Dwa fragmenty pisanego jakiś czas temu opowiadania, które raczej pozostawię niedokończone.
Fragment 1, opis.
-------------------------------------------------
Dotyczy to zarówno życia, jak i wszelakich dóbr materialnych: spalony dom, czy stracone pieniądze – wszystko jest do odzyskania. Inaczej sprawa ma się z istnieniem – jedna błędna decyzja lub nieszczęśliwy zbieg okoliczności może doprowadzić do najgorszego.
Wielki zegar umieszczony na elewacji jednego z wielu położonych w okolicy bloków głośno wybijał godzinę dziewiętnastą. Z nieba na ulicę spadały pojedyncze krople deszczu, zwiastujące nieuchronnie zbliżającą się ulewę. Po mokrym chodniku przemykały dziesiątki ludzi spieszących się do domu. Obok, po jezdni pędziły setki samochodów, których światła w wieczornym mroku tworzyły jedną, wielką łunę. Wśród przechodniów szedł pewien 18-letni młodzieniec, mający często spotykane w Polsce imię Łukasz. Jego intencje znacząco różniły się od reszty pędzącego tłumu: chciał zaczerpnąć świeżego, wiosennego powietrza, którego po prostu mu brakowało. Nic sobie nie robił z wody spadającej na jego krótkie, czarne włosy. Cały dzień spędził poza domem, z rana będąc w szkole a następnie słuchając wykładu w ośrodku nauki jazdy. Teraz szedł przed siebie, starając się oczyścić umysł. Lekki wiatr cały czas poddmuchiwał jego rozpiętą, czarną, skórzaną kurtkę. Pod spodem miał na sobie jasną koszulkę, która wyróżniała się na tle reszty ubioru. Mijając mężczyznę we fraku, niosącego czarną walizkę, Łukasz pomyślał:
„Jak tu się zrelaksować, ten tłok jest nieznośny” .
Nie rezygnował ze spaceru – cały czas stawiał krok za krokiem, kierując wzrok na wystawy sklepowe. Po chwili znalazł się przy narożniku budynku, wzdłuż którego biegła druga, jeszcze bardziej zapełniona ulica. Ruch zamiast maleć, cały czas się zwiększał, a Ziemię zalały nieskończone ilości kropel deszczu.
Młodzieniec rozejrzał się na prawo i na lewo. stwierdzając brak zagrożenia wszedł na przejście dla pieszych. W tym momencie kątem oka dostrzegł zbliżające się z prawej strony auto, którego kierowca nie miał zamiaru hamować. Pojazd z każdą chwilą przyspieszał. Chłopak odpowiednio na to zareagował – przebiegł resztę pasów i stanął obiema stopami na chodniku. W tym momencie samochód pomknął z ogromną prędkością przez przejście dla pieszych.
- Co za wariat… Dobrze, że w porę go zauważyłem – powiedział cicho, pod nosem.
Łukasz skierował się przed siebie. Idąc, powoli mijał kolejne budynki. Jego uwagę zwrócił jeden, przy którym stało rusztowanie sięgające aż po sam dach. W tym miejscu wąski chodnik był oddzielony od jezdni parkingiem, który był w pełni zastawiony autami. Gdy minął wielkie drzwi wejściowe, zatrzymał się. Spojrzał przez prawe ramię i głośno westchnął:
– Wreszcie coś robią… Ten blok zawsze był obskurny. Dobrze, że to się zmieni.
Chłopak spojrzał do przodu.
– Ale to i tak nic… W tym kraju takich miejsc jest zdecydowanie za dużo – mówił głośno, starając się być usłyszanym przez przechodzące obok osoby. Nikt jednak nie zwracał uwagi na jego wywody, a wokół panowała cisza.
W pewnym momencie coś bardzo głośno zagruchotało. Po krótkiej chwili na kawałek chodnika przed chłopakiem spadły kawałki starych cegieł. Łukasz szybkim susem odskoczył w bok i spojrzał w górę. Zobaczył wychylającego się zza barierki robotnika w czerwonym kasku, który szeroko rozkładając ręce starał się przeprosić młodzieńca za zaistniałą sytuację. Chłopak zacisnął zęby i pokiwał głową, gestykulując swoje niezadowolenie. Obrócił się i żwawym krokiem zaczął oddalać się przed siebie.
Fragment 2, akcja.
--------------------------------------------------
Z gęstych krzaków znajdujących się po przeciwległej stronie ulicy wyłoniło się kilkunastu mrocznych wojowników.
– O Boże! – Krzyknął Maks.
– Nie… To jakieś fatum – zaklęła Paula.
W tym momencie ogromna armia ruszyła za dwojgiem uczniów, którzy zaczęli się szybko oddalać w przeciwną stronę.
– Brać ich! – krzyknął biegnący przed gromadą ogromny dowódca, noszący na sobie płytową zbroję. Maks odwrócił się do tyłu i zatrzymał w miejscu.
– Co ty robisz idioto! Biegnijmy! – krzyknęła młoda dziewczyna.
– Coś wymyśliłem! Zamknij się i patrz!
Chłopak wyprostowaną ręką wycelował w stronę giganta, po czym głośno krzyknął:
– Niech płynąca w tej ręce energia zamieni tą nikczemną istotę w kamień!
W stronę dowódcy poleciał mieniący się srebrnym kolorem płomień. Momentalnie trafił w jego pancerz, który zaczął płonąć. Srebrny ogień szybko objął całego przeciwnika. Po chwili jedyną pozostałością po wrogu był granitowy posąg. Reszta potworów zaczęła uciekać, w mig znikając w zaroślach obok drogi.
– Jak to zrobiłeś? – Krzyknęła uczennica.
– Kiedyś ci to wyjaśnię… - spokojnie powiedział Maks, patrząc się prosto w przerażone i szeroko otwarte oczy dziewczyny, po czym niespodziewanie ją pocałował. Zaskoczył ją tym, jej twarz stała się cała czerwona.
– Ty… Ty… - nie mogła dokończyć zdania ze zdenerwowania połączonego z podnieceniem. Oczy skierowała w ziemię i starała się uspokoić.
Maksymilian odszedł od niej na dwa kroki i powiedział szeptem:
– Kocham cię, dobrze o tym wiesz.
Po krótkiej chwili zastanowienia, Paula ściskając mocno swoje palce odpowiedziała:
– Ja… Ciebie… Też…
Zapadła niezręczna cisza.
– Przepraszam… Przepraszam, że jestem taka... niezdecydowana. To był mój pierwszy pocałunek i… I… Zrobiłeś to tak nagle… I w takiej sytuacji…
W tym momencie chłopak objął ją rękoma i przytulił do siebie.
– Wszystko będzie dobrze. Tym razem to my jesteśmy górą w tej nierównej walce – wypowiedział te słowa, patrząc jej prosto w oczy. Dodał - musimy biec dalej, do naszego schronienia zostało jeszcze kilkaset metrów.
Czarny scenariusz [SF/Urban Fantasy]
1
Ostatnio zmieniony wt 31 lip 2012, 23:37 przez Alastor, łącznie zmieniany 3 razy.