Łowcy Życia

1
WWWW dole formowało się potężne tornado. Czerwone tumany kurzu, pyłu i kamieni rozpoczynały szaleńczy taniec wokół nieregularnego oka, które wyzywająco łypało na Sandera. Według jajogłowych z CWE huragan miał osiągnąć siłę ziemskiego F4, a może nawet F5.
WWWLampka na ścianie rozbłysła czerwienią i głośnik wypluł metalicznie brzmiące słowa:
WWW– Trzysta sekund do zrzutu!
WWWMężczyzna nawet się nie poruszył. Stał jak urzeczony przy panelu i podziwiał piękne widowisko, które rozgrywało się trzy kilometry niżej. Wywołał transmisję jednego z automatów krążących wokół punktu zero. Na ekranie pojawiła się brązowo-turkusowa ściana skłębionych fal układających się w charakterystyczną spiralę, pod którą krążyły dziesiątki botów rejestrujących i zdalnie sterowanych czujników. Maszyny wyglądały jak szerszenie atakujące natręta.
WWWNagle ekran zamigotał serią zakłóceń i przed Sanderem pojawiła się ogromna pobrużdżona twarz.
WWW– Emmerson! Pakuj swoje chude dupsko do chrabąszcza. Mam ci wysłać specjalne zaproszenie?
WWW– Spokojnie, Fredrick. Ta dziecina dopiero zaczyna się rodzić, jeszcze nie widać główki.
WWW– Wiem, co pokazują boty. I nie zaczynaj mi tu gadki o intuicji. Tomaszewski lubił te brednie. Mnie to zupełnie nie podnieca. Yamashi siedzi ci na ogonie, więc nie będę tolerował żadnej wpadki. I nie uciekaj z kadrów jak ostatnio. Chce widzieć logo na jak największej liczbie ujęć.
WWW– Przy F5 i tak gówno będzie widać – powiedział Sander i poszedł w kierunku śluzy. – Nawet filtry botów się pogubią.
WWW– Gówno, to z ciebie zostanie jak coś spieszysz i… – Drzwi zatrzasnęły się i mężczyzna nie usłyszał dalszej części zdania. Niespecjalnie się tym przejął. Fredrick zawsze był wyjątkowym bucem, a odkąd przejął sekcję Jeźdźców, srał dalej niż widział.
WWWPodszedł do chrabąszcza. W ciemności żółte logo Citrowsky Weather Engineering jarzyło się jasnym blaskiem. Za około dwie minuty podłoga zapadnie się, a on, zamknięty w tej żelaznej trumnie, spadnie w sam środek huraganu.
Panele boczne rozsunęły się i za grubą szybą zobaczył czerwony glob. Na jego tle dojrzał lśniące Matki, które za chwilę wyplują pozostałych zawodników.
WWW– Sto pięćdziesiąt sekund do zrzutu!
WWWWszedł do kapsuły i nałożył hełm z charakterystycznym usztywniaczem na karku, co upodabniało go do kierowcy bolidu wyścigowego.
WWW– Olaf! Podaj parametry – rzucił do mikrofonu.
WWWW słuchawce usłyszał kilka metalicznych trzasków, a później szorstki głos Przewodnika:
WWW– Trzysta pięćdziesiąt na godzinę. Widoczność pół metra. Sprawdzałeś tarcze?
WWW– Wczoraj. Wszystko gra.
WWW– No to trzymaj się chłopie. I nie daj się wykręcić, bo sponsorzy się wściekną.
WWW– Dam radę. Do usłyszenia na dole.
WWWOsłona kabiny opadła z trzaskiem. Kable, które oplatały kapsułę naprężyły się, a potem jeden po drugim zaczęły wypadać z gniazd, wyrzucając z siebie kłęby pary. Śluzę wypełnił syk uciekającego powietrza i wrzask automatu:
WWW– Uwaga: zrzut za 10… 9… 8… 7…
WWWSander zamknął oczy i uspokoił oddech. Jak zawsze przed zrzutem zaczął myśleć o piersiach Ernee. Krągłych i ciepłych niczym świeżo wypieczone bułeczki.
WWW– … 4… 3… 2…
WWW– Amen – powiedział i zacisnął szczęki.
