Samo życie. Oby nie Twoje.

1
Ostrzeżenie o wulgaryzmach

Strach? Opatrzność? Nie mogę zdecydować się na tytuł.


Jak jej to tym razem wytłumaczyć? Tej pieprzonej suce od wuefu? Znów mam okres? Trzeci raz w tym miesiącu? Zapomniałam stroju! Tak, to jest myśl.
Patrzy na mnie. Nic nie mówi, tylko kiwa głową... a potem tak z niczego cicho szepce: — Wysiłek fizyczny daje siłę. Pozwala się rozładować. A ja tępo patrzę w dal. Udaję, że nie słyszę. Wolę nie słyszeć. Jestem dziewczyną... dziewczynką nie dam rady. Próbowałam setki razy. Tężyzna fizyczna to za mało...
***

– W supermarkecie ojciec pobił trzylatka – grzmią media. – Sprawa została oddana do sądu.
Mama oniemiała słucha wiadomości dnia i nie dowierza:
— Jak to możliwe, że pozwali ojca do sądu?
Ja patrzę na nią i też nie wierzę: „Czy to w ogóle możliwe?”
***

Sortujemy leki. Porządkowanie to ostatnio nasze ulubione zajęcie. Robimy to razem od trzech dni. Tata, tatuś umiera na raka. Ból rozrywa jego ciało. Na szczęście mama nauczyła się robić zastrzyki i trzy razy dziennie ratuje od cierpienia morfiną. Ale ból wraca szybko. Szybciej niż pora następnej dawki leku. Widzę to po jego twarzy — nagle tężeje w grymasie cierpienia. Ból, rak to wielki niekończący się ból. Przerywany na kilka godzin narkotycznym snem na jawie, gdy zmysły przytępia morfina. Później wraz z powrotem jaźni, ból wraca i cierpienie staje się namacalne. Wypełnia powietrze zapachem rozkładającego się organizmu. Uwłaczający, poniewierający człowieczą godność ból.
Od siedemdziesięciu dwóch godzin jesteśmy nierozłączni. Na Wielkanoc dostał przepustkę ze szpitala. Oglądamy mszę z Watykanu. Słucham w skupieniu, a w duszy odmawiamy pacierz. Bóg, on jest Wszechmogący, pomoże. Bo jeżeli nie on, to kto? Tata leży na rozłożonym w salonie tapczanie. Już nie często wstaje. A ja masuję mu mięśnie łydek, żeby całkiem nie zanikły.
Dziś rano byliśmy na spacerze. Przeszliśmy zaledwie dwieście metrów do sąsiedniego domu. Zmęczył się. Oparł się na mnie. Kiedyś duży mężczyzna, teraz została z niego połowa. Ale i tak był dla mnie za ciężki. Resztką sił doniosłam go do domu. Dziwnie pachniał. Choroba rozkładała jego organizm. Oddech cuchnął, ale nie odwróciłam głowy.
— Wstydzisz się mnie? – zapytał.
Potrząsnęłam tylko głową w zaprzeczeniu. Słowa nie chciały mi przejść przez gardło… Nigdy nie przejdą. O tyn nie da się nie da opowiedzieć przy kawie, ani przy niczym mocniejszym. To sprawy o jakich się nie mówi. Bo nie ma słów, które oddadzą prawdziwy ból i upokorzenie. Może kiedyś znajdę słowa…
Tamtego ranka, nie wstydziłam się go. Bałam się tych mięśni, które teraz zanikały. Choć już nie było się czego bać, strach nie opuszczał mnie nawet na chwilę.
Może można to odwrócić, odwołać tę chorobę? Lekarze mówią, że zawsze jest nadzieja, nigdy nie należy jej tracić. Starałam się z całych sił trzymać tej nadziei, jak tonący łapie się brzytwy. Nie spodziewałam się, że sprawy przybiorą taki obrót... Uśmiechałam się, dodając mu otuchy… Ale podświadomie wiedziałam, co będzie dalej. On umierał. Umierał na moje życzenie.
***
— Wiesz, będziesz sławna — mówił, gdy kilka dni później odwiedzałam go w szpitalu, żeby zagłuszyć ból głośną lekturą. Później dostawał morfinę.
– Patrz, ktoś skacze po tych topolach – mówił. – Będziesz sławna. – podpowiadał mu mózg otępiały morfiną. – Obiecaj mi.
Obiecałam.
***
– Julka, leć do sąsiadów, niech dzwonią na policję. On nas wszystkich w końcu pozabija! – krzyczała mama. Początkowo uchylała się przed kolejnym ciosem w głowę, w kark i plecy. Aż nie miała siły dłużej walczyć. Poddała się. Teraz leżała na podłodze i łkała…
Ile razy Julka to widziała? Nie umiała do tylu liczyć. Jeszcze nie… Ale się nauczy! Pięciolatka wgapiona w matkę szerokimi oczami, stała w kącie sparaliżowana. Nie poruszyła się. Dlaczego nie poszła i nie zadzwoniła? Bo można było to załatwić raz na zawsze. Chciała wziąć nóż, albo tę siekierkę, której mama nie pozwoliła ruszyć, a którą tłukła mięso na kotlety. Chciała, bo jeszcze wierzyła, że to się może dobrze skończyć… Ale nie drgnęła. Strach paraliżował. Ciepłe łzy spływały po policzkach. Ale nie przynosiły ulgi. Wtedy jeszcze płakała, potem już nie. Szloch też potrafił wytrącić go z równowagi. A gdy się nakręcał, lepiej było nie prowokować.
„Niechby umarł! Jezusie i Maryjo, żeby on nie żył, tak nam dopomóż!”, modliła się Julka, wtulona w mokrą od łez poduszkę.
***
Krew na podłodze, dużo krwi miała piętnaście lat i pierwszy okres. Buty w przedpokoju nie stały na baczność, na meblach kurz. Nie dostał awansu. Później drżała z bólu i upokorzenia, oparta obolałymi plecami o twarde deski meblościanki. Będą sińce masa sińców i szramy. Najgorsze są te na udach. A na wuefie obowiązują krótkie szorty. Tego nie da się ukryć. Jutro ta suka znów zmierzy ją tym wszystko rozumiejącym wzrokiem, a pod warstwą fluidu dostrzeże jeszcze podbite oko.
„Kurwa, żebyś zdechł w bólach!”
– Choć na kolację – mówi on, ale ona nie wstaje. I tak nic nie przełknie. Drży, raczej z bezsilności niż z bólu. I wreszcie fala łez zalewa jej twarz. Przynosi ulgę. Gdy ją bił nie płakała, nie dałaby mu tej satysfakcji. Nigdy! Teraz nie przestaje, mimo że nie może już zapanować nad głośnym szlochem. Nie potrafi, mimo że on to usłyszy. Na pewno słyszy, przecież ona słyszy jak on podnosi się z taboretu w kuchni. Zaraz tu będzie, wściekły, że go nie posłuchała. „Nie muszą mnie kochać, wystarczy, że się mnie boją”, dźwięczą w głowie jego ulubione słowa.
Zaraz podejdzie i znów sobie ulży kablem od prodiża... Ona drży. Czuje, że ma pełen pęcherz. Boi się, że ze strachu nie utrzyma moczu. To się już zdarzało... Odpycha się stopami w róg pokoju. Musi zakryć tę kałużę krwi! To jej krew. Podpaska musiała się przesunąć, gdy uderzał ją kablem. Krew poplamiła linoleum. Nie da mu tej satysfakcji. Nie pokarze jak bardzo ją upokorzył!

On się zbliża. Zabije ją. Tak będzie lepiej. Niech to się już skończy!

– Zostaw ją w spokoju! – mama wrzasnęła przez łzy. Głos jej się łamał. Ale brzmiała bardziej stanowczo, niż by się na to zwykle odważyła... I on, tym razem jej posłuchał. Zawrócił do kuchni. Pieczeń pachniała przepysznie. Ona też zjadłaby porcję...

Tylko jak usiąść przy wspólnym stole? Jak patrzeć, żeby go nie wiedzieć. Jak przełknąć, żeby się nie zadławić. No, jak?

***
Jeżeli umrze, życie będzie łatwiejsze, powtarza sobie Julia, gdy z ciepłymi jeszcze drożdżówkami wsiada do autobusu. Za kilka przystanków dowiezie ją do szpitala. Rano to ona go odwiedza. Wieczorem po pracy zmienia ją matka. Teraz tuli te drożdżówki do piersi i patrzy na rozjazgotanych rówieśników, wybierających się na basen. Ani trochę im nie zazdrości. Jej myśli są gdzie indziej. Może nie umrze? Może go uratują? Jest preparat Tołpy! Ciotka Grażka stanie na głowie, na pewno załatwi, przywiezie. Trzeba mieć nadzieję. Nie wolno tracić nadziei. Mama tego nie przeżyje. Jak damy sobie radę? No, jak?

***
Umarł na jej życzenie. Przecież tego właśnie chciała, czyż nie? Codziennie zalewa się łzami. Od tygodni, nie może nic przełknąć, choć pieczeń pachnie przepysznie.

Aż któregoś dnia, mimo lata i wakacji, ubrana w czerń natyka się na koleżankę. Odruchowo ociera łzy, które nie chcą wyschnąć.
– Co się stało? – pyta tamta, nic nie rozumiejąc.
— Mój tata, tatuś zmarł – odpowiada i zanosi się nerwowym śmiechem. „Śmiechem? Boże, jak to możliwe, skąd ten śmiech. Przecież on nie żyje!”

To ona go zabiła, jej myśli.
Ostatnio zmieniony pn 12 mar 2012, 21:09 przez k.sikora, łącznie zmieniany 4 razy.
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

2
Witaj. Kilka uwag:

Wypełnia powietrze zapachem rozkładającego się organizmu
Ciała?

Uwłaczający, poniewierający człowieczą godność ból.
Czy ból poniewiera człowieczą godność?

Bałam się tych mięśni, które teraz zanikały.
Bała się mięśni? Warto przeredagować to zdanie.

Może można to odwrócić, odwołać tę chorobę?
"Może można" nie brzmi dobrze. Tak samo jak "odwoływanie choroby".

Starałam się z całych sił trzymać tej nadziei, jak tonący łapie się brzytwy.
Według mnie porównanie zbędne.

Pięciolatka wgapiona w matkę szerokimi oczami, stała w kącie sparaliżowana.
Wgapiona, hmmm...

A gdy się nakręcał, lepiej było nie prowokować.
Brakuje mi "go" prowokować.

Krew na podłodze, dużo krwi miała piętnaście lat i pierwszy okres.
Chaos. Zredaguj to zdanie.

– Choć na kolację – mówi on, ale ona nie wstaje.
Choć? O matko :)

Głos jej się łamał. Ale brzmiała bardziej stanowczo, niż by się na to zwykle odważyła...
Te zdania bym scalił.

Jeżeli umrze, życie będzie łatwiejsze, powtarza sobie Julia
Wcześniej było bez imienia; może teraz też warto go nie podawać?

Za kilka przystanków dowiezie ją do szpitala
Brzmi dziwnie.

na rozjazgotanych rówieśników
Rozwrzeszczanych?

choć pieczeń pachnie przepysznie.
"Pysznie" kojarzy mi się bardziej ze smakiem.

Aż któregoś dnia, mimo lata i wakacji, ubrana w czerń natyka się na koleżankę.
Rozumiem intencje, ale czy koleżanki nie można spotkać w wakacje?

Dostrzegam problemy z interpunkcją. Warto nad tym popracować. Gdzieniegdzie przydałoby się podkreślić wagę słów. Skoro "media grzmią", to może dać tam "!"?

Generalnie nieźle. Dupy nie urywa, ale wciąga. Jeżeli popracujesz nad warsztatem, może kiedyś Twoja książka wyląduje na półkach księgarni.

Pozdro.

3
Mamy tu obrazek: zły ojciec, zdominowana matka i małoletnia ofiara. Twój pomysł na opis ich relacji jest b.dobry i ma potencjał - ładnie go też rozwijasz. Szkoda, że kończysz w miejscu, gdzie historia zaczyna być naprawdę ciekawa. Szkoda, że nie pociągnęłaś tego tematu dalej - punkt wyjścia masz znakomity (mechanizm kat-ofiara). Gdyby, zamiast lekcji wf wrzucić tu przebitki/sceny z dorosłą bohaterką i pokazać, jak przenosi złe doświadczenia z dzieciństwa na swoje dorosłe życie, to historia byłaby ciekawsza. Motyw wikłania w związki, które niszczą bohaterkę (na zasadzie: ofiara nieświadomie szuka kata), byłby ciekawym dopełnieniem i klamrą całości.

Nie wiem tylko, dlaczego mieszasz do tego fizjologię - wg mnie było to zupełnie niepotrzebne.

Strony technicznej nie dotykam - sam mam z tym problem. Czytało mi się nieźle i tyle.

4
Zodiaku,

Dzięki za uwagi. Mój warsztat w istocie wymaga jeszcze sporo pracy. Tym cenniejsze są dla mnie, samouka te uwagi.

Zastanawia mnie ta konkretna uwaga:

"Krew na podłodze, dużo krwi miała piętnaście lat i pierwszy okres."
Chaos, twierdzisz. A ja właśnie chciałam ukazać chaos, może nie stylistyczny, ale emocjonalny. Jakieś sugestie?

Pozdrawiam
Kasia

[ Dodano: Sro 22 Lut, 2012 ]
Pilif,

Dziękuje za miły odbiór;D

A wiesz, że miałam ochotę pociągnąć to dalej. W sumie odleżało swoje i mogłabym się za to zabrać... Ale straciłam wątek i zabrakło mi pomysłu.
Twój jest świetny, wykorzystam.

Pozdrawiam
Kasia

PS. Co do fizjonomii. Myślała sobie tak: skoro sam ból nie uwłacza godności. To co? Chyba nie ma nic gorszego niż niemożność panowania nad fizjologią. Tyle że wyszło dość paskudnie i większość wycięłam;D
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

5
Krew na podłodze. Mnóstwo krwi. Miała piętnaście lat i pierwszy okres. Czuła się tak, jak gdyby cała krew nagromadzona w organizmie szukała ujścia na zewnątrz. Czerwień. Intensywny szkarłat. Jezu, chyba zaraz zemdleje!

Taka sobie improwizacja...

Właśnie, sam ból nie jest uwłaczający; po prosto coś człowieka boli i tyle. Ale niemożność panowania nad fizjologią już tak...
Tutaj sama podpowiedziałaś sobie, jak zmienić to zdanie :)

Pisz, jest całkiem nieźle.
Pozdro.

7
To jest surowe, niepoprawiane jeszcze, tak? Przecinków czasem brakuje, ortograf się trafił... i różne takie usterki są. Wygląda, że to pierwsza, wstępna wersja tekstu, więc tak go potraktuję.

Jest obiecująco, ale fragment ma dwie wady. Po pierwsze - jest bardzo schematyczny, oczywisty; aż mnie skręcało, żeby dojść do tego momentu, kiedy wreszcie pojawi się coś z klimatu "Carrie" - jeżeli takie było Twoje zamierzenie, żeby to oczekiwanie w czytelniku wywołać, to się udało. Jeżeli to ma być jakaś wariacja na temat "Carrie" - jesteś na dobrej drodze. Jeżeli jednak chodziło o coś innego, to z takimi oczekiwaniami i skojarzeniami odbiorcy będziesz się musiała zmierzyć, bo czytamy, czytamy i rodzi się myśl: "No dobra, zupa była za słona, wiemy, czytaliśmy o tym setki razy. I co z tego wynika? Czyżby miało być jak w <<Carrie>>?"

Druga sprawa: tempo. To wszystko idzie zbyt szybko. Jest sucho, bardzo sucho, wszystko pędzi i nie zmienia tempa. Nie ma czasu, żeby pokazać klimat. Są zmiany scenerii, sytuacji, ale odbiorca nie ma szans tego poczuć. Tam, gdzie ona się boi i jest krew - OK, powinno być szybko, w rytmie przestraszonego serca. W pozostałych miejscach powinno być wolno, czasem nawet rozwlekle, ze szczegółami - żeby podziałało na zmysły.

Nad tymi dwiema kwestiami bym popracowała, tworząc drugą wersję.

Edit: Zaraz, zaraz... To jest opowiadanie? Całe? Toż to przecież dopiero początek jest, fragmencik... No nie żartuj, jeśli to ma być coś sensownego, to trzeba rozwinąć, koniecznie.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
Thana,

Za interpunkcję i ortografy przepraszam Ciebie i wszystkich czytelników.

"Carrie" nie czytałam. To jedyna powieść Kinga, która gdzieś mi umknęła. Zaintrygowana tymi podobieństwami, poczytam.

Dziękuję za wszystkie wskazówki. Zastosuje się do nich przy drugiej wersji.

Pozdrawiam

Kasia
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

9
k.sikora pisze:Za interpunkcję i ortografy przepraszam Ciebie i wszystkich czytelników.
Nie przejmuj się, wrzucanie surowizny to nie zbrodnia. Tylko nie ma sensu wytykać literówek czy innych drobiazgów, jeżeli wiadomo, że jest to pierwsza wersja tekstu i wszystko się zmieni jeszcze kilka razy. Na tym etapie czepiam się tylko ogólników. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Dość nierówne jest to Twoje opowiadanie. W części poświęconej opiece nad ojcem uchwyciłaś coś bardzo prawdziwego, piszesz prosto i bez emfazy o sprawach naprawdę trudnych. Trochę usterek językowych tam się znalazło, lecz nie są to wielkie uchybienia:
k.sikora pisze: Później wraz z powrotem jaźni, ból wraca i
Raczej: świadomości albo pełni świadomości.
k.sikora pisze: rozkładającego się organizmu.
k.sikora pisze:Choroba rozkładała jego organizm.
Po pierwsze - powtórzenia, po drugie - w pierwszym przypadku bardzie pasowałoby ciało. A choroba może pustoszyć organizm, albo go wyniszczać.
k.sikora pisze:Tamtego ranka, nie wstydziłam się go. Bałam się tych mięśni, które teraz zanikały.
Niejasne związki czasowe. Poza tym, trudno bać się mięśni. Może raczej: siły tych mięśni, które teraz...

W dalszej części też trochę podobnych potknięć:
k.sikora pisze:wgapiona w matkę szerokimi oczami
Szeroko rozwartymi
k.sikora pisze:Choć na kolację – mówi on,
Chodź
k.sikora pisze:Odpycha się stopami w róg pokoju.
Raczej: przesuwa się w róg pokoju
k.sikora pisze: Nie pokarze jak bardzo ją upokorzył!
Nie pokaże. To przecież odpokazać, a nie pokarać.
k.sikora pisze:Głos jej się łamał. Ale brzmiała bardziej stanowczo, niż by się na to zwykle odważyła...
Oj, nazbyt to pokręcone. Może raczej: Głos, chociaż się łamał, zabrzmiał bardziej stanowczo, niż zwykle. Odważyła się! Albo podobnie.

I sprawa poważniejsza. Nie bardzo potrafię zrozumieć zmianę narracji z pierwszoosobowej na trzecioosobową. Zwykle taki zabieg stosuje się, gdy autor chce wprowadzić introspekcję (wtedy narracja pierwszoosobowa bardzo się przydaje), albo chce rozdzielić dwa plany czasowe czy dwa wątki. U Ciebie jest wyraźny odstęp czasu pomiędzy wydarzeniami - Julka jest małą dziewczynką, potem nastolatką, wreszcie dorosłą kobietą - lecz oba typy narracji mieszają się, dotyczą zarówno przeszłości, jak i teraźniejszości. Zastanów się, co chciałaś osiągnąć, wprowadzając takie zróżnicowanie, bo ja nie widzę tu jakiejś klarownej koncepcji.

A na sam koniec uwaga dotycząca początku;
k.sikora pisze:Jak jej to tym razem wytłumaczyć? Tej pieprzonej suce od wuefu? Znów mam okres? Trzeci raz w tym miesiącu? Zapomniałam stroju! Tak, to jest myśl.
Ten wulgaryzm jako wprowadzenie w akcję sprawił, że od razu pomyślałam o poważnym konflikcie między nauczycielką a uczennicą: pewnie daje popalić dziewczynie, są takie... Tymczasem opowiadanie dotyczy spraw zupełnie innych, zaś nauczycielka jest całkowicie nieszkodliwa.

A jeśli chodzi o całość - podjęłaś temat poważny: co się dzieje, kiedy krzywdziciele stają się słabi, bezradni i trzeba wejść w rolę ich opiekunów, bo tak się składa, że to najbliżsi... Zgadzam się z Thaną, że zbyt pospiesznie zakończyłaś. Julka jest dorosła, więc takie skwitowanie sytuacji zdaniem "umarł na jej życzenie". pasujące do kilkuletniej dziewczynki, tutaj wymagałoby jakiejś kontry, refleksji... To jest do rozwinięcia.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

11
Thana pisze:
k.sikora pisze:Za interpunkcję i ortografy przepraszam Ciebie i wszystkich czytelników.
Nie przejmuj się, wrzucanie surowizny to nie zbrodnia. Tylko nie ma sensu wytykać literówek czy innych drobiazgów, jeżeli wiadomo, że jest to pierwsza wersja tekstu i wszystko się zmieni jeszcze kilka razy. Na tym etapie czepiam się tylko ogólników. ;)
Aj, aj, aj!
(Uwagi ogólne tylko będą i to nie związane z tekstu sensu stricte - a bo tekst już rozebrany niexle jest)
Ja akurat mam zdanie przeciwne. Na początek osłabię wymowę tego co będzie dalej.
Tak, tekst wrzucony tutaj nie musi być hiperpoprawny interpunkcyjnie, ortograficznie, fleksyjnie czy frazeologicznie. Bo to w końcu tekst autora, który zaczyna. A poza tym, nawet autorzy uznani sa poprawiani w redakcji i korekcie.
Ale...
Nie chciałbym by K.Sikora lub inni użytkownicy weryfikatorium odnieśli wrażenie, że "hajda józia wrzucam surowiznę bo to nie zbrodnia". To poniekąd jest zbrodnia... no dobra, nie zbrodnia, przestępstwo pospolite :)
Tekst wrzucamy poprawiony. Na miarę naszych umiejętności i możliwości Worda, który obecnie sporo podpowiada, nawet w przypadku przecinków. Dlaczego?
1. Jak chcę pisac, to muszę umieć. Musze się co-nieco nauczyć o interpunkcji, ortografii czy innych bajerach.
2. Mam do osiągnięcia ważny cel - wyrobić sobie nawyk autokorekty. Bo...
3. Nawet jeśli to pierwsza wersja, która się wielokrotnie zmieni, nawyk autokorekty, tropienia błędów interpunkcyjnych i inakszych, pozwoli mi znaleźć dużo takich miejsc, które trzeba poprawić i stworzyć właśnie te nwoe wersje. Przykładowo, jak mam zdania gdzie jest mnóstwo przecinków i są poprawne językowo ale nieczytelne - kombinuję jak to zmienić.
4. Wrzucenie surowizny jest nieeleganckie wobec potencjalnych komentatorów. Bo jak to, chcę, żeby mi błędy wytknęli, a samemu nie poświęciłem ani minuty by choć te najprostsze znaleźć? Nieładnie.

Wybacz Thano, ale to jest właśnie różnica kulturowa, o jakiej onegdaj dyskutowaliśmy. Ważny jest oczywiście cel, ważna jest kreatywność, ale dobre nawyki tez są ważne :)
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

12
Rubia,

Bardzo dziękuję za Twoje uwagi. Zmiany narracji uznałam za fajne ćwiczenie. Ale masz absolutną rację, że wprowadziły zbyt wielkie zamieszanie. Popracuję nad tym.

Odnotowałam sobie każdą uwagę i mam nadzieję nie popełniać podobnych gaf w przyszłości. Wszystko jest oczywiście kwestią wprawy. A ja się dopiero wprawiam.

Pozdrawiam
Kasia Sikora

[ Dodano: Pon 05 Mar, 2012 ]
Kruger,

Dziękuję za komentarz. W przyszłości bardziej przyłożę się do poprawności językowej. A co do nawyku poprawiania, on wymaga czasu jak każdy nawyk. Piszę dopiero od półtora roku. Dużo jeszcze pracy przede mną.

Pozdrawiam

Kasia Sikora
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

13
Półtora roku?
Nie dopiero, ale już, to długo!
Powiem jedno. Co jest ważne psychologicznie przy autokorekcie. Jak czegoś nie umiesz, nie wiesz, nie wychwycisz błędów i Ci zostaną wytknięte, to się nie przejmuj!* Nie da się nauczyć wszystkiego od razu. Małymi kroczkami, tak. Jak trzy i pół roku temu pomyślałem pierwszy raz - "też bym tak potraił" i zacząłem pracowicie skrobać, to byłem, zdawałoby się, całkiem nieźle oczytany i niezły z polskiego. Ilość rzeczy, któe sobie przyswoiłem przez ten czas jest spora. Ilość wciąż nieprzyswojonych - nadal niebotyczna!

* - myślę, że w sporej mierze to miała na myśli Thana. By się nie łamać i nie rezygnować z powodu drobiazgów. Bo brak wiedzy jest drobiazgiem do nadrobienia, nie?
Sekretarz redakcji Fahrenheita
Agencja ds. reklamy, I prawie już nie ma białych Francuzów, Psi los, Woli bogów skromni wykonawcy

14
Kruger,

Pewnie, że tak! To tylko kwestia czasu. Dzięki Waszej pomocy przynajmniej wiem czego nie wiem. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że nie wiem:D

Eee tam półtora roku to nic, jak się było nie piśmiennym przez dwadzieścia z górką. Tyle że teraz nic mnie już nie powstrzyma;D

Pozdrawiam
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”