"Bez tytułu" [horror/fantastyka?] krótki pojedyncz

1
___Alan otworzył oczy.
Kolejna niedzielna wyprawa na ryby. Wstał z łóżka i zszedł na dół na śniadanie. Chciał jak
najwcześniej znaleźć się przy ich wspólnej łódce, a potem wypłynąć na jezioro.
___Dla Alana, te wyprawy były czymś więcej niż tylko ciekawą wycieczką. Stanowiły azyl. Od szkoły, od komputera, od nauki, od osób, które na co dzień nim pomiatały. W to miejsce, nikt, prócz Antoniego, jego ojca, nie miał prawa wstępu.
___ Zaczął ubierać się starannie. Mimo panującego wokół lipca, poranki nadal bywały chłodne.
___ Matka umarła dawno temu. Chłopak chyba nawet jej nie pamiętał. Ojciec zawsze był przygaszony. Nie potrzebowali słów, a może nie chcieli ich używać. Pewnie dlatego lubili chodzić na ryby.
___Po pół godzinie spotkali się na dole, aby przygotować sprzęt. Niedługo potem, wyszli.
___Wszystko zieleniło się dokoła, a rześkie powietrze przeganiało resztki zaspania. Trudno o lepsze warunki.
___Mieszkali pod miastem. Jeziorko było oddalone od ich domu o niecałe dwa kilometry. Nie chcieli pakować się tam samochodem. Mieli dość samochodów.
___O tym małym jeziorku nikt nie wiedział. Nigdy nie znaleźli tam żadnych śladów ludzkiej obecności innych niż ich własne, nie mówiąc już o spotkaniu kogokolwiek. Od paru lat, w zaroślach zostawiali małą łódkę i do tej pory co tydzień odnajdywali ją w nienaruszonym stanie.
___Wsiedli do drewnianej łupiny zabierając ze sobą ekwipunek i w milczeniu odepchnęli się wiosłami od brzegu.
___Gdy zarzucili już wędki na środku jeziorka, łódka zaczęła się nienaturalnie kołysać. Nie było w tym jednak nic strasznego. To nawet sprawiało przyjemność. Człowieka ogarniał błogi spokój, lekkość, a potem powieki same zaczynały opadać… Po kilkunastu minutach Alan nie mógł już walczyć z tym idealnym stanem i odpłynął w nieskończoną głębię podświadomości.


___Wzdrygnął się gwałtownie, wprawiając łódkę w niebezpiecznie zachwianie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że przysnął. Spojrzał na ojca siedzącego po drugiej stronie. On także spokojnie drzemał. Temperatura mocno spadła, może nawet poniżej zera. Otulił się szczelniej kurtką, gdy z niepokojem badał otoczenie, które uległo całkowitej zmianie.
___Zielone brzegi jeziorka zniknęły. Słońce ustąpiło miejsca szarości, nie było już niczego. Została tylko woda w towarzystwie mlecznej mgły unoszącej się kilka centymetrów nad taflą. Jak okiem sięgnąć, wszędzie woda, nienaturalna w swym spokoju, bez żadnych granic, poza…
___Rozpaczliwie wodząc wzrokiem po horyzoncie, Alan zobaczył za sobą w oddali ciemny kształt. Wziął swoją wędkę i zaczął nią stukać w ojca, aby go obudzić. Zajęło mu to prawie minutę, gdyż Antoni spał naprawdę mocno. Nie czekając nawet chwili na cień zrozumienia ze strony towarzysza, od razu powiedział drżącym głosem:
- Tato, patrz tam! – i obrócił się aby pokazać swoje znalezisko.
___Ciemna plama była teraz o wiele bliżej niż poprzednio. Płynęła w ich kierunku sunąc przez mgłę.
___Plama okazała się być łódką z szerokim, grubym słupem wystającym na froncie. Stanęła ocierając miarowo o ich burtę.
___Alan obserwował w napięciu drugą łódź. Do drewnianego słupa w dziwnym ułożeniu został przytwierdzony szkielet ze złotymi zębami. Jego zmiażdżona, popękana czaszka, w niewytłumaczalny sposób przechodziła przez dziurę zrobioną w środku pala – otwór był o wiele za mały, aby zwyczajnie przełożyć przez niego ludzką głowę. Wyglądało na to, że ktoś brutalnie przepchnął ją przez celowy ubytek w drewnie. Oprawca związał z przodu bali ręce ofiary.
- Tato… - bezwiednie, wysokim głosem wychrypiał chłopak, ale Antoni nie odpowiadał, również wpatrując się w znalezisko
___Alan mógłby przysiąc, że chwilę potem szkielet powoli skierował swoje puste oczodoły w jego stronę.
___Wszystko ciemniało, stawało się coraz czarniejsze i bezkresne, bardziej bezdenne od otaczającej ich mgły…
- Tato. Tato! – słowa dudniły mu w głowie pośród zimnej pustki.
___Szarpnęło nim.
Ostatnio zmieniony czw 31 maja 2012, 18:44 przez KarolinaGranger, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Szczerze? Tekst nie wywołał u mnie żadnych odczuć. Nie wiem, może to z powodu jego długości, a raczej krótkości, może gdybyś dała większy kawałek, to by mnie zainteresowało. Z drugiej strony, jak początek nie wciąga, to najzwyczajniej świecie nie czyta się dalej, bo po co, tyle jest innych, o niebo ciekawszych/lepszych/straszniejszych/śmieszniejszych tekstów. Już tytuł odstrasza - znaczy jego brak. W regulaminie chyba coś jest o tytułowaniu tekstów... Mogłaś dać cokolwiek, nie wiem, "Wyprawa na ryby", ot, taki niepozorny tytuł, byle coś było. Nie wiem, co tam jeszcze miało być w tytule, bo skończyłaś na "krótki pojedyncz", warto by napisać. Fantastyki tu na razie niewiele, horror powoli się pojawia, ale jak mówiłam, nie wzięło mnie, nie ma tu żadnych obrazów, tekst jest po prostu nijaki. O pomyśle trudno się wypowiedzieć, bo to dopiero początek i tekst może pójść w różne strony.
Główny bohater, Alan - takich było tysiące, jak nie miliony.
KarolinaGranger pisze:Od szkoły, od komputera, od nauki, od osób, które na co dzień nim pomiatały

KarolinaGranger pisze: Matka umarła dawno temu. Chłopak chyba nawet jej nie pamiętał
Półsieroty lub sieroty popychane przez innych są bardzo popularne... Niestety, to już dawno przestało wzbudzać litość czy cokolwiek, a zaczęło irytować. Przynajmniej mnie. Mogę mieć tylko nadzieję, że te informacje będą w jakiś sposób ważne dla tekstu, bo tak to nie wiem, co za różnica, czy bohater ma dwoje rodziców, czy jednego.

Rzucił mi się w oczy problem z przecinkami. Czasami stawiasz je w absurdalnych miejscach:
KarolinaGranger pisze:Dla Alana, te wyprawy były czymś więcej niż tylko ciekawą wycieczką
Po co? Nie przechodzisz do innego zdania, nie ma tu też żadnego spójnika wymagającego przecinka, nie jest to też wtrącenie.
KarolinaGranger pisze:W to miejsce, nikt, prócz Antoniego, jego ojca, nie miał prawa wstępu.
A tu już w ogóle namieszałeś. Na szczęście wystarczy wywalić pierwszy znaczek.

Czasem jest sytuacja odwrotna - nie wstawiasz potrzebnego przecinka.
KarolinaGranger pisze:Wsiedli do drewnianej łupiny zabierając ze sobą ekwipunek
Przed imiesłowami zakończonymi na "-ąc" (najprościej mówiąc) przecinek zawsze jest.

Nie będę oczywiście wytykać ci każdego przecinka, bo nie jestem korekty. Tak tylko zauważam, że jest z tym spory problem.
KarolinaGranger pisze:Alan otworzył oczy.
Początek niepozorny. Nie zaciekawia. Ale niech będzie, mogło być gorzej, tak w tym krótkim zdaniu przynajmniej nie ma jak błędu zrobić. ;)
KarolinaGranger pisze:Wstał z łóżka i zszedł na dół na śniadanie
Nie lubię zbytnego czepialstwa, wywalania zbędnych słów, ale tu aż się prosi, by wyrzucić "na dół". Schodzić na górę raczej się nie da, nie? ;)
KarolinaGranger pisze:Zaczął ubierać się starannie. Mimo panującego wokół lipca, poranki nadal bywały chłodne.
Za każdym razem, jak czytam ten fragment, pytam się: co ma jedno do drugiego? "Starannie" nie znaczy przecież, że ubierał się w grube ubrania, a bardziej, że robił to dokładnie, a ładna, słoneczna pogoda tego nie wyklucza.
"wokół" zbędne.
KarolinaGranger pisze:Chłopak chyba nawet jej nie pamiętał
Narrator nie jest tego pewien? Kolejne słówko mało potrzebne dla tekstu. Jeśli już chłopak miał nie do końca jej nie pamiętać, to lepiej dać "prawie".
KarolinaGranger pisze:Nie chcieli pakować się tam samochodem. Mieli dość samochodów.
"pakować" nie pasuje stylistycznie do tekstu. Jest zbyt... potoczne? Wystarczy zmienić na "jechać".
Powtórzenie się wkradło. Ja lubię powtórzenia, to są fajne istoty i gdy się nad nimi panuje, mogą fajne rzeczy wyjść. A to powyższe nie wygląda na specjalne powtórzenie. Zamieniłabym na "pojazdów" albo "aut".
KarolinaGranger pisze:Tato. Tato! – słowa dudniły
"Słowa" wielką literą.

W ogóle w tej drugiej części jakoś mnie błędów/zgrzytów znalazłam. Nie licząc tych przecinkowych, oczywiście. Nie znaczy to jednak, że ich nie ma, może bardziej sprawne oczy wyłapią. :P

Nie rozumiem, czemu tak często używasz Enteru. Krótkie akapity nie robią żadnego klimatu. Mam wrażenie, że pisałaś początek po łebkach, byle dać parę informacji i od razu przejść do głównej akcji.

Podsumowując: nie podobało mi się. A konkretnie - za krótkie, by mnie wzięło. Nie wiem, czy zajrzę do reszty, jak już będzie, jeśli tak, to tylko z ciekawości, jak się rozwinie opowiadanie.

Pisz, ćwicz, dużo czytać, a może już niedługo rozwiniesz swój styl i będziesz pisać ciekawie. :)
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

3
Przeczytałam. Ale wrażenia niestety niezbyt pozytywne. Po pierwsze przeszkadzał mi język i telegraficzny styl z jakim napisałaś ten kawałek. Na początku kilka bezładnie rozsianych informacji o bohaterze, bezosobowo, sucho:
KarolinaGranger pisze:Od szkoły, od komputera, od nauki, od osób, które na co dzień nim pomiatały.
KarolinaGranger pisze:Matka umarła dawno temu.
KarolinaGranger pisze:Ojciec zawsze był przygaszony.
W ten sposób w ogóle nie tworzy mi się wizja bohatera, jest on po prostu imieniem w tekście.
Mało plastyczne opisy, brak zbudowania atmosfery sprawiają, że przelatuję tekst wzrokiem i nic. Żadnej grozy. A miało być strasznie. Niestety nie ma napięcia, bo sypiesz tylko kilkoma faktami i już hop, do zakończenia.
Do tego niespójności, dość liczne, pomimo krótkiego tekstu.
KarolinaGranger pisze:Kolejna niedzielna wyprawa na ryby.
Brakuje orzeczenia: Czekała go kolejna... inaczej brzmi jak obwieszczenie lub etykieta.
KarolinaGranger pisze:Chciał jak najwcześniej znaleźć się przy ich wspólnej łódce, a potem wypłynąć na jezioro.
ich wspólnej czyli czyjej? na razie mamy jednego bohatera. Wymaga doprecyzowania. Do tego zdanie brzmi słabo, lepiej trochę ożywić bohatera, napisać o jego emocjach, np.:
Nie mógł się już doczekać, kiedy z ojcem znajdzie się przy ich łódce, a potem razem wypłyną na jezioro.
KarolinaGranger pisze:W to miejsce, nikt, prócz Antoniego, jego ojca, nie miał prawa wstępu.
Tzn co, był to ich teren prywatny? Zakazywało tego prawo? Nie, po prostu nikogo tam nie zapraszali.
KarolinaGranger pisze: Zaczął ubierać się starannie.
starannie - dokładnie, uważnie. Nic to nie mówi, o tym jak się ubrał. Ani nijak się ma do pogody. Jeżeli już to: ciepło, na cebulkę, w kilka warstw odzieży...
KarolinaGranger pisze:Mimo panującego wokół lipca, poranki nadal bywały chłodne.
Zdanie brzmi bardzo kiepsko. Do poprawy. Mimo, że był już lipiec... Pomimo letniej pogody....
KarolinaGranger pisze: Matka umarła dawno temu. Chłopak chyba nawet jej nie pamiętał.
Co to znaczy chyba jej nie pamiętał?
KarolinaGranger pisze:Ojciec zawsze był przygaszony. Nie potrzebowali słów, a może nie chcieli ich używać. Pewnie dlatego lubili chodzić na ryby.
Przeczytaj te zdania na głos, z uwagą i powiedz mi jak one się łączą ze sobą logicznie. Matka umarła, chłopak jej nie pamiętał, ojciec był przygaszony, więc nie mówili do siebie. Sieczka.
Do czego nie potrzebowali słów? Żeby się rozumieć? Nie napisałaś tego. I co, tak w ogóle nie używali ich, tylko na migi się komunikowali? I jak to się ma, ten cały akapit od śmierci matki, do chodzenia na ryby? Tzn lubili, bo nie mówili, czy bo ojciec był przygaszony, a matka umarła? Te informacje, powrzucane sobie ot, tak w tekst, nie tworzą spójnej całości.
KarolinaGranger pisze:Po pół godzinie spotkali się na dole, aby przygotować sprzęt. Niedługo potem, wyszli.
Czy to istotne? Pół godziny, 20 minut? Czy to jest istotne dla zrozumienia fabuły? Nie ma nic ciekawszego, co można opisać? Może te ich przygotowania?
KarolinaGranger pisze:Wszystko zieleniło się dokoła, a rześkie powietrze przeganiało resztki zaspania.
