Pendulum

1
___Zegar tyka.
___Tyk, tyk.
___W powietrzu wisi zapach kawy, kojarzący się przykro z odejściem. Kawa zawsze ma związek z odejściem. Pijesz przed wyjściem do pracy. Przed spotkaniem, na które zaraz będziesz biec. Nie pijesz kawy, kiedy chcesz się położyć, prawda? Cappucino kojarzy mi się wyłącznie z biegiem, pośpiechem, pogonią - i odejściem.



___Zawsze ramię w ramię z tym wielkim miastem. Ma tyle do zaoferowania, jest takie przyjazne, a jednocześnie chłodne i bezwzględne. Kawiarnie i sklepy błyszczą pode mną, a życie toczy się, dokładnie tak, jak to robiło wieku temu i jak będzie robić za wieków parę. Drży mi w sercu trwoga i świadomość, że nie przejmie się nikt. Cała dokumentacja wyparowała w sekundę. Usunęliśmy zdjęcia, wywaliliśmy obrazki, bransoletki leżą gdzieś pod biurkiem pokryte kurzem. Tak, jakby nic się nie stało. Paradoksalnie w głowie taki mętlik, że bordel ogarnięty pożarem to pikuś. A oni tego nie widzą. Idą dalej, nie przejmując się niczym, nie dostrzegając innych.

___Tylko co później robić? Jak przywitać się z Bogiem? Każdy katolik wie, że zakazuje samobójstwa. Czy to możliwe, żeby zabraniał ludziom dostać się do niego po krótszym czasie? Przecież tylu szczęściarzom daje taryfę ulgową... Niektórzy nawet umierają tuż po urodzeniu. Czemu nie każdy doznaje tej łaski? Stanę przed nim, zadzierając mocno głowę, żeby móc spojrzeć mu w lico i będę oczekiwał na rozgrzeszenie, czy może raczej przejdziemy od razu do pokoju zabaw? Jak w ogóle wygląda niebo? Czego oczekiwać? Pindrzenie się z aniołkami na chmurce do końca świata mi się nie uśmiecha.

___No i co z rodziną? To będzie dla nich cios. Głupio trochę tak ich tu zostawiać. Mam nadzieję, że właściwie zinterpretują mój list i wkrótce będziemy szczęśliwi razem. Ten świat jest czymś niewiele tylko większym od psiego gówna rozsmarowanego na podeszwie Pana, a ci głupcy traktują życie jak wartość. Po co? Dla bólu, cierpienia, gniewu? Dla rutyny, obowiązku, kary, praw? Nie rozumiem was, ludzie. Czuję się inny. Nie mówię, że lepszy - ale mam przeczucie, że powie "Całe wieki na ciebie czekałem!", gdy się spotkamy.

___Spojrzenie na upstrzone gwiazdami niebo i ostatnia chwila spokoju. A może jednak zrezygnować? Co, jeśli katole mają rację, a ja wyląduję na samym dnie zamarzniętego jeziora? A może nie ma tam nic, tylko nieskończona pustka? W głowie taki mętlik, że bordel ogarnięty pożarem to pikuś.
Ach, jak mocno dziś wieje.
Ostatnio zmieniony wt 27 mar 2012, 11:47 przez Pyszalek123, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Kawa zawsze ma związek z odejściem.
Nie kupuję, kawa nie zawsze ma związek z odejściem. Rozumiem, że dla Ciebie ma, ale jako czytelnik nie zgadzam się już z jednym z pierwszych zdać, co nie nastraja pozytywnie do czytania.
Kawiarnie i sklepy błyszczą pode mną
A dlaczego pod Tobą?

Ogólnie rzecz ujmując - nie zrozumiałem. Zupełnie nie zrozumiałem o co chodzi. To jest o kawie, mieście, samobójstwie, weltschmerzu? Nie potrafię powiedzieć. To znaczy rozumiem, że bohater popełnia samobójstwo, ale to dalej jest po nic i o niczym. Lubię, jak jest jakaś fabuła. Niekoniecznie musi być przesłanie, ale choćby namiastka fabuły by się przydała. Chcę przeczytać O CZYMŚ, a nie o niczym. Poza tym, miałem poczucie, że żaden z akapitów nie nawiązuje do poprzedniego. Funkcjonują sobie niezależnie, niepowiązane ze sobą.
Ach, jak mocno dziś wieje.
To zdanie dopełnia mojego niezrozumienia i tym samym finis coronat opus.

3
Wilczku, nie znasz powiedzenia: "wieje, jakby się ktoś powiesił"? Akurat to ostatnie zdanie jest IMO bardzo dobre - mówi, co się stało, ale nie wprost.

Czy to o kawie, mieście, czy samobójstwie? O wszystkim razem, bo czemu nie? Samobójstwo gdzieś się dzieje i z czegoś kiełkuje.
Wilczek pisze:namiastka fabuły by się przydała.
Tu się zgadzam. Brakuje dziania się. Ten tekst bardzo by zyskał, gdyby nie składał się z samych myśli, ale również wydarzeń.
spankie pisze:Tylko co później robić? Jak przywitać się z Bogiem? Każdy katolik wie, że zakazuje samobójstwa. Czy to możliwe, żeby zabraniał ludziom dostać się do niego po krótszym czasie? Przecież tylu szczęściarzom daje taryfę ulgową... Niektórzy nawet umierają tuż po urodzeniu. Czemu nie każdy doznaje tej łaski? Stanę przed nim, zadzierając mocno głowę, żeby móc spojrzeć mu w lico i będę oczekiwał na rozgrzeszenie, czy może raczej przejdziemy od razu do pokoju zabaw? Jak w ogóle wygląda niebo? Czego oczekiwać? Pindrzenie się z aniołkami na chmurce do końca świata mi się nie uśmiecha.
Ten akapit jest najsłabszy. Jeżeli już Bóg w wydaniu chrześcijańskim, to dlaczego nie ma nic o niesieniu swojego krzyża? O tym, że życie jest darem? Dlaczego tak naskórkowo i powierzchownie? Albo trzeba rzecz rozważyć głęboko i uczciwie, albo dać sobie spokój z Bogiem, bo tak, to brzmi dziecinnie.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Wilczku, nie znasz powiedzenia: "wieje, jakby się ktoś powiesił"?
Nie znałem. Poważnie mówię. Teraz zdanie to nabiera dla mnie innego sensu, jest ok.

5
Wilczek pisze:
Kawa zawsze ma związek z odejściem.
Nie kupuję, kawa nie zawsze ma związek z odejściem. Rozumiem, że dla Ciebie ma, ale jako czytelnik nie zgadzam się już z jednym z pierwszych zdać, co nie nastraja pozytywnie do czytania.
Kawiarnie i sklepy błyszczą pode mną
A dlaczego pod Tobą?
Mnie się kawa kojarzy z czymś przyjemnym. Ze spokojem, chwilą odprężenia. Ale... nie kontekstuję wniosków narrator. To co on mi mówi, mówi mi coś o nim. W jego życiu jest ciągły pęd, przez to tez on sam widzi ten pęd dookoła. I wyciąga uogólniające wnioski, że kawa to odejścia.
IMHO więc - bardzo w porzadku i obrazowo.

Druga rzecz - no właśnie trzeba się zastanowić, dlaczego pod. Albo, inaczej mówiąc, dlaczego bohater jest nad.
Bo patrzy z góry.

A ode mnie.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek będę się pochylał nad kwestią kompozycji. A jednak :)
Uważam, że w dobrze napisanej prozie tylko tytuł i cytowane piosenki albo wiersze moga być wyśrodkowane w kolumnie.
W dobrze napisanej prozie narracja może się rwać dowolnie, autor ma zawsze szansę uchwycić odpowiednie tempo, rytm i punktować je dwoma prostymi środkami - kropką (lub innym znakiem przestankowym) i akapitem.
Więc nie widzę specjalnie sensu dla takiego zapisu pierwszych i ostatnich kwestii w tekście.
Co zabawne, to ta kwestia mnie najbardziej razi :)

Z ogólnych przyczyn, ale piszę to bardzo IMHO, nie pasuje mi odejście w pierwszym akapicie. Ładniej i dosadniej byłoby, gdyby to było odchodzenie.
dokładnie tak, jak to robiło wieku temu
Literówka.
Drży mi w sercu trwoga i świadomość
Formalnie rzecz biorąc, toc hyba jednak drżą.
Cała dokumentacja wyparowała w sekundę. Usunęliśmy zdjęcia, wywaliliśmy obrazki, bransoletki leżą gdzieś pod biurkiem pokryte kurzem.
Chodzi o życie faceta? Pogrubione - powtórzenia merytoryczne, de facto.
Paradoksalnie w głowie taki mętlik, że bordel ogarnięty pożarem to pikuś.
Ja wiem, że ładnie brzmi, ale jakie jest uzasadnienie tej wyskakującej znienacka stylizacji językowej (archaizacji)?
Tylko, [przecinek] co później robić? Jak przywitać się z Bogiem? Każdy katolik wie, że zakazuje samobójstwa.
Niestety, pogrubione orzeczenie nie cofa znaczenia do Boga z poprzedniego zdania. Podmiotem jest nadal każdy katolik. Więc to kwestia przekonstruowania zdania.
Ten świat jest czymś niewiele tylko większym od psiego gówna rozsmarowanego na podeszwie Pana, a ci głupcy traktują życie jak wartość. Po co? Dla bólu, cierpienia, gniewu? Dla rutyny, obowiązku, kary, praw? Nie rozumiem was, ludzie. Czuję się inny. Nie mówię, że lepszy - ale mam przeczucie, że powie "Całe wieki na ciebie czekałem!", gdy się spotkamy.
Trochę daleko. Dochodząc do cytowanej kwestii naprawdę nie wiem, kto to powie.

Ogólnie. Że brakuje historii, to powiedziano. To taki fajny wsztynk jest, ale do czegoś dłuższego. Bo co z tego wynika? Ogólne nieszczęście, narzekanie na Boga co to świat dla niego jak psie gówno i na ludzi, co to innych nie zauważają.
Znaczy co, bohater ma weltschmerza i z tego tytułu się targa? Nie kupuję, naiwne to. Ludzie się zabijają z konkretnej przyczyny. Jest im źle bo sobie nie radzą z czymś. Czegoś konkretnego im brakuje. Ktoś konkretny ich niszczy lub naciska.
Chyba, że to Azja, tam się potrafią podpalić z powodów dla mnie, Europejczyka, zagadkowych.
Brakuje tej historii, co to on ją opowiada czytelnikowi stojąc nad przepaścią albą kręcąc tą konopną linę.

6
W powietrzu wisi zapach kawy, kojarzący się przykro z odejściem. Kawa zawsze ma związek z odejściem. Pijesz przed wyjściem do pracy. Przed spotkaniem, na które zaraz będziesz biec. Nie pijesz kawy, kiedy chcesz się położyć, prawda? Cappucino kojarzy mi się wyłącznie z biegiem, pośpiechem, pogonią - i odejściem.
Uogólnienie, aby zawierało siłę przekazu, musi być tak uniwersalne jak stwierdzenie, że woda jest potrzebna do życia. Tutaj narrator zwraca się do mnie i mówi mi coś, co jest dla mnie obce, a przez to zupełnie nie rafia. Ale już w drugim podkreśleniu picie kawy nabiera zupełnie nowego wymiaru, nie dla mnie co prawda, ale dla opowiadającego, więc ten symbol nabiera realnego znaczenia. I dopiero to jest mocne, ma sens.
Kawiarnie i sklepy błyszczą pode mną, a życie toczy się, dokładnie tak, jak to robiło wieku temu i jak będzie robić za wieków parę.
Chodzi lisek koło drogi. Liskiem jest narrator, a drogą coś bliżej nie określonego. Coś chesz przekazać, cos o tym życiu (zakładam, że coś bardzo specyficznego - dlatego o tym wspominasz, ale brakuje tu konkretu. Ponownie, jak w przypadku wstępu z kawą, następuje uogólnienie, które mnie nic nie mówi.
Usunęliśmy zdjęcia, wywaliliśmy obrazki, bransoletki leżą gdzieś pod biurkiem pokryte kurzem. Tak, jakby nic się nie stało. Paradoksalnie w głowie taki mętlik, że bordel ogarnięty pożarem to pikuś. A oni tego nie widzą. Idą dalej, nie przejmując się niczym, nie dostrzegając innych.
Oj, a tego to całkowicie nie rozumiem. To chyba szczyt mówienia o niczym. Do tego ten kolokwialny język...

To niesamowite, jak można nie zawrzeć nic w tak krótkim tekście. Wstęp zaczyna się od zegara (i potem już go nie ma - więc jest on zbędny), wewnętrzny dialog o samobójstwie wynika z "patrzenia na miasto", ale co jest głównym powodem? Rozstanie? Pojawia się, podobnie jak zegar, na początku. Miniatura bardziej przypomina zryw powodowany chwilą niedyspozycji myślowej, jakiegoś załamania. Językowo tekst nie porwał, natomiast brak treści sprawił, że zapomnę o nim w chwili, gdy postawię kropkę.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”