Raz już przedstawiałem ten tekst, ale w zupełnie innej formie. Postanowiłem zmniejszyć ilość opisów na rzecz dialogów i przemyśleń bohaterów. Oczywiście wiele może być niewiadomych, ponieważ jest to dopiero początek, wszystkiego nie wyjaśnia się od razu. Bardzo proszę o komentarze i rady, a szczególnie wrażenia odnośnie zarysu fabuły, postaci i świata przedstawionego.
WWW Do przestronnej komnaty o bogatych zdobieniach ściennych i rzędzie arkad biegnących wzdłuż ścian pokrytych płaskorzeźbami i sztukaterią, wszedł mężczyzna odziany w wystawny strój. Miał na sobie złocisty wams o krótkich rękawach, spod których wystawała biała koronka, a każdy guziczek ubiory wykonany był z krwistego rubinu. Białe spodnie sięgały kolan i były noszone w połączeniu z jedwabnymi pończochami. Buciki z aksamitu nie wydawały z siebie nawet najmniejszego odgłosu, przy każdym stawianym kroku.
WWW Starszy Dworu – Crirdas, zatrzymał się przed złotym tronem, kłaniając z uniżeniem. Posiadał już swoje lata i był najstarszym ze służących obecnego władcy Imperium – Vincenta Pelagiusa. Ma karku miał przeszło siedemdziesiąt lat, lecz umysł wciąż bystry i sprawny. Służył jeszcze na dworze poprzedniego Cesarza – Adoridoksa Pelagiusa II, jednak dopiero po jego śmierci zdobył awans na Starszego Dworu. Dzięki temu stał najwyższej w całej hierarchii służby. Zajmował się organizowaniem spotkań, przyjęć, ustalaniem planu dnia Cesarza oraz wydawał polecenia całej niższej służbie: sprzątaczkom, kucharzom, pokojówkom, stajennym i całej reszcie. Traktował swoją pracę z dumną i niezwykle poważnie.
WWW - Wasza Cesarska wysokość. Rada już się zebrała – Oświadczył donośnym głosem, który odbił się echem od ścian. Mówił pewnie, bez zabarwienia emocjonalnego – tak, jak powinien to robić człowiek o jego stanowisku. Nie Pan, lecz sługa świadom swej wartości.
WWW Vincent Pelagius odziany w wytykaną kamieniami szlachetnymi ciężką złotą szatę, szytą złotogłowiem i haftowaną cesarskimi orłami barwy szkarłatu, skinął głową. Z ramion spływała mu długa peleryna zaczepiona na szmaragdowych zapinkach w kształcie węży, zakończona białym futerkiem w czarne plamki. Na dłoniach miał założone śnieżne, wzorowane złocistymi liniami rękawiczki niknące pod szerokimi rękawami z koronką. Z szyi zaś zwisał na diamentowym łańcuchu wielki amulet w kształcie cesarskiego orła, pokryty mistycznymi, czarnymi runami.
WWW - Bardzo dobrze – Odrzekł, wstając z potężnego tronu, przed którymi leżały dwie rzeźby lwów. Wykonane ze złota odbijały promienie słoneczne wpadające przez okna nad arkadami, lśniąc jasnym blaskiem – Czy mój najstarszy syn też się pojawił?
WWW - Oczywiście, wasza cesarska wielmożność – Potwierdził Crirdas, przykładając dłoń do serca. Nagle jego marmurowe oblicze przecięła głęboka bruzda na czole – Pojawił się także i… drugi Książę, Szayel – Dodał nieco ciszej.
WWW Ośmielił się przyjrzeć reakcji Cesarza na te słowa. Normalnie nigdy nie złamałby etykiety, która mówi, że sługa nie może bezczelnie lub w sposób krępujący obserwować swojego Pana, ale nie mógł się oprzeć pokusie. Wszyscy wiedzieli o niechęci, którą dzielili między sobą Cesarz oraz drugi Książę Szayel i uwielbiali o tym plotkować. Z pewną dozą wstydu oraz zażenowania musiał się do tego również przyznać.
WWW Twarz Vincenta Pelagiusa o mocnych, lecz szlachetnych rysach napięła się w grymasie irytacji. Jasne brwi zmarszczyły się, a błękitne oczy zaiskrzyły płomieniem. Przejechał sobie palcami po złocistych, falowanych włosach ściętych lekko za uszami.
WWW - Kto go tam wpuścił? – Zapytał chłodno, nawet nie zerkając na Starszego Dworu – Przecież jasno powiedziałem, że nie ma prawa zawierania głosu podczas zgromadzeń mniejszej rady.
WWW- Cesarzowa Beatrice udzieliła mu takiego prawa – Odrzekł ze spokojem Starszy Dworu, spuszczając wzrok – Poza tym jest Księciem i wedle pra…
WWW- Dość – Uciął Cesarz, odprawiając go gestem dłoni.
WWW Crirdas zamknął posłusznie usta i opuścił pomieszczenie będąc w ciągłym skłonie.
WWW Vincent przyłożył palce do skroni, wypuszczając cicho powietrze. Czemu jego żona po raz kolejny musiała postawić na swoim? Przecież jasno jej oświadczył, że Szayel nie otrzyma żadnej realnej władzy. Wybrał drogę magii i tak pozostanie. Jako Cesarz nie może dopuścić do sytuacji, kiedy człowiek o magicznych mocach miał wpływ na politykę państwa. Nigdy… Później sobie z nią porozmawia na osobności.
WWW Opuścił komnatę przez boczny łuk widniejący pod arkadami, kierując się długim korytarzem w stronę sali zgromadzeń mniejszej rady. Miedzy kolumnami wspierającymi krzyżowe sklepienie pokryte pięknymi pastelowymi freskami i malowidłami, trzymali wartę pałacowi gwardziści. Zakuci w czarne zbroje ze złotymi orłami na piersiach stawali na baczność, gdy tylko się do nich zbliżał. Na samym końcu korytarza wznosiły się potężne dwuskrzydłowe wrota wykute w czarnym granicie. Umiejscowione były pomiędzy dwoma śnieżno-złotymi filarami stojącymi na kwadratowych cokołach. Oba zdobiły wyrzeźbione sylwetki niewielkich skrzydlatych istot o dziecięcych ciałach pozbawionych twarzy. Niebiańskich posłanników Essetha – Boga ludzkości, opiekuna szlachetnej, prawowitej władzy i honoru oraz władcy słońca.
WWW Dwójka gwardzistów otworzyła przed nim wrota. Gdy wszedł do środka, odgłosy rozmów umilkły i wszyscy siedzący przy okrągłym stole wstali, kłaniając mu się z szacunkiem. Bardziej lub mniej udawanym. Stół z marmuru nakryty złotą zastawą znajdował się centralnie pod okazałą kopułą wieńczącą komnatę. Pokryta była pięknymi malowidłami, będącymi alegorią wiedzy, władzy i mądrości, którymi to atrybutami powinien cechować się Cesarz oraz jego rada. Ściany ociekały bogactwem zdobień: rośliną sztukaterią przeplataną płaskorzeźbami i drogimi gobelinami sprowadzanymi z dalekich krain wschodu. Każdy z nich wart mniej więcej tyle, co mała wioska. Wszystko zaś utrzymane w barwach głębokiego brązu, zieleni i złota.
WWW - Możecie spocząć – Powiedział, siadając na tronie. Wykonano jego polecenie i pomieszczenie wypełnił na moment szum przysuwanych krzeseł.
WWW Spojrzał na swoją trzecią żonę, Beatrice i zmarszczył tylko brwi, na co ona uśmiechnęła się, zerkając ku Szayelowi. Jego młodszy syn był do niej strasznie podobny. Miał delikatne, niemalże kobiece rysy twarzy i gładką jak płatek różny porcelanowa cerę. Złociste oczy i jeszcze jaśniejsze falowane włosy z gęsta grzywką zasłaniającą czoło. Odziany w niebieską haftowaną togę bez ramion w śnieżne wzory róż i winorośli, przepasaną pasem aksamitu, zdawał się nie zwracać na nic uwagi. Ramiona zdobiły mu złote bransolety wytykane rubinami, a przedramiona zasłaniały pojedyncze pasma aksamitu, doczepione do szaty zawijanym łańcuszkiem z kryształu.
WWW Ze wszystkich dzieci, jakie miał, Szayela obawiał się najbardziej. Nie dość, że był magiem, to jeszcze aura, którą wokół siebie roztaczał, sprawiała, że po plecach przechodziły mu zimne dreszcze. Chociaż jego syn cieszył się dużą popularnością i poważaniem w świecie magii, jak i w wyższych sferach, to tkwiły w nim zalążki niezdrowych ambicji. Żądzy władzy. Potęgi. Znał zbyt dobrze burzliwą historię, aby nie wiedzieć, że takie mieszanki zawsze, ale to zawsze doprowadzały do katastrofy.
WWW - Wasza cesarska mość – Odezwał się Lord Opiekun Hrabia Qberg, mężczyzna w średnim wieku o czarnych włosach zawiązanych z tyłu w kucyk i krótkiej, idealnie przystrzyżonej brodzie oraz niewielkim, podwijanym wąsiku – Otrzymałem niepokojące wieści od szpiegów z Królestwa Elfów. Zdają się one potwierdzać nasze dotychczasowe informacje. Elfi król Errandilas szykuje wojska.
WWW Słysząc te słowa Cesarz spiął brwi, rzucając przełożonemu Czarnych Dłoni badawcze spojrzenie. Nie miał zastrzeżeń, co do skuteczności tajnej organizacji wywiadowczej Imperium, ale…wojna?
WWW - Skąd pewność, że są to przygotowania do konfliktu?
WWW Przez twarz Qberga przebiegł grymas niepewności. Szybko jednak zniknął zastąpiony kamienną maską.
WWW - Gromadzą zapasy, budują statki transportowe oraz zwiększyli wydatki na wojsko. Jak inaczej można to wytłumaczyć?
WWW Vincent zacisnął usta. Czyżby w elfach odezwała się chęć ponownego władania światem? Dziesięć tysięcy lat temu Kataklizm, który rozerwał ówczesny kontynent Riti’s na wiele części, położył kres istnieniu Najświętszego Imperium Dnia i Poranka. Państwo elfów trzymające w niewoli wszystkie rasy upadło i od tamtej pory dumne złotoskóre istoty musiały zadowolić się niewielką wysepką. Pozostałością po centrum ich magicznego państwa. Obecnie małe i słabe zostały zepchnięte na margines polityki przez inne kraje. Mimo to elfy nie mogły być lekceważone. Wciąż posiadały znaczący potencjał, który zawdzięczały swojej biegłości w magii. Czy Errandilas rzeczywiście odważyłby się otwarcie zaatakować?
WWW - Nawet jeśli, to Errandilas z nami nie wygra – Rzekł donośnym głosem Lord Naczelny Sił Imperium - Generał Adrikos. Adrikos należał do starego pokolenia żołnierzy, którzy służyli jeszcze pod jego ojcem, Anderodem III Pelagiusem i wyznawał surową szkołę wojny. Nawet sam jego wygląd to oznajmiał. Choć miał na karku około sześćdziesiątki, to fizycznie przypominał czterdziestolatka. Potężny, dobrze zbudowany, z krótko obciętymi na wojskową modłę włosami i przystrzyżonym zaroście na brodzie, zdawał się być jak góra w porównaniu do otaczających go lordów. Prawą brew przecinała mu biała blizna ciągnąca się aż do ucha, którą zdobył podczas turnieju dwadzieścia lat temu. Miał na sobie szkarłatny kirys pięknie zdobiony złotymi i kryształowymi elementami, centrum którego stanowił cesarski orzeł o szeroko rozpostartych skrzydłach z zadartym dziobem ku górze. Z tyłu zaczepiona na złotym łańcuchu była długa peleryna bogato haftowana, szyta ze szczerego złotogłowia. Adrikos wolał prosty żołnierski strój niż królewskie szaty i wymyślne zbroje, ale wiedział, że czasami po prostu nie wypada przyjść w zwykłym odzieniu – Nasze wojska są liczniejsze, lepiej wyposażone i wyszkolone. Elfy nie nadają się do prowadzenia wojen. To słaba rasa wątłych fircyków.
WWW - Nie byłbym tego taki pewien – Wtrącił z uśmieszkiem średniego wzrostu mężczyzna w peruce z lokami i przypudrowanej twarzy. Lord Finansów – Hrabia Nubel, należał do najbogatszych osób w Imperium i kochał się w zachodniej modzie, przez co uważano go za nieco zniewieściałego. Zawsze ubierał się w finezyjne stroje pełne dodatków w postaci koronek, wstążek i kamieni szlachtach, a jego nierozłącznym towarzyszem podróży był flakonik perfum. Mimo wszystko był to człowiek sprytny, dzięki któremu skarbiec Imperium zawsze wychodził z opresji – Nasze wojska są liczne, to prawda, lecz w stanie spoczynku. Jeżeli wybuchnie wojna będzie trzeba uzbroić naszych dzielnych wojów – Nubel uniósł kryształowy puchar, kiwnąwszy głową do generała – A tego skarbiec nie wytrzyma.
WWW - Twoim zadaniem jest do tego nie dopuścić – Przypomniała mu ostro Cesarzowa Beatrice zza swojego wachlarza, którym skrywała usta, pozwalając oczom śledzić twarze zebranych – Proszę o tym nie zapominać, Hrabio Nubel.
WWW - Wasza miłość ma rację – Powiedział Nubel ciepło bez nutki goryczy czy urazy, ale po fałszywym uśmieszku widać było, że myślał zupełnie co innego – Jednakże nawet i ja nie jestem wszechmocny.
WWW - Pieniądze zawsze się znajdą – Odezwał się Vincent, unosząc dłoń – Musimy mieć pewność, czy Errandilas rzeczywiście planuje wojnę – Zwrócił wzrok w stronę Qberga – Wiem, że elfy wciąż widzą nas jako byłych niewolników, ale czy im wszystkim umysły zatruła nienawiść? Co na to elfia szlachta i mieszkańcy? Też chcą wojny?
WWW Qberg złączył dłonie.
WWW - Wedle elfiego prawa król elfów to władca absolutny. Ma władzę nad życiem i śmiercią każdego poddanego. Może w jednej chwili skazać tysiąc niewinnych na śmierć i nikt nie ma prawa nawet pisnąć. Wątpię, aby mieli cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii.
WWW - Barbarzyństwo – Szepnęła z odrazą Beatrice, machając żwawej wachlarzem – I oni uważają się za lepszych?
WWW Starszy mężczyzna w niebieskiej szacie z siwymi włosami i długą brodą zawijaną złotymi paskami poruszył się niespokojnie. Profesor Nauk Magicznych – Namyrus, powiódł błękitnymi oczami po pomieszczeniu i westchnął.
WWW - Errandilas jest w linii prostej potomkiem pierwszego władcy elfów, który to wedle legend jest synem elfickiego boga, Amandala – Wyjaśnił spokojnym, powolnym i nauczycielskim tonem -Pana płomieni. Szlachetne elfy mają wręcz fanatyczną obsesje na punkcie czystości krwi. Krew Errandilasa i jego rodu jest najczystsza ze wszystkich i to właśnie na tym opiera się cała jego władza. Żaden Elf Wysokiego Rodu nie odważy się sprzeciwić Errandilasowi.
WWW - Ale z pewnością nie podzielają jego poglądów – Upierał się Cesarz. Nie potrafił sobie wyobrazić tak zniewolonego ludu, w którym nie dopuszczano żadnych słów krytyki pod względem władcy – Na pewno nie wszyscy.
WWW - To naturalne – Zgodził się Namyrus, wzruszając ramionami – Lecz cóż oni mogą? Władzę w kraju sprawuje Errandilas ze swoją Najwyższą Radą Rodów. A potomkowie wiekowych rodów wysysają nienawiść do ludzi z mlekiem matki.
WWW - Profesorze Namyrusie – Zwrócił się do maga Qberg z zainteresowaniem – Słyszałem o Mrocznych Elfach mieszkających w Czarnej Puszczy, gdzie znajdują się ruiny dawnej elfiej stolicy, Aine-Ayeed. Czy to prawda?
WWW Czarodziej skinął głową potwierdzająco.
WWW - Owszem. Elfy są rasą tak samo jak ludzie zróżnicowaną pod względem koloru skóry. Mroczne Elfy uważa się za niedoskonałe i zgodnie ze starożytną elfią tradycją należy je usunąć. Wygnane żyją w ruinach i podziemiach, gdzie czczą swoich własnych, zapomnianych przez świat bogów.
WWW Qberg pokiwał głową z namysłem, kierując spojrzenie w stronę Cesarza.
WWW - Może udałoby się nam z nimi sprzymierzyć? Słyszałem wiele dobrego o ich umiejętnościach…szpiegowskich – Dodał z lekkim uśmiechem.
WWW - To ciekawy plan – Mruknął Vincent – Mielibyśmy szpiegów w samym centrum Królestwa Elfów i ewentualnych sprzymierzeńców. Mają ci Mroczni Elfowie jakąś armię?
WWW - Z pewnością – Odpowiedział Namyrus – Są jak partyzantka. Napadają na szlaki handlowe i mniejsze wioski, aby później ukryć się w cieniu lasów. Wysokie Elfy nienawidzą lasów i boją się do nich wchodzić. Jednak nie liczyłbym na zbyt wiele.
WWW - Jeżeli Imperium zagraża wróg, należy pierwszemu zadać cios! – Rzucił gwałtownie Adrikos, uderzając pięścią o blat stołu – Nie możemy dopuścić do prowadzenia działań wojennych na naszym terenie. Trzeba uprzedzić inwazję i przeć na elfów. Prosto na Laszlarum! Stolicę!
WWW Nagle rozległ się cichy śmiech. Książe Szayel zerknął na Adrikosa jak na nierozważne dziecko i uśmiechnął się pobłażliwie, mówiąc mdlącym, słodkim głosem.
WWW - To doprawdy godne pochwały generale, że jest pan gotów poświęcić życie wielu tysięcy, lecz proszę to pierw przemyśleć. Jeden doświadczony mag zniszczenia jest gotów rozpętać straszliwą burzę na morzu – Odgarnął teatralnym ruchem włosy za ucho – Do Laszlarum nie dopłynie nawet jeden okręt, kiedy na spotkanie wyjdzie wam Errandilas ze swoją gwardią czarnoksiężników.
WWW Szayel umilkł i odwrócił wzrok, ponownie utkwiwszy go w swoim bracie, Gilbercie, który siedział naprzeciwko niego. Starszy Książe wyglądem różnił się diametralnie do swojego brata. Trudno byłoby nawet posądzić ich o braterstwo gdyby nie złociste falowane włosy u jednego, jak i drugiego. Gilbert miał opaloną cerę kontrastującą z bielą Szayela i niebieskie oczy przechodzące w głęboki błękit. Pod obcisłym strojem składającym się na: jedwabistą biało-złotą koszulę z koronką i diamentowymi guzikami oraz spodnie o sztywnym kancie, rysowały się młodzieńcze mięśnie. Chłopak był niezwykle przystojny. Rysy miał męskie, szlachetne, ale nie brutalne jak u jakiegoś parobka. Smukłe i dostojne. Niczym rzeźbione w marmurze. Bracia byli jak woda i ogień. Zarówno z wyglądu, jak i z charakteru.
WWW - Więc mamy nic nie robić?! – Huknął Adrikos poruszony – Czekać na atak i dać się podbić?
WWW Młodszy Książe nie raczył mu odpowiedzieć, zasłaniając dłonią lekkie ziewnięcie.
WWW - Mój podopieczny – Odrzekł Namyrus, na ułamek sekundy obdarzając Szayela nieprzychylnym spojrzeniem – Chciał powiedzieć, że nierozważnym byłoby podjęcie tak radykalnych działań bez większej wiedzy.
WWW - Mamy przecież własnych magów. Podobno ty Namyrusie i ty – Adrikos uspokoił głos, by nie brzmieć opryskliwie – Książe Szayelu, należycie do najpotężniejszych magów Imperium.
WWW Namyrus uśmiechnął się zaś Szayel nawet nie zareagował.
WWW - Mam już swoje lata – Powiedział z westchnięciem profesor – Nie nadaję się na żadne wojny. A nawet jeśli, to potęga elfich magów przewyższa nas wielokrotnie. Szayel choć potężny sam nie wygra z całą armią elfich magów.
WWW Zapadła cisza. Cesarz wbił w starca uważne spojrzenie, podpierając brodę na zaciśniętej pięści. Nie ufał magom. Rodzili się ze specjalnymi uzdolnieniami i uważali za lepszych od reszty. Zamykali się w swojej wąskiej społeczności żyjąc w oderwaniu od rzeczywistości. Nie mieli kontaktu z problemami trapiącymi normalnych ludzi. Obca im była ciężka praca i wysiłek. Całe dnie siedzieli na tyłkach w swoich komnatach, czytając stare, kurzące się księgi i poddając plugawym rytuałom. Zwykły człowiek, chociaż poświeciłby całe swoje życie na ćwiczeniu i doskonaleniu się, nie miał przeciw nim większych szans. Nawet teraz, Namyrus lub Szayel mogliby zabić ich wszystkich w przeciągu sekundy. Gdzie w tym wszystkim sprawiedliwość?
WWW - A krasnoludy? – Zapytał niespodziewanie Gilbert, odzywając się po raz pierwszy swoim łagodnym głosem – Są znane ze swojej niechęci do elfów.
WWW - Raczej do wszystkich – Prychnął Hrabia Nubel, dolewając sobie wina z kryształowej kafarki – One nam nie pomogą. Siedzą w tych swoich górskich cytadelach zwanych Cyglami i nie mają zamiaru wyściubiać z nich nosa.
WWW - Wojna tylko by im pomogła – Dodał Qberg – To rasa oportunistów. Będą handlować swoim żelazem ze wszystkimi, kto będzie w stanie im zapłacić.
WWW - Olbrzymy – Szepnęła Beatrice, zamykając wachlarz z trzaskiem – Opłacić olbrzymy i posłać na elfów. Są ponoć chwalone za swoją niewrażliwość na magię.
WWW Qberg wydał z siebie mruknięcie wyrażające zamyślenie, podpierając brodę na złączonych palcach. Spojrzał na Cesarzową z błyskiem w oczach. Olbrzymy należały wraz z orkami, cyklopami, trolami i gnomami do przedstawicieli Dzikich Ras, ale jako jedyne cieszyły się wolnością, żyjąc w górach na pograniczu z Federacją Krasnoludzką. Reszta przedstawicieli Dzikich Ras znajdowała się, jak to ładnie ujmował senat, „pod opieką” Imperium, polegającą na osadzaniu w odizolowanych od świata obozach i wykorzystywaniu przy najcięższych pracach fizycznych. Budowaniu dróg, wznoszenia umocnień, tam i wydobywaniu minerałów z kopalń. Nieważne jak by to ujęto w słowa – Dzikie Rasy były niewolnikami…i to bardzo wydajnymi, choć prymitywnymi.
WWW - Orki, trole, cyklopy, gnomy i wszystkich tych dzikusów również – Dorzucił Nubel, wymawiając nazwy niższych ras z odrazą na twarzy – Jest ich pełno. Rozmnażają się jak króliki. Lord Guberni ostatnio przysłał nawet w tej kwestii pismo, pamięta wasza cesarska mość?
WWW - Oh, tak – Przypomniał sobie Vincent list, gdzie Lord Guberni narzekał na zbyt dużą ilość Dzikich Ras, a w szczególności orków. Hrabia Zelon potrzebował więcej ludzi do ochrony wiosek i dodatkowego miejsca na budowę kolejnych obozów mieszkalnych, w których upychano od kilku do kilkunastu tysięcy orków na raz.
WWW - Nie zgadzam się, wasza cesarska mość! – Zaprotestował Adrikos, unosząc głos – Imperium bronią legiony, a nie niewoliczne rasy wykorzystywane przy budowach. Jak zareagowaliby obywatele widząc dzikich w pancerzach legionistów? To wywołałoby tylko zamęt. Spadłoby morale. Walczyć ramię w ramię z orkami? – Uderzył pięścią w stół – Absurd! Imperialne legiony to nie jakaś karna kompania! To zaszczyt! Służba ojczyźnie!
WWW - Nikt nie mówi o służeniu w legionach, generale – Wyjaśniła Beatrice, stukając wachlarzem o otwartą dłoń – Dzikich i tak jest pełno. Posłać ich na elfów. Niech ich wymęczą. Uporamy się z wyżem demograficznym i osłabimy jednocześnie elfów. Dwie pieczenie na jednym ogniu.
WWW - Tak, ale trzeba ich uzbroić! – Upierał się Adrikos, spoglądając z twarzy na twarz – Dziesiątki, jeśli nie setki tysięcy wojowników do wyposażenia. Trzeba ułożyć plany, trzeba mieć pewność, że zostaną one wykonane. A jaką mamy? Skąd mamy wiedzieć, czy dzicy nie wbiją nam noża w plecy? Co, jeśli się zbuntują?
WWW - Rzeczywiście – Zgodził się Qberg – Poza tym dzicy nie są aż tak głupi. Nie pójdą walczyć, bo im każemy. Będą chcieli mieć w zamian zagwarantowaną wolność…na naszych ziemiach – Powiódł wzrokiem po wszystkich naokoło – A wszyscy zdajemy sobie sprawę, do czego to doprowadzi. Kraj zostanie splądrowany i zalany dzikimi.
WWW - Proszę bardzo – Rzuciła Cesarzowa bez chwili wahania, rozkładając ręce – Obiecajmy im wolność. Dzicy sami nie wygrają z elfami, a gdy wrócą wykrwawieni i wycieńczeni, nie będą mieli siły do wymuszenia od nas uznania traktatu. Będą nas błagać o przygarnięcie ich z powrotem.
WWW Lord Opiekun, Hrabia Qberg przymrużył oczy, składając palce w piramidkę. Cesarzowa w istocie była osobą, za jaką ją uważano. Zimna, bezlitosna i gotowa do każdego czynu, byle tylko spełniły się jej plany. Co nie oznaczało, że była głupią tyranką, o nie! Wprost przeciwnie. Cechowała ją niezwykła przebiegłość i kunszt w działaniu politycznym. I za to ją sobie cenił. Bardziej niż samego Cesarza, który był niezdecydowany i słaby.
WWW - Nie! – Sprzeciwił się ostro Vincent ze swojego tronu, na co Cesarzowa rzuciła mu wściekłe spojrzenie – Nie będziemy układać się z Orkami, Olbrzymami, ani żadnymi półrasami. Hrabio Qberg – Zwrócił się do Lorda Opiekuna Czarnych Dłoni – Potrzebuję niezbitych dowodów nim przedstawię te plany Radzie Dwunastu Lordów lub Senatowi. Najlepiej świadków. Dokumentów. Cokolwiek, co mogę pokazać.
WWW Mężczyzna przyłożył dłoń do piersi i pochylił głowę.
WWW - Tak się stanie, wasza cesarska mość – Podniósł wzrok – Obawiam się jednak, że to może potrwać.
WWW - Trudno. Plotki i niedomówienie mogą być zgubienie w skutkach. Lepiej poczekać i zdobyć pewność niż działać przedwcześnie i cierpieć konsekwencje.
WWW Hrabia Qberg ponownie skinął głową, milknąc.
WWW Generał Adrikos bębniąc palcami o blat stołu wydał z siebie głębokie mruknięcie.
WWW - A co z Imperium Sacharadzkim? – Zapytał półszeptem, jakby bojąc się samego wymówienie tych słów na głos. Odbiły się one echem w powstałej ciszy, którą przerywało jedynie miarowe stukanie palców.
WWW - Istnienie tego, khem – Zakasłał sztucznie Hrabia Nubel z uśmiechem – „Imperium”, nie zostało potwierdzone w żaden sposób.
WWW - Admirał Hocket mówił, że jego ludzie wracający z Bezkresnych Wód widzieli…
WWW - Wszyscy znamy słabość marynarzy do snucia bajek – Przerwał generałowi Lord Finansów, wykonując dłońmi gesty podkreślające banalność całej sprawy – Wrócili po wielu miesiącach spędzonych na morzu. Wielu z nich miało gorączkę i majaczyło od rzeczy. Widział ktokolwiek kontynent zawieszony w powietrzu?
WWW Wieść o Imperium Sacharadzkim – Państwie starożytnej rasy Mistyków, szybko rozniosła się lotem błyskawicy po powrocie z cztero letniej wyprawy grupy ekspedycyjnej pod przewodnictwem Lorda Beyrona. Poza bogactwami z nowo odkrytych wysp i lądów oraz mapami Lord Beyrona przywiódł ze sobą wiadomości o latającym kontynencie otoczonym pierścieniem magicznych murów. Zapewne uznano by to za głupoty, gdyby nie fakt, że w przeszłości istniała starożytna, archaiczna odmiana elfów zwana Mistykami, żyjąca na latającym kontynencie. Wedle elfich legend byli oni wygnańcami, którzy ośmielili się sprzeciwić elfiemu bóstwu, Amandalowi i starali się przywłaszczyć sobie boskie tajemnice magii. Za karę Amandal przeniósł ich wszystkich na zawieszony w powietrzu kontynent, gdzie każdego dnia i każdej nocy zmuszeni byli patrzeć w podłogę jego Ognistego Pałacu, nie mogąc dosięgnąć ani nieba, ani ziemi.
WWW - Radziłbym nie kpić ze starożytnej wiedzy naszych przodków – Odezwał się Namyrus, unosząc ostrzegawczo palec wskazujący, a jego spojrzenie zapłonęło – Wiele faktów przez upływ czasu zostało zapomnianych i zakopanych lub obrosło w legendy. Mistycy jednakże istnieli, choć może nie na latającym kontynencie.
WWW - Ja nie kpię, profesorze. Mistycy może i istnieli, nie wiem, i mało mnie to interesuje. Wyśmiewam jedynie strach, który zawładnął ludźmi, gdy usłyszeli o latającym kontynencie. Sam przecież potwierdził Pan, że Mistycy nie żyli na żadnym latającym kontynencie.
WWW - Może – Poprawił go profesor z dobrotliwym uśmieszkiem – Może, a może nie.
WWW Nubel nabrał powietrza w usta i zamilkł, poprawiając poirytowany zdobione koronką mankiety koszuli.
WWW - Imperium Sacharadzkie – Prychnął pod nosem, nalewając sobie wina.
WWW - Być może Imperium istnieje – Wtrącił się Szayel, przenosząc palące spojrzenie swoich złotych oczu z osoby na osobę, aż zatrzymał je na ojcu – Osobiście jednakże nie dawałbym plotkom posłuchu. Skoro nie mamy pewności, co do Errandilasa, to co mówić o czymś takim jak Imperium Sacharadzkie i Mistycy?
WWW Vincent przetrzymał spojrzenie swego syna i sztywno kiwnął głową. Choć niechętnie, to musiał się z nim zgodzić. Coś takiego nie mogło być nawet tematem rozmów na tak poważnym szczeblu.
WWW - Generale Adrikosie – Zwrócił się do mężczyzny łagodnie – Imperium Sacharadzkie nie istnieje i proszę się trzymać tej wersji. Marynarze, żołnierze, wszyscy oni mają zakaz siania tych plotek, zrozumiano?
WWW Adrikos uderzył się zamkniętą pięścią w pancerz, pochylając głowę w geście oddania.
WWW - Tak, mój panie.
WWW - Skoro omówiliśmy ten problem, możemy przejść do następnego – Odezwała się ze znużeniem Beatrice, kierując spojrzenie swoich oczu na Vincenta – Małżeństwo twego brata z twoją siostrzenicą.
WWW Cesarz westchnął, biorąc do dłoni puchar wytykany drogimi kamieniami, w którym znajdowało się szlachetne wino Azbelijskie ze wschodu. Jego ulubione. Pociągnął łyk napoju pozwalając na moment umknąć myślom. Poczuć się beztrosko i swobodnie. Niestety chwila ta wiecznie trwać nie mogła. Odstawił kielich, przejeżdżając palcem wskazującym po dolnej wardze jeszcze wilgotnej od napoju.
WWW Problem był w istocie poważny. Imperium dzieliło się na pięć królestw: Wschodnie, Zachodnie, Północne, Południowe i Centralne. Każde z nich na dwadzieścia guberni i tak dalej, aż dochodziło się do pojedynczych stanów, czyli pięciu wiosek w pobliżu niewielkiego miasteczka władanego przeważnie przez mniej znaczącego szlachcica. Tak rozdrobniona struktura administracyjna była szczególnie wrażliwa na różnego rodzaju zatargi pomiędzy wasalami. Aby uniknąć wybuchu wojny domowej należało mieć cały czas rękę na pulsie i być gotowym do podjęcia działań w każdej chwili.
WWW Jego brat – Pustius, władca Wschodniego Królestwa, prowadził od dawna działania mające na celu osłabienie władzy swojej siostry, Pani Centralnego Królestwa – Viani. W tym celu przekupywał pomniejszych lordów i szlachciców, którzy łamali swoją przysięgę wierności i przechodzili pod jego opiekę. Nie raz stosując groźbę lub usługi skrytobójców. Viania nie będąc głupią działała podobnie, aż w końcu doszło do szczególnego napięcia. Tematem sporu stały się ziemie, które zabrał Pustius Viani, a okazały się być bardzo bogate w złoża złota. Żadna ze stron nie miała zamiaru rezygnować przypisując sobie prawo do kontrolowania zasobów. Viania argumentowała to przynależnością do swego lenna, a Pustius do ziem swych wasali. W powietrzu zawisła wojna. Jako Cesarz nie mógł do tego dopuścić. Szukając rozwiązania wpadł na pomysł małżeństwa między Putiusem, a córką Viani, młodą Księżną Felin. Problemem był opór Viani. Pustius też nie był entuzjastą tego pomysłu, lecz koniec końców się zgodził. Małżeństwo miało odbyć się za tydzień w stolicy. Lecz jeśli panna młoda się nie pojawi, wojna wybuchnie z całą pewnością…
WWW - Kazałem Viani zaakceptować małżeństwo – Powiedział ze spokojem, opierając się wygodniej – Jeżeli nie posłucha, straci swoje lenno.
WWW - Pozwolę się nie zgodzić - Rozległ się delikatny głos Najwyższej Kapłani Świątyni Essetha, Lady Aquen. Wszyscy powiedli zaskoczonym wzrokiem w stronę źródła owego dźwięku. Dostrzegli kobietę o długich, białych włosach sięgających ziemi, siedzącą z zamkniętymi oczami na swoim miejscu, chowając dłonie w szerokich rękawach czerwonozłotej togi opatrzonej w płomienie. Z szyi zwisał jej krwisty szal, którego dwa końce ozdobione były symbolami gorejącego słońca, a na czole miała wtopiony w skórę owalny kryształ.
WWW Najwyższa Kapłanka była najbardziej tajemniczą osobą z całego zebranego towarzystwa. Nigdy się nie odzywała, a kiedy to już robiła, każdy, nawet Namyrus i Szayel, przysłuchiwali jej się z wielką uwagą. Vincent zawsze zastanawiał się w jaki sposób widzi, skoro wiecznie ma zamknięte oczy. Może to przez ten kryształ w czole? W każdym razie kobieta miała w sobie coś mistycznego., co sprawiało, że wzbudzała wokół siebie posłuch. Niczym Prorok, ale proroka nikt nie widział. Nawet Cesarz.
WWW - A to dlaczego, kapłanko? – Zapytał Nubel, podpierając się na ramieniu.
WWW - Świątynia nie godzi się na małżeństwo pomiędzy członkami tej samej rodziny – Odparła cichym, lecz tajemniczym głosem - W świętej księdze zapisano, że ten, który dopuszcza się aktu lubieżności z osobą o tej samej krwi, potępionym zostanie wypaczonym potomstwem.
WWW - To już się działo w przeszłości – Orzekł Vincent – Poza tym jest to małżeństwo polityczne. Nie wymagam od nich skonsumowania go. Mogą mieć dzieci, z kim tylko sobie zechcą.
WWW Sam również nie był wielkim obrońcą tego pomysłu, ale był to jedyny plan gwarantujący bezpieczeństwo przy jak najmniejszych stratach.
WWW - Mimo wszystko Esseth patrzy płonącym wzrokiem gniewu na takie akty bezczeszczenia sakramentów małżeństwa – Upierała się kobieta, a w jej ton wkradła się ostra nuta – Nie muszę chyba przypominać historii rodu Cesarzy Amatius?
WWW - Amatiusowie byli obłąkani – Rzucił z irytacją Nubel na wspomnienie rodu, którego członkowie płodzili potomstwo tylko między sobą – Ta historia nie ma żadnego odniesienia do obecnej sytuacji.
WWW - Ja jedynie powtarzam słowa świętej księgi. Moim zadaniem jest doradzanie w kwestiach wiary – Rzekła skromnie kobieta, pochylając głowę w geście uległości i oddania w stronę Cesarza – Oczywiście stanie się jak uważa jego cesarska wysokość.
