O tym, co słychać w Zarzeczu [fantasy]

1
WWW Żyję sobie spokojnie, a przynajmniej tak sobie żyłem, na skraju lasu, w dolinie, którą zwano Rozpadlisko. Nie mówię, że wszystkie te przygody, o których zaraz wam opowiem, były dziełem przypadku, bo podobno nic nie dzieje się bez przyczyny. Musicie wiedzieć, a przynajmniej jest to wskazane, że nie jestem człowiekiem. O nie! Przywykłem bądź co bądź do wygód tego świata. I z żalem muszę przyznać, że przywykłem do tego stopnia, że we wszystkim co robię widać bardziej człowieka, którym nauczyłem się być, niż mnie, istoty już nieznanej światu. Jedyną pamiątką po przeszłości jest fakt, że dużo chodzę. (Zdecydowanie więcej niż ludzie, z którymi miałem do czynienia). I nie odczuwam też silnego pragnienia w upalne dni, ani tez nie doskwiera mi głód po srogiej zimie.

WWW Nie wiem, czy takie szczegóły was interesują, lecz dodam jeszcze, że pierwsza afera miała miejsce w wakacje. Część ludzi wtedy się nudzi i jest bardzo wesoła z powodu tej nudy.

*

WWW Aby dostać się do lasu, trzeba wpierw pokonać szeroki na kilka i długi na kilkanaście staj pas dzikiej zieleni, który nazywam Zaroślami. Jest to gromada niskich drzew, gęstych krzewów, chwastów i pokrzyw wszelkiej odmiany, pnących się wzajem ku sobie i czasem przybierających iście fantastyczne formy. Można wybrać też inna drogą, prowadzącą aż do jeziora, który znajduje się na połnocnym wschodzie i stamtąd wejść do dziczy. Samo jezioro to długi, wąski zbiornik o czarnej i głębokiej wodzie. Od kiedy pamiętam, miejsce to owiane jest tajemnicą i niewielu ludzi się tam kręci.
WWW Gdy już się pokona Zarośla, następną przeszkodą są auta. Przedlesie. Szeroka, kilkupasmowa droga ciągnie się od schroniska położonego wiele, wiele staj od mojego domu, głęboko w górach, które z mojego łysego pagórka są ledwo widoczne. Droga kończy się przy jeziorze. I jeśli o mnie idzie, to bardziej wole obolałe łydki od pokrzyw niż gryzący smród spalin, który w kontakcie z autem jest rzeczą najprzyjemniejszą jaka nas może spotkać.
WWW Od tej chwili, gdy i ten odcinek wędrowiec ku swemu szczęściu (a na przekór losowi) pokona, można powiedzieć, że znalazł się w Lesie. Pozostaje mu jedynie (lub aż...) do przebycia płytki, acz szeroki strumień, który ciągnię się przez całą długość lasu, aż nie spadnie do Rzeki, a ta nie zasili Wielkiej Wody, która to jednak znajduje się poza zasięgiem naszej (a przynajmniej częściowo także i waszej) historii.

WWW Toteż zacznijmy tę opowieść...
WWW A kto chce, niech słucha.


*
Dzień I
*

WWW Ostatnie dni spędzałem na myśleniu o podjęciu długiej wędrówki przez te lasy. W piwnicy miałem kilka skrzynek (przeterminowanych) wojskowych sucharów, jako że w trakcie mojego długiego życia odbywałem także i służbę w wojsku. Imałem się wielu zajęć, musicie wiedzieć i przybierałem wiele twarzy nim osiadłem tu, w Rozpadlisku.
WWW Kęs takiego suchara wystarczał mi na cały dzień marszu, więc zapakowałem do kieszeni parę sztuk, gdyby po drodze wydarzyło się coś naprawdę niezwykłego i musiałbym spędzić w Lesie więcej czasu, niż przypuszczałem. Do drugiej kieszeni wsadziłem klucze i pare innych tego typu drobnostek. Nałożyłem na siebie płaszcz i dodam pewien szczegół, który myślę, że mógłby was zainteresować - jest to płaszcz nie byle jaki, bo odziedziczony po przodkach i można by przyjąć, że jest to płaszcz magiczny, który gdy chce, może uczynić człowieka niewidzialnym...
WWW Pierwsza przeszkoda - Zarośla. Łysy pagórek, a na nim mój dom, z tego miejsca widać było niewyraźnie, chybotał na widnokręgu jak samotna, popadająca w ruinę wieża, przyćmiona mgłą czasu. Przede mną ciągnęła się długa, ciemna ściana, przez którą nie dochodziło żadne światło. W tej gęstwinie zieleni nie ciągnęła się żadna ścieżka, którą można by podążyć, a przynajmniej nie taka, którą mogłoby dostrzec moje oko. Zatem, chcąc pokonać Zarośla, trzeba było w nie po prostu wejść i łudzić się, że wyjście z tej dziczy samo nam się wyjawi w trakcie drogi.
WWW Łamałem gałęzie pod nogą i nad oraz przed sobą, idąc często na oślep w tej zupełnej ciemności, choć gdy jeszcze wychodziłem, śłońce w górze świeciło mocno. Odnosiłem wrażenie, że pokrzywy rosły tu na kilka metrów, także po pewnym czasie całą twarz i ręce miałem boleśnie poparzone; wreszcie schowałem ręce do kurtki, rękawy bezwładnie zwisały mi jak u stracha na wróble i parłem naprzód z głową pochyloną ku ziemi. Walka z owadami, tym bardziej walka, w której nie masz do pomocy rąk, jest bardzo, jak by to powiedzieć, "bardzo uciążliwa". Komary były wyjątkowo drapieżne i nieustępliwe, a czasem wydawało się, że to cały ich rój, cała chmara na tobie przysiadła, a ty nie możesz robić nic innego jak tylko iść. Gdy próbowałeś się z nimi szamotać, one osiągały swój cel i ściągały cię z prawidłowej drogi, więc można było przyjąć, że idę w dobrym kierunku, skoro wydawało się, że wszystkie moce tego świata obróciły się przeciwko mnie.
WWW Marsz robił się coraz trudniejszy. Drzewa i krzewy, które znał człowiek, ustępowały miejsca dziwnym, powyginanym tworom; drzewom o gałęziach pełnych długich, grubych zatrutych kolców, o korzeniach nad ziemią, rozciągniętych jak macki, a czesto zdawało się, że konary drzew pod twoją stopą ustępowały naglę ukazując jakąś otchłań lub wyrastały na drodze jak ściana. Krzewy zdawały się przeskakiwać przez drogę, w sposób jak gdyby to byli tubylcy z tych egzotycznych krajów; skaczą nieokrzesanie i w jakimś szale, trzesąc się i wymachując groźnie bronią, której nie znasz. Tak więc miejsca, którymi można było iść swobodniej, występowały coraz rzadziej (o ile w ogóle tu takie były). W końcu chlusnęło z nieba zimnym, przenikliwym deszczem. Przyspieszyłym. Tajemnicze konary i dzikie paprocie, i cała masa tej gęstwiny utworzyły coś na podobę tunelu, który niestety, jak spostrzegłem, był moją jedyną drogą. Miałem wrażenie, że nad wejściem do tunelu z gąszczu liści i splecionych gałęzi dotarł do mnie wąski snop światła. Znikł on jednak równie szybko jak się pojawił. Ściany tunelu pełne były czerwonych owoców i niebieskawych liści, to te dzikie krzewy łypią na mnie oczami, dałbym słowo! I jak na złość sklepienie zapadało się coraz to bardziej aż w końcu zmuszony byłem iść na czworaka niepewny, czy kiedykolwiek stąd wyjdę... Może to była pułapka? Powietrze wrzało, słyszałem ciche powarkiwania zwierząt i jakiś istot; ziemia nasiąkała wodą, zrobiło się chlapsko, w którym umorusałem się po szyję aż w końcu krzyczę wniebogłosy i krzyczę!
- Dość! Wracam! Koniec tych sztuczek!
WWW W odpowiedzi dostałem tylko dziki rechot i knajpiany śmiech. Tu nie idzie wstać, bo gałęzie gryzą szyję; za bardzo nie ma jak skoczyć w bok, tu krzewy poplątane i rozkładające wielkie, niebiesko-czarne liście jak ramiona - wyglądało to jak ciemna ściana, która stanęła tu nagle na bojowe zawołanie i mnie nie przepuści; gdybym chciał teraz zawrócić i to byłoby niemożliwe. Co prawda miałem nad głową (czy może raczej - nad plecami) gęstą osłonę z gałęzi i tego wszystkiego, co trudno wymienić z nazwy, jednak i tu deszcz padał na tyle, że widziałem niewiele spomiędzy spadających kropel, lecz wydawało mi się, że tam, skąd przyszedłem, w tej szczelinie tunelu, a która nie tak dawno było jeszcze szerokim wejściem, zapaliło się niebieskawe światło, a w cieniu rzucanym przez światło rysowały się kontury jakiejś postaci. Zaraz, jakby na odpowiedź nieopodal zapaliło się pomarańczowe, zielone, a potem jakby cała tęcza wlewała się od szczeliny do środka, choć jestem świadom, że 'tęcza' to określenie nieprecyzyjne, ale sam nie wiem, jak opisać wam to, co wówczas zobaczyłem. Niesamowita gra świateł i krzyku, który nagle wypełnił całe Zarośla; krzyku złowieszczego i pełnego pogróżek, ale też i lęku. Atmosfera jakby wtedy się rozluźniła, gęstwina przerzedziła, więc ruszyłem pędem przed siebie; pędziłem tak szybko i szalenie, że zgubiwszy but w błocie jego brak zauważyłem dopiero przy autach, na Przedlesiu.
WWW Wierzcie mi lub nie, po takiej jednej przygodzie w gąszczu nie wiadomo czego byłem gotów uwierzyć we wszystko. Teraz, stojąc na podłużnym wale, za którym ciągnęła się asfaltowa droga z jednej strony, szeroka, jak mówiłem; a z drugiej (tej, z której przybyłem) panoszył się teren okupiony niemałym wysiłkiem, tak trudny do przebycia. Jednakże teraz już nie tak mroczny. Mogłem to wszystko przemyśleć, zjeść suchara i spojrzeć raz jeszcze na całą okolicę. Zarośla żyły! To sobie pomyślałem; korony drzew trzęsły się, cichy krzyk słychać było jeszcze i dziwne poruszenie na całej długości pasa. I nagle, myśląc, że już po wszystkim, usłyszałem ten skowyt... I świst a potem krzyk zdychającego psa, i znowu skowyt i świst, i skowyt. Nie myśląc długo, zdjąłem drugiego buta i na boso szybko przebiegłem drogę a potem wskoczyłem wprost do strumyka, mocąc jego, jak się okaże, zaklętą wodę...

*
WWW Jak widzicie, nie miałem czasu na odpoczynek. I taka też jest ta opowieść, uprzedzam.
WWW Usłyszyscie zaraz o rzeczach, które znacie tylko z bajek, przyjmując założenie, że je w ogóle znacie. O stworzeniach, które już wyginęły albo odeszły w niepamięć; o istotach, które pozostały jedynie na kartach nierozumianych już historii.
*

WWW Rozbłysło się! Nie widziałem kompletnie nic; tylko otaczającą mnie mleczną bladość. Stałem, a wokół wszystek wirowało. Wiatr dmił potężnie. Głowa pulsowała mi tępym bólem, jakbym miał w niej jakiegoś pasożyta, jakby coś od środka ją rozsadzało; ból promieniował na całe ciało, cięły mnie żyletki od stóp do głów, lecz po paru sekundach ból nagle minął. Zdało mi się wówczas, że cały świat się odmienia. Rozedrgane powietrze złagodniało. Czuć było lawendę, i setkę innych zapachów, które są i jednocześnie przemijają, i wędrują każde na swoje miejsce. Nagle lekkie, ciche westchnięcie i odzyskuję wzrok. Drzewa wydają sie starsze, bardziej dumne i wyższe, jakiś wielki ptak wylatuje ze złoto-zielono listnej korony drzewa. Woda strumyka wzbiera się i wlewa w szersze koryto, utworzone nagle. Droga obrasta zielskiem, poteżne korzenie ryją, asfalt pęka i znika pod fasadą Lasu zupełnie. Tylko Zarośla ciemnieją jeszcze i wydają się kilka razy bardziej poplątane i większe niż wówczas, gdy nimi szedłem.
WWW Nie dowierzałem oczom, nie wierzyłem w ten obraz, który mi się ukazał - to było cudowne; choć dziwne i tajemnicze zarazem. I w tym całym zamęcie nagle wicher wywiał mnie na brzeg rzeki, gdyż cały czas (z czego zupełnie nie zdawałem sobie sprawy) lewitowałem zawieszony nad jej powierzchnią.
WWW Opadłem twardo na kamienistą skarpę. I cieszyłem się... Tu wszystko było inne.
WWW Tym bardziej zdziwiło mnie, że i tu usłyszałem ten skowyt. Pomyślałem sobie jednak, że co ma się stać, to się stanie. Zszedłem po stoku i zanużyłem ręce w wodzie. Byłem wyjątkowo, jak na siebie, spragniony. Wtedy na skarpie, na której jeszcze chwilę temu byłem, zjawił się wilk. Wielki, dumny wilk o błękitnych oczach i gęstej sierści falującej na wietrze.
- Widzę, że nawet TO nie nauczyło cię by obywać się z wodą ostrożniej - przemówił. Jęknąłem cicho i obróciłem się nie wiedząc, czy i co mu odpowiedzieć. Choć myślę, że w jego tonie więcej było radości niż wrogości, to stałem dalej, zachowując zdrową ostrożność, nakazującą w tego typu sytuacji milczenie i zachowanie bezpiecznej odległości.
- To źródło rzeki Morbilied, Księżnej Rzek, witaj. Miałeś sporo szczęścia, że udało ci się wymknąc z Zaklętego Trzęsawiska bez szwanku. Są rzeczy na tym świecie, o których ci się nie śniło. Spójrz na mnie! - rzekł zmienionym, władczym głosem. Usłuchałem go; jakby nie było już zasługiwał na moją wdzięczność tym, że mnie jeszcze nie pożarł. Zawył doniośle i zaraz ziemia zadudniła setką kroków i zjawiły się kolejne wilki. Szare, brunatne, białe, nawet zielone i o różnej, wymieszanej w barwach sierści.- A oto i moi bracia!
WWW Skoczył do mnie i kazał wejść na skarpę, skąd jak makiem zasiał aż po daleki widnokrąg i rozległą równinę biegały wilki. Niektóre dopiero wychodziły z lasu, dysząc ciężko. Jeden po drugim zaczęły sie kłaniać, gdy szedłem u jego boku. Miały bystre, mądre oczy i piękną sierść.
- Hufce Wilczego Pazura! Czołem! - I jak na rozkaz wszystkie wilki wyprężyły się na kształt rozciągniętej struny, a powietrze przeszył dźwięk długiego wycia. A było to tak melodyjne i szczere, że poczułem żal i ucisk w sercu, gdy skończyły. - Sforo Tańczącej Skały, witaj! Witajcie, moi bracia znad pól Gofladden; i wy, Tancerze - Rozbiegane Łapy, a także i wy, Sforo Wirującego Wichru; I o was nie mógłbym zapomnieć, mężni Kucający na Pustyni - mam nadzieję, że Schodzące Słońce ma się dobrze! Oby przeżył jeszcze wiele wiosen!
WWW Długo szliśmy u swego boku, a Wilk pozdrawiał co pewien czas kolejne klany. Zaprowadził mnie na wysoki pagórek, skąd na te setki zwierząt rozciągał się widok jeszcze lepszy i całą okolicę niczym falujace wilczą sierścią morze widać było wyraźniej. Na północy, tam skąd przybyliśmy, ciągnął się złocisty las o wysokich drzewach; gdzieś wśród nich musiała przepływać Morbilied i gdzieś za tym wszystkim musiał czaić się mój łysy pagórek, choć tego ostatniego nie byłem do końca pewien. Dalej na wschodzie złociste lasy gęstniały i stopniowo ciemniały - widać, że to tam zaczynała się puszcza. Lasy ciągnęły się aż po horyzont, wspinając na wysokie szczyty po jaśniejące w słońcu niebo. I tak się sprawy miały, dopóki las zrobiwszy niemal całe koło nie napotkał nagle ściany czarnych gór, znad których buchał potężny ogień i wisiała nad tą krainą ciemna chmura. W tym miejscu, oddalonym od nas o wiele staj, stoki gór były wypalone, na niej panoszyły się jakieś istoty; z tej odległości wyglądające jak mrówki, które dopiero co wyszły na powierzchnie; a ich ruch widziałem tylko dlatego, że była ich tam chmara krzątających się istot.

- A oto Ten, który Zna Wiele Dróg!
Ostatnio zmieniony wt 31 lip 2012, 23:40 przez Ollars, łącznie zmieniany 3 razy.
wyje za mną ciemny, wielki czas

2
Aby dostać się do lasu, trzeba wpierw pokonać szeroki na kilka i długi na kilkanaście staj pas dzikiej zieleni, który nazywam Zaroślami. Jest to gromada niskich drzew, gęstych krzewów, chwastów i pokrzyw wszelkiej odmiany, pnących się wzajem ku sobie i czasem przybierających iście fantastyczne formy. Można wybrać też inna drogą, prowadzącą aż do jeziora, który znajduje się na północnym wschodzie i stamtąd wejść do dziczy. Samo jezioro to długi, wąski zbiornik o czarnej i głębokiej wodzie. Od kiedy pamiętam, miejsce to owiane jest tajemnicą i niewielu ludzi się tam kręci.

Gdy już się pokona Zarośla, następną przeszkodą są auta. Przedlesie. Szeroka, kilkupasmowa droga ciągnie się od schroniska położonego wiele, wiele staj od mojego domu, głęboko w górach, które z mojego łysego pagórka są ledwo widoczne. Droga kończy się przy jeziorze. I jeśli o mnie idzie, to bardziej wole obolałe łydki od pokrzyw niż gryzący smród spalin, który w kontakcie z autem jest rzeczą najprzyjemniejszą jaka nas może spotkać.
Namieszałeś z tymi drogami. Mówisz o pierwszej, potem o drugiej, a później musimy się domyślać że poszedł jednak pierwszą. Takie sobie.

Poza tym ciekawa jest ta "kilkupasmówka" (nie lepiej wielopasmowa?) . Nie wiem jaki to kraj, ale musi być naprawdę bogaty by prowadzić autostradę ze schroniska do jeziora.

I to: "gryzący smród spalin, który w kontakcie z autem jest rzeczą najprzyjemniejszą jaka nas może spotkać. ". W kontakcie z autem, znaczy podczas potrącenia czy zobaczenia? Poprawić, nie wiem jak inni, ale ja nie przepadam za takimi zdaniami "na około".
Od tej chwili, gdy i ten odcinek wędrowiec ku swemu szczęściu (a na przekór losowi) pokona, można powiedzieć, że znalazł się w Lesie. Pozostaje mu jedynie (lub aż...) do przebycia płytki, acz szeroki strumień,
Dwie wstawki w nawiasach obok siebie trochę przeszkadzają. Pierwsze zdanie troszkę przekombinowane.
Nie rozumiem też czemu przelazł przez pokrzywy na przekór losowi? Czemu go tak to uszczęśliwiło?

I jeśli o mnie idzie, to bardziej wole obolałe łydki od pokrzyw niż gryzący smród spalin
1. wolę a nie wole
2. łydki obolałe od pokrzyw

Nie wiem czemu dajesz nazwom las, rzeka, rozpadlisko wielkie litery. Jakiś może w tym zamysł jest, ale Rozpadlisko z wielkiej litery bardziej mnie rozśmieszyło niż wprowadziło jakiś nastrój.
która to jednak znajduje się poza zasięgiem naszej (a przynajmniej częściowo także i waszej) historii.
Naszej, waszej. Kto tu jest kim?
Miałem kilka skrzynek (przeterminowanych) wojskowych sucharów, jako że w trakcie mojego długiego życia odbywałem także i służbę w wojsku
Chyba zdanie brzmiałoby lepiej gdyby pozbyć się nawiasów.
Mając przed oczami wizję tak rozległego okresu jak całe życie (w dodatku długie) ciężko mi sobie wyobrazić stan tych sucharków.


Imałem się wielu zajęć, musicie wiedzieć i przybierałem wiele twarzy nim osiadłem tu, w Rozpadlisku.
"Musicie wiedzieć" wrzucone ni z gruchy ni z pietruchy.
gdyby po drodze wydarzyło się coś naprawdę niezwykłego i musiałbym spędzić w Lesie więcej czasu,
Coś mniej niezwykłego nie spowodowałoby pewnie dłuższego pobytu w lesie? Choćby np. skręcona noga. Toż to takie prozaiczne.
Pierwsza przeszkoda - Zarośla. Łysy pagórek, a na nim mój dom, z tego miejsca widać było niewyraźnie, chybotał na widnokręgu jak samotna, popadająca w ruinę wieża, przyćmiona mgłą czasu.
Niezbyt płynnie przechodzisz do opisu domu.
W Łamałem gałęzie pod nogą i nad oraz przed sobą
Nad nogą?
Odnosiłem wrażenie, że pokrzywy rosły tu na kilka metrów, także po pewnym czasie całą twarz i ręce miałem boleśnie poparzone; wreszcie schowałem ręce do kurtki, rękawy bezwładnie zwisały mi jak u stracha na wróble i parłem naprzód z głową pochyloną ku ziemi. Walka z owadami, tym bardziej walka, w której nie masz do pomocy rąk, jest bardzo, jak by to powiedzieć, "bardzo uciążliwa"
I tu nasuwa się pierwsze, takie luźne pytanie. Po co on tam wlazł?
skoro wydawało się, że wszystkie moce tego świata obróciły się przeciwko mnie.
Znaczy komary i pokrzywy?
konary drzew pod twoją stopą ustępowały
Konar raczej nie powinno się stosować zamiennie z korzeniem. Toż to gałąź jest. Poza tym trochę dziwnie brzmi pod twoją stopą.
Krzewy zdawały się przeskakiwać przez drogę, w sposób jak gdyby to byli tubylcy z tych egzotycznych krajów; skaczą nieokrzesanie i w jakimś szale, trzesąc się i wymachując groźnie bronią, której nie znasz.
Mimo wszystkich sił przerobowych mojej wyobraźni ciężko mi odgonić myśl o skaczących w szale krzakach na drodze, które wymachują bronią, mimo że jest napisane, że tylko wydaje się, że to robią. Nie wiem jak może się wydawać, że krzaki skaczą.
Tak więc miejsca, którymi można było iść swobodniej, występowały coraz rzadziej (o ile w ogóle tu takie były).
Niepotrzebne zdanie, które zamiast informować, wprowadza zamęt.
Przyspieszyłym.
???
utworzyły coś na podobę tunelu, który niestety, jak spostrzegłem, był moją jedyną drogą.
Podobę??
Dlaczego niestety. Ładny tunelik, miła odmiana od konarów, komarów i pokrzyw.
Ściany tunelu pełne były czerwonych owoców i niebieskawych liści, to te dzikie krzewy łypią na mnie oczami, dałbym słowo!
Ze zdania wynika że czerwone owoce i niebieskawe liście to dzikie krzewy, łypiące oczami.
zrobiło się chlapsko,
???
Co prawda miałem nad głową (czy może raczej - nad plecami) gęstą osłonę z gałęzi i tego wszystkiego, co trudno wymienić z nazwy, jednak i tu deszcz padał na tyle, że widziałem niewiele spomiędzy spadających kropel, lecz wydawało mi się, że tam, skąd przyszedłem, w tej szczelinie tunelu, a która nie tak dawno było jeszcze szerokim wejściem, zapaliło się niebieskawe światło, a w cieniu rzucanym przez światło rysowały się kontury jakiejś postaci
Tak, to jest jedno zdanie. Ogólnie im dalej w las, tym więcej baboli.
w cieniu rzucanym przez światło rysowały się kontury jakiejś postaci. Zaraz, jakby na odpowiedź
Na odpowiedź czego?
Niesamowita gra świateł i krzyku, który nagle wypełnił całe Zarośla; krzyku złowieszczego i pełnego pogróżek, ale też i lęku. Atmosfera jakby wtedy się rozluźniła,
To rozluźniła się czy nie? I jakoś mi się nie widzi, by atmosfera się rozluźniała od złowieszczego i pełnego pogróżek krzyku.
gąszczu nie wiadomo czego
Takie sobie to.
Nie myśląc długo, zdjąłem drugiego buta i na boso szybko przebiegłem drogę a potem wskoczyłem wprost do strumyka,
Lepiej "i boso przebiegłem".
Przed a przecinek.

W Jak widzicie, nie miałem czasu na odpoczynek. I taka też jest ta opowieść, uprzedzam.
Jaka? Nie mająca czasu na odpoczynek?


Dobra, to tyle byczków ode mnie. Troszkę się tego nazbierało i muszę przyznać, że przeszkadzało w czytaniu.

Co do fabuły. Gość przelazł przez las, do drogi, którą spokojnie mógł iść wcześniej. Nie wiem po co wszedł do tego lasu, nie wiem czy on wie, po prostu sobie wszedł i się przedzierał. A potem chlups, magiczna woda i spacer z wołkami. Tak to widzę i jednak nie wciągnęło mnie to.

O Bohaterze niestety nie powiedziałeś za wiele. Ot że raczej człowiekiem nie jest, choć pewnie jest do niego podobny (Boże, proszę żeby to nie był elf) .

Na plus muszę przyznać, że mimo kilku nieporadności dość plastycznie tworzysz świat. Byłem w tej historii i chodź mnie czasem irytowała, widziałem bohatera, który nie był zawieszony w próżni. Trochę zabrakło mi motywacji, którą się on kierował wchodząc w chaszcze.
Opowiadanie zachowało swój klimat, ciężko go wyczuć, jednak jakaś atmosfera tajemniczości (trochę czasem wymuszonej) jest, co także uważam za pozytyw.

Tyle moich wypocin. Pozdrawiam ;)

3
Musicie wiedzieć, a przynajmniej jest to wskazane, że nie jestem człowiekiem.
Straszne pustosłowie, wywal to. Musicie wiedzieć, że nie jestem człowiekiem - o ileż przystępniej, dynamiczniej brzmi. ;) A treść dokładnie ta sama.
(...) że nie jestem człowiekiem. O nie! Przywykłem bądź co bądź do wygód tego świata.
Hmm? To tak jak w tym opowiadaniu o goblinach - łączysz jakieś zagadnienia, sugerując, że mają jakiś związek, w czasie gdy związku nie mają. Co jego nie bycie człowiekiem, do tego, że przywykł do wygód? Dziwnie napisane. To "bądź, co bądź" miesza.
Jedyną pamiątką po przeszłości jest fakt, że dużo chodzę. (Zdecydowanie więcej niż ludzie, z którymi miałem do czynienia).
Przyłącz "onawiasowaną" część do zdania, którego dotyczy, nie oddzielaj kropką.
I nie odczuwam też silnego pragnienia w upalne dni, ani tez nie doskwiera mi głód po srogiej zimie.
Powtórzenie. I literówka. I drugi raz w pierwszym akapicie zaczynasz zdanie od "i". Nie jest to najzgrabniejszy sposób na start.
Nie wiem, czy takie szczegóły was interesują, lecz dodam jeszcze, że pierwsza afera miała miejsce w wakacje. Część ludzi wtedy się nudzi i jest bardzo wesoła z powodu tej nudy.
Nieporadne zakończenie podrozdziału. Pogrubione znowu nic nie wnosi, ani ładnego, ani merytorycznego, wydłuża tylko wszystko. Ostatnie zdanie brzydkie stylistycznie, powtórzenie "nudy" + nie rozumiem, po co pisać o tej "bardzowesołowości" - co to ma do czegokolwiek?
Można wybrać też inna drogą, prowadzącą aż do jeziora, który znajduje się na połnocnym wschodzie i stamtąd wejść do dziczy.
Potworek. Masa literówek + problemy z szykiem, porządkiem. Koniecznie przemodeluj.
Gdy już się pokona Zarośla, następną przeszkodą są auta. Przedlesie.
Taka budowa sugeruje, że auta i przedlesie to to samo, ta sama przeszkoda.
Szeroka, kilkupasmowa droga ciągnie się od schroniska położonego wiele, wiele staj od mojego domu, głęboko w górach, które z mojego łysego pagórka są ledwo widoczne.
Znowu gubisz porządek. Pilnuj się przy tych długich zdaniach, bo potem czytelnik nie wie, co się dzieje. ;)
(...) niż gryzący smród spalin, który w kontakcie z autem jest rzeczą najprzyjemniejszą jaka nas może spotkać.
Tym kontaktem z autem znowu mieszasz, nie wiadomo, o co chodzi. Wygląda to tak, jakby smród kontaktował się z autem i był najprzyjemniejszą rzeczą, jaka może nas spotkać.
Pozostaje mu jedynie (lub aż...) do przebycia (...)
Na odwrót. Do przebycia pozostaje mu jedynie (lub aż)... A właśnie, darowałbym sobie trzykropki w nawiasach, nic nie wnoszą.
(...) znajduje się poza zasięgiem naszej (a przynajmniej częściowo także i waszej) historii.
Lubię zwracanie się bezpośrednio do nas, czytelników, ale tutaj wygląda to na zwracanie się na siłę. To, co pisze w nawiasie jest oczywiste, a to "a przynajmniej częściowo" już w ogóle rozrasta niepotrzebnie niepotrzebne.
Ostatnie dni spędzałem na myśleniu o podjęciu długiej wędrówki przez te lasy.
A nie lepiej "Ostatnie dni myślałem o podjęciu długiej wędrówki przez te lasy"?
W piwnicy miałem kilka skrzynek (przeterminowanych) wojskowych sucharów (...)
Nawias sugeruje, że to skrzynki są przeterminowane. Poza tym sam nawias jest zbędny, mamy do czynienia z informacją, którą spokojnie można wpleść w normalny opis.
(...) odbywałem także i służbę w wojsku.
Bez "i", zbędne.
Imałem się wielu zajęć, musicie wiedzieć i przybierałem wiele twarzy nim osiadłem tu, w Rozpadlisku.
I znowu: nienaturalnie brzmi ten zwrot do nas, na siłę. Zdanie równie dobrze (a nawet lepiej) radziłoby sobie bez niego. A jeśli już musi być, to chociaż: Musice wiedzieć, że imałem się (...). Zmieniłbym też drugie "wiele" na jakieś inne słowo.
Do drugiej kieszeni wsadziłem klucze i pare innych tego typu drobnostek.
Albo nie pisz o tym w ogóle, albo pisz konkretnie. Inne tego typu drobnostki? ;) Co to znaczy w ogóle? Klucze to drobnostka?
Nałożyłem na siebie płaszcz i dodam pewien szczegół, który myślę, że mógłby was zainteresować - jest to płaszcz nie byle jaki, bo odziedziczony po przodkach i można by przyjąć, że jest to płaszcz magiczny, który gdy chce, może uczynić człowieka niewidzialnym...
Argh, znowu :D Spróbuj to robić zgrabniej. Do tego dochodzi sprawa pustosłowia i porządku. Spójrz:
a) Nałożyłem na siebie płaszcz, ale nie byle jaki, bo odziedziczony po przodkach - płaszcz magiczny, który gdy chce, może uczynić człowieka niewidzialnym.

b) Nałożyłem na siebie płaszcz, który - wierzcie lub nie - jest magiczny i gdy chce, może uczynić człowieka niewidzialnym.

