Wierny Jan.

1
Takie, o. Mimo że jestem w trakcie pisania dalszej części poprzedniego opowiadania (rym przypadkowy), to to napisałem wczoraj (właściwie dziś) w nocy pod wpływem nagłego impulsu.





Wierny Jan







Wieko powoli się uchyla. W oczach, które wyłaniają się z ciemności, odbija się błysk zapalonych świec. Zniszczone wieko wstrzymuje nagle swą wędrówkę, jakby zastanawiając się, czy aby dobrze robi. Wciąż może się przecież zawrócić. Wciąż może zawołać ciemność z powrotem.



Po chwili jednak stara przykrywa ponownie powiększa otwór, aż w końcu z hukiem i zgrzytem tysiąca zepsutych zębów upada na ziemię. Kawałki drewna rozsypują się po podłodze. Kości zostały rzucone.



- Janie… - przeciągły jęk, tak pozbawiony emocji i sił, że aż przytłaczający, omiata całą Salę. Wściekłe robale opuszczają swe legowiska, po chwili w pobliżu żeber nie ma żywej istoty, a z dziury w czaszce wypełzają ostatnie stworzenia. Białe knykcie zaciskają się niepewnie na brzegu trumny i gdy Lord wstaje, kości tak nagle wprawione w ruch, zdają się jęczeć przeciągle, wyć i błagać o spokój, który tak brutalnie im właśnie odebrano. Pajęcze sieci zrywają się jedna za drugą, jak dawne pakty i sojusze, a zaskoczone ośmionogi wyruszają w poszukiwaniu nowego domu. Z otworu wyłania się brązowa, brudna czaszka z dziurą na samym czubku. Zęby zaciśnięte w upiornym grymasie powoli się rozwierają – Janie… - puste oczodoły spoglądają przenikliwie na zgarbioną postać, stojącą w wejściu wielkiej pustej Sali.



- Panie… - osobnik nazwany Janem wykrztusza tylko to. W jego jedynym oku pojawiają się łzy, a pozostałą połowę ust ozdabia troskliwy uśmiech. Jan, garbiąc się jeszcze bardziej, popękanymi dłońmi dotyka zakurzonej powierzchni swojej torby – Panie, odnalazłem cię wreszcie, chwała Sześciu Niebom i Trzem Piekłom! – jego sapliwy głos wypełnia Salę, której jedynym wyposażeniem jest otwarta trumna. Przez piękne witraże, przedstawiające biblijne sceny, wpada światło słońca.



-Czy… - Lordowi sprawia wiele problemu wykrztuszenie choć jednego słowa. Każda część resztek jego ciała protestuje, lecz Lord się nie poddaje – za dawnych czasów, jeden z jego wielu przydomków brzmiał Ten Który Nie Upada - … Czy… czy wszystko jest gotowe, Janie?



- Tak, Panie! – oko Jana wypełnia chore podniecenie – Wszystko jest gotowe! Wschodnie Baronie czekają na podbicie! Wszystko gotowe! Tak, Panie, tak! Wszystko tak, jak obiecałem! Wszystko tak, jak... – Lord podnosi rękę i głos Jana natychmiast się urywa, a jego właściciel zaczyna kulić się obok swoich bagaży. Salę omiata cisza, która tak długo gościła wśród tych ścian. Lord ślimaczymi ruchami - niczym ktoś, kto obudził się po wieloletniej śpiączce – wstaje i wychodzi z trumny, która śmiała go więzić! Ha! Tyle książąt i władców próbowało, a udało się to jakiemuś drewnianemu pudłu! Lord niepewnie staje na zimnej podłodze, podpierając się rękoma o trumnę. Przez chwilę ogląda przeprowadzkę stworzeń, którym wynajmował swe ciało, zaraz jednak przemawia słabym, jękliwym, a jednocześnie uroczystym głosem.



- Janie… zbroja… - sługa natychmiast odpina klamry plecaka i z niemałym trudem wyjmuje brązowy ćwiekowany pancerz, razem z nogawicami, hełmem i butami. Wszystko to przytaszcza do swego Pana, który przez długą, żmudną godzinę wkłada to na swoje brudne kości. W końcu Lord przywdziewa ubranie i spojrzenie pustych oczodołów kieruje na podnieconą twarz sługi.



- Janie… naramienniki i tarcza… - echo jego rozpaczliwego głosu nie zdąża ucichnąć, a Jan już niesie duże naramienniki do swego Pana. Lord z wielkim trudem je zakłada, po czym przyjmuje czerwoną tarczę z wygrawerowanym czarnym krzyżem, owiniętym przez węża. Jedną wolną ręką wciąż podpiera się o trumnę, dysząc ciężko.



- Janie… miecz… - słaby głos załamuje się szybko, a sługa już wygrzebuje z ekwipunku duży, jednoręczny miecz. Przeszłość tej broni jest straszna, kiedyś mówiono, że krew najzwyczajniej w świecie wsiąka w tą błyszczącą stal. Stalowy Wampir trafia do wolnej ręki Lorda i ten zaczyna się chwiać. W oku Jana pojawia się strach, lecz nic nie mówi, skoro nie dostał pozwolenia. Po długiej chwili milczenia, Pan wykrztusza:



- Janie… życie… - oko sługi rozszerza się tak, że powieka jest niemal niewidoczna. Pozostałości jego warg drżą jak szalone, palce miotają się we wszystkie kierunki.



- Nie… nie mam… Panie… - wykrztusza Jan, bojąc się reakcji czcigodnego Lorda. Oko wypada z orbity i upada gdzieś na podłodze. Nie zwraca na to uwagi, nerwowo przestępując z nogi na nogę. Lord pustymi oczodołami przenika wnętrze sługi, cisza pęta ich ciała. Nawet robaki przystają na chwilę, czekając na rozwój wydarzeń.



- Jesteś… złym sługą… Janie… - po tych słowach Lord opuszcza tarczę oraz miecz i wraca do trumny. Rozradowane robaki wracają do swych domów, a pajęczyny ponownie splatają sieci. Resztki wieka łączą się w jedną całość i zamykają otwór, zapraszając ciemność do środka.



Jan upada na podłogę i płacze rozpaczliwie. Jego wycie długo nęka kamienne ściany Sali.

Wiadomo jednak, że wszystko ma swój koniec. Ludzkie życie i rozpacz nie stanowią wyjątku.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

2
Pomysł: 3+

Jakieś było to dziwne. Nic w zasadzie się nie działo. Jedyny plus to mistrzowski opis tej krótkiej sceny. Poza tym żadnego przesłania i żadnej fabuły.



Sty: 4+

Bez komentarza.



Schematyczność: 3

No cóż. Kolejny tekst o demonie/wampirze/stworze/straszydle.



Błędy: 5

Co by to było, gdybym ja Tobie wytykał błedy.



Ogólnie: 4-

Niby świetnie napisane, ale jakoś bez treści. W zasadzie nic się nie dzieje poza tym, że Lord wsaje, szlag go trafia i znowu się kładzie.



Jestem na tak.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

3
Pomysł: 3

Gott-Foo ma rację, jako takie "coś" niczym się to nie wyróżnia. Jeśli jednak byłoby to wstępem do czegoś dłuższego (tylko zmiana końcówki, żeby fabułę było na czym oprzeć) to osobiście dałabym 4+ :D



Sty: 4+

Dobry, powiedziałabym wręcz, że coraz lepszy. Całkiem ładnie radzisz sobie z długimi, opisowymi zdaniami, a co najważniejsze piszesz tak, że chce cię czytać dalej - przynajmniej mi.



Schematyczność: 3

jako taki fragment można uznać to za schematyczne, ale - w końcu - fabułę na czymś trzeba oprzeć, a to co mogłoby być dalej, wcale nie musi być schematyczne.



Błędy: 4

całkiem, dobrze


który tak brutalnie im właśnie odebrano.
radziłabym bez właśnie


tojącą w wejściu wielkiej pustej Sali.
przecinek po wielkiej!!



Ogólnie: 3+

bez treści, nic ze sobą nie niesie.



Jestem na... tak
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

4
Serdeczne dzięki za opinie.



Odnośnie fabuły i schematyczności. Nie, nie jest to fragment czegoś dłuższego i nigdy czymś dłuższym nie będzie. Ten tekst stanowi zamkniętą całość. Cóż, lubię eksperymentować i porównywać opinie ludzi i to, jak do nich trafiam. Tutaj chodzi właśnie o to, żeby było dziwnie i zawierało sporo niedopowiedzeń. Dzięki temu każdy może odebrać to trochę inaczej. Moja koleżanka odebrała to jako historię sługi, który kocha swego pana i nawet po śmierci chce mu służyć i być z nim, niestety, nie potrafi dać wszystkiego (życia). Wy odebraliście to jako historię o straszydle, które próbuje odżyć. I właśnie to jest fajne, każdy to widzi trochę inaczej, ale szczerze mówiąc, nie sądziłem, że jest aż takie schematyczne. Chyba się starzeję. ;)



Jeszcze raz wielkie dzięki za opinie. Cieszę się, że mój styl staje się co raz lepszy. ^^



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron