Akcja ratunkowa

1
Jest to wstęp do czegoś większego. Na forum można znaleźć dwa fragmenty z tego rozdziału pierwszego, reszta dopiero do oceny. Bohaterowie będą oddzielnie pisani, więc proszę się nie czepiać że nie wiadomo jak wyglądają.
Miłego czytania życzę.


Przy wschodniej granicy Polski z Ukrainą, w Sanoku zabrała się grupa komandosów, która miała za zadanie odbić swojego człowieka z rąk szajki terrorystycznej. Więziony jest on, jak wiadomo od informatora w południowo-wschodniej części Australii na wyspie. Kangaroo Island.
Mają przejechać wynajętą specjalnie furgonetką przez Przemyśl na teren Ukrainy, i dalej na lotnisko w Lwowie. Tam do Black Hawka na Madagaskar, a dalej do Perth. Tam czekać na nich będą pojazdy, w których spędzą jazdę drogą krajową 30 (Albany Hwy/State Route 30). Tam wsiądą na statek i popłyną do Port Lincoln, z skąd później udadzą się na małą wysepkę na południe "Kangaroo Island".
Rozdział I - Dojazd do Lwowa
Na rynku w Sanoku, przy "klasztorze oo. Franciszkanów", spotkało się siedmiu komandosów. Ubranych na cywila, aby nie wywyłać niczego nie pożądanego wśród chodzących innych ludzi. Czekali na ósmego członka swojej ekipy, którym był ich dowódca, major Witold Jędryka. Stali tam już trzydzieści minut.
- Gotowi na misję? - Spytał Adam Niedzwiecki.
- Oczywiście. Jak na zasraną misję, po całej przepracowanej nocy! - Odrzekł Aljaz.
- Przyjechał... - Maniura spojrzał nad podjeżdzający pojazd. - Mówiłem już, że ma super brykę?
- Nie jednokrotnie - odparł Niedzwiecki. - I pewnie nie ostatni.
Pod oczekującą grupę podjechało białe BMW E36. Wysiadł z niego major Jędryka wraz z żoną, której następnie podarował kluczyki i pożegnał się. Dość długo, z resztą nic dziwnego, nie wyjeżdza przecież na jakieś spotkanie biznesowe. Na dzień czy na dwa. Za nim jeszcze zdążył się przywitać z swoimi ludźmi, których połowę znał, ona zdążyła już odjechać z... piskiem opon. Miała to w swoim zwyczaju, choć innym się to nie podobało, majora wyraźnie to podniecało. Kobieta z pazurem...
- Witam was Panowie. Wszyscy są?
- Pewnie tak. - Olski
- Dobra. Poznajcie nowych członków naszego składu. Darey Cooper z Australii, specjalista od ładunków wybuchowych i Mathias Juan z Norwergi, żołnierz wsparcia. Po za tym skład uzupełniają dobrze mi znani ludzie, prawda?
- Oczywiście. - Odrzekł Szczepański - Jakżeby inaczej.
Po dziesięciu minutach na placu pojawiła się furgonetka, dodge ram van koloru czarnego. Wsiedli do niej, usadowili się wygodnie, bo była to naprawdę dobrze zadbana nie tylko od zewnątrz, i wyjechali w długą podróż do Lwowa.
- Powiem wam to jeszcze nie raz, ale pamiętajcie, musicie zawsze być przygotowani na wszystko. Stoczymy bój z dobrze zoorganizowaną szajką terrorystyczną. Przyda się nam spryt, doświadczenie, i przewaga w postaci zaskoczenia. Celowi, który musimy odbić, nie może spać włos z głowy, inaczej nas ukatrupią gdy wrócimy.
- Się rozumie. - Odrzekł Maniura.
Furgonetka znajdując się dziesięc kilometrów za Sanokiem, na dawno nie uczęszczanej szosie, złapała gumę, co było pierwszym powodem do zdenerwowania i opóźnienia misji.
- Cholera. Co za debil wynajął nam tę furgonetkę. Hmm... a może to wina kierowcy? - krzyknął major Jędryka.
- Kierowca, kierowca. Jasne. - odezwał się jak na zawołanie kierowca. - Sprawdzę co sie stało, i zaraz wyruszamy dalej.
- Pięknie, teraz muszę poinformować sztab o takich pieprzonym, małym problemie. Jakby nie było więcej zmartwień na naszych głowach.
Dwadzieścia trzy minuty później, gdy kierowca wymienił lewą przednią oponę, mogli ruszyć dalej. Przez kolejne czterdziesci minut podrozy, zatrzymali sie tylko na chwile. Było to w sztabie, pięć kilometrow przed Przemyślem. W sztabie dali im specjalne identyfikatory, dzieki którym w dalszym czasie będą mogli bez pardonowo uzyskiwac zgody na 'stacjach'. Pierwsza będzie już nie dlugo - granica. Jak było zaplanowane, tak i też się stało. Na granicy poinformowani celnicy sprawdzili idendyfikatory i puścili ich w dalszą droge. Następne 2-3 godziny spędzą na jeździe do Lwowa, gdzie czeka na nich kolejny transport, helikopter.
Helikopter, Black Hawk Amerykańskiej produkcji. Czekał już od od dnia poprzedniego na prywatnym, wojskowym lądowisku w Lwowie. Ten senior wśród helikopterów, jeden z najbardziej zasłużonych, był i jest marzeniem wielu ludzi na całym świecie, lecz nie to jest teraz najważniejsze. Nie przyjemność lotu, lecz zadanie.
Furgonetka mijała właśnie znak "L'viv", jaki by inny, pozostawało jeszcze parę minut. Wjechała na teren lotniska.
- Dojechaliśmy. - Kierowca odwrócił się do tyłu. - Wysiadajcie.
Przy wysiadaniu, oślepiło ich słońce znajdujące się na linii horyzontu. Kierowało się ono już ku zachodowi.
- Witam majorze! - Człowiek, który przed nim stanął zasolutował i mówił dalej. - jestem Leon Gorczewski, a to są - wskazał ręką na grupkę stojącą za nim - Brasher, pilot śmigłowca mówcie na niego "Dziki Pies", Jetson, snajper przydomek "Złote oko" i Szeliga "Siekiewka".
- A ty kim jesteś? - zapytał major Jędryka
- Drugi pilot, przydomek "Pieprzony Rusek"
- Nie będę pytał dlaczego, ale dlaczego? - spytał Aljaz
- Haha, będzie mi się z Tobą dobrze pracować. Przydomek jest od mojego prawdziwego nazwiska, Gorczow. Może czasem usłyszycie lekki akcent Rosysjki, ale nie często, zbyt długo już mieszkam w Polsce. Choć połowę tego czasu spędzam po za krajem, na misjach z "Dzikim Psem" - Gorczewski popatrzał na Brashera, i się uśmiechnął - teraz jest spokojny, ale wystarczy, że wylecimy, staje się całkiem inny. Ale bez obaw - spojrzał na majora Jędryke i jeszcze szerzej się uśmiechnął - przyzwyczaicie się. Musicie, jeżeli chcecie dolecieć do celu bez uszczerbku na psychice. Możecie go zbluzgać, ale on nadal będzie taki sam, jednym uchem wleci, drugim wyleci. Lecz uważajcie, jeżeli przesadzicie, wyląduje i dalej nie poleci, robił już tak nie raz. Ale wam to nie przeszkadza prawda?
- Czy Rosjanie zawsze tak dużo pieprzą? I takie pierdu pierdu? - odrzekł Aljaz
- Czuję, że się polubimy - Gorczewski nadal miał uśmiech na twarzy, jak zaprogramowany pieprzony system dobrego humoru - to dobrze. A teraz macie trzydzieści minut na ogarnięcie się, a potem chcę was widzieć przy Black Hawku.
Cała grupa udała się do hangaru, gdzie czekał na nich cały potrzebny sprzęt.
- Dziwny tej rosjanin - Maniura pakował do plecaka granaty odłamkowe.
- Pieprzony rus - odrzekł Aljaz, rzucając noktowizor w stronę Olskiego.
- Jeszcze uratuje ci dupę i będziesz wspominał swoje słowa. - major popatrzał na Aljaza
- Panie majorze, z pełnym szacunkiem, ale proszę znowu nie zaczynać tej swojej wywody. Dobrze Pan wie, że nie nawidzę Rusków ja mogę - Aljaz uderzył ręką o stół, podnosząc głowę w stronę majora Jędryki.
- I Niemców, i komunistów i tak dalej - odrzekł Maniura
- Otóż to...
- Nie musisz mnie znów o tym uświadamiać - major położył cały sprzęt co miał w ręce na stół i stanął twarzą w twarz z Aljazem - ile razu mam ci powtarzać, że nie życzę sobię takich odzywek? Kogo lubisz, kogo nie lubisz, to twoja sprawa, zostaw to dla siebie.
- No rzeczywiście, jakbym pierwszy raz o tym wspominał.
- Słuchaj, jesteś naprawdę dobrym żołnierzem, ale zostaw to wszystko dla siebie. Tak jest?
- Tak jest!
- I tak ma być. - Major podszedł do stołu, stojąc jeszcze plecami do Aljaza, oznajmił - I żebym nie słyszał o żadnych incydentach między tobą, a Gorczewskim.
- Pieprzonym Rusie. Ha, już wiem z skąd jego przydomek.
- Puszczę to mimo uszy. - Major sięgnął po broń - Ale żeby było to poraz ostatni i nie wyszło po za ten hangar. I ma być to ostatni raz, rozumiesz?
Dwadzieścia minut później wszyscy znajdowali się już przy lądowisku, na którym stał Black Hawk. W środku, za sterami siedział już "szalony" Brasher, a obok na murku siedział Szeliga, a obok niego stał Jetson czyszczać lunetę swojego karabiny snajperskiego. Czekali już teraz tylko na "Pieprzonego Ruska", per Leona Gorczewskiego, ze systemem nadzwyczaj pieprzonego uśmiechu.
Piękny, słoneczny dzień zaczął już pomału zamieniaś się w gwieździstą noc, kiedy na horyzontem znikły ostatnie promyki słońca. Sekundę później pojawił się Gorczewski - punktualność, pieprzona punktualność, równo trzydzieści minut po ostatnim rozstaniu.
- Zapraszam panowie do helikoptera. Miłej podróży.[/center]
Ostatnio zmieniony pt 11 maja 2012, 11:28 przez oficerpavlo, łącznie zmieniany 3 razy.

2
oficerpavlo pisze:Przy wschodniej granicy Polski z Ukrainą, w Sanoku zabrała się grupa komandosów, która miała za zadanie odbić swojego człowieka z rąk szajki terrorystycznej.
To brzmi dla mnie trochę jak: "Na rogu Wawelskiej i Francuskiej zebrała się grupa młodzieży, by potem raźnym krokiem wmaszerować do pobliskiego pubu". Komandosi to się raczej nie zbierają jak grupa młodzieży na imprezę. Ponadto przyjęło się określać takich mianem oddziału. I pewnie nie zebrali się gdzieś w Sanoku, tylko w konkretnym miejscu. Ogólnie ten wstęp jest koszmarnie napisany i niemalże zupełnie zniechęcił mnie do dalszego czytania.
Dalej nie lepiej:
oficerpavlo pisze:Ubranych na cywila (1), aby nie wywyłać (2) niczego nie pożądanego (3) wśród chodzących innych ludzi (4).
1. Ubranych po cywilnemu jeżeli już.
2. wywołać - literówka.
3. To znaczy czego mieli nie wywołać? Dodatkowo ort: niepożądanego.
4. Matko i córko! Co to za konstrukt? A wśród siedzących już można było? A gdzie oni chodzili?
Możliwe, że chodziło ci o: aby nie wzbudzać nadmiernego zainteresowania przechodniów...
oficerpavlo pisze:Czekali na ósmego członka swojej ekipy, którym był ich dowódca, major Witold Jędryka.
Czekali jeszcze na swojego dowódcę, majora...
oficerpavlo pisze: Jak na zasraną misję, po całej przepracowanej nocy!
Eeee?? Sorry, nie dotarł do mnie sens tej wypowiedzi.
oficerpavlo pisze:- Nie jednokrotnie - odparł Niedzwiecki. - I pewnie nie ostatni.
- Nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz - odparł Niedzwiecki.
oficerpavlo pisze:Pod oczekującą grupę podjechało białe BMW E36.
To tak w ramach nie zwracania uwagi. W Sanoku co drugie auto to BMW.
oficerpavlo pisze:- Witam was Panowie. Wszyscy są?
- Pewnie tak. - Olski
To znaczy co, nie umiał policzyć do ośmiu? Czy też, jak major, nie znał drugiej połowy ekipy?
oficerpavlo pisze:Piękny, słoneczny dzień zaczął już pomału zamieniaś się w gwieździstą noc, kiedy na horyzontem znikły ostatnie promyki słońca.
To zdanie jest całkowicie błędnie zbudowane. Niestety nie ono jedno.
Zagłębiając się w tekst zaczęłam żałować, że jednak wstęp mnie nie odstraszył.
Błędy ortograficzne walczą na podium z gramatycznymi i stylistycznymi. Literówki. Dodatkowo wulgaryzmy - mogą występować w tekście, jednak powinny pełnić określoną funkcję. Tutaj starają się zastąpić treść i sens w zdaniach. Fabuły i jej spójności nie ma co nawet komentować.
Tekst wygląda jakby nie zdążył odleżeć nawet 5 minut przed wrzuceniem go tutaj. Zacznij od korekty podstawowych błędów ortograficznych, literówek i przynajmniej dwukrotnego przeczytania na głos. Polecam też czytanie książek - im więcej, tym lepiej, może łatwiej Ci będzie konstruować poprawnie zdania w języku polskim.

3
Ubranych na cywila, aby nie wywyłać niczego nie pożądanego wśród chodzących innych ludzi.
ubranych po cywilnemu
aby nie wywołać
"wśród chodzących innych ludzi" - czemu zaakcentowałeś, że ludzie chodzili. Czy to coś nadzwyczajnego?
- Gotowi na misję? - Spytał Adam Niedzwiecki.
- Gotowi na misję? - spytał Adam Niedźwiedzki.
Nie jednokrotnie
niejednokrotnie
Pod oczekującą grupę podjechało białe BMW E36
raczej: do oczekującej grupy
Wysiadł z niego major Jędryka wraz z żoną, której następnie podarował kluczyki i pożegnał się.
zdanie brzmi dość niezręcznie
z resztą nic dziwnego
zresztą
Za nim jeszcze
zanim
przywitać z swoimi ludźmi
ze swoimi ludźmi
ona zdążyła już odjechać z... piskiem opon.
nie żona, ale samochód odjechał z piskiem opon
Miała to w swoim zwyczaju, choć innym się to nie podobało, majora wyraźnie to podniecało.
policz ile w tym zdaniu jest "to"
Witam was Panowie.
witam was, panowie
Powiem wam to jeszcze nie raz, ale pamiętajcie, musicie zawsze być przygotowani na wszystko
takich rzeczy raczej nie tłumaczy się zawodowcom
Furgonetka znajdując się dziesięc kilometrów za Sanokiem, na dawno nie uczęszczanej szosie, złapała gumę, co było pierwszym powodem do zdenerwowania i opóźnienia misji.
czyjego zdenerwowania?
Co za debil wynajął nam tę furgonetkę.
czyli inna furgonetka gwarantowałaby, że nie złapią gumy?
Dwadzieścia trzy minuty później, gdy kierowca wymienił lewą przednią oponę
czemu służy tak dokładne określenie czasu?
W sztabie dali im specjalne identyfikatory, dzieki którym w dalszym czasie będą mogli bez pardonowo uzyskiwac zgody na 'stacjach'.
mam kłopot ze zrozumieniem tego zdania
Na granicy poinformowani celnicy sprawdzili idendyfikatory i puścili ich w dalszą droge.
kogo puścili? brak określenia w tym zdaniu, jak i w zdaniu poprzedzającym
Następne 2-3 godziny
dwie, trzy godziny
Helikopter, Black Hawk Amerykańskiej produkcji
jak się pisze przymiotniki?
Furgonetka mijała właśnie znak "L'viv", jaki by inny, pozostawało jeszcze parę minut.
ale o co chodzi?
Wjechała na teren lotniska.
- Dojechaliśmy. - Kierowca odwrócił się do tyłu. - Wysiadajcie.
Przy wysiadaniu, oślepiło ich słońce znajdujące się na linii horyzontu
za dużo tego "jechania" i "wysiadania" obok siebie
Człowiek, który przed nim stanął zasolutował i mówił dalej
zasalutował
ędzie mi się z Tobą dobrze pracować.
z tobą
Może czasem usłyszycie lekki akcent Rosysjki,
znów to samo: rosyjski
Choć połowę tego czasu spędzam po za krajem
poza krajem
proszę znowu nie zaczynać tej swojej wywody.
swoich wywodów
Dobrze Pan wie, że nie nawidzę Rusków ja mogę
pan
nienawidzę
jak mogę
Major podszedł do stołu, stojąc jeszcze plecami do Aljaza, oznajmił
"podszedł stojąc" ciekawe
Ale żeby było to poraz ostatni i nie wyszło po za ten hangar. I ma być to ostatni raz,
raczej zbędne powtórzenie kwestii
W środku, za sterami siedział już "szalony" Brasher, a obok na murku siedział Szeliga, a obok niego stał Jetson czyszczać lunetę swojego karabiny snajperskiego
a obok, a obok - niepotrzebne powtórzenie
i co to znaczy "czyszczać lunetę swojego karabiny"
per Leona Gorczewskiego, ze systemem nadzwyczaj pieprzonego uśmiechu.
ze systemem? tak byś powiedział?
Piękny, słoneczny dzień zaczął już pomału zamieniaś się w gwieździstą noc, kiedy na horyzontem znikły ostatnie promyki słońca.
kiedy słońce znikło za horyzontem, to raczej wieczór zamieniał się w gwiaździstą (nie gwieździstą) noc

Cóż, tekst do gruntownej przebudowy. Zwłaszcza w kwestii stylu, jakim został napisany.

4
Świadomie i z rozmysłem wybrałam drugi twój tekst, żeby porównać z tym już weryfikowanym.
Po pierwszym czytaniu stwierdzam, że jest naszpikowany taką samą ilością błędów jak poprzedni. Żeby nie być gołosłownym:
oficerpavlo pisze:Nie jednokrotnie
oficerpavlo pisze:z resztą
oficerpavlo pisze:Za nim
oficerpavlo pisze:Po za tym
oficerpavlo pisze:jeszcze nie raz
oficerpavlo pisze:Przez kolejne czterdziesci minut podrozy, zatrzymali sie tylko na chwile.
oficerpavlo pisze:nie dlugo
oficerpavlo pisze:idendyfikatory
oficerpavlo pisze:Rosysjki
oficerpavlo pisze:rosjanin
oficerpavlo pisze:że nie nawidzę
oficerpavlo pisze:z skąd
oficerpavlo pisze:Ale żeby było to poraz ostatni i nie wyszło po za ten hangar.
To prawie wszystkie ortografy, jakie popełniłeś. Bo może mi kilka umknęło... Nie uważasz, że powinieneś wyczyścić tekst zanim wrzucisz na forum?
oficerpavlo pisze:- Gotowi na misję? - Spytał Adam Niedzwiecki.
- Oczywiście. Jak na zasraną misję, po całej przepracowanej nocy! - Odrzekł Aljaz.
oficerpavlo pisze:- Oczywiście. - Odrzekł Szczepański - Jakżeby inaczej.
- Się rozumie. - Odrzekł Maniura.
Powyższe przykłady zaczerpnęłam z początku tekstu. Potem nie ma już takich błędów. Nauczyłeś się zapisywać poprawnie. Świetnie! To dlaczego nie poprawiłeś całości?

Zaproponowany przez ciebie tekst jest chyba bardzo wstępnym szkicem. Nie widzę powodu, by go poprawiać, skoro tobie się nie chciało.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

5
Idąc za przykładem Dorapy - nie sięgam w głąb zdań już zupełnie. Spory fragment tekstu już był. Był komentowany. Błędy są te same.
Drugi powód jest taki, że bym tu do niedzieli siedział tłukąc zdanie po zdaniu - koszmarnie jest. Może to skutek niechęcie autora do pomyślenia nad tym co pisze, moze braku umiejętności (które trzeba zacząć zdobywać), tak czy inaczej - jest źle.

Wypowiem się za to w kwestii pomysłu, wynikającego bardziej ze wstępnego opisu, niż z tekstu.
Niby koncepcji autorskiej się nie powinno komentować, ale mimo to...
Oficerpavlo, porzuć ten pomysł, nim stracisz masę czasu na jego realizację.
Porzuć go, bo nawet jeśli się naumiesz pisac poprawnie a nawet ładnie literacko, narazisz się na salwy śmiechu z powodu braku przygotowania merytorycznego.
Zwróć uwagę - misja oficjalna (mowa jest o sztabie, o rozkazach, o przepustkach na kolejnych stacjach) na drugim końcu świata. A oni wynajmują furgonetkę (w ificjalnej misji - wynajmują!) by jechać do Lwowa, etap śmigłowcem na Madagaskar, etap (też śmigłowcem?) do Perth, potem jakimś pojazdami drogą, potem statkiem do Port Lincoln i ostatni etap (nie wiadomo czym) na Kangaroo Island. Tajemnicę po drodze szlag trafia po wielokroć. Tak się nie organizuje misji specjalnych!
Jak się do tego doda, że chłopaki się zbierają w środku miasta w Sanoku, dowódca przyjeżdża z żoną prywatnym samochodem... W ostatniej chwili dokoptowuje się jakiś nowych cżłonków oddziału... Pocieszne to jest.
Jedna wielka bzdura. Wyśmieją Cię.
Druga rzecz z tym związana - konstrukcja fabuły.
Oczywiście nie wiem co będzie dalej, moge się tylko domyślać.
A domyślam się, że opiszesz po kolei wszystkie etapy podróży, skorzystasz z nich, by przedstawić bliżej żołnierzy, pokazać relacje między nimi itp. Potem będzie atak na terrorystów, który się uda albo nie.
I to też jest do bani. Gros opowieści zajmie ci opis podróży, a ta część przeciez jest dla czytelnika nudna. Nieistotna wręcz.
Pomyśl nad tym.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron