[krótki fragment, jeden akapit]
- Na co czekasz, do cholery?! - ton wykrzyczanego rozkazu normalnie wywoływałby dreszcze na całym ciele, na nim nie robił żadnego wrażenia. Skulony i skrępowany chłopak, leżący pod ścianą spojrzał błagalnym wzrokiem na stojącego przed nim mężczyznę. Ten uśmiechnął się drwiąco i skierował broń w jego kierunku. - Okabe, nie mamy czasu na twoje gierki! Strzelaj i zmywamy się stąd. Namura nas zabije, jak coś pójdzie nie tak! - miotał się drugi z oprawców. Twarz zabarwiła mu się purpurowym odcieniem, kiedy nerwowo przestępował z nogi na nogę. Bywasz taki żałosny, zaśmiał się w myślach długowłosy brunet, trzymając w ręku rewolwer. Słaba, bezmyślna marionetka. Jesteś tak pospolity i za to dziś zginiesz. W jednej zmienił kierunek i wymierzył prosto w czoło swojego wspólnika. Tamten rozszerzył szeroko oczy i zaczął się powoli cofać. - Co ty wyprawiasz, idioto?! Zebrało ci się na zabawę?! - wrzasnął, wciąż jednak zmierzając niepewnie ku drzwiom. Jego kompan wydał z siebie krótkie parsknięcie, po czym wystrzelił. Raz. To wystarczyło, żeby odrzucić ciało prosto na ścianę. Struga krwi spłynęła leniwie po wykrzywionej z przerażenia twarzy, tworząc dość drastyczny widok. Satoru stał spokojnie i patrzył lubieżnym wzrokiem na bezwolnie poruszający się jeszcze palec postrzelonego. Zaraz jednak przypomniał sobie o chłopaku spod ściany i podszedł do niego, nie odrywając przy tym oczu od otaczającej z wolna zwłok krwi. Wreszcie spojrzał w dół i ujrzał nieruchomą postać, która ze wszystkich sił starała się nawet nie oddychać. Wątła sylwetka wydawała się kompletnie sparaliżowana.
Spójrz na mnie – powiedział stanowczo. - Spójrz mi prosto w oczy, szczeniaku.
Spojrzał błyskawicznie. Mężczyzna zaśmiał się w duchu; czuł się panem i władcą, czyli tak, jak powinno być zawsze. Przez myśl przemknęło mu, żeby zarżnąć go tu i teraz, ale to by było zbyt proste. Nazywał się Satoru Okabe – on nigdy nie wybierał prostych rozwiązań. - Zastanawiam się, co z tobą zrobić.. - zaczął teatralnie, doskonale przy tym bawiąc. - Jak się nazywasz? - uklęknął przy nim i odrzucił włosy do tyłu.
Yoshiki, proszę pana – odpowiedział tamten drżącym głosem, starając się jednak zachować resztki opanowania.
Yoshiki? Ładnie. Tak więc Yoshiki, z racji tego, że podoba mi się twoje imię, pozwolę ci wybrać. Mam zabić cię ja, czy po prostu zostawić tu do czasu, aż znajdą cię ludzie Namury i zrobią to za mnie? - wyszeptał z drwiną w głosie zły i niedobry pan Okabe. Biedny i oszalały ze strachu Yoshiki nie był w stanie wydobyć z siebie słowa. Jak to się stało, że on, chłopak z dobrej rodziny miał skończyć zabity z powodu porachunków jakiejś mafii. Wplątano go w świat kryminalistów i morderców; świat o którym nie miał najmniejszego pojęcia a miał za niego zginąć. Tak być nie mogło!
- Mój ojciec.. - zaczął, modląc się w duchu, żeby tylko wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa – mój ojciec jest bogaty! - krzyknął, dysząc przy tym. Długowłosy facet, który groził mu śmiercią uniósł wysoko brwi w wyrazie głębokiego wręcz zdziwienia.
- I? Co w związku z tym? - spytał, całkiem rozbawiony.
- To znaczy,że ma dużo pieniędzy! – kontynuował chłopak z nadzieją, że jego solidne argumenty właśnie ratują mu życie. Zamiast przejścia do negocjacji, usłyszał śmiech. Okrutny, złowieszczy i pełen politowania śmiech tego.. jak mu tam, Okabe? To oznaczało, że mógł się żegnać ze swoim siedemnastoletnim żywotem w tempie ekspresowym.
Słuchaj no, Yoshiki. Słuchaj mnie uważnie! - zaczął Satoru, starając się brzmieć już całkiem poważnie. - Wiesz, ile mnie obchodzą pieniądze twojego ojca? Nie? To ja ci powiem najdosadniej jak potrafię. Pierdolą mnie one. Zrozumiałeś? To wspaniale, mądry z ciebie chłopak. Dlatego zakończę to szybko, żebyś nie cierpiał, bo jak dorwą cię moi wspól.. dawni wspólnicy, to będziesz żałował, że nie ja cię zabiłem i.. - coś mu przerwało. Na początku nie mógł się zorientować co to dokładnie, ale po chwili uświadomił sobie,że to cichy szloch. Błagalne spojrzenie skierowane w jego stronę miało chyba na celu wzbudzenie w nim współczucia. Przyjął je z irytacją.
W takim razie nic tu po mnie. Chciałem być miły, ale skoro wolisz zdychać w męczarniach, to droga wolna – sarknął i wstał, ostentacyjnie otrzepując skórzany płaszcz.
- Satoru – sama.. ja.. ja nie mogę umierać. Nie teraz! Wiem, że to brzmi jak tania telenowela, ale ja naprawdę..
- Skończ. Każdy 'nie może umierać'. Każdy ma do zrobienia jeszcze tyle rzeczy a i tak nic nie wnosi do społeczeństwa.
- Nie. Ja jestem inny! Przysięgam! - teraz ton jego głosu zaczynał brzmieć histerycznie.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? Po co w ogóle ze mną dyskutujesz?
- Weź mnie ze sobą.
2
Haha, masz pecha, bo trafiłaś na studentkę japonistyki. 
Otóż tak. To, co przeczytałam bardziej jest bliskie Twoim wyobrażeniom na temat Yakuzy niż temu, czym Yakuza jest w rzeczywistości. Plus mam wrażenie, że naoglądałeś się trochę anime na ten temat, bo opisy zabójstwa i samego zachowania postaci przywodzą mi na myśl właśnie sceny z anime.
Ok, nie wiem czego tak naprawdę oczekujesz w związku z tą weryfikacją (bo to bardzo krótki fragment), ale napiszę Ci to, co mi leży na sercu (och, jak to pięknie zabrzmiało).
Zmień, proszę, bo strasznie to brzmi i nienaturalnie. Np. na: pierdolę je.
Są błędy w zapisie dialogów, także wygooglaj sobie jak to z nimi jest. Do tego moim zdaniem powinnaś zapisywać myśli swoich bohaterów w cudzysłowie, bo mieszają się niepotrzebnie z trzecioosobowym narratorem i czytelnik zaczyna zastanawiać się kto jest kim. Do tego sporo błędów interpunkcyjnych, których nie chce mi się wytykać. Jednak uwaga interpunkcyjna: jak już używasz wielokropku, to przypominam, że składa się z trzech kropek, nie dwóch.
Ogólne uwagi na plus: masz całkiem niezły, dynamiczny styl, historia nastolatka w mafijnym środowisku może być ciekawa
Uwagi na minus: kulejąca interpunkcja, zapisy dialogów, używasz dziwnych epitetów, którymi uderzasz czytelnika po twarzy (np. zły i niedobry), tak szybko prowadzisz narrację, że zaczynasz gubić się w postaciach (szybkie zmiany i zły zapis spowodowały moje skonfundowanie), idziesz stereotypowym krokiem za złą i niedobrą Yakuzą, straszny zapis
Tyle ode mnie. Co złego, to nie ja. I wybacz, że się znęcałam.
PS. Pisałaś na forum "Przedstawiamy się..." o tym, że chcesz wyjechać do Japonii ze stypendium. Kilku moich znajomych zdawało ten egzamin (ja też miałam, ale jednak wybrałam Hiszpanię; pewnie będę to robić za rok, jeśli mój zaawansowany wiek na to pozwoli
) i powiem Ci tak: ucz się angielskiego i matematyki (przede wszystkim matematyki). Japońskiego perfect nie opanujesz w 2 lata, z całym szacunkiem oczywiście. Egzamin jest trudny, ale to już pewnie wiesz. Także powodzenia i w ogóle.

Otóż tak. To, co przeczytałam bardziej jest bliskie Twoim wyobrażeniom na temat Yakuzy niż temu, czym Yakuza jest w rzeczywistości. Plus mam wrażenie, że naoglądałeś się trochę anime na ten temat, bo opisy zabójstwa i samego zachowania postaci przywodzą mi na myśl właśnie sceny z anime.
Ok, nie wiem czego tak naprawdę oczekujesz w związku z tą weryfikacją (bo to bardzo krótki fragment), ale napiszę Ci to, co mi leży na sercu (och, jak to pięknie zabrzmiało).
Nie za dużo rzeczy w jednym akapicie? Ja rozumiem, oszczędność papieru, własnego czasu, ale na litość boską, szanujmy też czytelnika. To nie jest monolog, żeby wszystko pisać ciurkiem.osoroshii pisze:Namura nas zabije, jak coś pójdzie nie tak! - miotał się drugi z oprawców. Twarz zabarwiła mu się purpurowym odcieniem, kiedy nerwowo przestępował z nogi na nogę. Bywasz taki żałosny, zaśmiał się w myślach długowłosy brunet, trzymając w ręku rewolwer. Słaba, bezmyślna marionetka. Jesteś tak pospolity i za to dziś zginiesz. W jednej zmienił kierunek i wymierzył prosto w czoło swojego wspólnika. Tamten rozszerzył szeroko oczy i zaczął się powoli cofać. - Co ty wyprawiasz, idioto?! Zebrało ci się na zabawę?! - wrzasnął, wciąż jednak zmierzając niepewnie ku drzwiom. Jego kompan wydał z siebie krótkie parsknięcie, po czym wystrzelił. Raz. To wystarczyło, żeby odrzucić ciało prosto na ścianę. Struga krwi spłynęła leniwie po wykrzywionej z przerażenia twarzy, tworząc dość drastyczny widok. Satoru stał spokojnie i patrzył lubieżnym wzrokiem na bezwolnie poruszający się jeszcze palec postrzelonego. Zaraz jednak przypomniał sobie o chłopaku spod ściany i podszedł do niego, nie odrywając przy tym oczu od otaczającej z wolna zwłok krwi. Wreszcie spojrzał w dół i ujrzał nieruchomą postać, która ze wszystkich sił starała się nawet nie oddychać. Wątła sylwetka wydawała się kompletnie sparaliżowana.
Klęknął.osoroshii pisze:- Jak się nazywasz? - uklęknął przy nim i odrzucił włosy do tyłu.
Że co proszę? Zły i niedobry? Masło maślane? Wykreślić.osoroshii pisze: wyszeptał z drwiną w głosie zły i niedobry pan Okabe.
Ta sama zła i niedobra konstrukcja.osoroshii pisze: Biedny i oszalały ze strachu Yoshiki
Wyobraziłam sobie.osoroshii pisze:Pierdolą mnie one.

Czegoś tu chyba brakuje, NIEprawdaż?osoroshii pisze:- Mój ojciec.. - zaczął, modląc się w duchu, żeby tylko wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa
No nie, czyżby narrator zapomniał o kim mówi?osoroshii pisze:Okrutny, złowieszczy i pełen politowania śmiech tego.. jak mu tam, Okabe?
Jak Japończyk się przedstawia, to zwykle podaje najpierw swoje nazwisko, a potem imię. Nie wyobrażam sobie, żeby dzieciak przedstawiał się członkowi Yakuzy podając tylko swoje imię. Przynajmniej 17-letni dzieciak.osoroshii pisze:- Jak się nazywasz? - uklęknął przy nim i odrzucił włosy do tyłu.
Yoshiki, proszę pana – odpowiedział tamten
Są błędy w zapisie dialogów, także wygooglaj sobie jak to z nimi jest. Do tego moim zdaniem powinnaś zapisywać myśli swoich bohaterów w cudzysłowie, bo mieszają się niepotrzebnie z trzecioosobowym narratorem i czytelnik zaczyna zastanawiać się kto jest kim. Do tego sporo błędów interpunkcyjnych, których nie chce mi się wytykać. Jednak uwaga interpunkcyjna: jak już używasz wielokropku, to przypominam, że składa się z trzech kropek, nie dwóch.
Ogólne uwagi na plus: masz całkiem niezły, dynamiczny styl, historia nastolatka w mafijnym środowisku może być ciekawa
Uwagi na minus: kulejąca interpunkcja, zapisy dialogów, używasz dziwnych epitetów, którymi uderzasz czytelnika po twarzy (np. zły i niedobry), tak szybko prowadzisz narrację, że zaczynasz gubić się w postaciach (szybkie zmiany i zły zapis spowodowały moje skonfundowanie), idziesz stereotypowym krokiem za złą i niedobrą Yakuzą, straszny zapis
Tyle ode mnie. Co złego, to nie ja. I wybacz, że się znęcałam.
PS. Pisałaś na forum "Przedstawiamy się..." o tym, że chcesz wyjechać do Japonii ze stypendium. Kilku moich znajomych zdawało ten egzamin (ja też miałam, ale jednak wybrałam Hiszpanię; pewnie będę to robić za rok, jeśli mój zaawansowany wiek na to pozwoli

Re: Satoru
31. Trudno powiedzieć, czy i jaką reakcję wywołałaby ta wypowiedź. To tylko autor twierdzi, że dreszcze na całym ciele.osoroshii pisze: - Na co czekasz, do cholery?! - ton wykrzyczanego rozkazu normalnie wywoływałby dreszcze na całym ciele, na nim nie robił żadnego wrażenia.
2. To nie jest rokaz, ale ponaglenie. Przynajmniej po przeczytaniu tego zdania nie odnoszę wrażenia, że mam do czynienia z rozkazem. Znowu - autor tak twierdzi.
3. "Ton" powinien być dużą literą, bo nie zamyka zdania, lecz otwiera nowe. Przykład:
a) - Gdzie leziesz? - zapytał Roman.
b) - Gdzie leziesz? - Ton pytania wykazywał zniecierpliwienie.
W szczególnych sytuacjach można sobie wyobrazić małą literę, jeśli owo drugie zdanie jest równoważnikiem zamknięcia pierwszego zdania. W omawianym przypadku tak nie jest.
4. "Na nim" to jednak błąd, bo nie mamy żadnego podmiotu/dopełnienia, do którego można by odnieść ten zaimek.
Owszem - pasuje liczbą i rodzaje i "ton", i "rozkaz", ale chyba nie o to chodziło...
To dopiero pierwsze zdanie. Cóż, noc jest długa...
Chciałbym się zatrzymać przy tym fragmencie. Sam w sobie jest napisany poprawnie, ale stanowi świetną ilustrację problemu zarysowanego w pierwszym komentarzu pkt 4. W pierwszym zdaniu pojawia się "nim" bez żadnego tropu, o kogo chodzi. Kolejne zdanie zaczyna się podmiotem "chłopak", więc naturalne jest, że wcześniejszy zaimek odnosi się do tegoż chłopaka, zwłaszcza że skulony on jest i skrępowany. Co prawda, o jakie wrażenie i jakie dreszcze mogłoby chodzić, nie wiadomo, skoro rozkaz jest ponagleniem, a ponaglanie skrępowanego człowieka jest trochę bez sensu, chyba że wypowiadający rozkaz/ponaglenie oczekuje, że ofiara skrępuje się bardziej.osoroshii pisze: Skulony i skrępowany chłopak, leżący pod ścianą spojrzał błagalnym wzrokiem na stojącego przed nim mężczyznę. Ten uśmiechnął się drwiąco i skierował broń w jego kierunku. - Okabe, nie mamy czasu na twoje gierki! Strzelaj i zmywamy się stąd. Namura nas zabije, jak coś pójdzie nie tak! - miotał się drugi z oprawców. Twarz zabarwiła mu się purpurowym odcieniem, kiedy nerwowo przestępował z nogi na nogę. Bywasz taki żałosny, zaśmiał się w myślach długowłosy brunet, trzymając w ręku rewolwer.
Kto zatem miałby mieć dreszcze? Dalsza lektura (cytowany fragment) sugeruje, że pierwsza wypowiedź to część dialogu pomiędzy oprawcami. Tylko kto komu wydaje rozkazy? Ten, co się miota, temu spokojnemu? A logika? Przecież ten miotający się jest przerażony jak siedem nieszczęść i marzy o tym, żeby spieprzać - ani mu w głowie rozkazy, może co najwyżej prosić kompana i przekonywać go (co zresztą czyni), żeby skończyli całą zabawę i poszli w cholerę. To co - ponagla ten drugi, tzn. ten z rewolwerem? Hm, tylko do kogo kieruje te słowa?
Już wiem - autorem pierwszej wypowiedzi jest chłopak (ten skrępowany)! Pospiesza zabójcę - "no, stuknij mnie, pedale, bo umrę z nudów, a nie mam czasu!" Wow! To jest postmoderna!
Eee, z tym odrzutem przy strzale z rewolweru to bym polemizował. Ale niech będzie.osoroshii pisze: Słaba, bezmyślna marionetka. Jesteś tak pospolity i za to dziś zginiesz. W jednej zmienił kierunek i wymierzył prosto w czoło swojego wspólnika. Tamten rozszerzył szeroko oczy i zaczął się powoli cofać. - Co ty wyprawiasz, idioto?! Zebrało ci się na zabawę?! - wrzasnął, wciąż jednak zmierzając niepewnie ku drzwiom. Jego kompan wydał z siebie krótkie parsknięcie, po czym wystrzelił. Raz. To wystarczyło, żeby odrzucić ciało prosto na ścianę.
"Drastyczny widok" to powiedziałby dziennikarz wiadomości, prosząc, aby rodzice zasłonili dziecom oczy, bo zaraz na ekranie pokażą właśnie drastyczny widok - krew, flaki i ślady spermy na pościeli. Narrator tak nie pisze - użyłby raczej słów: makabryczny, groteskowy, odpychający itp., zależnie od potrzeb.osoroshii pisze:Struga krwi spłynęła leniwie po wykrzywionej z przerażenia twarzy, tworząc dość drastyczny widok.
Swoją drogą - jeśli facet padł trupem, to jego twarz nic już nie wyraża - ma to związek ze zwiotczeniem mięśni w chwili śmierci.
Ten palec to też licentia poetica, ale niech już będzie - nie takie niespodzianki potrafi sprawić OUN.osoroshii pisze: Satoru stał spokojnie i patrzył lubieżnym wzrokiem na bezwolnie poruszający się jeszcze palec postrzelonego.
Dlaczego lubieżnym? Zamierzał skorzystać z okazji i zakosztować nekrofilskich praktyk seksualnych? Czy to ważne dla tekstu?
Próbuję to sobie wyobrazić. Z drugiego zdania wynika, że zabójca stoi przed chłopakiem (tym skrępowanym). Nigdzie nie jest napisane, że się przemieszcza, wręcz przeciwnie - po oddaniu strzału stoi spokojnie. Teraz zaś podchodzi do chłopaka (czyli co - pół kroku robi czy cały?), ale oczu nie odrywa od plamy krwi. A "wreszcie" sugeruje, że te podchody trochę mu czasu zajęły. Sorry, Wnnetou, ale ja tego nie widzę. Myślę, że autor w wyobraźni przesunął bruneta w ślad za cofającą się ofiarą, ale zapomniał o tym napisać. Tyle że ja nie mam obowiązku się domyślać. I jeszcze jedno - po jaką cholerę gapi się w tę krew? Może też lubieżnym wzrokiem? To jakieś sado-maso SF?osoroshii pisze:Zaraz jednak przypomniał sobie o chłopaku spod ściany i podszedł do niego, nie odrywając przy tym oczu od otaczającej z wolna zwłok krwi. Wreszcie spojrzał w dół i ujrzał nieruchomą postać, która ze wszystkich sił starała się nawet nie oddychać.
Wychodzi, że spojrzał ten, co mówi. Niestety, jak się zmienia podmiot, to trzeba to oznajmić urbi et orbi, np. młodszy mężczyzna spojrzał..., ofiara spojrzała... itd.osoroshii pisze:Wątła sylwetka wydawała się kompletnie sparaliżowana.
Spójrz na mnie – powiedział stanowczo. - Spójrz mi prosto w oczy, szczeniaku.
Spojrzał błyskawicznie.
To znaczy - zawsze powinien być panem i władcą czy zawsze powinien się tak czuć? Bo ze zdania to nie wynika, a to spora różnica.osoroshii pisze:Mężczyzna zaśmiał się w duchu; czuł się panem i władcą, czyli tak, jak powinno być zawsze.
Podejrzewam, że to wstęp do jakichś lubieżnych praktyk.osoroshii pisze:Przez myśl przemknęło mu, żeby zarżnąć go tu i teraz, ale to by było zbyt proste. Nazywał się Satoru Okabe – on nigdy nie wybierał prostych rozwiązań.
"Się bawiąc", bo inaczej brak dopełnienia bliższego. A i tak jedynym podmiotem zdolnym do bycia bawionym jest ów nieszczęsny chłopak, ale nie wydaje mi się, aby panu Okabe udało się go zabawić.osoroshii pisze:- Zastanawiam się, co z tobą zrobić.. - zaczął teatralnie, doskonale przy tym bawiąc.
Tak, ten "zły i niedobry" byłby świetnym zabiegiem stylistycznym, gdyby pojawił się w wypowiedzi pana Okabe na własny temat jako przykład sadyzmu ukrytego za pseudoinfantylną autodrwiną. Ale w ustach narratora to pseudodrwiący infantylizm.osoroshii pisze:- Jak się nazywasz? - uklęknął przy nim i odrzucił włosy do tyłu.
Yoshiki, proszę pana – odpowiedział tamten drżącym głosem, starając się jednak zachować resztki opanowania.
Yoshiki? Ładnie. Tak więc Yoshiki, z racji tego, że podoba mi się twoje imię, pozwolę ci wybrać. Mam zabić cię ja, czy po prostu zostawić tu do czasu, aż znajdą cię ludzie Namury i zrobią to za mnie? - wyszeptał z drwiną w głosie zły i niedobry pan Okabe.
Dlaczego biedny? Na miskę ryżu nawet go nie stać? I po co o tym pisać, to ma jakieś znaczenie dla tekstu?osoroshii pisze:Biedny i oszalały ze strachu Yoshiki nie był w stanie wydobyć z siebie słowa.
Nie, ja nie chcę - krzyknął drżący i skuklony chłopiec. Tupnął nóżką i wydął usta w geście sprzeciwu.osoroshii pisze:Jak to się stało, że on, chłopak z dobrej rodziny miał skończyć zabity z powodu porachunków jakiejś mafii. Wplątano go w świat kryminalistów i morderców; świat o którym nie miał najmniejszego pojęcia a miał za niego zginąć. Tak być nie mogło!
I jeszcze przecinki do uzupełnienia - morze przecinków.
Ostatnie zdanie - trup stylistyczny. Wynika z niego, że chłopak spodziewał się usłyszeć przejście do negocjacji. A to wydaje jakiś dźwięk? Bo ja wiem - szeleści, syczy, bulgoce?osoroshii pisze:- Mój ojciec.. - zaczął, modląc się w duchu, żeby tylko wydobyć z siebie jakiekolwiek słowa – mój ojciec jest bogaty! - krzyknął, dysząc przy tym. Długowłosy facet, który groził mu śmiercią uniósł wysoko brwi w wyrazie głębokiego wręcz zdziwienia.
- I? Co w związku z tym? - spytał, całkiem rozbawiony.
- To znaczy,że ma dużo pieniędzy! – kontynuował chłopak z nadzieją, że jego solidne argumenty właśnie ratują mu życie. Zamiast przejścia do negocjacji, usłyszał śmiech.
Kolejna zagadka, a właściwie trzy! Kto się zastanawia, kto jest autorem i odbiorcą pytania?osoroshii pisze:Okrutny, złowieszczy i pełen politowania śmiech tego.. jak mu tam, Okabe?
1. Chłopak pyta sam siebie? A to ma takie dla niego znaczenie, czy zarżnie go pan Okabe, czy pan Jakiś-inny-skośnooki?
2. Narrator pyta siebie czy może czytelnika? I co - trzeba przytaknąć na głos, czytając ten fragment?
3. Narrator albo czytelnik pyta pana Okabe nie wiadomo o co? Choć to kompletnie pozbawione sesnu, to na to właśnie stawiam, a w zasadzie nie ja, ale interpunkcja. Gdyby bowiem chodziło o wersję 1 lub 2, zapis powinien wyglądać tak: "Jak mu tam? Okabe?". Tymczasem zdanie zapisane jest typowo "Wołaczowo", podobnie jak w pytaniu: "No, jak się czujesz, Roman?"
No, no, ale mu powiedział. Normalnie w pięty idzie.osoroshii pisze:To oznaczało, że mógł się żegnać ze swoim siedemnastoletnim żywotem w tempie ekspresowym.
Słuchaj no, Yoshiki. Słuchaj mnie uważnie! - zaczął Satoru, starając się brzmieć już całkiem poważnie. - Wiesz, ile mnie obchodzą pieniądze twojego ojca? Nie? To ja ci powiem najdosadniej jak potrafię. Pierdolą mnie one.
Och, ale on twardy! Jak skała. Zastanawiam się tylko, po co taki twardziel rozmawia z gówniarzem, który go nie obchodzi i nic dla niego nie znaczy. Twardziel albo wyszedłby bez słowa, albo zastrzelił dzieciaka. Ale nie - temu się na konwersację zebrało. Jeszcze brakuje, żeby zaczął opowiadać o dzieciństwie w biednej dzielnicy.osoroshii pisze:Zrozumiałeś? To wspaniale, mądry z ciebie chłopak. Dlatego zakończę to szybko, żebyś nie cierpiał, bo jak dorwą cię moi wspól.. dawni wspólnicy, to będziesz żałował, że nie ja cię zabiłem i.. - coś mu przerwało. Na początku nie mógł się zorientować co to dokładnie, ale po chwili uświadomił sobie,że to cichy szloch.
Błagalne spojrzenie skierowane w jego stronę miało chyba na celu wzbudzenie w nim współczucia. Przyjął je z irytacją.
Ręki mie opadli na sam koniec. Realizm ostatniej sceny po prostu zwala z nóg - słowa te ledwo piszę, próbując z podłogi dosięgnąć klawiatury.osoroshii pisze:W takim razie nic tu po mnie. Chciałem być miły, ale skoro wolisz zdychać w męczarniach, to droga wolna – sarknął i wstał, ostentacyjnie otrzepując skórzany płaszcz.
- Satoru – sama.. ja.. ja nie mogę umierać. Nie teraz! Wiem, że to brzmi jak tania telenowela, ale ja naprawdę..
- Skończ. Każdy 'nie może umierać'. Każdy ma do zrobienia jeszcze tyle rzeczy a i tak nic nie wnosi do społeczeństwa.
- Nie. Ja jestem inny! Przysięgam! - teraz ton jego głosu zaczynał brzmieć histerycznie.
- Czego ty ode mnie oczekujesz? Po co w ogóle ze mną dyskutujesz?
- Weź mnie ze sobą.
4
To nie jest rozkaz, tylko pytanie.osoroshii pisze:- Na co czekasz, do cholery?! - ton wykrzyczanego rozkazu normalnie wywoływałby dreszcze
Mógł sam zastrzelić chłopaka i byłoby po krzyku. Broni nie wziął, idąc na akcję?osoroshii pisze:Namura nas zabije, jak coś pójdzie nie tak! - miotał się drugi z oprawców. Twarz zabarwiła mu się purpurowym odcieniem, kiedy nerwowo przestępował z nogi na nogę.
