American Dream

1
Hej :)
Wrzucam tu swój tekst pierwszy raz i mam mieszane uczucia, ale liczę na rzetelną ocenę. Jeśli będzie bardzo krytyczna - trudno jakoś się pozbieram. Jeśli będzie pozytywna to będę pewnie bardzo happy i będę pisać dalej :) A i z góry przepraszam za brak akapitów.


Patrick stał przed restauracją i przeglądając się w witrynie poprawiał muchę i przygładzał niesfornie zmierzwione włosy. Był z siebie ogromnie zadowolony, bo wreszcie mu się udało zaprosić na kolację, obiekt swoich marzeń – Virginię Berry. Miała tu być za kilka minut. Pojechałby po nią pod dom, ale kategorycznie mu tego zabroniła, tłumacząc, że mogą zobaczyć ich paparazzi, a tego by nie chciała. Nie rozwijał tematu, pytając czy nie chciała by zobaczyli ją z nim, czy zobaczyli w ogóle.
Ostatnio nie miał dobrej passy, od ponad roku nie wydał żadnej książki. Od dawna żaden dziennikarz nie zaproponował mu wywiadu, ba nawet fanów proszących go o autograf spotykał coraz rzadziej. Miał nadzieję, że to się zmieni, że pokona twórczą niemoc, a Virginia zostanie jego nową muzą. Już prawie czuł zbliżającą się wielkimi krokami wenę… przybrała postać nagiej Virginii opromienionej blaskiem świec i stąpającej zmysłowo pośród płatków róży. Jego fantazje przerwał natarczywy dzwonek telefonu. Melancholijna melodia sygnalizująca dzwoniącego ojca, musiała rozbrzmiewać już od dłuższego czasu, gdyż strażnik stojący przed wejściem wbił w niego karcące spojrzenie. Patrick uśmiechając się do niego przepraszająco, wyciągnął telefon i zignorował połączenie.
- Oddzwonię wieczorem – pomyślał – albo, jak dobrze pójdzie, dopiero jutro rano.
Zaśmiał się w myślach ze swojego marnego dowcipu, ale nie pozwolił sobie na żadną widoczną reakcję, bo ciągle czuł na plecach świdrujący wzrok ochroniarza.
Zaczął siąpić drobny deszcz, a jego bogini, mimo ponad półgodzinnego spóźnienia, nadal nie było. Nie chciał do niej dzwonić i jej poganiać – w końcu diwie wolno więcej – ale czuł się coraz mniej komfortowo. Wchodzący do restauracji posyłali mu kpiąco-współczujące spojrzenia, oni już wiedzieli, on jeszcze nie dopuszczał do siebie tej myśli. Bo czy ktokolwiek mógł wzgardzić jego osobą?
Deszcz z lekkiej mżawki przeszedł w porządną ulewę. Przemoknięty i zziębnięty dreptał w miejscu. Piętnaście minut temu, obiecał sobie, że nie będzie czekał dłużej niż kwadrans. Teraz mimo prawdziwego oberwania chmury, ciągle szukał argumentów przemawiających za tym, by zostać jeszcze chwilę, by poczekać jeszcze trochę – a co jeśli przyjedzie i go nie zastanie? Bezsensowną gonitwę jego myśli przerwał tubalny głos ochroniarza.
- Panie! Nie czekaj pan. I tak nie przyjedzie.
Było to niczym siarczysty policzek. Bolący, owszem, ale głównie otrzeźwiający i zawstydzający. Otwarło mu to oczy i uświadomiło jaki żałosny widok musiał przedstawiać. Rozgoryczony obrócił się na pięcie i szybkim krokiem poszedł wzdłuż ulicy.

***

Przez ścianę deszczu zamajaczył kolorowy neon, Patrick zmrużył oczy próbując odczytać wyświetlany napis – „Imperial Bar” głosił. Szyld wykonany był tandetnie, ale nazwą brzmiała zachęcająco, a on naprawdę potrzebował się napić. Pchnął duże, dębowe drzwi i znalazł się w pomieszczeniu, stylizowanym na lata dwudzieste ubiegłego wieku. Wrażenie było niesamowite –w oczy rzucała się elegancja i geometryczna kompozycja tego miejsca. Wyraziste, proste kształty mebli, pozbawione prawie w ogóle dekoracyjnych ozdób, sprawiały wrażenie trochę ciężkich, ale luksusowych. Ten kontrolowany przepych podkreślała ciemna, chromowana podłoga. Dyskretny zapach cygar mieszał się w powietrzu z dźwiękami starych, jazzowych przebojów Louisa Armstronga.
- To zabawne – pomyślał Patrick – żeby osadzać bar w czasach, w których królowała prohibicja.
Nie było tu wielkiego tłoku. Paru mężczyzn – zapewne chcących mocniej wczuć się w klimat – ubranych w prążkowane garnitury i filcowe kapelusze, grało w karty. Z prawej strony pomieszczenia za kontuarem stał barman i polerował szkło. Patrick usiadł przy barze i słuchając smętnych nut „When you're smiling” zasępił się. Piosenka idealnie wpasowała się w jego aktualny nastrój.
Przed nim stanął znudzony barman i równie znudzonym głosem zapytał:
- Podać coś?
- Whisky
Patrzył jak złocisty płyn powoli wypełniał szklankę. Wypił ją jednym haustem i od razu poprosił o następną. Alkohol przyjemnie palił w gardle i rozgrzewał od środka. Pomagał się rozluźnić i zapomnieć o dzisiejszym niepowodzeniu. Podniósł prawie pustą szklaneczkę i lekko kołysząc się na barkowym stołku, wybełkotał w powietrze.
- Napij się ze mną.
- Mówił pan do mnie? – zapytał skonfundowany barman.
- Barman napij się ze mną.
- Czyli mówił pan do mnie. Przykro mi, nie mogę. Jestem w pracy, ale mogę panu jeszcze dolać.
Patrick zapatrzył się w uniesioną whiskówkę. W myślach rozważał, wszystkie za i przeciw. Tych za było zdecydowanie więcej.
- Lej – kiwnął gwałtownie głową.
Z ponownie uzupełnioną szklanką, okręcił się na krześle i zapatrzył w kąt sali. Grający tam mężczyźni kłócili się o coś zażarcie. Ich podniesionych głosów nie była w stanie zagłuszyć nastrojowa muzyka dochodząca z kąta sali. Patrick pokrzepiony alkoholem, stoczył się z krzesła i ruszył w ich kierunku. W jego zamglonym alkoholowymi oparami umyślę rodził się niecny plan.
- Panowie – rzucił stojąc już przy ich stoliku. – Co powiedziecie na małą partyjkę pokera?
Mężczyźni popatrzyli niechętnie w jego stronę. Nikt nic nie odpowiedział, nie zaprosił go do stolika, ani nie przesunął się by zrobić mu miejsce.
- No panowie, może to was zachęci?
Wyciągnął z kieszeni parę zmiętych banknotów o wysokim nominale i nonszalanckim ruchem rzucił je na stolik. Jednemu z mężczyzn, brodatemu i wąsatemu, na widok pieniędzy zalśniły mocniej oczy. Brodacz pchnął siedzącego po prawej kolegę.
- Billy, zrób miejsce naszemu nowemu przyjacielowi.
Ostatnio zmieniony wt 27 mar 2012, 11:08 przez D.A.G., łącznie zmieniany 3 razy.

2
restauracją i przeglądając się w witrynie poprawiał muchę i przygładzał
Wiem że spójników ciężko nie powtarzać, ale te wyjątkowo mnie rażą.
Był z siebie ogromnie zadowolony
Dumny.
stąpającej zmysłowo pośród płatków róży
Płatków z jednej róży wiele nie uzyskasz.
natarczywy dzwonek telefonu. Melancholijna melodia
Jakoś melancholia niezbyt mi pasuje do natarczywości.
albo, jak dobrze pójdzie, dopiero jutro rano.
dopiero jest niepotrzebne.
Piętnaście minut temu, obiecał sobie, że nie będzie czekał dłużej niż kwadrans
Lepiej zawyż pierwszy czas do powiedzmy dwudziestu/dwudziestu kilku minut. To lepiej pokaże desperację bohatera.
by zostać jeszcze chwilę, by poczekać jeszcze trochę
Zdecyduj się na jedno, bo dwa to za dużo(o jedno;)).
głos ochroniarza.
- Panie! Nie czekaj pan. I tak nie przyjedzie.
Ochroniarz przed ekskluzywnym klubem/restauracją, bo raczej do takiej zabierze pisarz diwę, powinien prezentować wyższy poziom niż wykidajło wiejskiego baru,a przynajmniej zwracać się w inny sposób do oczekujących-potencjalnych klientów jego pracodawcy.
Bolący, owszem, ale głównie
Bolesny.
próbując odczytać wyświetlany napis – „Imperial Bar” głosił
Albo dodaj po głosił co wykonywało tę czynność albo je wgl wyrzuć.
Wyraziste, proste kształty mebli, pozbawione prawie w ogóle dekoracyjnych ozdób
1.Pozbawionych(mebli)
2.Masło maślane, ozdoby nie mogą być niedekoracyjne.
wrażenie trochę ciężkich, ale luksusowych
A czy ciężkie meble nie mogą być luksusowe? Bo z twojego ale tak to odczytuję.
ciemna, chromowana podłoga
Chromowana podłoga powiadasz? Niezbyt trafne są raczej moje pierwsze skojarzenia i zapewne nie wstrzeliłem się w twoje zamiary z metalową podłogą.
To zabawne – pomyślał Patrick – żeby osadzać bar w czasach, w których królowała prohibicja
Wtedy to dopiero musiały rosnąć jak grzyby po deszczu piwniczne bary, do których dostęp uzyskiwali tylko zaufani.
i polerował szkło
No bez przesady że polerował, może pucował jak chcesz słowo czyszczące na p.
wybełkotał w powietrze.
- Napij się ze mną.
Po pierwsze primo: alkohol potrzebuje czasu żeby rozejść się po organizmie, tak koło kwadransa.
Po drugie primo: troszkę przesadziłaś chyba, ze po szklaneczce whisky zacznie bełkotać.

Za oryginalność to plusa u mnie nie dostaniesz. Za to że tekst mnie porwał i zachwycił też nie. Plusa dostaniesz za to, że napisałaś ten fragment, a po tym jak zobaczysz kilka fusów to uznasz, że mogłaś je zobaczyć sama, ale coś zaćmiło Ci umysł w momencie sprawdzania i wtedy weźmiesz się do pracy nad kolejnymi tekstami z innym punktem widzenia. Bo tak będzie prawda?;)
PS. Poniedziałek jest najlepszą porą na krytykę, bo i tak nikt go nie lubi z samego faktu bycia.

3
Zaqr już poruszył wiele kwestii językowych, ja się tylko przyczepię do jednej.
Patrick zapatrzył się w uniesioną whiskówkę
Co prawda na stronach internetowych poświęconych przygotowywaniu drinków używa się tej nazwy (whiskówka, oczywiście), ale mnie wyjątkowo razi.

Zawsze narzekałem, narzekam i będę narzekał na brak fabuły. U Ciebie też na to narzekam.

4
Staram się nie powtarzać tego, co wyłapał zaqr.
Ashandria pisze:Nie rozwijał tematu, pytając czy nie chciała by zobaczyli ją z nim,
Skoro nie rozwijał tematu, to ten imiesłów czynny niespecjalnie tu pasuje. Lepiej brzmiałoby: więc nie zapytał (nie dociekał)...
Ashandria pisze:Melancholijna melodia sygnalizująca dzwoniącego ojca,
Oj, lubisz imiesłowy. Sens zdania na tym nie traci, ale rytm - tak. Można zmienić na: melodia sygnalizująca, że dzwoni ojciec...
Ashandria pisze:strażnik stojący przed wejściem wbił w niego karcące spojrzenie. Patrick uśmiechając się do niego przepraszająco,
Wyrzuciłabym ten pierwszy imiesłów (dość zrozumiałe jest, że strażnik przed wejściem stoi), trzeci zaś zamieniłabym na uśmiechnął się i dopasowała do tego resztę konstrukcji zdania.
Ashandria pisze:- Oddzwonię wieczorem – pomyślał – albo, jak dobrze pójdzie, dopiero jutro rano.
Zaśmiał się w myślach ze swojego marnego dowcipu,
Nie bardzo łapię ten dowcip.
Ashandria pisze: Bo czy ktokolwiek mógł wzgardzić jego osobą?
nim wzgardzić. Nie rozdzielaj bohatera i jego osoby, gdyż to dość dziwnie brzmi. A poza tym: facet jest dorosły. Naprawdę nigdy w życiu nie wystawiła go do wiatru żadna dziewczyna? Może sprowadziłabyś to do tej jednej, konkretnej sytuacji: Bo czy Victoria mogłaby nim wzgardzić?
Ashandria pisze:Deszcz z lekkiej mżawki przeszedł w porządną ulewę. Przemoknięty i zziębnięty dreptał w miejscu.
Kłopot z podmiotem domyślnym. Deszcz dreptał w miejscu?
Ashandria pisze:Patrick zmrużył oczy próbując odczytać wyświetlany napis – „Imperial Bar” głosił
Wyświetlany, to raczej na ekranie, a Ty w poprzednim zdaniu napisałaś, że to neon. Wystarczyłoby: próbując odczytać napis: "Imperial Bar".
Ashandria pisze: pozbawione prawie w ogóle dekoracyjnych ozdób,
Ozdoby to właśnie elementy dekoracyjne.
Ashandria pisze:ciemna, chromowana podłoga
Coś mi tu nie gra. Chromowana, czyli pokryta warstwą chromu, który jest błyszczący i bynajmniej nie ciemny. Podłoga chromowana? Pierwszy raz słyszę.
Ashandria pisze:słuchając smętnych nut
Słucha się dźwięków, nie zaś nut.
Ashandria pisze:Mówił pan do mnie? – zapytał skonfundowany barman.
Barman pewnie każdego wieczoru słyszy takie propozycje od zdołowanych gości, więc trudno uwierzyć w jego konfuzję.
Ashandria pisze:okręcił się na krześle i zapatrzył w kąt sali. Grający tam mężczyźni kłócili się o coś zażarcie. Ich podniesionych głosów nie była w stanie zagłuszyć nastrojowa muzyka dochodząca z kąta sali.
Skończ na: nastrojowa muzyka. Po co Ci ten kąt sali w drugim zdaniu?
Ashandria pisze:pokrzepiony alkoholem, stoczył się z krzesła i ruszył w ich kierunku.
Z krzesła raczej trudno się stoczyć, nawet w stanie pokrzepienia alkoholowego.

Nie są to jakieś rażące błędy, lecz raczej drobne potknięcia. Jest ich jednak sporo, więc może odkładałabyś napisany tekst na jakiś czas, a potem czytała uważnie, z nastawieniem na wyłapanie tego, co w nim zgrzyta?

Odnoszę wrażenie, że masz wyobraźnię wizualną. Opis baru nie jest wolny od usterek, lecz sugestywny. dobrze, że łączysz w nim rozmaite wrażenia zmysłowe: kształty, dźwięki, zapachy. W ten sposób tło wydarzeń nabiera wyrazistości.

Fabułę trudno ocenić na podstawie tego fragmentu. Pomysł wyjściowy niespecjalnie oryginalny, dużo będzie zależało od tego, w jakim kierunku poprowadzisz akcję.

Ogólnie jednak - rokowania są niezłe.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
Dzięki za wszystkie opinie. Z niektórymi się nie zgadzam, bo myślę że to zwykłe czepialstwo (ale potrafię je zrozumieć, bo sama często je uprawiam), inne z kolei wezmę sobie do serca. Mam nadzieję, że dzięki temu mój kolejny tekst będzie lepszy :)
"Idź więc, są światy inne niż ten."

---

"If you don't believe in even the possibility of magic, you'll never ever find it."

6
Wiele rzeczy ci wskazano, ja postaram się skupić na czymś zupełnie innym.
Patrick stał przed restauracją i przeglądając się w witrynie poprawiał muchę i przygładzał niesfornie zmierzwione włosy. Był z siebie ogromnie zadowolony, bo wreszcie mu się udało zaprosić na kolację, obiekt swoich marzeń – Virginię Berry. [STOP] Miała tu być za kilka minut. Pojechałby po nią pod dom, ale kategorycznie mu tego zabroniła, tłumacząc, że mogą zobaczyć ich paparazzi, a tego by nie chciała. Nie rozwijał tematu, pytając czy nie chciała by zobaczyli ją z nim, czy zobaczyli w ogóle.
Jest nieźle, ale budulec się rozchodzi. Często jest tak, że widząc scenę (a ta jest bardzo konkretna) autor po prostu ją klepie na papier, bez przemyślenia jej rzeczywistego stanu. To nic złego, bo to można poprawić (zobaczyć i zapisać, jak jest naprawdę). I takie właśnie poprawianie powinno tutaj nastąpić. To jest proces udoskonalania warsztatu, który szczerze polecam na przyszłość. Zobacz na pierwsze zdanie:
Patrick stał przed restauracją i przeglądając się w witrynie poprawiał muchę i przygładzał niesfornie zmierzwione włosy. Był z siebie ogromnie zadowolony, bo wreszcie mu się udało zaprosić na kolację, obiekt swoich marzeń – Virginię Berry.

Stał przed restauracją? Ale czy jesteś tego pewna? Jeśli odtworzę tę scenę, mając na uwadze twoje słowa, on stał przed witryną restauracji! Prawda, że proste? Następnie wprowadzasz zadowolenie i je uzasadniasz - to jest poprawne, ale pozbawione głębi, jaką należałoby wprowadzić dla postaci i tego faktu; słowem, czegoś brakuje. Moja propozycja: wstawić na pierwszy plan obiekt marzeń (Virginię) a potem dodać zadowolenie. Wówczas poprawianie muchy nabierze rzeczywistego wymiaru, że jednak robi to z konkretnego powodu. Ta drobna kosmetyka wygląda tak:
Patrick stał przed witryną restauracji i poprawiał muchę oglądając swoje dobicie w szybie. Wreszcie udało mu się zaprosić na kolację Virginię Berry, obiekt najskrytszych marzeń, więc był wyjątkowo zadowolony. Miała przyjechać za kilka minut.[STOP]

W tym miejscu chętnie bym zobaczył tę Virginię, z dokładniej, dlaczego jest obiektem jego marzeń. Rozumiesz? Za chwilę masz ja pokazać, a ja już pragnę się dowiedzieć, dlaczego facet stracił dla niej głowę.
Ostatnio nie miał dobrej passy, od ponad roku nie wydał żadnej książki. Od dawna żaden dziennikarz nie zaproponował mu wywiadu, ba nawet fanów proszących go o autograf spotykał coraz rzadziej. Miał nadzieję, że to się zmieni, że pokona twórczą niemoc, a Virginia zostanie jego nową muzą.
Zaczyna się robić mało profesjonalnie; wciskasz pomiędzy linijkami informację, że jest pisarzem, a potem do nieznanej mi dziewczyny dodajesz odważne "muza". To już jest zbyt skrótowe. Rozwiń motyw, przedstaw bohatera, chociażby dwiema linijkami, możesz to podpiąć do opisu Virgini (co sugerowałem wcześniej - zobacz, że pewne cechy tekstu przekładają się na jego dalsze losy).
- Oddzwonię wieczorem – pomyślał – albo, jak dobrze pójdzie, dopiero jutro rano.
Pomyślał. A jednak zrobiłaś z tego wypowiedź. Cofnij to do poprzedniego akapitu i będzie w porządku (usunąwszy wcześniej atrybut dialogowy).
Zaczął siąpić drobny deszcz, a jego bogini, mimo ponad półgodzinnego spóźnienia, nadal nie było.
Spóźnia się (czyli nadal jej nie ma) i jej nie ma nadal? Dość pokraczny zapis.
Wchodzący do restauracji posyłali mu kpiąco-współczujące spojrzenia, oni już wiedzieli, on jeszcze nie dopuszczał do siebie tej myśli.
Ostatnio często zwracam uwagę autorom, że wysyłają narratora na kawę w czasie, kiedy powinien KONIECZNIE opowiadać. Zostawiasz mnie z przechodniami i swoim bohaterem - w porządku, ale ten bohater nie żyje, a to, że coś robi albo w ogóle oddycha mam wywnioskować z reakcji przechodniów? Pokarzę coś:
Wchodzący z restauracji posyłali mu współczujące spojrzenia myśląc zapewne, iż czeka nadaremnie, chociaż jeszcze tego nie wie. Skąd miałby wiedzieć, skoro nadzieja pozwala wierzyć nawet w to, co nierealne. I stał tak, w deszczu, smutny, zrezygnowany, z zazdrością zerkający na wtulone w siebie pary, które widziały li tylko samotnego mężczyznę wystawionego do wiatru.
To tylko propozycja, ale skupiłem się, aby ukazać te spojrzenie i uzasadnić jego istnienie. Rozumiesz? Narrator właśnie po to jest, aby - jeśli już coś zaczyna opowiadać - w pełni ukazać daną scenę, skoro już zaczął ją odsłaniać.
[1]Deszcz z lekkiej mżawki przeszedł w porządną ulewę. Przemoknięty i zziębnięty dreptał w miejscu. Piętnaście minut temu, obiecał sobie, że nie będzie czekał dłużej niż kwadrans. Teraz mimo prawdziwego oberwania chmury, ciągle szukał argumentów przemawiających za tym, by zostać jeszcze chwilę, by poczekać jeszcze trochę – a co jeśli przyjedzie i go nie zastanie? Bezsensowną gonitwę jego myśli przerwał tubalny głos ochroniarza.
[2]- Panie! Nie czekaj pan. I tak nie przyjedzie.
[1] - deszcz sobie poszedł?
[2] - Mało naturalna wypowiedź jak na pracownika tak wytwornego miejsca - bardziej pasowałaby do pana Zbyszka z parkingu na Zamojskiej.
Szyld wykonany był tandetnie,
I masz ci babo placek - narrator na kawie, a ja się głowię, co to jest to "tandetnie"? Więc sobie dopowiadam" rura neonowa zawieszona na obszarpanej dykcie, z której odchodziła farba. I teraz , po tym wyobrażeniu o logice słowo: skoro ledwo widzi napis (bo mruży oczy, jak do diabła widzi jakość wykonania neonu? Ale, gdyby wyciąć te mrużenie, można poskładać takie zdanie:
Szyld wykonany był tandetnie, jak większość tych szyldów z Brooklynu, gdzie udający elektryków spryciarze za kilka dolców zawieszają neonowa rurę na byle dykcie, mając w poważaniu wszelkie przepisy przeciwogniowe, ale mimo tego widoku...
Pchnął duże, dębowe drzwi i znalazł się w pomieszczeniu, stylizowanym na lata dwudzieste ubiegłego wieku. Wrażenie było niesamowite –w oczy rzucała się elegancja i geometryczna kompozycja tego miejsca. Wyraziste, proste kształty mebli, pozbawione prawie w ogóle dekoracyjnych ozdób, sprawiały wrażenie trochę ciężkich, ale luksusowych. Ten kontrolowany przepych podkreślała ciemna, chromowana podłoga. Dyskretny zapach cygar mieszał się w powietrzu z dźwiękami starych, jazzowych przebojów Louisa Armstronga.
Umieść to na końcu tego opisu - to będzie podsumowanie tego, jakie bohater odniósł wrażenie. Prawda, że jakby spójniej? I pamiętaj, aby unikać opisu w stylu: zachód słońca był piękny - ponieważ to opis decyduje o tym, czy był czy nie. Co najwyżej, mógł robić wrażenie na bohaterze.

W tekście brakuje duszy, czasem logiki, ale przede wszystkim brakuje fabuły - jakiś cudem pominęłaś inicjator akcji (Virginię) i jak myślałem, że to zabieg celowy, okazuje się, że pomijasz każdy element, o którym wspominasz (bar pojawia się tylko cząstkowo, jako całkiem fajne miejsce), bohater jest pozbawiony charakteru, jak o czymś wspominasz, to tylko po to, by było, i nie rozwijasz. To oczywiście całkiem normalne, ale dlatego uczulam, bo im szybciej odnajdziesz wspólny dialog z narratorem (czyli twoim wewnętrznym głosem!) szybko się dogadacie i będziesz pisać o niebo lepiej. Nie podobało mi się, choć tytuł zaintrygował mnie dość mocno.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

7
Dzięki Martinius za naprawdę fachową ocenę, pozwoliła mi ona spojrzeć na mój tekst z innej perspektywy i pewnie będę często do niej wracać.

Wracam do pisania - zostawię sobie tytuł, bo chyba jest najlepszy z całego tekstu :)
"Idź więc, są światy inne niż ten."

---

"If you don't believe in even the possibility of magic, you'll never ever find it."
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron