Opowieść sylwestrowa

1
Pewien filozof z Królewca, lepiej znany jako Immanuel Kant twierdził, że czas i przestrzeń to jedynie aprioryczne formy naoczności. Chcąc ująć to prościej, Kant uznał, że ontologicznie bytują one tylko w naszej wyobraźni. Stephen Hawking wraz z Jamesem Hartlem w 1983 roku ogłosili natomiast teorie, iż mimo tego, że czas oraz przestrzeń są skończone, to nie posiadają one żadnych granic ani brzegów. Dla wielu kultur kategorie te są natomiast podstawowymi wymiarami, w których funkcjonują społeczeństwa, kategoryzując i harmonizując wszelkie ich działania i historie. W 1895 roku Herbert George Wells wydał z kolei swoją powieść zatytułowaną The Time Machine, czyli mówiąc w naszym ojczystym języku Wehikuł Czasu, gdzie główny bohater odbywa podróże w czasie, nie tylko w przeszłość, ale i w przyszłość. Teoria Alberta Einsteina traktując czas jedynie jako jedną ze współrzędnych zaprzecza zaś swobodnemu poruszaniu się w czasie w przeciwieństwie do podróży przestrzennych. Jeszcze inaczej na te pojęcia spoglądają różne kultury Indian oraz innych ludów. Zdań, teorii i założeń odnośnie czasu i przestrzeni możemy odnaleźć tysiące, a może nawet i miliony, praktycznie w każdym okresie funkcjonowania naszego świata w każdej z kultur i cywilizacji. Niektóre są ze sobą podobne, inne kompletnie różne. Jedne zakładają niemożliwość podróży w czasie, drugie zaś je dopuszczają, a nawet podają przykłady. Wszystko to jednak staje się nie ważne, bo Andrzej doskonale wiedział, że wszystko oprócz zera jest tylko względne, a on przemieszczał się w czasie wielokrotnie. Bo Andrzej pił. Andrzej pił bo lubił, pił bo musiał i pił, bo umiał, pił bo chciał, pił bo miał za co, pił bo miał z kim, pił, bo po prostu pił. Tego wieczora pił również. Był w końcu koniec roku. 31 grudnia. Dlaczego zatem miałby się nie napić, skoro miał co, miał z kim, miał gdzie? Dlatego też Andrzej pił, a gdy skończył pić poszedł do domu.

***
Stosunkowo powszechnie znana i funkcjonująca teoria wieloświatu mówi, że niezależnie od naszej czasoprzestrzeni istnieją również inne, tzw. światy alternatywne. Skutkiem tego jest to, że gdzieś w innym wymiarze współrzędnych, znaków i ich desygnatów żyje sobie inny Andrzej, który nie pije. Nie pije, bo nie lubi, nie pije bo nie ma za co, nie pije, bo nie ma z kim, nie pije, bo zwyczajnie nie chce. Biorąc jednakże pod uwagę również inne założenia, trafniejsze i te mniej trafne, akceptowane i nieakceptowane, będące jedynie wierzeniami, czy wytworem czyjejś wyobraźni literackiej, zgodnymi bądź też nie z obecnie „działającą” fizyką, światy mogą na siebie zachodzi, łączyć się i przenikać, co skutkowałoby Andrzejem, który pije, bo ma za co, ale nie ma z kim, który lubi pić, ale nie musi, Andrzejem, który pije, ale pić nie umie i który pił 31 grudnia, ale gdy skończył pić wcale nie poszedł do domu.

***
Był 31 grudnia. Roku? A tak, roku. Bliżej nieokreślonego roku. 31 grudnia bliżej nie-określonego roku. W dość sporej jednakże jak na przyjęte standardy nieco małej rezydencji, gdzieś w Petersburgu, ale równie dobrze i w okolicach Istambułu, Waszyngtonu, Berlina, Londynu lub Tokio coś się działo. Koniecznie należy dodać, że rezydencja owa należała do nikogo innego jak samego Aleksandra Puszkina. Oczywiście nie tego – jakże słabym i zarazem jak mówi młodzieżowa gwara będącym sucharowym żartem – wynalazcą konserw, a wspaniałego pisarza i poety, wybitnego twórcy doby rosyjskiego romantyzmu, mającego tegoż 31 grudnia, już czterdzieści trzy lata, a co za tym idzie formalnie nie żyjącego już od pięciu lat, a jednak bardziej witalnego i realnego niż niejedna osobowa bądź panteistyczna forma bóstwa, nie wspominając już o tym, że jego serce pompowało wówczas krew lepiej niż nie jedna pompa wirowa, jego płuca natomiast prowadziły wymianę gazową równie szybko, co zachodząca dyfuzja pomiędzy powietrzem a ulotnionymi gazami jelitowymi, zaś jego nerki filtrowały nieczystości szybciej i dokładniej niż wiele oczyszczalni wód i ścieków w XXI wieku. Chcąc użyć jednego porównania do ukazania jego żywotności można by rzec, że rozkwitał niczym piękny kwiat, albo, że wyglądał równie zdrowo co idiota odganiający się od pszczół i uciekający przed nimi, gdyż bez jakiejkolwiek ochrony wpieprzył rękę do ula po plaster miodu. Puszkin niestety nie był wówczas obecny w swej rezydencji, gdyż obecnie jego cały majątek pozostał mu odebrany, a on sam przebywał na zesłaniu na Kaukazie. Stąd też nikogo nie powinna zdziwić w jednej z dwóch kuchni znajdujących się w tym domu, obecność dwóch kaukaskich obieraczy cebuli, którzy znajdowali się tam 31 grudnia bliżej nieokreślonego roku, mniej więcej około południa.
Należy wiedzieć, że kaukaski obieracz cebuli, to nie tylko profesja, ale przede wszystkim naród, – co prawda rozumiany w dość obszernym znaczeniu tego słowa i z lekkim przy-mrużeniem oka, jednakże pełnoprawny i mało znany – wywodzący się w parabolicznej linii od jednej z siedemdziesięciu nacji zamieszkujących ongiś tamtejsze tereny. Mówi się,
że prawdopodobnie pochodzą oni – jak zostało już powiedziane w parabolicznej linii –
od jednej z rodzin indoeuropejskich, a ściślej rzecz ujmując z napływowych grup słowiańskich, które równie dobrze mogłyby być osiadłą tam już znacznie wcześniej rodziną nach-dagestańską i jednym z plemion Awarów czy Inguszów. Trudno stwierdzić. W każdym bądź razie kaukascy obieracze cebuli pochodzą podobno w prostej linii od Gruzinów wywodzących się z rodziny kartwelskiej. Najistotniejszym jest tu jednakże to, że każdy z kaukaskich obiera-czy cebuli – i tu zapewne ku zdziwieniu wielu - nazywany jest tak, gdyż trudni się obieraniem cebuli. Niestety nikt nie wie dlaczego tak dwie różne nazwy posłużyły określaniu jednej grupy i pewnie nigdy się tego nie dowiemy, gdyż nie pamiętają tego nawet najstarsi kaukascy obieracze cebuli. W każdym bądź razie zawód ten uprawiany jest od bardzo dawna, czyli od momentu kiedy tylko cebula pojawiła się na Kaukazie. Niegdyś profesja ta była niezwykle powszechna, szanowana i poważana, a kaukascy obieracze cebuli, dumni ze swego pochodzenia i narodu, stosowali naturalną eugenikę nie mieszając się z innymi nacjami i tak pozo-stało do dziś. Niestety ze względu na trudne warunki pogodowe, coraz gorszą jakość cebuli, żywność modyfikowaną genetycznie, unikanie kazirodztwa i masowe – chociaż rzadkie, bo jedynie dwukrotne samobójstwa tego ludu, ze względu na zhańbienie cebuli sałatkowej, które pochłonęły zaledwie, bo jedyne dziewięćdziesiąt procent ich społeczności – kaukascy obieracze cebuli pozostali ludem nielicznym. Stąd też mało kto wie również o tym, że słowa Winstonta Churchilla: Jeszcze nigdy tak wielu nie zawdzięczało tak wiele, tak nielicznym, nie były w gruncie rzeczy skierowane do polskich lotników walczących w dywizjonie 303, a właśnie do kaukaskich obieraczy cebuli, którzy dzięki licznym zbiorom, sprawnemu działaniu i posiadaniu ogromnej, antycznej wiedzy i doświadczenia importowali cebule do okupowanej w czasie II Wojny Światowej Francji, która służyła jako najistotniejszy element prze-brania jako handlarzy cebuli dla zestrzelonych angielskich lotników, którzy dzięki temu mogli swobodnie ukrywać się we francuskich kawiarniach i z powodzeniem powrócić do swej ojczyzny by nadal rozbijać się nad Francją, czy w innych miejscach świata.
Wracając jednak do meritum. Dwóch kaukaskich obieraczy cebuli uprawiało właśnie swą profesję w rezydencji Aleksandra Puszkina, a ze względu na swe geny nie uronili nawet łezki nad żadną cebulą. Niestety ze względu na to, że lud nidziańskich obieraczy marchewki całkowicie uległ wyginięciu, a cebula nie była już tak poważana jak niegdyś, kaukascy obie-racze cebuli starali się zdobyć kwalifikację również w innych dziedzinach, dlatego też obierając marchewkę płakali przy tym jak przysłowiowe bobry.
- Wiesz co ci powiem Wasyl? – zagaił jeden z nich.
- Nie. A ty wiesz Borys? – szybko odparł drugi ocierając przy tym łzy z policzka.
- Ci nidziańscy obieracze marchewki to mieli trudne życie. Tyle łez wylać, i to pieczenie
i swędzenie, co do cholery jest z tą marchewką?! – łzy Wasyla obficie kapały na ostrze jego rodowego noża.
- A idź pan w chuj. Toż od tego odwodnić się idzie. To nie to, co nasza cebula. Żadnych tok-syn kłujących w oczy. – Borys przerwał na chwilę aby jeszcze raz otrzeć łzy z policzków
i wgryźć się w obraną cebulę niczym w jabłko, którą trzymał schowaną w kieszeni fartucha.
– Nie dziwie się, że obieracze marchewki wymarli. Psia jego kurwa mać! – Borys uniósł głos i wrzucił z całej siły kolejną obraną marchewkę do garnka tak, że ten przesunął się praktycznie o pół metra.
- Całe szczęście, że to już ostatnie kilka. Gdybym miał tak spędzić całe życie, to już dawno byłbym na rencie. – Wasyl również dorzucił jedną marchewkę do gara.
- Szkoda, że Wania nie mógł przybyć ale jego tygrysica syberyjska była bliska rozwiązania
i musiał pilnować żeby małe tygryski przyszły bezpiecznie na świat. – westchnął Borys i wrócił do obierania.
- Ano szkoda. – przytaknął smutnie Wasyl i również chwycił kolejną szczypiącą w oczy marchewkę.
Ostatnie obieranie kilku marchewek upłynęło w ciszy i to sugerując oddanie czci i hołdu poległym. Humory Wasyla i Borysa znacznie jednak się poprawiły kiedy zaczęli obierać pietruszkę. Jako że nie ma i nigdy nie było takiego zawodu jak obieracz pietruszki – co byłoby zresztą głupie i śmieszne – musieli się wtedy zająć również tym, chociaż niechętnie, ale ktoś w końcu musiał przygotować te wszystkie warzywa.




Tekst wrzucam przekopiowany z worda dlatego też może się rozwalić nieco po wrzuceniu. Mam oczywiście nadzieje, że tak nie będzie i że będzie czytelny.
Ostatnio zmieniony pt 11 kwie 2014, 06:14 przez okny, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Podoba mi się pierwszy akapit bardzo. Tekst czyta się płynnie bez zgrzytów. Czytelnik zaczyna się pomału nudzić nad wywodami i wyskakuje Andrzej. Lubie tego typu teksty :)
okny pisze:gdzieś w innym wymiarze współrzędnych
Nie pasuje mi to zdanie. W innych współrzędnych owszem. Innym wymiarze. Nasz świat opisują cztery współrzędne w innym może być ich więcej bądź mniej, ale jakoś ta konstrukcja osobiście dla mnie brzmi koślawo.
okny pisze:Biorąc jednakże pod uwagę również inne założenia, trafniejsze i te mniej trafne, akceptowane i nieakceptowane, będące jedynie wierzeniami, czy wytworem czyjejś wyobraźni literackiej, zgodnymi bądź też nie z obecnie „działającą” fizyką, światy mogą na siebie zachodzi, łączyć się i przenikać, co skutkowałoby Andrzejem, który pije, bo ma za co, ale nie ma z kim, który lubi pić, ale nie musi, Andrzejem, który pije, ale pić nie umie i który pił 31 grudnia, ale gdy skończył pić wcale nie poszedł do domu.
Zdanie gigant.
okny pisze:Oczywiście nie tego – jakże słabym i zarazem jak mówi młodzieżowa gwara będącym sucharowym żartem – wynalazcą konserw, a wspaniałego pisarza i poety, wybitnego twórcy doby rosyjskiego romantyzmu, mającego tegoż 31 grudnia, już czterdzieści trzy lata, a co za tym idzie formalnie nie żyjącego już od pięciu lat, a jednak bardziej witalnego i realnego niż niejedna osobowa bądź panteistyczna forma bóstwa, nie wspominając już o tym, że jego serce pompowało wówczas krew lepiej niż nie jedna pompa wirowa, jego płuca natomiast prowadziły wymianę gazową równie szybko, co zachodząca dyfuzja pomiędzy powietrzem a ulotnionymi gazami jelitowymi, zaś jego nerki filtrowały nieczystości szybciej i dokładniej niż wiele oczyszczalni wód i ścieków w XXI wieku.
Takie zdania są dla mnie nie do przejścia. Przeczytaj je na głos i posłuchaj czy choćby jesteś w stanie zrobić to jednym tchem. Używasz bardzo wielu przeciwstawnych porównań etc. Zgadzam się, że nadaje to tekstowi pewien urok, jednak tutaj jest to nie do przełknięcia. Naprawdę trudno przebrnąć przez tekst pisany zdaniami na cztery linijki.
okny pisze:cały majątek pozostał mu odebrany
został.
Ugh naprawdę ciężko się czyta bo tekst jest zbity, zdania bardzo długie. Muszę wodzić kursorem po ekranie by się nie zgubić gdy mrugnę.
Muszę lecieć więc nie doczytałam do końca ale obiecuje to zrobić i podsumować fabułę jeśli jakakolwiek się objawi. Na razie żadnej nie widzę.
Myślę, że powinieneś tekst przeczytać na głos, skrócić te wielgachne zdania i wyrzucić chociaż odrobinę porównań by zrobił się mniej kwiecisty, a bardziej przejrzysty i wtedy go wrzucił. Podejrzewam, że zdecydowanie więcej ludzi przeczyta a wtedy wychwycą ci wszelkie błędy składniowe, których ja nie potrafię nigdy wypunktować.
Pozdrawiam

3
Mam wrażenie, że czytałeś duuuużo Pratchetta - i bardzo dobrze. Sympatycznie się to czyta, a czytało by się nawet sympatyczniej gdybyś wplótł w to jakąś fabułę.

No i zdecydowanie za dużo, zdecydowanie za długich i zdecydowanie zbyt złożonych zdań. Często wystarczyło by wstawić kropkę w miejsce przecinka i nie ucierpiała by na tym ani treść ani płynność wypowiedzi.

Stosujesz też dużo powtórzeń, ale większość uzasadnia formuła tekstu.

Motyw z obieraniem marchewki jest świetny

4
okny pisze:iż mimo tego, że
iż, mimo że
okny pisze:Oczywiście nie tego – jakże słabym i zarazem jak mówi młodzieżowa gwara będącym sucharowym żartem – wynalazcą konserw, a wspaniałego pisarza i poety
Strasznie nie wyszło ci to zdanie. Skróciłbym je albo pominął to o konserwach. A jeśli już musi tak być, to gramatyka i interpunkcja szwankują. Np. Oczywiście nie tego - znanego z suchego, jak to się w gwarze młodzieżowej mówi, dowcipu - wynalazcy konserw, tylko wspaniałego pisarza i poety.
okny pisze:co prawda rozumiany w dość obszernym znaczeniu tego słowa i z lekkim przy-mrużeniem oka, jednakże pełnoprawny i mało znany
Po spójniku "jednakże" powinno występować określenie przeciwstawne. "Pełnoprawny" jest ok, ale "mało znany" już nie. Lepiej może: jednakże pełnoprawny, choć mało znany.
okny pisze:które pochłonęły zaledwie, bo jedyne dziewięćdziesiąt procent ich społeczności
Skreślić zaledwie lub bo jedyne.

Cały tekst jednak nieco za bardzo przegadany. Taki natłok informacji i długich zdań byłby zabawny w dłuższym tekście, rozdzielony dowcipnymi dialogami lub akcją. Ty taki dialog zamieściłeś dopiero na końcu (swoją drogą rzeczywiście zabawny, zwłaszcza absurd zawodu obieraczy pietruszki), wcześniej można się zanudzić.
W dialogu bez przerwy powtarza się słowo łza, razi też powtórzenie otrzeć policzek.

5
okny pisze:Tekst wrzucam przekopiowany z worda dlatego też może się rozwalić nieco po wrzuceniu
Dlatego po wrzuceniu wypadałoby go poprawić. Jak byś wysyłał do wydawnictwa, to też byś napisał, że tekst mógł się nieco rozwalić w druku?
okny pisze:światy mogą na siebie zachodzi
Literówka.
okny pisze:Koniecznie należy dodać, że rezydencja owa należała do nikogo innego jak samego Aleksandra Puszkina. Oczywiście nie tego – jakże słabym i zarazem jak mówi młodzieżowa gwara będącym sucharowym żartem – wynalazcą konserw, a wspaniałego pisarza i poety, wybitnego twórcy doby rosyjskiego romantyzmu, mającego tegoż 31 grudnia, już czterdzieści trzy lata, a co za tym idzie formalnie nie żyjącego już od pięciu lat, a jednak bardziej witalnego i realnego niż niejedna osobowa bądź panteistyczna forma bóstwa, nie wspominając już o tym, że jego serce pompowało wówczas krew lepiej niż nie jedna pompa wirowa, jego płuca natomiast prowadziły wymianę gazową równie szybko, co zachodząca dyfuzja pomiędzy powietrzem a ulotnionymi gazami jelitowymi, zaś jego nerki filtrowały nieczystości szybciej i dokładniej niż wiele oczyszczalni wód i ścieków w XXI wieku
To jest jedno zdanie. Gdzieś w połowie odpadłem i rozpaczliwie szukałem kropki.
okny pisze:gdyż obecnie jego cały majątek pozostał mu odebrany
Został odebrany.
okny pisze:Puszkin niestety nie był wówczas obecny w swej rezydencji, gdyż obecnie jego cały majątek pozostał mu odebrany, a on sam przebywał na zesłaniu na Kaukazie.
Kto przebywał na Kaukazie - Puszkin czy odebrany mu majątek?
Druga rzecz, logiczne że Puszkin nie był obecny w rezydencji, skoro nie żył.
okny pisze:W każdym bądź razie kaukascy obieracze cebuli pochodzą podobno w prostej linii od Gruzinów wywodzących się z rodziny kartwelskiej. Najistotniejszym jest tu jednakże to, że każdy z kaukaskich obiera-czy cebuli – i tu zapewne ku zdziwieniu wielu - nazywany jest tak, gdyż trudni się obieraniem cebuli. Niestety nikt nie wie dlaczego tak dwie różne nazwy posłużyły określaniu jednej grupy i pewnie nigdy się tego nie dowiemy, gdyż nie pamiętają tego nawet najstarsi kaukascy obieracze cebuli. W każdym bądź razie zawód ten
W każdym razie.
okny pisze:kaukaskich obieraczy cebuli, którzy dzięki licznym zbiorom, sprawnemu działaniu i posiadaniu ogromnej, antycznej wiedzy i doświadczenia importowali cebule do okupowanej w czasie II Wojny Światowej Francji, która służyła jako najistotniejszy element prze-brania jako handlarzy cebuli dla zestrzelonych angielskich lotników, którzy dzięki temu mogli swobodnie ukrywać się we francuskich kawiarniach i z powodzeniem powrócić do swej ojczyzny by nadal rozbijać się nad Francją, czy w innych miejscach świata
Następne monstrualne zdanie.
To zapewne odniesienie do serialu "Allo, allo", problem w odniesieniu polega na tym, że angielscy lotnicy mieli w przebraniu nieobrane cebule.
Słowo "jako" się powtarza.
okny pisze:Całe szczęście, że to już ostatnie kilka
Zbędne.
okny pisze:Szkoda, że Wania nie mógł przybyć ale jego tygrysica syberyjska była bliska rozwiązania
i musiał pilnować żeby małe tygryski przyszły bezpiecznie na świat.
A ten drugi to pewnie o tym nie wie, że mu trzeba tłumaczyć.

Podsumujmy: tekst zaczyna się od analizy teorii podróży w czasie, potem jest o Andrzeju-pijaku, następnie o rezydencji Puszkina i obieraczach cebuli. Miał być humorystyczny, a pod koniec zaczął mnie doprowadzać do szału.
To jest o niczym. Masz potencjał, słownictwo, nieźle budujesz zdania, choć czasami bez umiaru, wykorzystaj to i napisz coś ciekawego, a nie takie bzdety, ni to przyszyć, ni przyłatać.
To nie jest wcale zabawne, ciekawe, mądre, ot, takie nijakie. Nie chcę się dalej wypowiadać na ten temat.
Ostatnio zmieniony czw 10 kwie 2014, 20:04 przez Bartosh16, łącznie zmieniany 1 raz.
„Racja jest jak dupa - każdy ma swoją” - Józef Piłsudski
„Jest ktoś dwa razy głupszy od Ciebie, kto zarabia dwa razy więcej hajsu niż Ty, bo jest zbyt głupi, żeby w siebie wątpić”.

https://internetoweportfolio.pl
https://kasia-gotuje.pl
https://wybierz-ubezpieczenie.pl
https://dbest-content.com

6
Bartosh16 pisze:To nie jest wcale zabawne, ciekawe, mądre, ot, takie nijakie. Nie chcę się dalej wypowiadać na ten temat.
Pozwolę sobie mieć inne zdanie - rzecz jest dobra, tylko przedobrzyłeś z okresem zdaniowym - za długi makaron.

[ Dodano: Czw 10 Kwi, 2014 ]
więc uzasadnię swoje votum separatum:
okny pisze:Pewien filozof z Królewca, lepiej znany jako Immanuel Kant twierdził, że czas i przestrzeń to jedynie aprioryczne formy naoczności. Chcąc ująć to prościej, Kant uznał, że ontologicznie bytują one tylko w naszej wyobraźni.
Kantem okantowałeś po łebkach

Stephen Hawking wraz z Jamesem Hartlem w 1983 roku ogłosili natomiast teorie, iż mimo tego, że czas oraz przestrzeń są skończone, to nie posiadają one żadnych granic ani brzegów.
jak to ma do Kanta (okantowanego)?

Dla wielu kultur kategorie te są natomiast podstawowymi wymiarami, w których funkcjonują społeczeństwa, kategoryzując i harmonizując wszelkie ich działania i historie.
tu przestałeś nawet sam rozumieć

W 1895 roku Herbert George Wells wydał z kolei swoją powieść zatytułowaną The Time Machine, czyli mówiąc w naszym ojczystym języku Wehikuł Czasu, gdzie główny bohater odbywa podróże w czasie, nie tylko w przeszłość, ale i w przyszłość.
ani logicznie, ani po polsku

Teoria Alberta Einsteina traktując czas jedynie jako jedną ze współrzędnych zaprzecza zaś swobodnemu poruszaniu się w czasie w przeciwieństwie do podróży przestrzennych.

Jeszcze inaczej na te pojęcia spoglądają różne kultury Indian oraz innych ludów.

Zdań, teorii i założeń odnośnie czasu i przestrzeni możemy odnaleźć tysiące, a może nawet i miliony, praktycznie w każdym okresie funkcjonowania naszego świata w każdej z kultur i cywilizacji. Niektóre są ze sobą podobne, inne kompletnie różne.


niestety, chcesz na dużo na raz - a nic nie robisz porządnie - było tylko iść Kantem (na przykład). Tak jak jest - to groch z kapustą i... Albo całe wprowadzenie WYWAL
bo mogło być fajnie - to jest świetne:
okny pisze: Wszystko to jednak staje się nie ważne(ort), bo Andrzej doskonale wiedział, że wszystko oprócz zera jest tylko względne, a on przemieszczał się w czasie wielokrotnie. Bo Andrzej pił. Andrzej pił bo lubił, pił bo musiał i pił, bo umiał, pił bo chciał, pił bo miał za co, pił bo miał z kim, pił, bo po prostu pił. Tego wieczora pił również. Był w końcu koniec roku. 31 grudnia. Dlaczego zatem miałby się nie napić, skoro miał co, miał z kim, miał gdzie? Dlatego też Andrzej pił, a gdy skończył pić poszedł do domu.
tu jest materiał i pomysł.
Tylko wstrzymaj rozpędzone rumaki wszytkoizmu erudycyjnego - bo nie chce się czytać, a myślę, że masz coś do powiedzenia
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”