Masz tutaj dwie przykładowe opcje: bez zwrotu do nas i ze zwrotem, jeśli już ma być. Nie pisz "można by przyjąć, że jest to płaszcz magiczny" - przecież czyni człowieka (i nie-człowieka) niewidzialnym, nie trzeba nic przyjmować, on jest magiczny. Nie powtarzaj w jednym zdaniu trzy razy słowa "płaszcz". Jeśli już naprawdę chcesz zwrócić się do czytelnik, to kombinuj bardziej i rób to zgrabniej.
(...) przez którą nie dochodziło żadne światło. W tej gęstwinie zieleni nie ciągnęła się żadna ścieżka (...)
Powtórzenie. Poza tym: "nie dochodziło" brzmi dosyć nieporadnie. Może lepiej "nie przedzierało się"? "Nie docierało"?
Łamałem gałęzie pod nogą i nad oraz przed sobą (...)
Eeee? :D
PS Tylko pod jedną nogą gałęzie łamał?
Odnosiłem wrażenie, że pokrzywy rosły tu na kilka metrów (...)
Czy jest tu jakieś wrażenie do odnoszenia? Albo rosną, albo nie rosną, to widać przecież. Wyciąłbym "Odnosiłem wrażenie, że".
Gdy próbowałeś się z nimi szamotać, one osiągały swój cel i ściągały cię z prawidłowej drogi, więc można było przyjąć, że idę w dobrym kierunku, skoro wydawało się, że wszystkie moce tego świata obróciły się przeciwko mnie.
Za duże to zdanie, podzieliłbym na dwa.
Drzewa i krzewy, które znał człowiek, ustępowały miejsca dziwnym, powyginanym tworom; drzewom o (...)
Poszukałbym jakiegoś zamiennika tego słowa, co by wzmocnić inność tych drzew od drzew, którymi zaczynasz zdanie.
(...) drzewom o gałęziach pełnych długich, grubych zatrutych kolców, o korzeniach nad ziemią, rozciągniętych jak macki, a czesto zdawało się, że konary drzew pod twoją stopą ustępowały naglę ukazując jakąś otchłań lub wyrastały na drodze jak ściana.
Zupełnie nie na miejscu ta ostatnia część. Wczytaj się, jak to brzmi. Przełóż ją sobie do następnego zdania.
Krzewy zdawały się przeskakiwać przez drogę, w sposób jak gdyby to byli tubylcy z tych egzotycznych krajów; skaczą nieokrzesanie i w jakimś szale, trzesąc się i wymachując groźnie bronią, której nie znasz.
Po pierwsze: nie "w sposób jak gdyby" tylko po prostu "jakby". "Przeskakiwać przez drogę, jakby to byli tubylcy", ale...
... ale po drugie: co to znaczy, że krzewy przeskakują przez drogę? Z porównania wynika, że trzęsą się przy tym i wymachują bronią. Chyba wiem, co miałeś w głowie, ale nie przelałeś tego w słowa - opis wypada niedorzecznie. Chodziło Ci o to, że krzewy nad drogą tworzą coś w rodzaju portali?
A po trzecie: pisałeś przecież, że nie ma żadnej drogi... Niekonsekwencja.
Tak więc miejsca, którymi można było iść swobodniej, występowały coraz rzadziej (o ile w ogóle tu takie były).
Faken szi*, no to były, czy nie były? ;) Piszesz, że występowało, a z drugiej poddajesz wątpliwości ich istnienie. Niekonsekwencja!
(...) na podobę tunelu, który niestety, jak spostrzegłem, był moją jedyną drogą. Miałem wrażenie, że nad wejściem do tunelu z gąszczu liści i splecionych gałęzi dotarł do mnie wąski snop światła. Znikł on jednak równie szybko jak się pojawił. Ściany tunelu pełne były (...)
Powtórzenia. Drugi "tunel" można bez strachu wywalić, wiadomo, o co chodzi.
(...) sklepienie zapadało się coraz to bardziej (...)
Bez "to".
(...) powarkiwania zwierząt i jakiś istot (...)
Zwierzęta to też "jakieś istoty". Niekonkretne. Sprecyzowałbym.
(...) w którym umorusałem się po szyję aż w końcu krzyczę wniebogłosy i krzyczę!
Trochę zbyt nagła i zbyt niepotrzebna ta nagła zmiana czasu.
knajpiany śmiech
Ładniutkie.
(...) po takiej jednej przygodzie (...)
Bez "jednej".
Teraz, stojąc na podłużnym wale, za którym ciągnęła się asfaltowa droga z jednej strony, szeroka, jak mówiłem; a z drugiej (tej, z której przybyłem) panoszył się teren okupiony niemałym wysiłkiem, tak trudny do przebycia.
Argh! Przeczytaj to, proszę, przeczytaj. ;) Chyba nie muszę tłumaczyć, co w tym zdaniu jest nie tak? Przemodeluj je zupełnie, bo jest niechlujne i nie ma sensu.
(...) cichy krzyk słychać było jeszcze (...)
Szyk.
(...) wskoczyłem wprost do strumyka, mocąc jego, jak się okaże, zaklętą wodę...
Ładne.
O stworzeniach, które już wyginęły albo odeszły w niepamięć; o istotach, które pozostały jedynie na kartach nierozumianych już historii.
(...) które są i jednocześnie przemijają, i wędrują każde na swoje miejsce.
Takie pitu-pitu dla samego pitu-pitu. Co to znaczy "każde na swoje miejsce"? Jakie miejsce?
(...) zachowując zdrową ostrożność, nakazującą w tego typu sytuacji milczenie i zachowanie bezpiecznej odległości.
(...) jakby nie było już zasługiwał na moją wdzięczność tym (...)
Wywal "już", wstaw tam przecinek.
Dalej na wschodzie złociste lasy gęstniały i stopniowo ciemniały - widać, że to tam zaczynała się puszcza. Lasy ciągnęły się (...)
Ojej. Jestem bardzo, bardzo zmęczony Twoim tekstem. Przede wszystkim źle go napisałeś - błędów jest masa, zatrzęsienie, chmarzysko, rój. Przy 90% procentach zdań można, a nawet trzeba się zatrzymać i napisać lepiej. Zgrzyty, które tutaj wypisałem, to tylko część. Nie wiem, kiedy napisałeś to opowiadanie, ale w porównaniu z tym o goblinach, wypada bardzo źle. Według mnie to kilka kroków w tył, dlatego podejrzewam (i chciałbym, by tak było), że mamy do czynienia ze starszym utworem. Odleżał już w Twojej głowie - przeczytaj go teraz bardzo dokładnie i bardzo powoli, męcząc każdy akapit tyle, ile wcześniej męczyłeś cały tekst. Z pewnością zobaczysz rzeczy, których dotąd nie dostrzegałeś.

Nie dość, że tekst leży stylistycznie, to jeszcze merytorycznie. Tutaj nie ma fabuły. Coś (wprowadzasz wątek nie-człowieka, ale go nie tłumaczysz) wyrusza w dziwną podróż (nie tłumaczysz jej) w płaszczu-niewidce (który nie odgrywa żadnej roli), dociera do jakiś wilków (których nie tłumaczysz) i opowiadanie urywa się bez żadnego klarownego zamknięcia. Nie tłumaczysz NIC. Nie uwierzyłem w bohatera, bo nie wiem nawet, kim jest i nie rozumiem jego... tych, no... Motywów? Nie rozumiem, czemu robi to, co robi. Czemu nam to opowiada. Nazywasz też rozdział "Dzień I", a nie ma następnych. Jeśli to fragment, to powinieneś zaznaczyć to przy tytule. Ja oceniam to jako całość - a jako całość nie ma ani ładunku merytorycznego, ani estetycznego.

Spomiędzy tych wszystkich baboli i chaosu, wychyla się jakieś pióro, zdarza Ci się coś ładnie opisać. W tym gąszczu ( ;) ) prześwituje potencjał. Musisz jednak spiąć poślady i uważniej pisać każde zdanie, akapit. Dokładnie je obmyślać. Dbać o czytelnika i klarowny, jasny przekaz. Ja chcę poznawać Twoją historię, a nie ją odszyfrowywać ze źle napisanych zdań.

Ogółem: poprawiaj. Pisz wolniej i dokładniej. Czytaj. Analizuj to, co czytasz. Walcz. ;) Wiem, że umiesz!

Pozdrawiam,
bardzo zmęczony Patryk
Ostatnio zmieniony śr 25 lip 2012, 16:43 przez Patren, łącznie zmieniany 2 razy.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

4
Dziękuję Wam za komentarze, bardzo.

Prawdę mówiąc - popełniłem głupotę, bo wstawiłem świeży tekst, ledwo co napisany i sprawdzony, jak widać, niedbale.

Ale dziękuję, raz jeszcze, za odezwę. :)
wyje za mną ciemny, wielki czas

5
Może się powtórzę z kimś kto wypisywał błędy wcześniej(i tak jeszcze duużo tego zostało w tekście)
Samo jezioro to długi, wąski zbiornik o czarnej i głębokiej wodzie.
Woda sama w sobie nie jest głęboka.
to bardziej wole obolałe łydki od pokrzyw
Niepotrzebne "bardziej", zgubiłeś ogonek, a po oparzeniu pokrzywą skóra nie jest obolała, tylko po prostu swędzi jak cziort.
A kto chce, niech słucha.
A kto nie chce, niech nie słucha,
Bo jak balsam są dla ucha
Morskie opowieści.
W piwnicy miałem kilka skrzynek (przeterminowanych) wojskowych sucharów
Jak suchary mogą się przeterminować?
to płaszcz magiczny, który gdy chce, może uczynić człowieka niewidzialnym
Ale zawiało Władcą Pierścieni: najpierw lambasy, a teraz ten elfi płaszcz.
Łamałem gałęzie pod nogą i nad oraz przed sobą
Czysty chaos.
Walka z owadami, tym bardziej walka, w której nie masz do pomocy rąk, jest bardzo, jak by to powiedzieć, "bardzo uciążliwa"
Walka z owadami, tym bardziej, jeśli nie możesz pomóc sobie rękami, jest, jakby to powiedzieć, "bardzo uciążliwa". - Niby zdanie przekazuje to samo, ale bez niepotrzebnych powtórzeń.
długich, grubych zatrutych kolców
Wywaliłbym "grube": kolce raczej kojarzą się ze szpileczkami.
Krzewy zdawały się przeskakiwać przez drogę, w sposób jak gdyby to byli tubylcy z tych egzotycznych krajów
Nakombinowałeś znowu(jakich krajów?) "przeskakiwać przez drogę jak tubylcy(mi osobiście bardziej pasowałoby mieszkańcy) egzotycznych krajów"
zrobiło się chlapsko, w którym umorusałem się po szyję
Bardzo przyjemne zdanie ;) Zwłaszcza te "chlapsko"
W odpowiedzi dostałem tylko dziki rechot i knajpiany śmiech
Albo "usłyszałem tylko dziki rechot(...)", albo "dostałem kolejną porcję dzikiego rechotu(...)"
Mogłem to wszystko przemyśleć, zjeść suchara i spojrzeć raz jeszcze na całą okolicę
I takie zdanie mi się podoba: buduj takich więcej.
a potem krzyk zdychającego psa
Jedyne sensowne wyjaśnienie byłoby takie, że zna mowę zwierząt. Bo psy z natury nie krzyczą.
na kartach nierozumianych już historii
Tutaj "karty historii" trzeba traktować jako jedność, więc "na nierozumianych już kartach historii"
zjawił się wilk. Wielki, dumny wilk o błękitnych oczach i gęstej sierści falującej na wietrze.
- Widzę, że nawet TO nie nauczyło cię by obywać się z wodą ostrożniej - przemówił. Jęknąłem cicho i obróciłem się nie wiedząc, czy i co mu odpowiedzieć.
Czyli, że stał plecami do wilka, opisał jak wygląda, a później się odwrócił?
To źródło rzeki Morbilied, Księżnej Rzek, witaj.
Może niech to powitanie znajdzie się na początku?
I jak na rozkaz wszystkie wilki wyprężyły się na kształt rozciągniętej struny
Czyli że przednie łapy do przodu, tyle do tyłu i leżały na brzuchach?
"Wyprężyć się jak struna": tak się przyjęło i raczej nie należy tego udziwniać.
mężni Kucający na Pustyni
Genialne :D Z czym kojarzy Ci się kucający pies? Ta nazwa nie jest zbyt chwalebna.

Muszę przyznać, że zainteresował mnie tytuł z Zarzeczem, myślałem, że będzie coś o tej miejscowości.
Na początku był chaos...
I w sumie tak zostało w Twoim tekście.
Gdybyś zapytał mnie co zapamiętałem, to powiedziałbym suchary, magiczny płaszcz, trudna wędrówka przez las i wilki. To zdecydowanie za mało. Tekst powinien być taki, żeby po przeczytaniu można było przypomnieć sobie szczegóły, albo przynajmniej jako tako umieć sobie to wszystko wyobrazić.
Zdecydowanie musisz przejrzeć ten tekst, wyłapać literówki, dziwnie poskładane zdania, bezsensowne zdania, zdania, które Ci się nie podobają i je zmienić na dobre.
Fabuła trochę oklepana, ale na pewno można wcisnąć w nią coś nowego.
Tekst zdecydowanie do poprawy, ale po niej będzie zjadliwy(jeśli się postarasz)
Pisz, pisz, pisz, a później to popraw i wrzuć coś nowego.

6
Prawdę mówiąc - popełniłem głupotę, bo wstawiłem świeży tekst, ledwo co napisany i sprawdzony, jak widać, niedbale.
Ech, za Twoją głupotę płacą niewinni czytelnicy. Naprawdę, teksty powinno wstawiać się po gruntownej korekcie - jeśli nie z szacunku do siebie, to chociaż z szacunku do nas.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”