Mój chłopak Martin.

1
EDIT Adrianna:Wulgaryzmy i treści 18+ się zaznacza. Na czerwono. Dziękuję.

Jest to krótka historia napisana jako prezent. Nie miałem zamiaru jej publikować, ale wrzucam z czystej ciekawości chcąc zobaczyć błędy, których nie dostrzegam - może mi się nie chce - ja. Zalecam trochę dystansu do fabuły.

Mój chłopak Martin.



WWWCzy wyszłabym za mąż jeszcze raz? Nie mam zielonego pojęcia. To wszystko było głupie i okazało się cholernym żartem. Nie wiem co zrobiłam, albo moi przodkowie, że mnie tak pokarało. Znaliśmy się z Martinem kilka lat wcześniej. Zapraszał mnie na kawę albo drinka i dyskutowaliśmy o tematach bardzo nużących na dłuższą metę jak sens życia albo o cierpieniu. Zgadzałam się na spotkania, ponieważ on jako tako mi się podobał. Nie mam zamiaru się tłumaczyć z tego – zrobiłam jak zrobiłam. Impreza firmowa, dużo alkoholu, dałam się zaciągnąć do łóżka i proszę bardzo. Zostaliśmy już razem.
Ze swojej pensyjki jaką dostawał za publikacje w czasopismach dla kur domowych udało nam się zorganizować chałupinkę w górach. Było niesamowicie biednie. Gołe ściany i podłogi, komunistyczne meble, stare łóżko śmierdzące trupem i niezniszczalna maszyna do pisania. Chatka była niska, bo tylko dwa poziomy i niewielkie poddasze, ale wiecznie zakopcone. Martin strasznie dużo palił - zawsze mnie to obrzydzało, ale nie chciałam już truć mu dupy, bo i tak chodził zestresowany. Byliśmy zgodną parą. Zakochani w sobie. Miał dziwne fetysze i upodobania w łóżku, ale wszystko spełniałam. Nie byłam odważna, żeby protestować kiedy znowu pijany gwałcił mnie w dupę łapiąc za pośladki jak barbarzyńca, dzikus z buszu wypuszczony.
WWWAwantury? Pha… Zdarzały się często. Szczególnie jak na libacje alkoholowe wpadał jego przyjaciel Szymon. Skończył podobnie. Pisał harlekiny na zlecenie większych gazet. Próbował coś się wybić w telewizji i radiu, ale tylko non stop się ośmieszał i co chwila wybuchały afery z jego udziałem – molestowanie strażnika miejskiego, pracownika księgarni albo hostess w supermarkecie. Ohydny, zwalisty typ. Niesamowity seksista i napędzał również Martina. Siadali razem, pili wódkę, kopcili szlugi oraz obrażali mnie kiedy ja siedziałam w kuchni, bo nie życzyli sobie mojego towarzystwa. Musiałam zbierać za wszystkie kobiety na świecie. Zwracali się „macice”. W kółko tylko obwiniali „macice” za hamowanie postępu, wszystkie wojny i kryzysy oraz to jak skończyli. Kobiety były wszystkiemu winne. Następnego dnia Martin przepraszał mnie za swoje zachowanie chcąc sprawić mi przyjemność minetką. Jednak nie wychodziło mu to dobrze. Sfrustrowany upijał się i wpadał do sypialni ciągnąć mnie za włosy, abym obciągnęła mu kutasa.
Żyliśmy tak w biedzie z dnia na dzień. Rano wstawałam i starałam się podgrzać domowe ognisko ogarniając syf w ogródku kiedy on tylko walił po tej swojej maszynie zachowując się jakby od tego zależało istnienie całej ludzkości. Nie wchodziłam nigdy do jego gabinetu. Nie śmiałam. Raz jak przyszłam po brudne pranie to zgwałcił mnie na biurku bardzo boleśnie, bo nogą od krzesła. Od tamtego momentu zawsze trzymałam się z daleka. Pulpit zawalony kartkami i drugie tyle na