„Goldenkrick - Poza Linię Horyzontu”
~***~
WWWCzy kiedykolwiek marzyliście o tym, aby oderwać się od komputera, odłożyć kubek z kawą lub wstać sprzed telewizora i bez słowa opuścić rodzinny dom? Puścić w niepamięć oczekujące na spłatę rachunki, długi i tak po prostu rzucić się w bezmiar przygód, które czyhają nawet tuż za progiem.WWWDomyślam się, że niejeden z Was zastanawiał się nad takim wyczynem, nawet jeśli miałby to być krótki wypad do malowniczego parku, tam i z powrotem – to już zawsze coś! I domyślam się również, że kiedy zamierzaliście chwycić za klamkę, otwierającą drzwi do jakiegoś czarownego światka, za plecami, z ust swoich najbliższych słyszeliście słowa, które burzyły wasze plany i entuzjazm.
WWWZastanówcie się jednak, co byście zrobili, gdyby los podjął decyzje samodzielnie i cisnął was w toń nieznanej rzeczywistości, w bezlik przygód i niebezpieczeństw. Tak jak bohatera owej historii, który z dnia na dzień straci wszystko.
~***~
Rozdział I
W nieznane
In this river all shall fade to black
In this river ain't no coming back
In this river all shall fade to black
Ain't no coming back
WWWGoldenkrick, była to iście sielska planeta. Pełna gór, dolin i zacisznych miejsc, osaczonych fikuśnymi drzewami, wyglądającymi jakby pielęgnował je sam mistrz bonsai. Nie brak na niej było też jezior, mórz i oceanów, odbijających w swej lazurowej toni nieboskłon, który najpiękniejszy był nad nieskończenie rozciągającymi się zielono-rudymi stepami, gdzie dzienne sklepienie zderzało się z zieloną linią horyzontu. Wieczorem i o brzasku zaś księżyc jak zza kołdry spoglądał na świat, piękny niczym anielska przystań.
WWWKarmazynowe niebo z wolna zatapiało się w szarość, deszczowe chmury nadciągnęły nie wiadomo skąd. Zrobiło się ponuro i mgliście. Zgarbione drzewa zaczęły się lekko kołysać, jakby świeży, rześki powiew sprawiał im frajdę. Jedynie góry tkwiły w bezruchu, jak zawsze, od wieków. Ich czarne szczyty przekuwały niebo, które kiedyś wydawało się piękniejsze. Dziś to tylko kapryśny mechanizm, który to czasem jest purpurowy, niebieski lub czarny, i z którego raz leje się deszcz, raz żar.
WWWZaraz zaczęło padać, a właściwie lać. Strugi deszczu niemiłosiernie siekły trawę, która jedynie wtedy stawała się tak zielona i tak piękna. Gdyby miała dar mowy, pewno zdradziłaby jak ścierpieć „biczowanie”, a potem stać się silniejszą i piękniejszą. Dokoła panowała szarówka, w której wyróżniała się jedynie blada mgła i nikły, żółty punkcik w dali. Tak, zdecydowanie był żółty. To przebijający przez okno blask żarówki, od lat ten sam, i w tym samym miejscu. Skoro to światło żarówki, pewno stoi tam jakiś dom? Tak. Z jednej jego strony piął się w górę strzelisty świerk, a z drugiej stał niewielki wiatrak wytwarzający prąd, który to między innymi karmił tą żółtą iskrę, aby mogła choć trochę rozjaśniać deszczową szarość, taką jak teraz. Zastanawiacie się może czemuż to wiatrak wytwarzał prąd? Odpowiedź jest prosta. Na planecie, na której prócz bohatera owej historii mieszka być może kilku innych - zacofanych technologicznie ludzi, brak było elektrowni, brak czegokolwiek co mogło by cokolwiek produkować i zatruwać nieskazitelne powietrze. Oprócz tego, przecież wiatr, prócz bezwietrznych dni nigdy nie ustanie, będzie dął póki ziemia, po której hula istnieje... do końca.
WWWW owej chacie, wzniesionej nad urwiskiem mieszkał Raven, miał on dwadzieścia lat, był wysoki i barczysty. Kruczoczarne, sięgające do ramion włosy, podkreślały jego bystre, czarne oczy, które w swoim dotychczasowym życiu widziały już wiele... może zbyt wiele. Bowiem bywały czasy - takie jak tej nocy - kiedy kraina snów o nim zapominała, a dźwięk deszczu za oknem wcale nie pomagał jej o Ravenie przypomnieć, wręcz przeciwnie. Wstał więc z łóżka, wsunął spodnie, zabrał z szuflady odtwarzacz muzyki i ruszył do salonu. Już w progu przywitał go miły widok kominka, w którym nieśmiało tańczyły nikłe języki ognia. Starały się one choć nieco ocieplić panujący w pomieszczeniu chłód, który bił od wykończenia ścian ciemno-mahoniowymi deskami.
WWWChłopak podszedł do paleniska, wrzuciwszy weń parę drew leżących obok skierował się ku oknu i usiadł na parapet tak, by móc bez trudu patrzeć w przesłonięty deszczową kotarą krajobraz. Zimno, które ciągnęło od szyby przyprawiało Ravena o gęsią skórkę. Na szczęście drwa w kominku już się paliły, więc ciepło lada moment rozlało się na całe pomieszczenie i otuliło chłopaka niczym kołdra. Zamknąwszy oczy odetchnął i zanurzył się w piasku wyobraźni, który podczas słuchania muzyki – a zwłaszcza ballady formacji Black Label Society pogrążał go w inny świat. Przy połowie piosenki, głowa osunęła się na szybę i Raven usnął.
~***~
WWWPrócz ciemności widział tylko kolorowe, pulsujące plamy, potem czuł, jak głowa mimo woli obraca się wokół własnej osi. Tam gdzie się teraz znajdował, czas nie istniał. Wszystko było jedynie chwilą... bardzo długą chwilą, której być morze gdy się obudzi nie będzie pamiętał. WWWNagle z mroku wyłoniła się kobieca twarz, wydawała się uśmiechać. Patrzyła na chłopaka swymi brązowymi, kipiącymi troską oczyma.
WWW- Gdzie byłeś? - słowa z soczystych ust kobiety wypłynęły jak melodia, teraz Raven ujrzał jej kręcone, ciemno brązowe włosy, a gdy zerknął nieco poniżej, z mroku wyłonił się również tułów niewiasty. Miała ona na sobie czerwoną marynarkę, a pod nią, lekko opadającą na biodra białą koszulkę, która zakrywała jej zgrabną talię.
WWWPo chwili koło niej pojawiła się inna twarz, należąca do mężczyzny. Była sroga lecz zarazem ciepła i miła. Nieznajomy miał niebieskie oczy i blond włosy z fikuśnie ułożoną grzywką. Kiedy zbliżył swe oblicze ku Ravenowi, ten zauważył, że mężczyzna na nosie ma okulary.
WWW- Gdzie się podziewałeś, minęło już tyle czasu - powiedział, a za chwilę echo wszystko powtórzyło. - Ja i matka się o ciebie martwiliśmy.
WWWA więc owa pani w czerwonym żakiecie była jego matką, skoro tak, to pewno mężczyzna stojący u jej boku to ojciec Ravena. Gdy ta wiadomość, kolejno po każdym nerwie dotarła do świadomości śniącego chłopaka, obudziła go natychmiast.
~****~
WWWGdy wyrwał się z objęć Morfeusza – władcy snów, niemal spadł z parapetu. Ciężko wzdychając przejechał ręką po głowie zaczesując włosy do tyłu. Obojętnym wzrokiem spojrzał na ogień w kominku. Drwa dopiero co zaczęły się zwęglać. Ravena ogarnął spokój, wlepiony w płomienie zaczął zastanawiać się nad snem, miał taki po raz pierwszy.