Wędrujące skały

1
Ostrzeżenie o wulgaryzmach!

Dwóch policjantów, Robert Hoff i Tomasz Suchenek nieśpiesznie patrolowało gdańskie ulice. Kiedy przechodzili przez pasy ulicy Świętojańskiej starszy posterunkowy Robert Hoff zaskoczony pozdrowił swojego byłego przełożonego, radośnie pukającego w szybę swojego starego volkswagena. Zagapił się i ledwie zdążył przejść zanim zmieniło się światło, więc odprowadzały go złe spojrzenia cywilów.
Pan Zenon przechadzał się Pobrzeżem, kiedy dostrzegł kolegów śpiących twardym snem na tej samej ławce, co parę godzin temu, więc podszedł mocno potrząsając wyrwał ze snu młodszego z nich.
- Co jest? Kurwa, Zenek! – pozdrowił go Konrad i ziewnął.
- Śpicie już od trzech godzin.
Konrad uderzył mocno towarzysza i kazał mu się zbierać.
- Dzięki Zenek. Byśmy ty przeleżeli i drugie tyle.
Kaśka Bednarz szła ze swoim chłopakiem ulicą Katarzynki i przeklinała w duchu, że zwróciła mu uwagę na kościół, do którego zawsze w niedzielę chodziła. Paweł automatycznie zaczął pomstować na chrześcijaństwo. Gdyby nie złamało kiedyś starożytnej cywilizacji – mówił – dziś bylibyśmy na jakimś niewyobrażalnym stopniu rozwoju. Och, jak mi zajebiście przykro. Tak mi żal tych wszystkich robotów i błyszczących, latających maszyn. Jezus Chry-stus powinien pomyśleć zanim przyszedł na świat i zaczął robić wszystkie te cuda i głosić miłość bliźniego.
Komisarz Dębski gwałtownie wystartował na światłach i rozpędzając się skręcił w lewo w Świętojańską, w przeciwną stronę niż koledzy z pracy. Ten Hoff to porządny człowiek. – pomyślał – szkoda, że im policjant sprytniejszy, tym mniej uczciwy. Komisarz Dębski jechał do domu i nie mógł doczekać się ciepłego obiadu. Zajmował się narkotykami, kiedyś na bar-dzo wysokim szczeblu, dziś na niskim. Skręcił w ulicę Lawendową. Był bardzo sfrustrowa-nym człowiekiem.
Pan Zenon wszedł do pubu na szeroko rozstawionych nogach i zamówił szklankę zim-nego piwa. Było jeszcze pusto. W kącie siedział brudny mężczyzna i jadł żurek.
- Władek z młodym długo tak nie pociągną. – powiedział pan Zenon do barmana. – Znów ich obudziłem i założę się, że poszli po więcej. Nerwowo patrzyli na zegarek.
- On potrafi czekać i godzinę. – odpowiedział barman i po krótkiej przerwie dodał – Kogo to zresztą obchodzi.

Denerwuje mnie już ten Paweł. Kurwa jego zapierdolona w dupę mać. Wiem, o co mu chodzi, żebym mu dała po dwóch tygodniach. Nigdy nie słucha, tylko gada albo mnie pożera wzrokiem. – Paweł pokazał palcem na wystawę w sklepie muzycznym. – Nigdy nie nawet przy mnie nie zagrał na tej gitarze, choć oczywiście znam już jej imię.
Policjanci skręcili w drugą Groblę. Szli w milczeniu. Posterunkowy Suchenek bawił się pałką.
- Szacuneczek, panie władzo! – pozdrowił starszego posterunkowego Hoffa Jakub Grzebyk, salutując niedbale. W przeszłości spędzili razem trochę czasu na komisariatach, ale ostatnio pan Grzebyk współpracował z policją.
- Witam, panie Grzebyk. Jak mija dzień? – zapytał jowialnie starszy posterunkowy Hoff.
- Przyzwoicie. Nudy, panie władzo?
- Nic się nie dzieje.
Władysław Kromer i Konrad Wiśniewski szli również w ciszy ulicą Szeroką. Władek przystawał co chwila. Konrad cicho klął i ciągnął go za łokieć. Za trzecim razem Władek mocno czknął i pochylił się jakby miał wymiotować, ale najwyraźniej nie pozwolił mu pusty żołądek.
- Chodźże! – powiedział Konrad desperacko.
Paweł Janicki skręcił z dziewczyną w ulicę Pańską. W ustach miał pustynię od ciągłego gadania. Cudem utrzymywał tę rozmowę przy życiu.
Pan Grzebyk wciąż myślał, czy nie powinien powiedzieć posterunkowemu o Kudłatym, który stał oparty o ścianę na Szerokiej i wyraźnie na coś czekał. To nie był ten Kudłaty, co kiedyś, ale pan Grzebyk wciąż bał się Kudłatego. Donoszenie na niego mogłoby być niezbyt rozsądne.
Komisarz Dębski otworzył drzwi samochodu i niechętnie wyszedł na dwór. Gdyby siła przyzwyczajenia nie ciągnęła go do domu na obiad, zostałby w samochodzie i zdrzemnął się. Czuł się w Gdańsku bardzo samotny i wykorzeniony, jak przesadzone drzewo.
Hoff i Suchenek skręcili w Szeroką. Minęli budynek i omal nie wpadli na śmierdzącego mężczyznę w dziurawych łachach. Grzecznie przeprosił i poszedł dalej.
- Nie są tak źli, jak się ich ocenia. – powiedział posterunkowy Suchenek.
- Niektórzy są mili, ale każdy to wykolejeniec. – mentorskim tonem odpowiedział Hoff.
Niedaleko jakiś mężczyzna przechodził przez ulicę lekko kulejąc. Oprócz tego – na ulicy Sze-rokiej całkowity spokój.
Paweł i Kaśka całowali się namiętnie na rogu Szerokiej i Pańskiej, gdy nagle śmierdzą-cy mężczyzna w dziurawych łachach przewrócił go brutalnie na ziemię, zahaczając barkiem o ramię.
- Mała, też tak chcę. – powiedział zbliżając się do niej z wyciągniętymi dłońmi. Kaśka ude-rzyła go w twarz.
- Ty suko. – wysyczał Konrad.
Paweł usiłował wstać, ale został kopnięty w twarz przez Władka. Konrad uderzył Kaśkę pię-ścią w brzuch i machnął na kolegę. Odeszli razem rozhuśtanym krokiem w Pańską. Kaśka wyjęła telefon i zadzwoniła na policję.
Ostatnio zmieniony pn 12 mar 2012, 21:01 przez barneym, łącznie zmieniany 4 razy.

2
Ups, nie jest dobrze. Przeczytałem całość i teraz zastanawiam się, ilu bohaterów przewinęło się w tym tekście. Naliczyłem ośmiu, ale ciągle mam wątpliwości i policzę jeszcze raz.
Wiem, że przejaskrawiam (przepraszam), ale taki natłok postaci w tak krótkim fragmencie uniemożliwia orientację w treści - dlatego z całości zapamiętałem jedynie, że posterunkowy Suchenek bawił się pałką a dwóch żuli zaatakowało jakąś parkę w zaułku.

Należałoby przeredagować tekst tak, by główni bohaterowie pojawiali się stopniowo. Pozostałe postacie, jeżeli nie są istotne dla fabuły, to nie muszą mieć imion własnych (wystarczą ogólniki: policjant, żul).

3
Podzielam opinię z piętra wyżej ;)
Napisz ten tekst od początku, jeszcze raz. Tym razem nie wprowadzaj tylu postaci w tak krótkim fragmencie. I pisz po polsku. Układasz zawiłe i błędne zdania. Nie będę wyliczał niedociągnięć językowych, bo pojawiają się w praktycznie każdym zdaniu.
Pozdrawiam.

4
barneym pisze:Byśmy ty przeleżeli i drugie tyle.
barneym pisze:Jezus Chry-stus
barneym pisze:więc podszedł mocno potrząsając wyrwał ze snu młodszego z nich.
Szkoda czasu szukać dalej...

Co do ilości bohaterów (o czym wspomnieli przedpiścy) - pełna zgoda. W dodatku źle ich wprowadzasz, źle prezentujesz. Na przykład tu:
barneym pisze:Kaśka Bednarz szła ze swoim chłopakiem ulicą Katarzynki i przeklinała w duchu, że zwróciła mu uwagę na kościół, do którego zawsze w niedzielę chodziła. Paweł automatycznie zaczął pomstować na chrześcijaństwo.
Oczywiście inteligentny czytelnik zgadnie, że "Paweł" to imię rzeczonego chłopaka Kaśki Bednarz (która szła z nim ulicą Katarzynki ;-) ). Ale mnie inteligentny lub mniej czujny zapyta: jaki, k...wa, Paweł?"
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

5
Ok, dzięki za krytykę. Ten natłok bohaterów poruszających się po mieście w różne strony to specjalny zabieg, mający dawać wrażenie równoczesności różnych wydarzeń i pewnej przypadkowości miejskiego życia. Cóż, najwyraźniej wykorzystałem tę formę w skrajnie nieudolny sposób. Natomiast nie obraziłbym się na wytknięcie mi wspomnianych błędów w zdaniach, bo to co widzę cytowane w komentarzach, to przecież zwykłe literówki, czy brak przecinka.

6
Zbyt dużo tu bohaterów, wydarzeń zero. Właściwie dajesz tylko informację Paweł robi to, Hofman tamto, a ktoś inny jeszcze coś innego. Cały czas zastanawiałam się po co to wszystko? Jeżeli coś piszemy, musi mieć to sens. Trochę na zasadzie: jeżeli butelka pojawia się w pierwszej scenie, to znak, że potem ktoś rozwali komuś ową butelką łeb. Tu dajesz przypadkowe informacje i nie wierzę, że są one jakoś potrzebne dla rozwoju akcji.
Kiedy przechodzili przez pasy ulicy Świętojańskiej starszy posterunkowy Robert Hoff zaskoczony pozdrowił swojego byłego przełożonego, radośnie pukającego w szybę swojego starego volkswagena.
Zbyt dużo szczegółów. Wiadomo że Hoff to policjant. I tyle potrzeba. Stanowisko do czegoś jest tu potrzebne? Potrzebne, że samochód jest Hoffa, jest stary i marki Volkswagen?
Skomplikowane zdanie, dajesz Hoffowi zbyt dużo tu emocji: jest i zaskoczony i radosny. Radosny bo puka w szybę swojego samochodu?
Pan Zenon przechadzał się Pobrzeżem, kiedy dostrzegł kolegów śpiących twardym snem na tej samej ławce, co parę godzin temu, więc podszedł(*) mocno potrząsając wyrwał ze snu młodszego z nich.
Czyli pan Zenon ich nie dostrzegł, ale zauważył, że śpią tam już od dobrych paru godzin.
(*) podszedł i mocno potrząsając...
- Co jest? Kurwa, Zenek! – pozdrowił go Konrad i ziewnął.
Pozdrowił czy wymamrotał?
Komisarz Dębski gwałtownie wystartował na światłach i rozpędzając się skręcił w lewo w Świętojańską, w przeciwną stronę niż koledzy z pracy.
Jacy koledzy? Z Dębskiego zrobiłeś tu Speedy Gonzalesa.
Ten Hoff to porządny człowiek.(BEZ KROPKI) – pomyślał(KROPKA) – szkoda, że im policjant sprytniejszy, tym mniej uczciwy.
Komisarz Dębski jechał do domu i nie mógł doczekać się ciepłego obiadu.
Nie można jakoś skrócić? Tak do końca tekstu będzie komisarz Dębski i komisarz Dębski?
Podajesz tu dwie informacje: jedzie do domu, nie może doczekać się obiadu. Nie można tego ubrać w zgrabniejsze zdanie? No i jak ten obiad połączyć z narkotykami, które nagle wyskakują w następnym zdaniu?
Skręcił w ulicę Lawendową. Był bardzo sfrustrowa-nym człowiekiem.
Już pomijając dzielenie wyrazów, które tu nie po raz pierwszy wyszło. Co ma wspólnego skręcenie w ulicę Lawendową ze sfrustrowaniem? Skąd tu nagle wyskakuje taka informacja?
W kącie siedział brudny mężczyzna i jadł żurek.
Czy to ważne że siedział? że był brudny? że jadł żurek a nie pomidorówkę?

I tak dalej. W kółko te same błędy, więc na tym skończę. Bardzo nieudolnie wyszło. Szkoda, bo tytuł ciekawy.

8
barneym pisze:Dwóch policjantów, Robert Hoff i Tomasz Suchenek nieśpiesznie patrolowało gdańskie ulice. Kiedy przechodzili przez pasy ulicy Świętojańskiej starszy posterunkowy Robert Hoff zaskoczony pozdrowił swojego byłego przełożonego, radośnie pukającego w szybę swojego starego volkswagena. Zagapił się i ledwie zdążył przejść zanim zmieniło się światło, więc odprowadzały go złe spojrzenia cywilów.
Powtórzenia. Zbyt dużo treści upchanej do zbyt krótkich zdań (wychodzi jak z jakiegoś raportu) no i ta reakcja cywilów jakaś jak dla mnie mało wiarygodna.
barneym pisze:więc podszedł mocno potrząsając wyrwał ze snu młodszego z nich.
bez interpunkcji lub spójników dostajemy zdanie, w którym ktoś idzie mocno potrząsając (czymś)...
barneym pisze:Komisarz Dębski gwałtownie wystartował na światłach i rozpędzając się skręcił w lewo w Świętojańską, w przeciwną stronę niż koledzy z pracy.
Po co te wszystkie szczegóły? Co mnie obchodzi, jak to się ma do policjantów (o których już zdążyłam zapomnieć praktycznie, bo w międzyczasie wepchałeś tam bodajże pieć osób). Jak jakieś ich spotkanie się lub niesczęśliwe rozminięcie byłoby ważne, to wtedy należałoby wspomnieć. A tak... Zapychacz.
barneym pisze:Ten Hoff to porządny człowiek. – pomyślał – szkoda, że im policjant sprytniejszy, tym mniej uczciwy.
zły zapis
barneym pisze:albo mnie pożera wzrokiem.
pożera mnie
barneym pisze:- On potrafi czekać i godzinę. – odpowiedział barman i po krótkiej przerwie dodał
co? kto? na co?
Przy okazji zły zapis dialogów. Poszukaj informacji, jak to się robi.
barneym pisze:Komisarz Dębski jechał do domu i nie mógł doczekać się ciepłego obiadu.
Komisarz Dębski otworzył drzwi samochodu i niechętnie wyszedł na dwór. Gdyby siła przyzwyczajenia nie ciągnęła go do domu na obiad,
No to nie mógł się doczekać, czy był zniechęcony i lazł tam siłą przyzwyczajenia? Bo to trochę nielogiczne.

O rany, od pewnego momentu już tak przez to "leciałam", że nie bardzo umiałam konkretne rzeczy wyłapać. Przykro mi, ale czyta się strasznie.
barneym pisze:Ten natłok bohaterów poruszających się po mieście w różne strony to specjalny zabieg, mający dawać wrażenie równoczesności różnych wydarzeń i pewnej przypadkowości miejskiego życia.
Zamysł może być, tylko widzisz... To musi być obrazowe. Nie możesz wrzucać po jednym, suchym zdaniu o każdym bohaterze. Bo nie widać wtedy tak naprawdę żadnego miasta - widać jeden wielki burdel. Na dobrą sprawę opisujesz chyba tylko tych meneli, co do reszty to tylko mówisz mi gdzie idą (nie znam miasta, więc mi to zwisa, a nie mówisz mi, jak ono wygląda, czy coś szczególnego widać w tych ulicach, to i jeszcze bardziej mi obojętne) i co robią.
I to niestety wiecznie w ten sam sposób. X powiedział, Y się denerwował, Z pierdnął podmiot-orzeczenie, podmiot-orzeczenie i tak w kółko. To jest dobry sposób pisania wypracowania w szkole, ale nie opowiadania. Musisz urozmaicać język, bo inaczej wychodzi wypluwanie informacji, a nie opowieść.

Musisz popracować bardzo nad warsztatem. Upłynnić język, kontrolować ilość informacji wpychanych w zdania, zadbać o zapis. Fabularnie proponuję na razie skupić się na opowiadaniu, a nie takich przeskokach kamery. Do tego potrzeba chyba większej wprawy.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron