Spotkanie przy kawie

1
___- To naprawdę piękna historia. Nie opowiadałam ci jej jeszcze? Jej, to wspaniałe, że wciąż są jeszcze tacy ludzie. Ola zawsze czekała na księcia z bajki; wiedziałbyś, gdybyś znał ją wcześniej, ciężko było o tym nie wiedzieć. Mogłyśmy całymi dniami namawiać ją, żeby zaczepiła jakiegoś chłopaka w klubie, ale nie… Czekała na tego jedynego, tak mówiła. Trochę się o nią martwiłyśmy, miało już biedactwo osiemnaście lat i wciąż żadnego chłopaka. Koledzy ze szkoły mieli już o niej wyrobioną opinię, dziewczyny wyśmiewały się z niej. Dzięki Bogu, że się tym nie przejmowała. Wydaje mi się, że żyła we własnym świecie. Takim prywatnym świecie, do którego tylko ona miała dostęp. Zakładała słuchawki i zaczytywała się w książkach, a gdy już chodziła z nami na te imprezy, tańczyła sama. Zresztą nie lubiła za bardzo klubów; dla niej pewnie było w nich nazbyt głośno, duszno… Przecież nie paliła ani nie piła, wolała wcześnie iść spać i wstawać rano, brrr… No i tak mijały lata, bo znam ją od gimnazjum. Nigdy nie zakochała się ani w chłopaku, ani w dziewczynie. Biedactwo… Tylko raz usłyszałam w jej głosie coś, co mogłoby wskazywać na zauroczenie. To było wtedy, gdy opowiadała mi o chłopaku, którego spotkała w parku. Może nie tyle spotkała, co zauważyła. Nie była nawet pewna, czy on ją widział. Wiesz, blond loki, biała koszula, ciemne oczy, wysoki, szczupły. Rycerz w srebrnej zbroi. Gdy mówiła, trzęsły jej się wargi. To było strasznie słodkie, ale powiedziała mi o nim tylko raz. Później nie wracała do tego i zapomniałam o sprawie. Tak… Przez te lata podsuwałam jej czasem jakichś słodziaków; bo do niej pasują właśnie tacy: marzyciele, trochę naiwni, trochę niewinni, ale troskliwi, szczerzy i na tyle ogarnięci, żeby się nią zaopiekować. No ale nic z tego nie wychodziło. To znaczy polubiła się z niektórymi, zdaje się, że nawet do teraz otrzymuje z nimi kontakt. Ale to nie to, sam rozumiesz, w ogóle do niczego nie doszło. W końcu miałam wyrzuty sumienia, że za mało się nią zajmuję. Z drugiej strony, ile miałam poświęcać jej czasu? Była już dorosła! To znaczy później, wcześniej nie była, ale ja zawsze miałam wiele rzeczy na głowie, więc martwiłam się i o nią, i o to, że za mało czasu… Ona nigdy nie miała mi za złe. Nie, zawsze uśmiechała się do mnie tym uroczym uśmiechem, takim już z drugiego świata. Kochana jest, szkoda, że teraz rzadziej się widujemy. Tak czy inaczej, w końcu przyszły kolejne wakacje, to jest po drugiej liceum. Ona miała już osiemnaście lat i rodzice ufundowali jej na prezent wycieczkę. Do Londynu, Paryża, Aten, świetna sprawa. No i gdzieś tam, na plaży w Grecji, zauważyła tego chłopaka. Tak, właśnie tamtego. Nie wiem, jakim cudem była pewna, że to on. Ale była. Podchodzi do niej, ona cała się chwieje, tak mi mówiła – po prostu była pewna, że to on. Jedyny, książę, anioł. Podchodzi do niej i pyta – masz może fajki? Po angielsku. Ona mu na to, że nie pali. No to nie wiem, może mógłbym postawić ci drinka, co ty na to? Słyszałem, że wieczorem szykuje się niezła impreza, a ja nie wiem, z kim mógłbym pójść. Wyobrażasz sobie, co ona czuła? Biedne maleństwo, ledwie wykrztusiła z siebie, że nie pije; nie wiem, jak próbowała się wymigać od imprezy. Ale to nieważne, on chwycił ją za dłoń, objął i pocałował. Ot tak, po prostu. Jeśli wierzyć w to, co mówiła, to nie oderwali się od siebie przez pół godziny. On wcale nie palił, wiesz; chyba chciał się tylko upewnić… Ola jest bardzo nieśmiała, więc nie wiem dokładnie, co potem robili. Więc jeśli rzeczywiście miałabym wierzyć w to, co mówiła, to przez siedem kolejnych nocy spotykali się na plaży i godzinami wpatrywali się w gwiazdy. Czy to nie romantyczne? Potem on musiał wyjechać. Wymienili się telefonami i rozstali. Mieli się nie widzieć przez półtora miesiąca, albo i dłużej. Spotkali się za tydzień. Nie wiem, jak udało mu się odwołać te spotkania, ale zrobił wszystko, żeby do niej przyjechać. No i od tamtej pory są zawsze razem, zawsze. Kiedy na nich patrzę, rozumiem, czym naprawdę jest miłość. Ich uczucie jest ponad to wszystko. Łączy ich coś potężnego, coś, czego my wszyscy pożądamy. Co sprawia, że ona jest księżniczką, a on księciem. To wspaniałe, że taka miłość wciąż istnieje. Wspaniałe…
___- Tak. To naprawdę piękna historia. Przypomniałaś mi historię o innej Oli, wydaje mi się, że nie miałem jeszcze okazji ci jej opowiedzieć. Ola jest… wolnym duchem, to z pewnością. Wiesz, uwielbia chodzić do klubów i podrywać dziewczyny lub facetów. Nie dba o nic i o nikogo, zawsze akcentuje swoją niezależność i złamie każdą zasadę, którą się jej spróbuje narzucić. Nic dziwnego, że już gdy miała piętnaście lat, musiała uciec z domu. Od tej pory mieszkała po znajomych, robiła, co tylko chciała i nie zajmowała się w ogóle tym, co myślą o niej inni. Myślę, że tak naprawdę zrobiła to, co wszyscy chcielibyśmy zrobić, ale nie mamy odwagi. Tak, zawsze robi to, czego pragniemy, a na co nie mamy odwagi. Pewnie dlatego tak wiele rzeczy się jej wybacza. No i pewnego razu, mieszkała wtedy u swojej przyjaciółki, poznała jego. Był wtedy chłopakiem tej przyjaciółki, ale przespał się z Olą pierwszego dnia, gdy się poznali, czego zresztą jego dziewczyna nie miała im za złe. Nie wiem, czy można powiedzieć, że zaprzyjaźnili się, ale z pewnością przez następne tygodnie stawali się sobie coraz bliżsi. Wiesz, oboje byli typami buntowników. Czymkolwiek było uczucie, jakie między nimi powstało – było silne i bezwzględne, jak oni sami. Nic dziwnego, że sytuacja zaczęła się w końcu plątać. Niemal co wieczór wychodzili na jakąś imprezę, ale po jakimś czasie nie mogli już ze sobą wytrzymać. Walczyli ze sobą bez przerwy, potrafili wrzeszczeć na siebie przez całą noc a potem nie odzywać się do siebie przez tydzień. Gdy po jednej z takich kłótni tańczyli gdzieś w klubie, Ola, cała zapłakana, nagadała o nim kilku osiłkom niestworzonych rzeczy. W chwilę później, facet leżał na bruku z połamanymi żebrami. Nie wiem, czego się spodziewała, ale kiedy wróciła do mieszkania, nie było go, a wraz z nim zniknęły wszystkie jej pieniądze. Na tym historia mogłaby się skończyć… Chociaż nie, nie w ich przypadku. Następnego dnia policja dowiedziała się ze szczegółami o pewnym miejscowym dilerze. W więzieniu przesiedział dwa lata. Siedziałby dłużej, koledzy wpłacili za niego kaucję. Tydzień zajęło mu dojście do siebie. Ósmego dnia Ola została brutalnie zgwałcona przez grupę zamaskowanych mężczyzn. Niedługo potem jej były przyjaciel został potrącony przez nieoznakowany samochód. Ich znajomi widzieli, co się dzieje, ale nie mieli na nich żadnego wpływu. Wszelkie próby przemówienia im do rozumu kończyły się, no, jak mogły się kończyć? Nic z nich nie wynikało, oczywiście. Mieszkania kolejnych osób, u których zatrzymywała się Ola, były dewastowane przez nieznanych sprawców i wkrótce nie miała gdzie się podziać. Jedynym miejscem, do którego mogłaby pójść, było mieszkanie jej rodziców, z którymi nie rozmawiała od niemal dziesięciu lat. Nie wiem, dlaczego nie odważyła się tego zrobić. Być może dawne urazy oraz strach przed uwięzieniem były u niej zbyt silne. A może obawiała się, że staruszkom mogłoby stać się coś złego? Tak, czy inaczej, nie wróciła. Wzięła natomiast tasak i pojechała do jego mieszkania. Co działo się dalej? Nie wiem. Wiem, że czekał na nią z własnym tasakiem. Wiem też, że krzyki które zaczęły dochodzić zza drzwi były na tyle głośne i niepokojące, że sąsiedzi wezwali policję. Żałuję, że nigdy nie dowiedziałem się, co zastali funkcjonariusze, gdy udało im wreszcie wyważyć drzwi. Gdy zobaczyłem Olę następnego dnia, była już razem z nim. Oboje wyglądali strasznie; wszędzie sińce, porozcinane wargi, popodbijane oczy, świeże szwy, cali w bandażach. Ale wydawali się w ogóle nie zwracać na to uwagi. Nigdy nie widziałem Oli tak spokojnej. Tak wewnętrznie spokojnej. Nie wiem, jak nazwiesz więź, która ich łączy, ale ja nie boję się powiedzieć, że to jest miłość. I nie ma znaczenia, że wciąż podrywają wszystkich dookoła, że nie mieszkają ze sobą i że choć widują się raczej dosyć często, bywa też, że nie spotykają się przez długie miesiące. Ich uczucie jest ponad to wszystko. Łączy ich coś potężnego, coś, czego my wszyscy pożądamy. I to widać w ich oczach, gdy patrzą na siebie, i widać w ruchach ich dłoni, gdy rozdzielają ich setki kilometrów. Tak, to jest prawdziwa miłość. To wspaniałe, że taka miłość wciąż istnieje. Wspaniałe…
Ostatnio zmieniony sob 12 maja 2012, 12:34 przez Starrysky, łącznie zmieniany 3 razy.
Ja.

2
Sympatyczne. Inteligentne. Bez zadęcia. Zmieniłabym jednak dwie rzeczy:

1. Tytuł. Powinien być bardziej błyskotliwy, bo obecny jest nudny i nijak nie pasuje do treści.
2. Za mało wiemy o "księciu" pierwszej Oli (kim był, co robił) oraz o tym, co oni robią razem. Powinni robić coś szlachetnego, ale zarazem mdłego - jakiś wolontariat czy coś... Tamta druga para istnieje, działa, będąc razem, a ci pierwsi - nic. Robi się nierównowaga, a tu przecież wszystko się na symetrii rozgrywa.

Tasaki w finale są bardzo dobre. :)

Zgrzytów wielkich nie ma, poza tym fragmentem:
Starrysky pisze:Spotkali się za tydzień. Nie wiem, jak udało mu się odwołać te spotkania, ale zrobił wszystko, żeby do niej przyjechać.
To brzmi, jakby on odwoływał spotkania z nią. Trzeba przeredagować, żeby sens był jasny.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Dziękuję za komentarze.: )

Thana, co do drugiego punktu, pewnie masz rację, choć z drugiej strony własnie chciałem pokazać, że są oni tak mdli, że właściwie nie wiadomo o czym tu mówić: DD

co do tytułu zaś, jest wbrew pozorom dosyć ważny. Ma przypominać o tym, że "prawdziwymi" bohaterami tej historii są dwie osoby, które opowiadają o Olach. O wielkich miłościach mówi dwójka znajomych, którzy sami czegoś takiego nie przeżyli. Zachwycają się pięknem tych uczuć, ale jak się czują naprawdę? Gdyby jeszcze Ole były ich przyjaciółkami - ale z tekstu wynika bardziej, że to tylko znajome. I zaczynają o tym rozmawiać ze sobą, nie w jakiejś sytuacji prywatnej, ale na kawie, pewnie w jakimś starbucksie. Tytuł miał dodatkowo zwracać uwagę na to, że oprócz dwóch par zakochanych, znajduje się jeszcze jedna para niezakochanych.
Ja.

4
Wiesz, uwielbia chodzić do klubów i podrywać dziewczyny lub facetów
Zmieniłbym kolejność.

Muszę przyznać, że tekst mnie zaskoczył, pozytywnie. Kiedy zobaczyłem bryłę tekstu, to aż westchnąłem w duchu myśląc o przedzieraniu się przez zbitki wyrazów. Tutaj jednak te wyrazy układają się w jasną i przejrzystą całość, przez którą przyjemnie się podróżuje.
No i nie jest to pisanie dla pisania. Jest to tekst mądry, dzięki czemu na pewno zapadnie mi w pamięć.
Brawa dla Ciebie:)

7
To znaczy polubiła się z niektórymi, zdaje się, że nawet do teraz otrzymuje z nimi kontakt
Utrzymuje z nimi kontakt.
No i gdzieś tam, na plaży w Grecji, zauważyła tego chłopaka. Tak, właśnie tamtego.
Jakiego? Pamiętaj, że czytelnik nie jest częścią tej historii.
Nie wiem, jakim cudem była pewna, że to on.
A takie rzeczy się wie? Trafia człowieka i tyle ;)
Jeśli wierzyć w to, co mówiła, to nie oderwali się od siebie przez pół godziny. On wcale nie palił, wiesz; chyba chciał się tylko upewnić…
Z tego wszystkiego zrozumiałam: całowali się pół godziny i jemu przez ten czas nie zachciało się zapalić, więc to znak, że to TA dziewczyna.
Nie wiem, jak udało mu się odwołać te spotkania, ale zrobił wszystko, żeby do niej przyjechać.
Jakie spotkania?
Nic dziwnego, że już gdy miała piętnaście lat, musiała uciec z domu.
Co chcesz tutaj powiedzieć? Że uciekła bo musiała, czy uciekła bo chciała?
Od tej pory mieszkała po znajomych, robiła, co tylko chciała i nie zajmowała się w ogóle tym, co myślą o niej inni. Myślę, że tak naprawdę zrobiła to, co wszyscy chcielibyśmy zrobić, ale nie mamy odwagi. Tak, zawsze robi to, czego pragniemy, a na co nie mamy odwagi.
Powtórzenia i ogólnie masło maślane.
...czego zresztą jego dziewczyna nie miała im za złe.
Nie kupuję tego.
Następnego dnia policja dowiedziała się ze szczegółami o pewnym miejscowym dilerze. W więzieniu przesiedział dwa lata.
To ten chłopak był dilerem?
Wzięła natomiast tasak i pojechała do jego mieszkania. Co działo się dalej? Nie wiem. Wiem, że czekał na nią z własnym tasakiem. Wiem też, że krzyki które zaczęły dochodzić zza drzwi były na tyle głośne i niepokojące, że sąsiedzi wezwali policję.
No tak. Bierze się tasak, by sobie pokrzyczeć...
Gdy zobaczyłem Olę następnego dnia, była już razem z nim.
Pojednawcza bójka, co?
Tak, to jest prawdziwa miłość. To wspaniałe, że taka miłość wciąż istnieje. Wspaniałe…
No ja dziękuję za taką miłość gdy się rzuca ukochanemu w objęcia z tasakiem...

Dwie opowieści, sądząc z tytułu opowiadane komuś przy kawie, które łączy niby temat miłości. Piszę niby, bo dla mnie ta druga miłość miłością nie jest. Ot, taka luźna uwaga. Utworowi brak początku i końca. Czegoś, co by związało obie historie w jedną całość. Bez puenty, jakiejś nici przewodniej, są to dwie, przypadkowe opowieści umieszczone w jednym tekście nie wiadomo dlaczego.

Historie owe są przedstawione komuś, kto już zna Ole. Czytelnik do nich nie należy, stąd wiele informacji może być dla niego niejasnych. No i dlaczego dałeś to samo imię dziewczynom? Co do formy: w kilku miejscach aż prosi się o dialog który przełamałby ten wielgachny blok tekstu. Wiadomo, przez coś takiego zazwyczaj ciężko przebrnąć. A szkoda, bo opowiadanko do złych nie należy i poza paroma usterkami jest dosyć dobre.

8
Dla mnie to dążenie, by z pierwszej Oli zrobić taką niezwykłą istotę, jest raczej irytujące, chyba głównie dlatego, że narratorka straszliwie infantylizuje opowieść.
Starrysky pisze:Rycerz w srebrnej zbroi. Gdy mówiła, trzęsły jej się wargi. To było strasznie słodkie, ale powiedziała mi o nim tylko raz.
Właściwie dlaczego fakt, że kilkunastolatka zainteresowała się jakimś chłopakiem, miałby być "słodki"? Bo trzęsące się wargi raczej nie budzą takich skojarzeń.
Starrysky pisze:Przez te lata podsuwałam jej czasem jakichś słodziaków; bo do niej pasują właśnie tacy: marzyciele, trochę naiwni, trochę niewinni, ale troskliwi, szczerzy i na tyle ogarnięci, żeby się nią zaopiekować.
O, rety. Katalog pobożnych życzeń. Do tego, dziewczyna nie wydaje się ani bezradna, ani bluszczowata, raczej dobrze się czuje sama ze sobą, więc to chyba jednak starania na wyrost.
Starrysky pisze:Nie, zawsze uśmiechała się do mnie tym uroczym uśmiechem, takim już z drugiego świata.
To brzmi tak, jakby wiedziała, że jej dni na tym świecie już są policzone i postanowiła dzielnie stawić czoła losowi. Albo jakby przynajmniej zdecydowała się wstąpić do klasztoru.
Starrysky pisze:Ona miała już osiemnaście lat i rodzice ufundowali jej na prezent wycieczkę. Do Londynu, Paryża, Aten, świetna sprawa.
To raczej nie wycieczka, ale solidna podróż po Europie.
Starrysky pisze:No i gdzieś tam, na plaży w Grecji, zauważyła tego chłopaka. Tak, właśnie tamtego.
Tamtego, którego wcześniej zauważyła w parku? Na razie z tekstu to nie wynika.
Starrysky pisze:Wyobrażasz sobie, co ona czuła? Biedne maleństwo, ledwie wykrztusiła z siebie, że nie pije
A co miała czuć? Poczuła się tym zaproszeniem sponiewierana w swej niewinności? I dlaczego biedne maleństwo? Dlaczego tak infantylnie? Dziewczyna ma osiemnaście lat, jest na wakacjach w obcym kraju, sama (w każdym razie o rodzicach nic nie piszesz, więc można przyjąć, że jest wystarczająco samodzielna, żeby podróżować bez opieki), a tu raptem wstrząs, że chłopak zaproponował jej wspólne wyjście na imprezę, i do tego drinka.
Starrysky pisze:Jeśli wierzyć w to, co mówiła, to nie oderwali się od siebie przez pół godziny. On wcale nie palił, wiesz; chyba chciał się tylko upewnić… Ola jest bardzo nieśmiała, więc nie wiem dokładnie, co potem robili.
Raczej: chyba tylko chciał zagaić rozmowę, albo nawiązać znajomość. Bo w czym miałby się upewnić, pytając o ogień? I nieśmiałość też mi tu niespecjalnie pasuje, raczej powściagliwość.
Podkreślenie: przecież w następnych zdaniach piszesz, że siedzieli i patrzyli w gwiazdy, i to przez siedem kolejnych nocy...
Starrysky pisze:Mieli się nie widzieć przez półtora miesiąca, albo i dłużej. Spotkali się za tydzień. Nie wiem, jak udało mu się odwołać te spotkania, ale zrobił wszystko, żeby do niej przyjechać. No i od tamtej pory są zawsze razem, zawsze.
A to jest motyw z harlequina bardziej, niż z baśni. W basniach bohaterowie mają mnóstwo przeszkód do pokonania, a tu - szast, prast, i już. Jakieś spotkania, które udało się bez problemu odwołac, i zakochani już są razem. Jak rozumiem, chociaż spotkali się na plaży w Grecji, musieli mieszkać w tym samym mieście, bo skąd inaczej ta wspaniała możliwość bycia razem na zawsze?
Starrysky pisze:Ich uczucie jest ponad to wszystko. Łączy ich coś potężnego, coś, czego my wszyscy pożądamy.
Wszystko wspaniale, ja nawet wierzę, że miłość swego życia można spotkać na plaży, choćby w Grecji, ale jakoś blado brzmi to zapewnienie. Gdybym się dowiedziała, że chłopak musiał dla niej rodzinne miasto opuścić, kierunek studiów zmienić, albo coś podobnego, to bym uwierzyła, ale tak...
Jednym słowem - za mało w tej historyjce prawdy życia, za dużo ckliwości.

A teraz druga część:
Starrysky pisze:Nic dziwnego, że już gdy miała piętnaście lat, musiała uciec z domu.
Mając piętnaście lat, z domu "musi się" uciekać, kiedy jest w nim bardzo źle, a nie dlatego, że jest się wolnym duchem. Próbowała uciekać brzmiałoby lepiej. Dalej też niespecjalnie realistycznie: piętnastolatka mieszkająca u znajomych i robiąca to, co chce, to sprawa dla sądu rodzinnego. Dorzuć parę lat bohaterce.
Starrysky pisze:Myślę, że tak naprawdę zrobiła to, co wszyscy chcielibyśmy zrobić, ale nie mamy odwagi.
To znaczy co? Kazała tym znajomym, żeby ją utrzymywali? Czy może sama zarabiała na chleb powszedni w jakiś fascynujący sposób? Jaki? Jakie możliwości prowadzenia życia swobodnego, nieskrępowanego zakazami i normami, ma piętnastoletnia dziewczyna?
Starrysky pisze:Następnego dnia policja dowiedziała się ze szczegółami o pewnym miejscowym dilerze. W więzieniu przesiedział dwa lata. Siedziałby dłużej, koledzy wpłacili za niego kaucję.
Kaucję to można wpłacić za kogoś aresztowanego, przeciwko komu prowadzone jest śledztwo. Skoro miał wyrok za dilerkę, to kaucja nie ma sensu.
Starrysky pisze:Żałuję, że nigdy nie dowiedziałem się, co zastali funkcjonariusze, gdy udało im wreszcie wyważyć drzwi. Gdy zobaczyłem Olę następnego dnia, była już razem z nim.
Najwyraźniej funkcjonariusze nie zastali nic nadzwyczajnego, skoro oboje protagoniści już następnego dnia byli pogodzeni.

Jak rozumiem, pomysł umieszczenia w jednym opowiadaniu tych dwóch historii wiązał się z pokazaniem dwóch form miłości: harmonijnej, opartej na doskonałym porozumieniu dusz oraz gwałtownej, burzliwej, pełnej konfliktów i nieporozumień, ale jednak nierozerwalnej. Stąd takie samo imię obu dziewcząt. Pomysł całkiem niezły, gorzej z wykonaniem. Zwłaszcza pierwsza część została utopiona w sentymentalizmie, a w obu szwankują realia, które jednak mają swoje znaczenie, również w opowieściach o miłości. Do tego, oboje narratorzy mówią niemal identycznie, taka sama jest kadencja zdań i frazeologia.

Tak więc, moim zdaniem, jest to pomysł do przemyślenia i przepracowania.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

9
Hej, dziękuję za komentarze (przepraszam, że nie odpisałem od razu, ale z nieznanych przyczyn powiadomienia wylądowały w spamie). Nie będę się skupiać na drobnych błędach - większość przyjąłem i poprawiłem, dzięki: )
Dwie opowieści, sądząc z tytułu opowiadane komuś przy kawie, które łączy niby temat miłości. Piszę niby, bo dla mnie ta druga miłość miłością nie jest. Ot, taka luźna uwaga. Utworowi brak początku i końca. Czegoś, co by związało obie historie w jedną całość. Bez puenty, jakiejś nici przewodniej, są to dwie, przypadkowe opowieści umieszczone w jednym tekście nie wiadomo dlaczego.
Jakkolwiek patetycznie by to nie zabrzmiało - zastanawiałem, i nadal zastanawiam się, czym jest miłość. Był to jeden z powodów, dla których napisałem to opowiadanie. Dlatego nie skupiłem się na "zwykłych i oczywistych" przykładach (chociaż o takich też można pisać interesująco), szukałem czegoś, co niektórzy przyjmą, niektórzy odrzucą. I chyba można to nazwać nicią przewodnią - miłość niezwykła.
Brak początku i końca jest za to pewnie związany z moim zainteresowaniem nową falą. Z reguły nie lubię umieszczać utworów w wyraźnych ramach. Tutaj jednak jest kilka takich - długość: podobna przy obu historiach i tak długa, żeby rzeczywiście dało się ją opowiedzieć przy kawie. Treść: po krótkim przedstawieniu osoby - historia od poznania ukochanego do momentu, kiedy są ze sobą. Są też inne elementy, które mają jakoś scalić te historie - powtórzenia, albo choćby imię bohaterki (co już wchodzi w symbolikę).

Historie owe są przedstawione komuś, kto już zna Ole. Czytelnik do nich nie należy, stąd wiele informacji może być dla niego niejasnych. No i dlaczego dałeś to samo imię dziewczynom? Co do formy: w kilku miejscach aż prosi się o dialog który przełamałby ten wielgachny blok tekstu. Wiadomo, przez coś takiego zazwyczaj ciężko przebrnąć. A szkoda, bo opowiadanko do złych nie należy i poza paroma usterkami jest dosyć dobre.
Tak, niektóre informacje mogą być niejasne, ale tak to jest, gdy przysłuchujemy się czyjejś rozmowie. Nie sądziłem, żeby dodatkowe informacje były potrzebne - nie są bowiem znaczące dla zasadniczej treści. Co do formy: wybrałem formę dwóch monologów, bo wydawała mi się prosta, czysta i elegancka. Wstawienie dialogów wydawałoby mi się zabrudzeniem, rozbiłoby jedność opowieści i nawet optycznie wprowadziłoby pewien zamęt. Ale nie zamierzam upierać się przy swoim.
Dzięki, że mimo wszystko uważasz moje opowiadanko za dosyć dobre: )

==
Jak rozumiem, pomysł umieszczenia w jednym opowiadaniu tych dwóch historii wiązał się z pokazaniem dwóch form miłości: harmonijnej, opartej na doskonałym porozumieniu dusz oraz gwałtownej, burzliwej, pełnej konfliktów i nieporozumień, ale jednak nierozerwalnej. Stąd takie samo imię obu dziewcząt. Pomysł całkiem niezły, gorzej z wykonaniem. Zwłaszcza pierwsza część została utopiona w sentymentalizmie, a w obu szwankują realia, które jednak mają swoje znaczenie, również w opowieściach o miłości.
Realia szwankują bo nie miała być to opowieść realistyczna - z dwóch powodów: po pierwsze, nie miała być to opowieść realistyczna, pozwoliłem sobie na pewną hiperbolizację, bo zdecydowałem, że pasuje to do tematu, nad którym zastanawiałem się. Do miłości w ogóle, a tym bardziej miłości takich jak te. Po drugie - nie są to zwykłe opowieści, są przecież opowiedziane przez inne osoby, a gdy opowiadamy, zawsze mamy tendencję do wyolbrzymiania tego, o czym mówimy (a przynajmniej rozmawiające osoby miały ; ). Do tego wyolbrzymienia zalicza się również utopienie w słodyczy i wspomnianym przez Ciebie sentymentalizmie pierwszej części i groteskowo młode i gniewne postacie w drugiej.
Do tego, oboje narratorzy mówią niemal identycznie, taka sama jest kadencja zdań i frazeologia.
Masz rację; co prawda nie chciałem nazbyt różnicować dwóch sposobów opowiadania, jako że osoby mówiące są do siebie podobne (zapewne podobny wiek, podobne miejsca, w których bywają itd.), ale rzeczywiście mogłem nadać trochę więcej indywidualności każdej z opowieści. Byle nie za dużo - żeby nie odrywało to od samej historii.

Dziękuję raz jeszcze bardzo za komentarze: ))
Ja.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron