pierwszy rozdział potencjalnej powieści, fantastyka/ postapo

1
Pierwszy rozdział powieści fantastycznej, nie jest to jeszcze wersja, którą byłbym zachwycony w 100%, cały czas czytam i poprawiam. Ale jestem zbyt ciekaw waszej opinii.



Rozdział I
Świat utracony

- No, chodź Pluto - zawołała Julia.
Czarny, pręgowany molos nie wiele robił sobie ze zdania swojej pani.
Stał z nastroszonym ogonem i napiętymi mięśniami. Czuł, że to nie jest dobre miejsce, i wolał być gotowy do obrony swojej pani.
- Ja też wolę spać w obozie. Tylko wejdziemy i wrócimy, dobrze? No, Pluto, nie bądź świnia… - próbowała wszystkiego.
To dziwne miejsce ją fascynowało, przypominało budowle Dawnych Ludzi. Nie martwiłą się o rzeczy, które pozostawiła kilka kilometrów dalej, w bezpiecznym miejscu - Spokojnie mogły poczekać.
Pluto całym sobą próbował pokazać swojej pani, żeby się stąd szybko wynieśli - przestał machać ogonem, napiął wszystkie mięśnie i cicho skomlał, jednak jak zawsze, gdy Julia się na coś uparła, nie przyniosło to żadnego, najmniejszego choćby efektu.
Zresztą ona dzisiaj w ogóle zachowywała się dziwacznie. Skakała po skałach, wspinała się po drzewach i zaglądała do każdej dziury. Posiadanie takiej pani nie jest lekkie
Po śmierci rodziców, dziewczyna postanowiła odnaleźć dowody na to, że jej potomkowie oraz inni ludzie, władali całym światem, że naprawdę istnieli, i, że istnieje cokolwiek co mogło tego dowieść z wyjątkiem rzeczy przywiezionych przez Tatę, ruin, częściowo pochłoniętych przez las oraz wielkich skupisk metalu, asfaltu czy betonu. Nie przekonywały jej też zdjęcia i filmy na Laptopie. Wmówiła sobie, że to będzie prawdą tylko wtedy, gdy na własne oczy zobaczy coś wielkiego, co stworzyli Dawni Ludzie.
A teraz stała przed swoim dowodem – gigantycznym prostopadłościanem ściętym na szczycie, wykonanym z granatowego nieprzeźroczystego szkła, metalu i betonu. Chociaż dwa ostatnie materiały były tylko jej przypuszczeniami.
Przez chwilę stała tylko przygryzając dolną wargę, i patrzyła jak promienie słońca, te nieliczne, którym udało się przebić przez koronę drzew, odbijają się w ścianach budynku. W nielicznych jego częściach, której nie zagarnęła jeszcze dzika przyroda. Zastanawiała się czy nie lepiej wrócić do obozu, jednak była zbyt ciekawa.
Podeszła bliżej i zaczęła odgarniać pnącza pestkowca. Spodziewała się zobaczyć litą skałę, a zamiast tego zobaczyła piętnastolatkę. Była ubrana w zniszczony czerwony podkoszulek Miała owalną twarz, rude włosy, sporo piegów i zielone oczy. Julia dotknęła swojego nosa, a dziewczyna w odbiciu uniosła rękę do własnego. Do przedramienia miała przypięty pistolet, a na drugim ogromny nóż. Mimo tego nie wyglądała zbyt groźnie. Przez chwilę tylko stała, ale potem zauważyła swoje dłonie – brudne i z obgryzionymi paznokciami.
- Pluto, idziemy - warknęła zirytowana.
Cały budynek był obudowany szkłem. Nie wiedziała do czego mógł być wykorzystywany, ale wnioskując po rozmiarach uznała, że to kościół. Miejsce było idealne. Bóg na pewno lubił mieszkać w lesie.
Nie zamierzała czwarty raz prosić psa, żeby łaskawie się ruszył. Trochę zbyt gwałtownie złapała go za obrożę i, stanowczo zaciągnęła w stronę niedużego otworu w ścianie, który prześwitywał przez pnącza pestkowca. Wchodząc do środka, zastanawiała się czy nie zerwać kilku owoców, ale jeżeli tu mieszkał Bóg, to wolała mu nie podpaść. Miała jeszcze sporo jabłek i niemal połowę zapasów z domu, więc dzikie owoce może zostawić na później.
Zanim jej oczy przyzwyczaiły się do półmroku, w nozdrza uderzył ją lekki fetor zwierzęcych odchodów. Była już pewna, że to jest to ludzkie dzieło. Urodziła się w jaskini nad morzem, którą nazywali Domem i do śmierci rodziców nie opuściła plaży dalej niż do pasa wydm, gdzie rodzice szkolili ją w myślistwie, tropieniu i walce.
Tata znał doskonale sztuki walki i zanim umarł nauczył córkę wszystkiego co umiał. Każdego dnia, o świcie trenował córkę w walce wręcz, nożem i kataną – takim mieczem. Uważał, że jeśli chce przeżyć to musi umieć zadbać o siebie. Kończyli, gdy dziewczyna miała już dosyć (właściwie to, on o tym decydował ). Potem wracali do jaskini, brali prysznic, jedli śniadanie. Po około godzinnej przerwie, brali się za naukę. Zaczynali od matematyki, fizyki, chemii i biologii, które same były mało przydatne, ale w połączeniu z innymi rzeczami okazywały się niewyobrażalnie ważne.
Kiedy rodzice uznali, że dziewczyna zna je dostatecznie dobrze, zaczęli uczyć ją techniki: z przedmiotów, które zgromadzili w grocie budowali inne, bardziej skomplikowane. Często konstruowali układy elektroniczne - niektóre nie były do niczego potrzebne, inne powstawały, żeby mała Julka, mogła zobaczyć jak je zbudować i jak działają. Gdy miała dziesięć lat Tata przywiózł czternaście niesprawnych komputerów i wraz z córką je naprawiał. Wtedy też, zaczęła się uczyć strzelać, oraz produkować i używać materiały wybuchowe. Do tego korzystali z prowizoryczej huty, żeby otrzymywać kawałki metalu o konkretym kształcie, a potem łączyli je spawarką czy lutownicą. W wieku dwunastu lat rodzice bez obaw powierzali jej produkcję penicyliny.
Z mamą uczyła się rysować, pisać czy czytać. Co siedem nocy dostawała nowe książki i pisała streszczenia poprzednich. Wieczorami rodzice pozwalali jej korzystać z Laptopa. Często siedzieli razem z nią i pokazywali jej różne sztuczki, oraz jak korzystać z programów komputerowych. Gdy nie miała ochoty, opowiadali jej o dawnych ludziach, że byli bardzo mądrzy, budowali latające maszyny i budowali bardzo szybkie pojazdy, o wiele bardziej skomplikowane od ich buggy, który powstawał przez kilka miesięcy kosztem wysiłku całej ich trójki.
Nigdy nie powiedzieli co się działo w tamtym świecie, mówili jej o Ludziach, ale nigdy o wydarzeniach. Raz spytała czemu Ludzie odeszli, ale rodzice odpowiedzieli tylko, że powiedzą jej wszystko jak będzie starsza. Nie sprecyzowali o ile.
To właśnie w jaskini, gdy miała pięć lat, rodzice powiedzieli jej, że tranzystory nie rosną na drzewach, co wstrząsnęło jej malutkim, dziecięcym światem. A potem wywrócili go do końca, słowami: "wiele lat, roślinność, dzikie zwierzęta i obca cywilizacja zniszczyły wszystko, co stworzyli ludzie", właśnie wtedy mała Julka postanowiła, że któregoś dnia odnajdzie chociaż cień tamtego świata. I dowie się co to jest cywilizacja.
