Potyczka pod karczmą [Fantasy]

1
Postanowiłem dać do oceny krótki fragment powieści (mam nadzieję, że nie za krótki). Z premedytacją dobrałem go tak, aby był interesujący (mam nadzieję :P) i nie mówił za wiele o fabule całego utworu. Tytuł w temacie wątku jest oczywiście roboczy.

 Kiedy się przebudziłem już świtało. Na szczęście mój dzielny wierzchowiec nadal kroczył traktem. Chwała mu za to. Zlustrowałem otoczenie. W zasięgu wzroku pojawiły się jakieś zabudowania. Największa chata, leżąca zarazem najbliżej drogi wyglądała na karczmę. Pozostałe chaty stały w zbyt dużym oddaleniu, aby sądzić, że coś je łączy z „karczmą”. Przytulone do siebie wyglądały jak kupka nieszczęść. Pewnie opuszczono je dość dawno i do tego w pośpiechu.
Z rozmyślań wyrwał mnie widok okazałego komitetu powitalnego. Na placu przed karczmą stało trzech typów z bronią. Wyglądali na takich co to specjalizują się w pożegnaniach. Zwłaszcza tych bolesnych i ostatecznych. Podjechałem bliżej. Nie podejrzewałem, że mogą chcieć czegoś ode mnie. Myliłem się.
- Obcym wstęp wzbroniony! - zapiszczał ogolony na łyso typek, gdy tylko zsiadłem z konia. Zignorowałem go i odprowadziłem konia do słupa przy wodopoju. Podeszli bliżej.
- Głuchy jesteś? - łysy dalej próbował zagadać. - Guza szukasz?
- Wolę karczmę.
- Karczma zamknięta. - burknął prawie dwumetrowy dryblas z kudłatym czymś zamiast brody.
- Drzwi są otwarte. I strawę czuję. Pozwól więc, że sam sprawdzę.
- Powiedziałem, że zamknięta. - wydobyło się spod kołtuna. - Więc jest zamknięta. Zwłaszcza dla ciebie, cesarski śmieciu!
Skoro tak się sprawy mają to oznacza, że te sympatyczne misie czekają jednak na mnie. Przygotowałem więc niezauważalnie Pocisk Zgnilizny i oceniłem sytuację. Łysy miał na sobie dziwną kapotkę z tysiącem kieszonek. W ręku trzymał nóż, więc należało podejrzewać, że pod kapotką jest ich jeszcze kilka. Dryblas vel Kołtun miał w łapach sporą maczugę nabijaną kilkoma zardzewiałymi gwoździami. Może sprawić kłopot jeśli okaże się wystarczająco szybki. Ostatni, dość gruby miał jakąś starą szablę. Wyglądała jak pozostałość po latach służby. Stawiałbym na wyposażenie wojsk cesarskich. Jeśli jest byłym żołnierzem to powinienem na niego uważać. Byli jakieś trzydzieści kroków ode mnie. Miałem trochę czasu. Sztylet niezauważalnie wysunął się z rękawa i wylądował w prawej dłoni. Nadal byłem w Cesarstwie i nie mogłem się afiszować z magią. Zresztą w karczmie mogły siedzieć szpicle lub inne typy gotowe ściągnąć tu zastępy Łowców. Zgniłka trzymałem więc na walkę w zwarciu. Dyskretnie rzucony powinien zwalić przeciwnika po minucie. Dla niewprawnego oka będzie wyglądać na zgon niemagiczny. Zacząłem iść do nich bokiem, chcąc odciągnąć ich od konia i uśpić czujność. Nie dali się sprowokować. Łysy odbiegł po większym łuku. Nie bardzo mogłem coś z tym zrobić poza liczeniem, że ma kiepskiego cela albo zdążę się uchylić. Grubas i Kołtun zaczęli iść w moim kierunku nieśpiesznie. Jednocześnie starali się ustawiać tak, aby móc zaatakować mnie z obu stron. Nie mogłem im na to pozwolić. Ruszyłem na nich dążąc do zwarcia. Łysy też pewnie nie będzie się kwapił do rzucania nożami, jeśli kumple będą zbyt blisko celu. Dzieliło mnie od nich już tylko dziesięć kroków. Pędząc na nich widziałem, że Kołtun robi zamach swoją zagwozdką. Głupi zamach. Łatwy do przewidzenia. Poza tym jeśli nie trafi we mnie to następny na krzywej nadziewania będzie Grubas. Tamten tylko ustawił się w pozycji szermierczej i czekał na mój ruch. Nie widział niespodzianki szykowanej przez towarzysza. Tym lepiej dla mnie. Zahamowałem gwałtownie trzy kroki od nich. Kołtun już zataczał krąg swoją pałą. Mnie oczywiście nawet nie musnął. Zaskoczony uświadomił sobie, że zaraz zrobi gulasz z wnętrzności kumpla. Próbował zatrzymać maczugę w czasie zataczania kręgu. Grubas też się zorientował co się święci i również starał się uniknąć nadziania. Rzucił się w bok cudem unikając przeorania gwoździami. W efekcie obaj stracili równowagę. Kołtun oparł się na maczudze i nim zdążył ją ponownie poderwać, dostał Zgniłkiem w klatkę piersiową. Nie wiem jak to wyglądało z boku, ale starałem się aby ruch ręką był praktycznie niewidoczny. Taki strzał bez patrzenia. Dostaje albo w serce albo w płuca. Tak czy inaczej padnie. Rzucając zaklęcie pędziłem już do Grubasa. Miał pierwszeństwo. Właśnie się podnosił gdy wbiłem mu sztylet w gardło. Zaskoczony nawet nie próbował kontrować. Upuścił miecz i starał się zatamować krew trzymając sztylet. Wyrwałem go zdecydowanym ruchem. Kilka zakrwawionych palców spadło na ziemię. Spojrzałem mu w oczy. Pełne strachu i zdziwienia. Dźgnąłem go mocno sztyletem w skroń. Zgasły. W sumie niepotrzebnie okazałem litość. Straciłem cenne sekundy. Szybko cofnąłem się dwa kroki a jego martwe cielsko zwaliło się u moich stóp. Wszystko to trwało zaledwie chwilę. Nim opadł pył wzniecony przez upadającego trupa miałem już na karku Kołtuna.
- Zabiłeś Gorgo skurwielu! - zaryczał niczym rozjuszony bawół i ruszył na mnie z tą swoją pałą. Furia chyba go rozsadzała, bo machał nią teraz jak kawałkiem patyka. Nie miałem szans podejść go bliżej i przyśpieszyć zgon. Jedyną opcją było trzymanie go na dystans i unikanie ciosów morderczej zagwozdki. Przegonił mnie przez pół placu i miałem dość. Jak na te gabaryty bydlę było nader szybkie. Właśnie odwróciłem głowę, żeby sprawdzić czy mnie nie dogania, gdy nóż przeleciał mi przed twarzą. Miałem fart. Gdybym nie oglądał się na Kołtuna pewnie urwałby mi nos. Tak skończyło się tylko na draśnięciu ucha. Pieprzony nożownik. Poczułem ciepło cieknącej krwi. Nie zwalniając zatoczyłem szeroki łuk wokół Kołtuna. Kolejny nóż przeleciał obok mnie. Tym razem w większej odległości.
- Hadi, debilu! Złaź z linii rzutu. - wrzasnął Łysy.
Oto mi chodziło. Obejrzałem się. Kołtun nadal mnie gonił, ale już nie był w stanie biec tak szybko. Zaczynał sapać. To oznaczało, że zgniłek trafił w płuca. Łysy został w tyle. Chyba zamiast mnie ścigać wolał poczekać, aż sam przyjdę. Spojrzałem przed siebie. biegłem w kierunku koryta. Moja głupia szkapa nie raczyła uciec z pola bitwy, mimo iż przywiązałem ją do słupa nader lekko. Trzeba było znów zmienić kierunek i liczyć, że tamci nie zechcą jej ruszać. Postanowiłem pobiec za róg gospody i tam zaczaić się na pościg. Sztuczka stara jak świat, ale w biegu jakoś nie miałem pomysłu na nic bardziej wyrafinowanego. Nim dobiegłem do budynku usłyszałem łoskot. Zerknąłem przez ramię. Hadi runął wprost na koryto. Rozleciało się pod jego ciężarem. On sam trzepotał kończynami niczym ryba wyjęta z wody. Z ust toczyła mu się ohydna, sino-żółta piana. Kolejny z głowy. Teraz wystarczyło poczekać na Łysego. Wpadłem za róg budynku. Karczma miała lekko spadzisty dach. Dzięki temu mogłem się na niego wdrapać nie będąc widziany z drugiej strony. Chata nie była zbyt wysoka, więc poszło stosunkowo łatwo. Ukucnąłem tak, aby dobrze widzieć przestrzeń na dole i zarazem pozostać niezauważonym przez nożownika. Po chwili pojawił się Łysy. Szedł powoli i rozglądał się czujnie. W prawej dłoni miał nóż. Dobrze. Atakując z prawej strony uniemożliwię mu kontrę. Wyczekałem odpowiedni moment i spadłem na niego. Zaskoczony i ogłuszony paroma ciosami w głowę nie robił problemów. Mocne cięcie w skroń i ucichł na zawsze.
Ostatnio zmieniony czw 17 maja 2012, 19:25 przez szmeto, łącznie zmieniany 3 razy.

