Przemyślenie niepełnoletniego dekadentysty

1
Śnieg delikatnie chrobotał pod stopami Mikaela. Szedł od ponad dwóch godzin jednak celu podróży nadal nie było widać. Jego Conversy zdążyły już całkowicie przemoknąć. Z każdym krokiem stopa ślizgała mu się po całej powierzchni podeszwy sprawiając, że kilka razy o mały włos nie przewrócił się, upadając prosto w mokry śnieg. Stojąc na skrzyżowaniu ulic Botanicznej z Ogrodową zatrzymał się na moment i sięgnął do kieszeni kurtki. Przewracając w niej spośród kluczy, banknotów (co prawda miał tylko cztery, i to dziesięciozłotowe, ale lepsze to niż nic) i różnorakich papierków wyjął wymiętą paczkę Malboro Red. Wyciągnął z niej ostatniego papierosa i włożył do ust. Ponownie zanurzył dłoń do kieszeni, tym razem szukając zapalniczki. Kiedyś używał do tego zapałek, wedle starego porzekadła „Szlachta pali drewnem” jednak po kilku wietrznych i mroźnych dniach, doszedł do wniosku, że odpalając szluga zapalniczką wyjdzie na bardziej oświeconego i nowoczesnego.
Wyrzucił niedbale opakowanie do kosza i spojrzał na godzinę w telefonie. Nie miał powodu żeby to robić, ponieważ nigdzie mu się nie śpieszyło ani nie był z nikim umówiony – prostu chodził po mieście „rozmyślając”, za czym kryło się bezproduktywne chodzenie po chodniku i spalanie kolejnych papierosów, od czasu do czasu podnosząc wzrok w poszukiwaniu kobiety o której mógłby wieczorem pomyśleć podczas rytualnego walenia konia.
Potężnie zaciągnął się szlugiem i ruszył dalej. Do pętli tramwajowej miał jakieś pięćset metrów toteż tam postanowił skierować swoje kroki. Jakiś dres chamsko postanowił pociągnąć mu z bara, przez co o mało nie wpadł w pobliskie krzaki. Obejrzał się za swoim „oprawcą” – czapka z daszkiem i pozerskim napisem NYC, kurtka o kilka numerów za duża i spodnie z krokiem do połowy łydek. I oczywiście buty z językiem wyciągniętym do wysokości kolan. Dmuchnął dymem jakby chciał mu pokazać co myśli na jego temat, ale ten nawet się nie odwrócił. A sam ruszył dalej, nie napotykając już na swojej drodze żadnego miłego młodzieńca.
Dochodziła 19 i przystanek zaczął pustoszeć. Dostrzegł nadjeżdżający tramwaj i przyśpieszył kroku aby mu nie uciekł. Dogasił w biegu peta (zawsze musiał zadeptać, sumienie nie dałoby mu spokoju czy być może nie przyczynił się do powstania ogromnego pożaru) i w pełnym biegu wpadł do wagonu. Wyszukał miejsce na samym końcu. Na drugim przystanku wsiedli chłopak z dziewczyną.
Nigdy nie miał dziewczyny. Kilka razy było mu nawet szkoda, że nie może swojego napięcia seksualnego wyładować w inny sposób aniżeli trzepiąc sobie nad kibelkiem jednak po dłuższym namyśle doszedł do wniosku iż więcej z tego problemów niż pożytku – oprócz trzymania się za ręce, wymieniania się śliną albo dotykaniem piersi i pośladków dochodzą takie rzeczy jak wysłuchiwanie problemów nastoletniej dziewczyny, kupowanie w kinie dwóch biletów zamiast jednego, w ogóle całe te wspólne wyjścia do kina i ciągłe wysyłanie esemesów. O ile w roli pocieszyciela jakoś by się odnalazł, a nawet sprawiałoby mu przyjemność wysłuchiwanie czyichś problemów i wymyślanie na poczekaniu różnych pseudofilozoficznych frazesów, o tyle wydawanie podczas jednej wizyty w kinie pięćdziesięciu złotych (przecież oprócz dwóch biletów dojdzie pewnie Cola i popcorn, co w jego prywatnym dekalogu jest absolutnie zakazane) czy ciągłe tłumaczenie co miał na myśli aktor mówiąc to co przed chwilą powiedział albo wstydliwe chowanie się w fotelu po tym jak partnerka zaśmieje się w najmniej odpowiednim momencie powoduje, że jest w stanie odpuścić sobie „chodzenie” i pocieszać się częstą masturbacją.
Para usiadła naprzeciw niego i zaczęli rozmawiać.
- Mam już trzy buty na czysto z biologii, na pewno nie pozwolą mi pójść – powiedziała dziewczyna, nawiązując do tego o czym rozmawiali przed wejściem do tramwaju.
„Trzeba się było uczyć głupia suko” – pomyślał, na moment zapominając o swoich sześciu ocenach niedostatecznych z matematyki i czterech z fizyki.
Nie chcąc słuchać dalej tej twórczej rozmowy założył na uszy słuchawki i puścił pierwszy lepszy kawałek Queenu – wypadło na „Love of my life”. Co za pierdolona ironia. Jechał tak jeszcze dobre półgodziny aż pojazd dotarł do kolejnej pętli. Wstając zauważył, że chłopak jechał już sam.
„Może go rzuciła”
Wyszli razem, każdy skierował się w swoją stroną. Mikael swoje kroki skierował do pobliskiego kiosku.
- Paczkę czerwonych Malboro. Miękkie – przecież osiemdziesiąt groszy piechotą nie chodzi, dopowiedział w myślach.
Kioskarka znudzonym ruchem podała mu papierosy i wydała resztę.
Ostatnio zmieniony pn 12 mar 2012, 21:13 przez Valrim, łącznie zmieniany 3 razy.

2
No to bierzemy szlifierkę kątową...

Fabuły nie ma. Autor mógłby ostrzec, że to fragment albo wprawka, w której się nie silił na opowiedzenie jakiejś historii. I tyle o fabule.

Dekadentysta - nie ma takiego słowa. Natomiast jest:
sjp pisze:dekadent
1. «przedstawiciel dekadentyzmu»
2. «człowiek mający pesymistyczne nastawienie do życia i świadomość schyłku»
I tu gładko wskakujemy w kolejną uwagę. Skłądasz tytułem, Valrimie, pewną obietnicę czytelnikowi. I jej nie dotrzymujesz. Bo, jakkolwiek bohater może i jest niepełnoletni, może i ma jakieś przemyślenia (choć tu już mam wątpliwości, bo on tylko obserwuje rzeczywistość, ale wniosków i konkluzji nie wyciąga, może poza jedną) to dekadentem on na pewno nie jest. Nic o schyłku cywilizacji, upadku społeczeństwa itp. Pesymizmu ja tam specjalnie tez nie widzę. Jest za to wyraz innej postawy życiowej - biorę co się da ale bez wysiłku. Jest taka filozofia, można się doszukać jej nazwy i założeń.
Valrim pisze:Szedł od ponad dwóch godzin jednak celu podróży nadal nie było widać.
Jednak - spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego lub partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego.
Z któej strony by nie patrzył, nie pasuje. Gdyby napisać: "Szedł już od ponad dwóch godzin".
Podróż - to trochę za grubo jak na dwie godziny spacerku. To raczej wędrówka, niz podróż.
Trzecia rzecz, drugi akapit mówi o tym, że cel nie istniał. Bohater tylko chodził po mieście rozmyślając. To o jakim celu tu jest mowa? Autor sam sobie przeczy.
Conversy
Z małej litery.
http://so.pwn.pl/zasady.php?id=629431
Z każdym krokiem stopa ślizgała mu się po całej powierzchni podeszwy, [przecinek] sprawiając, że kilka razy o mały włos nie przewrócił się, upadając prosto w mokry śnieg.
Ślizgać się po powierzchni podeszwy, mając nogę w bucie, się nie da. Bo podeszwa to (za sjp) zewnętrzna część spodu obuwia.
Stojąc na skrzyżowaniu ulic Botanicznej z Ogrodową zatrzymał się na moment (...)
Stojąc - zatrzymał się. Jasne?
Przewracając w niej, [przecinek] spośród kluczy, banknotów (co prawda miał tylko cztery, i to dziesięciozłotowe, ale lepsze to niż nic) i różnorakich papierków, [przecinek] wyjął wymiętą paczkę Malboro Red.
Brak pierwszego przecinka robi niezłe mącipole składniowe.
Wyrzucił niedbale opakowanie do kosza i spojrzał na godzinę w telefonie.
Brzydko. Raczej sprawdził godzinę. I chyba w telefonie też jest średnio poprawnie, bo przecież go nie rozbierał. Na wyświetlaczu (ekranie) komórki, jakoś lepiej.
Nie miał powodu żeby to robić, ponieważ nigdzie mu się nie śpieszyło ani nie był z nikim umówiony – prostu chodził po mieście „rozmyślając”, za czym kryło się bezproduktywne chodzenie po chodniku i spalanie kolejnych papierosów, od czasu do czasu podnosząc wzrok w poszukiwaniu kobiety o której mógłby wieczorem pomyśleć podczas rytualnego walenia konia.

Nielogiczność wynikająca z poprzedniego zdania. Bohater nigdzie się nie spieszy, nie ma umówionych spotkać, więc nie ma powodu by sprawdzać, która jest godzina. Ale może mieć powody by na godzinę spojrzeć, bo np. lubi kształt cyferek na wyświetlaczu.
Pogrubienie - wyłam z ciągu. Za tym kryło się bezproduktywne chodzenie, spalanie i podnoszenie wzroku. Choć tu lepiej i dobitniej byłoby napisać raczej - oglądanie się, albo samo poszukiwanie tej kobiety.
Do pętli tramwajowej miał jakieś pięćset metrów toteż tam postanowił skierować swoje kroki.

Spójnik przyłączający zdanie, które przedstawia informację wynikającą ze zdania poprzedzającego. Jak dla mnie, nie bardzo to się łączy, toteż bym to zamieniał na zwykłe i ordynarne "i".
Jakiś dres chamsko postanowił pociągnąć mu z bara, przez co o mało nie wpadł w pobliskie krzaki.
Składnia. Ten dres chamsko pociągnął mu z bara, a nie chamsko postanowił. Da się coś chamsko postanowić? Zresztą, jeśli nawet, to mógł postanowić ale nie zrealizować.
Obejrzał się za swoim „oprawcą” – czapka z daszkiem i pozerskim napisem NYC, kurtka o kilka numerów za duża i spodnie z krokiem do połowy łydek. I oczywiście buty z językiem wyciągniętym do wysokości kolan.
Oprawca - to słowo ma takie znaczenie, ze nawet ironiczny cydzysłów nie uzasadnia jego użycia.
Opis oprawcy, IMHO, przesadzony. Krok w połowie łydek? To pewnie chodzi, jakby miał kajdany na nogach, małymi kroczkami.
Dmuchnął dymem, [przecinek] jakby chciał mu pokazać co myśli na jego temat, ale ten nawet się nie odwrócił. A sam ruszył dalej, nie napotykając już na swojej drodze żadnego miłego młodzieńca.
Ten - raczej tamten.
Podkreślone - jakby tego nie rozumieć, podmiot zgubiony, siła się klei do tego dresa. Trzeba to napisać inaczej, wrócić do imienia bohatera czy coś.
A miłego to własnie by można w cydzysłów wziąć. Jako tą-tego aronię. Czy ironię.
Dochodziła 19 i przystanek zaczął pustoszeć.
W tym konkretnym momencie bohater zauważył na przystanku ludzi, którzy postanowili sobie pójść, tak? Bo tak brzmi to zdanie.
A należałoby raczej powiedzieć, że był pusty.
Dostrzegł nadjeżdżający tramwaj i przyśpieszył kroku aby mu nie uciekł.
Tu się podmiot zgubił nad wyraz haniebnie. Przystanek dostrzegł tramwaj, więc przystanek przyspieszył kroku aby przystanek tramwajowi nie uciekł. Naprawdę można to tak zrozumieć.
Dogasił w biegu peta (zawsze musiał zadeptać, sumienie nie dałoby mu spokoju, [przecinek] czy, [przecinek] być może, [przecinek] nie przyczynił się do powstania ogromnego pożaru) i w pełnym biegu wpadł do wagonu.
Czynności nadal wykonuje przystanek.
Zwróć uwagę, Valrimie, na ilośc wymuszonych przecinków w nawiasie. Aż to brzydko by wyglądało, więc i trzeba by to inaczej napisać.
I logicznie mi to trochę... Sumienie sumieniem, deptanie peta deptaniem, ale rpzecież śniego leży i to mokry. No to, jaki pożar?
Na drugim przystanku wsiedli chłopak z dziewczyną.
To bym w ogóle wywalił do osobnego akapitu, bo nijak się ma do tego. No i jeszcze: wsiedli chłopak z dziewczyną. Prawidłowy zapis to:
wsiadł chłopak z dziewczyną
albo
wsiedli: chłopak z dziewczyną.
Kilka razy było mu nawet szkoda, że nie może swojego napięcia seksualnego wyładować w inny sposób, [przecinek] aniżeli trzepiąc sobie nad kibelkiem, [przecinek] jednak po dłuższym namyśle doszedł do wniosku, [przecinek] iż więcej z tego problemów niż pożytku – oprócz trzymania się za ręce, wymieniania się śliną albo dotykaniem piersi i pośladków, [przecinek] dochodzą takie rzeczy jak wysłuchiwanie problemów nastoletniej dziewczyny, kupowanie w kinie dwóch biletów zamiast jednego, w ogóle całe te wspólne wyjścia do kina i ciągłe wysyłanie esemesów.
Wartoby to zdanie podzielić.
Przestaję tropić przecinki.
- Mam już trzy buty na czysto z biologii, na pewno nie pozwolą mi pójść – powiedziała dziewczyna, nawiązując do tego o czym rozmawiali przed wejściem do tramwaju.
Pogrubione - ewidentny nad-opis, informacja zbędna dla czytelnika, który wie, że oni kontynuują rozmowę zaczętą poza kadrem.
Na pały się teraz mówi buty? Tylko pytam.
„Trzeba się było uczyć głupia suko” – pomyślał
Mnie się taki sposób przytaczania myśli bohatera nie podoba, ale nie jestem pewny, czy to błąd, wydaje mi się, że może to być forma dopuszczalna.
Jechał tak jeszcze dobre półgodziny aż pojazd dotarł do kolejnej pętli.
To by sugerowało, że już jedzie długo. A nie jedzie, ze dwa przystanki może. Tak mi się wydaje, zbędny wypełniacz to jest. Nie ma tu autor nic ciekawego do powiedzenia, czemu od razu nie przeskoczyć do pętli?
„Może go rzuciła”
Kropka, pytajnik, wykrzyknik, wielokropek. Brak.
Wyszli razem, każdy skierował się w swoją stroną. Mikael swoje kroki skierował do pobliskiego kiosku.
Powtórzenie.
- Paczkę czerwonych Malboro. Miękkie – przecież osiemdziesiąt groszy piechotą nie chodzi, dopowiedział w myślach.
Zasady pisania dialogów. Prawidłowo:
- Paczkę czerwonych Malboro. Miękkie. – Przecież osiemdziesiąt groszy piechotą nie chodzi, dopowiedział w myślach.
Na marginesie, tu jest sposób przytaczania myśli, który mi się bardziej podoba.
Ale w tekście zastosowano dwa, z cudzysłowem i bez, czyli kolejny błąd - brak jednolitości formalnej pod tym względem.
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

3
Kiedyś używał do tego zapałek, wedle starego porzekadła „Szlachta pali drewnem” jednak po kilku wietrznych i mroźnych dniach, doszedł do wniosku, że odpalając szluga zapalniczką wyjdzie na bardziej oświeconego i nowoczesnego.
fajne sformułowania, z poczuciem humoru.
czapka z daszkiem i pozerskim napisem NYC
subiektywnośc narratora, to mi się również podoba. (w sensie, że napis NYC nie jest jako taki pozerski, a jedynie za taki może go uważać, albo główny bohater, albo sam narrator).
kurtka o kilka numerów za duża i spodnie z krokiem do połowy łydek.
własne obserwacje czy uleganie stereotypowi? W moim mieście już mało osob tak chodzi w AD 2012.
Dmuchnął dymem jakby chciał mu pokazać co myśli na jego temat, ale ten nawet się nie odwrócił. A sam ruszył dalej, nie napotykając już na swojej drodze żadnego miłego młodzieńca.
Dochodziła 19 i przystanek zaczął pustoszeć. Dostrzegł nadjeżdżający tramwaj i przyśpieszył kroku aby mu nie uciekł.
pomieszanie trzech różnych podmiotów: Dres, główny bohater, oraz... przystanek - jedno zdanie ma ten i ten podmiot, w drugim już zmieniasz cichcem podmiot i trzeba się domyślać, że to nie o dresa chodzi tylko głównego bohatera. No i "przystanek zaczął pustoszeć. Dostrzegł nadjeżdżający tramwaj i przyśpieszył kroku aby mu nie uciekł.", to jak przedmówca stwierdził, brzmi jakby przystanek przyśpieszył kroku.
w pełnym biegu wpadł do wagonu
uwaga logiczna: nie da się "w pełnym biegu wpaść do wagonu", bo albo wyhamujesz przed wejściem, albo wpadniesz i zaczniesz wszystko rozwalać z rozpędu. Tzn. człowiek ma również swoją drogę hamowania.
nawet sprawiałoby mu przyjemność wysłuchiwanie czyichś problemów i wymyślanie na poczekaniu różnych pseudofilozoficznych frazesów
sama prawda :)))
Loony Stories - wydarzyło się naprawdę ;)

4
Valrim pisze:chodził po mieście „rozmyślając”
Valrim pisze:Obejrzał się za swoim „oprawcą”
Valrim pisze:jest w stanie odpuścić sobie „chodzenie”
W takich przypadkach nie stosuj cudzysłowów. Jeśli czujesz, że jakieś słowo nie pasuje dokładnie do tego, co chcesz powiedzieć, to szukaj innego, bardziej odpowiedniego. Choćby w Słowniku wyrazów bliskoznacznych albo w Słowniku języka polskiego. Żaden wstyd.
Valrim pisze:Trzeba się było uczyć głupia suko” – pomyślał,
Valrim pisze:„Może go rzuciła”
Tutaj sytuacja jest inna - w wielu tekstach opublikowanych można spotkać ujmowanie w cudzysłów myśli bohatera, chyba po to, żeby odróżnić je od dialogów i wypowiedzi narratora. Czyli jest to dopuszczalne, chociaż mi akurat podoba się średnio. Trzeba jednak ten zabieg stosować konsekwentnie w całym tekście.
Valrim pisze:chodził po mieście „rozmyślając”, za czym kryło się bezproduktywne chodzenie po chodniku
Bez komentarza.
Valrim pisze:(przecież oprócz dwóch biletów dojdzie pewnie Cola i popcorn, co w jego prywatnym dekalogu jest absolutnie zakazane)
Raczej: do dwóch biletów dojdzie pewnie albo oprócz dwóch biletów trzeba byłoby kupić... A w ogóle to ciekawe, dlaczego wewnętrzny dekalog zakazuje coli i popcornu, mógłbyś to rozwinąć. Jakiś przebłysk życia duchowego w tym się kryje.
Valrim pisze:- Mam już trzy buty na czysto z biologii, na pewno nie pozwolą mi pójść – powiedziała dziewczyna, nawiązując do tego o czym rozmawiali przed wejściem do tramwaju.
Wyjaśnienie całkiem zbędne.
Valrim pisze:Jechał tak jeszcze dobre półgodzinypojazd dotarł do kolejnej pętli
Pół godziny.
To ile tych pętli miał po drodze?
Valrim pisze:Wyszli razem, każdy skierował się w swoją stroną. Mikael swoje kroki skierował do pobliskiego kiosku.
Znowu bez komentarza.

Popracuj trochę nad językiem. Część tych potknięć to niedoróbki, które sam mógłbyś wyłapać, gdybyś uważnie przeczytał tekst przed wrzuceniem go na forum.

Bohater zapowiada się na niezłego mizogynika, kiedy tak wyobraża sobie, ile to utrapień go czeka podczas tej wyprawy z dziewczyną do kina. Jest to jednak wyrazisty rys charakteru, więc nie będę się czepiać.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”