WWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWWRachunek sumienia
Wulgaryzmów niewiele
WWWSłyszałem wyraźnie jego przyśpieszony oddech. Niecierpliwił się. Kilkoma cichymi stuknięciami w drewniane oparcie fotela dałem mu do zrozumienia, by podszedł bliżej. Wyczułem niepewność w odgłosie jego kroków. Stanął przed konfesjonałem jakby niezdecydowany, co ma dalej robić. Jakaś obawa wewnątrz grzesznej duszy powstrzymywała go przed uklęknięciem. Pewnie zdołałbym to dostrzec na jego twarzy, gdyby nie oddzielająca nas krata, namiastka anonimowości spowiadających się.
— Nie traćmy czasu. Stwórca musi zaopiekować się jeszcze wieloma innymi zbłąkanymi owieczkami — powiedziałem bliskim szeptu, lecz nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Emiter nerwowego dyszenia nagle znalazł się bliżej mojej twarzy. Czyli penitent zmusił się, by paść na kolana przed pośrednikiem samego Boga. Prostokątny otwór poniżej kraty nadal nie pozwalał mi dojrzeć jego oblicza, jedynie gardło nie było zasłonięte litym drewnem.
— Ojcze... Ostatnim razem byłem u spowiedzi wiele, wiele lat temu. Jeśli pozwolisz, daruję sobie formułki. — Grzesznik usiłował jakoś zamaskować rozedrgany głos, jednak nie przynosiło to wymiernego skutku. — Nazywam się Michał Branicki. Wiesz, kim jestem?
— Wiem, synu.
— Więc pewnie wiesz też, że...
— Nie zawsze podążałeś śladami Zbawiciela?
— Mniej więcej. Zdarzało mi się mieć w rękach broń, ale nigdy nie użyłem jej, by skrzywdzić bliźniego.
— Nigdy...?
— Aż do teraz.
Pomiędzy zimnymi, kościelnymi murami zapanowała cisza. Ja natomiast zastanowiłem się nad dwiema emocjami przepełniającymi każdą wypowiedź grzesznika — wstydzie i zdenerwowaniu.
— Zabiłem go w parku, ojcze, wśród spacerujących dziadków i rozwrzeszczanych dzieciaków. Dwie kule przeryły grubasowi głowę. Nie wydał najcichszego odgłosu. Po prostu ścięło go z nóg, upadł przede mną na twarz.
— Skąd wiedziałeś, że tam będzie?
— Śledziłem go. Przez kilka dni. Zawsze przed pracą przechadzał się przez ten pieprzony skwer, na końcu jego spaceru czekał samochód z kierowcą. Później nie było ani chwili, żeby został sam.
WWWZrozumiałem coś. Ten Michał, czy jak mu tam, nie był zwyczajnym pokutnikiem. W jego przypadku to nie zdenerwowanie wynikało ze wstydu, lecz wstyd ze zdenerwowania. On nie czuł się winny, że pozbawił życia człowieka. Źródło stresu tkwiło w samej spowiedzi. Tak naprawdę doskwierał mu fakt, że dzieli się swoimi tajemnicami z jakimś bliżej nieznanym dziadkiem, który już dawno powinien zasiąść u boku swojego Boga. Poczucie winy brało się z zakorzenionego w nim, zapewne jeszcze w dzieciństwie, strachu przed wyznawaniem grzechów.
— Co było później? Po tym, jak już go załatwiłeś?
— Zabrałem się stamtąd jak najszybciej. Miałem się spotkać z ludźmi Skały na jednym z tych ponurych parkingów na obrzeżach miasta.
— Kim jest Skała? — Oczywiście wiedziałem o nim więcej, niż klęczący przede mną człowiek mógłby kiedykolwiek dowiedzieć się o własnym ojcu, więc chodziło mi tylko o sprawdzenie wiedzy mordercy.
Michał uraczył mnie nieciekawym opisem, z którego wywnioskowałem jedynie, że Skała zlecił mu zabójstwo i zapłacił po sprawie. Nie było to dla mnie oczywiście żadną niespodzianką. Pokutnik też na pewno zdawał sobie sprawę, że musiałem znać osobę, która wysłała do mnie niebezpiecznego mordercę.
— To wszystko wydarzyło się trzy dni temu. Od tamtego czasu czuję, że jestem ścigany. Tylko czekam, aż kumple tego grubasa dopadną mnie, a być może niedługo do zabawy dołączy się policja. Zaproszenie na spowiedź dostałem dziś rano, w telefonie od Skały. Nigdy wcześniej do mnie nie zadzwonił... — Coraz mniej obchodziło mnie to, co chciał mi powiedzieć. W słowach tego śmiecia nie widziałem skruchy, jedynie strach przed doczesnym zagrożeniem. Wielkimi krokami zbliżał się czas finału. Przerwałem mu: — Jak rozumiem, te dwie kule, które rozerwały mózg Grubego, zaszkodziły też twojemu.
Pożałowałem, że nie mogę dojrzeć jego miny.
— Gdyby jego współpracownicy dowiedzieli się, kto jest bezpośrednim sprawcą całej tej... sprawy, właśnie w tym momencie odbywałby się nad tobą Sąd Boży. Oni by nie zwlekali, wykorzystaliby pierwszą nadarzającą się okazję. Poza tym, jeżeli naprawdę byłbyś śledzony, Skała nie ryzykowałby wysłania cię w to miejsce.
— Nawet jeżeli tymczasowo jestem bezpieczny, na mój trop...
— Powiedz mi, czy przyszedłeś tu po to, by oczyścić się z grzechów, czy zależy ci tylko na pomocy w znalezieniu kryjówki? — Uderzyłem w czuły punkt. Morderca zdał sobie sprawę, że od tego, co teraz powie będzie zależała jego niedaleka przyszłość. Jego los nie był jeszcze przesądzony.
— Chcę i jednego, i drugiego.
— Kłamiesz. Nie obchodzi cię nic poza bezpieczeństwem ciała.
— Więc dobrze, ojcze, będę szczery — Szelest mógł oznaczać tylko przysunięcie się do kraty. W otworze poniżej niej wciąż widziałem przełykające nerwowo ślinę gardło grzesznika. — Nie wierzę w te tandetne zabobony, w życie po śmierci, zbawienie i całą resztę. Mam w dupie naukę Kościoła, a od Słowa Bożego mniej obchodzi mnie tylko twoje. A teraz dziadku, skoro już się przed tobą otworzyłem, nie pierdol mi o moich grzechach, tylko powiedz jedyną rzecz, którą chcę od ciebie usłyszeć — co mam teraz robić!
— Rozumiem. I tak nie jest w mojej mocy rozgrzeszać takich jak ty. Twoją duszę może ocalić już tylko Zbawca. A teraz, jeśli zamierzasz jeszcze trochę pożyć, posłuchaj uważnie...
WWWNajciszej jak potrafiłem, podniosłem leżący na oparciu fotela nóż i wbiłem go prosto w przełyk mężczyzny. Natychmiast zerwałem się z krzesła i wyszedłem zza konfesjonału, zostawiając niebezpieczne narzędzie w jego ciele. Po raz pierwszy dane mi było zobaczyć go w pełnej okazałości. Blondyn koło trzydziestki, z gatunku tych, co przez nadmiar stresu szybko starzeją się. Oszczędziłem mu tego przykrego losu. Uwagę przykuwały głęboko niebieskie, zimne oczy. Leżał na posadzce, próbując obiema dłońmi zatamować obfity krwotok.
— Prawda jest taka, że nie byłeś dla Skały jedynie jednorazowym narzędziem. To nie tak, że gdy stałeś się dla niego niepotrzebny i szkodliwy, postanowił się ciebie pozbyć. To nie musiało się tak skończyć. Skała wysłał cię tu, bym sprawdził, czy jesteś kimś więcej niż tylko zwykłym bandytą. On nie lubi otaczać się niepewnymi ludźmi, którym brakuje wiary i oddania sprawie. W gruncie rzeczy Gruby miał minimalne znaczenie, to był przede wszystkim test. Skała z pewnych względów pokładał w tobie nadzieje, przykro mi, że to zaprzepaściłeś. Miałeś szanse stać się kimś, przystąpić do jego wielkiego dzieła, do czegoś, czego nie mógłbyś nawet sobie wyobrazić. On realizuje element boskiego planu, dąży do tego, by ten świat stał się lepszy. Ale to już nieważne. Będę modlił się do Boga, prosząc, aby wybaczył ci twoje grzechy.
WWWWziąłem z konfesjonału przygotowany wcześniej olej służący do namaszczania i udzieliłem umierającemu ostatniego sakramentu, podczas gdy ten krztusił się i brudził podłogę. Przy "atque propitius allevet" jego ciało znieruchomiało. Czułem się całkowicie bezpieczny, dlatego postanowiłem odłożyć na później uprzątnięcie ziemskich zwłok, a sam skierowałem się do zakrystii. Na jednym ze stołów wąskiego pomieszczenia leżała rzecz mocno kontrastująca z otaczającymi ja sprzętami kościelnymi - włączony laptop. Ekran urządzenia przywitał mnie bielą skrzynki pocztowej. Od razu otworzyłem kopię roboczą listu zaadresowanego do Skały, do której, przed naciśnięciem "Wyślij", dopisałem tylko jedno zdanie: "Miał oczy po tobie."[quote][/quote]
Rachunek sumienia
1
Ostatnio zmieniony wt 14 lut 2012, 21:27 przez Verbis, łącznie zmieniany 3 razy.