"Gwiezdny Kowal" [fanfiction Wh40k, SF] na konkurs

1
WWWUderzenie w gong oznaczało koniec medytacji. Powrót przebiegał bardzo powoli. Kolejno do świadomości dołączały zmysły – najpierw dotyk, a wraz z nim zdrętwienie mięśni i stawów. Słuch i delikatny szmer wody ze strumienia. Zapach i smak wróciły równocześnie z zapachem kadzidełka z shaazi. Na końcu powrócił zmysł psioniczny i świadomość obecności drugiej istoty w pomieszczeniu. Wzrok był na razie niepotrzebny.
WWW- Jesteś gotów, Sifuelu. - Usłyszał.
WWWKiwnął głową, mimo że nie było to pytanie. Siedział na piętach i próbował się ruszyć. Zaczynając od szyji, poprzez tułów doprowadzał czucie przez szczupły tułów, wychudzone kończyny, aż do opuszków palców. Pojawił się ból. Po kilku minutach wysiłku potrafił już stać prosto, choć niepewnie. Ból mijał, a świat wokół niego powoli zaczynał nabierać tempa.
WWW- Przejdźmy się chwilę, ból minie. - Powiedział Mistrz.
WWWOtworzył oczy, by wzrok przyzwyczaił się do półmroku panującego w ogrodzie. Kroczyli jakiś czas po starannie dobranych kamieniach, wśród kwitnących dendroidów loi, paprotników keloth o korzeniach pokręconych niczym runy proroka, krzewów jarizi z liśćmi w kształcie tulejek oraz dziesiątek lub setek innych roślin, których nazwy nie zaprzątały teraz jego myśli. Światło wzbierało na intensywności, a otaczająca go gęstwina przerzedzała się. W końcu, między gałęziami, zobaczył Gwiazdę. Oddzielała ją tylko upiorytowa szyba i próżnia, lecz niebawem i te bariery miały zniknąć. Na końcu ścieżki, zawieszona w powietrzu dryfowała ognista kula.
WWW- Podejdź Sifuelu. Ogień to najstarszy z żywiołów, nad jakim udało nam się zapanować. Nie ma przed naszą rasą tajemnic. Czy jest jakaś, którą chciałbyś jeszcze poznać?
WWW- Powiedz, na czym będzie polegać moja... Próba, Mistrzu.
WWW- Tak, to jest właściwe pytanie. Niektóre tajemnice ognia są zbyt trudne do pojęcia dla każdego. Poznać największe, dane jest tylko egzarchom Ognistych Smoków.
WWWOto Gwiazda, Sifuelu. Nie ważna jest teraz jej nazwa. Wiesz już wszystko czego trzeba, byś pomógł dokonać jej swego losu. Słońca, jak żywe stworzenia, rodzą się, żyją, dając z siebie ciepło i energię, a potem umierają. Wszystkim rodzajom śmierci towarzyszy tragedia tych, co pozostają żywi i tak też jest w tym przypadku. Materia zapada się pod własnym ciężarem i tworzy osobliwość - brzeg czasoprzestrzeni, za którą czeka pustka przeraźliwsza jeszcze od próżni - Immaterium. Grawitacja, siła ostateczna w tym wszechświecie, sprawia że wszystko w promieniu wielu selachii zostaje wciągnięte do środka - nawet światło. Jest jednak sposób, by się jej przeciwstawić - fuzja.
Mistrz odwrócił się i ruszył dalej kamienną ścieżką, która prowadziła dalej przez środek szklanej tuby, odchodzącej z kadłuba niczym rękaw. Na końcu znajdowała się niewielka kapsuła, z której doskonale było widać Gwiazdę. Usiedli na piętach po dwóch stronach niewielkiego piedestału. Nad nim, zawieszona nieruchomo, unosiła się pika fuzyjna.
