. Mianowicie:
Takie święte prawo autora:P
A jednak:
Matka pisze:"Złowróżbny dźwięk budzika w telefonie." Chciałem zaznaczyć, że pobudka wcześnie rano, może oznaczać nadchodzący zły dzień.
Jednak w tekście nic nie przemawia za tym, że dzień może być zły, bohater się niczego nie spodziewa.
Matka pisze:"Położył ślamazarnie dłoń na przycisku budzika." Jest senny, więc raczej nie a ochoty wykonywać gwałtownych ruchów.
Zwłaszcza w przypadku wyłączania wyjącego alarmu:)
Matka pisze:Tutaj nie rozumiem zupełnie dlaczego jest jakieś zastrzeżenie do chłopca przyglądającego się o poranku w lustrze. To normalna czynność - sam to praktykuje. Dzięki temu chciałem też opisać bohatera.
Tak, dobrze, przyjrzyj się sobie gdy przyglądasz się w lustrze. Założę się, że nie wygląda to tak jak tu w tekście. Patrzysz na siebie i w głowie przebiegają ci rożne myśli. Jedni myślą: rany, znów przytyłem albo ale mam wielki nochal lub O rany, ale pryszcz, jak ja z tym pójdę do szkoły.... A ty po prostu wyliczasz cechy wyglądu. To kiepski opis.
Matka pisze:8. "Oj, pompatycznie. Nie wiem czemu mu te blizny na sercu zostały, ani co to znaczy, że tkwił z czyśćcu dla zakochanych. W sumie dużo słów, mało informacji." - Cały fragment jest o tym. Dlatego właśnie na lekcji jest Młody Werter, a nie Krzyżacy.
Jednakże niezrozumiałe jest co właściwie spowodowało jego straszliwe cierpienie... Nie czuć tego w bohaterze, tak? Opis patetyczny, ale w bohaterze zero emocji. Nie widać jak je przeżywa, to mało autentyczne.
Matka pisze:To tylko fragment składający się z pięciu, niecałych stron. Dlatego pragnę zaznaczyć, że bohatera kreuje się przez całą książkę.
Ale pięć stron to dużo, i po takim kawałku czytelnik powinien mieć już jakiś stosunek do bohatera. Więcej nie zawsze znaczy lepiej.
Tak na marginesie: Wcześniej gdy dałem tekst do przeczytania kilku osobom z forum usłyszałem opinie, że jest zbyt mało opisów. Tym razem słyszę zupełnie coś innego.
Nie za dużo opisów tylko zbyt drobiazgowe. Takie opisy nazywam 'spis inwentarza' bo przypominają inwentaryzację a nie zachęcają do podążania za bohaterem, patrzenia jego oczami. Na przykładzie pokazała to Thana.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

7
Ależ ten budzik sprawia dużo kłopotów. Osobiście, jak budzik wyje, to moja reakcja wygląda w następujący sposób. "Eeee...?". Ślina cieknie po wargach, pół przytomne oczy. Obracam się na drugą stronę i zakrywam głowę kołdrą. ;)

W każdym razie zmienię, to - mam nawet pewien pomysł.
Przekonałaś mnie także do opisu bohatera - przyjmuje wyzwanie.
Dzięki za pomoc. Czekam na następnych weryfikatorów. ;)
"Są ślady ptasich lotów w niebie
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś."

9
@Caroll

Właśnie robię korektę i mam problem z rozszyfrowaniem pewnej, Twojej wypowiedzi.

"E, jakoś jego myśl brzmi dość płaczliwie, co znów niezgodne jest z komentarzem narracyjnym. Coś tu się pomieszało. "

O który komentarz narratora chodzi? Nie wiem co zmienić.
"Są ślady ptasich lotów w niebie
I nic więcej;
Coś było, coś odeszło,
Pozostało coś."

10
Wypowiedz bohatera brzmi jakby się skarżył, natomiast komentarz narracyjny sugeruje, że jest z takiego stanu rzeczy zadowolony. Te dwie rzeczy powinny być spójne.
"nikt ze mną nie rozmawia, nikt nie zagaduje" - skarżę się na to.
" Całe szczęście nikt mnie nie zagaduje i nie zawraca mi głowy" - pasuje mi taka sytuacja.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

11
W części zrobionej przez Caroll starałam się nie powielać wytknięć, chyba że miałam coś trochę innego do dodania. Nie zawsze jednak chciało mi się sprawdzać, czy w jej poście ta konkretna rzecz na pewno jest.
Matka pisze:z nad
znad
Matka pisze:Na dworze było chłodno i wietrznie. Delikatny wiatr poruszał koronami zaniedbanych, bezlistnych drzew. Płatki śniegu spadały z szarego nieba, zostawiając słabe ślady na chodniku blokowiska. Szum przejeżdżających samochodów wślizgiwał się przez uchylone okno do pokoju. Świecące bladym światłem słońce wypełzło z nad horyzontu, rzutując leniwy blask przez przysłonięte żaluzje na błękitne ściany pomieszczenia.
Pierwszy akapit i pierwszy problem... Przymiotniki, morze przymiotników. Widzisz, opisy są ważne i mogą być nawet szczegółowe, ale jeżeli zjawisko, które każdy zna i wyobrazi sobie po pierwszych kilku słowach tak rozkładasz, uszczegóławiasz, to się robi nudne. Nudne i rozwlekłe. Do tego, chyba szukając już troszkę na siłę, wstawiasz momentami przekombinowane przymiotniki - "leniwy blask" na przykład.
Matka pisze:Położył ślamazarnie dłoń na przycisku budzika i westchnął z ulgą, gdy ten przestał złowieszczo skowyczeć. Pomyślał, że dokonał najgorszego wyboru ustawiając swoją ulubioną piosenkę jako dźwięk budzika.
Powtórzenie.
Poza tym, albo skowyczał, albo grał piosenkę. Skowyt to dość konkretny dźwięk.
Matka pisze:Ruszył korytarzem do łazienki, starając się nie obudzić osowiałym krokiem śpiącego ojca za uchylonymi drzwiami sypialni rodziców; wstawał do pracy godzinę później.
Znów kompletnie nieadekwatny przymiotnik. Do tego za dużo próbujesz upchnąć w jedno zdanie. Mówisz o bohaterze idącym do łazienki, a kończymy na tym, o której jego stary wstaje do pracy. Niepotrzebny przeskok.
Matka pisze:Szatynowe, rozczochrane włosy opadały na czoło, stercząc dokuczliwie w przeróżne strony świata
Zarzut jak i poprzednio. Domyślam się, że bohatera drażni fakt, że mu włosy sterczą, ale "sterczeć dokuczliwie" brzmi po polskiemu i jest tutaj po prostu nadmiernym skrótem myślowym.
Matka pisze: nie dbając o plan zajęć powrzucał do środka podręczniki przedmiotowe.
Naprawdę przesadzasz z przymiotnikami. Już naprawdę każdy wie, jakie podręczniki bierze się do szkoły. Rozpychanie zdań takimi słówkami tylko rozwleka tekst i męczy czytelnika.
Matka pisze:Partner wydawał się ubrany równie lekkomyślnie.
Trochę to po polskiemu napisane. No i "równie lekkomyślnie" tak naprawdę niewiele w tym kontekście znaczy. Że za chłodno? Czy że w futrzaną kamizelkę i ohydną bluzkę? :P
Matka pisze: Mieli zwyczaj obmacywania się na pięć minut przed przyjazdem autobusu. Pieścili się nieustannie, nie zamieniając ze sobą żadnego słowa.
No to pieścili się "nieustannie" czy tylko pięć minut przed przyjazdem autobusu? Narrator tutaj trochę gmatwa.
Matka pisze:Nie tylko Arturowi przeszkadzał widok miętoszącej się jawnie i bez skrupułów parze
widok pary a nie parze
Matka pisze:Podróż komunikacją miejską w zimę nigdy należała do przyjemnych. Gorzej – była tyranią.
Dziwnie brzmi ten rzeczownik w tym kontekście.
Matka pisze:Największym dylematem podczas podróży w takie poranki jest: włożenie dłoni do kieszeni w kurtce i zabicie się przy gwałtownym hamowaniu lub trzymanie metalowej poręczy i odmrożenie dłoni.
Jest oparty o coś i jeszcze utkany w tłumie ludzi (przed chwilą na to narzekał), to co to za dylemat? Tam się w ogóle jest jak wychrzanić?
Matka pisze:Dłonie przyodziewały dwuczęściowe rękawiczki.
Ewentualnie jakaś kombinacja ze stroną bierną mogłaby by być, chociaż i to brzmiałoby koślawo. W obecnym kształcie napisałeś coś w rodzaju "dłonie ubierały rękawiczki".
Matka pisze:wielkie jak guziki kominiarskie oczy.
Sorry, ale porównanie oczu do guzików konkretni kominiarskich brzmi groteskowo. Zwłaszcza, że to chyba ma być pozytywny opis.
Matka pisze:Później coś zaiskrzyło. Dwa lata temu, na przełomie września i października dowiedział się od Jadwigi, że wpadł rudowłosej w oko. Tym razem szalał z radości, lecz nie wiedział zbytnio co z tym szczęściem zrobić. Zbyt długo zbierał się do postawienia pierwszego kroku i szansa na rozwój znajomości przepadła. Pretekstem był stary związek Lucyny z innym chłopakiem. Nie chciała popełniać tego samego błędu – przynajmniej tak usłyszał od Jadwigi. Czar prysnął. Ulotnił się w powietrzu, pozostawiając niedosyt i słaby ślad, który Artur usiłował łapać jeszcze przez pół roku. Poddał się – zostali przyjaciółmi. Pozostały tylko liczne blizny na sercu i dumie. Tkwił przez półtora roku w czyśćcu dla zakochanych. Kiedy rozmawiał z Lucyną zachowywał bierność, cierpliwie czekając na jakikolwiek sygnał. Nic takiego się nie wydarzyło. Teraz ponownie pojawia się przed jego oczami i swoją obecnością wsuwa rozgrzane, zardzewiałe pręty prosto w jego klatkę piersiową.
Wielkie słowa, a uczuć bohatera zupełnie nie czuć. Narrator jest gdzieś obok. Rozrysowuje jakieś rozżarzone pręty i takie tam, zamiast spojrzeć, co tak naprawdę dzieje się w sercu chłopaka. Wcześniej nużące opisy czynności i nagle taki wypad w romantyzm - wychodzi groteskowo.
Matka pisze:Na puste miejsce siedzące wbiła wzrok niska kobieta
Wbić wzrok można "w" coś, a nie "na".
Matka pisze: pobłądziła apatycznym wzrokiem na przód autobusu.
Samo "błądzenie wzrokiem" jest oczywiście stosowanym określeniem, ale jak dodamy do tego konkretny cel, miejsce (tutaj "przód autobusu"), to już nie działa. Nie stosuje się tego w takim kontekście. Zresztą brzmi to trochę śmiesznie.
Matka pisze:Nie tylko studenci zwrócili całą uwagę na rumor spowodowany przez kobietę o kurzych włosach. Lucyna również uniosła wzrok z nad książki i pobłądziła apatycznym wzrokiem na przód autobusu. Sprawiała wrażenie zobojętniałej i wybitej z głębokiego transu. Wiedział, że zaraz złapią kontakt wzrokowy i tak też się stało.
powtórzenie
Matka pisze:Mrugnęła okiem w geście przywitania.
Mrugnięcie okiem nie jest gestem.
Matka pisze:Czasami tylko Lucyna zostawała zmuszana na długie, wieczorne spacery
Zupełnie niegramatycznie.
"była zmuszana do długich, wieczornych spacerów" jeśli już chcesz stronę bierną.
Matka pisze:Słońce wciąż ukrywało się za chmurami, pozostawiając w bladym i zimnym świetle gmach szkoły średniej. Srebrzyste płatki śniegu spadały pojedynczo, aby po chwili zniknąć na mokrej, obsypanej piaskiem kostce brukowej. Pięć minut do dzwonka. Uczniowie zamiast wędrować na zajęcia, stali spokojnie popalając papierosy przed szkolną bramą. Dźwięk dzwonka nie zobowiązywał – nie w szkole średniej przy ulicy Marii Skłodowskiej Curie. Szkoła nie
Kupa powtórzeń. Do tego "słońce pozostawiające coś w świetle" to kolejny koślawiec.
Matka pisze:wyperswadować dyrektorowi ten fakt,
wyperswadować ten pomysł już raczej.
Ewentualnie "uświadomić ten fakt"
Matka pisze:Dyrektor – Lech Zawadzki wprowadzał coraz nowsze i bardziej absurdalne reguły. Jednym z nich było zdejmowanie czapek na terenie szkoły oraz zostawianie okrycia wierzchniego w szatni. Dyrektor ignorował zupełnie fakt, że szkoła jest kompleksem budynków i przejście z lekcji na lekcje wymagało czasami wyjścia na chłodne, zimowe powietrze. Kiedy grono pedagogiczne próbowało wyperswadować dyrektorowi ten fakt, wpadł na kolejny niedorzeczny pomysł. Następnego roku miała ruszyć budowa tunelu pomiędzy budynkami. Szkoła cieszyła się jeszcze gorszą popularnością, a dyrektor dostał nowy przydomek – imperator.
Znów powtórzenia.
I... Tunel? Już widzę, jak szkoła publiczna dostaje na to kasę xP Łącznik między budynkami - ok, norma, ale tunel?
Matka pisze:Rozległ się donośny ryk szkolnego dzwonka, przypominający dźwięk syreny strażackiej przepowiadającej nadchodzącą wielkimi krokami katastrofę.
Według mnie strasznie przesadzony opis. Po co wpychać dramatyzm w coś aż tak prozaicznego jak dźwięk dzwonka? Lepiej zostaw emocje na interakcje między bohaterami.
Matka pisze:gęsta czereda kurzu i jeszcze coś…
Czereda kurzu? Nie, po prostu zdecydowanie nie pasuje tutaj to słowo. Nie ma w takim kontekście większego sensu.
Matka pisze:ale nie sposób było wyczuć odrobinę jadu w jego głosie.
Gramatyka się sypie. W polskim mamy podwójne zaprzeczenie, więc powinno być "nie sposób było nie wyczuć" i poza tym "odrobiny jadu", a nie "odrobinę jadu".
Matka pisze:nawet nie spoglądając kątem oka na Grubego.
jak w ogóle nie spogląda, to nie ma znaczenia, czy kątem oka, czy "całym okiem". Podkreślone słowa to tylko zbędne rozpychacze w tym zdaniu.
Matka pisze:dwróciła się w kierunku klasy i odrzekła wesołym, pozbawionym jakichkolwiek uprzedzeń do nastolatków głosem.
Primo: nie "odrzekła", bo na nic nie odpowiadała. Może być "powiedziała", "rzekła" (ewentualnie), ale już nie "odpowiedziała".
Po drugie: głos nie może być pozbawiony uprzedzeń. Może brzmieć tak, ze sugeruje iż dana osoba nie ma uprzedzeń. W obecnym kształcie mamy nadmierny skrót myślowy.
Matka pisze:kilkomiesięcznym
kilkumiesięcznym
Matka pisze:uznał, że to restrykcyjne.
eee? to znaczy jakie? Tak, wiem, jak się kończy Werter i mniej więcej czują, co chciałeś powiedzieć, ale zdecydowanie nie wyszło.
Zauważ też jedną rzecz. Tutaj mamy odniesienie do bohatera, jego emocji, wchodzimy znów w temat miłości, mamy nawiązanie do samobójczej śmierci Wertera, a Ty to zamykasz w słówku "restrykcyjne". I właściwie tyle. Opisowi biurka w szkole (które każdy widział) poświęcasz więcej miejsca (i chyba wysiłku własnej wyobraźni) niż przedstawieniu emocji bohatera. W ten sposób czytelnik się do niego nie zbliży.
Matka pisze:opowiadać dalej. Profesor Szewczyk kiwnęła potwierdzająco głową. Ciągnął dalej.
Znów powtórzenie.



Oj, jest ciężko. Opisy straszliwie nużące. Niepotrzebne rozwodzenie się nad oczywistościami przy równocześnie słabym oddawaniu emocji bohatera. Narrator jest za bardzo "obok" - opisuje wszystko, co chłopak widzi i czego nie, o jego emocjach gada z wyraźnym dystansem, wpadając w patos, zamiast oddać je zachowaniem chłopaka, jakimiś szczegółami. Thana to bardzo dobrze podsumowała
Thana pisze:Narrator nadal stoi z boku, zamiast przy postaci. Musisz patrzeć bohaterem, nie sobą. Rzeczy składające się na świat powinny być oglądane (lub odczuwane innymi zmysłami), a nie wymieniane beznamiętnie. Nie myśl, jakie coś było. Myśl, jak wyglądało, co przypominało, z czym się kojarzyło (postaci, nie Tobie).
Dużo błędów. Tak naprawdę, jak na moje oko, większość opisów do napisania od nowa (albo lepiej wycięcia i zastąpienia czymś ciekawszym).
Historii po takim fragmencie nie oceniam.

I jeszcze jedno:
To tylko fragment składający się z pięciu, niecałych stron.
To nie jest tylko. To jest AŻ. Jeżeli pierwsze dwie strony odrzucają, to czytelnik nie zajrzy dalej. I tyle.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”