WWWPrzeciążenie odebrało mu oddech. Poczuł, jak krew odpływa z palców u nóg, a żołądek przytula się do serca. Nie znosił tego, ale skok miał swoje zasady. Po chwili chrabąszcz zaczął zwalniać i Sander zobaczył pozostałe kapsuły. Dziesięć lśniących pojazdów sunących niczym komety w sam środek czerwonego piekła. Yamaschi z Fuel Electronics był wyraźnie na przedzie.
WWW– Kurwa! – syknął i odpalił silniki.
WWW– Sander. Za wcześnie na sterowanie ręczne – odezwał się Przewodnik.
WWW– Dam radę.
WWW– Znosi cię na lewo.
WWW– Dam radę! – powtórzył z naciskiem, choć na ekranie widział trajektorię lotu i czerwony napis: „Prawdopodobieństwo wypadnięcia”.
WWWKilka sekund później jego kapsuła zatonęła w czerwonym wirze. Aktywował tarczę i niemal w tym samym momencie pojazd oberwał głazem niesionym przez wiatr.
WWW– Jezus! Zaraz wypadniesz.
WWWEmmerson nie zamierzał tego komentować. Wyłączył tylne silniki i pozwolił, aby wichura niosła go swobodnie po obrzeżach leja. Kiedy wydawało się że potwór zaraz go wypluje, odpalił boczne dysze i wcisnął się w głąb tornada. Wszędobylskie boty rejestrujące pognały za nim jak ryby-piloty podążające za rekinem. Dbały, aby trzysta milionów widzów siedzących w swoich domach na Ziemi, lub w bezpiecznej koloni na Marsie, nie przeoczyło żadnego fragmentu zmagań Łowców Życia.
WWWKiedyś jakiś dziennikarz zapytał Sandera, dlaczego zawodnicy tak siebie nazywają. Chłopak zastanawiał się chwilę, po czym powiedział:
WWW– Od momentu, w którym znajdziesz się w leju, liczy się tylko jedno: przeżyć. Główną zasadą zawodów jest utrzymać się wewnątrz tornada i nie dać się wypchnąć przez innych, ale tak naprawdę każdy sra pod siebie ze strachu, bo nie wie czy przeżyje następne kilkanaście sekund.
WWW– To dlaczego to robicie? – drążył dziennikarz.
WWW– Dla pieniędzy.
WWWSander przypomniał sobie teraz tę rozmowę. Wtedy zbył dziennikarza głupim banałem, ale doskonale widział, że nie naraża życia dla forsy. Ujeżdżanie huraganu, jak każdy sport ekstremalny, potrafiło uzależnić bardziej niż narkotyki, wirtuale czy seks bez zabezpieczeń w dzielnicy dziwek.
WWW– Uważaj!! – wrzasnął Olaf, wyrywając Sandera z zamyślenia.
WWWJeździec dosłownie w ostatniej chwili dostrzegł kapsułę Yamaschi’ego pędzącą wprost na niego. Zrobił niezdarny piruet i puścił przeciwnika dołem.
WWW– Skurwiel wypchnął już trzech.
WWW– Mało brakowało. Jak to wygląda?
WWW– Emerich się nie utrzymał. Jack dostał kamieniem i spadł. Chyba przeżył, bo nie widziałem botów medycznych.
WWW– Czyli razem ze mną zostało pięciu. Ile do końca?
WWW– Za około trzy minuty wiatr zacznie słabnąć. Musisz wytrzymać.
WWWTarcza na dziobie chrabąszcza rozbłysła błękitem i Sander poczuł potężne uderzenie. Przez chwilę nie wiedział, co się dzieje. Wpadł w korkociąg. Masy brunatnego powietrza ciskały nim we wszystkie strony. Ściskał kurczowo drążki, próbując utrzymać się na trajektorii wyświetlającej się na ekranie. Kiedy wydawało mu się, że ustabilizował lot, coś walnęło w niego, tym razem z tyłu.
WWW– To Wachowicz – oznajmił Olaf.
WWW– Zawzięte bydle – skwitował Emmerson i włączył przednie silniki na pełną moc.
WWWWachowicz nie przewidział takiej reakcji i nie zdążył zrobić uniku. W efekcie dwa chrabąszcze zderzyły się, rozsypując dokoła pęki błyskawic. Kapsuła Sandera odbiła w kierunku centrum tornada. Wachowicza rzuciło w dół, wprost na ogromny głaz niesiony przez wiatr. Osłona pojazdu Polaka nie odpaliła.
Sandera znosiło do środka burzy, ale widział wszystko na skanerach. Górna pokrywa chrabąszcza Wachowicza rozpadła się, jak rozbita skorupka jajka. Niewielka postać została natychmiast wyssana na zewnątrz. Emmerson patrzył z przerażeniem, jak człowiek koziołkuje w powietrzu i kręci się coraz szybciej i szybciej wokół własnej osi. A potem gubi wszystkie kończyny, jak owad rozdzierany palcami niewidzialnego olbrzyma, i niknie w czerwonych odmętach.
WWWSander odwrócił wzrok od ekranu. Przez chwilę słyszał tylko własny oddech.
WWWWłaśnie dlatego zawody były tak popularne wśród widzów. Niemal przy każdym skoku zdarzał się wypadek. Im bardziej efektowny, tym większa oglądalność. Zawodnicy wiedzieli o tym. Mimo to, gdy w kanionie Valles Marineris rozpoczynał się sezon potężnych tornad i burz piaskowych, rzucali się w sam ich środek, by przez kilkanaście sekund poczuć się jak herosi walczący z żywiołami.
WWWWiatr zaczął słabnąć.
WWW– Dwieście na godzinę – głos Przewodnika przywrócił umysł Jeźdźca do rzeczywistości. – Jeszcze minuta, Sander.
WWW– Rozniosło go, Olaf – wymamrotał Sander. – Rozniosło…
WWW– Maszyny czasem zawodzą. Skup się chłopie, bo skończysz jak ten biedak. Krążysz za blisko centrum.
WWWMężczyzna natychmiast oprzytomniał. Miedzy tumanami pyłu dostrzegł mocne błyski świadczące, że zbliża się do jądra tornada. Dobrze wiedział, że stamtąd nie ma powrotu.
WWWMechanizm tworzenia się nawałnic na Czerwonej Planecie był podobny do ziemskiego; gdy nad mocno nagrzane powietrze napływał chłodniejszy front, powstawały turbulencje i zawirowania, które rozpędzały się do ogromnych prędkości. Na tym podobieństwa się kończyły. Te burze były o wiele bardziej nieprzewidywalne i nieokiełznane. Potrafiły zmieniać kierunki rotacji i zaskakiwać trajektorią ruchu. Siły wytwarzające się w ich wnętrzach nadal stanowiły zagadkę. W trzonach huraganów powstawały niezwykle silne wyładowania i impulsy elektromagnetyczne, które powodowały śmierć każdej elektroniki.
WWWEmmerson patrzył jak urzeczony na przepiękny taniec błyskawic i przypominających zorzę refleksów. Przypominał sobie legendy krążące wśród Jeźdźców na temat tego, co dzieje się z człowiekiem, gdy tam wpadnie. Jednak mimowolnie popuszczał drążki, silniki leciutko zmniejszały siłę. Chrabąszcz z każdym okrążeniem zbliżał się do centrum o kilka metrów.
WWW– Sto dwadzieścia na godzinę – relacjonował Przewodnik. – Suka umiera, Sander.
WWWJeszcze trochę. Był tuż, tuż. Tak bardzo chciał zobaczyć…
WWWI nagle nastała cisza.
WWWWiatr ucichł i powietrze zastygło na moment, jak gęsta pomidorowa zupa. Chwilę później pył zaczął opadać i chłopak zobaczył dwie poobijane kapsuły. Z dziesięciu zawodników tę jazdę ukończył jedynie on, Eddie Yamashi i Walt Groedger.
WWW– Brawo, stary! – odezwał się zadowolony Olaf. – Nadal jesteśmy w grze .
WWW– Taa… – rzucił od niechcenia.
WWWTornado trwało niecałe dziesięć minut. Już zaczynał tęsknić.
Następne burze miały pojawić się w tym rejonie dopiero pojutrze. Czekał go zatem jeden dzień odpoczynku. Wracając do Matki myślał jak spędzi wolny czas. Może urżnie się w trupa, a może odwiedzi Ernee? Nie ważne, co będzie robił i tak nie przestanie myśleć o podniebnym tańcu z żywiołem. W końcu po to się urodził…

Koniec

Wokół tego pomysłu finiszuję opowiadanie na 50tyś znaków, być może niedługo gdzieś się pojawi, jak myślicie, interesujące?
Ostatnio zmieniony wt 23 paź 2012, 12:32 przez Daywayfarer, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Podobało mi się. Myślę, że interesujące.
Daywayfarer pisze:– Gówno,BEZ PRZECINKA to z ciebie zostanie PRZECINEK jak coś spieszysz i…
spieprzysz zamiast spieszysz, co nie?
Daywayfarer pisze:– Trzysta sekund do zrzutu!
Trzysta sekund? Dlaczego trzysta? Ile to minut? Pięć, czyli kupa czasu. Ja wiem, że pięć minut nie brzmi tak dramatycznie, jak trzysta sekund, ale zaraz zaczęłam przeliczać i zastanawiać się dlaczego tak, a nie inaczej.
Daywayfarer pisze:– Przy F5 i tak gówno będzie widać – powiedział Sander i poszedł w kierunku śluzy. – Nawet filtry botów się pogubią.
WWW– Gówno, to z ciebie zostanie jak coś spieszysz i… – Drzwi zatrzasnęły się i mężczyzna nie usłyszał dalszej części zdania. Niespecjalnie się tym przejął. Fredrick zawsze był wyjątkowym bucem, a odkąd przejął sekcję Jeźdźców, srał dalej niż widział.

Zachowujesz ciąg logiczny: gówno-gówno-srał. Mówiłam, że lubię ten twardy, męski język? Nie? To jeszcze powiem.
Daywayfarer pisze:– Amen – powiedział i zacisnął szczęki.
Daywayfarer pisze:– Kurwa! – syknął i odpalił silniki.
Daywayfarer pisze:– Jezus! Zaraz wypadniesz.
Jak k*** trwoga, to do Boga! Zdecyduj się. Albo twardziele, albo zakonnicy. Chyba, że piszesz na wzór amerykański. Prawdziwi twardziele czytają tam w motelach Biblię, klnąc na p*** karaluchy.
Daywayfarer pisze:W efekcie dwa chrabąszcze zderzyły się, rozsypując dokoła pęki błyskawic.
rozsypując pęki błyskawic mi nie zgrywa.

Daywayfarer pisze:– Dwieście na godzinę – głos Przewodnika przywrócił umysł Jeźdźca do rzeczywistości. – Jeszcze minuta, Sander.
Sander, jeszcze minuta!
Dlaczego tak? Sander przeżywa śmierć Wachowicza. Przewodnik woła do niego po imieniu/nazwisku, żeby przykuć jego uwagę, a dopiero potem podaje informację.

Zwrot przywrócić umysł do rzeczywistości nie za bardzo. Jest wrócić do rzeczywistości.
Daywayfarer pisze:– Maszyny czasem zawodzą. Skup się chłopie, bo skończysz jak ten biedak. Krążysz za blisko centrum.
Za bardzo rozgadane. Ja sobie wyobrażam, ze to się dzieje w ułamkach sekund, więc za dużo tu słów. Wyrzuć: czasem, chłopie, bo skończysz jak ten biedak. Daj komunikaty: Maszyny zawodzą. Skup się, jesteś/krążysz za blisko centrum.
Daywayfarer pisze:Tak bardzo chciał zobaczyć…
Ja też! To gdzie się pojawi całość?

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Początek sprawia wrażenie, jakbyśmy stali przy potężnym wirze. Zaraz włączają się skojarzenia z filmu Twister. Potem zbijasz klimat nazwami, skrótami, których nie rozumiem i oznaczeniami, które czytelnik może rozumieć (jeśli widział Twistera) albo nie. Tutaj to nie pasuje. Coś się rozchodzi. Te informacje bardziej pasują do dialogu.
Idźmy dalej. Nagle dowiadujemy się, że bohater obserwuje zjawisko z wysokości 3 km. Rozumiesz o co mi chodzi? Pierw kamyczki, piasek, drobinki a potem 3 km. To burzy obraz.

Szerszeń atakujący natręta? Nie bardzo. Szerszeń atakuje intruza. Natrętny to może być szerszeń lub inne bzykadło.

Pierwszy dialog. Kto z kim rozmawia? Przepraszam, ale zgubiłem się. Trzy razy to czytam. Narrator tutaj wziął wolne, ale poszedł do kibla i opowieść toczy się bez niego.

"Śluzę wypełnił syk uciekającego powietrza" --> rozumiem że to wynik awarii... a jednak nie. W kosmosie uciekające powietrze źle się kojarzy. ;) To tak jakby powiedzieć o gubisz krew, ale to normalne.

