Tak po prostu.

1
Pewnie jest masa błędów, ale co mi tam.

Serdecznie chciałbym podziękować Obywatelce AM za "pierwsze słowo" i wsparcie przy pracy, którego widać nawet ja potrzebyję.



Tak po prostu.



Grzechem byłoby nie stanąć w parku i nie popatrzeć, nie zatopić się w pięknie, budzącej się po zimowym śnie, przyrody. Nie było jeszcze zielono. Drzewa nie pokryły się liśćmi, a trawa jeszcze nie skolonizowała powstałych w ciągu zimy czarnych plam gołej ziemi. Ale ogólnoprzyrodniczy zryw już się rozpoczął. Pojawiły się pąki, a trawniki stopniowo stawały się coraz gęstsze. Wszędzie dawało się odczuć radość natury. Oto rozpoczął się okres ciepłych barw kwiatów i słodkiego śpiewu ptaków.

- Co ty, Andrzej, śpisz na stojąco? – za jego plecami zabrzmiał dobrze znany głos.

- Nie. Podziwiam.

- Niby co?

- Nie czujesz? To wiosna.

- Stary, śnieg jeszcze całkiem nie zniknął, a ty się zachwycasz wiosną. Dam ci dobrą radę. Zejdź na ziemię, tylko powoli, bo się poobijasz, i choć z nami do baru.

- Dym, tłok i hałas? – w odpowiedzi zobaczył przytakującą twarz Krzysztofa. – Czemu nie.

Ostatni raz obrzucił spojrzeniem okolicę i podążył za kumplem.



- Patrzcie, kogo przywiało. – odezwały się liczne głosy zgromadzonych przy najbliższym stoliku.

- Witam wszystkich. – ścisnął każdemu rękę, podczas gdy zaczynały padać tradycyjne pytania.

- Jak tam Andrzejku?

- To zależy, w jakim aspekcie. Zdrowotnie, tak sobie. Psychicznie, tak sobie. A emocjonalnie, tak sobie.

- Powiedz nam, jak można cały czas chodzić tak zakochanym jak ty i jednocześnie nie ganiać za żadną laską?

- Kto powiedział, ze jestem zakochany, i że nie uganiam się za żadną dziewczyną? Ja po prostu jestem spokojny. Nie każdy musi cały czas nadmiernie świadczyć o swojej obecności tak jak ty.

- Zabolało. – na twarzach zebranych pokazały się uśmiechy – Kiedyś byłeś inny. Te cholerne studia cię zmieniły. A więc to się dzieje z mężczyzną na uniwersytecie. – wybuchła salwa gromkiego śmiechu.

Andrzej postanowił puścić infantylną uwagę mimo uszu, tak jak to miał w zwyczaju. Faktycznie, kiedyś był inny. Ale się zmienił. Bo każdy się zmienia, a przynajmniej każdy ma do tego prawo. On stał się spokojniejszy. Znacznie spokojniejszy. Był teraz niemal niewzruszony niezależnie od tego, co by się wokół niego nie działo. Nie, nie był obojętny. Po prostu niezwykle rzadko i niezwykle powściągliwie reagował na „ataki” świata. To wszystko sprawiało, że uważano go za człowieka o nieprzeciętnie silnej woli i psychice. Ci, którzy go znali najlepiej wiedzieli, że to nie do końca prawda. Ale i oni tkwili w pewnym stopniu w błędzie. Nie wiedzieli, że pod ta skorupą pozornie silnego faceta, kryje się mały, wystraszony i sfrustrowany chłopczyk. Nikt nigdy by nie przypuszczał, że człowiek o reputacji monolitu, może być aż tak delikatny.

Rozmowy trwały jeszcze długo, co jakiś czas wbijając kolejną szpilkę w duszę przysłuchującego się wszystkiemu Andrzeja.



Wyszedł z domu i spojrzał na posiniaczone chmurami niebo. Ucieszył się na myśl, że może w taki deszcz nikogo po drodze nie spotka. Niektóre mijane osoby potrafią już samym wyglądem wyrwać człowieka z myślowej nirwany. Nie muszą nic mówić. Nie muszą nic robić. Nie muszą nawet na niego patrzeć. Wystarczy, że są. I to ich bycie jest czasem straszliwie dokuczliwe.

Mylił się. Na ulicach było sporo ludzi. Mimo koszmarnej pogody nie pochowali się w domach. Powyciągali parasolki i klnąc pod nosem na słońce, które tego dnia zastrajkowało, podążali do swoich miejsc walk. „Skoro pogoda wam nie odpowiada, trzeba było siedzieć w ciepłym mieszkanku”. Takich i innych myśli było w ciągu tych kilkunastu minut dużo, przerażająco dużo.

Na miejscu ujrzał tłumy tak zwanych ludzi. Nie ma to jak przedwykładowe rozmowy o tym, jak to jest w tym semestrze ciężko, bądź jak ciężko będzie na sesji, która jest dopiero za kilkanaście tygodni. Ale to jeszcze nic. Najlepsze z tego całego cyrku są pogaduchy „typowych” dziewczyn, o ciuchach, o telenowelach i innych pierdołach.

Tu narodziła się ciekawa myśl. Może piekło jest już na ziemi? Może cierpimy za nasze grzechy już w momencie ich popełniania? Nie, to nie możliwe. To by było zbyt piękne.

Szmer wypowiadanych słów stawał się coraz bardziej nieznośny. Niektóre wychwytywane urywki stawały się szpilkami wbijanymi w duszę. Inne, głównie te kierowane do niego, były gwoździami. Dzięki nim możliwe stało się zabicie dechami drzwi do serca.



Stancja. Nienawidził tu wracać. Zwłaszcza, kiedy oni tu byli. Oni, czyli Krzysztof i Adam. Rozrywkowy duet. Uwielbiają żarty, zwłaszcza z niego. Ledwie zamknął drzwi i się zaczęło. Trzask zamka był dla nich sygnałem do startu. Z jednego z pokoi wypłynął krzyk:

- To ty Pajacu?! - jak on nienawidził tego epitetu.

- Tak, to ja. – „Czemu się nie postawisz?” – pomyślał – „Oj przestań, to nic takiego”.

- To teraz możesz mi zrobić obiad! – to jeden z tradycyjnych i najbardziej irytujących żartów, po którym zawsze następował ten ich idiotyczny śmiech.

„Gdybyś na samym początku uderzył pięścią w stół, nie doszłoby do tego”.

Tu, nawet we własnym pokoju, nie można mieć chwili spokoju. Nawet, jeśli nikt nie zagląda. Cały czas zastanawiasz się, kiedy któryś z nich wejdzie i zacznie te swoje głupie wywody. Gdy nie dowcipkują tylko starają się rozmawiać poważnie, efekt jest taki sam. Denerwujący jest ich sposób wysławiania się, poglądy, hipotezy na tematy równie głupie jak oni sami.

Dziś jednak nikt nie przyszedł. Na szczęście.



Wstał nowy dzień. Grzechem byłoby nie uznać go za piękny. Słońce grzało od samego rana, wdzierając się przez szyby do mieszkania i nie dając pospać nawet najbardziej zatwardziałym śpiochom. Niebo było cudownie błękitne, niemal bezchmurne. Jedynie nieliczne, białe kołtuny zaśmiecały ten bezgraniczny, niebieski dywan. Widok taki mógł jedynie poprawiać humor.

Teraz jak najszybciej trzeba się stąd wydostać. Zanim oni się pobudzą. Nie chciał się na nich natknąć. Nie chciał by popsuli mu taki dzień.

Choć zajęcie zaczynają się za ponad dwie godziny, postanowił już teraz udać się w drogę.

Spokojnym krokiem pokonywał kolejne metry. Spoglądał cały czas na niebo i zachwycał się jego czystością. Starał się nie zwracać uwagi na to, co było poniżej. Jakby było produktem drugiego gatunku, niechcianym skutkiem jakiegoś nieudanego eksperymentu. Reszta świata po prostu istniała i nie można było się jej pozbyć.

„Spokojnie przyjacielu. Już niedługo weekend. Oni pojadą do domu, a ty zostaniesz sam, na całe trzy dni.”



Koniec zajęć i początek jak najdłuższej drogi do domu. Wszystko byle jak najkrócej obcować z gatunkiem ludzkim. Po całym dniu w sercu tkwi tyle cierni, że wygląda ono jak jeż, jak krwawiąca, kolczasta kulka.

Kilkudziesięciominutowy spacer jest oazą spokoju, która okazuje się być jedynie fatamorganą i znika, gdy docierasz do celu. Dystans był jak lekarstwo, ale zmniejszając się wywoływał cierpienie.

Cała drogę w głowie szumiał cudowny błogostan. Brak jakichkolwiek myśli, zwłaszcza tych złych, dawał początek radości. Krótkotrwałej i złudnej, ale zawsze radości.

Na miejscu ruszył dobrze już mu znany scenariusz:

- To ty Pajacu?! – „Kurwa mać!”

- Tak, to ja. – „czemu się nie postawisz”, „oj przestań, to nic takiego”.

- To teraz możesz mi zrobić kolację. – i znów ten głupawy śmiech. „żebyś kiedyś tego nie pożałował przyjacielu”.



Już dziś ich nie ma. Wolna chata. Raj. Już nie wraca piechotą tylko autobusem. Już nie musi się ukrywać. Teraz on tam rządzi.

Ale cudowne uczucie. Nieuchronnie zbliżać się do upragnionej ciszy i spokoju. Czuć coraz bardziej intensywny aromat relaksującej samotności.

Drzwi autobusu otworzyły się, wpuszczając do środka falę świeżego powietrza. Andrzej jako pierwszy stanął tej fali naprzeciw. Na zewnątrz ujrzał, przesuwające się w obu kierunkach, gromadki ludzi. Tłocząc się między autobusem a przystankiem, mijali się i przepraszali ilekroć kogoś potracili.

Zanurzył się w tłumie i od razu poczuł odrazę do tych zwierząt. Tu ktoś go szturchnął, tam dziwnie się spojrzał, koszmar. Zapragnął jak najszybciej wydostać się z tej ławicy.

Po kilku krokach znalazł się na odcinku chodnika, gdzie było znacznie luźniej. Ale i tu nie ustrzegł się przygód. Jakiś spieszący się, ubrany w skórzaną kurtkę, typ, starając się ominąć innego przechodnia, trącił Andrzeja w ramię. Natychmiast się odwrócił i przeprosił. W odpowiedzi otrzymał srogie spojrzenie. Widocznie bardzo się spieszył, bo nie skomentował bezczelnego zachowania gówniarza.



Ujrzał plecy tego gościa. I swoje dłonie. Prawą na jego twarzy, a lewą na potylicy. Widział jak z łatwością, zdecydowanym, szybkim ruchem, okręca jego głowę. Słyszał cichutki chrzęst kręgosłupa, niczym łamanej gałęzi. A potem ciało, z głową bezwiednie wiszącą na karku, osunęło się na chodnik. W uszach zabrzmiał mu jego własny, zuchwały głos, mówiący „ups”. Poczuł jak usta wykrzywiają mu się w łuk, oznajmiający radość z występku.



Szybko otrząsnął się z tej idiotycznej wizji. Puścił incydent w niepamięć i udał się do mieszkania.

Tam zastał typowy bałagan, ale też spokój i ciszę, której tak bardzo pragnął. Za która tęsknił cały tydzień.

- Kochanie, wróciłem. – wyszeptał do pustki



Obudziło go trzaśniecie drzwiami i głośne rozmowy. Spojrzał na zegarek. Była zaledwie dziesiąta rano. „Co jest u licha?” – pomyślał. Przyjechali wcześniej. Dużo wcześniej.

Andrzejowi serce pękło z żalu. A po chwili ogarnął go gniew.

- Jesteś Pajacu?! – zawołał Krzysztof.

- A chuj ci do tego! – nie mógł uwierzyć we własne słowa, a dokładniej w to, że wypowiedział je na głos.

W tym samym momencie głosy na korytarzu ucichły. Zdaje się, że dla nich stanowiło to równie wielki szok.

W głowie stado myśli wzbiło się w powietrze i zatoczywszy łuk obrały wspólny kierunek. Przypomniał sobie niedawny incydent, który przydarzył mu się po wyjściu z autobusu. Przypomniał sobie dokładnie wizję, która go wtedy nawiedziła. Szaloną myśl o zemście. Karmił się nią jeszcze przez długie godziny. Przekształcał ją i rzeźbił w niej aż nabrała piekielnie realnych kształtów.



Następnego dnia rano Krzysztof udał się tradycyjnie do toalety. Tam zrobił, co trzeba i obmył twarz zimna wodą. Nieco już pobudzony, w samych tylko bokserkach, wszedł do pokoju Adama, mówiąc, jak zresztą zawsze:

- Wstawaj kluchu. Pora ruszać na zajęcia.

Nagle zamarł w bezruchu. Jego oczom objawił się koszmarny widok. Na podłodze przy łóżku była czerwona plama namalowana świeżą krwią, która spłynęła z gardła Adama przesiąkając przez kołdrę. Wciąż jeszcze kapała z rogu, który wisiał zaledwie kilka centymetrów nad kałużą.

Wzdłuż kręgosłupa powędrowała mu niewiarygodnie „intensywna” ciarka, kiedy spojrzał na szyję kolegi. Ujrzał głębokie i długie cięcie. Krwawy uśmiech skierowany był w jego stronę.

Twarz ofiary nie zdradzała niczego. Tak jakby nie wiedział, co mu się przytrafiło. że umarł.

Serce zaczęło mu bić bez opamiętania. Chciał krzyknąć, wezwać pomocy, ale chyba zapomniał, jak się to robi.

Usłyszał za sobą jakiś szmer. Odwrócił się i zobaczył Andrzeja. Współlokator patrzył na niego dziwnym wzrokiem. Wciąż nie mogąc z siebie wydusić słowa, drżącą ręką wskazał na miejsce kaźni. Patrzył na łóżko przerażonymi oczami, a ciszę mąciły jedynie kroki bosych stóp kolegi i jego ciężki oddech.

Po chwili doznał niecodziennego uczucia. Nie było bólu. Tylko zimno, zagłębiającej się w plecach, stali i ciepło krwi, spływającej po nogach na dywan. Obrócił głowę i dostrzegł za sobą uśmiechniętą twarz, taką, jaką mają tylko psychopaci w filmach.

Przerażenie sięgnęło zenitu. Nóż tkwił w ciele zaledwie połową swojej długości. Kiedy oczy obu postaci spotkały się, powoli zostało wepchnięte całe ostrze. Oczy kolejnej ofiary otworzyły się jeszcze bardziej. Dało się słyszeć niewyraźny jęk, po którym ciało opadło na ziemię wraz ze sterczącym z niej narzędziem zbrodni.



Popatrzył na swoje dzieło. Ogarnęła go ogromna radość i duma. Twarz mu się rozpogodziła.

- Ups. – powiedział zuchwałym głosem, tak jakby któryś z nich mógł go jeszcze usłyszeć.[/b]
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

2
Pomysł: 4-



Hmmmm, całkiem w porządku. Trochę przypominało mi mój własny tekst, bo to bądź, co bądź - też historia frustrata. Szkoda tylko trochę, że dosyć szybko można zacząć domyślać się zakończenia. Nie jest to najbardziej oryginalny pomysł, ale za to porządnie wykonany. Tylko na początku, osoba, z którą rozmawia Andrzej to Krzysztof, tak? Jeśli tak, to coś tu jest nie tak. Przecież on zawsze nazywał Andrzeja Pajacem, drwił z niego i wogóle, a tutaj rozmawia z nim całkiem normalnie. Chyba, że to jakiś inny Krzysztof.



Styl: 4+



Kurde, siedzę i się głowię. Pamiętam Twoje dwa pierwsze teksty na Weryfikatorium o tym chłopcu, co to zemsty szukał, bo mu rodzinkę wyrżnęli. Siedzę i głowię się, jak bardzo tamte teksty różnią się od tych pierwszych. Zarówno pod względem treści, jak i stylu. Oczywiście pozytywnie. Jest naprawdę fajnie, przyjemnie się czyta, to co piszesz, chociaż czasem są momenty suche, a czasem pełniejsze.



Schematyczność: 4-



Historia frustrata, ale ciekawie przedstawiona. Może być.



Błędy: 3



Pierwszy i podstawowy, który najbardziej mi się rzucił w oczy:


- Patrzcie, kogo przywiało. – odezwały się

- Witam wszystkich. – ścisnął każdemu


Na końcu dialogu nie stawia się kropki! Znaki zapytania i wykrzykniki, owszem, ale nie kropki, biorąc pod uwagę, że dalej jest mała litera. Najlepiej otwórz pierwszą, lepszą książkę i spójrz tam, jak to wygląda.


- Jak tam Andrzejku?


Gdy postać zwraca sie do kogoś w dialogu, powinien być przecinek.


- To ty Pajacu?! - jak on nienawidził tego epitetu.


Nie jestem pewien, czy pajac to epitet.


Gdy nie dowcipkują tylko starają się rozmawiać poważnie, efekt jest taki sam.
przecinek przed 'tylko'


Jakiś spieszący się, ubrany w skórzaną kurtkę, typ, starając
pierwszy przecinek niepotrzebny


Dystans był jak lekarstwo, ale zmniejszając się wywoływał cierpienie.
przecinek po 'zmniejszając się'



Poza tym jeszcze parę interpunkcyjnych, ale z racji na długość tekstu nie będę ich tutaj przytaczał. Te, które wskazałem, wyłapałem losowo. No i parę literówek typu 'ze' zamiast 'że', albo 'która' zamiast 'którą'.



Ocena ogólna: 4



Pomysł trochę oklepany, ale jak już mówiłem - ciekawie przedstawiony. Bardzo fajny styl, sporo błędów, ale ogólnie trzyma klasę. Jestem oczywiście na tak.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Przeczytalem - ciekawe, ale, w niektorych momentach mozna sie pogubic. Kilka bledow - dialogi - jak Patren zauwazyl. Podsumowujac - jest ciekawe, niewiele do poprawiania.



Pozdrawiam ;]
Bliscy sąsiedzi rzadko bywają przyjaciółmi.





Tylko ci, którzy nauczyli się potęgi szczerego i bezinteresownego wkładu w życie innych, doświadczają największej radości życia - prawdziwego poczucia spełnienia.

4
Pomysł: 4

Nawet, nawet. Ale brakowało mi opisów postaci na samym początku.



Styl: 4+


„Szmer wypowiadanych słów stawał się coraz bardziej nieznośny. Niektóre wychwytywane urywki stawały się szpilkami wbijanymi w duszę. Inne, głównie te kierowane do niego, były gwoździami. Dzięki nim możliwe stało się zabicie dechami drzwi do serca.” - Ten fragment przypadł mi do gustu. A to zabicie dechami drzwi do serca. Bomba!



Tyle powiem, zaskakujesz z następnymi dziełami. I najważniejsze, ze pozytywnie.



Błędy: 4

Mało tego było, a poprzednicy już wymienili.





Ocena ogólna: 4



„Szmer wypowiadanych słów stawał się coraz bardziej nieznośny. Niektóre wychwytywane urywki stawały się szpilkami wbijanymi w duszę. Inne, głównie te kierowane do niego, były gwoździami. Dzięki nim możliwe stało się zabicie dechami drzwi do serca.” - Ten fragment przypadł mi do gustu. A to zabicie dechami drzwi do serca. Bomba!



Jestem oczywiste na TAK. Czy ja kiedyś była na nie apropo twych teksów? No właśnie :wink:



Pozdrawiam 8)
Serce, które kocha, jest zawsze młode.

Przysłowie Greckie

5
Dziękować za pozytywna ocena :D



Kurcze. Nawet sobie nie wyobrażacie jak mnie to zmotywowało.

Zwłaszcza uwaga Patrena na temat błędów. Mam zamiar sporo w tej kwestii zmienić. Czy to coś da? Zobaczymy.



Jeszcze raz wielki dzięki i pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)

7
Co tu jeszcze dodać? Czyta się płynnie i bez zgrzytów.


Dzięki za wylewną krytykę :P
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.

„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.

"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”