Kawałek rozmowy nad końskim zadem

1
Jakiś czas mnie tu nie było, ale mam nadzieję, że nie muszę czekać 30 dni... :)

Fragment wyrwany z całości, choć z założenia całkiem zamknięty. Krótka i brzemienna (nomen omen) w skutkach rozmowa w stajni.
Zapraszam do komentowania. I chyba przydałyby mi się jakieś ostrogi w bok. Niekoniecznie od razu do krwi, ale jednak.

wwwJakiś miesiąc później po jednej z takich eskapad, wspaniały rumak Oklanga okulał, więc zaprowadził go do Maleha, jednego z kharskich koniuszych, którzy służyli w posiadłości od samego początku inwazji. Był to człowiek w latach już posunięty, niezwykle spokojny, miły i posiadający szeroką wiedzę o koniach i sposobach leczenia ich chorób. Z tej też przyczyny schodziło się do niego wielu, prosząc o porady, pomoc w leczeniu rumaka bojowego lub szkapiny, która na wiosnę musiała ciągnąć pług, bo innego wyjścia nie było. Znali go i szanowali zarówno Kharowie jak i Draini. Pomagał jednym i drugim, a właściwie to, jak mówił, ich koniom. Brał za to antałek cidru, nogę kurczaka, monetę czy dobre słowo.
wwwMaleh zobaczywszy Oklanga, pokłonił się grzecznie i poklepał szlachetnego Khara po plecach, aż echo poszło po boksie, w którym stali. Właściciel ogiera spojrzał na starca zaskoczony taką poufałością, ale naprawdę wielkie oczy zrobił wtedy, gdy usłyszał powód tak wylewnej serdeczności.
www- Spisałeś się młodziaku - zaśmiał się koniuszy. - Ta zielarka to panna może nie najpiękniejsza wśród tutejszych, ale taka mądra i wykształcona! Wiele razy mi pomogła. Na lekach się zna jak nikt. Na ludzkich też! Jak wydorośleje na dobre, to będzie z niej pociecha. Zabierzesz ją i dziecko do Kharu?
wwwPochwała Alury miło połechtała Oklanga, ale końcowe pytanie zwaliło go z nóg. Oparł się o deski boksu i znieruchomiał. Koń chlastał go ogonem, koniuszy niecierpliwił się, bo musiał wracać do swojej roboty, a tu mu paniczyk czas zabierał i stał jak kołek w płocie. Popatrzył na oficera, coś zagadał raz i drugi, a potem wzruszył ramionami i brał się już odchodzić, kiedy oniemiały dotąd kawaler zerwał się i dziadka za kapotę chwyciwszy, wykrzyczał mu prosto w twarz:
www- Skąd ty to wiesz?!
wwwKoniuszy oburzony strzepnął z siebie jego ręce i już miał odpowiedzieć, żeby szedł do wszystkich diabłów, ale dostrzegł w oczach szlachetnego Oklanga jakieś szaleństwo. Zebrał się w sobie i zaczął opowieść.
www- A, bo panie, do mnie wielu przychodzi leczyć konie. I jeden taki gaduła też był kilka razy. Mówił o tym i o tamtym, ale jedno mnie zainteresowało, to go podpytałem - zaczął uczciwie jak na królewskim sądzie. - Coś na jesień zboże do spichlerza odwoził. Koń wtedy podkowę zgubił i okulał. I od tej pory ten chłopek kłopot ma z tą nogą. Znaczy, panie z konia nogą. Nieważne… - machnął ręką, bo sam się zaplątał w tym kto i z czym miał kłopoty. - Ten, co o nim mówię, spotkał pannę na trakcie. Musiała długo już iść, była zmęczona, blada jakaś i żal mu się jej zrobiło. Pogadali i zgodził się ją do domu podwieźć. Niedaleko zresztą całkiem, do tego miasteczka co za lasem jest. Zielonka, czy jakoś tak… Zły strasznie wracał, bo pannę odwiózł, ale zamiast odprawę dostać, to mało brakowało, żeby po gębie oberwał. Awantura tam ponoć była straszna, ojciec pannę wyzwał od najgorszych, bić się brał. Panna tobołek, co go miała, wzięła i uciekła. Ten, co to ją woził, za nią poszedł, ale ona w jakimś domu tych ichnich Przewodniczek stanęła, jemu podziękowała, choć smutna i płaczu bliska, grosz jakiś w podzięce dała. A ten grosz ledwo na podkowę starczył, co ją koń zgubił w drodze powrotnej.
www Zamilkł na chwilę i przyglądał się z uwagą Oklangowi, który słuchał go i nerwowo przestępował z nogi na nogę. Znali go wszyscy, że straszny nerwus i czasami trudno mu nad sobą zapanować. Bał się więc koniuszy, że może się mu przy okazji tej opowieści od szlachetnie urodzonego po gębie oberwać, ale nie. Oklang nerwowy był, i owszem, ale nie wyglądało, że ma zamiar koniuszemu przylać. Uspokoiwszy się nieco, dziadek podjął na nowo, co spotkało się z wyraźna aprobatą słuchacza.
www- Tyle mi powiedział, że to ponoć za pańską sprawą panna w te kłopoty wpadła. Ale ja sobie pomyślałem, że pan zachować się umiesz i panna nie ma się co tak bardzo martwić. Tylko nie pojmuję - zerknął uważnie na oficera - dlaczego ona do domu, do tego wściekłego ojca pojechała, zamiast z panem tu siedzieć. Przecież pan w Kharze to żony nie masz, co nie? Zamek pusty, ino przeciągi mieszkają. - Zamilkł na chwilę, ale nie doczekał się odpowiedzi, więc machnął ręką. - Za moich czasów tak nie było. Jak kawaler pannę przygruchał i swoje z nią odprawił, to się nią zajmował, jak trzeba było, a nie odsyłał do ojców. - Pokręcił głową, jakby zniesmaczony, ale widząc głupią minę Oklanga i wiedząc, kim ten jest, czym prędzej dodał: - Ale ja już stary i głupi, więc niewiele co z tego waszego świata rozumiem. A i na koniach łatwiej się wyrozumieć niż na ludziach. Pan swego zostaw, to się go do porządku doprowadzi.
wwwOdwrócił się i wyszedł z boksu. Oklang postał chwilę, a potem wypadł, jakby się paliło, zawołał na chłopaka stajennego o jakiego konia i pognał na złamanie karku. Jak zawsze zresztą, kiedy go brały nerwy.
Ostatnio zmieniony czw 12 kwie 2012, 15:43 przez dorapa, łącznie zmieniany 3 razy.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

2
Przecinki, przecinki! I zdania bym dzieliła, bo podrzędne podrzędnych podrzędnie pod rzędem (końskim) tkwią.
dorapa pisze:Jakiś miesiąc później, po jednej z takich eskapad,
dorapa pisze:wspaniały rumak Oklanga okulał, więc zaprowadził go do Maleha,

Tu, na przykład, bym dzieliła: ...okulał. Zaprowadził go więc...

Później tu i ówdzie analogicznie, bo inaczej powstają wielogłowe smoki i czytelnik umyka (albo zasypia).
dorapa pisze:posiadający szeroką wiedzę
Nie podoba mi się ani "posiadanie wiedzy", ani "wiedza szeroka". Jest urzędowo-przemądrzale, jak z CV. Pokombinowałabym z tym jeszcze.
dorapa pisze: a właściwie to, jak mówił, ich koniom.
Takie dość oczywiste. Gdyby to było coś w stylu: "a właściwie ich koniom, bo ludzie, jego zdaniem, nie byli tego warci" - to dopowiedzenie miałoby sens, a tak jest albo niedookreślone, albo na wyrost. Do zastanowienia - czemu służy i rozwijać czy wyrzucić?
dorapa pisze:wylewnej serdeczności.
E, bez przesady. Poklepanie aż takie wylewne nie jest. A jeżeli to ironia, to zbyt zakamuflowana IMO.
dorapa pisze: echo poszło po boksie, w którym stali.
Zaznaczone - niepotrzebne.
dorapa pisze:Pochwała Alury miło połechtała Oklanga,
W ten sposób określasz chwalącego, nie chwaloną. "Pochwała prezesa sprawiła mu przyjemność" - prezes chwalił, a jakiemuś "jemu" było przyjemnie. U Ciebie chodzi o to, że Alura była chwalona, tak? To może: wyrazy uznania dla Alury?
dorapa pisze:Koniuszy oburzony
Przymiotnik dałabym na początku.
dorapa pisze:strzepnął z siebie jego ręce

Strzepnięcie pasuje do czegoś mniejszego - pyłku, owada... Strząsnął? Ale zaraz potem: "z siebie jego" - zgrzyta. Może jakoś inaczej ten ruch opisać?
dorapa pisze:Coś na jesień

Jakoś na jesień?

dorapa pisze:bo sam się zaplątał w tym, kto i z czym miał kłopoty.
dorapa pisze:tego miasteczka, co za lasem jest.
wyraźna
Literówka

Ale to drobiazgi są, a ogólnie - kawałek w porządku. Sienkiewiczowski. :) Tylko mam wrażenie, że w tym fragmencie za dużo jest nóg. ;)

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Nogi, nogi, tysiąc nóg, tupią, tupią, tup, tup, tup.

Zawsze piszę za długie zdania. Moja wada. Walczę z tym, ale widać za mało, ciągle za mało skoro czytelnik umyka, nie mówiąc już o zasypianiu.

Dzięki za uwagi.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

4
Jeżeli masz wrodzoną sympatię do wielogłowych smoków i nie masz ochoty dzielić, to próbuj kontrować je czymś krótkim. Czasem taki smok w towarzystwie czegoś krótkiego wygląda całkiem znośnie. Zwłaszcza, jeżeli taki duet dłuuuugie-krótkie kończy akapit.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

5
więc zaprowadził go do Maleha
Kto go zaprowadził? Zapewne wyjaśnione jest wcześniej ale jeśli mam czytać tyko ten fragment to nie mam pojęcia kto.
człowiek w latach już posunięty
Zmieniłbym szyk na osoba - czasownik - reszta. Dla mnie brzmiałoby lepiej.
szkapiny, która na wiosnę musiała ciągnąć pług, bo innego wyjścia nie było
Jakieś ciapowate mi się to wydaje. Może ona(szkapa) wyjścia nie miała?
nogę kurczaka
Noga wydaje się być poprawna jednak dziwnie brzmi. Udko jest bardziej utarte jako całość nogi bez pazurków.
czy dobre słowo
Tutaj dodałbym jakieś "nawet"' "tylko" czy coś w ten deseń.
może nie najpiękniejsza wśród tutejszych, ale taka mądra i wykształcona!
...jaka mądra i wykształcona
Koń chlastał go ogonem, koniuszy niecierpliwił się, bo musiał wracać do swojej roboty, a tu mu paniczyk czas zabierał i stał jak kołek w płocie
1)...a koniuszy niecierpliwił się
2)Drugie "a" można zmienić na "podczas gdy" lub coś takiego, by uniknąć powtórzenia
w oczach szlachetnego Oklanga jakieś szaleństwo
"jakieś" albo wyrzucić, albo zmienić na "jakiś rodzaj"
Zebrał się(więc) w sobie
Znaczy, panie z konia nogą
Bez "panie"
Ten, co to ją woził, za nią poszedł, ale ona w jakimś domu tych ichnich Przewodniczek stanęła
Nie wiem dlaczego użyłaś tu "ale".
grosz jakiś w podzięce dała. A ten grosz ledwo na podkowę starczył
Za drugim razem nie użyłbym słowa "grosz". Ten w pierwszym bardziej sygnalizuje jakąś drobną kwotę pieniędzy, ale w drugim zdaniu brzmi tak jakby był to grosz sztuk jedna(chyba zamotałem).
oberwać,(tu kropka) ale nie.(a tu przecinek) Oklang nerwowy był, i owszem, ale nie
Powtórzenie.
dziadek podjął(opowieść/temat) na nowo
Zamek pusty, ino przeciągi mieszkają
W zamku ino przeciągu mieszkają. U Ciebie jest za dużo tej pustości o jedną;)

Lubię czytać twoje teksty. Takie sielankowe są i można się przy nich odprężyć, tu konik tu jabłoń;) I ten fragment też milutki. Wiadomo jakieś potknięcia były(i moja złośliwość). Dialog koniuszego rozbiłbym na mniejsze, w tej formie jest trudny w odbiorze.
PS. To Sinkowy świat czy inny twór?

6
zaqr pisze:Dialog koniuszego rozbiłbym na mniejsze, w tej formie jest trudny w odbiorze.
Też tak myślałam, ale jak rozbiłam, to mi się mniej podobało.

Co do sielskości... Widzisz, ja z natury słodka baba jestem, więc krew, pot i łzy zostawiam innym. Nie dla mnie rżnięcie dziewic, patroszenie wojowników, tudzież wyrywanie języków złośliwym oponentom. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
...posiadający szeroką wiedzę o koniach i sposobach leczenia ich chorób.
...sposobach ich leczenia. Wiadomo, że leczy się choroby.
...końcowe pytanie zwaliło go z nóg. Oparł się o deski boksu i znieruchomiał.
No to zwaliło go z nóg, czy znieruchomiał przy tym boksie?
...koniuszy niecierpliwił się, bo musiał wracać do swojej roboty...
A co mu tak śpieszno? Wcześniej miał ochotę na pogawędkę.
Popatrzył na oficera, coś zagadał raz i drugi, a potem wzruszył ramionami i brał się już odchodzić, kiedy oniemiały dotąd kawaler zerwał się i dziadka za kapotę chwyciwszy, wykrzyczał mu prosto w twarz:
- Skąd ty to wiesz?!
Zmieniłaś tu styl.
Krzyknął? Zapytał zmienionym tonem? Wykrzyczeć w twarz można jakieś zarzuty. A tu Oklang się po prostu natarczywie domaga odpowiedzi.

Co jeszcze... Koniuszy mógłby opowiadać bardziej składnie, bo na razie to jest trochę w stylu: coś ktoś zrobił, ale dokładnie o co poszło, nie wiadomo. A przecież koniuszy wie, że to dziecko Oklanga. Skąd więc taka mętna opowieść?

8
Kocham Was! Mam znajomą polonistkę-purystkę, której czasami podsyłam co lepsze ze swoich kawałków i powiem Wam, że choć ona ostra jak kosa i czepia się wszystkiego, to wrzucenie fragmentu na Wery daje o wiele lepszy przegląd własnych byków i niedociągnięć. Każdy dostrzega coś innego...
Gdybym wrzucała tu po kawałku całą książkę, to po jakichś dziesięciu latach miałabym najlepsze dzieło na świecie. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

9
dorapa pisze:Jakiś miesiąc później po jednej z takich eskapad, wspaniały rumak Oklanga okulał, więc zaprowadził go do Maleha, jednego z kharskich koniuszych, którzy służyli w posiadłości od samego początku inwazji. Był to człowiek w latach już posunięty, niezwykle spokojny, miły i posiadający szeroką wiedzę o koniach i sposobach leczenia ich chorób. Z tej też przyczyny schodziło się do niego wielu, prosząc o porady, pomoc w leczeniu rumaka bojowego lub szkapiny, która na wiosnę musiała ciągnąć pług, bo innego wyjścia nie było. Znali go i szanowali zarówno Kharowie jak i Draini. Pomagał jednym i drugim, a właściwie to, jak mówił, ich koniom.
Jak dla mnie to tutaj jest za dużo tych koni - w sensie różnych określeń na nie. Wiemy, o czym mówisz - facet leczy konie. A tak jakoś to rozpisujesz, jakby czytelnik między jednym a drugim zdaniem zdołał zapomnieć, o jakie zwierzęta chodzi.
dorapa pisze:a tu mu paniczyk czas zabierał i stał jak kołek w płocie. Popatrzył na oficera,
W poprzednim zdaniu zmieniasz podmioty i to chyba ze dwa razy. Ale podmiotem w końcówce jest "paniczyk". Więc najpierw zrozumiałam, że to on patrzył na jakiegoś oficera.