Dziewczyna rozgladała się dookoła, całym swoim drobnym ciałem chłonąc otoczenie, które nie przypominało niczego co do tej pory widziała. W to, że znalazła swój dowód już nie wątpiła. Teraz przypuszczała, że budynek był własnością Boga.
Pluto zaczął się ocierać o jej nogę, Źle się czuł w każdym miejscu, gdzie nie było drzew i koniecznie chciał wrócić do znajomego lasu. Zamknięta przestrzeń go denerwowała - nie był już do niej przyzwyczajony. Kiedyś może tak, ale teraz większość życia spędzał w lasach i grotach. Nie należał już do miejsc takich jak to. Był dzikim zwierzęciem: tropił, czasem polował i pilnował swojej pani.
Pod napisem BOH znajdowało się coś, pewnie nieduża budowla (dawni ludzie na pewno nie nazywali tego budowlą). Była dwa razy niższa od Julii, ale wyższa niż Pluto, który chodził po całym... to chyba nazywało się pomieszczenie
Ściany tutaj, chociaż porośnięte bluszczem, były zbyt regularne i gładkie, żeby stworzyła je natura i nawet pędy pestkowca, które wiły się w wielu miejscach, nie były szczególnie gęste - jakby bały się prowokować Boga. Dziewczyna roześmiała się na myśl o tym, a pies widząc to, porzucił część dawnych obaw. Nieśmiało merdał ogonem, oglądał wszystkie kąty, a potem szybko wskoczył na coś, co przypominało sofę i ułożył się wygodnie. Jedynie ruch jego oczu zdradzał, że cały czas czuwa, czy jego pani nic nie grozi.
Julia w tym czasie oglądała wszystko, niektóre (nie pamiętała właściwego słowa, ale budynki to na pewno nie to) były dosyć spore, inne malutkie. Różniły się kształtem, kolorem, nawet powierzchnią. Na czymś, pod napisem, leżały mniejsze przedmioty (słowo pojawiło się w jej głowie znikąd, ale wiedziała, że lepszego nie znajdzie), które spokojnie mogły zmieścić się do jej torby. Podniosła jeden i przyglądała mu się uważnie przez chwilę, był długi, smukły i zakończony czymś co przypominało długopis, którego używała, gdy rodzice uczyli ją pisać.
W ich domu było bardzo dużo różnych pożytecznych rzeczy, niektórymi Julia się bawiła, inne pokazywali jej rodzice i tłumaczyli jak działają i jak są zbudowane.
Z początkiem nowego roku, kiedy śnieg stopniał Tata wyruszał w głąb lądu, na poszukiwania. Nie mówił czy szuka czegoś, czy tylko jedzie, żeby metale i złom elektroniczny. Właściwie to nie mówił nic konkretnego. Pakował plecak, brał karabin Bor i jechał Buggym na kilka tygodni w głuszę. Gdy wracał, przywoził dużo stali, ołowiu, miedzi i elektroniki, którą później naprawiali. Obiecywał wtedy Julii, że następnym razem weźmie ją ze sobą, a potem cicho mówił mamie, że to już naprawdę ostatnia wyprawa. Brakowało jej teraz rodziców.
Wspomnienie mamy i taty spowodowało, że łzy nabiegły jej do oczu i nie zdążyła powstrzymać szlochu. Znowu sobie przypomniała, jak mama z jej pomocą ładuje ciało do małej prowizorycznej łódki, kładzie kwiaty i odpycha łódź w morze. Tata zmarł w Boże Narodzenie. W jednej chwili pokazywał zniszczyć psychikę przeciwnika, śmiał się i zachęcał ją do większego wysiłku, a w drugiej na ziemię upadła kupa mięsa, która tylko wyglądała jak tata. Mama zabiła się kilka tygodni później. Przygotowała kopertę, przycisnęła ją kamieniem, a potem podcięła sobie żyły. Leżała martwa na plaży dopóki nie znalazł jej Pluto. To on zaciągnął zaspaną Julię do zwłok.
Następnego dnia samotna dziewczyna spakowała trochę rzeczy do dużej torby z jeleniej skóry, którą uszyła Resztę wepchnęła do ogromnego plecaka z dawnych czasów. Zamknęła wielką śluzę, blokując wejście dla każdego kto nie miał karty magnetycznej lub mnóstwa materiałów wybuchowych. Wszystko zapakowała do stalowej skrzyni z tyłu buggy, wyjmując przy okazji karabin ojca, tak na wszelki wypadek. Tak przygotowana mogła opuścić to miejsce, które przypominało jej o dawnych dniach pełnych szczęścia, radości i poczucia bezpieczeństwa. Oraz o jedynych ludziach, jakich spotkała w całym swoim życiu
Usiadła, a właściwie rzuciła się na sofę obok Pluta, chcąc przytulić się do jedynej bliskiej jej istoty, ale gnijąca sofa, nie wytrzymała i zawaliła się. Pluto, zeskoczył jeszcze zanim mebel dotknął ziemi, ale Julia nie zdążyła i klepnęła ciężko o ziemię, a w powietrze uniosła się chmura białego pyłu. Przez chwilę myślała, ze to Bóg nie chce u siebie takiej beksy, siedziała, nerwowo przygryzając dolną wargę.
Już miała wstać, kiedy zauważyła, że mebel był w takim stanie, że wystarczył niewielki impuls, żeby rozpadł się do końca. A tym impulsem okazała się ona, a właściwie iloczyn jej wagi (niedużej) i prędkości (dużej) z jaką uderzyła w kanapę. Wybuchnęła śmiechem, a Pluto podskakiwał wokół niej, oparł przednie łapy na jej ramionach, lizał ją po twarzy i domagał się odwzajemnienia pieszczot.
- nie, Pluto - zdołała wykrztusić, pomiędzy salwami śmiechu.
To nic nie dało, molos bezczelnie lizał ją po całej twarzy i nie zamierzał przestać.
Gdy udało jej się uspokoić, odepchnęła go delikatnie i spojrzała na niego, próbując wyglądać poważnie i dostojnie. Ale, jeżeli ktoś ma pół twarzy pokryte śliną, to raczej nie da się wyglądać poważnie, a o dostojności można w ogóle zapomnieć.
- Udało nam się – powiedziała do psa - Jeżeli ten budynek to dzieło ludzi, to mam swój dowód – uśmiechnęła się, a Pluto patrzył na nią, śliniąc się obficie - napis BOH raczej nie oznacza, że gdzieś tutaj siedzi Bóg, to może być jakiś inny napis, może BPH, BGH albo BCH. Jakby rodzice mnie teraz widzieli to ze wstydu nie wychodziłabym z łóżka – wiedziała, że to nieprawda. Nie pozwoliliby jej gnić w łóżku dłużej niż kwadrans. - mam racje, Pluto?? - dziewczyna pochyliła się i podrapała zwierzę tuż pod lewym uchem.
Na widok zmrużonych oczu i szczęśliwego wyrazu twarzy swojego kompana, wyszczerzyła się radośnie. Pies próbował ją naśladować, czym sprowokował kolejny wybuch śmiechu.
-Znaleźliśmy coś więcej niż ruiny. Jeżeli to nie była najwspanialsza budowla na świecie, a raczej nie była, to ludzie mieli nieograniczone możliwości. Tak jak opowiadali rodzice. – rozmarzona dziewczyna uśmiechnęła się do Pluta. - A w przyszłości może spotkamy ludzi…
Już miała pójść w głab budowli, gdy odwróciła się i kucnęła, jej twarz dzieliły centymetry od pyska zwierzęcia. Wykrzywiła twarz w najdziwniejszym grymasie jaki potrafiła wymyślić i wyszeptała:
- Strasznie fajnie, co?
Pluto szczeknął i spojrzał na nią tym swoim spojrzeniem: mądrym, trochę przekornym i bardzo radosnym.
- Może tu zamieszkamy? – rzuciła, wstając.
Kierując się w głab zastanawiała się co się stało z innymi budowlami. Czy też gdzieś tam stoją w głębokim lesie, czekając aż ktoś je odkryje? Oby.
Ruszyła w stronę dużych, szarych drzwi. Za nimi były następne, a także coś w rodzaju szafy z dziwnymi, okrągłymi przedmiotami w środku, i mnóstwo obrazów. Plakatów - coraz więcej rozumiała, od chwili kiedy uświadomiła sobie, że to nie dom Boga. Na przykład, że na ścianach nie wiszą dzieła sztuki, tylko coś co miało zachęcić ludzi do wzięcia kredytu hipotetycznego, cokolwiek to było.
Po prawej znajdowały się kolejne drzwi. Pokryte szarym osadem stały się niemal niewidoczne.
W następnym pokoju było mnóstwo stołów, krzeseł i jakichś dziwnych urządzeń, które wyglądały bardzo podobnie do Laptopa.
Żaden z nich nie wyglądał na sprawny, ciemne ekrany i brak jakichkolwiek świateł mówiły same za siebie. Julia podeszła do najbliższego i na próbę poruszała myszką. Nie spodziewała się, żeby to mogło przynieść jakiś skutek, ale dzięki temu zauważyła odpięty kabel zasilania. Bez niego jej Laptop działał najwyżej trzy dni.
Coraz bardziej podekscytowana zaczęła szukać w torbie ogniwa słonecznego. Oczywiście, wtyczka nie pasowała do tej w urządzeniu. Na szczęście, ludzie którzy je zrobili, wykorzystali jego spore rozmiary i ukryli w nim gniazdko 220v, do którego można podpiąć niemal wszystko. Wystarczyło tylko znaleźć zasilacz i minutę później, komputer działał – ekran pokazywał to samo logo, które wyświetlał jej Laptop. Gdy przesunęła kursor, ekran zgasł, a z boku zaczął wydobywać się dym. Julia zanim się zdążyła opanować, zaklęła i z całej siły uderzyła w klawiaturę. Kilka klawiszy wyleciało z ramki i wygięła się obudowa.
Postanowiła, że później spróbuje go naprawić. W torbie miała zestaw narzędzi taty i wiedziała dobrze, że była w stanie to zrobić, ale w pomieszczeniu (skąd znała to słowo?) było jeszcze kilka innych komputerów. Ich zawartość mogła być podobna, i jeśli będzie ostrożna, to nie powinna ich spalić. Chociaż to nie koniecznie była jej wina.
Postanowiła, że na razie nie będzie ryzykować zniszczenia następnych urządzeń i sprawdzi budynek, a przede wszystkim, zobaczy z jego szczytu zachód słońca.
- Pluto, idziemy – zawołała, klepiąc otwartą dłonią w udo.
Pies, do tej pory leżący na resztkach sofy, ziewnął przeciągle i pacnął ogonem w skórzane obicie. Skrzywiła się
- Idziemy! – powtórzyła głośniej.
Pies dalej nie reagował, więc zirytowana podeszła do niego, złapała go za obrożę i pociągnęła w stronę drzwi. Gdy już wstał, Pluto, bez dalszych oporów, poszedł tam gdzie chciała jego pani. Na korytarzu skręcili w prawo i skierowali się do części budynku, której jeszcze nie widzieli. Julia, obserwowując wszystko co ją otaczało, zastanawiała się kiedy wcześniej ktoś tutaj był. Plakaty na ścianach pożółkły, a drzwi i sprzęty pokrywała niemal nieprzepuszczalna warstwa kurzu. Na wprost niej znajdowało się dwoje stalowych drzwi, były bardzo podobne do śluzy, które chroniły grotę nad morzem. Przeszli może pięc metrów, kiedy dziewczyna stanęła jak wryta, nieświadomie przygryzając wargę. Niedaleko niej, we wnęce stała dziwna szafa z napisem Nesc… Napis mógł być dłuższy, ale w tym miejscu plastikowa powierzchnia była pęknięta. Urządzenie było porównywalnej wysokości co Julia i świeciło.
Była tak zaskoczona, że nie wiedziała co powinna zrobić. Żeby zasilić coś takiego, o ile to nie była jakaś nietypowa lampa, przez tak długo potrzeba mnóstwo prądu, o wiele więcej niż dostarczy jakikolwiek akumulator. A to oznacza, że elektrownia termojądrowa, która zasilała to miejsce była nadal sprawna.
Pluto nawet nie zwrócił na nią uwagi. Przemaszerował obok niej z zadartym ogonem, węsząc w powietrzu. Wyraźnie wyczuwał zapach ludzi, dochodzący spod drzwi Najpierw w kącie, metodycznie obwąchiwał centymetr po centymetrze, aż znalazł to czego szukał - dwa niewielkie przyciski zamontowane w ścianie. Szczeknął, ale Julia nie zareagowała. Stała tylko i patrzyła. Pluto szybko sprawdził co takiego mogła zobaczyć, ale nie zauważył niczego godnego uwagi. Szczeknął jeszcze raz, ale nie przyniosło to żadnego rezultatu. Widocznie dziewczyna, postanowiła stać nieruchomo. Nie żeby go to szczególnie zdziwiło, już dawno zrozumiał, że ludzie są dziwni.
Spróbował łapą uderzyć w przycisk, tak jak kiedyś robili to jego państwo, bardzo dawno temu. Nie trafił, za drugim razem też. Julia podeszła do czegoś, co widział w dawnych czasach, i uważnie to oglądała. Szanse, że zareaguje na jakiekolwiek odgłosy były minimalne, zresztą było mało prawdopodobne, żeby jego pani zrozumiała o co chodzi.
Odsunął się od ściany. Był za nisko, żeby łapą dosięgnąć do przycisku. Ludzie byli duzi i przednie łapy wykorzystywali tylko do takich rzeczy. On nie, ale mógł ich przecież naśladować. Stanął pod przyciskiem, a potem oparł przednie łapy na ścianie. Teraz był na odpowiedniej wysokości. Szybko poczuł, że długo tak nie ustoi, nie był już w końcu szczenięciem. Nosem nacisnął przyciski, a potem dla pewności jeszcze drugi. Obydwa otoczyła czerwona aureola.
Julia nie mogła oderwać się od szafy, mimo, że nie wiedziała do czego. Próbowała je wysunąć, ale było zbyt nieporęczne. Jedyne co jej pozostało, to je przewrócić.
Całym swoim ciałem,uwiesiła się na krawędzi… i okazała się zbyt lekka. Zapierając się nogą, udało jej się sprawić, że urządzenie się przechyliło, a potem runęło, hałasując niemiłosiernie. Pluto natychmiast do niej przybiegł i uważnie ją obwąchał, ale nie zwróciła na to uwagi, więc sobie poszedł
Z tyłu szafy znajdował się gruby gumowa kabel zasilający i był wpięty do prądu. Już miała podejść i dokładnie obejrzeć urządzenie, kiedy rozległ się dźwięk podobny do dzwonka. W ułamku sekundy była na nogach, szukając źródła dźwięku. Chwiłe później otworzyły się stalowe drzwi, a jej własny pies, którego siłą zaciągnęła do tego budynku. bez najmniejszych oporów wpakował się do środka i oczekiwał, że ona zrobi to samo.

[ Dodano: Czw 08 Mar, 2012 ]
Sorry, za brak akapitów, ale zrobiłem je spacjami w Wordzie i forum chyba je pożarło
Ostatnio zmieniony wt 23 paź 2012, 12:26 przez spencer, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Wciągający epizod. Jeśli naprawdę napiszesz kontynuację to chętnie przeczytam.
Podoba mi się dokładność przedstawionego tła (zarówno miejsc jak i postaci rodziców) - to co cenię sobie najbardziej. Dodatkowo wszystko czyta się lekko. Mam wrażenie, że nie męczysz się podczas pisania.
Ale jest też kilka błędów i niedomówień:
1. "Niewiele" i "niekoniecznie" pisze się razem
2. W tekście było kilka niewygodnych powtórzeń wyrazów
3.
spencer pisze:Julia nie mogła oderwać się od szafy, mimo, że nie wiedziała do czego.
Rozumiem, że miałeś na myśli "od czego"? Zdanie jak dla mnie jest trochę źle ułożone. Chyba bardziej pasowałoby "Julia nie mogła oderwać się od szafy, ale nie wiedziała dlaczego". Dodatkowo podczas sceny gdy Pluto naciska tajemniczy guzik trochę się pogubiłam w położeniu postaci i przedmiotów w pomieszczeniu.
4.
spencer pisze:nożem i kataną – takim mieczem.
Tu była taka ściana, a tam leżał taki kamień. Napisz dwa słowa o tym mieczu, np. "kataną - mieczem o specyficznie zakrzywionym ostrzu". Czytelnik nie wie co masz na myśli, nie zna świata w którym się porusza, a ty zostawiasz go w tym momencie samemu sobie. Tak, jakbyś przyjmował w domu gościa z nadzieją że jak najszybciej wróci do domu bo masz ważniejsze rzeczy do roboty. "No dobrze, to tu masz ciasteczka z herbatką, pooglądaj sobie telewizor a ja pójdę popisać na komputerze". Jak dla mnie jest to najbardziej irytująca usterka w całym tekście.
5. Jest trochę literówek.

Ode mnie to wszystko, mam nadzieję że opinia okaże się pomocna.

3
Opowiadanie postapokaliptyczne jak najbardziej standardowe. Dodatkowo 15 letnia bohaterka zaprawiona w walce wręcz, bronią białą krótką i długą (a jakże kataną), z szeroką wiedzą z przedmiotów ścisłych plus umiejętnościami tropienia itd

Nie za dużo ?


Dodatkowo
W następnym pokoju było mnóstwo stołów, krzeseł i jakichś dziwnych urządzeń, które wyglądały bardzo podobnie do Laptopa.


Kłóci się z dalszą częścią, że bohaterka potrafi je naprawić.

Zmiana narratora na psa jest dość dziwna i niespecjalnie uzasadniona.
spencer pisze: A tym impulsem okazała się ona, a właściwie iloczyn jej wagi (niedużej) i prędkości (dużej) z jaką uderzyła w kanapę.
Zbytnio udziwnione zdania.

Dodatkowo w tym fragmencie
spencer pisze:Już miała wstać, kiedy zauważyła, że mebel był w takim stanie, że wystarczył niewielki impuls, żeby rozpadł się do końca. A tym impulsem okazała się ona, a właściwie iloczyn jej wagi (niedużej) i prędkości (dużej) z jaką uderzyła w kanapę.
mamy wnioskowanie co może się stać z sytuacji, która się wydarzyła.

Świat jest przedstawiony jako opuszczony, a nagle mamy
spencer pisze:A to oznacza, że elektrownia termojądrowa, która zasilała to miejsce była nadal sprawna.
pozostawiona bez opieki działająca elektrownia termojądrowa jest tykającą bombą, która doprowadzi do kolejnej apokalipsy.

Podsumowując
- za dużo Fallaout-a, za mała logiki.
Wszechnica Szermiercza Zaprasza!!!

Pióro mocniejsze jest od miecza. Szczególnie pióro szabli.
:ulan:

4
Dzięki za komentarze:)
Niestety, zacząłem od nowa, bo trochę się pogubiłem.
1. Pierwotnym założeniem było, że Julia nigdy nie widziała budynku, ale w międzyczasie przeszła pół świata. Uznałem, że to nie ma sensu. Zacząłem poprawiać, i mogłem trochę skrewić.
2. Elektrownie miały być w pełni zautomatyzowane: człowiek tylko pilnował. W optymalnych warunkach był zbędny
3. Bohaterka faktycznie wyszła trochę jak kombajn.
4. Nowa wersja trochę bardziej trzyma się kupy.

5
Przeczytałem. Uważam, że obecnie jest bardzo ciężko napisać coś świeżego w klimatach postapokaliptycznych (temat jest już mocno wyeksploatowany). I dlatego mam następujące skojarzenia:
- człowiek + pies = Jestem legendą
- człowiek + religia = Księga ocalenia
- człowiek + dziecko = Droga
- człowiek + cała reszta = Fallout
Nic na to nie poradzę. Można jeszcze dodać "człowiek + wampir, człowiek + zombie itd", ale to też już chyba było. Co nie znaczy, że trzeba temat odpuścić - należy jednak liczyć się z tym, że u czytelnika te skojarzenia (zwłaszcza filmowe) będą mocniejsze.

Nie wiem, co ci poradzić. Może na początek wyrzuć psa lub chociaż zmień mu imię. Potem wywal fragmenty opisujące dzieciństwo - jeżeli faktycznie ma to być dłuższa forma, to jeszcze masz czas, by to opisać dokładnie. Sceny ze śmiercią rodziców przedstaw w formie konkretnych scen - suchy opis nie robi takiego wrażenia (podobnie dzieciństwo). Generalnie, w postapo bohaterowie ciągle gdzieś podróżują (tak łatwiej opowiadać) i może tu jest pomysł - może spróbuj dłużej zostać w tej jaskini. A, i wywal te wszystkie umiejętności (sztuki walki, technikę itd) - bardziej emocjonujące są przygody zwykłych bohaterów.

6
Tamta wersja została całkiem porzucona, ale spróbuje się wyjaśnić.
1. Karolina, dzięki za pierwsze trzy linijki:)
2. jeżeli chodzi o "...do czego?", to miało być "...do czego służy" tylko mi znikło, mea culpa
3. Pilif, "Jestem legendą" nie lubie, "Księga ocalenia" też nie była dla mnie czymś super. Droga była fajna, ale taka depresja przekracza klimaty, które lubie, a Fallout mi się podobał, ale bez jakiegoś wow.
<WWW>Rozumiem, o co ci chodzi i postaram się zastosować. Natomiast to co jest dla mnie wzorem, (mam nadzieję, że ktoś zrozumie o co chodzi bo nie wiem jak to wytłumaczyć bez napisania felietonu:D) jest trylogia "Mroczne materie" i być może źle napisałem o postapo.
<WWW>Jeżeli wyjdę poza pierwsze rozdziały (kto wie może napiszę cała książkę:D) to, będzie zdecydowanie lepiej (mam nadzieję) widać, że tylko otoczenie jest postapo. Reszta ma być bardziej fantastyczna niż postapo.
Tą wersję porzuciłem bo była nie do uratowania. Bohaterka ma 15 lat i umie wszystko - nonsens po namyśle.
<WWW>Do tego zostały naleciałości z założenia, że przeszła pół Polski i nie widziała budynku, tak że nie udało się uratować tego tekstu, chociaż zawsze jest jakieś doświadczenie. Uff, kurtyna opada:)
Ostatnio zmieniony ndz 11 mar 2012, 11:45 przez spencer, łącznie zmieniany 1 raz.

7
Dziękuję za zwrócenie uwagi na moją wypowiedź w taki sposób. Jednak pamiętaj, że narazie jestem tylko kmiotkiem i staraj się traktować tę opinię z dystansem. To co napiszę, niekoniecznie prawdziwy weryfikator uzna za właściwe.

8
Sorry za offtopic, Karolina jesteś czytelnikiem, to też ma duże znaczenie.

[ Dodano: Nie 11 Mar, 2012 ]
A poza tym to była pierwsza pozytywna opinia o mojej pisaninie:)

9
[1]- No, chodź Pluto - zawołała Julia.
[2]Czarny, pręgowany molos nie wiele robił sobie ze zdania swojej pani.
Stał z nastroszonym ogonem i napiętymi mięśniami. [3]Czuł, że to nie jest dobre miejsce, i wolał być gotowy do obrony swojej pani.
[4]- Ja też wolę spać w obozie. Tylko wejdziemy i wrócimy, dobrze? No, Pluto, nie bądź świnia… - próbowała wszystkiego.
[5]To dziwne miejsce ją fascynowało, przypominało budowle Dawnych Ludzi. Nie martwiłą się o rzeczy, które pozostawiła kilka kilometrów dalej, w bezpiecznym miejscu - [6]Spokojnie mogły poczekać.
Scena wprowadzająca, ale życie w niej zamarło już po wypowiedzi. Rozbieramy:
[1] - To, że coś tam zawołała to jest oczywiste. Dodaj do tego podmiot od razu (a zobaczysz zaraz dlaczego)
[2] - To nie było zdanie, tylko wołanie. Zdanie występuje później, tylko że w narracji. Czego podmiot nie wie. I jest błąd ortograficzny.
[3] - Te "czucie" zamieniłbym na instynkt.
[4] - I, jak już rzekłem, podmiot występuje tylko w narracji (nie mówi!), więc tak naprawdę mamy scenkę opisową w wypowiedzi Pani. Niepotrzebnie to rozcinasz. I kolejny błąd.
[5] - To miejsce jest tak dziwne, że nie istnieje. Bądź łaskaw i skaż je.
Przerabiamy:
- No, chodź Pluto - zawołała Julia dziwnie zapatrzonego w nią psa. Czarny, pręgowany molos niewiele robił sobie z tej prośby. Stał z nastroszonym ogonem i napiętymi mięśniami. Instynkt podpowiadał, że to nie jest dobre miejsce i pupil wolał być gotowy do obrony swojej pani. - Ja też wolę spać w obozie. Tylko wejdziemy i wrócimy, dobrze? No, Pluto, nie bądź świnią… - próbowała przekonać towarzysza, aby podążył za nią. Miejsce, w którym się znaleźli fascynowało ją, gdyż przypominało budowle Dawnych Ludzi. Nie martwiła się o rzeczy pozostawione kilka kilometrów dalej. Mogły poczekać.
Pluto całym sobą próbował pokazać swojej pani, żeby się stąd szybko wynieśli - przestał machać ogonem, napiął wszystkie mięśnie i cicho skomlał,
Ciężko mi sobie wyobrazić spiętego, skamlającego psa. Może gdyby zapierał się albo wystawiał kły, warczał, byłoby to bardziej przekonywujące.
Zresztą ona dzisiaj w ogóle zachowywała się dziwacznie. Skakała po skałach, wspinała się po drzewach i zaglądała do każdej dziury. Posiadanie takiej pani nie jest lekkie
Po śmierci rodziców, dziewczyna postanowiła odnaleźć dowody na to, że jej potomkowie oraz inni ludzie, władali całym światem, że naprawdę istnieli, i, że istnieje cokolwiek co mogło tego dowieść z wyjątkiem rzeczy przywiezionych przez Tatę, ruin, częściowo pochłoniętych przez las oraz wielkich skupisk metalu, asfaltu czy betonu. Nie przekonywały jej też zdjęcia i filmy na Laptopie.
Prrrrrrrr. Ten pies to jakiś geniusz. Ja tak poważnie piszę! On wie, że dziewczyna szuka dowodów... Ej, to jest aż nienormalne. Ale zobacz, że dobrze myślisz, tylko za tym myśleniem nie podążasz. Więc podpowiadam. Prześledź tekst:
Zresztą dziewczyna dzisiaj w ogóle zachowywała się dziwacznie. Skakała po skałach, wspinała się po drzewach i zaglądała do każdej dziury. Posiadanie takiej pani nie jest lekkie
Gdyby tylko Pluto rozumiał, że po śmierci rodziców postanowiła odnaleźć dowody na to, że jej potomkowie oraz inni ludzie władali całym światem, że naprawdę istnieli, i że istnieje cokolwiek co mogło tego dowieść z wyjątkiem rzeczy przywiezionych przez Tatę, ruin, częściowo pochłoniętych przez las oraz wielkich skupisk metalu, asfaltu czy betonu, pewnie by nie miał chętniej by jej pomagał, zamiast z patrzeć i warczeć na przemian.

To tylko luźna propozycja, lecz wyjąłem narratora z psa. Dziwnie to brzmi, ale to fakt.
- Pluto, idziemy - warknęła zirytowana.
I znów życie uciekło. Skąd ta irytacja? Dlaczego w tej scenie (bo to konkretna scena) nie pokazać bohaterki, jej emocji i wyjaśnić (czyli znów pokazać), dlaczego sie zirytowałą widząc swoje odbicie? Zresztą, irytacja tutaj mnie nie pasuje. Rozczarowanie bardziej, zawód...
Cały budynek był obudowany szkłem. Nie wiedziała do czego mógł być wykorzystywany, ale wnioskując po rozmiarach uznała, że to kościół. Miejsce było idealne. Bóg na pewno lubił mieszkać w lesie.
to chyba logiczne. Poza tym, kościół ma konkretne przeznaczenie, więc jeśli zna nazwę, a nie zna zastosowania, warto to pokrótce wyjaśnić (to też moment, aby dodać coś o bohaterce)
Tata znał doskonale sztuki walki i zanim umarł nauczył córkę wszystkiego co umiał.
Rozdziel bohaterkę od narratora. Dla niej to tata, dla narratora to ojciec. Inny fakt: to jest szczyt lenistwa (ta linijka). Ot, rzuciłeś wyświechtany tekst o przekazaniu nauk.
Potem wracali do jaskini, brali prysznic, jedli śniadanie. Po około godzinnej przerwie, brali się za naukę.
Prysznic w jaskini. Albo to wyjaśnij, albo opisz inaczej, bo w tej chwili mam wielki bałagan w głowie.

Doczytałem do końca i jeden wniosek mi kołacze w głowie: odgrzewany kotlet. Przepraszam za ostre słowa krytyki (a to dopiero początek), lecz nie potrafię pojąć braku logiki (nawet tej na bazie fantasy) w tym tekście. Fajnie, że łączysz w jednym garnku wiele znanych schematów, gdyż takie łączenie może być bardzo radosnym tworzeniem, a i ku uciesze czytelnika, czymś w pewnym sensie świeżym. Ale nie jest, a główną przyczyną jest porzucenie logiki. O ile rzecz nie dzieje się w INNYM wymiarze (a wnioskuje, że nie) to musi dziać się kilka-kilkanaście pokoleń po dzisiejszych czasach, czyli jakieś pięćset lat w przód. Wierz mi lub nie, ale żaden elektryczny sprzęt nie będzie działać, choćby nie wiem co, gdyż istnieją zjawiska w czasie, które zwyczajnie niszczą elektronikę (zwłaszcza tak delikatną, jak laptop). To po pierwsze: po drugie, na poziomie logicznym panuje ogromny dysonans pomiędzy jej wiedzą (jest oczytana!) a narrator podaje w wątpliwość wyraz "pomieszczenie" i tym podobne kwiatki, z których wynika, że czyta książki (wnioskuję, iż napisane za dobrobytu ludzkości) a nie wie, co to kościół. Czy ona czytała tylko i wyłącznie publikacje naukowe zakazane przez tę instytucję? Te dwa błędy to fundament twojego tekstu, a wszystko się wykrusza. Kolejną bolączką tekstu jest słaba narracja, z którą skaczesz (takie mam wrażenie) pomiędzy psem (początek) a kimś bliżej nieokreślonym, kimś kto podobnie jak ty, miesza się w ukazywaniu bohaterki.

Liczne błędy (literówki, orty) i przecinki to naprawdę słaba strona tego utworu, i jest to coś, nad czym powinieneś pracować. Porządnie. Mnie tekst zaciekawił, ale im dalej w las, tym więcej krzaków. Nie skreślam tematu, gdyż uważam że takie związki, przeplatanki i wesołe tworzenie z wielu wątków może spowodować istny wybuch literacki, jednakże na tę chwilę jest to niestrawna potrawa, nad którą długo trzeba by posiedzieć.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

10
Spencer, pozwolę sobie krótko, ponieważ to jest wersja pierwsza, a szybko wrzuciłeś wersję drugą, pod którą umieściłam więcej uwag.
Zostało wytknięte dużo nielogiczności świata, w którym dzieje się akcja, i to już wiesz. Mnie natomiast przeszkadza mała spójność zachowań postaci. Są mało autentyczne. O konstrukcji samej bohaterki też już wiesz:) Ale ja jeszcze dodam: brakuje mi celu w tych postaciach, nie przekonują mnie do tego, że naprawdę chcą znaleźć innych ludzi... Są jak z innej bajki, a nie ze zniszczonego, pustego świata.
Co jest dobre, to to, że piszesz i chcesz poprawiać, ulepszać swój warsztat. Zacznij jednak od pomysłu, zadaj sobie pytanie CO chcesz napisać, co ma być najważniejsze, zapisz w kilku punktach. O czym dokładnie ma być historia, tak, żebyś wiedział, co jest figurą a co tłem i zachował odpowiednie proporcje. Potem zastanów się JAK chcesz to czytelnikowi pokazać - czyimi oczami, do kogo przylepisz narratora.
Czarna Gwardia
Potęga słowa - II tekst

11
Pilif pisze:Przeczytałem. Uważam, że obecnie jest bardzo ciężko napisać coś świeżego w klimatach postapokaliptycznych (temat jest już mocno wyeksploatowany). I dlatego mam następujące skojarzenia:
- człowiek + pies = Jestem legendą
- człowiek + religia = Księga ocalenia
- człowiek + dziecko = Droga
- człowiek + cała reszta = Fallout
Nic na to nie poradzę. Można jeszcze dodać "człowiek + wampir, człowiek + zombie itd", ale to też już chyba było. Co nie znaczy, że trzeba temat odpuścić - należy jednak liczyć się z tym, że u czytelnika te skojarzenia (zwłaszcza filmowe) będą mocniejsze.

Nie wiem, co ci poradzić. Może na początek wyrzuć psa lub chociaż zmień mu imię. Potem wywal fragmenty opisujące dzieciństwo - jeżeli faktycznie ma to być dłuższa forma, to jeszcze masz czas, by to opisać dokładnie. Sceny ze śmiercią rodziców przedstaw w formie konkretnych scen - suchy opis nie robi takiego wrażenia (podobnie dzieciństwo). Generalnie, w postapo bohaterowie ciągle gdzieś podróżują (tak łatwiej opowiadać) i może tu jest pomysł - może spróbuj dłużej zostać w tej jaskini. A, i wywal te wszystkie umiejętności (sztuki walki, technikę itd) - bardziej emocjonujące są przygody zwykłych bohaterów.
Człowiek + wampir = Ksiądz
Człowiek + zombie = Resident Evil

;)
"Mówię sam do siebie, ale ponieważ cenię sobie swoją opinię, nadałem sobie tytuł doktora." Erich Segal


Sky Is Over
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron