***
- Proszę !- odpowiedziała Anna na pukanie do drzwi jej hotelowego pokoju.
- No ładnie, nie powiem, wszystkich tak zapraszasz ?!- krzyknął Robert, rzucając jej złowrogie spojrzenie.
- O co Ci chodzi? Zawsze musisz się mnie czepiać! - Anna jak zawsze nie pozostała dłużna na pretensje kolegi z pracy.
- Ja się czepiam? Przestań kobieto, nie wiesz kto puka do Twoich drzwi i krzyczysz z łazienki – "proszę". A może ktoś przyszedł Ci sprzedać kulkę w głowę. Nie pomyślałaś o tym? Przyjechaliśmy tutaj nie na wakacje tylko żeby rozpracować siatkę przestępców zajmujący się handlem żywym towarem na skalę europejską.
- Uspokój się Robert, co Cię napadło ?!! - Anna usiadła wycierając ręcznikiem mokre włosy i patrzyła wprost w błękitne oczy Roberta.
Robert nic nie odpowiedział, posłał jej tylko przelotne spojrzenie. W jego głowie znów błysnęła ta dziwna myśl, że zapragnął być blisko niej i jej dotknąć.
- Uspokójcie się to nie czas na kłótnie ale Robert ma racje, nie powinnaś otwierać drzwi jeśli nie wiesz kto za nimi stoi. W ogóle to mamy nowe wytyczne, od Zarządu z Polski. Musimy jechać do niemieckiego biura. Odbędzie się tam wideokonferencja, także trzeba się spieszyć. Operacja czerwony punkt jest ściśle tajna, co nie znaczy, że nikt nas nie obserwuje -powiedział Grzesiek podchodząc do okna.
- Jak to? Sugerujesz, że siatka wie o tym, że są namierzani ? - spytała zdumiona Anna.
- Prawdopodobnie mogą się domyślać, że szykuję się akcja na nich. Zniknął jeden z niemieckich informatorów. Pewnie został uciszony w w najskuteczniejszy możliwy sposób. Niedobrze - Mówiąc to Robert pomyślał, że jego przeczucia odnośnie tej rozpoczętej operacji powoli zaczynają się spełniać.
- Zbieramy się, jedziemy na wideokonferencje na Haupstatstrasse. Będę tłumaczył,jak zawsze do usług.- Robert zamknął za całą trójką drzwi i wszyscy w lepszych już humorach udali się po nowe wytyczne od kierownictwa.
***
W tym samym czasie kiedy trójka funkcjonariuszy CBŚ rozpracowywało siatkę handlu żywym towarem srebrny nieduży bus przyjechał na Aleksanderplatz. To było stałe i jedyne miejsce przyjazdów i odjazdów tej linii połączenia Berlin-Polska. Plac ten rozszerzał się półokrągłą kopułą, na której prawie zawsze lądowały gołębie. Fontany wokół wyglądały niemal dostojnie wśród przefruwających tu nieustannie ptaków, miejskiego gwaru, kurzu i masy różnych ludzi przewijających się przez to miejsce. Można sobie wyobrazić, że nawet w nocy jest tu gwar ze względu na ducha tego miejsca z którego ciągle przybywali i odjeżdżali podróżni. Iwa powoli wygramoliła się z pojazdu, mimo tego, że była ona naprawdę bardzo ładną dziewczyną nie była przewrażliwiona na punkcie swojego wyglądu. Wyglądała po prostu tak jak chciała była szczupła, miała długie brązowe włosy i nie była niska. Te cechy wyglądu w zupełności jej wystarczały, aby czuć się dobrze w swoim własnym ciele. Oczywiście miała kompleksy ale były one niczym znaczącym dla niej samej.Była pod tym względem odmiennością od większości kobiet w jej wieku, które były całkowicie przewrażliwione na punkcie swojego wyglądu. Wyjęła z kieszeni walizki dużą biała kartę z adresem w którym zamieszkiwał dziadek Hans. - Kurczę jak mam tam teraz dojechać chyba wezmę taksówkę, sama nie trafie - pomyślała. Pamiętała, że z tego co mówiła jej pracownica biura pośrednictwa pracy,to było gdzieś bardzo niedaleko centrum. Nagle jej przemyślenia przerwał dzwonek telefonu.
- Cześć Marek, oczywiście wszystko jest ok, jestem już w Niemczech. Szukam właśnie adresu pod którym mieszka dziadek. Nie mogę za bardzo teraz rozmawiać. Odezwę się później.Pa- powiedziała szybko Iwa i nacisnęła guzik zakończający rozmowę.
- Pa- odpowiedział do milczącego już telefonu Marek.
Napisała jeszcze sms do mamy, żeby się nie martwiła i poszła w kierunki postoju taksówek. Na szczęście pan taksówkarz zrozumiał jej niemiecki na tyle, że bez problemu porozumieli się w sprawie adresu. Wysiadła z samochodu i była już pod dużą, odnowioną kamienicą, swoimi wyglądem uderzały duże wejściowe drewniano-mosiężne drzwi. Obok kamienicy mieściła się dość długa, ruchliwa ulica. Odczuwało się to wrażenie, że budynek jest prawie w samym centrum Berlina,obok pasaże, restauracje sieciowe, butiki. Wokół spacerujący ludzie,gwar, hałas uliczny. Młodzież, która rozweselała swoim śmiechem znajdujący się nieopodal deptak. Samotni ludzie siedzący przy kawie i przy swoim laptopie udający zaczytanych i szczęśliwych w swojej odosobności. Iwa lubiła czasem przysiąść w Polsce w jakiejś małej kawiarni dosłownie schować się za oknem i obserwować ulice, ludzi po prostu miejski gwar miasta. Takie życie lubiła najbardziej tłoczne, głośne i żywe. Drzwi z numerem dwadzieścia dwa otworzył jej mężczyzna w średnim wieku to na pewno nie był dziadek, którym przyjechała się zaopiekować zorientowała się, że musiał to być jego zięć. Iwa zawahała się czy wejść do mieszkania, nie wiedząc dlaczego przez moment poczuła dziwny lęk. Ale odwaga była jej najmocniejszą cechą charakteru dlatego przekroczyła próg mieszkania. Nie wiedziała tylko, że to wiązało za sobą nieodwracalne zmiany w jej życiu.
Niemiecka rodzina, do której trafiła Iwa była na pierwszy rzut oka normalną, poukładaną i kochającą się rodziną. Pozostawał jeden niemiły szczegół, że córka i zięć po prostu nie mieli czasu, głowy i być może również chęci opiekować się dwadzieścia cztery godziny na dobę starym i schorowanym ojcem. Na szczęście język niemiecki Iwy nie był jeszcze tak kulawy jak myślała, była nawet pozytywnie zdziwiona, że może dogadać się z nimi bez problemów. Miała również kontakt z polskim pośrednictwem pracy to też dawało jej pewien komfort psychiczny, że z nimi ma podpisaną umowę o pracę i oni "czuwają" nad nią, że są jej pracodawcą. To dało jej pewność w przekonaniu, że będzie "bezpieczna" i tak też miało być, no właśnie i rzeczywiście było do pewnego momentu.
Dni Iwie schodziły głównie na zajmowaniu się staruszkiem, który ledwo chodził o własnych siłach. Był bardzo słabiuteńki, schorowany i wątły ale w jego oczach tliło się wciąż życie. Wspomnienia w jego głowie co jakiś czas przychodziły do niego w czasie dnia i wtedy zaczynał opowiadać Iwie o swojej miłości do zmarłej już żony, spoglądając na ulicę miasta za oknem. Zawsze o tej samej porze kiedy zachodziło słońce i jego promienie w pięknym złotym kolorze wpadały do mieszkania, staruszek siadał w fotelu i patrzył w dal. Zachodzące słońce jest niesamowite można patrzeć na cały wachlarz barw zaczynając od koloru blado żółtego, który wpadał w złoty a po paru minutach z pomarańczowy. Wraz z upływającym czasem kolor pomarańczowy stawał się coraz bardziej ciemniejszy w swej barwie. Właśnie to zjawisko jest niezwykłe w zachodzie słońca, zdajemy sobie sprawę, że siła słońca uzależniona jest już tylko od jednego - płynącego nieuchronnie czasu. Dziadek wiedział o tym, że "jego słońce" również zachodzi wraz z upływającym życiem, z tą myślą po jego zmarszczonym policzku spływała maleńka łza.
Oprócz takich niezwykle barwnych wieczorów,kiedy staruszek opowiadał swoje życiowe historie, wypominał żonę oraz pouczał Iwę, codzienność prozy życia niestety przeważała nad tą barwną ucieczką w przeszłość. Iwa cały dzień miała zajęty i starała poukładać swoje zajęcia równomiernie w czasie, aby móc zdążyć ze wszystkim. Praca ta owszem nie była łatwa ale wiedziała o tym jadąc tutaj i nie przypuszczała, że da jej to zajęcie tyle satysfakcji. Nie chodziło bynajmniej o pieniądze czuła, że pomaga komuś kto jej potrzebuje i jest za to wdzięczny, ciepłe spojrzenie bezbronnego staruszka w chwilach jego bezsilności fizycznej było dla niej największą zapłatą. Jej do gruntu dobre serce nie miało sobie równych w promieniu stu kilometrów. Czuła, że musi i przede wszystkim chce pomagać temu staremu, schorowanemu człowiekowi.
Wieczorem kiedy Iwa szykowała kolacje dla siebie i dziadka niespodziewanie zadzwonił jej telefon. To był jej Marek.
- Cześć Iwuś, co słychać kochana? Wszystko w porządku?
- Tak, zajmuje się dziadkiem, nie sprawia większych problemów. Tęsknie za Tobą i kocham Cię, wiesz? - zapytała z uśmiechem Iwa.
- To kiedy wracasz? Czekam na Ciebie w utęsknieniem. Nie musisz tam siedzieć - Marek był przekonany, że jego ukochana przystanie na jego pomysł.
- Zostaje tutaj.
- Jak to chcesz nadal zostać w Berlinie?
- Nie mogę teraz wrócić, jestem tutaj w pracy. Mam zostawić dziadka? - zapytała Iwa zupełnie poważnie.
- Ale dziadek może znaleźć sobie inną opiekunkę, prawda? - Marek czuł, że coraz bardziej nie rozumieją się w tym dialogu.
- Ale ja przywiązałam się do niego.
- Słucham?
- Po prostu zżyłam się z nim.
Marek słyszał co mówiła Iwa ale nie mógł wydobyć dźwięku, jego głos był przez chwilę niemy. Po dłuższej chwili ciszy obojga zdołał powiedzieć tylko jedno słowo:
- Do widzenia - odłożył służbową słuchawkę telefonu na biurko. Spojrzał przed siebie, często miewał takie reakcje. W tej chwili po prostu "bił się" ze swoimi myślami.
- Co jest stary? - kolega z pracy wszedł pewnie do pokoju i zajął swoje stanowisko przy radiostacji.
- Nie rozumiem jej - odpowiedział cicho, chyba bardziej do siebie Marek.
- Kogo?
-Mojej...dziewczyny.
-Masz dziewczynę? Nie wiedziałem.
-Sam już nie wiem, czy mam - W tym samym momencie kolega podskoczył na krześle z hukiem trzaskających za Markiem drzwi.
Czerwony punkt c.d.
1
Ostatnio zmieniony czw 12 lip 2012, 14:04 przez smerfetka1602, łącznie zmieniany 2 razy.