2
szmeto pisze:Na szczęście mój dzielny wierzchowiec nadal kroczył traktem.
To nie jest wada, jednak po śnie " w koci grzbiet" człowiek nie jest całkiem wypoczęty. Pierwsza myśl jak się wyprostuje, to to, że wszystko boli. Jakoś mi tego brakuje.
szmeto pisze:Największa chata, leżąca zarazem najbliżej drogi wyglądała na karczmę. Pozostałe chaty stały w zbyt dużym oddaleniu, aby sądzić, że coś je łączy z „karczmą”. Przytulone do siebie wyglądały jak kupka nieszczęść.
Powtórzenia. Mimo, że cudzysłów, nadal gryzą.
szmeto pisze:Próbował zatrzymać maczugę w czasie zataczania kręgu. Grubas też się zorientował co się święci i również starał się uniknąć nadziania. Rzucił się w bok cudem unikając przeorania gwoździami.
szmeto pisze:Kołtun oparł się na maczudze i nim zdążył ją ponownie poderwać, dostał Zgniłkiem w klatkę piersiową.
Brakuje mi tu logiki. Jeżeli wziął mocny zamach, ciężką maczugą, to powinien za nią polecieć tracąc równowagę. Raczej ciężko mu byłoby się w takiej sytuacji na niej oprzeć.
szmeto pisze:Dźgnąłem go mocno sztyletem w skroń.
Jeżeli dostał sztyletem w gardło, to zakładam, że od przodu. Ciężko byłoby z boku wykonać płynnie taki cios. Następnie dostaje idealny cios w skroń. Tutaj się nie orientuję do końca. Wydaje mi się jednak, że pomimo "słabości" skroni nie da się tam łatwo wbić sztyletu.
szmeto pisze:Mocne cięcie w skroń i ucichł na zawsze.
Tu znowu skroń.:P

Ciężko się czyta ze względu na zwartą budowę. Zniechęca mnie od razu. Trzeba by wcięć akapitów, wtedy tekst wyglądał by przejrzyściej. Oko by się w nim nie gubiło. ( moje się gubiło.)

Fabuły nie oceniam, bo po wstępie mam wrażenie, że nie oczekujesz tego, a wręcz nie chcesz.
Co do opisu walki, jest dla mnie trochę odrealniona. Taki super bohater walczy z trójką, jakże beznadziejnych i naiwnych ludzi. Nawet były wojskowy na którego miał uważać, jest przy nim skrajnie beznadziejny. Odnosi się wrażenie takiego "superfajnego" a mało ludzkiego bohatera. Nie mówię, że zawsze tak jest. To moja subiektywna ocena po tym fragmencie.
Co do warsztatu, to piszesz dość płynnie, chociaż brakuje ci słownictwa i pewne wyrazy powtarzasz zbyt często. Wytknęłam część. Dużo czytaj i będzie coraz lepiej :P Ogólnie mimo superfajnego, twój styl jest dla mnie lekki i przyjemny, tylko te wielkie akapity go maskują :)

Re: Potyczka pod karczmą [Fantasy]

3
szmeto pisze:  Wyglądali na takich co to specjalizują się w pożegnaniach. Zwłaszcza tych bolesnych i ostatecznych. Podjechałem bliżej. Nie podejrzewałem, że mogą chcieć czegoś ode mnie. Myliłem się.
- Obcym wstęp wzbroniony! - zapiszczał ogolony na łyso typek, gdy tylko zsiadłem z konia. Zignorowałem go i odprowadziłem konia do słupa przy wodopoju. Podeszli bliżej.
- Głuchy jesteś? - łysy dalej próbował zagadać. - Guza szukasz?
Skoro bohater zdaje sobie sprawę, że raczej nie czeka go miłe powitanie, po jakiego schodzi z konia? Przecież jest jeden na trzech gości, którzy wyglądają na takich, co szukają zaczepki. Jest niemal pewne, że dostanie łomot, a mimo to idzie w zaparte.

szmeto pisze: - Karczma zamknięta. - burknął prawie dwumetrowy dryblas z kudłatym czymś zamiast brody.
- Drzwi są otwarte. I strawę czuję. Pozwól więc, że sam sprawdzę.
- Powiedziałem, że zamknięta. - wydobyło się spod kołtuna. - Więc jest zamknięta. Zwłaszcza dla ciebie, cesarski śmieciu!
Pogrubione z dużej litery. Poza tym co się wydobyło spod tego kołtuna? Wszy?
szmeto pisze: - Hadi, debilu! Złaź z linii rzutu(.) - wrzasnął Łysy.
Bez kropki.
szmeto pisze: Moja głupia szkapa nie raczyła uciec z pola bitwy, mimo iż przywiązałem ją do słupa nader lekko.
To głupia szkapa, czy dzielny wierzchowiec?

Ogólnie fajnie mi się czytało. Mam tylko jedno pytanie. Skoro bohater nie chciał się wychylać, aby nie zostać złapanym za używanie magii, a wszczyna bójkę (bo jakby nie patrząc sam sprowokował dryblasów) i to przed samą karczmą, która z założenia zbiera ludzi wszelkiego pokroju... po prostu sam się wystawia i niemal krzyczy: Tu jestem! Złapcie mnie! Przecież na pewno zrobiło się widowisko, bo ludzie z natury lubią sobie popatrzeć (nie koniecznie reagować) na takie bitki.

4
nenek pisze:Brakuje mi tu logiki. Jeżeli wziął mocny zamach, ciężką maczugą, to powinien za nią polecieć tracąc równowagę. Raczej ciężko mu byłoby się w takiej sytuacji na niej oprzeć.
Chodziło mi o to, że Kołtun w czasie zamachu zmienia zdanie i stara się obniżyć tor lotu swojej broni (co mu się udaje). W efekcie nieco traci równowagę, ale jest w stanie ja odzyskać właśnie dzięki zaryciu zagwozdką w ziemię. Założyłem że układ maczuga-operator maczugi ma środek ciężkości gdzieś pomiędzy nimi i że Kołtun jest dość silny aby nią operować w miarę sprawnie (nie wspomniałem w sumie o tym wprost, ale potem opisuję że w przypływie furii zaczyna nią machać jak patykiem) lub odruchowo wykonać wypad (? - nie wiem czy dobrze nazywam) jak w szermierce wysuwając nogę do przodu.
nenek pisze:Tu znowu skroń.:P
Początkowo miała to być cecha charakterystyczna bohatera. Coś jak odruch nabyty w czasie szkolenia. Ale teraz pod wpływem twojej krytyki zaczynam się poważnie zastanawiać czy to aby dobry pomysł.
nenek pisze:Co do opisu walki, jest dla mnie trochę odrealniona. Taki super bohater walczy z trójką, jakże beznadziejnych i naiwnych ludzi. Nawet były wojskowy na którego miał uważać, jest przy nim skrajnie beznadziejny. Odnosi się wrażenie takiego "superfajnego" a mało ludzkiego bohatera. Nie mówię, że zawsze tak jest. To moja subiektywna ocena po tym fragmencie.
Tak mniej więcej miało być. Bardziej chodziło mi o to, że w starciu mag/najemny zabójca vs 3 kiepskie zbiry ci drudzy są raczej bez szans. Po prostu nie ta liga. Wojskowy jest gruby (zakamuflowane zbyt powolny :P) i właściwie pełni rolę statysty. A odpowiednio silni przeciwnicy dla mojego bohatera pojawią się w części jeszcze nienapisanej.

Zozali pisze:Skoro bohater zdaje sobie sprawę, że raczej nie czeka go miłe powitanie, po jakiego schodzi z konia? Przecież jest jeden na trzech gości, którzy wyglądają na takich, co szukają zaczepki. Jest niemal pewne, że dostanie łomot, a mimo to idzie w zaparte.
Czuje się niezagrożony, jest świadomy swoich umiejętności. Poza tym boli go tyłek po całonocnej podróży i jest głodny. I jeszcze czuje jedzenie. W takiej sytuacji dla faceta wybór jest prosty :wink:
Zozali pisze:To głupia szkapa, czy dzielny wierzchowiec?
No to się zmieniało w zależności od sytuacji. Odczucie subiektywne bohatera.
Zozali pisze:Skoro bohater nie chciał się wychylać, aby nie zostać złapanym za używanie magii, a wszczyna bójkę (bo jakby nie patrząc sam sprowokował dryblasów) i to przed samą karczmą, która z założenia zbiera ludzi wszelkiego pokroju... po prostu sam się wystawia i niemal krzyczy: Tu jestem! Złapcie mnie! Przecież na pewno zrobiło się widowisko, bo ludzie z natury lubią sobie popatrzeć (nie koniecznie reagować) na takie bitki.
Do bójki właściwie zmusiła go sytuacja. Przecież będąc magiem nie zacznie przecież uciekać przed byle obwiesiami. Honor mu nie pozwala. No i magię używa tak, aby nie dało się tego spostrzec. Inna sprawa, że "karczma" nie jest do końca karczmą (bardziej taka jadłodajnia) i znajduje się na odludziu. To właściwie niweluje obecność kłopotliwych typów.

Dziękuję za komentarze. Przy niektórych poczułem potrzebę obrony swojej wizji. Pozostałe zmusiły mnie do jej zweryfikowania. Miło mi że póki co fragment się względnie podoba. Czekam na dalsze weryfikacje :wink:

5
Chodziło mi o to, że Kołtun w czasie zamachu zmienia zdanie i stara się obniżyć tor lotu swojej broni (co mu się udaje). W efekcie nieco traci równowagę, ale jest w stanie ja odzyskać właśnie dzięki zaryciu zagwozdką w ziemię. Założyłem że układ maczuga-operator maczugi ma środek ciężkości gdzieś pomiędzy nimi i że Kołtun jest dość silny aby nią operować w miarę sprawnie (nie wspomniałem w sumie o tym wprost, ale potem opisuję że w przypływie furii zaczyna nią machać jak patykiem) lub odruchowo wykonać wypad (? - nie wiem czy dobrze nazywam) jak w szermierce wysuwając nogę do przodu.
To w ramach praktyki proponuję spróbować zmienić tor lotu powiedzmy 3 kg młotka, gdzie wyważenie jest mniej więcej przy końcu. Siła praktycznie nie ma tutaj nic do rzeczy. Nie da się takiej broni zatrzymać.

A co do tekstu samemu atakować 3 gości będąc uzbrojonym w sztylet... No cóż bohaterstwo pierwsza klasa, cmentarze są takich pełne.

Mag/zabójca pełen rpg. A zabójca to przepadkiem to gość, który morduje ludzi ukradkiem a nie rzuca się w nich szarżą.
szmeto pisze:Tak mniej więcej miało być. Bardziej chodziło mi o to, że w starciu mag/najemny zabójca vs 3 kiepskie zbiry ci drudzy są raczej bez szans. Po prostu nie ta liga. Wojskowy jest gruby (zakamuflowane zbyt powolny :P ) i właściwie pełni rolę statysty. A odpowiednio silni przeciwnicy dla mojego bohatera pojawią się w części jeszcze nienapisanej.
Stereotypy i jeszcze większą naiwność. Postura człowieka nie świadczy o jego umiejętnościach szermierczych. Można się na tym bardzo przejechać, szczególnie że nie mówimy tutaj o igrzyskach olimpijskich.
Nie ich liga w byciu magiem ok, ale nie w obyciu w walce. Ogólnie walka z trzema ludźmi nawet słabo wyszkolonymi jest strasznie trudna.
szmeto pisze:Zozali napisał/a:
Skoro bohater zdaje sobie sprawę, że raczej nie czeka go miłe powitanie, po jakiego schodzi z konia? Przecież jest jeden na trzech gości, którzy wyglądają na takich, co szukają zaczepki. Jest niemal pewne, że dostanie łomot, a mimo to idzie w zaparte.

Czuje się niezagrożony, jest świadomy swoich umiejętności. Poza tym boli go tyłek po całonocnej podróży i jest głodny. I jeszcze czuje jedzenie. W takiej sytuacji dla faceta wybór jest prosty :wink:
Bo oczywiście po zabici trzech ludzi od razu zostanie przyjęty z otwartymi ramionami w karczmie. A jeżeli jeden z nich to był syn karczmarza, a drugi jego stary kumpel z wojska. Ale nie oni są tam po to tylko żeby pokazać jaki nasz bohater jest "superaśny".
szmeto pisze:Inna sprawa, że "karczma" nie jest do końca karczmą (bardziej taka jadłodajnia) i znajduje się na odludziu. To właściwie niweluje obecność kłopotliwych typów.
szmeto pisze:Nadal byłem w Cesarstwie i nie mogłem się afiszować z magią. Zresztą w karczmie mogły siedzieć szpicle lub inne typy gotowe ściągnąć tu zastępy Łowców.
Widzisz sprzeczność ?

Ogólnie opis walki mocno w stylu rpg bez zachowania choćby cienia realizmu. O trafianiu w skroń to już nawet nie wspomnę. Cała sytuacja ma chyba jedynie pokazać jakim bohater jest super gościem. Wszystkie postacie tego dramatu temu służą. Są płaskie, a sytuacja sztuczna.
Poczytać lub zobaczyć jak wygląda walka potem o niej pisać. Mniej filmów i rpg a więcej realizmu.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

6
Grimzon pisze:Ogólnie walka z trzema ludźmi nawet słabo wyszkolonymi jest strasznie trudna.
Gdyby ta walka wyglądała następująco: koleś wali najbliższego tym sztyletem, magią (czy co tam ma pod ręką), i potem zwiewa, a reszta go goni, to mógłbym zaryzykować stwierdzenie, że jest to prawie realnie.

Nie wiem, jak wygląda to przy użyciu broni, ale w walce na piąstki sporo zależy też od szczęścia. Zwykle w takiej trójce jest as, który dowodzi/najgłośniej szczeka. Jeżeli uda się go skasować na początku (na przykład szklaną popielniczką lub wyjętym z kieszeni kranem), to zwykle u pozostałych włącza się komplikator. Jeżeli się nie uda, to trzeba ich rozciągnąć, czyli spieprzać z nadzieją, że ktoś znajomy się napatoczy albo kolesie się zagalopują (i któryś wysforuje się przed resztę peletonu). Życie; kiedyś tak wiałem przez pół Mrągowa - opłaciło się, bo do pola namiotowego gonił mnie już tylko jeden koleś i ktoś go tam oklepał. Wg mnie, przy przewadze przeciwników, najlepsze rozwiązanie to połączenie tych taktyk: czyli szybki strzał rozpoznawczy i ucieczka. Sprawdzone, działa. Do bohaterstwa podejście mam zbliżone do Grimzona - zbyt cenię własne odbicie w lustrze, by ryzykować, zwłaszcza, gdy u kolesi widzę lepsze buty. Czyli: nec hercules... i tak dalej.

Jeden na jeden to inna bajka - choć też trzeba się czaić, by nie zaliczyć strzału z partyzanta. Inaczej też jest na parkingu pod dyskoteką - tam nie ma pojedynczych starć, tylko młyn, a podstawa to mocno stać na nogach. Ech, rozgadałem się niepotrzebnie.

Tutaj scenka jest opisana podobnie: na początek starcie (za długie i nierealne) a potem wyłapywanie przeciwników pojedynczo - kupuję to (prawie, bo początek był za długi). Mi się jednak podobało - całość plastyczna, postaci wyraźne (choć dialog banalny). Minus za to, że jest to jednak bryła tekstu i można to było zgrabniej podzielić akapitami. A i jeszcze te misie/typki nie bardzo mi pasowały.
Uwagę zwracają tez krótkie zdania - wg mnie jest ich nadmiar. Myślę, że nad tym powinien autor szczególnie popracować.

7
Grimzon pisze:To w ramach praktyki proponuję spróbować zmienić tor lotu powiedzmy 3 kg młotka, gdzie wyważenie jest mniej więcej przy końcu. Siła praktycznie nie ma tutaj nic do rzeczy. Nie da się takiej broni zatrzymać.
Symulacja przeprowadzona. Maczugą nie dysponowałem, więc machałem ważącym prawie 3 kg drewnianym stojakiem do kwiatów o długości około metra. Wiem, że nie jest identycznie wyważony (ale bardziej zbliżony do maczugi w kwestii wyważenia niż proponowany przez ciebie młotek), ale uważam, że brak wygodnego uchwytu to rekompensuje. Pełny zamach, obniżenie toru w momencie dostrzeżenia nieoczekiwanego "celu". Wynik pozytywny. Udało mi się osadzić stojak w ziemi w miejscu początkowego położenia celu (który w tym czasie się przemieszcza).
Grimzon pisze:A co do tekstu samemu atakować 3 gości będąc uzbrojonym w sztylet... No cóż bohaterstwo pierwsza klasa, cmentarze są takich pełne.

Mag/zabójca pełen rpg. A zabójca to przepadkiem to gość, który morduje ludzi ukradkiem a nie rzuca się w nich szarżą.
Ok. Faktycznie jest to nieco brawurowe zachowanie nawet biorąc pod uwagę fakt, że jest od nich lepszy. Ale czy to zachowanie wyklucza użycie w przypadku poważnego zagrożenia magii?
Tak zabójca jest gościem generalnie atakującym z zaskoczenia. Ale przecież nie ucieka gdy ofierze udaje się uniknąć śmiertelnego ciosu tylko staje do walki.
Grimzon pisze:Bo oczywiście po zabici trzech ludzi od razu zostanie przyjęty z otwartymi ramionami w karczmie. A jeżeli jeden z nich to był syn karczmarza, a drugi jego stary kumpel z wojska. Ale nie oni są tam po to tylko żeby pokazać jaki nasz bohater jest "superaśny".
Powtarzam, efekt jest częściowo zamierzony. Nie tyle miał eksponować "superaśność" bohatera co pokazać że jest na tyle dobry, że nie ucieka na widok trzech uzbrojonych obwiesiów.
To że jednemu przypiąłem "łatkę" żołnierza wcale nie oznacza że jest nie wiadomo jak sprawnym wojownikiem. Równie dobrze mógł przesiedzieć cały okres służby w garnizonie albo dostać tę szablę w spadku po dziadku. A to co będzie w karczmie to całkiem inna historia. Działa adrenalina. Potem się myśli o następstwach. Teraz się walczy.
Grimzon pisze:Stereotypy i jeszcze większą naiwność. Postura człowieka nie świadczy o jego umiejętnościach szermierczych. Można się na tym bardzo przejechać, szczególnie że nie mówimy tutaj o igrzyskach olimpijskich.
Nie ich liga w byciu magiem ok, ale nie w obyciu w walce. Ogólnie walka z trzema ludźmi nawet słabo wyszkolonymi jest strasznie trudna.
Ok. Z tym "grubym'" odpuszczam. Pozory mogą mylić, masz rację. Nie brzmi to przekonująco. Ale poza tym kompletnie ignorujesz fakt, że wynik walki jest w takim samym stopniu efektem głupoty rzezimieszków i wynikających z tego korzystnych dla bohatera zdarzeń jak i jego umiejętności.
Grimzon pisze:Widzisz sprzeczność ?

Ogólnie opis walki mocno w stylu rpg bez zachowania choćby cienia realizmu. O trafianiu w skroń to już nawet nie wspomnę. Cała sytuacja ma chyba jedynie pokazać jakim bohater jest super gościem. Wszystkie postacie tego dramatu temu służą. Są płaskie, a sytuacja sztuczna.
Poczytać lub zobaczyć jak wygląda walka potem o niej pisać. Mniej filmów i rpg a więcej realizmu.
Ok. jest sprzeczność. Zamotałem się nieco. Chodziło mi o to że bohater dmucha na zimne i zakłada takową ewentualność. Inną sprawą jest to co robi. Może i jest profesjonalistą w aspekcie fizycznym, ale mentalnie to typ dość wybrakowany. Taka mieszanka odludka, socjopaty i rycerza ze średniowiecznych romansów (wiem, tutaj tego nie widać dość dobrze).
Co do realizmu: fakt, nie mam możliwości uczestnictwa w prawdziwej walce z użyciem magii. Racja że inspiracje czerpię głównie z filmów i książek (w rpg raczej nie grywam). Przyznaję, że czytając ten fragment zaraz po napisaniu też miałem wrażenie że przedobrzyłem (chociaż ja, nie wiedzieć czemu kładłem to na karb narracji pierwszoosobowej). Ale z drugiej strony pomyślałem: czy czytelnik oczekuje aż takiego realizmu? Czy będzie aż tak krytyczny jak ty gdy będzie to czytać wyłącznie dla rozrywki? Nie sądzę.

Co do reszty zarzutów - pokornie przyjmuję. Krótkie zdania wytknięte przez Pilifa są efektem tego, że dawniej strasznie je rozwlekałem. Widać w ramach autokorekty popadłem w druga skrajność.

8
szmeto pisze:Wiem, że nie jest identycznie wyważony
Chodzi o przeważenie broni na jej koniec. Coś takiego bardzo trudno zatrzymać w trakcie zamachu. Tak właśnie wyważona jest maczuga. Nie chodzi tu o długość i ciężar, tylko dynamikę ruchu.
Zatrzymać można cios, który nie jest wyprowadzony z zamiarem trafienia, czyli od samego początku wiesz, że chcesz by nie doszedł. A miał zmienić zdanie w trakcie ataku. Stąd różnica.
szmeto pisze:czy czytelnik oczekuje aż takiego realizmu?
Nigdy nie wiesz kto będzie Twoim czytelnikiem:)
Ogólnie nie ma nic złego w uplastycznianiu walki, ale to, co dobrze ogląda się na ekranie, nie zawsze dobrze brzmi w narracji. Moim zdaniem sama walka powinna być opisana jak najprościej, a bawić się można przeżyciami bohatera. Ale to takie moje marudzenie.
szmeto pisze:odruchowo wykonać wypad
O odruchach w walce już pisałam. Jak się robi coś odruchowo=automatycznie => zgon.
Z ogólnej łapanki:
szmeto pisze:Przygotowałem więc niezauważalnie Pocisk Zgnilizny i oceniłem sytuację.
No wiem, fantasy i w ogóle, ale na ten moment strasznie wieje ADDkami.
szmeto pisze:Zacząłem iść do nich bokiem,
Tzn jak i w sumie dlaczego?
szmeto pisze:Grubas i Kołtun zaczęli iść w moim kierunku nieśpiesznie.
szyk: zaczęli nieśpiesznie iść w moim kierunku
szmeto pisze: Głupi zamach. Łatwy do przewidzenia. Poza tym jeśli nie trafi we mnie to następny na krzywej nadziewania będzie Grubas.
Tego nie umiem sobie wyobrazić, w sensie, że atakując na przeciwnika z przodu robi zamach i trafia kumpla obok.
szmeto pisze:Moja głupia szkapa nie raczyła uciec z pola bitwy, mimo iż przywiązałem ją do słupa nader lekko.

A dlaczego koń powinien uciekać? Nie dostał żadnego sygnału, nie był w niebezpieczeństwie.

Ogólnie superaśność bohatera nie jest przeszkodą. Tylko fajnie jakby pokazać ją na czymś co stanowi dla niego wyzwania, a nie rozciapraniu trzech statystów pod karczmą, którzy w sumie prawie sami się pozabijali, potykając o własne nogi.
Dla mnie największą słabością tekstu jest brak uzasadnienia dla tej walki.

9
szmeto pisze:Ok. Faktycznie jest to nieco brawurowe zachowanie nawet biorąc pod uwagę fakt, że jest od nich lepszy.
A wiemy to z którego miejsca w tekście poprzedzającego walkę?

szmeto pisze:A to co będzie w karczmie to całkiem inna historia. Działa adrenalina. Potem się myśli o następstwach. Teraz się walczy.
szmeto pisze:Może i jest profesjonalistą w aspekcie fizycznym, ale mentalnie to typ dość wybrakowany. Taka mieszanka odludka, socjopaty i rycerza ze średniowiecznych romansów (wiem, tutaj tego nie widać dość dobrze).
I gdzie ten profesjonalizm ? Zachowanie spokoju w sytuacjach do których się przywykło. A tu proszę trzech obwiesi i dał się sprowokować nawet nie ratując jakiejś damy z opresji.

Tak zabójca jest gościem generalnie atakującym z zaskoczenia. Ale przecież nie ucieka gdy ofierze udaje się uniknąć śmiertelnego ciosu tylko staje do walki.
A na podstawie czego tak sądzisz ?
szmeto pisze:Co do realizmu: fakt, nie mam możliwości uczestnictwa w prawdziwej walce z użyciem magii.


Marne zasłanianie się magią. Bo nic w tym wypadku nie znaczyła. Warto rozejrzeć się w okolicy spróbować namierzyć kluby szermiercze lub bractwa rycerskie i troch się dowiedzieć. A jak nie to poszukać w źródłach historycznych, traktatach szermierczych.
szmeto pisze:Ale z drugiej strony pomyślałem: czy czytelnik oczekuje aż takiego realizmu? Czy będzie aż tak krytyczny jak ty gdy będzie to czytać wyłącznie dla rozrywki? Nie sądzę.
Istnieje coś takiego jak "heroic fantasy" i tam właśnie bohaterowie samotnie przeżynają się przez armie nieprzyjaciół. Chcesz pisać w taki deseń proszę bardzo.
Jednakże z mojego punktu widzenia lubię jak autor pokazuje przygotowanie do napisania tekstu, przemyślana fabuła, dobrze skonstruowanymi bohaterami, poznaniem realiów. Podejście że się nie wysilam bo nikt tego nie będzie wymagał w jednym z tych elementów szybko przemieni się w ignorowanie wszystkich. A to już prosta droga do pisania gniotów. Poza tym mnie akurat bawi zadawanie sobie pytania dlaczego coś się dzieje w książce w taki, a nie inny sposób.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

10
Caroll pisze:Chodzi o przeważenie broni na jej koniec. Coś takiego bardzo trudno zatrzymać w trakcie zamachu. Tak właśnie wyważona jest maczuga. Nie chodzi tu o długość i ciężar, tylko dynamikę ruchu.
Zatrzymać można cios, który nie jest wyprowadzony z zamiarem trafienia, czyli od samego początku wiesz, że chcesz by nie doszedł. A miał zmienić zdanie w trakcie ataku. Stąd różnica.
Heh. Ja cały czas pisząc "maczuga" miałem na myśli nieco grubszy kij, który nie jest obciążony na końcu i nie bardzo rozumiałem co wy z tym młotkiem :P
Co do tego zamiaru to i może faktycznie. W sumie to są ułamki sekundy. Nawet jak się wczuwam to podświadomie szybciej reaguję i mam więcej czasu.
Caroll pisze:No wiem, fantasy i w ogóle, ale na ten moment strasznie wieje ADDkami.
Nawet nie wiem czym są te ADDki. Po prostu uznałem, że czary trzeba jakoś nazwać.
Caroll pisze:Tzn jak i w sumie dlaczego?
No dosłownie bokiem (coś w stylu jak zapaśnicy obchodzą się wzajemnie po okręgu). Aby odciągnąć ich od konia i zniwelować ryzyko trafienia go czymś.
Caroll pisze:Tego nie umiem sobie wyobrazić, w sensie, że atakując na przeciwnika z przodu robi zamach i trafia kumpla obok.
Bierze zamach z lewej strony, towarzysza ma po prawej. Chce trafić bohatera, który znajdzie się na jego godzinie pierwszej. Nie trafia, zagwozdka jest dość długa i na godzinie trzeciej ma kumpla.
Caroll pisze:A dlaczego koń powinien uciekać? Nie dostał żadnego sygnału, nie był w niebezpieczeństwie.
Wydzierają się na siebie, noże latają, jakiś typ lata z wielką pałą... myślałem, ze to wystarczy do wystraszenia zwierzaka. Ale przyznaję, że nie sprawdziłem tego w żadnym wiarygodnym źródle.
Caroll pisze:Dla mnie największą słabością tekstu jest brak uzasadnienia dla tej walki.
Oj bo tylko fragment, wyrwany z fabuły. Dzięki tej potyczce bohater zostanie zaangażowany przez ludzi znajdujących się w karczmie do poważniejszego zadania :wink:
Grimzon pisze:A wiemy to z którego miejsca w tekście poprzedzającego walkę?
Dowiadujemy się z przebiegu walki? Ewentualnie z fabuły poprzedzającej ten fragment.
Grimzon pisze:I gdzie ten profesjonalizm ? Zachowanie spokoju w sytuacjach do których się przywykło. A tu proszę trzech obwiesi i dał się sprowokować nawet nie ratując jakiejś damy z opresji.
Profesjonalizm w aspekcie fizycznym. Mam na myśli efekty szkolenia a nie zdolność chłodnej kalkulacji. Poza tym czy jego zachowanie na polu bitwy jest w jakiś sposób chaotyczne? A damy - cóż. To zbyt trywialny powód :P
Grimzon pisze:A na podstawie czego tak sądzisz ?
A czy ty nie próbujesz mi wmówić, że zabójca nie potrafi walczyć w zwarciu?
Grimzon pisze:Marne zasłanianie się magią. Bo nic w tym wypadku nie znaczyła. Warto rozejrzeć się w okolicy spróbować namierzyć kluby szermiercze lub bractwa rycerskie i troch się dowiedzieć. A jak nie to poszukać w źródłach historycznych, traktatach szermierczych.
Tak. Zasłaniam się magią. Mój bohater jest magiem i logiczne jest, że mimo ryzyka demaskacji w obliczu zagrożenia życia się nią posłuży. Otwarcie lub skrycie. I w tym przypadku pomogła mu wyeliminować najsilniejszego fizycznie przeciwnika.
Co do porady odnośnie klubów szermierczych, bractw i traktatów - dzięki. Nie omieszkam się rozejrzeć za czymś takim.
Grimzon pisze:Istnieje coś takiego jak "heroic fantasy" i tam właśnie bohaterowie samotnie przeżynają się przez armie nieprzyjaciół. Chcesz pisać w taki deseń proszę bardzo.
Jednakże z mojego punktu widzenia lubię jak autor pokazuje przygotowanie do napisania tekstu, przemyślana fabuła, dobrze skonstruowanymi bohaterami, poznaniem realiów. Podejście że się nie wysilam bo nikt tego nie będzie wymagał w jednym z tych elementów szybko przemieni się w ignorowanie wszystkich. A to już prosta droga do pisania gniotów. Poza tym mnie akurat bawi zadawanie sobie pytania dlaczego coś się dzieje w książce w taki, a nie inny sposób.
Wiem, że istnieje coś takiego jak "heroic fantasy". Wykreowałem swojego bohatera z pełną świadomością, że zahaczę o ten podgatunek. Ale bynajmniej nie zamierzam uczynić z niego magicznej kalki Conana czy innego Hi-Mana. Zresztą to jest tylko fragment nic nie mówiący o fabule i nie bardzo widzę sens klasyfikowania go.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że w moim tekście jest dużo błędów. I co do znacznej ich części przyznaję wam rację. Moje próby obrony wynikały raczej z krnąbrnego charakteru i skłonności do weryfikowania potencjalnych autorytetów niż bezmyślnego upierania się przy swoim (przynajmniej taki miałem zamiar). Wiem, że gdzieniegdzie wyglądało to na osobiste "wycieczki". Zwłaszcza w przypadku odpierania zarzutów Grimzona (nie ukrywam, że najostrzej mnie potraktował i momentami czułem się nieco osaczony :P ). Mam nadzieję, że nikt nie żywi do mnie urazy z tego powodu. Jeśli tak to przepraszam. I jeszcze raz dziękuję wszystkim za pomocną krytykę.

11
szmeto pisze:
Caroll pisze:Dla mnie największą słabością tekstu jest brak uzasadnienia dla tej walki.
Oj bo tylko fragment, wyrwany z fabuły. Dzięki tej potyczce bohater zostanie zaangażowany przez ludzi znajdujących się w karczmie do poważniejszego zadania :wink:
Moment, moment, pisałeś zupełnie co innego.
szmeto pisze: Do bójki właściwie zmusiła go sytuacja. Przecież będąc magiem nie zacznie przecież uciekać przed byle obwiesiami. Honor mu nie pozwala. No i magię używa tak, aby nie dało się tego spostrzec. Inna sprawa, że "karczma" nie jest do końca karczmą (bardziej taka jadłodajnia) i znajduje się na odludziu. To właściwie niweluje obecność kłopotliwych typów.
Nie rozumiem. Skoro to nie karczma tylko jakaś jadłodajnia, w opuszczonej niemal wsi(?) osadzie (?), to po co ktoś miałby tam siedzieć i czekać na pojawienie się jakiegoś zabójcy/maga, który dodatkowo jest ścigany (?) na terenie cesarstwa. W dodatku napisałeś, że okolica raczej niweluje obecność kłopotliwych typów. Jeśli spojrzeć z drugiej strony, bohater jest raczej kłopotliwym typem z racji swojej profesji. Byli umówieni?

12
Moment, moment, pisałeś zupełnie co innego.
Podejrzewam, że chodzi ci moje stwierdzenie "niweluje obecność kłopotliwych typów". Miałem na myśli szpiegów i Łowców (specjalnie szkoleni ludzie polujący w sporej grupie na magów) - jako, że miejsce jest niezbyt atrakcyjne i nie zatrzymują się tam licznie podróżni. Tak więc Łowcy i szpiedzy raczej się czają na bardziej uczęszczanych traktach. Nie wyklucza to jednak obecności innych podróżnych.
Zozali pisze:Nie rozumiem. Skoro to nie karczma tylko jakaś jadłodajnia, w opuszczonej niemal wsi(?) osadzie (?), to po co ktoś miałby tam siedzieć i czekać na pojawienie się jakiegoś zabójcy/maga, który dodatkowo jest ścigany (?) na terenie cesarstwa. W dodatku napisałeś, że okolica raczej niweluje obecność kłopotliwych typów. Jeśli spojrzeć z drugiej strony, bohater jest raczej kłopotliwym typem z racji swojej profesji. Byli umówieni?
Ci ludzie nie czekają tam specjalnie na bohatera. Po prostu zatrzymali się tam na posiłek. I traf chciał, że akurat byli świadkami walki :wink: Sam bohater też nie jest ścigany czymś w rodzaju listu gończego. Po prostu w Cesarstwie jest nagonka na magów i nie może się afiszować. Dlatego oszczędnie używa magii i podróżuje niezbyt popularnym traktem. Szpiedzy i Łowcy raczej będą tam gdzie jest większy ruch i prawdopodobieństwo złapania maga jest większe. Zwrot "kłopotliwe typy" odnosi się do ludzi mogących sprawić problemy z punktu widzenia bohatera, nie w znaczeniu ogólnym.

13
szmeto pisze: Największa chata, leżąca zarazem najbliżej drogi wyglądała na karczmę. Pozostałe chaty stały w zbyt dużym oddaleniu, aby sądzić, że coś je łączy z „karczmą”. Przytulone do siebie wyglądały jak kupka nieszczęść.
Trzy zdania, trzy powtórzenia. Kiepski początek.
Do tego: dlaczego za drugim razem karczma jest w cudzysłowie? To ironia? Napisz to tak, żeby się dało wyczuć - takiej "pomocy" nie stosuj. Zwłaszcza, że tutaj jeszcze nie pokazałeś niczego, co by mogło usprawiedliwiać użycie cudzysłowu.
szmeto pisze:Na placu przed karczmą stało trzech typów z bronią. Wyglądali na takich co to specjalizują się w pożegnaniach. Zwłaszcza tych bolesnych i ostatecznych. Podjechałem bliżej. Nie podejrzewałem, że mogą chcieć czegoś ode mnie. Myliłem się.
- Obcym wstęp wzbroniony! - zapiszczał ogolony na łyso typek, gdy tylko zsiadłem z konia.
pogrubienie - wiadomo.
Podkreślenie - trochę mnie to zastanawia. Wcześniejsza wypowiedź sugeruje, że bohater wie, że towarzystwo jest skłonne do zaczepek. Jest obcym, samotnym wędrowcem (do tego chyba wie, że ogólnie może być traktowany podejrzliwie) i tak go zaskakuje, że trzech łobuzów do niego startuje? To niby mag-zabójca, tak? To co on, świata nie zna?
szmeto pisze: gdy tylko zsiadłem z konia. Zignorowałem go i odprowadziłem konia do słupa przy wodopoju.
Będę czekać na następny tekst i jak nie powalczysz z powtórzeniami, to nóżki pourywam ;)
szmeto pisze:Skoro tak się sprawy mają to oznacza, że te sympatyczne misie czekają jednak na mnie.
Po co ta przeskoczka na czas teraźniejszy?
Co do podkreślenia. Musisz się zastanowić, czy Twój bohater jest pseudośredniowiecznym magiem-zabójcą czy współczesnym pseudoluzakiem... Bo te "typki", "sympatyczne misie" pasują do reszty kreacji świata jak pięść do nosa.
szmeto pisze:Łysy miał na sobie dziwną kapotkę z tysiącem kieszonek. W ręku trzymał nóż, więc należało podejrzewać, że pod kapotką jest ich jeszcze kilka.
wiadomo
szmeto pisze:Dryblas vel Kołtun miał w łapach sporą maczugę nabijaną kilkoma zardzewiałymi gwoździami. Może sprawić kłopot jeśli okaże się wystarczająco szybki. Ostatni, dość gruby miał jakąś starą szablę.
I znów wcinasz czas teraźniejszy bez żadnego uzasadnienia.
szmeto pisze:Łysy miał na sobie dziwną kapotkę z tysiącem kieszonek. W ręku trzymał nóż, więc należało podejrzewać, że pod kapotką jest ich jeszcze kilka. Dryblas vel Kołtun miał w łapach sporą maczugę nabijaną kilkoma zardzewiałymi gwoździami. Może sprawić kłopot jeśli okaże się wystarczająco szybki. Ostatni, dość gruby miał jakąś starą szablę.
miał, miał, miał...
Poza powtórzeniami jest tutaj problem z jednostajnością opisu. Nie bawisz się kamerą, nie opowiadasz, tylko wymieniasz. Tekst na takim obrazowaniu bardzo traci.
szmeto pisze:Stawiałbym na wyposażenie wojsk cesarskich. Jeśli jest byłym żołnierzem to powinienem na niego uważać. Byli jakieś trzydzieści kroków ode mnie.
Znów wcinka z czasem teraźniejszym. Nie mieszaj, to niczemu nie służy. Najlepiej przejrzyj tekst i po prostu wywal czas teraźniejszy. Żeby mieszać i ubarwiać w ten sposób opowiadanie trzeba mieć niestety trochę więcej wyczucia i lekkości.
szmeto pisze:Dla niewprawnego oka będzie wyglądać na zgon niemagiczny
Oj, oj, oj... Uważaj!
Gość ni stąd ni zowąd pada, dusząc się, charcząc i tocząc pianę z ust. To nie są na pewno często oglądane przez ludzi sceny. Jeżeli w świecie jest świadomość istnienia magii, to ja bym na miejscu bohatera uważała, że to właśnie będzie pierwsze podejrzenie. W koncu prosty lud prędzej uwierzy w "złe oko" niż w galopujące suchoty czy wirusa, który momentalnie zaatakował płuca silnego jak dąb chłopa. Kreujesz pseudośredniowiecze. Tam nie znają jeszcze pojęcia rozległego zawału serca czy odmy płucnej.
Wiadomo, choroby tez są jakoś tłumaczone "normalnie", ale pytanie, czy to będzie pierwsze podejrzenie?
szmeto pisze:Zacząłem iść do nich bokiem, chcąc odciągnąć ich od konia i uśpić czujność.
Źle brzmi to zestawienie zaimków. Poza tym zupełnie nie kapuję, czego bohater oczekuje i właściwie po co.
szmeto pisze:aby móc zaatakować mnie z obu stron. Nie mogłem im na to pozwolić. Ruszyłem na nich dążąc do zwarcia
Znów bohater zachowuje się dla czytelnika niezrozumiale. W sensie dobra, niech sobie biegnie, może jest w tm jego logika. Ale łączysz to tak, jakby szarża miała być odpowiedzią na próbę ustawienia się po dwóch stronach bohatera. No to nie bardzo działa.
szmeto pisze:Dzieliło mnie od nich już tylko dziesięć kroków. Pędząc na nich widziałem
nich nich
szmeto pisze:Próbował zatrzymać maczugę w czasie zataczania kręgu.
Nie rozdymaj niepotrzebnie zdań. Wiadomo, co robi z tą maczugą - chwilę wcześniej powiedziałeś, więc podkreślenie do usunięcia.
szmeto pisze:Właśnie się podnosił gdy wbiłem mu sztylet w gardło. Zaskoczony nawet nie próbował kontrować. Upuścił miecz i starał się zatamować krew trzymając sztylet.
znów powtórzenie. A podkreślony kawałek brzmi głupawo. Nie tłumacz mi, po co facet chwyta sztylet wbity w jego gardło. Lepiej odpowiednio dramatycznie to opisz.
szmeto pisze:wbiłem mu sztylet w gardło. Zaskoczony nawet nie próbował kontrować. Upuścił miecz i starał się zatamować krew trzymając sztylet. Wyrwałem go zdecydowanym ruchem. Kilka zakrwawionych palców spadło na ziemię.
Nie, nie, nie. Sztylet siedzi wbity w gardło. Nawet, jeżeli część ostrza wystaje i da się na nim zacisnąć palce, to nie ma opcji, żeby przy wyciągnięciu tego sztyletu te palce aż poucinać. Porozcinać tak, ale jednak do urżnięcia kości potrzeba trochę więcej.
szmeto pisze:Szybko cofnąłem się dwa kroki a jego martwe cielsko zwaliło się u moich stóp.
Widzisz, takie opisy jak podkreślony nic nie mówią czytelnikowi. To jest tzw. przegadywanie tekstu. Co za różnica, czy dwa czy trzy, czy pięć kroków? Co to znaczy w naszej orientacji "cofnąłem się". Znalazł się za czymś, za kimś? Do czegoś sie zbliżył? To jest istotne dla czytelnika, a nie nic nieznaczący czasownik.
szmeto pisze:Furia chyba go rozsadzała, bo machał nią teraz jak kawałkiem patyka. Nie miałem szans podejść go bliżej i przyśpieszyć zgon. Jedyną opcją było trzymanie go na dystans i unikanie ciosów morderczej zagwozdki.
Zaimki. Trzeba z nimi walczyć. Jeżeli nie da się po prostu wyciąć, to nie ma wyjścia - przebudowa zdań/całych fragmentów.
szmeto pisze:Oto mi chodziło
O to
szmeto pisze:Postanowiłem pobiec za róg gospody i tam zaczaić się na pościg. Sztuczka stara jak świat, ale w biegu jakoś nie miałem pomysłu na nic bardziej wyrafinowanego. Nim dobiegłem
wiadomo
szmeto pisze:Atakując z prawej strony uniemożliwię mu kontrę.
Znów cholera wie, o co chodzi.

Ufff... To na pewno nie jest wszystko, ale robiłam, co mogłam.

Powiem tak. Mnie nie przeszkadzają superaśni bohaterowie w fantasy. Nie mam nic przeciwko postaciom, które potrafią manewry, których żaden szermierz w rzeczywistości by nie wykonał. Lubię dynamiczne, fantastyczne opisy. Problem w tym, że u Ciebie nie czuć tego, że bohater jest lepszy. Wszystko jest tak zobrazowane, że brzmi jak raport, w którym trzech głupków walczy z gościem, który nie tyle jest lepszy, co ma więcej farta. Po tym twoim zabójcy nie widać umiejętności czy trzeźwości w walce. Wnioski przez niego wysnuwane są dla mnie niezrozumiałe i chociaż w ostatecznym rozrachunku wychodzi "na jego", to jednak wyglądał on dla mnie, jak czwarty głupek, losowo miotający się po polu walki.
I tutaj dodam jeszcze jedno. Szmeto, jeżeli co drugi ruch bohatera (i jego sposób rozumowania) musisz tłumaczyć, to znaczy, że coś jest nie tak. Ty scenę widzisz, ok, ale jeżeli czytelnicy nie, to znaczy, że wina leży w zobrazowaniu tego.

Musisz postarać się o dynamikę, może trochę więcej emocji w bohaterze, a mniej informowania, kto, ile kroków zrobił. No i trzeba solidnie popracować nad warsztatem. Na razie czyta się to niezbyt przyjemnie.

Pozdrawiam i powodzenia życzę,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

14
szmeto pisze:Przygotowałem więc niezauważalnie Pocisk Zgnilizny i oceniłem sytuację. Łysy miał na sobie dziwną kapotkę z tysiącem kieszonek. W ręku trzymał nóż, więc należało podejrzewać, że pod kapotką jest ich jeszcze kilka. Dryblas vel Kołtun miał w łapach sporą maczugę nabijaną kilkoma zardzewiałymi gwoździami. Może sprawić kłopot jeśli okaże się wystarczająco szybki. Ostatni, dość gruby miał jakąś starą szablę. Wyglądała jak pozostałość po latach służby. Stawiałbym na wyposażenie wojsk cesarskich. Jeśli jest byłym żołnierzem to powinienem na niego uważać. Byli jakieś trzydzieści kroków ode mnie. Miałem trochę czasu. Sztylet niezauważalnie wysunął się z rękawa i wylądował w prawej dłoni. Nadal byłem w Cesarstwie i nie mogłem się afiszować z magią. Zresztą w karczmie mogły siedzieć szpicle lub inne typy gotowe ściągnąć tu zastępy Łowców. Zgniłka trzymałem więc na walkę w zwarciu. Dyskretnie rzucony powinien zwalić przeciwnika po minucie. Dla niewprawnego oka będzie wyglądać na zgon niemagiczny.
Podoba mi się nazwa zaklęcia. :) Piszesz o nim na początku powyższego cytatu, a potem pada wiele różnych informacji nijak się mających do Pocisku Zgnilizny, by znowu do niego wrócić. Za bardzo to rozbiłeś. Myślę, że gdybyś bardziej skomasował informacje o tym, że twój bohater potrafi posługiwać się magią, to byłoby lepiej. Czytelnik jest ciekaw, co potrafi bohater.
szmeto pisze:Ostatni, dość gruby miał jakąś starą szablę. Wyglądała jak pozostałość po latach służby. Stawiałbym na wyposażenie wojsk cesarskich. Jeśli jest byłym żołnierzem to powinienem na niego uważać. Byli jakieś trzydzieści kroków ode mnie. Miałem trochę czasu.
Nagromadziłeś wiele słów związanych z niepewnością: jakaś szabla, jakieś kroki, stawiałbym, jeśli jest. Rozumiem jako czytelniczka, że bohater nie do końca wie, w jakiej sytuacji się znalazł. I czuję się nieco skołowana. Bo on mi wygląda na starego wyżeracza, wygę, twardziela i pewniaka. To skąd to jego - bym, jeśli. Potrafi na pewno ocenić szablę. Wie jaki dystans dzieli go od przeciwników. Niepotrzebne te jeśli, gdyby...
druga uwaga dotyczy dystansu. Gość wjeżdża do wsi. Uprzejmie dyskutuje z zabijakami spod karczmy. A potem jest trzydzieści kroków od nich? Czyli jakieś trzydzieści metrów. A jak męski krok to i więcej. Nie powinien nieco podnieść głosu albo podjechać bliżej?
szmeto pisze:wwwSkoro tak się sprawy mają to oznacza, że te sympatyczne misie czekają jednak na mnie. Przygotowałem więc niezauważalnie Pocisk Zgnilizny i oceniłem sytuację. Łysy miał na sobie dziwną kapotkę z tysiącem kieszonek. W ręku trzymał nóż, więc należało podejrzewać, że pod kapotką jest ich jeszcze kilka. Dryblas vel Kołtun miał w łapach sporą maczugę nabijaną kilkoma zardzewiałymi gwoździami. Może sprawić kłopot jeśli okaże się wystarczająco szybki. Ostatni, dość gruby miał jakąś starą szablę. Wyglądała jak pozostałość po latach służby. Stawiałbym na wyposażenie wojsk cesarskich. Jeśli jest byłym żołnierzem to powinienem na niego uważać.
wwwByli jakieś trzydzieści kroków ode mnie. Miałem trochę czasu. Sztylet niezauważalnie wysunął się z rękawa i wylądował w prawej dłoni. Nadal byłem w Cesarstwie i nie mogłem się afiszować z magią. Zresztą w karczmie mogły siedzieć szpicle lub inne typy gotowe ściągnąć tu zastępy Łowców. Zgniłka trzymałem więc na walkę w zwarciu. Dyskretnie rzucony powinien zwalić przeciwnika po minucie. Dla niewprawnego oka będzie wyglądać na zgon niemagiczny.
wwwZacząłem iść do nich bokiem, chcąc odciągnąć ich od konia i uśpić czujność. Nie dali się sprowokować. Łysy odbiegł po większym łuku. Nie bardzo mogłem coś z tym zrobić poza liczeniem, że ma kiepskiego cela albo zdążę się uchylić. Grubas i Kołtun zaczęli iść w moim kierunku nieśpiesznie. Jednocześnie starali się ustawiać tak, aby móc zaatakować mnie z obu stron. Nie mogłem im na to pozwolić.
wwwRuszyłem na nich dążąc do zwarcia. Łysy też pewnie nie będzie się kwapił do rzucania nożami, jeśli kumple będą zbyt blisko celu. Dzieliło mnie od nich już tylko dziesięć kroków. Pędząc na nich widziałem, że Kołtun robi zamach swoją zagwozdką. Głupi zamach. Łatwy do przewidzenia. Poza tym jeśli nie trafi we mnie to następny na krzywej nadziewania będzie Grubas. Tamten tylko ustawił się w pozycji szermierczej i czekał na mój ruch. Nie widział niespodzianki szykowanej przez towarzysza. Tym lepiej dla mnie.
wwwZahamowałem gwałtownie trzy kroki od nich. Kołtun już zataczał krąg swoją pałą. Mnie oczywiście nawet nie musnął. Zaskoczony uświadomił sobie, że zaraz zrobi gulasz z wnętrzności kumpla. Próbował zatrzymać maczugę w czasie zataczania kręgu. Grubas też się zorientował co się święci i również starał się uniknąć nadziania. Rzucił się w bok cudem unikając przeorania gwoździami. W efekcie obaj stracili równowagę. Kołtun oparł się na maczudze i nim zdążył ją ponownie poderwać,
wwwdostał Zgniłkiem w klatkę piersiową. Nie wiem jak to wyglądało z boku, ale starałem się aby ruch ręką był praktycznie niewidoczny. Taki strzał bez patrzenia. Dostaje albo w serce albo w płuca. Tak czy inaczej padnie. Rzucając zaklęcie pędziłem już do Grubasa.
www Miał pierwszeństwo. Właśnie się podnosił gdy wbiłem mu sztylet w gardło. Zaskoczony nawet nie próbował kontrować. Upuścił miecz i starał się zatamować krew trzymając sztylet. Wyrwałem go zdecydowanym ruchem. Kilka zakrwawionych palców spadło na ziemię. Spojrzałem mu w oczy. Pełne strachu i zdziwienia. Dźgnąłem go mocno sztyletem w skroń. Zgasły.
wwwW sumie niepotrzebnie okazałem litość. Straciłem cenne sekundy. Szybko cofnąłem się dwa kroki a jego martwe cielsko zwaliło się u moich stóp. Wszystko to trwało zaledwie chwilę. Nim opadł pył wzniecony przez upadającego trupa miałem już na karku Kołtuna.
Twój opis walki to jeden zbity blok informacji. Podzieliłam go na akapity. Pewnie, że można zrobić to lepiej, ale wtedy musiałabym przebudować niektóre zdania, a nie o to mi chodziło. Większość czytelników woli teksty bardziej przejrzyste. Pomyśl o tym.
szmeto pisze:Sztylet niezauważalnie wysunął się z rękawa i wylądował w prawej dłoni.
Sztylet otrzymał cechy istoty żywej. Sam się wysunął z rękawa i wylądował. Gdybyś napisał, że twój bohater zrobił to, a nikt nie zauważył, to podkreśliłbyś jego mistrzostwo.
"W rękawie miałem ukryty nóż. Musiałem tylko umieścić go w dłonie tak, by nikt nie zauważył. Wymagało to trochę koncentracji i kilku delikatnych ruchów..."
szmeto pisze:Grubas też się zorientował co się święci i również starał się uniknąć nadziania. Rzucił się w bok cudem unikając przeorania gwoździami.
Ktoś to nazwał "siękozą". :)
szmeto pisze:Właśnie się podnosił gdy wbiłem mu sztylet w gardło. Zaskoczony nawet nie próbował kontrować. Upuścił miecz i starał się zatamować krew trzymając sztylet. Wyrwałem go zdecydowanym ruchem. Kilka zakrwawionych palców spadło na ziemię. Spojrzałem mu w oczy. Pełne strachu i zdziwienia. Dźgnąłem go mocno sztyletem w skroń. Zgasły.
Spojrzałam na ten fragment z punktu widzenia tego dźgniętego. człowiek zaatakowany, któremu napastnik wbił nóż w gardło odruchowo będzie starał się wyciągnąć "obce ciało" z własnego. Nie sądzę, by starał się zatamować krwotok przyciskając nóż. I za co go trzymał? Za ostrze czy rękojeść? Jeśli za rękojeść, to jak bohater mu go wyrwał?
Druga sprawa: dźgnąć, to znaczy uderzyć i błyskawicznie wycofać ostrze. W ten sposób dotarłby do mózgu, by błyskawicznie zabić? I czy sztylet nie utkwi w kości?

szmeto pisze:Pędząc na nich widziałem, że Kołtun robi zamach swoją zagwozdką.
zagwozdka - trudność, komplikacja, przeszkoda;
Czy bohater rzucił przeszkodą?

Pisanie scen walki to ciężka praca. Tyle się dzieje. Chwała ci za to, że używając krótkich zdań, starasz się oddać dynamikę zdarzeń. Jednak faktem jest, że się pogubiłam.

Poczytaj opisy walk, pooglądaj w realu lub choć na you tube. Gromadź słowa, czytaj, ćwicz i NIE PODDAWAJ SIĘ!

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”