Imię ceny [SF]

1
Imię ceny
Mężczyzna podszedł do barierki bez pośpiechu. Poprawił okulary i zerknął w dół, lecz nie
dostrzegł tam niczego specjalnego. Masy ludzi popychające się nawzajem w dwa, jedyne możliwe,
kierunki. Kierowców w swoich samochodach trąbiących nie tyle ze zdenerwowania, co
przyzwyczajenia i rozkrzyczane, świecące bilbordy. Telebimy wściekle atakujące zewsząd
reklamami. Facet cofnął się od barierki, zerknął na zegarek. Dopiero poranek, a on już w robocie.
Westchnął, przecież nawet śniadania nie zjadł. Z długiego, staroświeckiego płaszcza wyciągnął
paczkę papierosów i zapałki. Szybko zaciągną się jednym i znów spojrzał za poręcz.
- No, dobra. Pora zająć się robotą.- Powiedział i wyrzucił peta przez barierkę.
Przyglądał się, jak papieros spada. Kontynuował obserwację, nawet gdy ten zlał się praktycznie z
pulsującym ruchem na chodnikach. Po chwili wydobył z marynarki książeczkę z pożółkłymi
kartkami. Wpisał coś, odhaczył i przybił pieczątkę. Gotowe. Nagle jakiś hałas od strony schodów
na dach przerwał mu pracę. Ciężkie, stalowe drzwi zatrzasnęły się. Przed nimi pojawił się drugi
mężczyzna. Ubrany w podobny płaszcz i garnitur, uśmiechał się szyderczo. Szybko ocenili się
nawzajem wzrokiem.
-Jakie jest imię ceny?-Powiedział palacz.
-Wszystko.-Rzucił szybko nieznajomy.
-Więc kolega też z Organizacji?
-Tak. Irytujące są te hasła. Jakbyśmy nie rozpoznawali się już z daleka.
- Przecież to dobry sposób, by nie dopuścić nikogo z nich do poufnych informacji.
-Jak możesz tak bezmyślnie powtarzać oficjalne hasła Góry? A, zresztą. Zastanów się, nawet jakby
ktoś z ludzi niepowołanie poznał co, nieco z naszej działalności to uznałby to tylko za bełkot
szaleńca. No, chyba że sam jest szajbusem.
-To jak mielibyśmy się rozpoznawać... Właściwie, jak się nazywasz?
-Hektor-Powiedział przybysz.
-Ja Nikifor.- Odpowiedział okularnik.
Uścisnęli sobie nawzajem dłonie.
-Tak więc, przecież widać, jak ktoś jest z naszych.-Podjął ponownie Hektor.
-Co masz na myśli?
-Parę prostych rzeczy. Wszyscy nasi zawsze wyglądają na całkowicie nieobecnych, kiedy poruszają
się wśród ludzi. Mamy na sobie te przestarzałe kostiumy i nasze godne pożałowania, wręcz
starożytne pseudonimy. Hektor... Już wolę swoje normalne imię.
-W sumie.-Nikifor zamilkł na chwilę.-to masz rację.
-Ba, a jakbym jej nie miał?- Wyszczerzył dumnie zęby. Widać, nowy jesteś. Od kiedy pracujesz?
-Zacząłem sprawą Lourdes, wtedy dopiero jako asystent.
-To dużo wyjaśnia. Widzisz, ja działam samodzielnie od akcji wieża „b4b3l”. Szczerze mówiąc, to
już jestem zmęczony tą robotą. Mógłby ją wykonać każdy. Byle idiota. Przyjść, sprawdzić, zdać
raport. Co za filozofia?
Zapadła lekka cisza, jaka często towarzyszy porankom. Nie wymuszona, nie spowodowana
żadnymi problemami w dyskusji. Hektor odprężał się orzeźwiającym, zimnym powietrzem. Nikifor
myślał o wszystkim, co przed chwilą zbombardowało jego poukładaną i w pełni sensowną wizję
funkcjonowania świata. Powód, by rano wstać. Zrobić coś, uczynić ten świat lepszym stał się
niezauważalny jak dziecko w tłumie przechodzącym pod wieżowcem.
-W którym dziale robisz?- Zapytał Hektor.
-W GiS'ie.- Rzucił Nikifor.
-No, tak. Jest najlepszy na start. Ja na długo utknąłem w DiFK, co zrobić. Taka umowa.
-Ponoć też dobry sektor. Zastanawia mnie tylko jedno. Jak mogliśmy się tu spotkać? Zwykle
ustawiają terminy, żebyśmy nie kontaktowali się między sobą bez potrzeby.
-Fakt. Przyszedłem wcześniej. Powinienem być tu dopiero za godzinę, lecz po szybkim
sprawdzeniu innych punktów z prawdopodobieństwem pomyłki nie chciałem czekać. Apropos
znalazłeś jakieś błędy grawitacyjne, tym się specjalizujecie w GiS'ie, prawda?
-Aż dziw, czyściutko. DiFK...-Nikifor zamilkł na chwilę.- DiFK.. W czym wy.. A! Tak, to wy macie
te całe głębokie błędy strukturalne, przemieszczenia, pętle, samorodki?
-No, niestety. Zaraz będę musiał się tym zająć. Ale okazja pogadania z kimś z naszych w pracy
zdarza się rzadko. Powiedz szczerze, co cię skłoniło do tej gównianej roboty?
Nikifor poprawił okulary.
-Byłeś w siedzibie sekcji IV?-Zapytał uważnie przyglądając się rozmówcy.
-Tu mają siedzibę?- Hektor wybałuszył oczy.
-Nie. Oczywiście, że nie. U Nas, nie w tym świecie.
-A, sekcja IV? Tak, byłem tam parę razy.
-Pracuje tam Liliy, może kojarzysz. Zarządza działem kadr.
-Więc dla dziewczyny, co? Nie, nie kojarzę. Ale nieźle się wpakowałeś.- Hektor spoważniał.-
Umowa długa, płaca niska. W dodatku ty działasz w terenie, tutaj, a ona siedzi sobie za biurkiem u
nas. Ciekawe, ciekawe. Z moich obserwacji wynikało, że większość pracujących tu osób ma ze
sobą problemy, lecz nie takie jak ty. Poczekaj, zaraz wyjaśnię.
Zamilkł na chwilę, westchnął. Przeszedł dookoła dachu wieżowca, mając rozłożone ręce i dłonie
otwarte środkiem do nieba. Nagle błyskawicznie obrócił się na pięcie i wycelował palcem
wskazującym w Nikifora. Gwałtowne machnięcie ręką było tak silne, że poły płaszcza zatrzepotały.
Cały świat wokół wydawał się milknąć. Zahipnotyzowany, wpatrzony w wielkiego kaznodzieję,
jaki objawił się w Hektorze.
-Kim jestem, jeśli żyje dłużej od ludzi, jestem od nich mądrzejszy, mam szersze pojęcie o świecie i
co najważniejsze codziennie ratuję ich nic niewarte tyłki?-Zapytał doskonale akcentując każde
słowo. Jak aktor na światowej scenie rozświetlany relfektorami, które tylko odbijają jego naturalne,
własne światło. Przekonanie z jakim mówił sugerowało, że posiada całą wiedzę. Absolutne
rozwiązania ważnych pytań.- Kim jestem, jeśli nie bogiem?
Nikifor otworzył lekko usta ze zdziwienia. Nie rozumiał monologu, którego przed chwilą był
świadkiem. Wydawał się całkiem wyrwany z kontekstu i bez odrobiny sensu. Wpatrzył się z uwagą
w rozmówcę, który widać właśnie takiej reakcji oczekiwał. Hektor uśmiechnął się szyderczo.
Stanął ponownie normalnie, schował ręce do kieszeni.
-No i właśnie tak niestety myśli większość naszych nieszczęsnych kolegów i koleżanek z pracy.
Naprawdę, sam byłem na początku zaskoczony, ale tak już jest. Rozmawiałem, sprawdzałem.
Dawałem sugestie. Wszystkich bardziej niż to zdrowe kręciło bycie bogiem. Oni, ci nasi koledzy,
wręcz uwielbiają świątynie. Wszystkie świątynie na tym świecie. Traktują je wręcz, jakby były
przeznaczone dla nich - Dokończył widocznie zadowolony wywartego wrażenia Hektor.- Aż się
zdziwiłem, że spotkałem kogoś normalnego jak ja. Ale nie martw się tym, co ci wcześniej
nagadałem o tej robocie. To nie ty jesteś szalony, że ją wziąłeś. To miłość.
Wrodzona nieufność nie pozwoliła Nikiforowi przyjąć od razu przedstawionej mu przed chwilą
tezy. Jednak gdzieś w podświadomości zaczęła już tlić się nieustępliwa myśl. Zgodność,
wysuniętymi przez Hektora podejrzeniami powoli pięła się w górę, chwytając krawędź świadomości. Mimo to w tej chwili dalej nie wierzył słowom, które tak zmieniały myślenie o jego
pracy i o wszystkim.
-Ta, pewnie i masz rację.-Powiedział nieszczerze i smętnie Nikifor- Tylko dlaczego Góra miałaby
pozwalać na zatrudnianie psycholi? Że to jest jedyny sposób na ochotników do takiej roboty? Niska
płaca, nudna praca.
-Widzisz? Zaczynasz już myśleć samodzielnie - Widać było, że Hektor był zadowolony z udawanej,
bezkrytycznej akceptacji jego poglądów.- Szefostwo nie zwraca uwagi na odchylenia kandydatów i
ma tanią siłę roboczą. Proste. Pewnie teraz się zastanawiasz, co ja tu robię?
Spojrzał na słuchacza, jakby oczekiwał odpowiedzi i po chwili podjął ponownie.
-Widzisz, jestem całkowicie normalny, poza tym, że uwielbiam obserwować różne osoby,
wydarzenia, funkcjonowanie organizacji.- Mówiąc to, zaczął uśmiechać się kwaśno.- Tylko nasza
kochana firma miała ponakładane takie ilości klauzul i przysiąg by można się było czegoś o niej
dowiedzieć, żebym chciał tu pracować, w projekcie Animorphi.
-Ciekawość? Trochę słaby powód, by zostawiać wszystko, co dobrze znane.
-Może dla ciebie.-Uciął Hektor- No, dobra. Najwyższa pora zarobić na życie.
Hektor szybko zabrał się za badanie dachu, tymczasem jego nowy znajomy. Po paru
minutach odnalazł kryjący się sprytnie błąd rzeczywistości.
-O! Patrz Niki, jaka cholera się trafiła.- Mówiąc to, Hektor machną ręką zachęcająco i przykucną,
by dokładnie przyjrzeć się samorodnemu punktowi aberracji wstecznej BB, która pojawiła się na
wschodniej zwenętrznej ścianie wejścia na dach wieżowca.- Ale bydle. Muszę jak najszybciej to
zgłosić. Na oko jeszcze z dwanaście godzin i zacznie się nieźle rozrastać. Dobrze, że to
znaleźliśmy. Mógłby się z tego wykluć lokalny armagedon, jeśli nikt by nie zareagował, a co
dopiero jakby doszło do zamieszania błędów...
Nikifor zbliżył się spokojnie, stanął w pewnej odległości od kolegi. Powiedział:
-Wiesz, masz rację.
-Hm? A w czym dokładnie, bo nie pamiętam, bym cię do czegoś przed chwilą przekonywał?-
Hektor nie oderwał nawet wzroku od wyjątkowej usterki, z jaką miał właśnie do czynienia.
-We wszystkim, o czym mówiłeś. Nic nie osiągnę harując tutaj. Myślałem, że praca w tej samej
korporacji da mi szansę zbliżenia się do Lily, lecz tu nie ma perspektyw na awans. Muszę wiele
zmienić. Nawet poczyniłem już pewne kroki, by to zrobić. Przygotowałem się jeszcze przed
dzisiejszym wysłaniem na Ziemię.
Syk zasysanego powietrza, które po chwili z nagle rozsadziło się w prawym braku Hektora,
rozszedł się dachu. W ułamku sekundy wielka smuga krwi pojawiła się na ściance schodów, tam
gdzie był błąd rzeczywistości krew zniknęła od razu. Prawa ręka z miejscami odsłoniętymi kośćmi
pchnięta siłą wybuchu wypadła za barierkę po północnej stronie. Zbliżało się południe, ruch na i tak
pełnych ulicach nasilił się. Nikifor schował kostkę Faeqosta do kieszeni swojego płaszcza.
-Miałeś rację, Hektorze. Wszyscy w tej pracy są szaleńcami, nie jestem wyjątkiem. Nie mogę
sięgnąć miłości, więc podpalę ten świat. Pokażę jej, że jestem zdolny do wszystkiego.
Nikifor wziął ze zmasakrowanych zwłok listę kolejnych miejsc do sprawdzenia. Musi
jeszcze dzisiaj odwiedzić wiele miejsc i wypełnić raporty zatwierdzające bezpieczeństwo i
całkowity brak błędów.
Tymczasem trzysta metrów niżej, około sześć centymetrów nad ulicą unosił się wypalony do końca
pet, długo niezauważany przez płynnie wymijających go przechodniów. Dopiero, dołączenie do
drobnego niedopałka sporych rozmiarów krwawiącej ręki wywołało poruszenie na ulicy. O
dziwnym, przerażającym cudzie pisały już wszystkie brukowce, powstawały nowe gazetowe legendy. Nikt nie
wiedział, że to był dopiero początek.
Ostatnio zmieniony czw 07 cze 2012, 17:25 przez hubel, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Mężczyzna podszedł do barierki bez pośpiechu. Poprawił okulary i zerknął w dół, lecz nie
dostrzegł tam niczego specjalnego. Masy ludzi popychające się nawzajem w dwa, jedyne możliwe,
kierunki.
Kierowców w swoich samochodach trąbiących nie tyle ze zdenerwowania, co
przyzwyczajenia i rozkrzyczane, świecące bilbordy. Telebimy wściekle atakujące zewsząd
reklamami.
Kiepski początek. Zaczynasz od powiedzenia mi, że facet nie zobaczył nic wartego uwagi i zamiast zostawić tę konstatację w spokoju, Ty mi opisujesz to "nic specjalnego". No i właściwie rzeczywiście nie wiem, co ma w tym być.
Ewentualnie mógłbyś wytłumaczyć, dlaczego w Twoim świecie, z tego co widzę na zwyczajnej ulicy możliwe są tylko dwa kierunku ruchu? Na pewno to chciałeś napisać?
Opis jest słaby i mało plastyczny.
hubel pisze:Przyglądał się, jak papieros spada. Kontynuował obserwację, nawet gdy ten zlał się praktycznie z
pulsującym ruchem na chodnikach. Po chwili wydobył z marynarki książeczkę z pożółkłymi
kartkami. Wpisał coś, odhaczył i przybił pieczątkę. Gotowe. Nagle jakiś hałas od strony schodów
na dach przerwał mu pracę.
No to on już tę robotę ma gotową, czy mu ją przerwano? Zdecyduj się.
Swoją drogą fajna "robota".
hubel pisze:Ciężkie, stalowe drzwi zatrzasnęły się. Przed nimi pojawił się drugi
mężczyzna. Ubrany w podobny płaszcz i garnitur, uśmiechał się szyderczo. Szybko ocenili się
nawzajem wzrokiem.
Zdecydowanie zbyt dużo "się". Takie coś brzmi fatalnie. Niestety, żeby się tego pozbyć, musiałbyś przebudować zdania. Przy okazji postaraj się też popracować nad logiką wywodu. Zauważ, jak opisujesz czynności.
Drzwi się zatrzaskują się (były w ogóle otwarte?). Dopiero po chwili, jak już są zamknięte na dachu pojawia się jakiś gość?
hubel pisze:-Jakie jest imię ceny?-Powiedział palacz.
-Wszystko.-Rzucił szybko nieznajomy.
-Więc kolega też z Organizacji?
-Tak. Irytujące są te hasła. Jakbyśmy nie rozpoznawali się już z daleka.
Zapis dialogów!
hubel pisze:Wyszczerzył dumnie zęby.
Według mnie cokolwiek nieudane określenie. Szczerzenie zębów średnio kojarzy mi się z dumą.
hubel pisze:-Jakie jest imię ceny?-Powiedział palacz.
-Wszystko.-Rzucił szybko nieznajomy.
-Więc kolega też z Organizacji?
-Tak. Irytujące są te hasła. Jakbyśmy nie rozpoznawali się już z daleka.
- Przecież to dobry sposób, by nie dopuścić nikogo z nich do poufnych informacji.
-Jak możesz tak bezmyślnie powtarzać oficjalne hasła Góry? A, zresztą. Zastanów się, nawet jakby
ktoś z ludzi niepowołanie poznał co, nieco z naszej działalności to uznałby to tylko za bełkot
szaleńca. No, chyba że sam jest szajbusem.
-To jak mielibyśmy się rozpoznawać... Właściwie, jak się nazywasz?
-Hektor-Powiedział przybysz.
-Ja Nikifor.- Odpowiedział okularnik.
Uścisnęli sobie nawzajem dłonie.
-Tak więc, przecież widać, jak ktoś jest z naszych.-Podjął ponownie Hektor.
-Co masz na myśli?
-Parę prostych rzeczy. Wszyscy nasi zawsze wyglądają na całkowicie nieobecnych, kiedy poruszają
się wśród ludzi. Mamy na sobie te przestarzałe kostiumy i nasze godne pożałowania, wręcz
starożytne pseudonimy. Hektor... Już wolę swoje normalne imię.
Nie, nie, nie. Wiem, że chcesz szybko i brutalnie wyjaśnić czytelnikowi, o co chodzi z tymi dziwacznymi gośćmi i genialnym tekstem, który dałeś jako tytuł, ale nie! Nie wpychaj tego tak łopatologicznie w rozmowę. Brzmi to sztucznie, zupełnie niewiarygodnie i w ogóle... Dwóch typów z tajnej organizacji dyskutuje sobie na dzień dobry o sensie utrzymywania czegoś tam w tajemnicy. Sorry, ale jakiego wytłumaczenia nie spróbujesz do tego dorobić, to to nie będzie działało.
hubel pisze:Nikifor
myślał o wszystkim, co przed chwilą zbombardowało jego poukładaną i w pełni sensowną wizję
funkcjonowania świata
Jakiś typek na dachu powiedział mu, że mają głupie pseudonimy i że ludzie nie uwierzyliby w ich robotę. I to gościowi zrujnowało świat? Come on! Trochę wiarygodności w kreowaniu postaci poprosimy.

Nie, sorry. Mniej więcej w momencie jak "kaznodzieja objawił się w Hektorze" odpuściłam sobie.

Ciężko to czytać. Nie panujesz nad konstrukcją zdań, opisami, interpunkcją, dialogami. Nawet nie przejrzałeś tekstu dość starannie przed wysłaniem, żeby braki w wielkich literach uzupełnić. To strasznie zniechęca.

Goście gadają sztywno i nienaturalnie. Dorzucasz jakieś opisy ich emocji, reakcji wciskane przez narratora, których sama rozmowa nijak nie obrazuje. Niby jest tajemniczo i w ogóle, ale jakoś mnie nie ciągnie do rozgryzania tej tajemnicy. Widać, że zaraz Hektor wyłoży ją na talerzu. Nic się nie dzieje, do bohaterów nie jestem w stanie się ustosunkować, a język mnie odrzuca.

Przykro mi, ale o tym kawałku nie umiem powiedzieć nic pozytywnego. Mam nadzieję, że następna próba będzie lepsza.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

3
Przyglądał się, jak papieros spada. Kontynuował obserwację, nawet gdy ten zlał się praktycznie z
pulsującym ruchem na chodnikach. Po chwili wydobył z marynarki książeczkę z pożółkłymi
kartkami. Wpisał coś, odhaczył i przybił pieczątkę.
Super. Zapalił papierosa, wyrzucił go i coś zapisał. Niezwykle treściwie... A rozlazło się na kilka dobrych zdań. Opisy czynności nic nie wznoszących w fabułę; dalej nic nie wiem co tam gościu robi.
hubel pisze: Przed nimi pojawił się drugi mężczyzna. Ubrany w podobny płaszcz i garnitur, uśmiechał się szyderczo.
Brzmi jakby się tam zmaterializował.
hubel pisze:Szybko ocenili się nawzajem wzrokiem.
Źle brzmi. Raczej: zmierzyli się wzrokiem.
hubel pisze:-Jakie jest imię ceny?-Powiedział palacz.
Zapytał.
hubel pisze: Zastanów się, nawet jakby
ktoś z ludzi niepowołanie poznał co, nieco z naszej działalności to uznałby to tylko za bełkot
szaleńca. No, chyba że sam jest szajbusem.
To zdanie jest pokręcone. Źle wstawione przecinki.
Zastanów się, nawet gdyby ktoś niepowołany poznał co nieco z naszej działalności, uznałby to za bełkot.
hubel pisze:-Parę prostych rzeczy. Wszyscy nasi zawsze wyglądają na całkowicie nieobecnych, kiedy poruszają się wśród ludzi. Mamy na sobie te przestarzałe kostiumy i nasze godne pożałowania, wręcz starożytne pseudonimy. Hektor... Już wolę swoje normalne imię.
Co to znaczy "całkowicie nieobecny"? Dla mnie może np. oznaczać: zamyślony, a ludzi zamyślonych na ulicach nie brakuje. Pseudonimy też średnio zauważalne na pierwszy rzut oka - nie mają ich na plakietkach na piersi. No i można się nieźle pomylić - a co jak rodzice byli fanami Troi?
hubel pisze:-Ba, a jakbym jej nie miał?- Wyszczerzył dumnie zęby. Widać, nowy jesteś. Od kiedy pracujesz?
Błędny zapis dialogu. Niezbyt rozumiem sens połączenia wypowiedzi z wstawką narratorską - skąd tu duma, i jak można dumnie wyszczerzyć zęby? Jak to wygląda?
hubel pisze:Zapadła lekka cisza, jaka często towarzyszy porankom. Nie wymuszona, nie spowodowana żadnymi problemami w dyskusji.
lekka cisza? Nie rozumiem też czemu poranki mają być ciche.
ort: niewymuszona
Rozmowa jaką prowadzą jest banalna, ale jakoś prowadzi mnie do zupełnie odmiennego wniosku niż tutaj sugerujesz w narracji. Raczej, że rozmowa im się nie klei zupełnie.
hubel pisze:Nikifor
myślał o wszystkim, co przed chwilą zbombardowało jego poukładaną i w pełni sensowną wizję
funkcjonowania świata.
Tzn co? Bo ja nie zauważyłam.
hubel pisze:Powód, by rano wstać. Zrobić coś, uczynić ten świat lepszym stał się
niezauważalny jak dziecko w tłumie przechodzącym pod wieżowcem.
To powinno być jedno zdanie inaczej znika podmiot i gubi się sens. Porównanie do mnie nie przemawia.
hubel pisze:-W GiS'ie.- Rzucił Nikifor.
-No, tak. Jest najlepszy na start. Ja na długo utknąłem w DiFK, co zrobić. Taka umowa.
-Ponoć też dobry sektor. Zastanawia mnie tylko jedno. Jak mogliśmy się tu spotkać? Zwykle
ustawiają terminy, żebyśmy nie kontaktowali się między sobą bez potrzeby.
Bla bla, czyli dziwne skróty i c.d. rozmowy o niczym.
hubel pisze: Powinienem być tu dopiero za godzinę, lecz po szybkim
sprawdzeniu innych punktów z prawdopodobieństwem pomyłki nie chciałem czekać. Apropos
znalazłeś jakieś błędy grawitacyjne, tym się specjalizujecie w GiS'ie, prawda?
Sprawdzenia czego? Więcej dziwacznego słownictwa. Ja rozumiem, oni są super tajnymi agentami super tajnej organizacji, ale mniej więcej na tym etapie tekstu czytelnik powinien choć trochę wiedzieć o co chodzi.
hubel pisze:Zamilkł na chwilę, westchnął. Przeszedł dookoła dachu wieżowca, mając rozłożone ręce i dłonie
otwarte środkiem do nieba. Nagle błyskawicznie obrócił się na pięcie i wycelował palcem
wskazującym w Nikifora. Gwałtowne machnięcie ręką było tak silne, że poły płaszcza zatrzepotały.
Cały świat wokół wydawał się milknąć. Zahipnotyzowany, wpatrzony w wielkiego kaznodzieję,
jaki objawił się w Hektorze.
Opis zakręcony jak słoik ogórków. Do tego pomieszałeś z podmiotem domyślnym, i wyszło, że świat się zapatrzył. No, chyba, ze o to chodziło, skoro objawił się w nim kaznodzieja... Cokolwiek to znaczy.
Bo ani mowy, kazania ani talentu oratorskiego na razie tu nie zaprezentował.
hubel pisze: Jak aktor na światowej scenie rozświetlany relfektorami, które tylko odbijają jego naturalne, własne światło.
Co? Aktor rozświetlany reflektorami, które odbijają światło?? Niestety wyszedł bełkot.
hubel pisze:Przekonanie z jakim mówił sugerowało, że posiada całą wiedzę. Absolutne
rozwiązania ważnych pytań.
No, nie wiem. Można mówić z niezwykłym przekonaniem i absolutnie się mylić. Do tego, nie wiem co on takiego powiedział, co sugeruje, że ma wiedzę, bo zadał tylko kilka filozoficznie brzmiących pytań.
hubel pisze:Nikifor otworzył lekko usta ze zdziwienia. Nie rozumiał monologu, którego przed chwilą był świadkiem. Wydawał się całkiem wyrwany z kontekstu i bez odrobiny sensu.
Tu się całkowicie zgadzam z N.
hubel pisze: 1. Wrodzona nieufność nie pozwoliła Nikiforowi przyjąć od razu przedstawionej mu przed chwilą tezy. Jednak gdzieś w podświadomości zaczęła już tlić się nieustępliwa myśl. 2. Zgodność, wysuniętymi przez Hektora podejrzeniami powoli pięła się w górę, chwytając krawędź świadomości.
1. Chyba zdrowy rozsądek. Przychodzi jakiś gość, coś tam gada jak nawiedzony, bez ładu i składu, i to ma od razu zatrząść psychiką bohatera? Litości.
2. Co chciałeś napisać w tym zdaniu? Zgodność się pięła? Za dużo abstrakcji.
hubel pisze:Tylko nasza
kochana firma miała ponakładane takie ilości klauzul i przysiąg by można się było czegoś o niej
dowiedzieć, żebym chciał tu pracować, w projekcie Animorphi.
Przekombinowane zdanie, przez co zginął sens.
hubel pisze:Hektor szybko zabrał się za badanie dachu, tymczasem jego nowy znajomy.
To zdanie wygląda na ucięte. Tymczasem jego nowy znajomy co robił?
hubel pisze:Mówiąc to, Hektor machną ręką zachęcająco i przykucną,
by dokładnie przyjrzeć się samorodnemu punktowi aberracji wstecznej BB, która pojawiła się na
wschodniej zwenętrznej ścianie wejścia na dach wieżowca.
przykucnął, zewnętrznej
Kolejny tech-bełkot.
Literówki i błędy dodatkowo zniechęcają do Twojego tekstu. Wygląda, jakbyś tego nie przejrzał. Przecież nawet edytor na forum to podkreśla na czerwono...
hubel pisze:Mógłby się z tego wykluć lokalny armagedon, jeśli nikt by nie zareagował, a co
dopiero jakby doszło do zamieszania błędów...
Lokalny armagedon? Coś takiego istnieje?
Syk zasysanego powietrza, które po chwili z nagle rozsadziło się w prawym braku Hektora, rozszedł się dachu.
To nawet nie jest po polsku. Co to jest prawy brak?
hubel pisze: Nie mogę
sięgnąć miłości, więc podpalę ten świat. Pokażę jej, że jestem zdolny do wszystkiego.
A wiadomo, że to świetny sposób na zdobycie kobiecego serca. A na poważnie. Motywacja bohatera: zero wiarygodności.

Dobrnęłam do końca. Właśnie tak: dobrnęłam. Tekst jest słabo napisany, są w nim błędy, wskazujące na niestaranność (interpunkcja, literówki, błędy ortograficzne, zapis dialogów, urwane zdania) oraz brak planowania. Używasz wydumanych nazw i nic nie znaczących dla czytelnika skrótów, co sprawia, że nie niosą one żadnej treści. Powstają zapychacze, a nie fragmenty budujące fabułę. Bohater nijaki. Na koniec rzuca kilka haseł o niszczeniu świata w imię miłości i tyle. Nijak się to ma do jego wcześniejszego zachowania. Rozmowa między N. i H. mętna i niespójna z uwagami narratora. Opisy ubogie, kulejące, mało plastyczne. Słabo operujesz językiem. Trudno jest mi napisać coś pozytywnego, bo tekst się nie broni, ani na poziomie językowym, ani pomysłu czy kreacji bohatera.
Polecam po napisaniu zawsze tekst przeczytać, w tym i na głos, odłożyć na jakiś czas, wrócić i poprawić. Czytać, rozwijać słownictwo. Tyle ode mnie.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”