Seryjny fotograf

1
Pod koniec sierpnia około dwudziestej pierwszej w Central Parku zwykle powoli zapada zmrok, ale nie tego wieczoru. Promienie słońca wciąż delikatnie przedostawały się przez gęste gałęzie klonów. A w dymie z przypalonego przez sprzedawcę szaszłyków mięsa, który unosił się szarym obłokiem aż do szczytów drzew, słoneczna poświata nie wydawała się pomarańczowa, lecz srebrzysta i ostra. Niemal tak platynowa jak tarcza księżyca w pełni przy bezchmurnej nocy.


Patrzyłem na to światło przez obiektyw aparatu i zastanawiałem się, czy ten widoczek, tak barwny i nieprzystający do pory roku, nie zostanie skomentowany jako kicz nad kicze. Zrobiłem parę fotek (dokładnie siedem). Wyszły nieźle. Ale wciąż wahałem się, czy opublikować je na blogu. 



A może lepiej poczekać, aż zapadnie zmrok? To nie powinno potrwać długo, pomyślałem, patrząc na zegarek. Za piętnaście minut, no góra za pół godziny, słońce schowa się za horyzont i niebo zgranatowieje. Oby jak najszybciej, prosiłem opatrzność, gdy ziewając z niepokojem wpatrywałem się w chmury, które napływały nad miasto. Miałem za sobą długi dzień. 



― Cholera, zepsują mi ujęcie – powiedziałem do siebie, gdy ogromny biały kumulus zacienił srebrzysty gzyms z napisem zasłonił Trump. Dziewczyna na ławce poruszyła się nerwowo, na dźwięk mojego głosu.

– Przepraszam, wymsknęło mi się — odezwałem się do rudej dziewczyny, udawała pogrążoną w lekturze, ale coś tu było nie tak. 


A ona uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, nie wiem, ale chyba jakoś zbyt szczerze. 
Zresztą nie będę się oszukiwać, nie pamiętam, żeby jakakolwiek przygodnie spotkana, do tego atrakcyjna, dziewczyna uśmiechała się na mój widok. Nie żebym narzekał na brak damskiego towarzystwa… zdecydowanie nie. Ale przy moim wyglądzie kobiety potrzebowały czasu, żeby się oswoić z myślą, że chciałem je posiąść. W efekcie lądowałem w łóżku zazwyczaj z koleżankami z pracy albo żonami przyjaciół. Tych samych przyjaciół co zawsze. No cóż, nie musiałem prosić o dyskrecję, sądzę, że żadna z tych dam nie przyznałaby się do romansu ze mną - garbatym konusem, jak podsumowała moją fizjonomię moja była żona.

Zdarzyło się to jakiś czas temu, gdy błagałem ją, żeby nie porzucała mnie dla tego idioty — przystojnego trenera golfa, który, swoją drogą, po roku okazał się kawałem skurwysyna. Tak, dosłownie takich słów użyła:


― Nie zatrzymasz mnie ty garbaty kurduplu! 
A ja klęczałem przed nią i błagałem, łamiącym się od płaczu głosem, żeby przemyślała decyzję, bo nikt nigdy nie będzie jej kochał tak jak ja.
I wiesz, jaki osiągnąłem efekt? Wyobraź sobie, że jednak odeszła. A gdy po roku wróciła, przyjąłem ją z powrotem. Kochałem ją nad życie. Robiłem jej zdjęcia. Kupiłem nawet beauty dish, żeby w miękkim świetle lamp wyglądała jeszcze piękniej. Ale ona wciąż narzekała na swój wygląd. Zresztą, kiedy ona była z siebie zadowolona? Ostatnio przeszkadzały jej nawet te drobne mimiczne zmarszczki wokół oczu. Te same, które tak kochałem. Wciąż się śmiała, uwielbiałem słuchać jej głośnego melodyjnego śmiechu. Mógłbym na nią patrzeć godzina, żartować, zmuszając ją do śmiechu, a potem całować te zmarszczki jedną po drugiej.
Tyle że nie dała mi szansy... Przestała się już przy mnie śmiać. 


A po siedmiu miesiącach oświadczyła, że wraca do tamtego! 
Nie wytrzymałem. Coś we mnie pękło. Poszedłem na terapię. Pierwszy, potem drugi gość w przytulnym gabinecie, sadzali mnie na moherowej sofie i zmuszali do wynurzeń. Nie odzywałem. Już dawno temu nauczyłem się nie mówić. O pewnych rzeczach nie da się mówić, nawet w modlitwie. Dopiero trzeci okularnik, właściciel turkusowej kanapy zapytał o moją pasję, wreszcie coś się we mnie odemknęło i po raz pierwszy wspomniałem o przeszłości:
— Kiedyś robiłem zdjęcia — wyznałem i od tego się zaczęło.
Dla zabicia czasu, każdą wolną chwilę poświęcałem fotografii. A już od roku prowadzę blog o fotografowaniu, najpopularniejszy w całych stanach.
Znów spojrzałem na rudą dziewczynę na ławce, coś z nią było nie tak, nie wiem co… zachowywała się dziwnie. Tak jakby na coś czekała. Bo czy rzeczywiście mogłaby coś widzieć na gęstym drukiem zapisanej książce w cieniu drzew? Dla mnie, fotografa niebo wciąż było za jasne, jednak dla kogoś, kto o tej porze próbował czytać, zdecydowanie już zmierzchało. 



***



Ta była najmłodsza. Jej usta w kształcie podkówki i te włosy, ależ ona miała włosy, falowały się i lśniły odcieniem miedzi. Zwłaszcza, gdy padało na nie wątłe światło księżyca. A kiedy było już po wszystkim i odrywał ręce od jej szyi, te rozchylone usta i wyciągnięty język w niczym nie kojarzyły się z tą dziewczyną, przyłapaną na lekturze w parku. To nie była ona, choć przez chwilę zdawało mu się, że tak bardzo przypominała kobietę, która go porzuciła dla innego mężczyzny, myślał, gdy pochylony nad nią niezgrabnie wsuwał spodnie. A potem wlókł jej ciało w stronę jeziora.
— Jeszcze metr, pół metra – powtarzał jak mantrę.
Wodę intensywnie pokrywała rzęsa. Jak zawsze pod koniec upalnego sierpnia w Central Parku. A gdy zepchnął jej ciało, które z pluskiem wpadło do stawu, zorientował się, że w tym miejscu było za płytko. Twarz i broda dziewczyny wystawały nad powierzchnię, podczas gdy reszta jej ciała, włącznie z niewielkim piersiami, pokryta była rzęsą, przypominającą, w tym świetle, brunatny całun. 
I wtedy dotarły do niego krzyki przechodnia. Nawoływał psa: 
– Amanda, do nogi! 
– Kto tak nazywa psa?...A może ona też miała na imię Amanda... Amanda?

Przeskoczył przez barierkę, poślizgując się na wypolerowanym przez wodę kamiennym brzegu. Prawa noga utknęła między płytami. Wyszarpnął ją. Kuśtykając zszedł do wody. Nie czuł bólu. Musiał działać szybko. Schwycił ją za włosy i przeciągnął ciało przez kamienny próg, po którym woda spływała kaskadą do rwącego potoku. Po chwili dobiegł go tylko głośny plusk. Resztę odgłosów wygłuszył rwący szum rzeczki.



***


Ocknąłem się na ławce w parku. Ktoś szarpał mnie za ramię.
- Proszę pana, proszę stąd odejść, tu nie wolno nocować – doszedł mnie głos policjanta.
– Tak, już idę – powiedziałem i z całej siły strząsnąłem z siebie jego dłoń. 
Wstałem, sięgając po aparat, który wciąż leżał na ławce.
Przeszedłem alejką w stronę lunaparku. Spałem krótko, najwyżej dwadzieścia minut, zorientowałem się po kolorze nieba. To był odpowiedni moment. Miałem swoje magic light i rozświetloną żarówkami Empire State Building. Granat nieba pokrywało kilka różowo-żółtych obłoczków. 
-Nie powinno wyjść źle – zawyrokowałem.
Podszedłem do barierki, która wydawała się przytwierdzona w idealnym miejscu. Oparłem o nią aparat. Czas naświetlania musiał trwać co najmniej dwie minuty. Nie wziąłem statywu, ale aparat mogłem przecież oprzeć o tę barierkę, wtedy ewentualne drżenie ręki nie zepsuje ujęcia. Gdy już udało mi się ustawić światło, pstryknąłem siedem zdjęć. Zawsze robię co najmniej tyle, choć wiem, że to pierwsze zadowoliłoby moich widzów. Siedem to dla mnie magiczna cyfra. 
Zadowolony z siebie, już miałem włożyć aparat do torby, gdy zorientowałem się, że jest za ciężka. Odłożyłem kosztowny sprzęt na ławkę i przezornie przechyliłem torbę. Moje spodnie zalał cuchnący szlam. To samo przydarzyło mi się już po raz siódmy.
Skąd ten szlam?, zastanawiałem się, schodząc na pobliską stację czerwonej linii metra.
Ostatnio zmieniony śr 29 lut 2012, 02:18 przez k.sikora, łącznie zmieniany 2 razy.
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

