___Alan otworzył oczy.
Kolejna niedzielna wyprawa na ryby. Wstał z łóżka i zszedł na dół na śniadanie. Chciał jak
najwcześniej znaleźć się przy ich wspólnej łódce, a potem wypłynąć na jezioro.
___Dla Alana, te wyprawy były czymś więcej niż tylko ciekawą wycieczką. Stanowiły azyl. Od szkoły, od komputera, od nauki, od osób, które na co dzień nim pomiatały. W to miejsce, nikt, prócz Antoniego, jego ojca, nie miał prawa wstępu.
___ Zaczął ubierać się starannie. Mimo panującego wokół lipca, poranki nadal bywały chłodne.
___ Matka umarła dawno temu. Chłopak chyba nawet jej nie pamiętał. Ojciec zawsze był przygaszony. Nie potrzebowali słów, a może nie chcieli ich używać. Pewnie dlatego lubili chodzić na ryby.
___Po pół godzinie spotkali się na dole, aby przygotować sprzęt. Niedługo potem, wyszli.
___Wszystko zieleniło się dokoła, a rześkie powietrze przeganiało resztki zaspania. Trudno o lepsze warunki.
___Mieszkali pod miastem. Jeziorko było oddalone od ich domu o niecałe dwa kilometry. Nie chcieli pakować się tam samochodem. Mieli dość samochodów.
___O tym małym jeziorku nikt nie wiedział. Nigdy nie znaleźli tam żadnych śladów ludzkiej obecności innych niż ich własne, nie mówiąc już o spotkaniu kogokolwiek. Od paru lat, w zaroślach zostawiali małą łódkę i do tej pory co tydzień odnajdywali ją w nienaruszonym stanie.
___Wsiedli do drewnianej łupiny zabierając ze sobą ekwipunek i w milczeniu odepchnęli się wiosłami od brzegu.
___Gdy zarzucili już wędki na środku jeziorka, łódka zaczęła się nienaturalnie kołysać. Nie było w tym jednak nic strasznego. To nawet sprawiało przyjemność. Człowieka ogarniał błogi spokój, lekkość, a potem powieki same zaczynały opadać… Po kilkunastu minutach Alan nie mógł już walczyć z tym idealnym stanem i odpłynął w nieskończoną głębię podświadomości.
___Wzdrygnął się gwałtownie, wprawiając łódkę w niebezpiecznie zachwianie. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że przysnął. Spojrzał na ojca siedzącego po drugiej stronie. On także spokojnie drzemał. Temperatura mocno spadła, może nawet poniżej zera. Otulił się szczelniej kurtką, gdy z niepokojem badał otoczenie, które uległo całkowitej zmianie.
___Zielone brzegi jeziorka zniknęły. Słońce ustąpiło miejsca szarości, nie było już niczego. Została tylko woda w towarzystwie mlecznej mgły unoszącej się kilka centymetrów nad taflą. Jak okiem sięgnąć, wszędzie woda, nienaturalna w swym spokoju, bez żadnych granic, poza…
___Rozpaczliwie wodząc wzrokiem po horyzoncie, Alan zobaczył za sobą w oddali ciemny kształt. Wziął swoją wędkę i zaczął nią stukać w ojca, aby go obudzić. Zajęło mu to prawie minutę, gdyż Antoni spał naprawdę mocno. Nie czekając nawet chwili na cień zrozumienia ze strony towarzysza, od razu powiedział drżącym głosem:
- Tato, patrz tam! – i obrócił się aby pokazać swoje znalezisko.
___Ciemna plama była teraz o wiele bliżej niż poprzednio. Płynęła w ich kierunku sunąc przez mgłę.
___Plama okazała się być łódką z szerokim, grubym słupem wystającym na froncie. Stanęła ocierając miarowo o ich burtę.
___Alan obserwował w napięciu drugą łódź. Do drewnianego słupa w dziwnym ułożeniu został przytwierdzony szkielet ze złotymi zębami. Jego zmiażdżona, popękana czaszka, w niewytłumaczalny sposób przechodziła przez dziurę zrobioną w środku pala – otwór był o wiele za mały, aby zwyczajnie przełożyć przez niego ludzką głowę. Wyglądało na to, że ktoś brutalnie przepchnął ją przez celowy ubytek w drewnie. Oprawca związał z przodu bali ręce ofiary.
- Tato… - bezwiednie, wysokim głosem wychrypiał chłopak, ale Antoni nie odpowiadał, również wpatrując się w znalezisko
___Alan mógłby przysiąc, że chwilę potem szkielet powoli skierował swoje puste oczodoły w jego stronę.
___Wszystko ciemniało, stawało się coraz czarniejsze i bezkresne, bardziej bezdenne od otaczającej ich mgły…
- Tato. Tato! – słowa dudniły mu w głowie pośród zimnej pustki.
___Szarpnęło nim.
"Bez tytułu" [horror/fantastyka?] krótki pojedyncz
1
Ostatnio zmieniony czw 31 maja 2012, 18:44 przez KarolinaGranger, łącznie zmieniany 3 razy.