Lęk

1
Lęk

Siedzieli na dywanie, kieliszki z białym winem odstawili na nocny stolik. Roksana pomyślała, że jednak za Marcinem nie nadąża. Co on znowu wymyślił?
- Teraz słuchaj – powiedział poważnie Marcin. – Będę ci opowiadał straszne historie. Skup się, wczuj się, bój się.

Roksana zachichotała.

- Dobrze. Świetnie. Później się śmiej, ale jeszcze nie teraz. Opowiem ci straszne, mrożące krew w żyłach historie o ludzkich umysłach. To wszystko jest najprawdziwsza prawda. Żywcem z podręczników psychiatrii i rozpraw naukowych. Na końcu możesz się śmiać, jeśli chcesz, ale powiem ci, że sama też jesteś taka. Wszyscy tacy jesteśmy. Każdy mózg ma jakąś wadę wzroku, każdy źle widzi kolory, źle widzi uczucia. A co ślepy nie zobaczy, a głupi nie zrozumie, to zmyśli. Teraz zamknij oczy i słuchaj…

Posłuchała.

Przed tobą otwiera się szmaragdowa otchłań. Żywa, groźna, lodowata. Niepowstrzymana pędzi na spotkanie z tobą. Słyszysz plusk, potem narastający szum, potem ryk i oto jesteś w lodowatym, ruchomym, szarozielonym więzieniu. Nad tobą zamyka się kopuła wody. Już nigdy nie otworzysz oczu ani ust, już nigdy nie będziesz oddychać. Boisz się?
- Trochę.
- Masz talassofobię – lęk przed oceanem.
- Wcale nie. – Roksana uśmiechnęła się przekornie.
- Nie? No dobrze, to słuchaj dalej.

Głęboko pod wodą, na dnie oceanu wznosi się ponura, obrośnięta śliskimi glonami świątynia. Ryby, kraby, ośmiornice i inne morskie stwory śmigają w tę i z powrotem, bowiem nie ma tam okien ani drzwi, ani dachu. Wewnątrz mieści się sala tronowa, a na królewskim tronie, pod napęczniałym od wody krucyfiksem z czarnego drewna siedzi on. Szatę ma białą jak morska piana, tiarę na głowie i wznosi drżącą ze starości rękę w groźnym geście może błogosławieństwa, a może ekskomuniki. Jego twarz to niewyraźna, rozmazana plama. Boisz się?

- Nie.
- Oj, tam. Przyznaj, że trochę się boisz!
- No dobra. Troszeczkę.
- A widzisz! Masz papafobię – lęk przed papieżami. Słuchaj dalej.

Jego ubranie przemienia się z białego w czarne. Teraz to zwykły ksiądz ubrany w straszliwą, czarną sutannę. A wiesz, dlaczego ona taka straszliwa? Bo ma mnóstwo, niezliczone mnóstwo drobnych, lśniących jak karalusze łebki guziczków. I te guziczki zaczynają się żwawo poruszać, przemieszczać, łapkami śliskimi skrobać w materiał i otwierać małe paszczęki pełne ostrych ząbków. Już do ciebie idą te stada guziczków jadowitych z księżej sutanny… Boisz się?

Kobieta nie odpowiedziała, dławiąc się chichotem.

- O, spazmy! Drgawki niemal! Masz bardzo groźną fobię! Koumpounofobia – to lęk przed guzikami.
- Prze…hihi. Przestań! – poprosiła Roksana, ocierając łzy, gdy już udało jej się złapać oddech.
- A wiesz, że śmiech był pierwotnie reakcją lękową? Widzisz – trzęsiesz się, stroszysz, pokazujesz zęby, wydajesz dziwne dźwięki… Groźna jesteś. Całkiem jak mój kot Loleusz, kiedy się przestraszy czerwonej skarpetki. Bo on ma erytrofobię, czyli lęk przed kolorem czerwonym. Słuchaj dalej.

W prawej ręce ta postać trzyma jakiś przedmiot. Z daleka nie widzisz, czy on jest poprzeczny, czy podłużny, ale już wiesz, że chociaż jesteś pod wodą, to zaraz twoje uszy przeszyje potworny, smutny, jękliwy, świdrujący dźwięk. A gdy go usłyszysz, zamienisz się w mysz! Bo to jest flet! Boisz się?

- Tak, straszliwie. Wyrosłam już z dziecięcych bajek.
- Błąd! Z bajek się nigdy nie wyrasta, a flety mogą być bardzo groźne dla kobiet. Niejedna przez fleta się w mysz zamieniła i tylko zapasy gromadzi, mysiąt pilnuje, norkę oporządza: szuru-buru. Byle tylko flet w domu był. A flet raz tu grywa, raz tam…
- Przestań. – Tym razem głos Roksany brzmiał całkiem poważnie. W jej oczach zaszkliły się łzy.
- No daj spokój! Boisz się fleta? Fleta faceta?

Znów się roześmiała. Mimo łez. Potrząsnęła głową w udawanym lęku.

- A widzisz. Masz aulofobię. To lęk przed instrumentami muzycznymi przypominającymi kształtem męski członek. Nie należy go mylić z lękiem przed publicznymi wystąpieniami w aulach. Słuchaj dalej.

W lewej ręce ten straszny, księdzopodobny typ trzyma białe, okrągłe, paskudne… Tak! Wstrętne jajo! Teraz wyobraź sobie, jak grubą igłą przebija skorupkę (musiałby mieć do tego trzecią rękę albo uprzednio odłożyć gdzieś ten straszny instrument muzyczny z otworkami, ale tego nie zrobi, bo stałby się mniej groźny). Zatem przebija skorupkę i przez dziurę wylewa się glutowata, trochę przezroczysta, a trochę żółta, śliska ciecz… Całkiem możliwe, że w jaju tym, poza cieczą, tkwi jeszcze jakiś nie do końca ukształtowany ptak albo, co gorsza, gad. Boisz się?
- Nie. Ale to wstrętne jest! Chyba już nigdy nie zjem jajka na miękko…
- Ha! Teraz wywołałem u ciebie ovofobię! Od łacińskiego „ovo”, czyli „jajko”. A teraz uważaj! Gwóźdź programu!

Pamiętasz, że cały czas jesteś pod wodą? Popatrz w górę. Tam, na powierzchni ktoś się przemieszcza. Szpieg jakiś. Śledzi cię. Obserwuje wszystko, nic nie umknie jego bystremu oku. Patrzy, łypie, łeb przekrzywia i coś knuje. Z jaja wstrętnego pochodzi i swoje wie. Do tego nerwowy jest. Nieobliczalny. Boisz się?
- Bo ja wiem? Kto to jest?
- Po stawie pływa, kaczka się nazywa. Patrzy na ciebie z góry strasznym wzrokiem. Nieswojo ci?

Roksana znów popłakała się ze śmiechu. Strasznym wzrokiem? Kaczka? Chociaż, z drugiej strony, ptaki mają coś dziwnego w spojrzeniu. Podejrzliwość jakąś i spode łba patrzą…

- Teraz zaszczepiłem ci anatidaefobię – lęk przed byciem obserwowanym przez kaczkę.
- Ludzie naprawdę na to cierpią? – zapytała, gdy już oboje przestali się śmiać.
- Żeby tylko na to! – żachnął się Marcin. – Arachibutyrofobia, cibusfobia, triskaidekafobia, hippopotomonstrosesquippedaliofobia, metrofobia…
- Strach przed jazdą metrem?
- A gdzie tam. Przed poezją. Są tacy, których można zamordować poematem. Wyrecytujesz takiemu fragment „Iliady”, a on umrze z przerażenia, bo nie będzie w stanie znieść nieuchronności rymów. Tych z cibusfobią może zabić piernik.
- A te wszystkie hippo- i triska-?
- Triskaidekafobia to lęk przed trzynastką. A tamto… - Marcin znów zaczął się śmiać – oznacza lęk przed długimi wyrazami.
- Złośliwe… - Roksana pokiwała głową. – Jak taki człowiek dostanie diagnozę, to dopiero może się przerazić…
- Tak naprawdę, to cud, że nie umieramy z przerażenia zaraz po otwarciu oczu. W głębi duszy doskonale wiemy, że życie jest przerażające. I tylko jedna rzecz jest pewna…
- Dwie! – przerwała mu Roksana. – Śmierć i podatki.
- Tylko jedna, Roksano, tylko jedna. Drugą załatwia kreatywna księgowość.
Ostatnio zmieniony śr 18 sty 2012, 18:41 przez Thana, łącznie zmieniany 3 razy.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

2
Wspaniały tekst;D Tego mi było trzeba po świętach, teraz sprawy przyziemne, które zawracały mi głowę poszły w odstawkę. Po prostu po przeczytaniu tego fragmentu ciężko jest się nie zaśmiać, a zarazem, z automatu, poprawić sobie humoru. Jeśli reszta tego co stworzyłaś jest w podobnym choćby stylu to masz kolejnego(bo pierwszy na pewno nie będę)czytelnika, który twoją książkę zakupi czym prędzej po jej ukazaniu się na półkach;)
PS. Świetne imię dla kota(mam nadzieję, że nie opisałaś nigdzie jego wyglądu;))

3
zaqr pisze:Jeśli reszta tego co stworzyłaś jest w podobnym choćby stylu
Chwilami jest w podobnym stylu, ale w wielu miejscach język mnie ponosi i robią się bełkoty, niestety. W dodatku nie wszędzie może i powinno być śmiesznie, a ja się cały czas wygłupiam. Tempo maratońskie jest jednak dla mnie za szybkie i dzieje się tak, że gadam bez sensu, byle gadać. Do półek jeszcze bardzo daleka droga. Może jak już będziesz siwiuteńkim staruszkiem... ;)
zaqr pisze:Świetne imię dla kota(mam nadzieję, że nie opisałaś nigdzie jego wyglądu;))
Coś na kształt opisu jest w dzienniku maratończyka, ale to opis "snu sprawiedliwego", nie koloru oczu i futra. Myślisz, że Loleusz nie powinien wyglądać? Taki koci Everyman?
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

4
Takie sobie, bez pointy żadnej. Poprawnie napisane (może bardziej niż poprawne - podobało mi się nawet) ale bez polotu niezbędnego, bym się zachwycił.

Zastrzżeń natury czepliwej nie mam - chyba wszystko jest w porządku ze stylem, przecinkami itp.
Thana pisze:- Teraz zaszczepiłem ci anatidaefobię – lęk przed byciem obserwowanym przez kaczkę.
A tej fobii nie ma, jest wymyślona - i wydaje mi się, że tak samo z tym lękiem przed długimi wyrazami, ale w tym drugim przypadku głowy nie dam (mam tylko wrażenie, że nazwa fobii wcale nie oznacza lęku przed długimi wyrazami i to żarcik czyjś jest). Jeżeli autor posługuje się fałszywymi fobiami, winien o tym napisać (ustami bohaterów), bo jak tego nie zrobi to uznam, że jest gupi. :)

Wracając - mimo, że stylistycznie nie jest źle, nie przeczytałbym powieści złożonej z podobnych fragmentów pozbawionych pointy i akcji.
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

5
Zastanawiam się czego tu brakuje... Może tego, że Marcin jest fatalnym gawędziarzem? Podejrzewam, że celowo zrobiłaś opisy lęków w tak drętwy sposób, jakby to były podręcznikowe przykłady? Tekst dzięki temu pozostaje żartem - trochę przydługim jak na żart, a za krótkim, żeby przerodzić się w coś głębszego. Sytuacja fabularna odcięła możliwość operowoania obrazem - skrótowa, no i ten Marcin - fatalny gawędziarz...
Ostatecznie nie wyszedł - MOIM ZDANIEM RZECZ JASNA -z tego ani żart ani sugerowana ostatnim zdaniem, głębia. Materiał do opowiadania - tak, opowiadanie - nie.
http://ryszardrychlicki.art.pl

6
zaqr pisze:Jeśli reszta tego co stworzyłaś jest w podobnym choćby stylu to masz kolejnego(bo pierwszy na pewno nie będę)czytelnika, który twoją książkę zakupi czym prędzej po jej ukazaniu się na półkach;)
Mówisz to wszystkim początkującym pisarzom. XD
Don't you hate people who... well, don't you just hate people?

7
Toż napisałam, że to fragment jest. Nie opowiadanie, nawet nie szort, tylko fragment. Wy chcecie pointę i głębię w każdych 6000 znaków? To ile tych point by w powieści musiało być? Bohater nie ma tutaj gawędzić, tylko próbuje dziewczynę rozweselić, bo ona markotna jest po rozstaniu z innym facetem. Żadnej głębi nie ma i być nie miało.
Mich'Ael pisze:Jeżeli autor posługuje się fałszywymi fobiami, winien o tym napisać (ustami bohaterów)
A to bardzo przytomna i słuszna uwaga. Dzięki.
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

8
klepnąłem zbyt szybko w link i nie zauważyłem, że to fragment. Jeśli chodzi CI tylko o ocenę stylistyczną - to zmilczę i faktycznie głębi nie będę poszukiwał. Chociaż ten fragment z fletem coś chyba z głębi wywołuje? Ale skoro to w gdzieś dalej pogrzebane - to jednak zmilczę :)
http://ryszardrychlicki.art.pl

9
Ogólnie, to mam problem z językiem, bo widzę, że strasznie językowo wydziwiam, metaforyzuję i takie różne. Przez to całość wychodzi mętnie i bardzo nierówno. Ten fragment jest taki bardziej "normalny" i dlatego go wrzuciłam. Trzymać się tego stylu?
smtk69 pisze: Chociaż ten fragment z fletem coś chyba z głębi wywołuje?
Oj tam, taka głębia jak w spodeczku z mlekiem. Paznokieć włożysz i już dno widać. ;)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

10
Podoba mi się ten fragment. Lekko, z wdziękiem napisany, obrazy podwodne działają mi na wyobraźnię. Czasem coś mi zazgrzytało, lecz są to drobiazgi, jak tutaj:
Thana pisze:Głęboko pod wodą, na dnie oceanu wznosi się ponura, obrośnięta śliskimi glonami świątynia. Ryby, kraby, ośmiornice i inne morskie stwory śmigają w tę i z powrotem, bowiem nie ma tam okien ani drzwi, ani dachu.
Raczej śmigają wokół niej, gdyż nie piszesz o żadnych innych punktach odniesienia.

Przypomniało mi się, że jeszcze w XVI wieku opisywano monstrum, zwane biskupem morskim. Miało ludzką głowę, na niej infułę, a resztę ciała dosyć dziwną, hybrydalną.

Przyjemne nagromadzenie absurdalnych fobii. Zwłaszcza ta poetycka zrobiła na mnie wrażenie, choć użyłabym tu innego przykładu, niż Iliada, która w oryginale wcale nie jest rymowana. Wyrecytujesz takiemu fragment po grecku - a on nic, bo na stopy rytmiczne nie jest wrażliwy...

Jako odrębną całość, przeczytałam Twój tekst z przyjemnością, natomiast kiedy myślę o nim jako o fragmencie powieści - no, nie wiem. Dużo zależy od miejsca, jakie tego typu fragmenty zajęłyby w całości. W "Dzienniku" piszesz o założeniach tej powieści, która jawi mi się jako konstrukcja bardzo misterna, lecz mało powieściowa (ja wiem, że od czasów nouveau roman czy też antypowieści klasyczne wzorce nie obowiązują, pokutują właściwie tylko w literaturze popularnej, ale dla mnie nadal pozostają ważnym punktem odniesienia). Bardziej widziałabym ją jako kunsztownie obmyślany zbiór - no właśnie, czego? Krótkich opowiadań? Powiastek? Przypowieści? A może wszystkiego po trochu?
Nie chodzi mi tu o jałowe spory o definicję tego, co piszesz - raczej o konsekwencje, które wynikają z przyjęcia pewnej konwencji. Konsekwencje dla głównych bohaterów. Zastanawia mnie bowiem, kim będą Roksana i Marcin. Gadającymi głowami, które wprowadzają czytelnika w świat kolejnych absurdów? Czy też "pełnokrwistymi" bohaterami, mającymi własną historię, która rozwija się w kolejnych opowieściach?

A, i jeszcze jedno: wprawdzie nie było to pytanie do mnie, lecz ja byłabym za indywidualizacją Loleusza, jeśli chodzi o kolor futra i oczu. Kot to nie tylko charakter, futro też.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

11
Może jak już będziesz siwiuteńkim staruszkiem
W moich genach zapisana jest łysiuteńka starość;P
Myślisz, że Loleusz nie powinien wyglądać?
Zdecydowanie nie powinien. Taki kot X zdecydowanie lepiej oddziaływuje na wyobraźnię czytelnika i jego sierść czy oczy można będzie dopasować do sytuacji w jakiej się znajdzie.
Mówisz to wszystkim początkującym pisarzom. XD
Nie wszystkim tylko tym, których tekst mi się spodobał. To dosyć spora różnica.

12
A mnie się ten fragment podoba. Jest dosyć lekki. Oczywiście więcej takich klimatów psychiatrycznych nie dałoby się czytać, ale podejrzewanie o to autorki jest raczej bezzasadne. Ot pojedyncza scena, jak koleś zarywa laskę. :)
Leniwiec Literacki
Hikikomori

13
Thana pisze:Trzymać się tego stylu?
Jeśli to odtrutka - to tak. STyl masz faktycznie tutaj odchudzony, szczególnie ten odnarratorski. Dobry krok, odrywa od narratora i skupia uwagę na postaciach. O ile tego właśnie potrzebujesz.
Olbrzymia przewaga dialogów dobrze z tym współgra - ogólnie więc próba raczej udana.
http://ryszardrychlicki.art.pl

14
Rubio, ogromne dzięki za biskupa morskiego! Świetny stwór i na pewno gdzieś go wykorzystam.
rubia pisze: Bardziej widziałabym ją jako kunsztownie obmyślany zbiór - no właśnie, czego? Krótkich opowiadań? Powiastek? Przypowieści?
Czegoś takiego staram się (z różnym skutkiem) uniknąć. Ponieważ to jest zbyt oczywista realizacja takiej struktury, a przy okazji maratonu chciałam spróbować zrobić coś, czego nie umiem - tak te elementy rozwijać i łączyć, żeby stanowiły całość i płynnie przechodziły jeden w drugi. W niektórych miejscach to się chyba udało, w kilku innych nie. I mam dziury.
rubia pisze:Czy też "pełnokrwistymi" bohaterami, mającymi własną historię, która rozwija się w kolejnych opowieściach?


Staram się, żeby było właśnie tak, chociaż ta para to niejedyni bohaterowie. Układ emocji w kole Plutchika wymusza określoną kolejność uczuć (która nie zawsze pasuje logicznie do ciągu wydarzeń, stąd w tej części oni tylko gadają o lęku, a żadne z nich tego lęku nie przeżywa) oraz narzuca kolory, którym staram się być wierna (lęk jest zielony, dlatego pojawia się morze). Na dodatek to jest koło (trzy koła, właściwie), więc staram się, żeby oni wszyscy w pewnym sensie wrócili do punktu wyjścia, odzyskali utracone, utracili pozyskane itp., ale żeby wrócili odmienieni.

Trudno zatem jednoznacznie określić tę strukturę - trochę klasyczna, trochę mozaikowa, trochę kolista. Ja to widzę jako coś pomiędzy zabawą kalejdoskopem a malowaniem akwarelowej mandali, zależy mi jednak na tym, żeby było płynnie. Z całą pewnością nie da się tego zrobić porządnie w miesiąc, ale powiedzmy, że to są takie pierwsze przymiarki. Niestety, warstwa językowa zupełnie mi się wymknęła spod kontroli. Muszę z nią coś zrobić.
padaPada pisze:Ot pojedyncza scena, jak koleś zarywa laskę.


Tak, właśnie o to tutaj chodzi, tylko że oni są na etapie, kiedy udają, że "są tylko przyjaciółmi". Chętnie bym ich posłała do łóżka, ale nie mogę, bo to ich za bardzo zmieni i struktura mi się posypie. :)
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

15
Thana pisze:Niestety, warstwa językowa zupełnie mi się wymknęła spod kontroli. Muszę z nią coś zrobić.
W tym akurat fragmencie nad warstwą językową panujesz suwerennie. Może rzeczywiście, jak zauważył smtk, Marcin nie jest dobrym gawędziarzem, ale nie wynika to z nieprzejrzystości stylu czy zawiłości języka.

A tu biskup we własnej osobie (fig. III)
[img]http://wgrywacz.pl/images/965monstra_morskie.jpg[/img]
Chociaż mi bardziej podoba się mnich morski (fig. II) :)
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”