2
Jakie zalety ma ów fotograf, że kobiecie wystarczy że uświadomi sobie, że chce ją posiąść i już ląduje w jego łóżku? Pokazane w taki sposób jest niezbyt wiarygodne psychologicznie.

Czy to nie za wcześnie zdradzać kto jest mordercą? A jeśli fotograf nim nie jest, to co mu się stało - był w pełnej akcji i nagle zasnął?

Jak dla mnie - wiarygodność psychologiczna postaci bardzo tu cierpi
http://ryszardrychlicki.art.pl

3
Co do zalet fotografa, to wyjdzie dalej. Tu rzeczywiście, potraktowałam to trochę po łebkach. Dziękuje, że to wyłapałeś, jeszcze nad tym posiedzę.

Jeżeli sądzisz, że fotograf jest mordercą, to "dałeś się wpuścić w maliny";D

A co do jego senności, mój bohater cierpi na narkolepsję, ta niezwykła choroba, pozwoli mi go uśpić, kiedy zajdzie taka potrzeba;D
Pozdrawiam i dziękuję za pomoc.
Kasia
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

4
Witam.

To tak:

Podoba mi się tytuł. Chytliwy jest. A dalej:
k.sikora pisze:Pod koniec sierpnia około dwudziestej pierwszej w Central Parku zwykle powoli zapada zmrok, ale nie tego wieczoru.
trochę przekombinowane te zdanie. Niby wiadomo o co chodzi, ale zrozumienie treści przychodzi dopiero po ponownym przeczytaniu, co jest w tym wypadku o tyle nie trafione, że to pierwsze zdanie tekstu i szkoda, żeby już w tym miejscu zniechęcać czytelnika. Zresztą cały pierwszy akapit jest na siłę upiększany.
k.sikora pisze:biały kumulus zacienił srebrzysty gzyms z napisem zasłonił Trump.
chyba nie tak miało wyglądać te zdanie? Ponadto w tym samym akapicie:
k.sikora pisze:
― Cholera, zepsują mi ujęcie – powiedziałem do siebie, gdy ogromny biały kumulus zacienił srebrzysty gzyms z napisem zasłonił Trump. Dziewczyna na ławce poruszyła się nerwowo, na dźwięk mojego głosu.

– Przepraszam, wymsknęło mi się — odezwałem się do rudej dziewczyny, udawała pogrążoną w lekturze, ale coś tu było nie tak.


Do tej pory nie wspomniałaś ani słowem o jakiejś dziewczynie, która jak mi się wydaje siedzi na ławce obok bohatera(o tym za chwilę). Między pierwszym i drugim cytowanym akapitem mogłoby być coś, że "siedziała tam już dłużą chwilę itd…. I że prócz niej i zbierającego się już sprzedawcy(w końcu nadchodziła noc) nie było nikogo innego..."

Wracając do tej ławki. Pod koniec tekstu okazuje się, że bohater obudził się na ławce. Przedtem nie było żadnej informacji, że na tej ławce siedział, a w tym konkretnym przypadku to ważna informacja. Czy zasnął na stojąco i nagle znalazł się na ławce? Czy zasnął już na niej? Piszesz, że to fotograł czekający na zdjęcie co automatycznie wywołuje obraz człowieka przy statywie. Jeżeli jest inaczej (a w tym wypadku jest) to warto o tym wspomnieć by czytelnik nie gubił się w logicznej ciągłości. Ja się lekko pogubiłem, inni też mogą.
k.sikora pisze:A ona uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi, nie wiem, ale chyba jakoś zbyt szczerze.
po raz kolejny (i niestety nie ostatni) zaczynasz zdanie(ba, akapity nawet) od "A". Można i owszem, ale nie tak często. Poza tym, powinnaś to rozbić na dwa zdania.

A ona uśmiechnęła się tylko w odpowiedzi. Nie wiem, ale chyba jakoś zbyt szczerze. Zresztą tego typu upychanie dwóch zdań w jedno zdarza Ci się częściej.
k.sikora pisze:Ale przy moim wyglądzie kobiety potrzebowały czasu, żeby się oswoić z myślą, że chciałem je posiąść
To posiąść jest jakieś wulgarne i odpychające. Negatywnie nastraja do bohatera. Proponuję zmianę w kierunku, że chciałbym (lub, że one mogły by chcieć) się z nim przespać.
k.sikora pisze:W efekcie lądowałem w łóżku zazwyczaj z koleżankami z pracy albo żonami przyjaciół. Tych samych przyjaciół co zawsze
Zupełnie nie rozumiem o co chodzi w ostatnim zdaniu.
k.sikora pisze:sądzę, że żadna z tych dam nie przyznałaby się do romansu ze mną - garbatym konusem, jak podsumowała moją fizjonomię moja była żona.

Zdarzyło się to jakiś czas temu, gdy błagałem ją, żeby nie porzucała mnie dla tego idioty — przystojnego trenera golfa, który, swoją drogą, po roku okazał się kawałem skurwysyna. Tak, dosłownie takich słów użyła:


― Nie zatrzymasz mnie ty garbaty kurduplu!


Piszesz, że użyła dokładnie takich słów (tj. garbaty kurduplu), a tymczasem konusa zamieniasz na kurdupla. Niekonsekwencja.
k.sikora pisze:I wiesz, jaki osiągnąłem efekt? Wyobraź sobie, że jednak odeszła
Skąd nagła zmiana narracji? Nagle zwracasz się bezpośrednio do czytelnika. Może lepiej trzymaj się konwencji i zmień na coś na podobę. I jaki osiągnąłem efekt? Jednak odeszła.
k.sikora pisze:A gdy po roku wróciła, przyjąłem z powrotem. Kochałem nad życie. Robiłem jej zdjęcia. Kupiłem nawet beauty dish, żeby w miękkim świetle lamp wyglądała jeszcze piękniej. Ale ona wciąż narzekała na swój wygląd. Zresztą, kiedy ona była z siebie zadowolona? Ostatnio przeszkadzały jej nawet te drobne mimiczne zmarszczki wokół oczu.
Zdecydowanie za dużo zaimków. I to w całym tekście. A tylko na przykładzie podanego framnetu, można by zrobić to np. tak:

A gdy po roku wróciła, przyjąłem ją z powrotem. Kochałem nad życie. Stale fotografowałem. Kupiłem nawet beauty dish, żeby w miękkim świetle lamp wyglądała jeszcze piękniej. Ale wciąż narzekała na swój wygląd. Zresztą, czy kiedykolwiek była z siebie zadowolona? Ostatnio skarżyła się nawet te drobne mimiczne zmarszczki wokół oczu.

Nie mówię, że jest idealnie, ale chyba lepiej?
k.sikora pisze:Pierwszy, potem drugi gość w przytulnym gabinecie, sadzali mnie na moherowej sofie i zmuszali do wynurzeń


to akurat drobiazg, ale dobrze by było dodać jakiś przymiotnik, np psychologicznych wynurzeń - samotnie ten wyraz brzmi jakby go uczyli nurkowania.
k.sikora pisze:Znów spojrzałem na rudą dziewczynę na ławce(...)
lepiej by było zacząć akapit od wróciłem myślami do rudej ..., a nie znów spojrzałem - w końcu myślał a nie coś robił, więc chyba patrzył na nią cały czas. Jeżeli robił coś innego to powinnaś to stosownie zasygnalizować.

k.sikora pisze:A kiedy było już po wszystkim i odrywał ręce od jej szyi, te rozchylone usta i wyciągnięty język w niczym nie kojarzyły się z tą dziewczyną, przyłapaną na lekturze w parku
.

Tak zapisany przebieg akcji jest bardzo niefortunny dla zrozumienia całej intrygi. Napisałaś, że to nie fotograf jest mordercą, tymczasem tak sformuowany opis ofiary wskazuje na to, że to własnie fotograf ją morduję. Bo w końcu to fotograf ją na lekturze przyłapał. Chodziło Ci chyba o to, żeby czytelnik skojarzył, że mordowana jest ta sama dziewczyna, ale w obecnej formie jednoznacznie wskazujesz na fotografa.
k.sikora pisze:I wtedy dotarły do niego krzyki przechodnia. Nawoływał psa: 
– Amanda, do nogi! 
– Kto tak nazywa psa?...A może ona też miała na imię Amanda... Amanda?
W tej scenie przyjełaś narrację trzecioosobową i nagle znów wkrada Ci się element pierwszoosobowy.
k.sikora pisze:— Jeszcze metr, pół metra – powtarzał jak mantrę.
Jeżeli powtarzał jak mantrę to chyba lepiej - jeszcze metr, jeszcze metr ewentualnie jeszcze trochę, jeszcze trochę.

k.sikora pisze:Po chwili dobiegł go tylko głośny plusk. Resztę odgłosów wygłuszył rwący szum rzeczki.
Strasznie to nielogiczne. Najpierw piszesz, że ciągnie ofiarę do jeziora. Potem nagle wrzuca ją do stawu (a to jednak nie to samo), a na koniec okazuje się biedna kobieta spłynęła rwącą rzeczką. Których to (rzeczek znaczy się) w central parku nie ma - warto by było chociaż trochę zbadać miejsce akcji, jeżeli chcemy użyć takiego które jest powszechnie znane. Podobnie zresztą wspominasz potem o lunaparku, a tych w cental parku też nie ma. Są conajwyżej place zabaw dla dzieci.

Na koniec już bez cytowania bo tyczy sie to całego tekstu. Przemyśl sobie to wszystko jeszcze raz. Bo tak: Okazuje się, że narkoleptyczny fotograł sześć razy pod rząd budzi się po nazwijmy to ataku snu i znajduje w torbie szlamiastą wodę. Sześć razy pod rząd oblewa się tą wodą. Trudno sobie wyborazić by za siódmym razem zaraz po przebudzeniu nie sprawdził torby (robi to dopiero po dłuższym spaczerze - dziwne, żeby do tej pory nie wyczuł cięzaru) a gdy już to robi (sprawdza) to znowu oblewa się wodą. Chyba nie jest aż tak tempy? Gdyby drążyć dalej to też nie zadawałby sobie pytanie skąd szlam w momencie gdy znajduje się w centrum miasta, w central parku, gdzie są bodajże 3 czy 4 jeziora. I tak dalej.

Jeżeli chcesz zrobić z tego misterny kryminał to dbaj o szczegóły. Sam wątek fotografa (wreszcie nie pisarza i nie dziennikarza:) ) wrabianego w zabójstwa (nie wiem czy w tym kierunku idziesz, ale biorąc pod uwagę magnetyzm z jakim przyciąga kobiety i historię z żoną wydaje się być dobrym kandydatem na podejrzanego) zapowiada się dosyć ciekawie.

Tyle ode mnie
Powodzenie


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony ndz 26 lut 2012, 15:49 przez Blackwolf111, łącznie zmieniany 1 raz.

5
Blackwolf,

To dzień, w którym zatrzęsła się pode mną ziemia.

Wezmę sobie wszystkie uwagi do serca i zweryfikuję moją twórczość o to wszystko czego się właśnie od Ciebie nauczyłam. Wykonałeś kawał doskonałej roboty. W pięć minut pojęłam "gdzie jest pies pogrzebany". Dziękuję.

Pozdrawiam

Kasia

[ Dodano: Wto 07 Lut, 2012 ]
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

6
polecam się na przyszłość :)

zwróć też uwagę na:
k.sikora pisze:Ocknąłem się na ławce w parku. Ktoś szarpał mnie za ramię.
- Proszę pana, proszę stąd odejść, tu nie wolno nocować – doszedł mnie głos policjanta.
– Tak, już idę – powiedziałem i z całej siły strząsnąłem z siebie jego dłoń.
Jak by mu policjant z całej siły pałą oddał to by się powieść skończyła już na początku.

7
:D:D:D

A tu, to już bym dyskutowała. Nienawidzę jak mnie ktoś obcy dotyka. Więc mimo marnej postury, reaguję agresją.

Nikt mi jeszcze pałą nie przyłożył, a trochę już żyję;D

Pozdro
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

8
Nie chodzi o samo strząsnięcie - zwyczajnie nie pasuje tam to "z całej siły" bo też trudno mi sobie wyobrazić jak można zrobić to z całej siły. Może lepiej coś, nie wiem, gwałtownie? silnie? stanowczo?

A z "nie przyłożeniem pałą" różnie bywa + kobietom pewne rzeczy zwykły uchodzić płazem. Agresja chociażby.

Z ciekawości wszedłem na Twoja stronkę i doczytałem, że napisałaś już coś większego. Nie masz może przypadkiem ochoty się tym pochwalić na pirv?

9
Racja to sformułowanie nie jest najszczęśliwsze. Ale Ty masz oko... jestem pełna podziwu.

Pewnie, że chcę się pochwalić. Wyślij, proszę, strzałkę na mój priv. kasia.sikora na gmailu

Do napisania
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl

10
No dobra, starałam się nie powielać rzeczy wytkniętych już przez Blackwolfa, ale mogło się zdarzyć. Jedziemy.
k.sikora pisze:Pod koniec sierpnia około dwudziestej pierwszej w Central Parku zwykle powoli zapada zmrok, ale nie tego wieczoru. Promienie słońca wciąż delikatnie przedostawały się przez gęste gałęzie klonów.
Otwarcie okropne. Zwłaszcza, że też niekoniecznie logiczne. Piszesz "powoli zapada zmrok", po czym "ale nie tym razem". Ale jak nie? Dalej dostaję tylko informację, że promienie "wciąż delikatnie" (czyli nie jest to pełne słońce itd).
Cała reszta z jego ostrością itd. to raczej nie jest kwestia tego, że ziemia nagle zaczęła inaczej się obracać i nie zapada zmrok, tylko prędzej jakiejś przejrzystości powietrza, odpowiedniego zachmurzenia itd.
k.sikora pisze: – Przepraszam, wymsknęło mi się — odezwałem się do rudej dziewczyny, udawała pogrążoną w lekturze, ale coś tu było nie tak.
Rozbij na osobne zdania, jakoś zasugeruj, czemu facet myśli, że ona udaje, co mu sugeruje, że coś jest nie tak?
k.sikora pisze:― Nie zatrzymasz mnie ty garbaty kurduplu! 
A ja klęczałem przed nią i błagałem, łamiącym się od płaczu głosem,
Enter w wiadomym miejscu
k.sikora pisze:Mógłbym na nią patrzeć godzina
coś zjadłaś
k.sikora pisze:Nie odzywałem.
znów
k.sikora pisze:Bo czy rzeczywiście mogłaby coś widzieć na gęstym drukiem zapisanej książce w cieniu drzew?
Okropny koślawiec. Do przerobienia.
k.sikora pisze:rozchylone usta i wyciągnięty język w niczym nie kojarzyły się z tą dziewczyną,
Za duży skrót myślowy. Usta i język nie mają powodu kojarzyć się z dziewczyną.
k.sikora pisze:To nie była ona, choć przez chwilę zdawało mu się, że tak bardzo przypominała kobietę, która go porzuciła dla innego mężczyzny, myślał, gdy pochylony nad nią niezgrabnie wsuwał spodnie.
Za długie zdanie. Zbyt wiele w nie wcisnęłaś, przez co kiepsko się czyta i brzmi jak z raportu.

Przeskoczył przez barierkę, poślizgując się na wypolerowanym przez wodę kamiennym brzegu. Prawa noga utknęła między płytami
Imiesłów tutaj kiepsko brzmi. Poślizgnął się i już. Jakimi płytami?
W ogóle jak wygląda to jezioro/staw? Bo on tam wlecze laskę, potem nagle wyskakuje tam barierka, którą on musi przeskoczyć (chociaż o przerzucaniu ciała przez nią mowy nie ma - wręcz przeciwnie on je tam spycha).
k.sikora pisze:Schwycił ją za włosy i przeciągnął ciało przez kamienny próg, po którym woda spływała kaskadą do rwącego potoku.
O, a teraz nagle pojawił się potok i kaskada. I to tak rwące, żeby sobie ze zwłokami poradzić. To jest Central Park czy TPN i Wodogrzmoty Mickiewicza?
k.sikora pisze:Ocknąłem się na ławce w parku. Ktoś szarpał mnie za ramię.
- Proszę pana, proszę stąd odejść, tu nie wolno nocować – doszedł mnie głos policjanta.
– Tak, już idę – powiedziałem i z całej siły strząsnąłem z siebie jego dłoń. 
Wstałem, sięgając po aparat, który wciąż leżał na ławce.
Przeszedłem alejką w stronę lunaparku. Spałem krótko, najwyżej dwadzieścia minut, zorientowałem się po kolorze nieba. To był odpowiedni moment. Miałem swoje magic light i rozświetloną żarówkami Empire State Building. Granat nieba pokrywało kilka różowo-żółtych obłoczków. 
-Nie powinno wyjść źle – zawyrokowałem.

Zróbże porządek z tymi dialogami. Enter i spacja Ci się zacięły nagle?
k.sikora pisze:Czas naświetlania musiał trwać co najmniej dwie minuty. Nie wziąłem statywu, ale aparat mogłem przecież oprzeć o tę barierkę, wtedy ewentualne drżenie ręki nie zepsuje ujęcia.
Facet zamierza fotografować po nocy i nie bierze statywu? Bo oprze sobie aparat o barierkę? No to pro fotograf? Swoją drogą nie wierzę, żeby przez dwie minuty przytrzymywania aparatu na jakiejś barierce ręka mu nie drgnęła, no ale może się nie znam.
k.sikora pisze:Zadowolony z siebie, już miałem włożyć aparat do torby, gdy zorientowałem się, że jest za ciężka.
Hmmm... Sześć razy już ktoś mu wlał jakieś świństwo do torby i ten znów orientuje się z takim opóźnieniem? Come on!

Hmmm... No jakoś nie zaiskrzyło. Ten motyw z oblewaniem się szlamem wydał mi się tak groteskowy, że rozwalił całe ewentualne wcześniejsze napięcie. Poza tym jest jakoś tak: rozpisujesz się rozpisujesz o tym wieczorze, łzawej historyjce wokół fotografa. Potem scenę, która powinna być wstrząsająca przelatujesz po łebkach, nie zadając sobie nawet trudu, żeby obraz miejsca był spójny. I znowu męczenie fotografem. Szczerze mówiąc, ani jego postać, ani tak obojętnie zreferowane tragiczne wydarzenie, nie są w stanie zaangażować mnie na tyle, żebym była ciekawa tego, kto zabił.
Gdzieś szwankują emocje. Rozwlekasz, upiększasz niektóre fragmenty na siłę, ale wszystko jest jakieś takie papierowe, mało wyraziste. Na dodatek gubisz się miejscami w opisach, nie budujesz ich konsekwentnie, a to męczy czytelnika.

Wierzę, że masz ciekawy zamysł na fabułę, ale na razie wykonanie go trochę rozkłada. Jest sporo błędów różnej maści. Mam nadzieję, że jak się weźmiesz za korektę, to to jakoś się zmieni.
Mnie się kiepsko czytało.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

11
Adrianno,

Dziękuję za wszystkie uwagi. No, no, jest ich sporo i to bardzo pomocnych. Zabieram się do zastosowania ich w praktyce.

Pozdrawiam

Kasia Sikora

[ Dodano: Sob 10 Mar, 2012 ]
Mam dość tych negatywnych uwag.

Czy coś w tym tekście Wam się spodobało?
Może pomysł chociaż? No, cokolwiek...

Pozdrawiam

Kasia Sikora
Katarzyna Sikora
www.katarzynasikora.pl
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”