Imię ceny
Mężczyzna podszedł do barierki bez pośpiechu. Poprawił okulary i zerknął w dół, lecz niedostrzegł tam niczego specjalnego. Masy ludzi popychające się nawzajem w dwa, jedyne możliwe,
kierunki. Kierowców w swoich samochodach trąbiących nie tyle ze zdenerwowania, co
przyzwyczajenia i rozkrzyczane, świecące bilbordy. Telebimy wściekle atakujące zewsząd
reklamami. Facet cofnął się od barierki, zerknął na zegarek. Dopiero poranek, a on już w robocie.
Westchnął, przecież nawet śniadania nie zjadł. Z długiego, staroświeckiego płaszcza wyciągnął
paczkę papierosów i zapałki. Szybko zaciągną się jednym i znów spojrzał za poręcz.
- No, dobra. Pora zająć się robotą.- Powiedział i wyrzucił peta przez barierkę.
Przyglądał się, jak papieros spada. Kontynuował obserwację, nawet gdy ten zlał się praktycznie z
pulsującym ruchem na chodnikach. Po chwili wydobył z marynarki książeczkę z pożółkłymi
kartkami. Wpisał coś, odhaczył i przybił pieczątkę. Gotowe. Nagle jakiś hałas od strony schodów
na dach przerwał mu pracę. Ciężkie, stalowe drzwi zatrzasnęły się. Przed nimi pojawił się drugi
mężczyzna. Ubrany w podobny płaszcz i garnitur, uśmiechał się szyderczo. Szybko ocenili się
nawzajem wzrokiem.
-Jakie jest imię ceny?-Powiedział palacz.
-Wszystko.-Rzucił szybko nieznajomy.
-Więc kolega też z Organizacji?
-Tak. Irytujące są te hasła. Jakbyśmy nie rozpoznawali się już z daleka.
- Przecież to dobry sposób, by nie dopuścić nikogo z nich do poufnych informacji.
-Jak możesz tak bezmyślnie powtarzać oficjalne hasła Góry? A, zresztą. Zastanów się, nawet jakby
ktoś z ludzi niepowołanie poznał co, nieco z naszej działalności to uznałby to tylko za bełkot
szaleńca. No, chyba że sam jest szajbusem.
-To jak mielibyśmy się rozpoznawać... Właściwie, jak się nazywasz?
-Hektor-Powiedział przybysz.
-Ja Nikifor.- Odpowiedział okularnik.
Uścisnęli sobie nawzajem dłonie.
-Tak więc, przecież widać, jak ktoś jest z naszych.-Podjął ponownie Hektor.
-Co masz na myśli?
-Parę prostych rzeczy. Wszyscy nasi zawsze wyglądają na całkowicie nieobecnych, kiedy poruszają
się wśród ludzi. Mamy na sobie te przestarzałe kostiumy i nasze godne pożałowania, wręcz
starożytne pseudonimy. Hektor... Już wolę swoje normalne imię.
-W sumie.-Nikifor zamilkł na chwilę.-to masz rację.
-Ba, a jakbym jej nie miał?- Wyszczerzył dumnie zęby. Widać, nowy jesteś. Od kiedy pracujesz?
-Zacząłem sprawą Lourdes, wtedy dopiero jako asystent.
-To dużo wyjaśnia. Widzisz, ja działam samodzielnie od akcji wieża „b4b3l”. Szczerze mówiąc, to
już jestem zmęczony tą robotą. Mógłby ją wykonać każdy. Byle idiota. Przyjść, sprawdzić, zdać
raport. Co za filozofia?
Zapadła lekka cisza, jaka często towarzyszy porankom. Nie wymuszona, nie spowodowana
żadnymi problemami w dyskusji. Hektor odprężał się orzeźwiającym, zimnym powietrzem. Nikifor
myślał o wszystkim, co przed chwilą zbombardowało jego poukładaną i w pełni sensowną wizję
funkcjonowania świata. Powód, by rano wstać. Zrobić coś, uczynić ten świat lepszym stał się
niezauważalny jak dziecko w tłumie przechodzącym pod wieżowcem.
-W którym dziale robisz?- Zapytał Hektor.
-W GiS'ie.- Rzucił Nikifor.
-No, tak. Jest najlepszy na start. Ja na długo utknąłem w DiFK, co zrobić. Taka umowa.
-Ponoć też dobry sektor. Zastanawia mnie tylko jedno. Jak mogliśmy się tu spotkać? Zwykle
ustawiają terminy, żebyśmy nie kontaktowali się między sobą bez potrzeby.
-Fakt. Przyszedłem wcześniej. Powinienem być tu dopiero za godzinę, lecz po szybkim
sprawdzeniu innych punktów z prawdopodobieństwem pomyłki nie chciałem czekać. Apropos
znalazłeś jakieś błędy grawitacyjne, tym się specjalizujecie w GiS'ie, prawda?
-Aż dziw, czyściutko. DiFK...-Nikifor zamilkł na chwilę.- DiFK.. W czym wy.. A! Tak, to wy macie
te całe głębokie błędy strukturalne, przemieszczenia, pętle, samorodki?
-No, niestety. Zaraz będę musiał się tym zająć. Ale okazja pogadania z kimś z naszych w pracy
zdarza się rzadko. Powiedz szczerze, co cię skłoniło do tej gównianej roboty?
Nikifor poprawił okulary.
-Byłeś w siedzibie sekcji IV?-Zapytał uważnie przyglądając się rozmówcy.
-Tu mają siedzibę?- Hektor wybałuszył oczy.
-Nie. Oczywiście, że nie. U Nas, nie w tym świecie.
-A, sekcja IV? Tak, byłem tam parę razy.
-Pracuje tam Liliy, może kojarzysz. Zarządza działem kadr.
-Więc dla dziewczyny, co? Nie, nie kojarzę. Ale nieźle się wpakowałeś.- Hektor spoważniał.-
Umowa długa, płaca niska. W dodatku ty działasz w terenie, tutaj, a ona siedzi sobie za biurkiem u
nas. Ciekawe, ciekawe. Z moich obserwacji wynikało, że większość pracujących tu osób ma ze
sobą problemy, lecz nie takie jak ty. Poczekaj, zaraz wyjaśnię.
Zamilkł na chwilę, westchnął. Przeszedł dookoła dachu wieżowca, mając rozłożone ręce i dłonie
otwarte środkiem do nieba. Nagle błyskawicznie obrócił się na pięcie i wycelował palcem
wskazującym w Nikifora. Gwałtowne machnięcie ręką było tak silne, że poły płaszcza zatrzepotały.
Cały świat wokół wydawał się milknąć. Zahipnotyzowany, wpatrzony w wielkiego kaznodzieję,
jaki objawił się w Hektorze.
-Kim jestem, jeśli żyje dłużej od ludzi, jestem od nich mądrzejszy, mam szersze pojęcie o świecie i
co najważniejsze codziennie ratuję ich nic niewarte tyłki?-Zapytał doskonale akcentując każde
słowo. Jak aktor na światowej scenie rozświetlany relfektorami, które tylko odbijają jego naturalne,
własne światło. Przekonanie z jakim mówił sugerowało, że posiada całą wiedzę. Absolutne
rozwiązania ważnych pytań.- Kim jestem, jeśli nie bogiem?
Nikifor otworzył lekko usta ze zdziwienia. Nie rozumiał monologu, którego przed chwilą był
świadkiem. Wydawał się całkiem wyrwany z kontekstu i bez odrobiny sensu. Wpatrzył się z uwagą
w rozmówcę, który widać właśnie takiej reakcji oczekiwał. Hektor uśmiechnął się szyderczo.
Stanął ponownie normalnie, schował ręce do kieszeni.
-No i właśnie tak niestety myśli większość naszych nieszczęsnych kolegów i koleżanek z pracy.
Naprawdę, sam byłem na początku zaskoczony, ale tak już jest. Rozmawiałem, sprawdzałem.
Dawałem sugestie. Wszystkich bardziej niż to zdrowe kręciło bycie bogiem. Oni, ci nasi koledzy,
wręcz uwielbiają świątynie. Wszystkie świątynie na tym świecie. Traktują je wręcz, jakby były
przeznaczone dla nich - Dokończył widocznie zadowolony wywartego wrażenia Hektor.- Aż się
zdziwiłem, że spotkałem kogoś normalnego jak ja. Ale nie martw się tym, co ci wcześniej
nagadałem o tej robocie. To nie ty jesteś szalony, że ją wziąłeś. To miłość.
Wrodzona nieufność nie pozwoliła Nikiforowi przyjąć od razu przedstawionej mu przed chwilą
tezy. Jednak gdzieś w podświadomości zaczęła już tlić się nieustępliwa myśl. Zgodność,
wysuniętymi przez Hektora podejrzeniami powoli pięła się w górę, chwytając krawędź świadomości. Mimo to w tej chwili dalej nie wierzył słowom, które tak zmieniały myślenie o jego
pracy i o wszystkim.
-Ta, pewnie i masz rację.-Powiedział nieszczerze i smętnie Nikifor- Tylko dlaczego Góra miałaby
pozwalać na zatrudnianie psycholi? Że to jest jedyny sposób na ochotników do takiej roboty? Niska
płaca, nudna praca.
-Widzisz? Zaczynasz już myśleć samodzielnie - Widać było, że Hektor był zadowolony z udawanej,
bezkrytycznej akceptacji jego poglądów.- Szefostwo nie zwraca uwagi na odchylenia kandydatów i
ma tanią siłę roboczą. Proste. Pewnie teraz się zastanawiasz, co ja tu robię?
Spojrzał na słuchacza, jakby oczekiwał odpowiedzi i po chwili podjął ponownie.
-Widzisz, jestem całkowicie normalny, poza tym, że uwielbiam obserwować różne osoby,
wydarzenia, funkcjonowanie organizacji.- Mówiąc to, zaczął uśmiechać się kwaśno.- Tylko nasza
kochana firma miała ponakładane takie ilości klauzul i przysiąg by można się było czegoś o niej
dowiedzieć, żebym chciał tu pracować, w projekcie Animorphi.
-Ciekawość? Trochę słaby powód, by zostawiać wszystko, co dobrze znane.
-Może dla ciebie.-Uciął Hektor- No, dobra. Najwyższa pora zarobić na życie.
Hektor szybko zabrał się za badanie dachu, tymczasem jego nowy znajomy. Po paru
minutach odnalazł kryjący się sprytnie błąd rzeczywistości.
-O! Patrz Niki, jaka cholera się trafiła.- Mówiąc to, Hektor machną ręką zachęcająco i przykucną,
by dokładnie przyjrzeć się samorodnemu punktowi aberracji wstecznej BB, która pojawiła się na
wschodniej zwenętrznej ścianie wejścia na dach wieżowca.- Ale bydle. Muszę jak najszybciej to
zgłosić. Na oko jeszcze z dwanaście godzin i zacznie się nieźle rozrastać. Dobrze, że to
znaleźliśmy. Mógłby się z tego wykluć lokalny armagedon, jeśli nikt by nie zareagował, a co
dopiero jakby doszło do zamieszania błędów...
Nikifor zbliżył się spokojnie, stanął w pewnej odległości od kolegi. Powiedział:
-Wiesz, masz rację.
-Hm? A w czym dokładnie, bo nie pamiętam, bym cię do czegoś przed chwilą przekonywał?-
Hektor nie oderwał nawet wzroku od wyjątkowej usterki, z jaką miał właśnie do czynienia.
-We wszystkim, o czym mówiłeś. Nic nie osiągnę harując tutaj. Myślałem, że praca w tej samej
korporacji da mi szansę zbliżenia się do Lily, lecz tu nie ma perspektyw na awans. Muszę wiele
zmienić. Nawet poczyniłem już pewne kroki, by to zrobić. Przygotowałem się jeszcze przed
dzisiejszym wysłaniem na Ziemię.
Syk zasysanego powietrza, które po chwili z nagle rozsadziło się w prawym braku Hektora,
rozszedł się dachu. W ułamku sekundy wielka smuga krwi pojawiła się na ściance schodów, tam
gdzie był błąd rzeczywistości krew zniknęła od razu. Prawa ręka z miejscami odsłoniętymi kośćmi
pchnięta siłą wybuchu wypadła za barierkę po północnej stronie. Zbliżało się południe, ruch na i tak
pełnych ulicach nasilił się. Nikifor schował kostkę Faeqosta do kieszeni swojego płaszcza.
-Miałeś rację, Hektorze. Wszyscy w tej pracy są szaleńcami, nie jestem wyjątkiem. Nie mogę
sięgnąć miłości, więc podpalę ten świat. Pokażę jej, że jestem zdolny do wszystkiego.
Nikifor wziął ze zmasakrowanych zwłok listę kolejnych miejsc do sprawdzenia. Musi
jeszcze dzisiaj odwiedzić wiele miejsc i wypełnić raporty zatwierdzające bezpieczeństwo i
całkowity brak błędów.
Tymczasem trzysta metrów niżej, około sześć centymetrów nad ulicą unosił się wypalony do końca
pet, długo niezauważany przez płynnie wymijających go przechodniów. Dopiero, dołączenie do
drobnego niedopałka sporych rozmiarów krwawiącej ręki wywołało poruszenie na ulicy. O
dziwnym, przerażającym cudzie pisały już wszystkie brukowce, powstawały nowe gazetowe legendy. Nikt nie
wiedział, że to był dopiero początek.