WWW - W takim razie narada mniejszej rady zakończona – Zadecydował Vincent, wstając z tronu, a za jego przykładem poszła cała reszta zebranych – Hrabio Nubel, pańskim zadaniem jest zebrać fundusze na ewentualną wojnę.
WWW Lord Finansów wykonał pełen gracji, przesadzony ukłon, szeleszcząc ozdobnymi wstążkami zwisającymi z rękawów pokrytych lśniącym brokatem.
WWW - Żyję, by służyć waszej cesarskiej mości.
WWW - Hrabio Qberg – Zwrócił się do czarnowłosego – Czarne Dłonie mają zdobyć informacje odnośnie działań Errandilasa i nawiązać nić współpracy z Mrocznymi Elfami.
WWW Lord Opiekun przyłożył dłoń do serca, spuszczając wzrok.
WWW - Tak się stanie, wasza cesarska wysokość.
WWW - Generale Adrikos. Nasi żołnierze mają być przygotowani na ewentualny atak. Wzmocnić patrole wzdłuż granic brzegowych i wyglądać wrogów.
WWW Adrikos uderzył pięścią w kirys.
WWW - Wedle życzenia, wasza cesarska wielmożność.
WWW - Kapłanko, czy Esseth błogosławi sprawę utrzymania jedności Imperium poprzez małżeństwo?
WWW Kobieta milczała, aż w końcu wzruszyła ramionami, wzdychając cichutko. Położyła dłoń na jego głowie, mówiąc donośnie.
WWW - Jako przedstawicielka Świątyni naszego Pana, Odkupiciela, Wyzwoliciela ludzkości z łańcuchów niewoli, błogosławię w imię Essetha prawo do zawarcia małżeństwa między twym bratem, a twą siostrzenicą, mój panie.
WWW Ucałował jej czoło jak nakazywał zwyczaj i podszedł do Namyrusa.
WWW - Profesorze. Wiem, że ma pan duże wpływy w Kolegium Magów. Mimo iż jest to organizacja międzyrasowa i nie powinno się w nią mieszać polityki, to sytuacja wymaga drastycznych działań – Starał się wyczytać coś z twarzy starca, ale widział przed sobą jedynie łagodne, lekko uśmiechnięte oblicze mężczyzny w podeszłym wieku. Żadnych emocji, które pomogłyby mu odgadnąć myśli maga – Proszę użyć wszystkich środków, aby zdobyć magiczne sekrety elfów. Potrzebujemy ich.
WWW Był wrogiem magii, to prawda, ale był również racjonalistą. Nie mogli wygrać z elfami tylko za pomocą mieczy i łuków. Potrzebowali wszystkiego.
WWW - Zrobię, co w mojej mocy – Odrzekł Namyrus głosem pozbawionym emocji, kłaniając się.
WWW Minął go i stanął w wejściu, odwracając się na moment ku zebranym, wciąż stojącym nieruchomo nad swoimi siedzeniami. Wszyscy mieli pochylone głowy i przymrużone oczy, czekając, aż opuści komnatę. Skupił swoją uwagę na Gilbercie. Chłopak musiał się jeszcze wiele nauczyć nim obejmie tron. Widział po nim, że nie jest zainteresowany obradami rady. W przeciwieństwie do Szayela, który tylko udawał znudzonego i zmęczonego, ale w rzeczywistości skrupulatnie przysłuchiwał się każdemu zdaniu, zbierając informacje. Gilbert natomiast…starał się to wszystko przeczekać. Jego spojrzenie było puste i odległe, jakby uciekł myślami poza mury. Będzie musiał z nim porozmawiać. Przecież to on w przyszłości obejmie ster tego okrętu, którym jest ich wspólna ojczyna.
WWW Wyszedł bez słowa, słysząc za sobą jęk zamykanych wrót.
WWW Kiedy Cesarz zniknął za czarnymi wrotami, wszyscy zaczęli się rozchodzić w swoje strony. Nubel zagadał do Hrabiego Qberga, wdając się w dyskusję na temat tego, co przed chwilą zostało powiedziane. Kapłanka w samotności opuściła komnatę przez łuk widniejący pod rzędem arkad, nawet nie otwierając oczu. Przemknęła niczym cień znikając nim ktokolwiek zdążył to zauważyć. Adrikos z zmartwionym grymasem wymaszerował przyśpieszonym krokiem, zarzucając peleryną i postukując ciężkimi butami.
WWW - Idziesz, Szayel? – Spytał Namyrus swojego podopiecznego, który bawił się kosmkiem włosów za prawym uchem.
WWW - Później – Mruknął nieobecnie młodszy Książe, brzmiąc jakby został obudzony z głębokiego snu.
WWW - Tylko pamiętaj o jutrzejszym dniu…musimy sprawdzić te zaburzenia – Powiedział z naciskiem na ostatnie słowo czarodziej.
WWW Szayel zerknął na Namyrusa, który wpatrywał się w niego intensywnie, a jego wyraz twarzy mówił, że to bardzo ważne.
WWW Uśmiechnął się, cofając wzrok z powrotem w tylko sobie znanym kierunku.
WWW - Naturalnie przyjdę.
WWW Namyrus nic już nie mówiąc wyszedł z sali narad, pozostawiając w niej Gilberta, Cesarzową Beatrice i Szayela.
WWW Upewniwszy się, że są sami, Beatrice kazała gestem wyjść strażnikom pilnującym wrót. Gdy tak się stało, usiadła na tronie swojego męża, otwierając wachlarz, za którym zasłoniła usta, kryjąc uśmieszek.
WWW - Co sądzicie?
WWW - Ojcu brak pewności i zdecydowania – Rzekł Szayel, tworząc nad opuszkiem swojego palca iskrzący płomyk – Twój pomysł matko z Olbrzymami był dobry. Osobiście posłałbym dzikich na rzeź.
WWW Cesarzowa pokiwała głową zadowolona. Przynajmniej jeden z synów rozumiał jej intencje. Może czasami wydawała się okrutna, ale nie robiła tego z przyjemności, lecz wymuszała to na niej sytuacja. Z chęcią oddawałaby się całkowicie beztroskiemu życiu Cesarzowej, jednak nie mogła. Miała swoje obowiązki. Obowiązki wobec siebie samej, rodu i kraju.
WWW Gilbert wstał gwałtownie, patrząc na brata z niedowierzaniem i gorejącym buntem w oczach.
WWW - Dzicy mają takie samo prawo żyć jak i my! - Uniósł się i spojrzał na matkę, to znów na Szayela, widząc ziejący chłód w ich oczach – Nie mogę uwierzyć, że jesteście tacy bezduszni. Ojciec…
WWW - Ojciec by tego nie pochwalił? – Przerwał mu Szayel z perfidnym uśmieszkiem – Oszczędź swój oddech, bracie. Sam tu byłeś. Słyszałeś jego słowa. Dzicy dla niego to podrasy. Ich obecna marna egzystencja niczym nie różni się od śmierci. Ginąć za Imperium oddaliby światu przysługę.
WWW Gilbert zmarszczył brwi, zaciskając dłonie bezsilnie. Ojciec chciał nauczyć go jak być Cesarzem, podczas gdy każda kolejna lekcja przynosiła coraz większe rozczarowanie i zniechęcenie. Wszystko, czego go nauczono w akademii, okazało się być kłamstwem. Zwyczajną propagandą. Nawet Zakon Rycerzy Essetha - świętych wojowników broniących słabych i walczących z mrocznymi mocami, kłamał. Imperium nie było żadną utopią. Bastionem wolności. Posiadali ją tylko wybrani z dobrym rodowodem i zasobną sakiewką. Reszta ledwo wiązała koniec z końcem, wykorzystywana przez Świątynię, władzę, szlachtę, wszystkich, którzy mieli więcej do powiedzenia niż oni. Sprawiedliwość nie istniała. Korupcja przeżarła wszystkie podwaliny państwa. To, co zostało powiedziane na zebraniu rady, nawet nie było ułamkiem rzeczywistych problemów. Większość z nich skrupulatnie zamiatano pod dywan i pozwalano dalej się rozwijać niczym wyniszczającej chorobie. Konflikt Viani i Putiusa był tylko jednym z jej objawów. Wraz z upływem czasu wszystko wyjdzie na wierzch. Kraj pogrąży się w chaosie. Zwykli ludzie, karmieni słowami Świątyni i zapewnieniami możnych, powoli budzili się ze swojego otępienia umysłowego, spowodowanego wszechobecnymi kłamstwami. W końcu pojawi się jakaś jednostka lub grupa jednostek, które zbiorą lud w całość i rzucą władzy wyzwanie. Imperium od dawna straciło swój majestat, stając się wielkim jarmarkiem ozdobionym w piękne wstążki i puste frazesy. On chciał to zmienić. Jednak ludzi podobnie mu myślących było niewielu…
WWW - Spokojnie – Powiedziała Beatrice kojącym głosem, podchodząc do niego, lecz cofnął się o krok.
WWW - Jesteście tacy sami – Wyszeptał, stawiając kolejne kroki w tył i zbliżając się do wyjścia – Zależy wam tak samo jak tym lordom tylko na władzy. Nie obchodzi was niczyi los.
WWW - Gilbercie! – Furknęła ostro Cesarzowa, zatrzaskując wachlarz – Nie zapominaj, do kogo mówisz! Jestem twoją matką i należy mi się szacunek!
WWW - Mówicie o elfach, że są złe, bo nas zniewoliły – Zerknął kątem okna na Szayela, który niewzruszenie siedział na swoim miejscu i bawił się włosami, przypatrując mu z zaciekawieniem – Zastanawiam się, kto teraz jest tak naprawdę zły. Oni, czy my.
WWW Nie czekając na ich reakcję opuścił przyśpieszonym krokiem pomieszczenie, powstrzymując chęć rzucenia się biegiem.
WWW Beatrice wpatrywała się jeszcze przez moment zaskoczona z wypisanym szokiem na twarzy w miejsce, gdzie przed chwilą stał jej najstarszy syn. Nie była w stanie zrozumieć toku myśli Gilberta. Przecież tutaj chodziło o Imperium, ludzkości. Kimże w porównaniu do tych świętości byli dzicy? Czemu w ogóle jej syn się nimi interesował? Wszakże Święta Księga mówiła, że ludzkość jest rasą wybraną i błogosławioną przez Essetha ponad wszystkie inne. Ich przeznaczeniem było rządzić, dzielić i władać. Dzicy zaś stanowili produkt uboczny. Nawet ich bogowie popadli w zapomnienie i nikt nie pamiętał ich imion. Czcili totemy i wyrzeźbione w drewnie twarze. Prymitywna kultura oparta na heretyckich rytuałach i demonicznych mocach. Jak można było stawiać między ludzkością, a Dzikimi Rasami znak równości?!
WWW - Widać Gilbert jest nieco bardziej wrażliwy niż przypuszczałaś, matko – Rzekł Szayel jakby czytając z jej myśli – Będzie trudniej przekonać go, co do słuszności twoich planów.
WWW Cmoknęła niezadowolona, odwracając się do syna.
WWW - Chyba naszych, prawda?
WWW Szayel wstał, uśmiechając się w swój charakterystyczny sposób pełen tajemniczości, cynizmu, szczypty arogancji oraz lubieżności. Nienawidziła tego uśmiechu. Nigdy nie była w stanie określić, co w danej chwili chodziło po jego głowie i o czym myślał.
WWW - Oczywiście – Ucałował ją delikatnie w policzek, wbijając w nią swoja złote oczy, od czego dostała gęsiej skórki – Jednak to ty masz matko najwięcej do stracenia.
WWW Minął ją idąc niczym cień lekkim chodem, mówiąc.
WWW - W przeciwieństwie do twojej, moja władza jest wieczna i nieograniczona.
WWW To powiedziawszy sylwetka Księcia rozpłynęła się w obłoku czarnego dymu, który znikąd wynurzył się spod jego stóp i oplątał go całego. Czerń zasyczała i pod postacią wijącej się smugi umknęła z komnaty, znikając w korytarzu.
WWW Beatrice rzuciła wachlarzem o podłogę tak mocno, że pękła w nim ręcznie rzeźbiona, pozłacana rączka. Ona też miała swoje asy w rękawie.
2
Nie zanalizuję całości, ale odniosę się do tech elementów, które mnie uderzyły w lekturze.
W pierwszej części mam wrażenie dwóch wątków: jeden to przewodnik po modzie - opisy wyglądów szczegółowe, kolorowe, jakby opisy obrazu i równolegle toczy się jakaś rozmowa, która mi umyka. Wróciłam w lekturze i czytałam sam dialog. Żeby wyłapać jego sens.
