Naszło mnie na napisanie czegoś dziwnego. I spłodziłem...coś(czy udane to się okaże);)
Świtało kiedy ze snu wyrwał mnie łomot dobiegający z przedpokoju.
- Czego z rana chcą? - mruknąłem pod nosem i przewróciłem się na drugi bok. Zawsze z trudem przychodziło mi pokonanie sił, które wtulały mnie w objęcia mięciutkiego łóżeczka i cieplutkiej kołderki. Tym razem jednak przegrałem na całej linii, obudził mnie dopiero dźwięk przychodzącego połączenia w komórce, którą zostawiłem poprzedniego wieczoru na stole kuchennym. Rad nie rad wypadłem ze swojego barłogu i dopełzłem do drzwi. Tutaj czekało na mnie pierwsze poważne wyzwanie tego dnia – pokonując błędnik, który uznał poziom za odpowiednią pozycję mojego ciała, pociągnąć klamkę i nie wywrócić się na niebezpiecznie chybotliwej podłodze.
-Plan zrealizowano w dziewiędśięsiu procentach – oznajmiłem Maurycemu(jednej z pięciu białych myszek, które ostatnimi czasy mnie odwiedzały) leżąc obok wieszaka. On tylko popatrzył na mnie tym swoim chłodnym wzrokiem, pokiwał łebkiem i wyparował.
Nigdy nie ustaliłem w jaki sposób mu się to udaje. Samemu próbowałem tego od kiedy ujrzałem tę sztuczkę, lecz nigdy nie udało mi się zniknąć sobie nawet kawałka ciała. Raz myślałem, że jestem blisko, ale tego samego dnia mój zapał ostudził Marcin, który twierdził, że włosów nie miałem już wcześniej.
Ale co ja to? Aaa, telefoniren drynden zu mir. Droga była trudna, ale niczym Mojżeszowi udało mi się dotrzeć do swej mekki.
-Halo? – Odpowiedziała mi cisza. A tak, zielona słuchawka. -Haloo?
-Eee, dzień dobry. – Z głośnika dobiegał mnie sympatyczny głos. Mój siódmy zmysł podpowiadał mi, że to blondynka o zielonych oczętach i jędrnych… - Krzysztof Mazurewicz z tej strony, reprezentuję firmę Karibod. Czy rozmawiam z panem Karapą?
-By to szlag… – szepnąłem nie mogąc wyjść z szoku. Dlaczego w dzisiejszych czasach tyle jest transseksualistów? – Tak, Karapa mówi. A co pani chce ode mnie?
-Chyba się nie usłyszeliśmy dobrze. Krzysztof Mazurewicz z tej strony.
-Nie martw się, jestem tolerancyjny.
Usłyszałem westchnięcie. Zapewne ulgi. Mało się bowiem spotyka ludzi takich jak ja, takich którzy potrafią zaakceptować odrębność.
-Dzwonię w sprawie opłacenia rachun… - Tyle mi starczyło. Resztę pani Krzysztof powie do stołu, stwierdziłem i poszedłem opłukać twarz. Wiedziałem, że zimna woda mi pomoże, bo zawsze mi pomagała, a ten dzień nie był jakiś wyjątkowy, więc i dziś powinna zadziałać. Prosty rachunek jak dwa plus dwa jest… - nigdy nie byłem dobry z przedmiotów ścisłych, więc wspomogłem się niezawodną ściągą w postaci palców – pięć.
Łazienka nie przedstawiała się po dniu wczorajszym najlepiej, ale miało to też swoje zalety. Zbite lustro leżało na podłodze, więc nie musiałem zmieniać napędu cztery na cztery na ten mniej wygodny. Twarz przyozdobiona dwutygodniowym zarostem, nos ładnie czerwoniutki, no i prawie wszystkie zęby na miejscu. Nic dziwnego, że żadna oprzeć mi się nie może.
***
By to szlag, czy tylko ja muszę mieć takiego pecha. Czy nie mogło być ze mną jak z spidermanem albo nawet jakimś podrzędnym wampirem? Pogryzłby mnie pająk, albo wyssał ze mnie krew wampir i miałbym supermoc, albo chociaż mógłbym wyrywać laseczki na umiejętność przemiany w nietoperza. Ale nie, ja muszę mieć zawsze pod górkę. Musiał pogryźć mnie bezdomny. Nie wiem co działo się przez miesiąc od tego wydarzenia, ale wyglądałem jak rasowy menel, a nawet zapachem mu nie ustępowałem. Moje mieszkanie też nie wyglądało ciekawie, porozbijane talerze, połamane krzesła, a lodówka nie miała drzwi.
Dzwoni komórka, ta o dziwo przetrwała.
-Dzień dobry, to znowu ja. – usłyszałem roześmiany głos.
-Znowu kto? – jęknąłem z przerażenia. Kto mógł do mnie dzwonić w czasie, którego uparcie w mej pamięci nie ma?
-Noo, pani Krzysztof, pana blondyneczka o jędrnych… - Nie dowiedziałem się co miała Krzysztof jędrne, nie wytrzymałem i posłałem komórkę na wycieczkę przez okno.
Dopisać do listy napraw: wymienić szybę.
Dzwoni Krzysztof...
1
Ostatnio zmieniony ndz 06 maja 2012, 21:35 przez Zaqr, łącznie zmieniany 3 razy.