Cześć : ) Planuję serię opowiadań o Grabarzu. To, co jest poniżej, uważam za odpowiednik telewizyjnego "pilot(a)".
Nasza wieczorna rozmowa. Przy butelce. Nagrobny zostawia na szklance z wódką ślady upapranych ziemią palców. Nie uśmiecha się, nie szczerzy; ale też brakuje na jego starej gębie oznak zdenerwowania, jakiegoś przejęcia, zestresowania. To, co on ma na twarzy, to wyraz skupienia.
- Nie wiem, jak wy - zaczyna, jeszcze nie wychyliwszy zawartości szkła - ale ja nie będę robił z siebie abstynenta. - A kiedy już to powie, prosi, żeby mu dolać. - Nie zamierzam udawać kogoś, kim nie jestem. Bo nie jestem abstynentem. Lubię pić. W tym jestem świetny. Zresztą, picie jest wpisane w nasz zawód. Oglądałem taki film... - I tu wspominał Okręt Petersena; fragment, w którym dowódca jednostki stwierdza, że marynarze kurwią się ze strachu, że potrzebują tego jak grabarz wódki.
- Ale czasy się zmieniły, szefie - odparował Szycki, nie licząc mnie, najmłodszy z bandy, ze stażem, można by rzec, ćwierćwiecznym.
- Ludzie się nie zmieniają. Czasy, owszem, ale ludzie?... Ech... - Machnał ręką. - Polejcie, chłopcy. Ale sobie też polejcie. Toż to nasz bunt, sprzeciw nasz. Co z wami będzie, jak przestaniecie się buntować? Kto to mówił, że sprzeciw siłą? Hłasko? - Przytaknąłem. - Nie siłą, wartością że jest, o tak... - Wypił kolejną szklanę, po czym chwilę pomilczał. Westchnął , że aż zrobiło się żal. - Nie mówcie, że nie pamiętacie, że zapomnicie, jak się kopało po nocach groby po pijaku. - Zmarszczył czoło. Prowokował do odpowiedzi. Patrzył na nas tak ostentacyjnie, że aż trudno byłoby mi to dziś powtórzyć; tak, że było głupio spojrzeć w te jego oczy i się nie odezwać.
- Panowie! - Wstał Szycki, sięgając po niemal pustą butelkę. - U nas została komuna, to i zostanie tak, jak z nami było. Nie przejdzie ta cmentarno-kościelno-konkordacka nowomowa, czy jak to zwać. - Gdy opróżnił butelczynę, podciągnął spodnie i narzucił na plecy marynarkę. - Już pora. Zaraz przyjdą ci od trupa.
Wyszedł. Teraz zostaliśmy we trójkę: ja, Nagrobny i Harald. Ten ostatni miał ciotkę Niemkę, o której mówiliśmy, że jest jego kochanką. Stąd zagraniczny przydomek.
- Harald! - wrzasnął Nagrobny. - Otwieraj następną!
Chodziło, rzecz jasna, o wódkę.
- Może być krajowa? - spytał.
- Czy może? Musi! Musi być krajowa! - Śmiał się. - A ty, Nowogrobny (bo tak mnie wołano), się nie napijesz?
Pokazałem, że napiję, to jest z jednej ręki zrobiłem sobie niby szklankę, drugą zaś zacisnąłem na niewidzialnej butelce.
- Toż to nasz bunt wobec narzuconej rzeczywistości!
Historia Grabarza [obyczaj, "pilot"]
1
Ostatnio zmieniony ndz 29 lip 2012, 17:48 przez minojek, łącznie zmieniany 3 razy.