Moim zdaniem to wada, rozpraszanie uwagi, mącenie wody zdarzeń.
Wprawdzie pod pozorem rady przedstawiana jest sytuacja, ale... ja i tak nic nie zapamiętałam, bo miałam tęczę w oczach.. to przeskakiwałam opisy, co mnie denerwowało (że przeskakuję). Z kolei czytanie opisów powodowało, że miałam tę tęczę... Nie wiem, może taki był zamysł. Ale karkołomny.
Z językowych wpadek - uważaj na potocyzmy i frazeologizmy potoczne w narracji. Rażą.
W pierwszej części mam wrażenie dwóch wątków: jeden to przewodnik po modzie - opisy wyglądów szczegółowe, kolorowe, jakby opisy obrazu i równolegle toczy się jakaś rozmowa, która mi umyka. Wróciłam w lekturze i czytałam sam dialog. Żeby wyłapać jego sens.
Moim zdaniem to wada, rozpraszanie uwagi, mącenie wody zdarzeń.
Wprawdzie pod pozorem rady przedstawiana jest sytuacja, ale... ja i tak nic nie zapamiętałam, bo miałam tęczę w oczach.. to przeskakiwałam opisy, co mnie denerwowało (że przeskakuję). Z kolei czytanie opisów powodowało, że miałam tę tęczę... Nie wiem, może taki był zamysł. Ale karkołomny.
Z językowych wpadek - uważaj na potocyzmy i frazeologizmy potoczne w narracji. Rażą.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
3
Hmm... Mogę tylko westchnąć.
Widzę, Felik, że na nic się zdały wcześniejsze rady - jak było u ciebie od groma nad-opisów tak cały czas są ich całe armie. Po pierwszym akapicie przestałem czytać... Może dlatego, że słabo się dzisiaj czuję, za co cię przepraszam. Pozwolę sobie tylko skomentować jedną rzecz, właściwie zapytać - na cholerę? Po co lejesz nam tu te zbędne informacje - po co sztukateria? po co arkady? Po co płaskorzeźby, guziczki i białe koronki? Tak strasznie to męczy czytelnika, że tylko - naprawdę, ale to naprawdę - najtwardsi weterani, ludzie o stalowych nerwach i sile woli, mogą przebrnąć przez to co tu zgotowałeś. Rozumiesz? Nie o to chodzi w pisaniu! Ja rozumiem , że taki masz 'styl' - jak wspomniałeś w "Źródle magii" - ale to jest zły styl! Tak, Felik to bardzo zły styl. Nadaje się tylko i wyłącznie do szuflady! Nikt tego nie przeczyta!
A teraz już bez mazgajenia, weź no się przyłóż i napisz coś porządnego, takiego żebym zechciał to przeczytać. Coś interesującego, gdzie będzie jakaś akcja, okej? Gdzie nie zalejesz czytelnika masą mało istotnych szczegółów, alright? Myślisz, że mógłbyś to zrobić? Nie pożałujesz, zobaczysz...
To tyle,
Pozdrawiam,
Jack.
Widzę, Felik, że na nic się zdały wcześniejsze rady - jak było u ciebie od groma nad-opisów tak cały czas są ich całe armie. Po pierwszym akapicie przestałem czytać... Może dlatego, że słabo się dzisiaj czuję, za co cię przepraszam. Pozwolę sobie tylko skomentować jedną rzecz, właściwie zapytać - na cholerę? Po co lejesz nam tu te zbędne informacje - po co sztukateria? po co arkady? Po co płaskorzeźby, guziczki i białe koronki? Tak strasznie to męczy czytelnika, że tylko - naprawdę, ale to naprawdę - najtwardsi weterani, ludzie o stalowych nerwach i sile woli, mogą przebrnąć przez to co tu zgotowałeś. Rozumiesz? Nie o to chodzi w pisaniu! Ja rozumiem , że taki masz 'styl' - jak wspomniałeś w "Źródle magii" - ale to jest zły styl! Tak, Felik to bardzo zły styl. Nadaje się tylko i wyłącznie do szuflady! Nikt tego nie przeczyta!
A teraz już bez mazgajenia, weź no się przyłóż i napisz coś porządnego, takiego żebym zechciał to przeczytać. Coś interesującego, gdzie będzie jakaś akcja, okej? Gdzie nie zalejesz czytelnika masą mało istotnych szczegółów, alright? Myślisz, że mógłbyś to zrobić? Nie pożałujesz, zobaczysz...
To tyle,
Pozdrawiam,
Jack.
Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...
4
Czy ten styl nadaje się tylko do szuflady? Nie powiedziałbym. Jeżeli czytałeś Miecz Prawdy, to tam opisy były na 4 strony i ani jednego zdania nie było. Co kto lubi. Na tym forum nie ma nawet 1% ani 0,1% ogółu czytelników w Polsce. Skąd wiesz co lubią czytelnicy? Owszem, istnieją osoby co tylko chciałby czytać akcję (znam takie osobiście i też mnie krytykują za opisy) ale znam też osoby, którym się podobają opisy. Może nie takie jak w Mieczu Prawdy, ale jednak.
5
Dobrze, Feliku. Nie chcesz stawiać na akcję, nie chcesz pisać dla takich jak Jack Dylan. Chcesz pisać dla takich, którzy lubią opisy, klimaty, figle-migle. Czyli dla takich jak ja. OK. Tylko dla takich jak ja, te opisy są zbyt ubogie, zbyt ogólne, niczego nie można dzięki nim zobaczyć, poczuć, w niczym się rozsmakować. Nie ma sensu jechać tutaj walcem po całości, ale pokażę problem na przykładzie jednego zdania:
Wchodzę do komnaty. Jaka jest? Jakie sprawia wrażenie? Jaki jest kolor ścian, czy sufit jest wysoko, gdzie są okna, ile? Jest jasno czy ciemno, skąd pada światło i czy jest ostre czy miękkie? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że komnata jest przestronna. Ale co to znaczy "przestronna"? Nie jest to zatęchła klitka i tyle. I raczej niezagracona. Ale to ogólnik, właściwie nie wiadomo, jak sobie tę przestronność wyobrazić. Bogate zdobienia ścienne... Czyli co, tak konkretnie? Kiedy patrzysz na ściany, to myślisz o tym, co widzisz "oto bogate zdobienia"? Czy może raczej: "O, fresk! Zając na łące! A obok złocona płaskorzeźba, chyba winogrona"? Właśnie w taki, konkretny sposób należy czytelnikowi te zdobienia pokazywać. Konkretnie, ze szczegółami, żeby mógł to sobie wyobrazić. Ogólniki należy wywalić, to jest papka, która zajmuje miejsce i nie znaczy nic. Opis tej komnaty może spokojnie zająć całą stronę, ale musi być pełen konkretów, musi działać na zmysły. I dalej - wchodzi mężczyzna w wystawnym stroju. Co to w ogóle jest "wystawny strój"? Zamknij oczy i zobacz tego wchodzącego mężczyznę. Co rzuca się w oczy jako pierwsze? To właśnie powinieneś jako pierwsze opisać. I tak przez cały czas - ogólniki, ogólniki... Krwisty rubin? To nic nie znaczy. Wejdź na Allegro do działu Antyki i obejrzyj sobie biżuterię, zobacz, jak wyglądają rubiny. Potem wyobraź je sobie przy konkretnej szacie. I opisz to, co widzisz, zamiast lecieć banalnym "krwiste".
To nie nadmiar opisów jest problemem, ale ich fatalna jakość. A ta fatalna jakość wynika z tego, że nie oglądasz uważnie w wyobraźni tego, o czym piszesz. Ćwicz. Nawet nie pisanie, ale na początek zatrzymywanie każdego obrazu, każdej sceny przed oczami i bardzo dokładne oglądanie. Dopiero potem próbuj ujmować to w słowa. Ćwicz również obserwowanie w realnym świecie - staraj się zapamiętywać jak najwięcej szczegółów i potem odtwarzać je z pamięci tak dobierając słowa, żeby jak najwierniej oddawały obraz. Pisanie to precyzyjna robota, nic tu się nie da po łebkach.
Pozdrawiam
Jak pracuje wyobraźnia czytelnika przy lekturze? Mniej więcej tak:Felik pisze:Do przestronnej komnaty o bogatych zdobieniach ściennych i rzędzie arkad biegnących wzdłuż ścian pokrytych płaskorzeźbami i sztukaterią, wszedł mężczyzna odziany w wystawny strój.
Wchodzę do komnaty. Jaka jest? Jakie sprawia wrażenie? Jaki jest kolor ścian, czy sufit jest wysoko, gdzie są okna, ile? Jest jasno czy ciemno, skąd pada światło i czy jest ostre czy miękkie? Nie wiadomo. Wiadomo tylko, że komnata jest przestronna. Ale co to znaczy "przestronna"? Nie jest to zatęchła klitka i tyle. I raczej niezagracona. Ale to ogólnik, właściwie nie wiadomo, jak sobie tę przestronność wyobrazić. Bogate zdobienia ścienne... Czyli co, tak konkretnie? Kiedy patrzysz na ściany, to myślisz o tym, co widzisz "oto bogate zdobienia"? Czy może raczej: "O, fresk! Zając na łące! A obok złocona płaskorzeźba, chyba winogrona"? Właśnie w taki, konkretny sposób należy czytelnikowi te zdobienia pokazywać. Konkretnie, ze szczegółami, żeby mógł to sobie wyobrazić. Ogólniki należy wywalić, to jest papka, która zajmuje miejsce i nie znaczy nic. Opis tej komnaty może spokojnie zająć całą stronę, ale musi być pełen konkretów, musi działać na zmysły. I dalej - wchodzi mężczyzna w wystawnym stroju. Co to w ogóle jest "wystawny strój"? Zamknij oczy i zobacz tego wchodzącego mężczyznę. Co rzuca się w oczy jako pierwsze? To właśnie powinieneś jako pierwsze opisać. I tak przez cały czas - ogólniki, ogólniki... Krwisty rubin? To nic nie znaczy. Wejdź na Allegro do działu Antyki i obejrzyj sobie biżuterię, zobacz, jak wyglądają rubiny. Potem wyobraź je sobie przy konkretnej szacie. I opisz to, co widzisz, zamiast lecieć banalnym "krwiste".
To nie nadmiar opisów jest problemem, ale ich fatalna jakość. A ta fatalna jakość wynika z tego, że nie oglądasz uważnie w wyobraźni tego, o czym piszesz. Ćwicz. Nawet nie pisanie, ale na początek zatrzymywanie każdego obrazu, każdej sceny przed oczami i bardzo dokładne oglądanie. Dopiero potem próbuj ujmować to w słowa. Ćwicz również obserwowanie w realnym świecie - staraj się zapamiętywać jak najwięcej szczegółów i potem odtwarzać je z pamięci tak dobierając słowa, żeby jak najwierniej oddawały obraz. Pisanie to precyzyjna robota, nic tu się nie da po łebkach.
Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
6
Thano.
Każdy sobie wyobraża wszystko inaczej. Kiedy ktoś mi mówi "przestronna komnata o bogatych zdobieniach" to przed oczami pojawia mi się coś ala wersal. Nie będę opisywał tego co stoi w kącie, bo a) - nudne, b) - każdy i tak ma własne wyobrażenia jak coś wygląda. Wystarczy właśnie rzucić ogólnik i czytelnik sam sobie wyobrazi pomieszczenie. Wystarczy naszkicować detale i w paru miejscach dorzucić coś więcej (dalej dopisałem o oknach, co mi zarzucasz i wielu innych sprawach). Już nawet nie wspomnę, że widziałem nie raz gorsze ogólniki na tym forum, albo o dziwo zupełny nawet ich brak. Bardzo dużo jest tutaj tekstów z dobrymi ocenami, gdzie zupełnie nie ma opisów. W jaki sposób do tego dochodzi? Zastanawiam się. Każdy lubi co innego, więc przepraszam. Jednemu pasuje to, drugiemu tamto. Dla osoby A badziew w mienianiu osoby B to cuda i na odwrót. Taki świat.
Krwisty rubin nic nie znaczy? Hmm, ciekawe. Dla mnie znaczy.
Na dodatek potraktowałaś tekst bardzo wybiórczo. Opis stroju cesarza jest bardzo dokładny, dla przykładu tylko mówię. Albo napierśnik generała. Autor opisuje to, co według niego jest ważne.
Każdy sobie wyobraża wszystko inaczej. Kiedy ktoś mi mówi "przestronna komnata o bogatych zdobieniach" to przed oczami pojawia mi się coś ala wersal. Nie będę opisywał tego co stoi w kącie, bo a) - nudne, b) - każdy i tak ma własne wyobrażenia jak coś wygląda. Wystarczy właśnie rzucić ogólnik i czytelnik sam sobie wyobrazi pomieszczenie. Wystarczy naszkicować detale i w paru miejscach dorzucić coś więcej (dalej dopisałem o oknach, co mi zarzucasz i wielu innych sprawach). Już nawet nie wspomnę, że widziałem nie raz gorsze ogólniki na tym forum, albo o dziwo zupełny nawet ich brak. Bardzo dużo jest tutaj tekstów z dobrymi ocenami, gdzie zupełnie nie ma opisów. W jaki sposób do tego dochodzi? Zastanawiam się. Każdy lubi co innego, więc przepraszam. Jednemu pasuje to, drugiemu tamto. Dla osoby A badziew w mienianiu osoby B to cuda i na odwrót. Taki świat.
Krwisty rubin nic nie znaczy? Hmm, ciekawe. Dla mnie znaczy.
Na dodatek potraktowałaś tekst bardzo wybiórczo. Opis stroju cesarza jest bardzo dokładny, dla przykładu tylko mówię. Albo napierśnik generała. Autor opisuje to, co według niego jest ważne.
7
Felik, ty nic nie rozumiesz!
Dla ciebie może wszystko dużo znaczyć, krwisty rubin, dokładny opis cesarza, owszem, bo to ty jesteś autorem, widzisz te postacie okej, ale nie potrafisz zrozumieć, że my nie. Jesteśmy zaatakowani szczegółami, opisanymi na odwal się, opisanymi tak jak zobaczyłeś to w swojej głowie po raz pierwszy - jak wspominała Thano. Ujrzałeś bogate ściany, piękny strój, ale nie zastanowiłeś się jak to zaprezentować, na przykład opowiedzieć o mankietach i guziczkach w momencie kiedy ten cesarz czy ktoś tam, robi ruch ręką uciszając swojego rozmówcę, wtedy byłoby to istotne, bo tak działa wyobraźnia. Na samym początku jest to zbędne. I powiem po raz enty... Nie ma czegoś takiego jak jeden to, drugi tamto, w porządku jeden woli opisy drugi akcje, ale to wszytko musi być świetnie napisane. Opis na 4 strony to coś ciekawego, nie wątpię, ale w wykonaniu Jacka Yeaovila w "Czarnoksiężniku Drachenfels", w twoim jest nudnie, i nieprecyzyjnie. Wyobraźnia nie działa, i to największy problem. I to wcale nie dlatego, że nie chcę żeby moja wyobraźnia oglądała to co mi prezentujesz, ale po prostu dlatego, że się nie da! Weź np. obojętnie jaką książkę w rękę, poczytaj z 20 minut, bardzo uważnie, ale bez przesady, po prostu tak jakbyś czytał dla przyjemności, a potem włącz worda i zacznij czytać swoje opowiadanie. Jeśli wyłapiesz zgrzyty to dobrze, jeśli nie to trudno, ale zauważ różnicę w sposobie narracji. Zapewne w książce będzie to przedstawione tak żeby było realnie, bez wystawiania czytelnika na cierpliwość, bez przegadywania... Bez 'krwistych rubinów' - rubin wiadomo, że czerwony, krwisty jest zbędny. Nadaj opowieści charakter, tło... Nie nawałnice...
I nie miej mi za złe, że wytykam ci tyle błędów. Chcę dobrze
Dla ciebie może wszystko dużo znaczyć, krwisty rubin, dokładny opis cesarza, owszem, bo to ty jesteś autorem, widzisz te postacie okej, ale nie potrafisz zrozumieć, że my nie. Jesteśmy zaatakowani szczegółami, opisanymi na odwal się, opisanymi tak jak zobaczyłeś to w swojej głowie po raz pierwszy - jak wspominała Thano. Ujrzałeś bogate ściany, piękny strój, ale nie zastanowiłeś się jak to zaprezentować, na przykład opowiedzieć o mankietach i guziczkach w momencie kiedy ten cesarz czy ktoś tam, robi ruch ręką uciszając swojego rozmówcę, wtedy byłoby to istotne, bo tak działa wyobraźnia. Na samym początku jest to zbędne. I powiem po raz enty... Nie ma czegoś takiego jak jeden to, drugi tamto, w porządku jeden woli opisy drugi akcje, ale to wszytko musi być świetnie napisane. Opis na 4 strony to coś ciekawego, nie wątpię, ale w wykonaniu Jacka Yeaovila w "Czarnoksiężniku Drachenfels", w twoim jest nudnie, i nieprecyzyjnie. Wyobraźnia nie działa, i to największy problem. I to wcale nie dlatego, że nie chcę żeby moja wyobraźnia oglądała to co mi prezentujesz, ale po prostu dlatego, że się nie da! Weź np. obojętnie jaką książkę w rękę, poczytaj z 20 minut, bardzo uważnie, ale bez przesady, po prostu tak jakbyś czytał dla przyjemności, a potem włącz worda i zacznij czytać swoje opowiadanie. Jeśli wyłapiesz zgrzyty to dobrze, jeśli nie to trudno, ale zauważ różnicę w sposobie narracji. Zapewne w książce będzie to przedstawione tak żeby było realnie, bez wystawiania czytelnika na cierpliwość, bez przegadywania... Bez 'krwistych rubinów' - rubin wiadomo, że czerwony, krwisty jest zbędny. Nadaj opowieści charakter, tło... Nie nawałnice...
I nie miej mi za złe, że wytykam ci tyle błędów. Chcę dobrze

Na bezdrożach, jeszcze się spotkamy...
8
Być może nie dodam nic nowego do dyskusji (wybaczcie mi to proszę), przeczytałam jednak cały tekst i wtrącę swoje trzy grosze. Muszę przyznać przedmówcom rację, zwłaszcza Thanie, która ujęła ogólne wrażenie tekstu i sposób czytania najlepiej.
Dodam od siebie, że historia nie jest zła, gdyby jeszcze odrzeć tekst z niepotrzebnych opisów, czytałoby się znacznie przyjemniej. Druga część tekstu jest zdecydowanie lepsza, ta w której odbywa się Rada. Opisy są skromniejsze i łatwiej sobie wszystkich wyobrazić.
Poza tym zaczynając czytać nie bardzo wiedziałam, gdzie umieścić miejsce/czas akcji. Przypominało mi to trochę scenerię filmu z muszkieterami w tle, ale zaraz potem doszłam do króla elfów... i musiałam zacząć od początku. Zwykle czytając tekst staram się nie czytać go w myślach, tutaj musiałam się wręcz na tym skupiać. Zbyt dużo informacji naraz powodowało dezorientację. Może błędnie, ale wychodzę z założenia, że ludzie są prości i leniwi (bez obrazy oczywiście dla nikogo, głównie patrzę po sobie), z paroma ambitnymi wyjątkami, i tak właśnie należy do ludzi pisać, prosto. Proste teksty przyswajane są najłatwiej, gdzie informacje podawane są ratami i w odstępach, aby leniwe móżdżki mogły sobie je przyswoić. Najłatwiej przyswaja się rzeczy jeśli ktoś powie je prosto i zwięźle.
Dla przykładu (może zbyt skrajnego): "Thana złamała dalszą nasadę kości promieniowej w miejscu typowym i cierpi teraz na algodystrofię."
A teraz prościej: Thana złamała rękę, która nie zrosła się prawidłowo i teraz wciąż sprawia ból.
Nie gniewaj się Thano, że użyłam akurat Ciebie jako przykładu. Mnie pierwsze zdanie praktycznie nic nie mówi, prócz tego że Thana złamała jakąś kość. Drugie zdanie mówi niemal wszystko.
Opisy są dobre, ale ich nadmiar potrafi zabić każdy tekst z najlepszą nawet historią. Niemal wszyscy kładą duży nacisk na opisy, na ich ilość, ale z drugiej strony czasem mniej znaczy więcej. Poza tym zdecydowanie lepiej czyta się opisy z perspektywy działania bohaterów, a nie takie suche, ogólne fakty.
Chciałam jeszcze tak na marginesie nawiązać do tego:
Dodam od siebie, że historia nie jest zła, gdyby jeszcze odrzeć tekst z niepotrzebnych opisów, czytałoby się znacznie przyjemniej. Druga część tekstu jest zdecydowanie lepsza, ta w której odbywa się Rada. Opisy są skromniejsze i łatwiej sobie wszystkich wyobrazić.
Poza tym zaczynając czytać nie bardzo wiedziałam, gdzie umieścić miejsce/czas akcji. Przypominało mi to trochę scenerię filmu z muszkieterami w tle, ale zaraz potem doszłam do króla elfów... i musiałam zacząć od początku. Zwykle czytając tekst staram się nie czytać go w myślach, tutaj musiałam się wręcz na tym skupiać. Zbyt dużo informacji naraz powodowało dezorientację. Może błędnie, ale wychodzę z założenia, że ludzie są prości i leniwi (bez obrazy oczywiście dla nikogo, głównie patrzę po sobie), z paroma ambitnymi wyjątkami, i tak właśnie należy do ludzi pisać, prosto. Proste teksty przyswajane są najłatwiej, gdzie informacje podawane są ratami i w odstępach, aby leniwe móżdżki mogły sobie je przyswoić. Najłatwiej przyswaja się rzeczy jeśli ktoś powie je prosto i zwięźle.
Dla przykładu (może zbyt skrajnego): "Thana złamała dalszą nasadę kości promieniowej w miejscu typowym i cierpi teraz na algodystrofię."
A teraz prościej: Thana złamała rękę, która nie zrosła się prawidłowo i teraz wciąż sprawia ból.
Nie gniewaj się Thano, że użyłam akurat Ciebie jako przykładu. Mnie pierwsze zdanie praktycznie nic nie mówi, prócz tego że Thana złamała jakąś kość. Drugie zdanie mówi niemal wszystko.
Opisy są dobre, ale ich nadmiar potrafi zabić każdy tekst z najlepszą nawet historią. Niemal wszyscy kładą duży nacisk na opisy, na ich ilość, ale z drugiej strony czasem mniej znaczy więcej. Poza tym zdecydowanie lepiej czyta się opisy z perspektywy działania bohaterów, a nie takie suche, ogólne fakty.
Chciałam jeszcze tak na marginesie nawiązać do tego:
Tu masz rację, tylko że nadmiar opisów może spowodować zupełnie coś innego, dezorientację co do opisywanego miejsca/rzeczy. Masz też rację, że to co sobie wyobrażamy, zależy od każdego indywidualnie, jednak szkopuł w tym, że nie wszyscy mają taką samą wiedzę na jakiś temat i po prostu dany opis może zupełnie nic nie mówić.Nie będę opisywał tego co stoi w kącie, bo a) - nudne, b) - każdy i tak ma własne wyobrażenia jak coś wygląda. Wystarczy właśnie rzucić ogólnik i czytelnik sam sobie wyobrazi pomieszczenie. Wystarczy naszkicować detale i w paru miejscach dorzucić coś więcej...
9
W kwietniowej "Lampie" opublikowano opowiadanie Jana Staszczyka "Limoncello". Nie wiem, czy powinnam je polecać, bowiem jest raczej 18+, ale pięknie pokazuje, jak można zbudować tekst na detalach. Fabułę da się streścić w trzech słowach: "student na randce", ale klimat jest zrobiony rewelacyjnie - właśnie dzięki świetnemu wykorzystaniu szczegółów. Konkrety są istotą tego opowiadania, bez nich byłaby to chała. A tak - wciąga jak diabli, chociaż wydarzenia są proste i przewidywalne. Właśnie tak warto to robić.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium
Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka
10
Przeczytałem fragment, przeczytałem poprzednie opinie i na początek trochę może się czepiając, przeczytaj zawsze dokładnie tekst który chcesz komuś pokazać. Pozwala to wyeliminować dziwne konstrukcje zdań, czasem może literówkę złapiesz (a już na pewno używałbym worda z korekcją...), może nie było tego dużo ale jak człowiek czyta to wiesz, artefakt konstrukcyjny rzuca się w oczy i niektórych irytuje.
Co do samej treści, to według mnie nie potrafisz się do końca zdecydować co chcesz pisać. Jestem wielkim fanem Goodkind'a i przyznam że lubię opisy świata bo to nadaje takiej realności otoczeniu, ale że tak porównam Goodkind opisuje fragmenty Aydindril nie wdając się w opis każdego kamienia, a Ty trochę próbujesz nam w krótkim tekście zrobić dokładny opis Aydindril z każdą uliczką, jeśli wiesz o co mi chodzi. I to Ci nie wychodzi, za dużo NIEPOTRZEBNYCH szczegółów, teraz jak czytałem to było to okej ale jak stworzysz dłuższą formę to za każdym razem jak ktoś się przebierze będziesz opisywał dokładnie jego strój? Osobiście po trzecim opisie rzuciłbym książkę w kąt bo od takiego czegoś są katalogi z modą. Pomijam już fakt że odwołujesz się w komentarzach do "Sagi o Mieczu Prawdy" i piszesz o opisach na 4 strony, i to jest prawda ale to nie opisy ubrań tylko MIEJSC! i to są opisy takie jak tworzył Tolkien, takie jak tworzy Salvatore, PORYWAJĄCE! Wyobrażasz sobie je i widzisz od razu film i widoczki, chcesz stworzyć podobne miejsca do swojej gry bitewnej. A czytając Twoje opowiadanie widzę film kostiumowy.
Na koniec dodam pewne szczegóły które już są naprawdę indywidualne i mogą nikogo poza mną nie razić. Wiem że to jest opowiadanie domowe, lubisz fantastykę i chcesz ją pisać ale dzisiaj ciężko zainteresować kogoś rzucając mu to samo po raz setny w trochę innej formie. Mamy tu cały przekrój kanonu literatury fantasy, jest imperium elfickie tysiące lat temu, jest jego upadek, jest wygasanie linii elfów i następująca po nich władza ludzi, są złe mroczne elfy w podziemiach, są latające kontynenty z żyjącymi na nich arcymagami. Czyli jest tu całe forgotten realms. Masz licencje? Bardzo razi mnie to że opisujesz magie jako super mega niszczącą siłę że tak to kolokwialnie ujmę. Powiedz mi skoro jeden mag jest w stanie wymordować całą salę ludzi skinieniem palca to po pierwsze jakim cudem elfy upadły mając tak rewelacyjnych magów, po drugie jakim cudem do tej pory przez te tysiące lat nie wyrwały się z tej wyspy mając tak rewelacyjnych magów i po trzecie dlaczego ludzcy magowie nie zniewolili jeszcze całej reszty, chyba nie są tacy milutcy żeby dawać się np. nie wpuszczać na radę królewską? Przecież w rzeczywistym świecie rada magów by zjadła króla który by jej nie chciał do władzy dopuścić.... szczególnie tak potężna jak opisujesz.
Ogólnie czytać się da, nie jest to całkowicie do szuflady ale jest to nieoryginalne a przez to aż chce się porównywać z innymi autorami przy których stwierdzenie że wypadasz blado jest delikatne. Oryginalności, mniej nieistotnych szczegółów i przede wszystkim pomysłu, jak piszesz bez pomysłu to potem tak się dzieje
Ale nie zmienia to faktu że jakbyś miał więcej tego tekstu to chętnie go przeczytam i Ci powiem co myślę o nim.
Pozdrawiam
Tarmas!
Co do samej treści, to według mnie nie potrafisz się do końca zdecydować co chcesz pisać. Jestem wielkim fanem Goodkind'a i przyznam że lubię opisy świata bo to nadaje takiej realności otoczeniu, ale że tak porównam Goodkind opisuje fragmenty Aydindril nie wdając się w opis każdego kamienia, a Ty trochę próbujesz nam w krótkim tekście zrobić dokładny opis Aydindril z każdą uliczką, jeśli wiesz o co mi chodzi. I to Ci nie wychodzi, za dużo NIEPOTRZEBNYCH szczegółów, teraz jak czytałem to było to okej ale jak stworzysz dłuższą formę to za każdym razem jak ktoś się przebierze będziesz opisywał dokładnie jego strój? Osobiście po trzecim opisie rzuciłbym książkę w kąt bo od takiego czegoś są katalogi z modą. Pomijam już fakt że odwołujesz się w komentarzach do "Sagi o Mieczu Prawdy" i piszesz o opisach na 4 strony, i to jest prawda ale to nie opisy ubrań tylko MIEJSC! i to są opisy takie jak tworzył Tolkien, takie jak tworzy Salvatore, PORYWAJĄCE! Wyobrażasz sobie je i widzisz od razu film i widoczki, chcesz stworzyć podobne miejsca do swojej gry bitewnej. A czytając Twoje opowiadanie widzę film kostiumowy.
Co mi nie pasuje w opisie wnętrz który jest ubogi i, przepraszam za to sformułowanie, jak dla mnie trochę beznadziejny. Jeśli masz jakieś minimum słów na opisy (bo są na siłę robione i to widać) to radzę Ci nie marnować ich na takie nieistotne i zaśmiecające obraz detale jak to że kolumny stoją na cokołach. Ja bym pominął ten moment o arkadach, wyciął to o tych filarach z cokołami a zamiast tego zrobił delikatny opis tych pięknych fresków (pomijając fakt że nie toleruje opisywania dziesięciu rzeczy jednym zdaniem przez narratora. Piszesz zdanie o kolumnach to nie dawaj szczegółów sufitu!) Ale nie znowu że na pierwszym od wejścia do korytarza po prawej stronie w rogu widać aniołka z mieczem, tylko np. Sklepienie pokryte było freskami które opowiadały historię krainy X, wspaniałe kolory wydobyte przez mistrzów farbiarskich zachwycały i przytłaczały widza dając mu poczucie potęgi imperium reprezentowanej przez gwardzistów strzegących przejścia.Opuścił komnatę przez boczny łuk widniejący pod arkadami, kierując się długim korytarzem w stronę sali zgromadzeń mniejszej rady. Miedzy kolumnami wspierającymi krzyżowe sklepienie pokryte pięknymi pastelowymi freskami i malowidłami, trzymali wartę pałacowi gwardziści. Zakuci w czarne zbroje ze złotymi orłami na piersiach stawali na baczność, gdy tylko się do nich zbliżał. Na samym końcu korytarza wznosiły się potężne dwuskrzydłowe wrota wykute w czarnym granicie. Umiejscowione były pomiędzy dwoma śnieżno-złotymi filarami stojącymi na kwadratowych cokołach.
Na koniec dodam pewne szczegóły które już są naprawdę indywidualne i mogą nikogo poza mną nie razić. Wiem że to jest opowiadanie domowe, lubisz fantastykę i chcesz ją pisać ale dzisiaj ciężko zainteresować kogoś rzucając mu to samo po raz setny w trochę innej formie. Mamy tu cały przekrój kanonu literatury fantasy, jest imperium elfickie tysiące lat temu, jest jego upadek, jest wygasanie linii elfów i następująca po nich władza ludzi, są złe mroczne elfy w podziemiach, są latające kontynenty z żyjącymi na nich arcymagami. Czyli jest tu całe forgotten realms. Masz licencje? Bardzo razi mnie to że opisujesz magie jako super mega niszczącą siłę że tak to kolokwialnie ujmę. Powiedz mi skoro jeden mag jest w stanie wymordować całą salę ludzi skinieniem palca to po pierwsze jakim cudem elfy upadły mając tak rewelacyjnych magów, po drugie jakim cudem do tej pory przez te tysiące lat nie wyrwały się z tej wyspy mając tak rewelacyjnych magów i po trzecie dlaczego ludzcy magowie nie zniewolili jeszcze całej reszty, chyba nie są tacy milutcy żeby dawać się np. nie wpuszczać na radę królewską? Przecież w rzeczywistym świecie rada magów by zjadła króla który by jej nie chciał do władzy dopuścić.... szczególnie tak potężna jak opisujesz.
Ogólnie czytać się da, nie jest to całkowicie do szuflady ale jest to nieoryginalne a przez to aż chce się porównywać z innymi autorami przy których stwierdzenie że wypadasz blado jest delikatne. Oryginalności, mniej nieistotnych szczegółów i przede wszystkim pomysłu, jak piszesz bez pomysłu to potem tak się dzieje

Pozdrawiam
Tarmas!

Stałem ze zdumieniem w oku, sny śniąc, jakich nikt z śmiertelnych nie śmiał śnić.
11
Dziękuję bardzo za komentarze. Doceniam to, naprawdę. Musze przemyśleć czy brnąć w duże, szczegółowe opisy, czy jedynie dawać szkic, bo z tego co tak czytam, to chyba balansuję pośrodku. Troszkę tu, ale jednak za mało i trochę tu, ale za dużo. Z skrajności w skrajność.
Tarmas. Jeśli chodzi o te szczegóły. FR uwielbiam i te klimaty, więc trudno, aby nie było do tego nawiązań. Dla mnie właśnie klimat, jaki mają Zapomniane Krainy to szczyt fantasy. Najlepiej to chyba wyszło w Malaziańskim Imperium.
Co do tych pytań odnośnie elfów i magów - to jest zawarte w fabule, a raczej w grze, która odgrywa się między bogami. Wątków jest parę i przeplatają się miedzy sobą i każdy stanowi ułamek prawdy, wiesz, jak to w książkach bywa. W I rozdziale nie w sposób wyjaśnić wszystkiego. Takie pytania, jaki ty zadałeś, właśnie powinny pojawić się w umyśle czytelnika po przeczytaniu :>
Dziękuję za porady/komentarze i pozdrawiam.
Tarmas. Jeśli chodzi o te szczegóły. FR uwielbiam i te klimaty, więc trudno, aby nie było do tego nawiązań. Dla mnie właśnie klimat, jaki mają Zapomniane Krainy to szczyt fantasy. Najlepiej to chyba wyszło w Malaziańskim Imperium.
Co do tych pytań odnośnie elfów i magów - to jest zawarte w fabule, a raczej w grze, która odgrywa się między bogami. Wątków jest parę i przeplatają się miedzy sobą i każdy stanowi ułamek prawdy, wiesz, jak to w książkach bywa. W I rozdziale nie w sposób wyjaśnić wszystkiego. Takie pytania, jaki ty zadałeś, właśnie powinny pojawić się w umyśle czytelnika po przeczytaniu :>
Dziękuję za porady/komentarze i pozdrawiam.
12
No to ja zacznę od spraw innych, niż te nieszczęsne opisy. Najpierw redakcja tekstu, czy wręcz ortografia.
W ogóle, za dużo tych czasowników, przez co zdania stają się ciężkie. Część można by spokojnie pominąć.
Kiedy jest wielu uczestników rozmowy, trzeba tak prowadzić dialog, żeby było wiadomo, kto wypowiada jaką kwestię, lecz nie musisz ciągle używać czasowników typu: zapytał, odparł, dorzucił, potwierdził, itp. Możesz opisywać zachowanie rozmówców, to wystarczy.
Zdecyduj się też na konsekwentne używanie wielkich bądż małych liter w nazwach. Zasadniczo, cesarz, cesarzowa, lord, itp. są rzeczownikami pospolitymi i pisze się je małą literą, chyba, że stanowią część jakiejś nazwy własnej, typu: Najjaśniejszy Cesarz Imperium, czy podobnie. Nie ma jednak powodu, by pisać: na twarzy Cesarzowej Beatrycze odmalowała się niechęć...
Niepotrzebnie piszesz zbyt szczegółowo o róznych zachowaniach czy reakcjach, które w dodatku są słabo uzasadnione.
To tylko parę przykładów takiego zbędnego dopowiadania, przejrzyj tekst pod tym kątem.
Generalnie, jest w tym fragmencie wyraźnie zarysowany problem, całkiem sprawnie prezentujesz złożoną sytuację polityczną i poglądy rozmówców. To duży plus. W kwestii nadmiernie szczegółowych, przeładowanych opisów zgadzam się natomiast z poprzednikami. Rozumiem to tak: Ty widzisz swój świat bardzo dokładnie, ale czytelnik - nie. I żadne, najbardziej nawet szczegółowe opisy nie pomogą, gdyż jego wyobraźnia pracuje inaczej, dysponując odmiennym zasobem obrazów i skojarzeń, do których może się odwołać. Dlatego drobiazgowe wyliczanie rozmaitych detali po prosu męczy, a czasem również i drażni. Dobry, sugestywny opis wnętrza czy stroju to sprawa niełatwa, przede wszystkim potrzebna jest w nim równowaga pomiędzy uchwyceniem cech ogólnych (wnętrze wysokie, przestronne, dobrze oświetlone) i detali (rodzaj kolumn, zdobień, sprzętów). Ty nazbyt koncentrujesz się na szczegółach. Czasem mniej znaczy lepiej, niestety.
I jeszcze taka uwaga na koniec: nie podkreslaj tak bardzo potężnych mocy czy to elfów, czy magów, gdyż, jak zauważył Tarmas, nasuwa to dosyć podstawowe pytania: dlaczego ponieśli klęskę? Dlaczego jeszcze sobie wszystkich nie podporządkowali? Tutaj też potrzebny jest pewien umiar, zagrożenia mogą być poważne, ale zeby intryga trzymała czytelników w napięciu, możliwości przeciwników powinny być w miarę wyrównane.
Felik pisze:Rada już się zebrała – Oświadczył donośnym głosem,
Wszystkie czasowniki atrybucji dialogu zapisujemy mała literą, również wtedy, kiedy wypowiedź kończy się wykrzyknikiem albo znakiem zapytania.Felik pisze: - Kto go tam wpuścił? – Zapytał chłodno
Tutaj tak samo. Przecież to wszystko, co umieściłes między myślnikami, to zdanie wtrącone, które rozdziela ciąg: mój podopieczny chciał powiedzieć...Felik pisze:- Mój podopieczny – Odrzekł Namyrus, na ułamek sekundy obdarzając Szayela nieprzychylnym spojrzeniem – Chciał powiedzieć,
W ogóle, za dużo tych czasowników, przez co zdania stają się ciężkie. Część można by spokojnie pominąć.
Wystarczyłoby: Nubel wymawiał nazwy niższych ras z odrazą na twarzy.Felik pisze: - Orki, trole, cyklopy, gnomy i wszystkich tych dzikusów również – Dorzucił Nubel, wymawiając nazwy niższych ras z odrazą na twarzy
To naturalne - Namyrus wzruszył ramionamiFelik pisze: - To naturalne – Zgodził się Namyrus, wzruszając ramionami
Kiedy jest wielu uczestników rozmowy, trzeba tak prowadzić dialog, żeby było wiadomo, kto wypowiada jaką kwestię, lecz nie musisz ciągle używać czasowników typu: zapytał, odparł, dorzucił, potwierdził, itp. Możesz opisywać zachowanie rozmówców, to wystarczy.
Zdecyduj się też na konsekwentne używanie wielkich bądż małych liter w nazwach. Zasadniczo, cesarz, cesarzowa, lord, itp. są rzeczownikami pospolitymi i pisze się je małą literą, chyba, że stanowią część jakiejś nazwy własnej, typu: Najjaśniejszy Cesarz Imperium, czy podobnie. Nie ma jednak powodu, by pisać: na twarzy Cesarzowej Beatrycze odmalowała się niechęć...
Niepotrzebnie piszesz zbyt szczegółowo o róznych zachowaniach czy reakcjach, które w dodatku są słabo uzasadnione.
Szept nie może odbić się echem, jest na to za słaby. Można by napisać po prostu: w komnacie zapadła cisza, którą przerywało jedynie... albo podobnie.Felik pisze: Generał Adrikos bębniąc palcami o blat stołu wydał z siebie głębokie mruknięcie.
WWW - A co z Imperium Sacharadzkim? – Zapytał półszeptem, jakby bojąc się samego wymówienie tych słów na głos. Odbiły się one echem w powstałej ciszy, którą przerywało jedynie miarowe stukanie palców.
A gdyby stał wtedy pod oknem, to już by mu tego spojrzenia nie rzuciła?Felik pisze:- Nie! – Sprzeciwił się ostro Vincent ze swojego tronu, na co Cesarzowa rzuciła mu wściekłe spojrzenie
To tylko parę przykładów takiego zbędnego dopowiadania, przejrzyj tekst pod tym kątem.
Generalnie, jest w tym fragmencie wyraźnie zarysowany problem, całkiem sprawnie prezentujesz złożoną sytuację polityczną i poglądy rozmówców. To duży plus. W kwestii nadmiernie szczegółowych, przeładowanych opisów zgadzam się natomiast z poprzednikami. Rozumiem to tak: Ty widzisz swój świat bardzo dokładnie, ale czytelnik - nie. I żadne, najbardziej nawet szczegółowe opisy nie pomogą, gdyż jego wyobraźnia pracuje inaczej, dysponując odmiennym zasobem obrazów i skojarzeń, do których może się odwołać. Dlatego drobiazgowe wyliczanie rozmaitych detali po prosu męczy, a czasem również i drażni. Dobry, sugestywny opis wnętrza czy stroju to sprawa niełatwa, przede wszystkim potrzebna jest w nim równowaga pomiędzy uchwyceniem cech ogólnych (wnętrze wysokie, przestronne, dobrze oświetlone) i detali (rodzaj kolumn, zdobień, sprzętów). Ty nazbyt koncentrujesz się na szczegółach. Czasem mniej znaczy lepiej, niestety.
I jeszcze taka uwaga na koniec: nie podkreslaj tak bardzo potężnych mocy czy to elfów, czy magów, gdyż, jak zauważył Tarmas, nasuwa to dosyć podstawowe pytania: dlaczego ponieśli klęskę? Dlaczego jeszcze sobie wszystkich nie podporządkowali? Tutaj też potrzebny jest pewien umiar, zagrożenia mogą być poważne, ale zeby intryga trzymała czytelników w napięciu, możliwości przeciwników powinny być w miarę wyrównane.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
13
Ach, jak ja kocham argument "ale komuś się spodoba"
Najlepsza forma obrony - a jak zniechęca dalszych komentujących...
Dla mnie, co do opisów, nadal jest okropnie, ale już odrobinę lepiej niż w pierwszej wersji. Znów dotrwałam do połowy, robiąc sobie co chwilę przerwy. Nie jest nawet problem w tym, że są. Czy że jest ich za dużo. Tylko w tym, że są nieplastyczne. Przeładowane w kółko tymi samymi słowami i zwrotami (w różnej konfiguracji), przez co się zlewają. I, jak już pisałam, do opisów z FR czy Goodkinda też się nijak nie mają. A teraz zostawmy.
Są inne rzeczy do czepiania się.
Trochę takiej zupełnie luźnej łapanki. Mniej więcej do połowy tekstu postanowiłam powyławiać kilka irytujących kwestii.
Swoją drogą oba wyrazy "całej" to tylko rozpychacze - jak mówisz "stał najwyżej w hierarchii", to to zdecydowanie wystarczy.
Te pokręcone czasy nadają takie wrażenie.
Do tego dużo literówek, problemy z zapisem dialogów.
Fabuła na razie nudna. Jakbym od czegoś takiego musiała zacząć czytanie książki, to szybko wróciłaby na półkę.
Pozdrawiam,
Ada

Dla mnie, co do opisów, nadal jest okropnie, ale już odrobinę lepiej niż w pierwszej wersji. Znów dotrwałam do połowy, robiąc sobie co chwilę przerwy. Nie jest nawet problem w tym, że są. Czy że jest ich za dużo. Tylko w tym, że są nieplastyczne. Przeładowane w kółko tymi samymi słowami i zwrotami (w różnej konfiguracji), przez co się zlewają. I, jak już pisałam, do opisów z FR czy Goodkinda też się nijak nie mają. A teraz zostawmy.
Są inne rzeczy do czepiania się.
Trochę takiej zupełnie luźnej łapanki. Mniej więcej do połowy tekstu postanowiłam powyławiać kilka irytujących kwestii.
"Posiadać lata"... Brzmi, jakbyś na siłę chciał, żeby zabrzmiało poważnie. Wyrażenie "miał już swoje lata" rzeczywiście raczej takie nie jest, ale jak już chcesz kombinować, to bardziej w stronę "był już w podeszłym wieku" czy coś.Felik pisze:Posiadał już swoje lata
Poniekąd powtarzasz informacje. Jak mówisz mi, ze miał swoje lata, to przecież nie wyobrażam sobie młodzika. To Ty mi jeszcze mówisz "był najstarszy ze służby". No to czytelnik już widzi raczej starawego pana. A Ty jeszcze dokładasz wiek w latach. Jeżeli on z jakiś przyczyn dalej jest istotny, to wywal to nieszczesne posiadanie swoich lat i od razu podaj wiek. Ale nie sądzę, żeby ów wiek dość istotny był.Felik pisze:Posiadał już swoje lata i był najstarszym ze służących obecnego władcy Imperium – Vincenta Pelagiusa. Ma karku miał przeszło siedemdziesiąt lat
Weź się za powtórzenia. Bo czy dobre opisy, czy nie, to nie możesz się w kółko zacinać na kilku wyrazach. Słownik wyrazów bliskoznacznych w dłoń albo weź się za przebudowę zdań.Felik pisze:Służył jeszcze na dworze poprzedniego Cesarza – Adoridoksa Pelagiusa II, jednak dopiero po jego śmierci zdobył awans na Starszego Dworu. Dzięki temu stał najwyższej w całej hierarchii służby. Zajmował się organizowaniem spotkań, przyjęć, ustalaniem planu dnia Cesarza oraz wydawał polecenia całej niższej służbie: sprzątaczkom, kucharzom, pokojówkom, stajennym i całej reszcie. Traktował swoją pracę z dumną i niezwykle poważnie.
Swoją drogą oba wyrazy "całej" to tylko rozpychacze - jak mówisz "stał najwyżej w hierarchii", to to zdecydowanie wystarczy.
na jego stanowiskuFelik pisze:człowiek o jego stanowisku
wytykać nie znaczy tego, co byś tutaj chciałFelik pisze:wytykaną kamieniami szlachetnymi
wzorowany też ma inne znaczenieFelik pisze:wzorowane złocistymi liniami
Raczej wiadomo, że sobie. Jakby komuś innemu, to wtedy należałoby wspomnieć.Felik pisze:Przejechał sobie palcami po złocistych,
głos się zabieraFelik pisze:nie ma prawa zawierania głosu
Po polskiemu napisane.Felik pisze:Jako Cesarz nie może dopuścić do sytuacji, kiedy człowiek o magicznych mocach miał wpływ na politykę państwa.
Te pokręcone czasy nadają takie wrażenie.
Rozpychasz tekst oczywistościami. Tak malujesz ten przepych, czołobitność poddanych itp, to cytelnik raczej się domyśli, że gwardziści nie drapali się po tyłkach, jak cesarz się do nich zbliżał.Felik pisze:Zakuci w czarne zbroje ze złotymi orłami na piersiach stawali na baczność, gdy tylko się do nich zbliżał.
chciałabym to zobaczyć:PFelik pisze:zawijanym łańcuszkiem z kryształu.
Podmiotem w zdaniu jest pan Sz. I ze zdania wynika, że to jemu dreszcze po plecach łaziły. Domyślić, o co chodzi, jest łatwo, niemniej nie za ładnie to brzmi.Felik pisze:Nie dość, że był magiem, to jeszcze aura, którą wokół siebie roztaczał, sprawiała, że po plecach przechodziły mu zimne dreszcze.
Wiesz, że jak dotąd prawie każdy miał tu koronki, wstążki i kamienie szlachetne? Wszyscy łażą u Ciebie obwieszeni jak bożonarodzeniowe choinki (moze za wyjątkiem tego tam żołnierza), to jak mam Ci teraz uwierzyć, że ten jest bardziej zniewieściały od reszty? Sama w sobie peruka już jest argumentem, ale powtarzanie tych kamieni szlachetnych (na marginesie: weź na przyszłość chociaż przez korektę Worda ten tekst przepuść) i koronek nic tutaj nie wnosi.Felik pisze:Zawsze ubierał się w finezyjne stroje pełne dodatków (1)w postaci koronek, wstążek i kamieni szlachtach, a jego nierozłącznym towarzyszem podróży był flakonik perfum. Mimo wszystko był to człowiek sprytny, dzięki któremu skarbiec Imperium zawsze wychodził z opresji – Nasze wojska są liczne, to prawda, lecz w stanie spoczynku. Jeżeli wybuchnie wojna będzie trzeba uzbroić naszych dzielnych wojów – Nubel uniósł kryształowy puchar, kiwnąwszy głową do generała – A tego skarbiec nie wytrzyma.
jak ciepło, to się domyślam, że bez goryczy. Znów rozpychasz zdanie.Felik pisze:ciepło bez nutki goryczy czy urazy,
Do tego dużo literówek, problemy z zapisem dialogów.
Fabuła na razie nudna. Jakbym od czegoś takiego musiała zacząć czytanie książki, to szybko wróciłaby na półkę.
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"