Taka sobie spokojna scenka. Fajnie, że wychodzą jakieś stosunki między bohaterami, coś tam w emocjach gra (chociaż nadal brakuje trochę "mięska" ;) ). W każdym razie pod tym względem nawet mnie zaciekawiło.
Styl momentami wydawał mi się nierówny. Raz mocniej archaizujesz (inwersja, wtrącania), raz słabiej. Wypowiedzi koniuszego jakoś zlewały mi się z narracją (jeśli chodzi o brzmienie) i rzeczywiście takie trochę zbyt pokrętne jak na dziadka, który serio o sprawie wie, serio jest zaciekawiony, a raczej nie jest typem człowieka, specjalizującego się w półsłówkach.


Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

10
Ten fragment powstał w czasie, kiedy pisałam całe opowiadanie takim dziwacznym zarchaizowanym stylem, więc się udzieliło koniuszemu. Tyle, że ten styl wcale nie pasuje do całości opowieści. Fragment jest do przerobienia. Choć sam pomysł, by Oklang właśnie tak się dowiedział, że zostanie ojcem - pozostanie.
Dzięki.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

11
dorapa pisze:szkapiny, która na wiosnę musiała ciągnąć pług, bo innego wyjścia nie było.
Było. Do orki powszechnie służyły woły, a Draini chyba rogaciznę hodowali? Szkapinę nazwałabym ochwaconą, czy podobnie, bez wnikania, do do czego służyła.
dorapa pisze:Pochwała Alury miło połechtała Oklanga, ale końcowe pytanie zwaliło go z nóg. Oparł się o deski boksu i znieruchomiał. Koń chlastał go ogonem, koniuszy niecierpliwił się, bo musiał wracać do swojej roboty, a tu mu paniczyk czas zabierał i stał jak kołek w płocie.
Za szybko zmieniasz punkt widzenia narratora. Pierwsze zdanie o uczuciach Oklanga, drugie - o jego zachowaniu, a już w trzecim narrator towarzyszy koniuszemu. Teoretycznie może, gdyż jest wszystkowiedzący, ale lepiej byłoby, gdyby taka zmiana następowała w kolejnym akapicie.
dorapa pisze: oniemiały dotąd kawaler zerwał się i dziadka za kapotę chwyciwszy, wykrzyczał mu prosto w twarz:
www- Skąd ty to wiesz?!
dorapa pisze:Bał się więc koniuszy, że może się mu przy okazji tej opowieści od szlachetnie urodzonego po gębie oberwać, ale nie.
No właśnie.
Koniuszy może wiedzieć o róznych sprawach, i to z różnych źródeł, ale najwyraźniej jest przekonany, że Oklang wie o swoim ojcostwie, skoro go pyta, czy zabierze dziewczynę i dziecko. Taka gwałtowna reakcja mogłaby go raczej zdetonować, niż skłonić do szczegółowej opowieści. I bać się powinien, zanim ją rozpoczął, a nie po zakończeniu. Mógłby na początku stwierdzić ostrożnie: Ludzie tak gadają czy podobnie i dopiero potem dać się pociągnąć za język.
dorapa pisze:Gdybym wrzucała tu po kawałku całą książkę, to po jakichś dziesięciu latach miałabym najlepsze dzieło na świecie. :)
Akurat. Miałabyś zbiór najlepszych kawałków na świecie. :)

Edit: o, kiedy pisałam, Adrianna wrzuciła już drugą weryfkę. Swojej jednak nie usuwam, skoro się napracowałam. :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

12
To pięknie dziękuję *kłania się uniżenie* i niech sobie fragment wędruje do archiwum, gdzie jego miejsce. :)
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”