Fragmenty.
[...]
Poderwał się z miejsca gwałtownie i ruszył przed siebie co sił w nogach. Nigdy nie schodził w dół jeziora, tym razem było inaczej. Ale co go do tego skłoniło? Mimo to biegł przeskakując zwinnie i sprawnie po śliskich od deszczu kamieniach .Czuł pod nogami mięciutkie od mchu i bluszczu podłoże. Słyszał nad głowami ptaki, które gniewnie pomrukiwały na niego i trzepotały małymi skrzydełkami. Miał takie wrażenie jakby próbowały go ostrzec. Myślał tylko o tym kogo lub co zostanie u celu. Jedyne co widział z daleka to leciutko zarysowaną, przygarbioną postać .Im bliżej był jeziora mgła momentalnie zaczynała się nasilać .Deszcz padał coraz mocniej. A jego niepokój narastał. To co zastał na dole przeszło jego najśmielsze oczekiwania.
Zwolnij kroku. Kilka metrów przed nim, za ogarniająca wszystko mgłą stała kobieta. W prawie przeźroczystej białej sukience namoczonej od mgiełki i kropelek deszczu. Nie zauważyła go od razu .Głos ugrzązł mu w gardle. Przyglądał się jej idealnym proporcjom. Przez skąpe odzianie zauważył talie osy, która podkreśliła jeszcze bardziej kobiece kształty i dodawała uroku nieznajomej. Uwagę zwrócił również na oszronione włosy sięgające zaledwie połowy pleców o barwie ciemnego złota z domieszką platyny. Chciał się przywitać i jak najszybciej nawiązać kontakt z niewiastą, lecz nagle zza konarów drzew wyleciało wielkie ptaszysko, które rozpostarło swoje kruczo-czarne skrzydła tuz nad głową dziewczyny, sprawiając, że ta straciła równowagę. Charles nie czekając długo podszedł pewnym krokiem z ofiarowaną pomocą, która jednak została odrzucona. Dziewczyna wstała i zgrabnym ruchem oczyściła przybrudzoną od podszycia leśnego sukienkę i obdarowała go pięknym uśmiechem.
-Wszystko w porządku? Nie powinnaś tutaj przebywać całkiem sama. To niebezpieczne miejsce. -zapytał dość niepewnie i zniecierpliwiony oczekiwał odpowiedzi.
-Lubię niebezpieczne miejsca. Poza tym nie jestem sama. Teraz, jestem z Tobą.
Odpowiedziała odwracając się i kokieteryjnie bawiąc się pasmem włosów ,które delikatnie opadały na śnieżnobiałą i promieniejącą w słońcu alabastrową cerę. Sposób w jaki wypowiadała każde słowo był melodyczny i pełen harmonii. Głos przepełniony był ciepłem i spokojem, sprawiając ogromną przyjemność słuchaczowi.
-W takim razie, już tak łatwo się mnie nie pozbędziesz. Jestem Charles.
-Ardiente.
Odpowiedzi towarzyszył subtelny śmiech, którego dźwięk rozniósł się delikatnie po lesie. Spowodował, że w tym ponurym miejscu nagle pojawiła się iskierka radości i nadziei w sercu młodego człowieka, do której doskonałym dopełnieniem spotkania był uśmiech obdarowany przez kobietę ,która odmieni na zawsze jego losy.
[...]
„Jest zawsze z nami i zawsze będzie. Pojawia się i znika niezauważony. Czujesz jak Cię dotyka, powoli i delikatnie muskając Twoją odkrytą skórę .Otula przyjemnym ciepłem twarz. Mierzwi włosy. Zostawia nadzieję i odchodzi…Wiesz, że wróci .Zawsze wraca. Wiatr, szybki i niebezpieczny. Jest jak złudzenia, które pojawiają się tak szybko jak znikają. Złudzenia ,które budzą nadzieje, wprawiając w napięcie, podniecenie…. Rozczarowanie.”
Wszystko zaczęło się od tego nietypowego i przypadkowego spotkania w równie nietypowym miejscu. Było ono początkiem czegoś nowego. Czegoś wartego zachodu, każdej chwili wyczekiwania ,jak również poświęcenia. Charles codziennie przychodził tam i godzinami wypatrywał pięknej Ardiente. Po pewnym czasie jego starania przyniosły oczekiwany efekt. Pierwsze rozmowy, spacery, a w końcu czułość.
Nigdy nie czuł czegoś takiego. Płomienie żarzącego się ognia wprost ogarniały jego całego. Ogień rozchodził się po całym ciele, delikatnie wprawiając z drżenie poszczególne partie jego dobrze zbudowanego ciała, ukrytego pod kilkoma warstwami ubrań. Czuł się bezbronny i bezsilny. Był jak małe dziecko, który ciągle pragnie więcej. Zahipnotyzowany, płomieniem jaki nosiła w swoich oczach. Oczach, które budziły strach, przeszywając do szpiku kości, które nosiły w sobie ogromna tajemnicę. Tajemnicę, którą za wszelka cenę chciał poznać.Za którą warto poświęcić życie. Pragnął. Jedno niewinne spojrzenie rozbudziło pożądanie, chęć poznania tego co obce i zmierzenia się nawet z najgorszym. Byle osiągnąć cel. Osiągnąć ją. Ardiente- nieziemską kobietę, z ognistymi oczami, które iskrzyły się w słońcu przyjmując rubinową barwę. Dodając jej uroku…
Spotykali się w tajemnicy przed wszystkimi ,codziennie przed zachodem słońca. Każda chwila spędzona razem była wyjątkowa. Spotykając ją na swojej drodze, nie przypuszczałby, że ktoś może dać człowiekowi tyle radości z niczego. Jeden zwykły uśmiech wraz z którym cieszą się oczy. Jeden zwykły gest. Fascynacja i początkowe zauroczenie. Nadzieje na coś więcej. Ciekawość, którą tak ciężko zaspokoić.
Dotykał jej nagie ramiona bardzo delikatnie. Powolutku przesuwając rozgrzane wargi po jej chłodnym ciele. Subtelnie odgarniając włosy zauważył malutki tatuaż tuż za lewym uchem. Przedstawiał on krwiście czerwoną róże z mocno zaakcentowanymi kolcami. Pod nim wytatuowany był drobny napis „La magia es como una espina”.
-La magia es como una espina.Co to znaczy?Nigdy nie wspominałaś,że masz tatuaż.
Charles zadał swobodnie pytanie nie spodziewając się,że wywoła tym zdenerwowanie i złość.
-Nigdy więcej nie waż się o to pytać.To nie Twoja sprawa.
Pytanie wzbudziło ogromnie negatywne emocje u dziewczyny i sprawiło,że momentalnie posmutniała,a oczy przybrały niebezpiecznie ciemną barwę.Nagle coś zaszumiało w gałęziach i nad ich głowami przeleciał wielki ptak,który często pojawiał się na ich spotkaniach, niespodziewanie zwiastując odejście Ardiente.Tym razem też tak było.Wstała i szybkim krokiem odeszła bez pożegnania.Bez emocji.Patrzył jak jej sylwetka znika gdzieś w głębokiej i gęstej czerni lasu.Był bezsilny.Działała na niego uzależniająco ,ale…
Bał się,że straci wszystko to ,o co tak walczył,o co tak się starał. Bał się,że ich uczucie, silna i nierozerwalna więź to tylko złudzenie.Złudzenie,które boli bardziej niż niejeden pojedynek.
"Nie ma róży bez kolców."
1
Ostatnio zmieniony pt 04 maja 2012, 14:04 przez Innocence, łącznie zmieniany 2 razy.