WWW- Fuzja to moc bogów, Sifuelu, a żeby ci to uświadomić wysyłam cię na misję ratowania gwiazdy. Który inny aspekt Khaeli Menshera Khaine'a obdarzy cię podobną mocą?
WWWSifuel nie dowierzał w to co słyszy. Czy Mistrz oszalał? Jak jeden Eldar mógłby uratować słońce przed zapadnięciem? Czy to jakiś żart? Mimo to wyjście zostało zaplombowane i szklana kapsuła odbiła się od statku w kierunku masy czystego ognia.
WWWMistrz trzymał go w niepewności do momentu, w którym dostrzegł cel swojej podróży.
WWW- Witaj w Kuźni Khaine'a, Sifuelu. - rzekł, nie bez nuty dramatyzmu.
WWWRozmiarami dorównywała Światostatkowi, jednak architektonicznie nie była tak jednolita. Rozmaite segmenty i moduły różniły się kształtami, zdobieniami, a nawet runami jakie na nich wyryto. Musiała być budowana przez wiele tysiącleci przez pokolenia Eldarów, z których każde miało nieco odmienne wyobrażenie o tym jak powinna wyglądać i działać. Ściągnięto ich do jednego z bram, posępnej i naznaczonej zębem czasu, w kształcie otwartej paszczy smoka. Na korytarzach nie było wielu załogantów, a ci napotkani nie byli w nastroju do rozmów. Wszyscy dokądś się spieszyli. Nagle coś szarpnęło nimi w kierunku podłogi. Przełączono sztuczną grawitacją na antygrawitację, co oznaczało, że przyciąganie Gwiazdy jest już silniejsze od naturalnego. Spadali.
WWWSifuel zaprzągł swoją pikę do jednego ze wzmacniaczy i zajął stanowisko. Spektakl miał zacząć się już niebawem. Wokół słońca zaczęły otwierać się bramy osnowy - jedne z tych, których nie otwiera się nigdy, prowadzące prosto do najgorszych czeluści Immaterium. Smużki plazmy zaczęły odpływać z Gwiazdy po spirali - w ten sposób traciła swoją masę. Sifuel czuł jak fuzja pokonuje grawitację. Powoli, lecz sukcesywnie odbierał moc i ciskał ją z powrotem do wnętrza, sterując starożytną aparaturą. Stracił poczucie czasu. Zresztą, czas przestał być istotny - egzarcha był teraz kowalem gwiezdnego losu, czy jego upływ może dotyczyć tak potężnej istoty?
W którymś momencie Sifuel zawahał się. Zobaczył kres swojej wytrzymałości. Granicę, poza którą nie będzie już mógł kontrolować fuzji. Nadszedł szybciej niż się tego spodziewał. Ocknął się z przygnębienia, gdy gigantyczna eksplozja odrzuciła większość materii Gwiazdy, zmiatając falą uderzeniową Kuźnię Khaine'a. Kadłub został przebity, wielu Eldarów porwanych w próżnię. Ostatnią rzeczą jaką widział Sifuel był portal osnowy. Ktoś wyszedł z jej bezpiecznego azylu i uklęknął przy nim.
WWWNie mógł już zobaczyć, że ten ktoś niósł mały flakonik, który po śmierci egzarchy odkorkował i polał czymś jego ciało. Nie trwało długo, nim całe uległo dekompozycji. Została tylko egzarsza zbroja, a w niej... Klejnot duszy wielkości kciuka. Przybysz dotknął zbroi i pozwolił jej przejść na nowego właściciela. Klejnot Sifuela zajął miejsce na piersi. WWWZniknął za bramą osnowy tuż przed tym, jak kolejna fala uderzeniowa zmiotła ją całkowicie. Bramę, dendroidy loi, paprotniki keloth i krzewy jarizi.
Ostatnio zmieniony pt 07 wrz 2012, 23:46 przez El Commediante, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Ja również :)

Zależy mi na komentarzu "czy to się dobrze czyta", więc nie tylko fani Wh40k mogą komentować - zapraszam wszystkich. Brakuje mi chyba techniki (i wytrwałości w trzymaniu równego poziomu, ale to kwestia wprawy).

4
- Jesteś gotów, Sifuelu. - Usłyszał.
Bez tej kropki przed myślnikiem. "Usłyszał" bezpośrednio dotyczy wypowiadanych słów.
- Przejdźmy się chwilę, ból minie. - Powiedział Mistrz.
O, znowu, ta sama sytuacja. Myślałem, że to jednorazowe przeoczenie, ale musisz najwidoczniej doczytać zasady zapisywania dialogów. Kiedy opis po myślniku dotyczy bezpośrednio wypowiedzianych słów (czyli np. powiedział, rzekł, zauważył, usłyszał, bla, bla, bla), na końcu dialogu nie stawiamy kropki, a po rzeczonym myślniku piszemy małą literkę.
Pojawił się ból. Po kilku minutach wysiłku potrafił już stać prosto, choć niepewnie. Ból mijał, a świat wokół niego powoli zaczynał nabierać tempa.
WWW- Przejdźmy się chwilę, ból minie. - Powiedział Mistrz.
Trochę za dużo. :)
Mistrz odwrócił się i ruszył dalej kamienną ścieżką, która prowadziła dalej przez środek szklanej tuby (...)
Brzydkie powtórzenie. Jeszcze lepsze jest to, że oba wyrazy można bez strachu wywalić i będzie dobrze - a nawet lepiej! Staraj się unikać niepotrzebnych dookreśleń.
(...) która prowadziła dalej przez środek szklanej tuby, odchodzącej z kadłuba niczym rękaw.
Jakiego kadłuba? Piszesz o tym tak, jakby czytelnik doskonale zdawał sobie sprawę, że idą szklaną tubą i że był jakiś kadłub. Potrzebowałem dobrej chwili, żeby to ogarnąć. Pamiętaj, żeby dbać o komfort czytelnika. :)
Ściągnięto ich do jednego z bram (...)
Jednej z bram
(...) egzarcha był teraz kowalem gwiezdnego losu, czy jego upływ może dotyczyć tak potężnej istoty?
Mógł. Trzymajmy się czasu.


Uniwersum znam bardzo pobieżnie, więc tekst czytam i oceniam jako zwykły utwór literacki, z poziomu łorhamerowego laika.

Opowiadanie jest napisane sprawnie, solidnie, czytało mi się płynnie i wygodnie, poza kilkoma momentami, o których wspomniałem wyżej. Nie serwujesz stylistycznych fajerwerków, nie znajdziemy tu ciekawych metafor, językowych zabaw, zindywidualizowanych dialogów i innych cudów, ale jednocześnie nie wpadniemy na rażące babole, spowalniające zdania. Tak jak mówiłem: jest po prostu solidnie.

Problem, jaki mam z tym tekstem, jest taki, że właśnie za dużo w nim uniwersum, a za mało postaci, fabuły, wyjątkowości. Ciebie. Wszystko prezentuje się sucho, beznamiętnie. Sifuel i jego mistrz są odrysowani z jakiegoś prastarego szablonu, totalnie wyprani z emocji, ich rozmowy brzmią sztucznie. Twa Próba, tak, mistrzu, to już czas, oto Kuźnia. To w ogóle nie są żywe postacie. Są nudni i bardzo bezpłciowi. Nie uwierzyłem w nich, a nawet nie miałem w co uwierzyć, bo raczej zignorowałeś ich charaktery. Byli tylko pionkami, których zadaniem było posuwać akcję do przodu i głosem robota tłumaczyć zawiłości świata. Błąd. Postaci to najważniejszy element każdej historii. To oni wszystko napędzają, nie na odwrót. To oni umożliwiają nam imersję w fikcji. Bez dobrych, przekonujących postaci nie ma dobrej historii.

Fabuła, ogółem, też prezentuje się dziwnie. Mamy jakiegoś ucznia, dostaje zadanie, Próbę do wykonania, która, jak to próby, ma coś udowodnić; po chwili okazuje się, że już tę Próbę wykonuje i - co więcej - od powodzenia próbowanego zależy los całej mitycznej Kuźni i galaktycznych okolic. Mija chwila, nie udaje mu się, bam, koniec. Zostawiasz czytelnika z czymś w stylu: hę? ale zaraz, on był jakimś uczniem, wstał, pogadał z przełożonym o słońcach, by po chwili ratować ich wszystkich przed zagładą. Okeeej... Mamy tutaj słabo wyważone napięcie i chyba zbyt dużo niedopowiedzeń, bo nie rozumiem, czemu na barki żółtodzioba zrzucono bardzo nagle tak OGROMNIE ważne zadanie. Nie rozumiem.