Już na samym początku tworzysz sytuacje, które każą powątpiewać w Twoją znajomość realiów świata przestępczego. To miotanie się, krzyki, niemalże histeria faceta, który zostanie zastrzelony przez wspólnika - tak się zachowuje zawodowy morderca? A ten drugi:osoroshii pisze:Tamten rozszerzył szeroko oczy i zaczął się powoli cofać. - Co ty wyprawiasz, idioto?! Zebrało ci się na zabawę?! - wrzasnął, wciąż jednak zmierzając niepewnie ku drzwiom. Jego kompan wydał z siebie krótkie parsknięcie, po czym wystrzelił. Raz. To wystarczyło, żeby odrzucić ciało prosto na ścianę.
To jest motywacja dobra dla jakiegoś psychopatycznego profesora filozofii, który ma dość naprzykrzającego się, nudnego rozmówcy.osoroshii pisze:Słaba, bezmyślna marionetka. Jesteś tak pospolity i za to dziś zginiesz. W jednej zmienił kierunek i wymierzył prosto w czoło swojego wspólnika.
Obaj wyglądają mi na parę amatorów, załatwiających nieokreślone, prywatne porachunki, przy czym jednemu z nich puściły nerwy, a drugi raptem zmienił zamiar, gdyż uświadomił sobie, że wspólnik bardzo mu się nie podoba.
A tutaj już nic nie rozumiem. Chce zabić chłopaka, żeby oszczędzić mu sierpień i wycofuje się, rozdrażniony, bo tamten płacze? A czego się spodziewał? Wybuchu entuzjazmu i zapewnień o dozgonnej wdzięczności?osoroshii pisze:Dlatego zakończę to szybko, żebyś nie cierpiał, bo jak dorwą cię moi wspól.. dawni wspólnicy, to będziesz żałował, że nie ja cię zabiłem i.. - coś mu przerwało. Na początku nie mógł się zorientować co to dokładnie, ale po chwili uświadomił sobie,że to cichy szloch. Błagalne spojrzenie skierowane w jego stronę miało chyba na celu wzbudzenie w nim współczucia. Przyjął je z irytacją.
W takim razie nic tu po mnie. Chciałem być miły, ale skoro wolisz zdychać w męczarniach, to droga wolna – sarknął i wstał,
Ta historia jest dla mnie zupełnie niewiarygodna. Nie powiem, że nieprawdopodobna, gdyż różne zaskakujące zwroty akcji mogą mieć swoje uzasadnienie, więc również i to, że zawodowy morderca w czasie akcji zamiast wskazanej ofiary zabija kumpla, dałoby się uprawdopodobnić. Niewiarygodna jest na poziomie motywacji tego, co dzieje się "tu i teraz".
Ale skomplikowane mu nie wychodziły. Każesz nam wierzyć, że zamierzał prowadzić jakąś sadystyczną grę z nieszczęsnym chłopakiem (doskonale się przy tym bawiąc), leczosoroshii pisze:Nazywał się Satoru Okabe – on nigdy nie wybierał prostych rozwiązań.
kiedy ten zaczyna płakać, zabiera się, zniechęcony - i tyle wszystkiego.
Wiem, że jest to fragment większej całości, więc wytłumaczenie rozmaitych sytuacji może znajdować się poza tekstem, lecz uzasadnienie bieżących działań Twojego bohatera nie przekonało mnie.
To kim w koncu jest Satoru? Członkiem marksistowskiej bojówki?osoroshii pisze: Każdy 'nie może umierać'. Każdy ma do zrobienia jeszcze tyle rzeczy a i tak nic nie wnosi do społeczeństwa.
Z innych kwestii: budry wyłapał sporo niekonsekwencji w narracji i ja to, niestety, potwierdzam. Wszystkowiedzący narrator może być jednakowo oddalony od wszystkich uczestników akcji, lecz to nie zwalnia autora od precyzyjnego okreslenia relacji pomiędzy postaciami:
Na kim nie zrobił wrażenia? Można by sądzić, że na chłopaku, gdyż on jest podmiotem w następnym zdaniu. Do tego, wprowadzasz tu dwie osoby, lecz z dalszego ciągu wynika, że początkowe zdanie wypowiedział jeszcze ktoś inny.osoroshii pisze:ton wykrzyczanego rozkazu normalnie wywoływałby dreszcze na całym ciele, na nim nie robił żadnego wrażenia. Skulony i skrępowany chłopak, leżący pod ścianą spojrzał błagalnym wzrokiem na stojącego przed nim mężczyznę.
W tym fragmencie narrator wydaje się reprezentować chłopaka. Zabójca mu się nie przedstawiał, więc skąd to nazwisko, w dodatku jakby przywoływane z głębin pamięci?osoroshii pisze:Zamiast przejścia do negocjacji, usłyszał śmiech. Okrutny, złowieszczy i pełen politowania śmiech tego.. jak mu tam, Okabe?
Radziłabym sprawdzić, co znaczy słowo lubieżny. Chocby w słowniku on-line:osoroshii pisze: Satoru stał spokojnie i patrzył lubieżnym wzrokiem na bezwolnie poruszający się jeszcze palec postrzelonego. Zaraz jednak przypomniał sobie o chłopaku spod ściany i podszedł do niego, nie odrywając przy tym oczu od otaczającej z wolna zwłok krwi. Wreszcie spojrzał w dół i ujrzał nieruchomą postać, która ze wszystkich sił starała się nawet nie oddychać. Wątła sylwetka wydawała się kompletnie sparaliżowana.
http://sjp.pwn.pl/slownik/2479360/lubie%C5%BCny
W drugim podkreślonym fragmencie - powtarzasz się: postać, sylwetka - nieruchoma, sparaliżowana. Do tego starała się nie oddychać. Krew otaczająca z wolna zwłoki - to też nie jest dobre określenie. Może po prostu - wypływająca spod ciała?
Nadużywasz przymiotników o bardzo podobnym znaczeniu, co sprawia, że pewne zdania brzmią cokolwiek łopatologiczne. Nieźle natomiast wypadają dialogi, chociaż czasem obudowujesz je nadmiarem słów opisujących reakcje.
Hmm... Jako początek jakiejś dłuższej historii tekst nie rokuje zbyt dobrze. Starasz się pokazać, że Twój bohater to twardziel i przestępca, ale przy tym osobowość złożona, lecz nie bardzo Ci to wychodzi. Mam poważne wątpliwości, czy akurat mafia japońska jest tym tematem, w którym czujesz się swobodnie. Jeśli już wątki kryminalne, to może raczej w jakiejś opowieści bardziej kameralnej, o prywatnej zbrodni i zemście?
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
5
Tekst jest najeżony błędami, koślawymi zdaniami i różnymi drobniejszymi wpadkami. Większość z tego została już wyłapana, więc nie będę się rozdrabniać. Musisz uważać na podmioty domyślne, gramatykę, budowę dialogów, logikę sceny...
W tym wszystkim jednak najbardziej mi chyba przeszkadzała rzecz zdawałoby się prozaiczna - układ graficzny tekstu. Brak akapitów, rozpoczynanie i kończenie dialogów w losowych miejscach, bez wyrazistych wyróżnień - to bardzo przeszkadzało. A to już są drobnostki, które nawet nie mając zbyt dużego obycia z językiem można poprawić bez trudu. Popatrzeć, tu czy tam dodać enter, porównać z zapisem dowolnej powieści (no może dowolnej nieeksperymentalnej).
Teraz do fabuły.
Nie rozumiem trzech rzeczy:
1) Dlaczego Okabe zabija kumpla?
2) Dlaczego wspólnik nie ma broni i sam nie odstrzeli tego gnojka?
3) Dlaczego Okabe zostawia małego żywego?
Każda z tych rzeczy mogła się wydarzyć, ale w tekście brakuje dla tego motywacji, przez co opowiadanie traci wiarygodność.
Chciałeś jakoś wkręcić chłopaczka do Yakuzy. No, na razie nie wyszło to zbyt dobrze. Ciekawa jestem, czy to tylko słaby (dopisany na siłę) wstęp i czy dalej wydarzenia lecą gładziej?
Pozdrawiam,
Ada
W tym wszystkim jednak najbardziej mi chyba przeszkadzała rzecz zdawałoby się prozaiczna - układ graficzny tekstu. Brak akapitów, rozpoczynanie i kończenie dialogów w losowych miejscach, bez wyrazistych wyróżnień - to bardzo przeszkadzało. A to już są drobnostki, które nawet nie mając zbyt dużego obycia z językiem można poprawić bez trudu. Popatrzeć, tu czy tam dodać enter, porównać z zapisem dowolnej powieści (no może dowolnej nieeksperymentalnej).
Teraz do fabuły.
Nie rozumiem trzech rzeczy:
1) Dlaczego Okabe zabija kumpla?
2) Dlaczego wspólnik nie ma broni i sam nie odstrzeli tego gnojka?
3) Dlaczego Okabe zostawia małego żywego?
Każda z tych rzeczy mogła się wydarzyć, ale w tekście brakuje dla tego motywacji, przez co opowiadanie traci wiarygodność.
Chciałeś jakoś wkręcić chłopaczka do Yakuzy. No, na razie nie wyszło to zbyt dobrze. Ciekawa jestem, czy to tylko słaby (dopisany na siłę) wstęp i czy dalej wydarzenia lecą gładziej?
Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"
Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"