

Jest duszno, wyjątkowo duszno. Szarpię się ze sobą, szarpię się ze wszystkich sił. W powietrzu mieszają się zapachy lata. Jest tak potwornie duszno. Szukam papierosów w kieszeni spodni. Znajduję. Odpalam. Zaciągam się głęboko. Piasek chrzęści pod stopami, słońce pali skórę. Chce mi się pić, chce mi się jeść, chce mi się pieprzyć. Ta pustynia wydaje się nie mieć końca. Wyciągam różaniec i zaczynam się modlić. Od dawna tego nie robiłem. To zabawne, że czuję tak wiele, choć obiecałem sobie przecież, że już nigdy niczego nie poczuję. Po drodze, od czasu do czasu, spotykam różnych ludzi. Starszych i młodszych. Starsi mają mnóstwo zmarszczek. Zmarszki mimiczne i zmarszczki na dłoniach. Mówią słabymi głosami, oddychają ciężko. Tracą równowagę kiedy mijają ich młodsi, szybko i brutalnie, bez chwili wytchnienia. Wciąż do przodu i do przodu. Nie patrzą wstecz. Zatrzymuję się obok jakiejś płaczącej kobiety, tej z rodzaju starszych. Gardzę nią, świat to miejsce dla silnych ludzi, niezależnie od wieku.
Jest duszno, jest potwornie duszno. Chce mi się pić. Mam na sobie wymiętą koszulę i znoszone spodnie i buty, z pięknej skóry. Ponieważ przemieszczanie się jest najistotniejsze. Dobre buty to odpowiednia szybkość. Zmieniam scenerię. Siedzę na tarasie pięknego domu, otacza mnie ogród o wyjątkowej urodzie. Tysiące kwiatów, drzewek i owoców. Piję osłodzoną lemoniadę. Dwie łyżeczki, tak jak lubiłaś. Dzieci bawią się po przeciwnej stronie ulicy. Bawią się w piaskownicy. Rzeźbią w piasku najróżniejsze kształty. Fosy, mosty, miasta. Życie przesypuje się im przez palce. Dwie dziewczynki i chłopiec. Pamiętam, że marzyliśmy o dzieciach. Wyciągam kolejnego papierosa ze zmiętej paczki. Palenie przynosi mi ulgę. To ostatnie co mi zostało.
Jest duszno, jest potwornie duszno. Siedzę wygodnie w fotelu i oglądam telewizję. Wiadomości. Wojna, głód. Wciąż to samo. Przełączam kanał. Film erotyczny. Zdaję sobie sprawę z tego, że brakuje mi kobiety. To już drugi raz. Wyłączam telewizor i sięgam po gazetę. Wojna i głód. Wciąż to samo. Nic się nie zmienia. Powietrze jest gęste i suche. Kiedyś było inaczej. Patrzę na twoje zdjęcie. Lubię stare zdjęcia. Podnoszę się ciężko i idę do kuchni. Lodówka, nóż, talerz i filiżanka kawy.
Pada deszcz. Idę przed siebie. Jestem cały mokry ponieważ lubię moknąć, wydaje mi się wówczas, że płaczę. Potrzebuję łez. Czuję zapach asfaltu, kurzu, mokrej trawy. Przyspieszam. Biegnę. Uciekam. Nie chcę wracać, ale przecież zawsze wracamy. Wchodzę do domu i ściągam płaszcz. Idę do łazienki i patrzę w lustro. Jestem już stary. Mam podkrążone oczy i mnóstwo zmarszczek.
Odeszłaś dwa lata temu. Miałaś na sobie białą sukienkę, byłaś taka niewinna. Kochaliśmy się całą noc. Uwielbiałem twoje ciało.
Jest duszno, wyjątkowo duszno i ciemno. Idę przez pustynię, siedzę na tarasie i w fotelu, moknę na deszczu. Pedzę przed siebie i nie patrzę wstecz. Nie wolno się zatrzymywać, nie wolno zwalniać. Mijam starszych ludzi, ponieważ boję się śmierci. Palę papierosy ponieważ na chwię zapominam. Nie lubię dzieci bo przypominają mi o zmarnowanych szansach. Jesteś nieważna, nigdy się dla mnie nie liczyłaś, ale lubię cię wspominać ponieważ wówczas czuję się lepszą osobą.
Pędzę do przodu. Po trupach. Nie, nie jestem szczęśliwy. Mam mnóstwo pieniędzy. Szarpię się ze sobą. Mam mnóstwo kobiet. Szarpię się ze sobą. Stop. Muszę szczerze przyznać, że nic się dla mnie nie liczy i nic nie ma znaczenia, że dość już tych kłamstw. Wychodzę z domu i biorę głęboki oddech. Życie jest piękne. Mam nadzieję.