Nie wiem, czego to wina. Może za bardzo skoncentrowałeś się na tym, że to konkurs na fanfika? Całą uwagę skupiłeś na części fan, ale zapomniałeś o fik, i w rezultacie ta fikcja wypadła nieprzekonująco. Blado. Bo warsztat masz. Piszesz sprawnie, masz świadomość literacką, wiele rzeczy jest na swoim miejscu. Chętnie przeczytałbym coś od A do Z Twojego, żeby zobaczyć, czy problem z postaciami i fabułą to jednorazowy wybryk wywołany konwencją, czy raczej regularny problem.

No, to do następnego. ;)

Pozdrawiam,
Kociorro
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Patren pisze:Kiedy opis po myślniku dotyczy bezpośrednio wypowiedzianych słów (czyli np. powiedział, rzekł, zauważył, usłyszał, bla, bla, bla), na końcu dialogu nie stawiamy kropki, a po rzeczonym myślniku piszemy małą literkę.
Bóg zapłać! :) Takiej wiedzy mi potrzeba. Było jeszcze kilka takich technicznych spraw, mam nadzieję, że wyjdzie w praniu.
Uniwersum znam bardzo pobieżnie, więc tekst czytam i oceniam jako zwykły utwór literacki, z poziomu łorhamerowego laika.
Powiem Ci, że to nawet lepiej, bo to nie szóstkowa wiedza o uniwersum jest moim celem, a dobry warsztat pisarski :) I jeszcze umiejętność wprowadzenia czytelnika, który nie zna świata w klimat i fabułę i te wszystkie rzeczy które mi napisałeś.
Problem, jaki mam z tym tekstem, jest taki, że właśnie za dużo w nim uniwersum, a za mało postaci, fabuły, wyjątkowości. Ciebie.
To jest też problem jaki mam z tym uniwersum. Prawdę mówiąc 40k jest trochę jak McDonald's: po książki z tego uniwersum sięga człowiek, który doskonale wie, co chce w nich znaleźć. Istnieje jasna formuła, postacie nie mogą odbiegać od pewnej formy, bo to "już nie jest warhammer 40k".

Co ciekawe skrobnąłem już kilka opowiadań, to uważam za najsłabsze, bo pisałem je strasznie zmęczony późno w nocy na szybko, a mimo tego "warhammerowcy" (co prawda jest to opinia około ośmiu osób) uważają je za najlepsze z moich dotychczasowych.
No, to do następnego. ;)
Będzie na pewno. Mam tylko problem z konstruowaniem psychologii moich postaci. Przykładowo mam tego nieszczęsnego mistrza i ucznia. Pierwszemu nadaję jakąś cechę charakteru, uzasadniam ją, stwarzam jakieś konsekwencje w jego dotychczasowym życiu itd., aż nagle taką samą cechą obdarzam ucznia i obie postaci tak trochę zlewają się ze sobą, mieszają i taka "bezpostaciowość" mi wychodzi. Tak jakbym nie potrafił podtrzymywać stałej osobowości jednej postaci przez dłuższy czas. Może brakuje mi też trochę wyobraźni jeśli chodzi o charaktery. Jest nad czym pracować :)

Bardzo dziękuję za komentarz :)

6
Mam tylko problem z konstruowaniem psychologii moich postaci. Przykładowo mam tego nieszczęsnego mistrza i ucznia. Pierwszemu nadaję jakąś cechę charakteru, uzasadniam ją, stwarzam jakieś konsekwencje w jego dotychczasowym życiu itd., aż nagle taką samą cechą obdarzam ucznia i obie postaci tak trochę zlewają się ze sobą, mieszają i taka "bezpostaciowość" mi wychodzi. Tak jakbym nie potrafił podtrzymywać stałej osobowości jednej postaci przez dłuższy czas. Może brakuje mi też trochę wyobraźni jeśli chodzi o charaktery.
Tworzenie przekonujących postaci to prawdopodobnie najtrudniejsza rzecz w pisaniu. I najważniejsza. Mnie często pomagają detale i nietypowe cechy charakteru. Jakie lody lubi Sifuel? Lubi w ogóle? Kiedy je jadł ostatnio? A jakiej muzyki słucha? Może ma problem z rozróżnianiem prawej od lewej albo lekkie ADHD, albo wszystkim znajomym przypisuje jakieś zwierzę i nazywa ich w myślach tym zwierzęciem? Od jednego detalu często zapala się drugi, potem następny i powstaje indywidualny portret.

Najważniejsze, że zdajesz sobie sprawę z problemu. Teraz możesz nad nim pracować. :)

PS Inspiruj się też ludźmi. Sobą. Jak się zachowują oni, jak Ty się zachowujesz. Co Cię w nich irytuje, co podziwiasz. Jeśli przywiążesz się do jakiejś postaci, którą stworzysz, to będzie znak, że odwalasz dobrą robotę.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

7
Trudno mi się odnieść do całości tekstu, jako że fanfiki w SF to nie moja branża (nie znam powieści wyjściowych), więc tylko dorzucam parę uwag do tego, co napisał Patren w ostatnim poście.

Jeśli chcesz stworzyć przekonującego, wiarygodnego bohatera, to musisz wiedzieć o nim znacznie więcej, niż sprzedasz czytelnikowi. Dlatego warto układać rozmaite historie z jego udziałem, dorobić mu przeszłość, jakąś rodzinę, dzieciństwo, dorastanie, związki z dziewczynami, z przyjaciółmi, nawet jeśli tego wszystkiego nie wykorzystasz w tym, co właśnie piszesz. Warto też, żebyś wiedział dokładnie, jak Twój bohater wygląda, co lubi, co budzi jego niechęć - na takim prostym, życiowym poziomie, niekoniecznie w związku z samą akcją. Nie musisz tego wszystkiego upychać na siłę w tekście, niech to będzie Twoja prywatna wiedza o człowieku, którego właśnie uwikłałeś w jakieś dramatyczne wydarzenia.
To jest rzeczywiście jedna z największych trudności - stworzenie pełnokrwistego bohatera - i nawet wielu pisarzy układających skomplikowane i atrakcyjne fabuły nie potrafi sobie z tym poradzić (dla mnie takim ożywionym kawałkiem papieru jest Robert Langdon u Dana Browna). Dlatego potrzebny jest pewien zapas i cech, i faktów, gdyż bohater nie jest jedynie sumą reakcji na wyzwania, jakie przed nim stają. Te reakcje z czegoś wynikają, więc musisz stworzyć sobie takie zaplecze, do którego będziesz mógł się odwoływać.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

8
Myślę, że u mnie problem jest taki trochę... Emocjonalny. Kiedy udaje mi się stworzyć pełnokrwistego bohatera, często przestaję go lubić. Wiem, że ma pewne ograniczenia, czegoś tam nie lubi, a niektórych rzeczy nigdy w życiu nie zrobi. No i to ograniczenie mnie strasznie uwiera, trudno mi to opisać. Wiem, trochę dziecinne to, ale z każdym opowiadaniem jest (chyba) co raz lepiej. Przemyślę sobie Wasze rady i spróbuję coś potem naskrobać. Tymczasem może wstawię wcześniejsze opowiadania, które napisałem czekając aż minie 30 dni i będę mógł zostać zweryfikowany. Myślę że sam niektóre rzeczy zacząłem ogarniać, ale jak zwykle ocenę pozostawiam Wam.

9
El Commediante pisze:Myślę, że u mnie problem jest taki trochę... Emocjonalny. Kiedy udaje mi się stworzyć pełnokrwistego bohatera, często przestaję go lubić.
Ja też tak mam. To znaczy ja swoich w ogóle nie lubię, od początku. Mam do nich stosunek chłodno-obojętny, coś jakbym obserwowała bakterie pod mikroskopem. Ale to wcale nie przeszkadza w nadawaniu im cech, wręcz chyba ułatwia. Jak człowiek postać lubi, to zaczyna na nią patrzeć przez palce, a stąd już tylko krok do stworzenia sztucznego, papierowego superhero. A jak traktujesz typa obojętnie, to on wychodzi jakoś tak bardziej wielowymiarowo, niejednostronnie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Dzięki za wpis w temacie fanfikowym.
Pooglądałam wskazane filmy i już wiem, o co chodzi, a nawet biega. Znaczy sporo różnych stworzeń biega i próbuje się zabić. Ci "dobzi" przy okazji, jeśli nie zapomną, o co się naparzają, zbawią świat. :D Kocham gry komputerowe.

Jednakowoż w "Tu wrzuć..." nie o gry idzie, więc zajrzyjmy do tekstu.
El Commediante pisze:Powrót przebiegał bardzo powoli. Kolejno do świadomości dołączały zmysły – najpierw dotyk, a wraz z nim zdrętwienie mięśni i stawów.
Zaproponuję zabieg kosmetyczny - słowo świadomości przerzućmy z drugiego zdania do pierwszego.
El Commediante pisze:Powrót przebiegał bardzo powoli. Kolejno do świadomości dołączały zmysły – najpierw dotyk, a wraz z nim zdrętwienie mięśni i stawów. Słuch i delikatny szmer wody ze strumienia. Zapach i smak wróciły równocześnie z zapachem kadzidełka z shaazi. Na końcu powrócił zmysł psioniczny i świadomość obecności drugiej istoty w pomieszczeniu. Wzrok był na razie niepotrzebny.
Zbyt wiele powrotów na raz.
zmysł psioniczny - okropna nazwa, nie można jej zastąpić krótkim opisem? Co poczuł? Bardzo jestem ciekawa, jakbyś to opisał.
El Commediante pisze:Zaczynając od szyji,

szyja, szyi,
El Commediante pisze:Zaczynając od szyji, poprzez tułów doprowadzał czucie przez szczupły tułów,
Informacje się podwoiła.
El Commediante pisze:- Jesteś gotów, Sifuelu. - Usłyszał.
El Commediante pisze:- Przejdźmy się chwilę, ból minie. - Powiedział Mistrz.
El Commediante pisze: - Witaj w Kuźni Khaine'a, Sifuelu. - rzekł, nie bez nuty dramatyzmu.
Zasady zapisywania dialogów są na forum.
El Commediante pisze:Światło wzbierało na intensywności,
światło nabierało intensywności
El Commediante pisze:Światło wzbierało na intensywności, a otaczająca go gęstwina przerzedzała się
Ze składniowego punktu widzenia, twoje zdanie powinno brzmieć:
Światło nabierało intensywności, a otaczająca je gęstwina przerzedzała się. ale nie o to chodziło, prawda? Bo gęstwina to park wokół, więc może: Światło nabierało intensywności, a gęstwina otaczająca Sifuela przerzedzała się.
El Commediante pisze:W końcu, między gałęziami, zobaczył Gwiazdę. Oddzielała ją tylko upiorytowa szyba i próżnia, lecz niebawem i te bariery miały zniknąć.
Wyróżniony fragment coś zapowiada, chcesz, by czytelnik poczuł dreszcz emocji, a potem dajesz zdanie które to napięcie rozmywa. Propozycja: Na końcu ścieżki... daj od akapitu, może uratuje efekt.
El Commediante pisze:- Podejdź Sifuelu.
Przecież szli razem, noga w nogę jedną ścieżką wśród gąszczu.
El Commediante pisze:- Tak, to jest właściwe pytanie. Niektóre tajemnice ognia są zbyt trudne do pojęcia dla każdego. Poznać największe, dane jest tylko egzarchom Ognistych Smoków. - Przystanął i wzniósł dłoń w górę. -
WWWOto Gwiazda, Sifuelu. Nie ważna jest teraz jej nazwa. Wiesz już wszystko czego trzeba, byś pomógł dokonać jej swego losu. Słońca, jak żywe stworzenia, rodzą się, żyją, dając z siebie ciepło i energię, a potem umierają. Wszystkim rodzajom śmierci towarzyszy tragedia tych, co pozostają żywi i tak też jest w tym przypadku. Materia zapada się pod własnym ciężarem i tworzy osobliwość - brzeg czasoprzestrzeni, za którą czeka pustka przeraźliwsza jeszcze od próżni - Immaterium. Grawitacja, siła ostateczna w tym wszechświecie, sprawia że wszystko w promieniu wielu selachii zostaje wciągnięte do środka - nawet światło. Jest jednak sposób, by się jej przeciwstawić - fuzja.
Chodzi o zapis. Mówi Mistrz. Potem mamy akapit i kto mówi? Narrator? Nie. Mistrz. Dlaczego w takim razie zacząłeś od nowej linii? To co wpakowałam wytłuszczonym drukiem, jest próba połączenia tych dwóch części wypowiedzi Mistrza.
Mistrz odwrócił się i ruszył dalej kamienną ścieżką, która prowadziła dalej przez środek szklanej tuby, odchodzącej z kadłuba niczym rękaw.
Szklaną tubę porównujesz do rękawa, ale czy to najlepsze z możliwych zestawień? Myślę, że do czegoś szklanego rękaw pasuje najmniej.
El Commediante pisze:Sifuel nie dowierzał w to co słyszy.
nie dowierzał lub nie wierzył, w to co słyszy
El Commediante pisze:Ściągnięto ich do jednego z bram,
do jednej z bram
El Commediante pisze:Ściągnięto ich do jednego z bram, posępnej i naznaczonej zębem czasu, w kształcie otwartej paszczy smoka.
Za dużo informacji w jednym zdaniu. Nakłada się dość nietypowo ząb czasu i brama będąca paszczą smoka.
Na korytarzach nie było wielu załogantów
załoganci- ble, załoga, ekipa, kadra, brygada, drużyna, personel, etc.
El Commediante pisze:Na korytarzach nie było wielu załogantów, a ci napotkani nie byli w nastroju do rozmów.
El Commediante pisze:Wokół słońca zaczęły otwierać się bramy osnowy - jedne z tych, których nie otwiera się nigdy,
El Commediante pisze: W którymś momencie Sifuel zawahał się. Zobaczył kres swojej wytrzymałości. Granicę, poza którą nie będzie już mógł kontrolować fuzji.
Od tego fragmentu zaczyna się to co najważniejsze, a ty robisz się bardzo oszczędny w słowach. Proszę, opisz to szerzej. Daj poznać, pokaż, co się tam stało, jak Sifuel umarł i w co się zamienił. Ja nie gram w tę grę, nie rozumiem, a chciałabym pojąć. To mogłaby być niezwykle piękna scena, jak to teraz mówią - epicka. :)
El Commediante pisze:który po śmierci egzarchy odkorkował i polał czymś jego ciało.

jego zamień na martwe
El Commediante pisze:Klejnot zajął miejsce na piersi.
Na czyjej piersi?
El Commediante pisze:Zniknął za bramą osnowy tuż przed tym, jak kolejna fala uderzeniowa zmiotła ją całkowicie. Bramę, dendroidy loi, paprotniki keloth i krzewy jarizi.
Za dużo bram. Proponuję: Zniknął zanim kolejna fala uderzeniowa zmiotła bramę osnowy, paprotniki keloth i krzewy jarizi.

Jesteś za szybki. Zwolnij, opisz dokładnie, co się dzieje, co czuje bohater.

Pytanie: Dlaczego Mistrz pozwala Sifuelowi zginąć? Rzuca niewyszkolonego ucznia na pożarcie? A może to ma inne znaczenie?

Mam nadzieję, że pomogłam.

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”