podłodze. Maszyna dudniła mocno tak, że niosło się to, aż do piwnicy i budziło szczury. Szczury biegały nam po domu, a Martin skręcił kark kotu, który dostałam od matki jako prezent ślubny. Wtedy – tego dnia – co znalazłem się tutaj, panie Piotrze, było inaczej niż zawsze. Wieczorem wpadł Szymon i o dziwo obyło się bez ich szowinistycznych uwag na mój temat i ogólnie wszystkich kobiet. Było miło i kulturalnie – Szymon przyniósł jakąś zaliczkę za nowele. Nie pamiętam dokładnie. Przez całą noc z Martinem uprawiałem seks w którym ja byłam pasywna, a on uwijał się jak w ukropie, aby mi dogodzić. Rano obudził mnie chlapiąc minetkę ponad jego możliwości. Ja przygotowałam śniadanie i opowiadał o kasie jaką zarobi z Szymonem przez publikację jakiś tam historyjek o mafii. Pokazał mi grubą kopertę wypchaną nowymi euro. Tłumaczył, że to dopiero zaliczka, a kiedy wszystko pójdzie po myśli to wyniesiemy się z tej chaty. Nawet gwiazdy nad nią nie świeciły. Martin poszedł pisać, a ja postanowiłam przygotować uroczysty obiad. Byłam tak zadowolona, że nawet nie przeszkadzało mi dudnienie jego cholernej maszyny. Skoczyłam się do miasta, aby kupić kilka świeżych warzyw na obiad i może zająca? Tak właśnie myślałam. W supermarkecie spotkałam się z Szymonem, ponieważ został jeszcze na kilka dni w mieście. Zaprosił mnie na drinka do małego pensjonatu, ale prowadził go znajomy Martina, więc od razu - oszczędzając sobie świadków – udałam się do pokoju Szymona i pieprzyliśmy się około godziny. Wróciłam do domu i kończyłam obiad. Naprawdę wierzyłam, że życie się odmieni.
WWWKaczka była już gotowa oraz zupa i nawet deser. Chatka raz zmieniła swój zapach na inny niż rozkładające się ciało nieboszczyka i zapach wilgoci. Naszykowałam elegancko do stołu i podałam, ale Martin jeszcze nie schodził. Zdziwiło mnie to, bo zazwyczaj już o tej porze przerywał. Czekałam jeszcze chwilę i w między czasie otworzyłam wino mając nadzieję się upić i uprawiać seks po obiedzie. Niecierpliwiąc się już sama wypiłam pół butelki. Zawołałam kilka razy Martina, ale on dalej nie schodził. Słyszałam jak wali po tej swojej maszynie. Postanowiłam tam pójść i sprawdzić. Sterczałam trochę pod drzwiami pukając co chwila, ale on dalej nic nie odpowiadał. Nacisnęłam klamkę i wchodząc on tylko odwrócił głowę zadowolony z siebie. Powiedziałam, że już długo czekam na niego. On tylko wyprostował się na krześle, podniósł swoją maszynę i podszedł do mnie całując mnie prosto w usta. Spodobała mi się jego zmiana z takiego bydlaka na czułego kochanka kiedy on nagle uniósł maszynę do pisania i trzasnął mnie prosto w głowę. Upadłam niemalże natychmiast jeszcze chwiejąc się tylko chwile na nogach. On poprawił dwoma uderzeniami w klatkę i żebra. Upadając przeturlałam się przez całe biurko brudząc krwią jego pracę. Jeszcze próbowałam coś powiedzieć leżąc już tak przy biurku, ale on opętany wściekłością cisnął na mnie tą cholernie ciężką maszynę i zgruchotał moją twarz łamiąc kości policzkowe i przestawiając żuchwę. Po wszystkim odezwał się tylko – Nienawidzę jak mi się przerywa ty głupia pizdo.
WWWNie wiem, panie Piotrze, czy mnie wpuścisz do nieba, ale taki żywot miałam.

[ Dodano: Wto 08 Maj, 2012 ]
Poprawiony nagłówek:

Jest to krótka historia napisana jako prezent. Nie miałem zamiaru jej publikować, ale wrzucam z czystej ciekawości chcąc zobaczyć błędy, których nie dostrzegam, albo mi się nie chce.
Ostatnio zmieniony czw 17 maja 2012, 00:01 przez Zapachowy, łącznie zmieniany 4 razy.
Panie, uczyń mnie poważnym.

2
Po pierwsze, tekst nie ma ostrzeżenia o wulgaryzmach. Po drugie, pisząc, że nie chce ci się dostrzegać swoich błędów, nie zachęcasz do czytania.
Co do samego tekstu:
Zapachowy pisze:Nie wiem co zrobiłam, albo moi przodkowie, że mnie tak pokarało.
Styl, interpunkcja: Nie wiem co zrobiłam ja albo moi przodkowie, że tak mnie pokarało.
Zapachowy pisze:Zapraszał mnie na kawę albo drinka i dyskutowaliśmy o tematach bardzo nużących na dłuższą metę jak sens życia albo o cierpieniu.
Styl: Zapraszał mnie na kawę albo drinka i dyskutowaliśmy na tematy na dłuższą metę nużące, takie jak sens życia czy cierpienie.
Zapachowy pisze:Zgadzałam się na spotkania, ponieważ on jako tako mi się podobał.
To jako tako tutaj zgrzyta.
Zapachowy pisze:Gołe ściany i podłogi, komunistyczne meble, stare łóżko śmierdzące trupem i niezniszczalna maszyna do pisania.
Śmierdzące czym???
Zapachowy pisze:Martin strasznie dużo palił - zawsze mnie to obrzydzało,
brzydziło, odstręczało, zawsze mi to przeszkadzało itd.
Skoro jednak nie mówiła o tym, to chyba nie tak bardzo.
Zapachowy pisze:Byliśmy zgodną parą. Zakochani w sobie. Miał dziwne fetysze i upodobania w łóżku, ale wszystko spełniałam. 1 Nie byłam odważna, żeby protestować 2 kiedy znowu pijany gwałcił mnie w dupę łapiąc za pośladki jak barbarzyńca, dzikus z buszu wypuszczony.
Niesamowita logika. Byli zgodni, bo ona nie protestowała i nie wyrażała swojego zdania. A potem twierdzi, że spełniała zachcianki faceta, ale właściwie to był to gwałt. Jest różnica pomiędzy jednym a drugim. W jednym jest zgoda, w drugim nie.
1. Nie byłam wystarczająco/dość odważna
2. przecinek
Zapachowy pisze:Pha…
??
Zapachowy pisze:Rano wstawałam i starałam się podgrzać domowe ognisko 1 ogarniając syf w ogródku 2 kiedy on tylko walił po tej swojej maszynie 3 zachowując się jakby od tego zależało istnienie całej ludzkości.
1, 2, 3. przecinek
Skąd ten syf w ogródku? I co to dokładnie znaczy?
Zapachowy pisze:Maszyna dudniła 1 mocno tak, że 2 niosło się to, aż do piwnicy i budziło szczury. Szczury biegały nam po domu, a Martin skręcił kark kotu, 3 który dostałam od matki 4 jako prezent ślubny.
1 tak mocno ale może: tak głośno
2 co się niosło? chyba hałas
3 którego
4 w prezencie
Zapachowy pisze:Wtedy – tego dnia – co znalazłem się tutaj, panie Piotrze, było inaczej niż zawsze.
Chyba znalazłam, bo piszesz, że to kobieta.
Zapachowy pisze: Skoczyłam się do miasta, aby kupić kilka świeżych warzyw na obiad i może zająca?
Po jakiemu to? Bo nie po polsku.
Hm, czytałeś to? Gramatyka, stylistyka i interpunkcja słaba. Nie ma sensu wypisywać wszystkich błędów. Zdania miejscami napisane "po polskiemu".
Historia - niby miała szokować, ale bohaterka opisuje to tak beznamiętnie, że nie wzbudza zainteresowania. Gość ją masakruje, a ona wylicza co tam jej złamał. Pomijam konsekwencję prowadzenia bohaterów - jak się spotykali to Martin był nudziarzem gadającym o sensie życia, a potem okazuje się, że alkoholikiem, sprawcą przemocy, gwałcicielem i nałogowym palaczem. O bohaterce nie wiadomo nic, poza tym, że seks z "ohydnym typem" jak opisuje kumpla męża jakoś jej nie przeszkadzał.
Tekst machnięty na kolanie, w sumie nie wiem co chciałeś nim osiągnąć, co przekazać.

3
Zapachowy pisze:albo mi się nie chce.
Faaajnie. Uwielbiam takie aroganckie uwagi.

Opowiadanie mnie znudziło. Przypomina z grubsza obrąbaną siekierą opowiastkę, której istotą jest epatowanie zwulgaryzowaną seksualnością. Bohaterowie z grubsza obrąbani w/w siekierą, fabuła z grubsza... jw. Pomysł mógłby być nośny, ale wykonanie na dużym kacu (w sensie "jakoś, byle myszy nie tupały").
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

4
Dziękuje za zmarnowanie czasu i wytknięcie błędów interpunkcyjnych. Mam z nimi problem. Sumiennie staram się z tym walczyć. A to co tyczy się reszty; wspominając, że nie chce mi się ich widzieć nie miałem na myśli, że jestem zbyt leniwy, ale to że jest to dla mnie cholernie ciężkie i dla mnie nieosiągalne. Oczywiście nie ma tak, że nic z tym nie robię. Na całe szczęście mam dookoła siebie kilku dobrych ludzi, którzy potrafią na chłodne oko wziąć tekst.
Śmierdzące czym???
Trupem. Jest wyraźnie w tekście napisane.
brzydziło, odstręczało, zawsze mi to przeszkadzało itd.
Skoro jednak nie mówiła o tym, to chyba nie tak bardzo.
Nie rozumiem o co tutaj chodzi?
Niesamowita logika. Byli zgodni, bo ona nie protestowała i nie wyrażała swojego zdania. A potem twierdzi, że spełniała zachcianki faceta, ale właściwie to był to gwałt. Jest różnica pomiędzy jednym a drugim. W jednym jest zgoda, w drugim nie.
Jak wyżej nie łapię tego błędu. Zgwałcenie – zmuszenie drugiej osoby do obcowania płciowego, poddania się innej czynności seksualnej lub wykonania takiej czynności przez jedną lub wiele osób, posługujących się siłą fizyczną, przymusem, nadużyciem władzy, podstępem lub wykorzystujących niemożność wyrażenia świadomej zgody przez daną osobę. Sprawca zgwałcenia nazywany jest gwałcicielem. To wszystko co jest opisane w tekście jest subiektywne, opisuje to kobieta, która kochała swojego męża. Nie wierzę, że nie spotkaliście się z typem BIJE MNIE, ALE ON MNIE KOCHA.

Historia - niby miała szokować, ale bohaterka opisuje to tak beznamiętnie, że nie wzbudza zainteresowania. Gość ją masakruje, a ona wylicza co tam jej złamał. Pomijam konsekwencję prowadzenia bohaterów - jak się spotykali to Martin był nudziarzem gadającym o sensie życia, a potem okazuje się, że alkoholikiem, sprawcą przemocy, gwałcicielem i nałogowym palaczem. O bohaterce nie wiadomo nic, poza tym, że seks z "ohydnym typem" jak opisuje kumpla męża jakoś jej nie przeszkadzał.
Tekst machnięty na kolanie, w sumie nie wiem co chciałeś nim osiągnąć, co przekazać
.
Z tą oceną absolutnie się nie zgadzam. Odnoszę wrażenie, że analizując tekst byłaś naszpikowana złością na mnie. Bohaterka nie żyje i opowiada wszystko świętemu Piotrowi. Nie przeżywa tego, ponieważ ona nie żyje, jest trupem, nieboszczykiem. Opowiada Piotrowi wszystko co i jak, ponieważ on się dopytuje. Tak, Martin transformował - nie wiem co jest w nielogicznego, albo dziwnego. Sztuczne czepianie się powoduje, że cała analiza staje się mało wiarygodna. Nie rozumiem również ostatniego zdania - jak to się ma do reszty? Nijak. Pisane na kolanie czy nie ja nie proszę o komentarz w jakiej pozycji, a błędy.

Bardzo proszę unikać ataków na innych użytkowników.
Ostatnio zmieniony wt 08 maja 2012, 18:48 przez Zapachowy, łącznie zmieniany 1 raz.
Panie, uczyń mnie poważnym.

5
Zapachowy pisze:Trupem. Jest wyraźnie w tekście napisane.
Ale dlaczego tam śmierdziało trupem? Leżały tam jakieś zwłoki?
Zapachowy pisze: To wszystko co jest opisane w tekście jest subiektywne, opisuje to kobieta, która kochała swojego męża.
Niestety tego w tekście nie ma. Nawet jeśli miałeś zamiar tak to opisać.
Zapachowy pisze:Z tą oceną absolutnie się nie zgadzam.
Możesz. To tylko moja subiektywna opinia na temat tekstu. Niemniej wrzucając tutaj tekst, takie opinie dostaniesz. Subiektywne.
Zapachowy pisze:Odnoszę wrażenie, że analizując tekst byłaś naszpikowana złością na mnie.
To jest wycieczka osobista do mojej osoby. Proponuję przyhamować.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

6
Zapachowy pisze:Pisane na kolanie
to frazeologizm przecież. Nie chodzi o miejsce pisania, tylko jakość.

Na kolanie - to znaczy, że nie wystarczy anal nogą od krzesła i pijana minetka, żeby stworzyć psychologię toksycznego związku. Na kolanie bo bohaterowie są właściwie mało wiarygodni (por rzeźbienie siekierą). Na kolanie , bo chwyt ze świętym Piotrem nie komponuje się w opowiadaniu - nie tworzy ani metafory, ani pointy, ani kontekstu.
Odnoszę wrażenie, że nie opanowałeś struktury opowiadania - większość elementów tworzy tylko przypadkowa mozaikę.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

7
Zapachowy pisze:Szczury biegały nam po domu, a Martin skręcił kark kotu
Bardzo się starałeś, ale zapamiętam tylko to zdanie. Cała reszta, czyli mieszanka nogo-krzesłowo-minetkowo-macicowa to tylko zabawa w szokowanie.
Cały zapis, od początku do końca to tekst faceta, który nieudolnie udaje kobietę.
Stary, piszesz z punktu widzenia kobity i dostajesz z liścia od kobiet - to temat do przemyśleń dla Ciebie. To by się nadawało do żenad damsko-męskich - ktoś to powinien wziąć na warsztat, temat: koleś udaje kobietę. Napisać tekst z punktu widzenia kobiety, będąc mężczyzną, to misja niewykonalna... W drugą stronę chyba łatwiej: sex, sex, sex i dla odmiany sex...:)

8
Zapachowy pisze:
Caroll pisze:
Zapachowy pisze:Byliśmy zgodną parą. Zakochani w sobie. Miał dziwne fetysze i upodobania w łóżku, ale wszystko spełniałam. Nie byłam odważna, żeby protestować kiedy znowu pijany gwałcił mnie w dupę łapiąc za pośladki jak barbarzyńca, dzikus z buszu wypuszczony.
Niesamowita logika. Byli zgodni, bo ona nie protestowała i nie wyrażała swojego zdania. A potem twierdzi, że spełniała zachcianki faceta, ale właściwie to był to gwałt. Jest różnica pomiędzy jednym a drugim. W jednym jest zgoda, w drugim nie.
Jak wyżej nie łapię tego błędu. Zgwałcenie – zmuszenie drugiej osoby do obcowania płciowego, poddania się innej czynności seksualnej lub wykonania takiej czynności przez jedną lub wiele osób, posługujących się siłą fizyczną, przymusem, nadużyciem władzy, podstępem lub wykorzystujących niemożność wyrażenia świadomej zgody przez daną osobę. Sprawca zgwałcenia nazywany jest gwałcicielem. To wszystko co jest opisane w tekście jest subiektywne, opisuje to kobieta, która kochała swojego męża. Nie wierzę, że nie spotkaliście się z typem BIJE MNIE, ALE ON MNIE KOCHA.
Nie łapiesz dysonansu?
Byli zgodną parą, zakochani w sobie. To jedna strona medalu. Z drugiej mamy gwałt analny na dzień dobry (gwałt, czyli przymuszenie, czyli trudno mówić o zgodności i zakochaniu) a potem awantury, libacje, kolejne gwałty, bicie i pobicie ze skutkiem śmiertelnym.
Coś tu chyba nie pasuje?
Owszem, mogłeś, Zapachowy, myśleć o pewnym ciągu czasowym, o metamorfozie Martina. Ale to musi wynikać z tekstu a nie wynika. Powinno być nalezycie opisane, na początku byliśmy zgodni i zakochani a wyglądało to tak - po czym następuje sielanka. Potem coś się powoli spsuwa, opisujesz coraz dziwniejsze zachowania, wreszcie - silny punkt zwrotny, pierwszy gwałt analny. I byłaby ta metamorfoza. A tutaj nie ma w całym akapicie nawet sformułowania - że na początku. Tylko zgodni i zakochani i od razu spełnianie zachcianek i gwałt.

Zajmę się tekstem w szerszym zakresie, ale teraz robota na mnie czeka.
Mam tylko pytanie na szybko, zanim przejdę dalej, chciałbym wiedzieć jakie były intencje autora. Mianowicie - w jakim kraju dzieje się akcja tekstu?
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

9
W ekspozycji stoi:
Zapachowy pisze: Impreza firmowa, dużo alkoholu, dałam się zaciągnąć do łóżka i proszę bardzo. Zostaliśmy już razem.

a w interpretacji:
Zapachowy pisze: opisuje to kobieta, która kochała swojego męża. Nie wierzę, że nie spotkaliście się z typem BIJE MNIE, ALE ON MNIE KOCHA.
Więc - nie ma mowy o miłości, nie? Interpretacja nie zatuszuje niedoróbek w sposobach kreowania postaci.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)

10
Dobra, zobaczmy co tam ciekawego się kryje, a co dziewczyny przepuściły.
Zapachowy pisze:]Czy wyszłabym za mąż jeszcze raz?
No dobra, o co chodzi? Początek sugeruje taką monotonną opowieść z refleksjami, zadawaniem sobie pytań itp. A na końcu wiadomo, że to tylko relacja przed s. Piotrem. I trochę mi to nie leży, bo wynika z tego, że Piotr już na początku opowieści zadał kluczowe pytanie. Ma to sens?
[quoteZnaliśmy się z Martinem kilka lat wcześniej.[/quote]
To jest po polskiemu, a nie po polsku.
Znać się można z kimś od kilku lat. A kilka lat wcześniej - poznać się.
Co prawda zadałem pytanie, ale autor się nie kwapi, więc już nie będę czekał.
Czy to jest w Polsce? To skąd Martin? Imię dziwne jak na nasze warunki. Nie niemożliwe, ale zdałoby się jakieś parę słów wyjaśnienia. Z drugiej strony, jeśli to nie w Polsce, to razić będzie imię Szymon oraz komunistyczne meble (jeśli odpowiedź brzmiałaby że w USA, na przykład).
Zgadzałam się na spotkania (...)
To tak za bardzo formalnie brzmi - zgadzać się na spotkania. Chodziłam na spotkania, zgadzałam się na randki.
Nie mam zamiaru się tłumaczyć z tego – zrobiłam jak zrobiłam.
Składnia wymuszona.
Nie mam zamiaru się z tego tłumaczyć.
Ze swojej pensyjki, jaką dostawał za publikacje w czasopismach dla kur domowych, udało nam się zorganizować chałupinkę w górach.
Swojej - niepotrzebny nad-opis. Nie jaką, a którą.
Przecinki.
Było niesamowicie biednie. Gołe ściany i podłogi, komunistyczne meble, stare łóżko śmierdzące trupem i niezniszczalna maszyna do pisania.
Pomijając wcześniejsze uwagi - dlaczego maszyna jest niezniszczalna? To jest indukowany element S-F w tekście?
Nie. Ja wiem o co chodzi. Ale w tym znaczeniu, o które chodzi, niezniszczalna nie bardzo pasuje. Może lepiej - niesmiertelna maszyna do pisania Martina.
Chatka była niska, bo tylko dwa poziomy i niewielkie poddasze, ale wiecznie zakopcone.
Bo jest zbędne. Ewentualnie dodać czasownik - bo miała tylko dwa poziomy.
Merytorycznie mmnie tu swędzi trochę. Chatka w górach, dwupoziomowa z poddaszem - to ma być biedne z malutkiej pensyjki? Gdzie realia?
Martin strasznie dużo palił - zawsze mnie to obrzydzało, ale nie chciałam już truć mu dupy, bo i tak chodził zestresowany.
Pomijam inne uwagi, ale to mi tu wyskakuje jak filip z konopii. Opis chałupy i nagle ten sporo jara. Niby jest chwilę wcześniej - że zakopcone. Ale konstrukcja tamtego zdania sugeruje, że zakopcone jest poddasze i skojarzenie pierwsze to raczej - nieszczelny komin. A tu, przed jaraniem Martina podkreślibym smród fajek, smród, którego ona nie lubi.
Potem, nadal w akapicie opisu warunków mieszkania jest stwierdzenie, że byli zgodni i zakochani. To już powinien być osobny akapit. Zaś niezgodność tegoż z tym co dalej - juz pisałem.
Szczególnie jak na libacje alkoholowe wpadał jego przyjaciel Szymon.
Gdy. Kiedy.
Próbował coś się wybić w telewizji i radiu, ale tylko non stop się ośmieszał i co chwila wybuchały afery z jego udziałem – molestowanie strażnika miejskiego, pracownika księgarni albo hostess w supermarkecie.
Coś - zbędny zapychacz i zdanie się robi potoczne i niezrozumiałe.
W jaki sposób z prób wybicia się w massmediach wynikało molestowanie kogoś?
I w dodatku - to jakiś gej? Molestował strazników miejskich, pracowników księgarni? A nie, hostessy też, znaczy się bisex?
Niesamowity seksista i napędzał również Martina.
Brzydko skrót myślowy. Na szczęście czytelny ale mimo to, brzydki.
Siadali razem, pili wódkę, kopcili szlugi oraz obrażali mnie kiedy ja siedziałam w kuchni, bo nie życzyli sobie mojego towarzystwa.
Za bardzo lecisz po łebkach, Zapachowy. Zwróć uwagę - obrazali mnie (kiedy siedziałam w kuchni) bo nie chcieli mojego towarzystwa. Tyle z tego wynika, obrazali, bo nie chcieli towarzystwa. A przecież co innego chciałeś powiedzieć.
Zwracali się „macice”.
Nie. Zwrócić się - to powiedzieć coś do kogoś konkretnego. Rozmawiali ze sobą - i to siebie wyzywali od macic? Źle powiedziane.
Sfrustrowany upijał się i wpadał do sypialni ciągnąć mnie za włosy, abym obciągnęła mu kutasa.
Znowu skrótami i wychodzi niezrozumiale. Tutaj jest wniosek - z tego że wpadał do sypialni dla niej wynikało że ma obciągać. IMHO źle.
Nie wchodziłam nigdy do jego gabinetu. Nie śmiałam. Raz jak przyszłam po brudne pranie to zgwałcił mnie na biurku bardzo boleśnie, bo nogą od krzesła.
Bo - na końcu jest zbędne. Nie niepoprawne, ale brzydkie stylistycznie.
A mnie zastanawia co innego. Co brudne pranie robiło w jego gabinecie?
Od tamtego momentu zawsze trzymałam się z daleka. Pulpit zawalony kartkami i drugie tyle na podłodze.
Co to drugie zdanie robi w tym miejscu? Wyskakuje jak filip. Trzeba się w akapitach trzymać jakiejś myśli. Ona opisuje, dlaczego nie chodził już do gabinetu, opis gabinetu winien być wczesniej albo później, ale nie tu.
Szczury biegały nam po domu, a Martin skręcił kark kotu, który dostałam od matki jako prezent ślubny.
To zdanie mnie ubawiło.
Pirmo - szczury biegały bo Martin zabił kota.
Secundo, ona dostała w prezencie kark kota! (drugie pogrubienie)
Tertio - miała matka fantazje - kota dać w prezencie ślubnym. W życiu bym na to nie wpadł.
Wtedy – tego dnia – co znalazłem się tutaj, panie Piotrze, było inaczej niż zawsze.
Kiedy, gdy, którego.
A w ogóle zaczyna się nowy wątek i powinien być nowy akapit.
Wieczorem wpadł Szymon i o dziwo obyło się bez ich szowinistycznych uwag na mój temat i ogólnie wszystkich kobiet.
Pogrubione - nad-opis. Przecież wiadomo, czyich uwag.
Było miło i kulturalnie – Szymon przyniósł jakąś zaliczkę za nowele. Nie pamiętam dokładnie.
Z tego wynika, że miła i kulturalna atmosfera wynikała tylko i wyłącznie z tego, że Szymon miał kasę. Nierealne. Skoro miał kasę, to powinni chclac jeszcze bardziej i przy tym jeszcze bardziej niż zwykle chamieć. Ergo, atmosfera wynikała z czego innego, ale autor tego nie zdradza.
Przez całą noc z Martinem uprawiałem seks w którym ja byłam pasywna, a on uwijał się jak w ukropie, aby mi dogodzić.
Zwracając się do Piotra bohaterka mówi, że tego dnia, gdy umarła, było inaczej. I już nieścisłość, bo mamy noc po miłej wizycie Szymona, czyli to nie ten sam dzień.
Ja przygotowałam śniadanie i opowiadał o kasie jaką zarobi z Szymonem przez publikację jakiś tam historyjek o mafii.
Podmiot tańczy.
Pokazał mi grubą kopertę wypchaną nowymi euro.
Czyli jesteśmy gdzieś w Europie.
Ale powaznie, co to są nowe euro? Jakieś nowe pieniądze z przyszłości? Czy chciałeś powiedzieć, Zapachowy, że to nowiutkie banknoty były? To trzeba było tak powiedzieć. Ja to zrozumiałem tak, jak napisałem wyżej - jakby nasze PLN (nowe złote) z zeszłego wieku.
Tłumaczył, że to dopiero zaliczka, a kiedy wszystko pójdzie po myśli to wyniesiemy się z tej chaty.
Po jego myśli.
Nawet gwiazdy nad nią nie świeciły.
Mam nieśmiałe podejrzenia, co autor chiał tym powiedzieć. Ale tylko niesmiałe, tak naprawdę, to nie wiem. Wietrzę skrót myślowy w zestawieniu z poprzednim zdaniem.
Skoczyłam się do miasta, aby kupić kilka świeżych warzyw na obiad i może zająca?
Trochę, nie kilka.
A że na obiad, to już wiemy, zbędna informacja.
W supermarkecie spotkałam się z Szymonem, ponieważ został jeszcze na kilka dni w mieście.
Spotkać się - wtedy, gdy się jest umówionym. A spotkać - natknąć się na kogoś. I tak powinno tu być.
Dlaczego Szymon został jeszcze kilka dni? Wpadał często na libację - to nie mieszka w okolicy (w tym mieście)?
Ponieważ - bym usunął, niepotrzebne.
A w ogóle skrót myślowy. Powinno być - spotkałam Szymona, nie zdziwiło mnie to, bo wiedziałam, ze został kilka dniw mieście.
A w Twojej wersji wychodzi na to, że skoro on jeszcze był w mieście, to się z nim spotkała, czyli - była umówiona.
Zaprosił mnie na drinka do małego pensjonatu, ale prowadził go znajomy Martina, więc od razu - oszczędzając sobie świadków – udałam się do pokoju Szymona i pieprzyliśmy się około godziny.
To się kupy nie trzyma. Pensjonat to taki hotel z pokojami. On ją zaprasza, ona idzie. Ale prowadzi go znajomy męża, więc ona rezygnuje. Tak jest logicznie.
A tymczasem ona, w związku z tym że znajomy męża, tym bardziej idzie na górę. Dziwne.
Około - gryzie mnie to. Niby nieokreślone, ale robi wrażenie jakby pilnowała czasu.

Dobra, zmęczyłem się, odpuszcza w szczególarstwie ostatni fragment i pędzę do ogólnych wniosków.
W bohaterów nie wierzę. Co też inni wykazują.
Metamorfoza Martina nie pokazana. Bohaterka totalnie niewiarygodna, zwłaszcza w warstwie językowej. Używa takiej ilości facetowatych określeń, że aż zeby bolą. Wiem, ze są kobiety, które gadają w ten sposób i rzucają mięsem, ale wiele momentów w narracji świadczy przeciw tej tezie. To po prostu nie wyszło.
Historiyjka jakaś w tym jest, ale strasznie linearna, zupełnie nie widze w niej pomysłu na tekst, nawet krótki. Wydarzenia nie odciskają na bohaterce żadnego piętna, żadnej zmiany - a to mogłoby byc kluczem fabuły. Tymczasem ona umiera i relacjonuje w niebie co i jak - żadnej konkluzji nie ma.
Fałszem tchną poszczególne sceny - np. ostatnia. Uroczysty dzień, upojna noc była, ona włazi do gabinetu - a wie że nie powinna, co stwierdzam na marginesie - on się wcale nie wścieka tylko ją całuje, sielanka. Po czym, zupełnie bez sensu, wpada w szał i zabija.

Słabiutko jest.
O przecinkach nie wspomnę, bo tu trzeba najpierw wprowadzić porządek na pdostawowym poziomie koncepcji i komunikacji. Bo nad językiem nie panujesz i w dodatku sprawiasz wrażenie, Zapachowy, jakby nakręcały cię sprawy związane z brutalnoscią i seksem. Jakby tylko po to ten tekst powstał - by szokować. Nie szokuje. Żeby coś szokowało, trzeba to zestawić z dobrze napisanym czymś przeciwstawnym, tego nie ma. Zresztą, dziś zaszokować, to jest wyższa szkoła jazdy, ludzie się naoglądali Pił i Hosteli, trudno z tym konkurować.

Spróbuj czytać na głos, co napisałeś, powoli. Zastanawiać się nad tym co wynika ze zdań. Dużo czytać.

11
Błędy językowe i w obrazowaniu scen z grubsza powyciągał Kruger, więc już nie będę szperać. Ogólnie czyta się to słabo. Coś pomiędzy raportem a bluzganiną dresa na podwórku.

Zastanawia mnie, po co taki tekst jest pisany wulgarnym językiem. Do tego jest jednostajny, pozbawiony kontrastów. Jedyna metoda poradzenia sobie z trudnym tematem? Udawanie, że tak jest bardziej realistycznie? Zostawię pytanie otwarte. Dla mnie jednak utopienie dramatu i szokujących scen w wulgaryzmach niczemu nie służy. Treść, wydarzenia mają wywoływać odpowiednie uczucia. Po co zakrywać je zniechęcającym językiem?
Czy tekst wzbudza emocje? We mnie tak. Obrzydzenie. Tylko że nie dotyczące treści, a formy. Nie wiem, czy to też poczytasz sobie za sukces. Twoja rzecz.

Mam wrażenie, że podszedłeś do trochę zbyt trudnego tematu. Chciałeś mieć "on mnie bije, ale ja go kocham", a wyszło coś dziwnego, niezbyt wiarygodnego psychologicznie. Bo co innego powiedzieć: "Kochałam go. Spełniałam wszystko, czego chciał. Nie miałam odwagi protestować, kiedy mnie gwałcił" [tutaj bym się zastanowiła, czy kobieta w typie "bił mnie, ale go kochałam" nazwie to po imieniu, czy będzie raczej "łagodziła", nazywała brutalnym seksem, czy coś - uświadomienie, że to też jest gwałt często wymaga już właśnie odkochania się, powiedzenia sobie, że jest źle].
Ale co innego próbować wmówić coś takiego:
Zapachowy pisze:Byliśmy zgodną parą. Zakochani w sobie. Miał dziwne fetysze i upodobania w łóżku, ale wszystko spełniałam. Nie byłam odważna, żeby protestować kiedy znowu pijany gwałcił mnie w dupę łapiąc za pośladki jak barbarzyńca, dzikus z buszu wypuszczony.
Awantury? Pha… Zdarzały się często.
Miałeś chyba co innego na myśli, a co innego napisałeś. Tylko to to, co napisałeś dociera do czytelnika. I buduje niespójny, nielogiczny obraz.

Opowiadanie zupełnie mi się nie spodobało. Życzę powodzenia przy następnych próbach.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”