"Tajemnica" [dramat obyczajowy]

1
Moje pierwsze i jedyne jak do tej pory opowiadanie. Napisałem je dosyć dawno a dopiero ostatnio sobie o nim przypomniałem. Tytuł wymyślony na poczekaniu. Nie wiążę już z nim żadnych nadziei, więc postanowiłem tutaj wrzucić. Byłoby miło usłyszeć oprócz technicznych uwag, również jakieś wrażenia "ogólne" ;). Jeśli komuś wygodniej jest czytać w wordzie ze wszystkimi wcięciami itd. to tutaj link: http://speedy.sh/wf7Ff/opowiadanie.doc . Przepraszam, ale przy wymiękam przy wstawianiu akapitów, bo cały tekst się sypie, mam nadzieję, że link do .doc załatwi sprawę ;).


---

Światło w mieszkaniu było nieco przygaszone, kojarzące się z widokiem zachodzącego Słońca. Niektórzy mówią, że stan pokoju odzwierciedla osobę, która go zamieszkuje. Kogoś, kto tam mieszka można z pewnością uznać za bałaganiarza. Po podłodze walały się sterty gazet sprzed ostatniego tygodnia. W zlewie zalegały naczynia, wprost domagające się umycia. Wnętrze było przestronne i luksusowe, urządzone z klasą. Nie była to na pewno zasługa kogoś kto tu teraz mieszkał. Na środku salonu stał stół zastawiony pustymi opakowaniami po jedzeniu na wynos i mnóstwem spalonych papierosów. W słabym świetle żarówki błyszczała już prawie pusta butelka Jim Beam i szklanka z resztkami trunku. Na skórzanej kanapie leżał pogrążony w alkoholowym śnie mężczyzna. Nie był stary, lecz ilości bourbona i papierosów, które musiał znieść organizm dodawały mu kilka lat. Na twarzy pojawiły się już pierwsze bruzdy a cera zaczęła przyjmować ten charakterystyczny wygląd nałogowego palacza.
Ciche takty „Highway to Hell” wydobywające się z komórki, powoli wybudzały go ze snu.
- Halo, Nick?! – odezwał się entuzjastycznym głosem człowiek po drugiej stronie słuchawki – Żyjesz? Dobijam się do ciebie od kilku minut.
- Miałem wczoraj ciężki wieczór. Ustalałem z adwokatem żony warunki rozwodu, sam wiesz…
- Cóż bywa, ale to nieważne. Mam dla ciebie sensację stulecia. Padniesz jak usłyszysz – jego menadżer, Steve, lubował się w tym wyrażeniu i przy każdej lepszej wiadomości powtarzał: „sensacja stulecia”. – Załatwiłem ci ten występ w Nowym Jorku! Wszystko ustalone, mamy wynajętą halę. Będziesz główną gwiazdą wieczoru. Pozostało nam jeszcze wynajęcie kilku płotek, do występu przed tobą no i promocja, ale tym się zajmę. Czekamy tylko na twój podpis. Wpadniesz do biura dzisiaj?
- Dzięki. Dzięki za wszystko. Będę mógł przyjść po południu? – powiedział, z trudem ukrywając swój aktualny stan
- Jasne, u mnie o czwartej?
- Tak, jeszcze raz dzięki.
Nagle poczuł przypływ wdzięczności do tego człowieka. To on go wydobył go z tej
całej gromady chałturników. Pamiętał swoje początki. Wraz z kilkoma przyjaciółmi z college’u stworzyli kilka całkiem niezłych skeczy politycznych. Cóż, prezydentura Clintona dostarczała im niezłych tematów. Przyszedł zobaczyć ich występ, byli znani wśród lokalnej społeczności. Po świetnym show podszedł do niego, porozmawiali. Był zachwycony jego grą aktorską, zachowaniem na scenie. Jednak decydującym czynnikiem była jego umiejętność brzuchomówstwa. Okupił to wieloma godzinami ciężkiej i żmudnej nauki, ale się opłaciło. Zachęcił go do pójścia na kilka castingów do tych głupawych komedii dla ludzi z gąbką zamiast mózgu. O dziwo dostał rolę w jednej z nich i wypadł całkiem nieźle. Potem były następne propozycje, programy autorskie, telewizja, wywiady. Sam się sobie dziwił, że nie zachłysnął się popularnością. Teraz mógł o sobie powiedzieć, że jest spełniony zawodowo. Krytycy określają go jako najbardziej charyzmatyczną postać świata filmowego w USA. Oprócz tego jest też jest całkiem niezłym komikiem i na jego skeczy czy to solo czy ze swoją grupą zawsze przychodzi dużo osób. Owszem osiągnął sukces zawodowy i prawdopodobnie ilość cyferek na jego koncie wystarczy mu, aby do końca życia spełniać wszystkie swoje potrzeby z dużą nawiązką.
Postanowił ogarnąć trochę swoje mieszkanie. Dzień jak zwykle zaczynał od porannej dawki antydepresantów. Zaczął je brać wiele lat temu, kiedy po raz pierwszy poczuł, że jest coś nie tak. Na początku pomagały mu spojrzeć inaczej na świat. Zdawały się go otumaniać, działając jak filtr, który przepuszczał do jego świadomości tylko dobre, optymistyczne informacje. Te złe były „gdzieś”, poza jego umysłem. Na krótką metę było to dobre, ale po pewnym czasie zaczął tym „niemyśleniem” rozwalać sobie życie. Teraz, kiedy już było za późno, przestał odczuwać skutki ich działania. Codzienna dawka leku stała się zwykłym przyzwyczajeniem, może nawet nałogiem. Połykając tradycyjnie dwie pigułki, wziął się w garść i zaczął porządkować mieszkanie. Gazety, leżące na stole, razem z pudełkami po jedzeniu, zgniótł i schował do przepełniającego się śmietnika. Naczynia niedbale wrzucił do zmywarki i naciskając byle jakie guziki włączył program zmywający. Wyjął z szafy butelkę, tym razem ziołowego, likieru Drambuie i rozsiadł się wygodnie w fotelu. Włączył telewizję, żeby nie spożywać alkoholu w milczeniu i zatopił się w bezmyślnej rozrywce. Mimo nienawiści jaką darzył większość dziennikarzy i ludzi związanych z przemysłem telewizyjnym tworzących te bzdury, czuł jakąś wewnętrzną potrzebę takiej prostej, niezobowiązującej rozrywki. Było to niczym codzienny rytuał, który wraz z alkoholem przynosił mu ukojenie i uspokojenie. Oglądając wiadomości z kraju i świata na przemian z ulubionymi serialami na DVD, zorientował się, że opróżnił już całą, półlitrową butelkę po czym zapadł w sen.

Po raz drugi w tym dniu, obudził go dzwonek telefonu. Zdziwiony tą nagłą pobudką spojrzał na zegarek – spóźnił się na spotkanie.

- Gdzie się podziewasz przyjacielu? – miły głos jego menadżera odezwał się ze słuchawki. Widział, że powinien zostać zrugany, lecz wyrozumiałość jaką darzył go Steve była wprost niewyobrażalna.
- Przepraszam – powiedział – Wyskoczyła mi nagle pilna sprawa, zapomniałem cię uprzedzić.
- Dobra nic wielkiego się nie stało. To kiedy przyjedziesz?
- Za jakieś pół godziny. Może być?
- OK.
Lekko podpity, wstał chwiejnie z fotela i udał się do łazienki, aby doprowadzić się do porządku. Będąc już przyzwyczajonym do widoku swojej nalanej twarzy w lustrze, teraz się lekko zdziwił. Nigdy nie widział się w takim stanie i zdał sobie sprawę z tego jakie miał szczęście, że akurat nikt nie postanowił go odwiedzić. Zgolił natychmiast kilkudniowy zarost i doprowadził swoje włosy do względnego porządku. W następnej kolejności umył zęby starając się dokładnie wypłukać posmak alkoholu. Po wzięciu szybkiego prysznica, uprasował z wielką niechęcią spodnie i koszulę i pospiesznie się ubrał. Przejrzał się szybko w lustrze i uśmiechnął się niemrawo, będąc zadowolonym ze swojej nagłej metamorfozy. Tym bardziej, że wciąż nie był do końca trzeźwy. Przed wyjściem z domu wziął kilka łyków wody aby zmniejszyć choć trochę palące go pragnienie.

Szedł zatłoczoną ulicą, kierując się w stronę biura. Nigdy nie jeździł tam samochodem, bo w takim wielkim mieście szybciej jest dostać się tam piechotą aniżeli jakimkolwiek pojazdem. Na myśl o tym, że będzie musiał znowu stanąć twarzą w twarz z tłumem tworzącym społeczeństwo tego miasta, dostawał szału, pomieszanego z bezsilną irytacją. Ogarnął się jakoś i w trakcie swojego marszu zaczął analizować swoją przeszłość. W porównaniu do chwili obecnej był zupełnie innym człowiekiem, jakby wszystkie te lata drogi na szczyt zmieniły go nie do poznania. Cała ta otoczka, praca nad doskonaleniem swoich umiejętności artystycznych była dla niego jednocześnie rozrywką, czymś przyjemnym. Wysiłek, który wkładał w rozwój samego siebie stał się jedną wielką machiną, napędzającą jego życie. Patrząc z tej perspektywy uważał, że jednak wszystko to wewnętrznie go wyniszczało. To coś było z początku niedostrzegalne i nieszkodliwe. Potem ciągle rosło w siłę a pigułki na depresję, które przepisał mu psychiatra po śmierci ojca, zdawały się oślepiać go na to co się z nim działo i pozwoliło temu czemuś niszczyć jego psychikę. Lekarstwa w pewnym momencie przestały działać a jego poczucie rzeczywistości legło w gruzach niczym stary budynek przeznaczony do kasacji. Czuł się jak nieszczęśnik. To co kochał było jak bomba z opóźnionym zapalnikiem, która dodatkowo go powoli, lecz systematycznie, truła. Ucierpiała też także Chloe – jego żona. Wielka, epicka jak mu się wtedy zdawało, miłość z czasem uległa wypaleniu. Przez pierwszy rok jego związek był dla niego małym cudem. Cieszył się ze wszystkiego jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Czuł wtedy, że Chloe czyniła jego życie lepszym. Potem pojawiło się więcej pracy, nowe, ciekawe propozycje i wyzwania, które go ekscytowały. Całe dnie spędzał na planie, albo występach. Oczywiście nie zostawiał jej samej. Przebywał z nią ile tylko mógł, ale już wtedy pojawiły się pierwsze rysy na ich małżeństwie. Następnie przeżywał wewnętrznie śmierć ojca przez długi czas rzucając się jednocześnie w wir pracy. Ignorował kompletnie Chloe, skupiając się na tylko i wyłącznie na sobie jak jakiś pieprzony egoista. Teraz szczerze się za to nienawidził, lecz czasu cofnąć się nie da. Od jakiś dwóch miesięcy był z nią w separacji i jedyne co ich łączyło to adwokat zajmujący się ich sprawą rozwodową. Wielu ludzi z pewnością, mimo tych wpadek, uznałoby go jako człowieka sukcesu. Jeżeli miarą tą jest sukces zawodowy to może i tak. On jakoś nie cieszył się z tego, dostrzegając w swoim życiu złe rzeczy. Zastanawiając się tak nad sobą uznał, że zwyczajnie przegrał życie.
Przed wejściem do biura szybko przybrał swój lekko rozbawiony wyraz twarzy, aby nie dać nikomu podejrzeń co do jego aktualnego stanu. Szybko spojrzał w swoje odbicie na witrynie sklepowej i uznał, że da radę. Nie chciał, żeby Steve się wtrącał w jego życie prywatne, chociaż jako jego menadżer i dobry przyjaciel miał do tego prawo. Wszedł do wieżowca i udał się na ostatnie piętro, gdzie mieściła się agencja menadżerska, w której pracował przyjaciel. Urocza sekretarka poprosiła go by chwilę poczekał, ponieważ pan Stephen ma klienta w gabinecie. Było mu to obojętne, bo na dziś właściwie nic nie planował i nie miał żadnych zajęć. Dopiero jutro zaczynali zdjęcia do jakiegoś nowego filmu, gdzie Nick miał grać jakąś drugoplanową postać. Żałował, że nie wziął czegoś do czytania, aby sobie skrócić czas przebywania w poczekalni. Było tam kilka czasopism, które już znał niemal na pamięć. Obowiązywał też zakaz palenia co go trochę wyprowadziło z równowagi. Nie mógł wyjść na papierosa, ponieważ lada chwila mogła nastąpić jego kolej. Czuł głód nikotynowy i rozdrażnienie, ale starał się tego nie okazywać. Przez lata praktyki w tym zawodzie wyrobił sobie garść nawyków, dzięki którym mógł dosyć zręcznie ukrywać swoje uczucia. Przydawało mu się to także do manipulacji, której się nauczył sam na podstawie swoich doświadczeń, metodą prób i błędów. W międzyczasie myślał czy nie zdecydować się na TEN krok, to by było coś. Z zamyślenia wyrwała go sekretarka zapraszająca do gabinetu Steviego.
Pomieszczenie było dosyć duże, lecz nie ogromne. Nie robiło takiego wrażenia jak apartament, w którym mieszkał. Urządzone było sztampowo, bez żadnego polotu. Na ścianach wisiał dyplom z college’u i kilka obrazów, które zawsze wydawały mu się ohydne. Biurko wykonane z czegoś co miało imitować heban, było dominującym meblem w pomieszczeniu. Stało tam kilka zdjęć jego rodziny i dzieci – nuda. Przywitał się po czym usiadł w wygodnym fotelu naprzeciwko biurka. Nie zdziwił się kiedy Steve wyjął z szuflady foliową torebkę z białym proszkiem. Nick zauważył rozszerzone źrenice, które wskazywały, że to nie pierwsza dawka dzisiejszego dnia
- Dalej bierzesz to gówno? – w jego głosie zabrzmiała nuta rozbawienia wiedząc z góry jaka będzie odpowiedź.
- Człowieku dzięki temu jeszcze tutaj siedzę i z Tobą rozmawiam. To jest najlepsze, niewiarygodne, świetne, wspaniałe. Ktoś kto to wynalazł powinien dostać Nobla. Dosłownie! To jest to – mówił wypluwając słowa jak z karabinu maszynowego. Jednocześnie usypał na stole dwie kreski i zaczął szybko wciągać, jakby od tego zależało jego życie.
Nie chciał wgłębiać się w życie prywatne przyjaciela. Szczerze mówiąc niewiele go to obchodziło. Nick od dłuższego czasu stał się obojętny na wielkość rzeczy, tak jakby te wszystkie uczucia, które w sobie nosił, zniszczyły jakiś mechanizm odpowiadający za troskę o drugiego człowieka. Przeszedł, więc od razu do rzeczy:
- To gdzie masz te papiery?
- Tutaj, zaraz, poczekaj. Już szukam, chwila. – powiedział po czym zaczął machać rękami na wszystkie strony w poszukiwaniu pliku dokumentów. Wyglądał jak postacie z kreskówek Warner Brosa, które próbują odnaleźć zagubioną rzecz. – Jest! Proszę, tutaj w tym miejscu się podpisz. Szykuje się zajebisty show. Rocznica wybudowania tej hali. Zlecili nam organizację tego wszystkiego, znaczy poszukiwanie kogoś kto mógłby wystąpić oj sam wiesz jak to jest. – trajkotał - Coś czuje, że bilety pójdą w kilka godzin. Będzie jazda! Zaraz ci dam szczegółowy plan całej imprezy, przestudiujesz sobie, przygotujesz się i rozpierdalasz wszystkich w proszek!
- OK. Logistykę bierzesz na siebie? – zapytał z niepewnością, podpisując dokument.
- Jak zawsze. Będzie zajebiście, będzie zajebiście, będzie zajebiście – narkotyk zaczął działać i Steve już nie miał praktycznie żadnych zahamowań. – Poczekaj dam ci ten plan
Znowu obejrzał komiczną scenkę poszukiwania dokumentów po czym wziął papiery, pożegnał się i wyszedł. Zdążył w czasie szybkiej wizyty wypalić całe dwa papierosy, ale zwiększyły one tylko chęć sięgnięcia po kolejne. Przed powrotem do mieszkania wstąpił do swojego ulubionego sklepu i kupił dwie butelki bourbona oraz dwie paczki fajek - wszystko miał wyliczone do wieczora. W czasie drogi zdążył już skończyć napoczęte wczoraj opakowanie i dopiero po wypaleniu ostatniego papierosa poczuł ten chwilowy, błogi spokój znany tylko nałogowym palaczom.
Gdy stanął przed drzwiami swojego mieszkania poczuł jakieś dziwne napięcie. Przypomniał sobie, że ich nie zamknął. Szarpnął za klamkę i tak jak się spodziewał nie stawiała ona żadnego oporu. Po przekroczeniu progu jego oczom ukazał się niesamowity bałagan. Jakby to powiedział jego nieżyjący już ojciec: istny pierdolnik. Wszystkie szafki były pootwierane i opróżnione z większości rzeczy. Te, które się uchowały, leżały w każdym kącie jego mieszkania tworząc ten przykry widok. Od razu podbiegł szybko do tajnej skrytki za sofą, aby obejrzeć sejf. Poczuł lekką ulgę, gdy zobaczył, że jest cały. Z całego apartamentu zniknęło tylko kilka drobiazgów. Przez słowo drobiazgi miał na myśli część elektronicznego sprzętu, kolekcję płyt z muzyką i filmami. Złodziej działał widocznie w pojedynkę, ponieważ nie zdołał ukraść telewizora i w zwyczajnej złości zbił ekran kilkoma naczyniami, których resztki dało się zauważyć na podłodze. Wartość materialna tych rzeczy nie była dla niego niebotyczna i spokojnie mógł wszystko odkupić. Postanowił, że zajmie się tym jutro. Powinien zgłosić kradzież, ale po dłuższym namyśle wszystko to było mu obojętne i nie chciał sobie zawracać głowy pierdołami. Z braku lepszej rozrywki zatopił się w lekturze, popijając przy tym swój ulubiony trunek.
W nocy niespodziewanie się obudził z ukłuciem strachu w sercu. Już od dawna nic mu się nie śniło, tym bardziej żaden koszmar. Ten, który przyśnił mu się teraz, nieźle nim wstrząsnął. W jego sennej wizji pojawiła się Chloe. Był przetrzymywany przez nią w dosyć dziwnym pomieszczeniu gdzie znajdował się tylko stół operacyjny, na którym właśnie leżał skrępowany pasami. Nie były one konieczne, ponieważ znajdował się pod wpływem jakiegoś środka paraliżującego. Był przytomny, wszystko słyszał, ale nie mógł się w ogóle poruszać. Jedynie zdołał tylko mrugać i tępo patrzeć się w sufit. Chloe, z natury łagodna i dobrotliwa, we śnie była zupełnym przeciwieństwem. Mówiła do niego z chłodną obojętnością. Na dodatek nie wiedział skąd dochodzi jej głos co potęgowało uczucie strachu:
- Wiesz dlaczego się tutaj znajdujesz? – zapytała, wiedząc, że i tak nie uzyska odpowiedzi na swoje pytanie. – Otóż dlatego, że rozjebałeś mi życie. Moje. Byłam dla ciebie dobra. Starałam się ciebie zawsze wspierać. Pomagałam ci się podnieść po śmierci ojca. Byłam złą żoną?
Chciał powiedzieć, że to wszystko jego wina, przeprosić. Chciał zwyczajnie krzyczeć żałować swoich czynów ale nie mógł wydobyć z siebie nawet najcieńszego pisku.
- Odpowiedź brzmi: nie – kontynuowała – Nigdy cię z nikim nie zdradziłam, zawsze trwałam przy tobie. Ty jednak skupiłeś się tylko na sobie. Nie zwracałeś na mnie uwagi. Z każdym dniem zwyczajnie mnie niszczyłeś. Czułam się przy tobie jak zwykła dziwka. Zaspokajałeś tylko swoje potrzeby fizyczne i prawdopodobnie tyle dla ciebie znaczyłam. Pozwól teraz, że to ja tym razem zaspokoję swoje potrzeby.
Nie wiedział o co jej chodziło, czuł tylko i wyłącznie strach w najczystszej postaci. Taki, który dręczy nas w dzieciństwie, gdy myślimy o pewnych rzeczach, mijający z wiekiem dojrzewania. Nie wiedział co się teraz stanie, mógł tylko czekać.
Usłyszał szum kółek szurających po podłodze, kojarzący mu się z fotelem obrotowym jaki stał przy jego komputerze. Poczuł jak Chloe przykleja mu krążki po całym ciele, nic przy tym nie mówiąc. Czuł również strużki potu spływające mu po skroniach. Były one jedyną fizyczną odznaką towarzyszącego mu strachu. Nagle poczuł silny ból, którego nigdy w życiu nie zdołałby opisać. Przez każdą komórkę jego ciała przepłynął prąd, powodując niesamowity wstrząs. Zaskoczenie tym atakiem, dodatkowo spotęgowało jego cierpienie. Automatycznie jego plecy próbowały wygiąć się w łuk, lecz pasy stawiały opór, którego mięśnie nie zdołały pokonać. Drgały jedynie bezwiednie, a on nie mógł kompletnie nad tym zapanować. Po wyłączeniu impulsu długo jeszcze był w szoku i widział czarne plamki przed oczami.
- To dopiero początek – powiedział jego koszmar, bo w żadnym wypadku nie uważał tego czegoś za swoją żonę.
Nie zdołał już myśleć o nadchodzącym bólu. Wiedział podświadomie już, że śni, ale z jakiegoś powodu nie mógł się obudzić. Oczekiwał jedynie na dalszy rozwój wypadków. Tym razem narzędziem tortury jakie upodobała sobie Chloe-koszmar był skalpel. Najprawdziwszy chirurgiczny skalpel. Nie myślał już nawet nad takimi przyziemnymi rzeczami skąd ona go wzięła. Liczyło się tylko tu i teraz. Specjalnie mu pokazała ostrze przed zadaniem bólu, aby spotęgować w nim niepokój. Trzymała rączkę narzędzia delikatnie, jakby obchodziła się z wyjątkowo cennym klejnotem. Spokojnym ruchem ręki, jak wprawny chirurg wykonujący pierwsze cięcie upuściła go na jego kolano. Nie przycisnęła zbyt mocno ani zbyt lekko. Chciała, żeby jej mąż poczuł fizycznie ból, który w sobie nosiła. Delektując się chwilą pociągnęła ostrze w dół aż do samej stopy. Nick próbował bezskutecznie wrzasnąć. Całe jego czucie koncentrowało się tylko w dwóch ośrodkach: na prawej nodze i w mózgu. Czuł tępe pulsowanie na przemian to w nodze to w głowie, które po chwili zlało się w jedno. Resztką swojej świadomości odbierał bijącą z Chloe radość i satysfakcję. Płaty jego skóry odsłoniły pulsujące mięśnie. To właśnie ich widok w jakiś magiczny sposób ją napędzał . Przez chwilę miał wrażenie, że zacznie zaraz w rytm tego pulsu swój taniec zwycięstwa. Nie zaczęła a robiła dalej swoje. Jej głos przepełniony straszliwym jadem tłumaczył mu, co zaraz zrobi:
- Zobacz – rzekła z radością, przystawiając mu skalpel do oczu – To jest twoja krew. Zapewne poczułeś już przedsmak tego co cię czeka. Powtarzam: przedsmak. – w tym momencie już ten głos nie brzmiał jak głos Chloe, ale jego własny – Teraz zajmę się tobą na poważnie. Sprawię, że poczujesz silniejszy ból niż dotychczas. – grzmiała Chloe, jego głosem – Tym nożykiem zacznę od amputacji palców stóp. Potem pozbawię cię całej stopy, a następnie po kolei w górę. Zauważ, że mam tylko ten, mały skalpel, a kości i ścięgna potrafią stawić duży opór. Mamy przed sobą dużo pracy.
Przystawiła ostrze do dużego palca u nogi i zanim go jeszcze dotknęła, Nick zaczął przeraźliwie krzyczeć. Był to najgłośniejszy dźwięk jaki wydał w życiu. Trwał on dobre pół minuty, praktycznie bez przerwy na złapanie oddechu. Poczuł też wielki ból rozsadzający jego ciało od środka po czym się obudził.
Tej nocy już nie zmrużył oka. Co najdziwniejsze nie sięgnął także po butelkę w celu ukojenia skołatanych nerwów. Leżał w swoim łóżku bez ruchu. Jeżeli jakiś człowiek w tym momencie by go obserwował, najpewniej pomyślałby sobie, że umarł, lub w najlepszym przypadku jest sparaliżowany. Jego myśli krążyły wokół TEGO tematu. Już w śnie zdał sobie sprawę, że to on jest Chloe, która go torturowała. Bał się tego przyznać przed samym sobą, więc podświadomość zrobiła to za niego. Od dłuższego czasu myślał już o TYM. Nie chciał tego przyjąć do wiadomości. Ale tej nocy ostatecznie coś w nim pękło. Ta myśl go podniecała, sprawiała, że znowu stawał się w pewnej cząstce tym dawnym Nickiem. Było to dla niego szalone, ale w pewien sposób naturalne. Ten jeden sen, to jedno wydarzenie zadecydowało. Zrobi TO. Ból, który czuł we śnie był okropny, ale miał w sobie coś oczyszczającego. Czuł to tylko przez chwilę, ale to było cudowne. Jakby umieranie tam na stole sprawiło, że wszystkie jego błędy zostały wybaczone. Nie wierzył w Boga, ale znał podstawy różnych systemów religijnych. Tak jak chrześcijanie doznają lub nie, zbawienia, tak samo on przez ten ból czuł się zbawiony. Było to dla niego ciekawe i jednocześnie pociągające. Ze zdziwieniem odkrył, że wie już jak TO zrobi. Podczas, gdy on sam był załamany swoją sytuacją życiową, umysł pracował na pełnych obrotach i wymyślił już wszystko co było z TYM związane, włącznie z miejscem i formą wykonania TEGO. Jego najbliższy występ był świetną okazją, aby wprowadzić plan w życie. Nie przewidywał żadnych trudności. Przed występem, włoży do obu kieszeni, dwie naostrzone żyletki. Na wszelki wypadek jakby jedna mu zaginęła. Na hali na pewno będzie pełno telebimów dla widzów siedzących w dalszych rzędach co go cieszyło, ponieważ każdy będzie mógł TO zobaczyć. Gdy wyjdzie na środek sceny wszystkie światła będą zgaszone. Tylko jeden reflektor będzie rzucał promień na jego osobę. Tak przynajmniej było w scenariuszu, który dał mu Steve. Lepszej okazji sam nie mógł sobie wyobrazić. Wyjmie powoli z kieszeni żyletkę i szybkim ruchem przetnie tętnicę szyjną. Samobójcy zwykle podcinali sobie żyły, lecz wiedział, że gdy uszkodzi tętnicę, szybciej się wykrwawi. Oczami wyobraźni widział jak padnie na podłogę a jego krew zaleje scenę. Myślał o odległości pierwszych rzędów od sceny. Miał skrytą nadzieję, że uda mu się zalać osoby, które będą tam siedziały. Sprawiało mu to dziką satysfakcję. Dodatkowo optymizmem napawał fakt, że nikt z początku nie będzie wiedział co się dzieje. Będzie ciemno i w momencie zrobienia TEGO podniesie się wiele przestraszonych głosów. To będzie moment, na który czekał całe życie. Opowiadając sobie to wszystko w myślach, stopniowo się uspokajał. Gdy doszedł do momentu, gdzie ludzie będą krzyczeć, zasnął.
Nazajutrz miał nastąpić jego wielki dzień. Razem ze Stevem przebywali już Nowym Jorku. Miał za sobą ostatnie próby i już był wolny do końca dnia. Nie miał żadnych specjalnych planów na wykorzystanie swojego ostatniego popołudnia. Powiedział swojemu menadżerowi, że pokręci się po mieście i wróci najpewniej w nocy. Humor mu dopisywał jak nigdy w ostatnim czasie. Czuł się szczęśliwy, że to wszystko z siebie zrzuci. Nie mógł się doczekać jutrzejszego dnia. Dnia jego ostatniego występu. Od momentu kiedy zdecydował się podjąć ostateczny krok dobry nastrój nie opuszczał go ani na moment. Codziennie upajał się swoim nieszczęściem razem ze swoim nieodłącznym kompanem w postaci whisky lub bourbonu. Postanowił w ogóle nie ruszać się z domu. Jedyne czego chciał to rozkoszować się swoim nieszczęśliwym życiem. Kiedyś pomyślałby, że to okropne, tak to wszystko skończyć. Teraz logika nie była jego najmocniejszą stroną. Prawdę mówiąc to żaden człowiek mający odrobinę zdrowego rozsądku nie zachowałby się tak jak on robił to teraz. Jednak to wszystko było poza nim. Mgliście sobie zdawał z tego sprawę, że to co robi jest nienormalne. Teraz wiedział już lepiej. Czuł się jakby odkrył wielką mądrość życiową. Był z tego dumny i jednocześnie przerażony. Szokowało go to, że inni ludzie tego nie dostrzegają. Nie idą tym samym tokiem myślenia co on. Zawsze uważał się za mądrzejszego od innych. Teraz się tylko utwierdził w tym przekonaniu. Pozostawało mu tylko czekać na wykonanie samobójczego rytuału.
Szedł ulicą pogwizdując cicho wesołą melodyjkę. Po południu miasto było strasznie zatłoczone, lecz wyjątkowo mu to nie przeszkadzało. Radował się na myśl o tym. że zaraz zakupi ten mały kawałeczek metalu, za pomocą którego dokona życiowego katharsis. Wszedł do pierwszej drogerii jaką napotkał na swojej drodze. Szybko odnalazł produkt na półce i udał się do kasy. Po zapłaceniu całego dolara wyszedł wesoły ze sklepu i zmierzał w stronę swojego hotelu. Nagle po drodze tknęła go jakaś myśl. Jakby przełącznik przestawił się na chwilę z „szaleńca” na „realistę”. Zaczął myśleć nad tym dlaczego to w ogóle robi. Coś mu mówiło, że w jego plan wkradł się poważny błąd, który należało szybko usunąć. Zaczął się zastanawiać co to takiego. Zatrzymał się na chwile na chodniku a gdy ludzie zaczęli na niego krzyczeć, szybko usunął się w bok. Stał i wszystko poddał dokładnej analizie. Czuł się jak saper szukający miny aż w końcu znalazł. Pomyślał sobie, dlaczego ma to robić podczas występu. Czy tego na pewno chciał? Żeby ludzie patrzyli się na upadek swojego idola? Podejrzewał, że wszyscy sławni samobójcy zmierzyli się z tym problemem. Dlaczego chciał to zrobić na scenie? Kwestia ta poważnie go dotknęła. W końcu Kurt Cobain umarł w samotności. Marilyn Monroe umarła w samotności. Ian Curtis umarł w samotności. Podejrzewał, że oni wszyscy nie chcieli niszczyć jakiegoś mitu o sobie. Oczywiście ludzie przejęli się ich śmiercią. Doszedł do wniosku, że jednak chcieli zostawić im jakąś iluzję swojej świetności. Nie chcieli zburzyć swojego wizerunku jako ludzi sukcesu. Nick również miał wielu fanów. Często przychodziły do niego listy pocztą tradycyjną i elektroniczną. Ludzie pisali głównie o tym jak go podziwiają. Pamiętał jeden list, który nim totalnie wstrząsnął a jednocześnie dał wielkiego kopa do pracy. Napisała go matka dziecka chorego na raka. List został wysłany po śmierci synka. Opowiedziała mu, że był on wielkim fanem jego talentu. Zawsze do śmiechu doprowadzały go skecze Nicka, gdzie rozmawiał razem ze swoimi lalkami, korzystając ze swojej umiejętności brzuchomówstwa. Mimo wielkiego bólu i cierpienia dzieciak zawsze się śmiał ilekroć oglądał jego występy w telewizji. Powiedziała mu, że umarł z uśmiechem na ustach. Dziękowała, że zmniejszył jego cierpienie. W tym momencie uświadomił sobie, że nie może zrobić tego na oczach tylu ludzi. Zdziwiony swoim trafnym spostrzeżeniem postanowił zrobić to teraz. Bez chwili wahania ruszył szybkim krokiem, całkowicie poważny. Szukał jakiegoś ustronnego miejsca, gdzie mógłby to zrobić wybrał zwykły zaśmiecony zaułek jakich wiele w tym mieście. Upewnił się, że nikogo nie ma i wszedł najgłębiej jak się da. Stanął za jakimś śmietnikiem i wyjął jedną żyletkę z opakowania, resztę wyrzucił. Dotyk chłodnej stali wzbudził w nim mieszane uczucia. Cieszył się, że to już koniec. Jednak dotyk żyletki powodował w nim jakiś niepokój, ściskający serce. Czy na pewno chce to zrobić? Był pewien, że każdy kto chce odebrać swoje życie, w ostatnim momencie staje przed takim pytaniem. Całe życie przeleciało mu przed oczami, szczególnie ostatnie tygodnie. Chciał to zrobić. Powiedział to na głos, żeby dodać pewności siebie. Uśmiechnął się po czym przejechał cienkim ostrzem po swojej tętnicy. Zalała go fala bólu, podobnie jak we śnie. Przed oczami miał tylko czerwień swojej krwi. Czuł jak wycieka tryska mu z szyi na wszystkie strony. Upadł na ziemię, nawet nie próbując się podeprzeć rękami. Zapewne rozbił sobie nos przy zetknięciu z chodnikiem ale nic nawet nie poczuł. Miał uczucie jakby dusza, wyzbyta wszystkich jego grzechów, otwierała się jego ciało, aby z niego wyjść gdzieś w przestrzeń. Pomyślał sobie, że to właśnie tak powinno wyglądać zbawienie. Resztkami świadomości złościł się na myśl o tym co w dzieciństwie mu przekazywano. To nie spowiedź, nie dobre życie ani wiara w Boga decyduje o zbawieniu. Odkrył właśnie największą tajemnicę życia i śmierci. Ostatnimi swoimi siłami zmusił się do lekkiego uśmiechu po czym skonał.
Ostatnio zmieniony czw 07 cze 2012, 10:28 przez vaikai, łącznie zmieniany 3 razy.

Re: "Tajemnica" [dramat obyczajowy]

2
vaikai pisze: Światło w mieszkaniu było nieco przygaszone, kojarzące się z widokiem zachodzącego Słońca. Niektórzy mówią, że stan pokoju odzwierciedla osobę, która go zamieszkuje. Kogoś, kto tam mieszka można z pewnością uznać za bałaganiarza. Po podłodze walały się sterty gazet sprzed ostatniego tygodnia. W zlewie zalegały naczynia, wprost domagające się umycia. Wnętrze było przestronne i luksusowe, urządzone z klasą. Nie była to na pewno zasługa kogoś kto tu teraz mieszkał. Na środku salonu stał stół zastawiony pustymi opakowaniami po jedzeniu na wynos i mnóstwem spalonych papierosów.


Powtórzenia. Drażnią i są błędem. Poza tym nie pasuje mi zdanie: "Niektórzy mówią, że stan pokoju odzwierciedla osobę, która go zamieszkuje". Poprawnie byłoby "odzwierciedla charakter osoby, która...", a jeszcze lepiej - bo krócej - "charakter właściciela" lub "charakter mieszkańca". Również w dalszej części jest zgrzyt, który wypadałoby poprawić, cytuję: "Kogoś, kto tam mieszka można z pewnością uznać za bałaganiarza. Po podłodze walały się sterty gazet sprzed ostatniego tygodnia. W zlewie zalegały..." - podkreślony fragment jest jak fałszywa nuta w muzyce, psuje rytm, więc wypadałoby zrezygnować z informacji lub napisać inaczej. Nie wiem, przy czym szczerze wątpię, czy jest sens informować czytelnika, że facet jest bałaganiarzem, jeśli opisuje się bałagan! Można posłużyć się innymi słowami, na przykład "zakurzone butelki", "stare butelki", "butelki opróżnione miesiące temu" itp. Zawsze lepiej coś pokazać niż powiedzieć wprost, chociaż - rzecz jasna - bywają wyjątki.

vaikai pisze: Na twarzy pojawiły się już pierwsze bruzdy a cera zaczęła przyjmować ten charakterystyczny wygląd nałogowego palacza
Przecinek: "...bruzdy, a cera zaczęła..."
vaikai pisze:Na twarzy pojawiły się już pierwsze bruzdy a cera zaczęła przyjmować ten charakterystyczny wygląd nałogowego palacza
Nagle poczuł przypływ wdzięczności do tego człowieka. To on go wydobył go z tej
całej gromady chałturników.
Był zachwycony jego grą aktorską, zachowaniem na scenie. Jednak decydującym czynnikiem była jego umiejętność brzuchomówstwa. Okupił to wieloma godzinami ciężkiej i żmudnej nauki, ale się opłaciło. Zachęcił go do pójścia na kilka castingów do tych głupawych komedii dla ludzi z gąbką zamiast mózgu. O dziwo dostał rolę w jednej z nich i wypadł całkiem nieźle.
Nigdy nie widział się w takim stanie i zdał sobie sprawę z tego jakie miał szczęście, że akurat nikt nie postanowił go odwiedzić.


I zarzut najpoważniejszy :) - nadużywasz zaimków, przez co tekst jest trudny do zrozumienia. Zaimki zwykle można wyrzucić. Przydają się tylko od czasu do czasu. W całym tekście aż roi się od zaimków. Spróbuj usunąć większość, a zobaczysz, jak klarowność tekstu się poprawi. Aż będzie się chciało czytać. Teraz niezbyt się chce, gdyż po prostu człowiek gubi się w zaimkowym lesie. :) Trzeba to wszystko poprawić.

3
vaikai pisze:Światło w mieszkaniu było nieco przygaszone, kojarzące się z widokiem zachodzącego Słońca.
Raczej "kojarzyło" brzmiałoby lepiej tutaj
vaikai pisze: Niektórzy mówią, że stan pokoju odzwierciedla osobę, która go zamieszkuje. Kogoś, kto tam mieszka można z pewnością uznać za bałaganiarza. Po podłodze walały się sterty gazet sprzed ostatniego tygodnia.
Zaczynasz od światła, skaczesz na jakieś "niektórzy mówią" "zamieszkuje", "mieszka" (czas teraźniejszy), żeby zacząć opowiadać znowu w czasie przeszłym o walających się gazetach. Straszny bałagan. Do tego co znaczy "kto tam mieszka"... Jakie tam? Ja przed chwilą patrzyłam na światło, nie wiem, gdzie mnie narrator zaprowadził, a on operuje wskazaniami. Kiepski początek.
Pogrubione powtórzenie.
vaikai pisze:cera zaczęła przyjmować ten charakterystyczny wygląd nałogowego palacza.
Zbytni skrót myślowy. Cera nie może przypominać palacza. Sorry, ale nie. Może wyglądać jak u nałogowego palacza. To różnica
vaikai pisze:powiedział, z trudem ukrywając swój aktualny stan
jak się ukrywa swój stan przez telefon? Nic nie znaczące zdanie. Opisz to!
vaikai pisze:To on go wydobył go z tej
całej gromady chałturników. Pamiętał swoje początki
Uważaj na podmiot. W pierwszym zdaniu jest to on - menedżer - a w drugim zostawiłeś podmiot domyślny, a chodzi o Nicka. Uważaj na takie rzeczy.
vaikai pisze:Był zachwycony jego grą aktorską, zachowaniem na scenie. Jednak decydującym czynnikiem była jego umiejętność brzuchomówstwa. Okupił to wieloma godzinami ciężkiej i żmudnej nauki, ale się opłaciło. Zachęcił go do pójścia na kilka castingów do tych
Nie panujesz nad podmiotami. W zdaniu pierwszym menedżer, w drugim umiejętność (ale jeśli chodzi o ludzi, to mówimy o Nicku), w trzecim Nick, w czwartym znów menedżer. A z podmiotów domyślnych różnie to wychodzi.
Ja potrafię się domyślić, kto tutaj, co mógł robić, ale chodzi o to, żeby to gładko wynikało z tekstu.
vaikai pisze:i na jego skeczy
na jego skecze
vaikai pisze:Oprócz tego jest też jest całkiem niezłym komikiem i na jego skeczy czy to solo czy ze swoją grupą zawsze przychodzi dużo osób.
Z tego zdania wynika, ze na skecze przychodzi dużo ludzi, albo solo, albo ze swoją grupą. A chyba nie o to Ci chodziło
vaikai pisze:spełniać wszystkie swoje potrzeby z dużą nawiązką.
spełniać potrzeby z nawiązką? Dziwaczny łamaniec.
vaikai pisze:Włączył telewizję, żeby nie spożywać alkoholu w milczeniu zatopił się w bezmyślnej rozrywce.
w ciszy
vaikai pisze:telewizję, żeby nie spożywać alkoholu w milczeniu i zatopił się w bezmyślnej rozrywce. Mimo nienawiści jaką darzył większość dziennikarzy i ludzi związanych z przemysłem telewizyjnym tworzących te bzdury, czuł jakąś wewnętrzną potrzebę takiej prostej, niezobowiązującej rozrywki
Powtórzenia.
vaikai pisze:zorientował się, że opróżnił już całą, półlitrową butelkę po czym zapadł w sen
brzmi to trochę komicznie. Facet siedzi, ogląda film, nagle co, spogląda na butelkę i natychmiast w kimę?
Musiałbyś to spokojniej rozpisać.
vaikai pisze:Po raz drugi w tym dniu, obudził go dzwonek telefonu. Zdziwiony tą nagłą pobudką spojrzał na zegarek – spóźnił się na spotkanie.
wiadomo

Dobra, postaram się do tego tekstu jeszcze wrócić, bo teraz brakuje mi samozaparcia.
Jak na razie muszę powiedzieć, że warsztat jest słaby. Popełniasz strasznie dużo błędów. W narracji panuje bałagan - i w dawkowaniu informacji i w podmiotach zdań. Trudno się przez to brnie. Unikasz nazywania bohatera/bohaterów, przez co pakujesz się w lawinę zaimków - to bardzo szkodliwe. Trochę też przekombinowujesz z budową zdań, często niepotrzebnie sięgasz po imiesłowy.
No i niestety ale na razie w tekście nie wydarzyło się nic, co mogłoby przykuć moją uwagę i zachęcić do dalszej lektury. Facet spał, obudził się, napił się, spał, obudził się... Na taki plan dnia wystarczyłaby 1/3 tej objętości...

Ciąg dalszy pewnie nastąpi.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

4
vaikai pisze:Po raz drugi w tym dniu, obudził go dzwonek telefonu. Zdziwiony tą nagłą pobudką spojrzał na zegarek – spóźnił się na spotkanie.
Gdybyś wyrzucił podkreślone, nic bu nie umknęło, a nie miałbyś powtórzenia.
vaikai pisze:- Gdzie się podziewasz przyjacielu? – miły głos jego menadżera odezwał się ze słuchawki.
Głos się nie odezwał, to menadżer mówił miłym głosem.
vaikai pisze:- Przepraszam – powiedział KROPKA – Wyskoczyła mi nagle pilna sprawa, zapomniałem cię uprzedzić.
vaikai pisze:Lekko podpity, wstał chwiejnie z fotela i udał się do łazienki, aby doprowadzić się do porządku. 2. Będąc już przyzwyczajonym do widoku swojej nalanej twarzy w lustrze, teraz się lekko zdziwił. 3. Nigdy nie widział się w takim stanie i zdał sobie sprawę z tego jakie miał szczęście, że akurat nikt nie postanowił go odwiedzić. Zgolił natychmiast kilkudniowy zarost i doprowadził swoje włosy do względnego porządku.
1. Powtórzenie.
2. szyk zdania: przyzwyczajony do widoku w lustrze swojej nalanej twarzy;
Wyrzuć z tego zdania imiesłów. Był przyzwyczajony do widoku swojej nalanej twarzy, mimo to się zdziwił. / Mimo że był przyzwyczajony do widoku swojej nalanej twarzy, zdziwił się.
3. Rozbij to długie zdania na dwa krótsze; lepiej oddadzą zaskoczenie bohatera.
vaikai pisze:pospiesznie się ubrał. Przejrzał się szybko w lustrze i uśmiechnął się niemrawo,
się górą!
vaikai pisze:wziął kilka łyków wody
= napił się
vaikai pisze:igdy nie jeździł tam samochodem, bo w takim wielkim mieście szybciej jest dostać się tam piechotą aniżeli jakimkolwiek pojazdem.
vaikai pisze:Ogarnął się jakoś i w trakcie swojego marszu zaczął analizować swoją przeszłość.
vaikai pisze:Przez pierwszy rok jego związek był dla niego małym cudem.
powtórzenie
vaikai pisze:stanąć twarzą w twarz z tłumem tworzącym społeczeństwo
Ależ nagromadziłeś słów na "T"! Unikaj takich zbitek.
vaikai pisze:W porównaniu do chwili obecnej był zupełnie innym człowiekiem,
Znaczy, że obecnie był kimś całkiem innym niż obecnie? tak to pojęłam, choć pewnie chodziło o to, że kiedyś był inny.
vaikai pisze:Wysiłek, który wkładał w rozwój samego siebie stał się jedną wielką machiną, napędzającą jego życie.
samego siebie - swój
samego siebie stał się - 4xs
vaikai pisze:W porównaniu do chwili obecnej był zupełnie innym człowiekiem, jakby wszystkie te lata drogi na szczyt zmieniły go nie do poznania. Cała ta otoczka, praca nad doskonaleniem swoich umiejętności artystycznych była dla niego jednocześnie rozrywką, czymś przyjemnym. Wysiłek, który wkładał w rozwój samego siebie stał się jedną wielką machiną, napędzającą jego życie. Patrząc z tej perspektywy uważał, że jednak wszystko to wewnętrznie go wyniszczało. To coś było z początku niedostrzegalne i nieszkodliwe. Potem ciągle rosło w siłę a pigułki na depresję, które przepisał mu psychiatra po śmierci ojca, zdawały się oślepiać go na to co się z nim działo i pozwoliło temu czemuś niszczyć jego psychikę. Lekarstwa w pewnym momencie przestały działać a jego poczucie rzeczywistości legło w gruzach niczym stary budynek przeznaczony do kasacji.
Ja nie rozumiem co go niszczyło. On sam? Jego artystyczna dusza? Talent? Praca? On sam się niszczył? A może to "coś"? Za bardzo to wszystko nieokreślone. Napisz, co go tak spalało! Podaj słowo, zdanie, niech czytelnik nie błądzi jak dziecko we mgle.

Chwila przerwy dla oddechu. Ciężko poprawiać twój tekst, bo właściwie każde zdanie trzeba analizować. :(
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
vaikai pisze:To co kochał było jak bomba z opóźnionym zapalnikiem, która dodatkowo go powoli, lecz systematycznie, truła.
Bomba, która truła? Bomba w pierwszym skajarzeniu to coć, co wybucha, nie truje. Niezręcznie to wyszło.
vaikai pisze:Następnie [przez długi czas]przeżywał wewnętrznie śmierć ojca przez długi czasPRZECINEK rzucając się jednocześnie w wir pracy.
Zdecydowanie zmień szyk wyrazów w tym zdaniu.
vaikai pisze:Wielu ludzi z pewnością, mimo tych wpadek, uznałoby go jako człowieka sukcesu.
uznało by go za człowieka sukcesu
vaikai pisze:Wielu ludzi z pewnością, mimo tych wpadek, uznałoby go jako człowieka sukcesu. Jeżeli miarą tą jest sukces zawodowy to może i tak
powtórzenie
pytanie: Co może i tak? Ja się domyślam, ale chba byłoby mi łatwiej czytać, gdybyś to napisał.
vaikai pisze:Przed wejściem do biura szybko przybrał swój lekko rozbawiony wyraz twarzy, aby nie dać nikomu podejrzeń co do jego aktualnego stanu. Szybko spojrzał w swoje odbicie na witrynie sklepowej i uznał, że da radę. Nie chciał, żeby Steve się wtrącał w jego życie prywatne, chociaż jako jego menadżer i dobry przyjaciel miał do tego prawo. Wszedł do wieżowca i udał się na ostatnie piętro, gdzie mieściła się agencja menadżerska, w której pracował przyjaciel. Urocza sekretarka poprosiła go by chwilę poczekał, ponieważ pan Stephen ma klienta w gabinecie. Było mu to obojętne, bo na dziś właściwie nic nie planował i nie miał żadnych zajęć. Dopiero jutro zaczynali zdjęcia do jakiegoś nowego filmu, gdzie Nick miał grać jakąś drugoplanową postać.
Zdecydowanie za wiele powtórzeń.

Proponuję, byś zaczął od poszukania powtórzeń. Powoli, dokładnie przejrzyj tekst pod tym kątem i postaraj się je wyeliminować. Niech to będzie pierwszy krok w dziele samodoskonalenia. :)

Pozdrawiam.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

6
Mam pytanie do fragmentu tekstu:
"W zlewie zalegały naczynia, wprost domagające się umycia."
Czy ten przecinek jest potrzebny?
Przed imiesłowami przymiotnikowymi nie stawiamy przecież przecinka. Nie widzę więc powodu, dla którego należałoby go postawić.
Będę wdzięczny za wyjaśnienie, jeśli się mylę.

7
Dzięki za wszystkie rady. Jeśli będę coś pisał to na pewno to wszystko uwzględnię, postaram się powoli eliminować swoje błędy. Jeśli chodzi o ten przecinek to akurat w tym miejscu jakoś mi intuicyjnie pasował, wydaje mi się, że w podobnie skonstruowanych zdaniach go widziałem. Niemniej jednak mogę się mylić, bo ekspertem nie jestem ;d.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”