Opis od czapy, wrzucony tutaj. Do tego nic nie opisuje. Zielenić się - kojarzy mi się z wiosną. W lipcu to zieleń dookoła jest raczej spodziewana. I też po tym opisie nadal nie wiem nic o otoczeniu. Było zielone.
resztki snu
KarolinaGranger pisze:Nie chcieli pakować się tam samochodem. Mieli dość samochodów.
Bo? Co złego jest w samochodach? Jak już coś takiego piszesz to warto rozwinąć. Bo było blisko i się nie opłacało, bo spacer był przyjemny itd.
KarolinaGranger pisze:Nigdy nie znaleźli tam żadnych śladów ludzkiej obecności innych niż ich własne, nie mówiąc już o spotkaniu kogokolwiek.
To po prostu źle brzmi.
KarolinaGranger pisze:Od paru lat, w zaroślach zostawiali małą łódkę i do tej pory co tydzień odnajdywali ją w nienaruszonym stanie.
Od kilku lat zostawiali w zaroślach małą łódkę i zawsze znajdowali ją w tym samym miejscu.
Bo nienaruszony stan to chyba przesada, a wilgoć, mróz, opadające liście, zwierzątka i insekty omijały ją same?
KarolinaGranger pisze:Wsiedli do drewnianej łupiny
Ta łupina mi tu zupełnie nie pasuje. Przeszłabym od razu do: wypłynęli na jezioro.
KarolinaGranger pisze:Gdy zarzucili już wędki na środku jeziorka, łódka zaczęła się nienaturalnie kołysać. Nie było w tym jednak nic strasznego. To nawet sprawiało przyjemność.
Zaraz, zaraz. Nienaturalny -«niebędący właściwością czyjejś natury» «niezgodny ze zwykłym porządkiem rzeczy». Po pierwsze, łódź na wodzie ma zwyczaj się kołysać. Użycie nienaturalne kołysanie wskazuje, że coś było nie tak. A zaraz potem piszesz, że było ok i przyjemnie?
KarolinaGranger pisze:Po kilkunastu minutach Alan nie mógł już walczyć z tym idealnym stanem i odpłynął w nieskończoną głębię podświadomości.
O rany, to powiało filozofią głęboką, z tym idealnym stanem i nieskończoną głębią podświadomości.
A tak serio, to co się stało?
No i tak bym mogła każde zdanie omówić, ale myślę, że tyle zobrazuje Ci problem.
Ogólnie nie mogę się wypowiedzieć na temat pomysłu ani fabuły, bo to tutaj to zaledwie jej zarysowanie. Bohater praktycznie niezarysowany, ot kilka faktów z życia, nie powiązanych do końca ze sobą, wrzuconych na początku, brak emocji czy przemyśleń bohatera. Opisy ubogie, głównie dotyczą prostych czynności, których opisywanie w sumie niewiele wnosi. Albo abstrakcyjne:
KarolinaGranger pisze:Jak okiem sięgnąć, wszędzie woda, nienaturalna w swym spokoju, bez żadnych granic, poza…
Jak bez granic, skoro ograniczała ją ściana mgły, no i poza czym?
Nijak nie umiem sobie wyobrazić tej drugiej łodzi. Opis jest przekombinowany.
Nastrój zbudowany słabo, jak i reakcja bohatera. Brakuje dynamiki, napięcia. Przez tekst się brnie. Słabo operujesz językiem, niestety tekst nie nadrabia też na innych płaszczyznach.
Zwróć też uwagę na interpunkcję, kropki na końcu zdania, przecinki.
Pisanie scen strasznych wymaga zbudowania atmosfery, powoli stopniowania napięcia. Tutaj tego nie ma. Nie wiem co tu poradzić, poza może, czytaniem, czytaniem i starannym planowaniem swoich tekstów. Jakiś początek już jest.

4
KarolinaGranger pisze:Alan otworzył oczy.(1)
Kolejna niedzielna wyprawa na ryby. Wstał z łóżka i zszedł na dół na śniadanie. Chciał jak
najwcześniej znaleźć się przy ich wspólnej łódce, a potem wypłynąć na jezioro. (2)
___Dla Alana, te wyprawy były czymś więcej niż tylko ciekawą wycieczką. Stanowiły azyl. Od szkoły, od komputera, od nauki, od osób, które na co dzień nim pomiatały. W to miejsce, nikt, prócz Antoniego, jego ojca, nie miał prawa wstępu.(3)
___ Zaczął ubierać się starannie. Mimo panującego wokół lipca, poranki nadal bywały chłodne.
___ Matka umarła dawno temu. Chłopak chyba nawet jej nie pamiętał. Ojciec zawsze był przygaszony. Nie potrzebowali słów, a może nie chcieli ich używać. Pewnie dlatego lubili chodzić na ryby.
___Po pół godzinie spotkali się na dole, aby przygotować sprzęt. Niedługo potem, wyszli.
___Wszystko zieleniło się dokoła, a rześkie powietrze przeganiało resztki zaspania. Trudno o lepsze warunki.
___Mieszkali pod miastem. Jeziorko było oddalone od ich domu o niecałe dwa kilometry. Nie chcieli pakować się tam samochodem. Mieli dość samochodów.(4)
___O tym małym jeziorku nikt nie wiedział. Nigdy nie znaleźli tam żadnych śladów ludzkiej obecności innych niż ich własne, nie mówiąc już o spotkaniu kogokolwiek. Od paru lat, w zaroślach zostawiali małą łódkę i do tej pory co tydzień odnajdywali ją w nienaruszonym stanie.
___Wsiedli do drewnianej łupiny zabierając ze sobą ekwipunek i w milczeniu odepchnęli się wiosłami od brzegu.
___Gdy zarzucili już wędki na środku jeziorka, łódka zaczęła się nienaturalnie kołysać. Nie było w tym jednak nic strasznego. To nawet sprawiało przyjemność. Człowieka ogarniał błogi spokój, lekkość, a potem powieki same zaczynały opadać… Po kilkunastu minutach Alan nie mógł już walczyć z tym idealnym stanem i odpłynął w nieskończoną głębię podświadomości. (5)
W tym fragmencie wyraźnie narrator ma kompletną tremę. Przypomina zdającego egzamin, który wie, ale gubi się w swojej wiedzy i co chwilę próbuje z innej strony. Kończy niemal kuriozalnym stwierdzeniem!
Uspokój narratora. Ustaw się w jakimś punkcie świata przedstawionego i rozpocznij od nowa.
1. otwarcie oczu - czemu służy ta informacja? Otwieranie oczu ma dość wieloznaczne konotacje. Obudzenie, poznanie, objawienie?
2. Kolejna - to znowu sygnał istnienia jakiegoś zjawiska powtarzalnego. Ale tu mam wrażenie, że nastąpi coś zrutynizowanego Potwierdza to banalność kolejnych czynności - zszedł na śniadanie. Gubię się. Narrator też, bo potem przeciwstawia tym czynnościom marzenie o wyprawie. Używa zaimka "ich" - ten zaimek wyłącza ewentualnych domowników, bo przecież "jak najszybciej" przeciwstawia się domowym czynnościom
3. Pojawia się narrator analityk, badacz Alana. Jego komentarz jest nachalny, mentorski. To w ogóle kiepski fragment, taka łopatologia informacyjna.
4. Narrator próbuje naraz powiedzieć o wszystkim: dlatego dalej mamy fragmenty którym groch z kapustą jest
5.Zawiązanie akcji - coś się dzieje i... łup mnie (odbiorcę) w łeb nieskończoną głębią podświadomości. Brrrrr... Nie chcę głębi na kołyszącej się nienaturalnie łódce. To znaczy głębi podświadomości. Głębia jeziora owszem.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

5
Bardzo dziękuję za wszystkie uwagi. Tekst napisałam parę miesięcy temu. Jeśli chodzi o jego długość, to specjalnie starałam się go skrócić, bo zauważyłam, że wszystkie moje opowiadania robią się nagle niewiarygodnie długie. Chciałam zacząć od krótszych form. Jak widać, nie wyszło mi to na dobre.
Nie sądziłam, że mój deficyt w czytaniu tak bardzo rzuca się w oczy. Tzn, oczywiście, że czytam, ale niezbyt wiele z powodu braku czasu. Teraz to na pewno się zmieni, bo nadchodzą wakacje.
Szczerze mówiąc, to rzeczywiście pisałam to trochę na siłę. Nie miałam pomysłu, więc sięgnęłam po album Beksińskiego i próbowałam coś wymodelować.
Pisząc kolejny tekst parę dni temu zaczęłam zwracać większą uwagę na zaplanowanie akcji. Wcześniej, po przeczytaniu wypowiedzi kilku pisarzy, twierdziłam, że nie jest to do końca możliwe.
Jeśli chodzi o tytuł - po prostu każdy z pomysłów wydawał mi się kiczowaty i beznadziejny.
Jeszcze raz bardzo dziękuję.

6
W pierwszej części opowiadania piszesz zbyt skrótowo, sygnalizując jedynie sytuacje, które wymagałyby rozwinięcia. Dostosowujesz do tego sposób wypowiadania się, bardzo oszczędny, momentami wręcz ubogi. Jak na początku:
KarolinaGranger pisze: ___Alan otworzył oczy.
Kolejna niedzielna wyprawa na ryby. Wstał z łóżka i zszedł na dół na śniadanie. Chciał jak
najwcześniej znaleźć się przy ich wspólnej łódce, a potem wypłynąć na jezioro.
Po co ten równoważnik zdania? Nie mogłaś napisać Czekała go kolejna niedzielna wyprawa z ojcem... Albo Na dziś zaplanowali z ojcem kolejną... Skoro dalej piszesz o ich wspólnej łódce, to warto byłoby od razu zaznaczyć, co to za wspólnota.
KarolinaGranger pisze:_Dla Alana, te wyprawy były czymś więcej niż tylko ciekawą wycieczką. Stanowiły azyl. Od szkoły, od komputera, od nauki, od osób, które na co dzień nim pomiatały. W to miejsce, nikt, prócz Antoniego, jego ojca, nie miał prawa wstępu.
Nie bardzo rozumiem ostatnie zdanie. Wyprawy z ojcem to nie miejsce, nawet w sensie metaforycznym trudno byłoby tak je określić. Może wystarczyłoby napisać, że zawsze wybierali się na nie tylko we dwóch.
KarolinaGranger pisze:Gdy zarzucili już wędki na środku jeziorka, łódka zaczęła się nienaturalnie kołysać. Nie było w tym jednak nic strasznego. To nawet sprawiało przyjemność. Człowieka ogarniał błogi spokój, lekkość, a potem powieki same zaczynały opadać…
Oj, nie. Woda to nie jest żywioł przyjazny i bezpieczny, dlatego takie niezwykłe kołysanie powinno wzbudzić czujność, jeśli nie zaniepokojenie, tym bardziej, że obaj wędkarze znajdują się w „łupinie”. To nie jest dobry moment, żeby zapaść w słodką drzemkę.

Brakuje mi w tym wprowadzeniu zarówno Alana, jak i jego ojca. Są kompletnie nijacy. Dobrze chociaż, że czują się ze sobą związani. Ale, choćby taka prosta sprawa: ile Alan ma lat? Chodzi do szkoły, czyli tak między sześć-siedem, a osiemnaście-dziewiętnaście. Dziesięć? Szesnaście? Czego innego można spodziewać się po dziecku, a czego innego po chłopaku niemalże dorosłym.
Brakuje mi też określenia miejsca i czasu, w którym rozpoczynasz akcję opowiadania. Wbrew pozorom, ma to znaczenie, gdyż wszelkie niesamowitości wywierają tym większe wrażenie, im silniej zostają zderzone z banalną, zwykłą codziennością, z jakimś konkretnym „tu i teraz”. Wtedy działa zasada kontrastu. Jak na mój gust, o wiele bardziej przekonujący byłby, powiedzmy, Łukasz spod Gołdapi, niż Alan z nie wiadomo skąd. Zwłaszcza, jeśli prawie nic o nim nie wiem. Dlatego warto poświęcić trochę czasu oraz kilka zdań, by czytelnika zapoznać z bohaterami opowieści.

W drugiej części właściwie też nie jest lepiej.
KarolinaGranger pisze:Słońce ustąpiło miejsca szarości, nie było już niczego. Została tylko woda w towarzystwie mlecznej mgły unoszącej się kilka centymetrów nad taflą. Jak okiem sięgnąć, wszędzie woda, nienaturalna w swym spokoju, bez żadnych granic, poza…
1. coś jednak było: woda i mgła.
2. poza czym?
KarolinaGranger pisze:_Rozpaczliwie wodząc wzrokiem po horyzoncie, Alan zobaczył za sobą w oddali ciemny kształt.
Raczej: Rozpaczliwie rozglądając się wokoło, gdyż skoro jest gęsta mgła, to nie widać linii horyzontu, a i "w oddali" trudno coś wypatrzeć.
KarolinaGranger pisze: Nie czekając nawet chwili na cień zrozumienia ze strony towarzysza, od razu powiedział drżącym głosem:
- Tato, patrz tam! – i obrócił się aby pokazać swoje znalezisko.
Może Alan nie czekał, aż ojciec całkiem się rozbudzi? Gdyż na "cień zrozumienia" możemy oczekiwać, kiedy komuś coś wyjaśniamy albo tłumaczymy się, a tu nic takiego się nie zdarzyło. Do tego nie nazwałabym tej łodzi "znaleziskiem". Już prędzej zjawiskiem.

A tak na marginesie - obrazy Beksińskiego są bardzo sugestywne, ale właśnie - jako obrazy. Jeśli masz pomysł na bohaterów i akcję, a chcesz otoczeniu nadać rys niezwykłości, to spokojnie możesz po nie sięgać i ćwiczyć wyobraźnię. Żeby jednak wysnuć z nich jakąś akcję... Byłoby ciężko.

Powodzenia przy następnych próbach.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”