„Goldenkrick - Poza Linię Horyzontu”
Czy kiedykolwiek marzyliście o tym, aby oderwać się od komputera, odłożyć kubek z kawą lub wstać z sofy sprzed telewizora i bez słowa wyjść z domu? Puścić w niepamięć oczekujące na spłatę rachunki, długi i tak po prostu rzucić się w bezmiar przygód, które czyhają nawet tuż za progiem waszego domu.
Domyślam się, że niejeden z Was zastanawiał się nad takim wyczynem, nawet jeśli miałby to być krótki wypad do malowniczego parku, tam i z powrotem – to już zawsze coś! I domyślam się również, że kiedy zamierzaliście chwycić za klamkę, otwierającą drzwi do jakiegoś czarownego światka, za plecami słyszeliście słowa, które burzyły wasze plany i entuzjazm.
Zastanówcie się jednak, co byście zrobili, gdyby los samodzielnie podjął decyzje i cisnął was w toń nieznanej rzeczywistości, w bezlik przygód i niebezpieczeństw. Tak jak bohatera owej historii, który z dnia na dzień stracił wszystko.
Rozdział I
W nieznane
Czułeś kiedyś samotność? Wiesz co to samotność? Samotność to niedoceniany dar, do którego trzeba się tylko przyzwyczaić i oswoić. Samotność to coś, co sprawia, że jesteśmy zdani tylko na siebie samych. To coś, co sprawia, że gdy coś pójdzie nie tak, sprawcami jesteśmy my sami.W nieznane
****
Nad Goldenkrick zawitał księżyc. Nieśmiało rozświetlając kręte rzeki, głębokie wąwozy, bezkresne morza i oceany ukazywał tę krainę w całej, nocnej okazałości. Wysokie góry ślęczały nad tymi niższymi niczym matka nad swym potomstwem. Pagórki i doliny z dala wyglądały jak przelewająca się zielona woda, która wzburzona delikatnymi podmuchami wiatru falowała niby firana przy otwartym oknie. Rozległe stepy, nad którymi złociste zorze co wieczór dawały pokaz, zamieszkiwane były przez niezliczone gatunki najróżniejszych i najdziwniejszych stworzeń i stworzonek. Nocne niebo nad planetą Goldenkrick było zupełnie czarne. Jakby ktoś na noc otulał glob grubą, ciemną peleryną, przez którą nawet blask największej gwiazdy nie zdoła się przedrzeć. Nagle jednostajna ciemność nieba rozjaśniała milionami iskier, które spadając rzucały kolorowe refleksy na to, co znajdowało się pod nimi. Ziemia zadrżała w tęczowych iluminacjach, a niebo po chwili zaroiło się od jaskrawych żył piorunów, które zwiastowały głuche, budzące strach grzmoty. Jeden z nich, najgłośniejszy obudził Ravena, który mieszkał w swej chacie nad skalnym klifem, patrzącym w niezbadany horyzont oceanu. U podnóża urwiska, z wody wychylały się nieduże formacje skalne, od góry pokryte zieloną trawą. Poniektóre były płaskie jak stół, zaś inne lekko pochylone, wyglądały jak zęby jakiejś bestii. W niektórych miejscach, tworzyły one niewielkie łąki, na które wypełzały stworzenia z głębin.
Raven najpierw zapalił światło, włącznik był na ścianie po jego lewej stronie. Przez chwilę jeszcze leżał wpatrując się w sufit, myślał, że to po prostu zwykła burza, gdyż okno w sypialni wychodziło na ocean, a dziwne kolory buchały po drugiej stronie domu. Drugi potężny grzmot przeszył niebiosa. Mężczyzna teraz wstał, przejechawszy dłonią po swoich średniej długości, kruczoczarnych lokach, głęboko ziewnął i ubrał spodnie. Gdy otworzył drzwi do przedpokoju, jego oczom ukazała się fontanna kolorowych wstęg, wkradających się przez okna. Raven szybko zasłonił twarz ręką, podszedł do kredensu i z szuflady wyjął okulary przeciwsłoneczne. Gdy je włożył, mógł normalnie patrzeć w przepiękne, tajemnicze przedstawienie.
- Co znowu? - dziwił się, widział coś takiego po raz pierwszy.
Odkąd jego poprzedni dom legł na dnie wyrwy w ziemi, z której potem wygramolił się ogromny robal, myślał, że już nic nie zdoła go zaskoczyć. Nagle ziemia się zatrzęsła. Mężczyzna szybko pobiegł do kuchni i otwierając wszystkie szafki po kolei, wywracał ich zawartość do góry nogami.
- Gdzie się podział ten cholerny guzik? - mamrotał pod nosem.
Od jego ostatniego użycia minęło już kupę lat, więc Raven po prostu zapomniał, w której z szafek go umiejscowił. Po chwili, za stosem słoików masła orzechowego, mężczyzna dostrzegł czerwony, zbawienny przycisk. Machnął ręką, słoiki runęły na podłogę odsłaniając klawisz. Bez straty czasu nacisnął go. Po paru sekundach, na środku kuchni podłoga zaczęła się otwierać. Gdy klapy się zatrzymały, z głębi wyłoniła się tablica. Na jednej jej stronie pozawieszane były kusze, małe i większe, a na drugiej najróżniejsze karabiny i miotacze. Raven podszedł do owego instrumentu i obrócił go tak, aby naprzeciw siebie zastać kusze. Chwycił jedną, potem zabrał pistolet i parę noży spoczywających na podstawie. Miał już wychodzić, kiedy nagle wszystko, prócz pulsujących tuż nad ziemią barwnych fontann znikło. Nie było już słychać grzmotów, a niebo znowu stało się czarne jak smoła.
- Ostatni zapas, a niech to! - powiedział podchodząc do orzechowej, wymieszanej ze szkłem brei na podłodze. Miał nadzieję, że jest już po wszystkim, i że jedyną strata jaką poniósł, było to masło.
Odłożył broń na blat szafki koło zlewu, następnie przykucnąwszy, nożem zaczął zgarniać masę w jedno miejsce. Kiedy ostrze dotknęło podłogi, Raven wyczuł lekkie drganie, zaniepokoił się i wyjrzał przez okno. Zobaczył za nim tylko dziwne światła, które teraz, przez okulary przeciwsłoneczne wydawały się szarymi serpentynami skaczącymi w niebo. Dopiero w tej chwili miał okazje lepiej im się przyjrzeć. Stał jak zahipnotyzowany, ze wzrokiem utkwionym w fantastyczny spektakl kolorów i iskier.
TRACH!!!
Nagle wysunięta za krawędź urwiska część domu, z hukiem runęła w dół. Niektóre jej elementy zatrzymały się na skalnych polanach, ale i tak większość z nich poszły na dno oceanu.
Raven odruchowo chwycił kusze potem pistolet i z kopyta ruszył do drzwi wyjściowych. Wydawało mu się, że wszystko dzieje się w surrealistycznie zwolnionym tempie. Biegnąc, obejrzał się za siebie. Widok nieba, nagle przesłoniło szaro-brązowe cielsko sunące w dół. Z upływem sekund kształt zwężał się, aż sam ogon z jazgotem uderzył o resztę domu dosłownie za sobą go pociągając. Raven w ostatniej chwili skoczył przed siebie i bezpiecznie wylądował na ziemi.