"odpalił boczne dysze i wcisnął się w głąb tornada". --> brzmi to bardzo fantastycznie. Tak to fantastyka, ale... w tornadzie, szczególnie tak potężnym dzieją się rzeczy które najstarszym góralom się nie śniły. Znane są przypadki, że słoma przebijała drewniane belki. Deski wbijały się w samochody jak włócznie w bebechy. Słuchaj, nie wiem czy ryzykowałbym umieszczenie w opowieści wątku że mała kapsuła ma silniki zdolne pokonać wytworzoną w ruchu obrotowym siłą odśrodkową. Nie mówiąc o obrażeniach i przeciążeniach wewnątrz. O energii która byłaby do tego potrzebna - silniki, reduktory przeciążeń, tarcze energetyczne (bombardowane dziesiątkami tysięcy drobinek i kamyczków każdy zdolny przebić go na wylot na mikrosekundę) i cała inna masa sprzętu, który byłby niezbędny aby w czymś takim przeżyć. Nie czuję tego pomysłu.

Co do błędów językowych nie będę się wypowiadał, zrobią to ode mnie lepsi.

Motyw ujeżdżania kosmicznych tornad... niby coś nowego, ale to tak jak wymyślać zawody w bieganiu po powierzchni słońca, albo ujeżdżaniu komet. Nie przemawia do mnie koncept. Zbyt oszczędnie opisany. Nie czuję w ogóle emocji uczestnika, ot parę zwrotów i wyobrażenia cycków v- bez cycków nie ma fajnego s-f, tez tak uważam ;). Mam nadzieję, że w pełnym tekście jest to rozwinięte (emocje bohatera, nie cycki).

Pozdrawiam!

[ Dodano: Czw 20 Wrz, 2012 ]
Aha i jeszcze jedno. Huragan to nie tornado. W żadnym wypadku nie można używać tych słów jak synonimów.

[ Dodano: Czw 20 Wrz, 2012 ]
A jak napędzane są drony, które latają w każdym miejscu za uczestnikami zawodów? To już totalnie nie trzyma się kupy.
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over

5
To jest nieźle napisane.

Koncepcyjnie mnie nie porwało. Być może wersja rozwinięta wnosi coś więcej, bo na razie to widzę lekko przerobiony motyw "to krwawe reality show". Ostatnio, mam wrażenie, wyskakujący coraz częściej.

Co mi w tym tekście szczególnie nie pasowało, to to długie zamyślanie się bohatera, gadanie Przewodnika itd. Jak wszystko wokół ciebie zapiernicza 350km/h, to nie masz czasu na
Daywayfarer pisze:Sandera znosiło do środka burzy, ale widział wszystko na skanerach. Górna pokrywa chrabąszcza Wachowicza rozpadła się, jak rozbita skorupka jajka. Niewielka postać została natychmiast wyssana na zewnątrz. Emmerson patrzył z przerażeniem, jak człowiek koziołkuje w powietrzu i kręci się coraz szybciej i szybciej wokół własnej osi. A potem gubi wszystkie kończyny, jak owad rozdzierany palcami niewidzialnego olbrzyma, i niknie w czerwonych odmętach.
Ja wiem, ze jemu to wyświetla skaner (nawiasem mówiąc: z takimi detalami? po kiego grzyba?), ale jeżeli on się przez cały ten proces gapi na skaner, to na moje jest już trupem.
Zanim zareaguje musi jeszcze usłyszeć zdanie kumpla, czyli lecą kolejne sekundy. W tym tornadzie zagrożenia są raz na pół minuty, czy co?

Technicznie raczej bez większych zarzutów. Coś tam, gdzieś tam zgrzytnęło, ale nie chciało mi się z tego powodu przerywać lektury.

Mimo że ten tekst mnie nie powalił, to z chęcią poznałabym pełną wersję. Ot, ciekawość, co z tego pomysłu wycisnąłeś.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Dziękuję za opinie.

Jedna uwaga:
Co mi w tym tekście szczególnie nie pasowało, to to długie zamyślanie się bohatera, gadanie Przewodnika itd. Jak wszystko wokół ciebie zapiernicza 350km/h, to nie masz czasu na
Jest taki brytyjski film dokumentalny "Closer to the edge" , który opowiada o corocznych wyścigach motocyklowych na ulicach pewnego miasta w UK, Panowie ścigają się 300 km/h miedzy domami, po wąskich drogach. Co roku kilku z nich ginie.
Polecam obejrzeć, żeby przekonać się jakie rzeczy można robić przy takich prędkościach. Przy tym akcja mojego opowiadania, w którym bohaterowie prowadzą dyskusje wewnątrz tornada, przezywają to co dzieje sie dokoła itp. to naprawdę pikuś.

[ Dodano: Sro 23 Sty, 2013 ]
zapowiadałem, że ten fragment będzie miał rozwinięcie:

no i jest:

http://www.esensja.pl/tworczosc/opowiad ... l?id=15740
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”