(Tharfin I - http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=10995)
„Tharfin – Bitwa o Ariendagor”
Niebo niemalże było czerwone, zrobiło się zimno i mrocznie. Jakby coś naprawdę potężnie strasznego przebudzało się ze snu. Ziemie spowiła cienka warstwa mgły. Tharfin i cała reszta byli już coraz bliżej ogniska, przy którym siedział Esmer, Grothdilmor i Erthan.
- Witam cię czarodzieju. Grothdilmorcie, jak tam wasze łuki? Erthanie, bądź pozdrowiony synu Artega - wołał Tharfin. – Widzę, że król elfów nie szczędził fatygi i zawiadomił wszystkich zdolnych do walki - dodał klękając przy Grothdilmorcie. Ten poklepał Tharfina po barku i rzekł.
- Witaj – pozdrowił Tharfina Grothdilmor. - Zawiadomiłem wszystkie zakony i wszystkich tych, którzy gotów byli stanąć do walki. Tak jak mówiłem wcześniej.
- Dziękuje ci - powiedział Tharfin wstając. Teraz witał się Nargirith, król krasnoludów.
- Witaj mały przyjacielu - szepną Esmer do krasnoluda.
- Witaj, mam nadzieję, że twoja magia dalej jest tak potężna jak kiedyś - rzucił Nargirith.
- Też mam taką nadzieję - odrzekł czarodziej. Gdy już wszyscy się przywitali, trójka królów i dwóch mistrzów posiadali przy ognisku, Tharfin zaczął wypytywać w jakiej sytuacji się znajdują.
- Wiemy, że jest nas dużo. Jednak nie wiemy w jakiej ilości maszerują do nas wrogowie - oświadczył Grothdilmor.
- Wiemy też, że nasze wojska będą w pełni sił podczas ataku - dodał krótko Esmer. Tharfin wysłuchawszy tych wiadomości, nieco poweselał. Wszystkie te dwie informacje były dla nich dobre. Jednak we wszystkich głowach obecnie znajdujących się w obozie wojowników, narodziła się jedna myśl. Co będzie jak przegrają i Mroczni zapanują nad Ariendagorem i innymi krajami? Te myśli nie dawały im spokoju.
Było już popołudnie, Tharfin i Nargirith, cały czas od przybycia do obozu przesiedzieli przed ogniskiem, tak jak Esmer, Rhagar i Grothdilmor. Arag tymczasem rzeźbił trzonek z wielkiego pnia, którego sam zrąbał. Owy trzon potrzebny był mu do broni, którą wykonali dla niego kowale z obozu. Wykorzystali do tego parę kół od zburzonego wozu taranowego i gruby łańcuch własnoręcznego wytworu. Koła wzmocnili metalowymi stelażami i pięknie przyozdobili ostrymi kolcami. Łańcuch z kołami przymocowano do drewnianego trzonu na wzór korbacza. Gdy Aragminas chwycił za trzon, wszyscy, którzy koło niego stali odsunęli się na bezpieczną odległość.
- No idź, wypróbuj ją i powiedz nam co można poprawić - rzekł jeden z kowali. Arag rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu posłużyć jako worek treningowy. Wypatrzył sobie wielkie stare drzewo, rosło one na skraju obozu. Arag podszedł do niego wraz z kowalami, którzy nadal byli od Aragminasa w bezpiecznej odległości.
- Uwaga, odsuńcie się - powiedział Arag i zamachnął ręką z całych sił. Wielki korbacz bez trudu trafił w pień, wyrywając drzewo z korzeniami. Biesiadujący przy ognisku zerwali się na równe nogi gdy usłyszeli potężny trzask i głośne stęknięcie Araga. Jednak kiedy zobaczyli olbrzyma z wielkim korbaczem usiedli z powrotem.
- A niech mnie! - zakrzykną jeden z kowali. Wielkie drzewo sunęło po ziemi wyrywając inne pnie z korzeniami.
- Wszystko jest dobrze? - zapytał kowal.
- Jeszcze nie, coś uwierało Araga w dłoń gdy trzymałem trzonek - odpowiedział olbrzym.
Aragminas podszedł do ostrej skały, która znajdowała się nieopodal wyrwanego drzewa. Otarł trzon o skałę, po czym przymierzył broń i stwierdził, że teraz jest już wszystko dobrze, i że nic go nie uwiera.
- Teraz jest dobrze - poinformował Arag. Kowale również byli zadowoleni ze swego dzieła.
- Nie za ciężkie? - zapytał kowal.
- Nie, jest w sam raz, pasuje jak ulał - rzekł Arag i wszyscy rozeszli się w swoje miejsca.
W obozie panował spokój, jedynie konie dalej były niespokojne. Do wieczora było już coraz bliżej, słońce chyliło się ku horyzontowi, gdy nagle na pagórku naprzeciwko obozu, patrząc od strony spiralnej ścieżki, pojawił się jeździec na czarnym opancerzonym koniu. W jednej ręce dzierżył trzonek z białą, przewiązaną czerwona wstęgą flagą a w drugiej trzymał wodze.
- Patrzcie, ktoś tam jest! - zakrzyknął jeden z żołnierzy w obozie. Wszyscy przy ognisku zerwali się i spierzchli w jedno miejsce, koło niebieskiego namiotu. Stamtąd jeździec z białą flagą był widoczny.
- Kto to morze być? - zapytał mrużąc brwi Nargirith.
- To wysłannik Mrocznych. Sądząc po białej fladze, przybywa na rozmowę, sądząc po czerwonej wstędze, ten ktoś ma zamiar przekazać nam jakąś wiadomość dotyczącą wojny - orzekł Tharfin, wiedział wszystko o Mrocznych , w końcu sam kiedyś był w ich szeregach.
- Musimy więc kogoś tam wysłać - rzekł Esmer.
- Berius, do mnie! - zawołał król elfów i po chwili u jego boku pojawił się elfi łucznik w standardowym uzbrojeniu i opancerzeniu, skórzana tunika, łuk i sztylet.
- Tak Grothdilmorcie? - rzekł Berius. Miał białe, długie włosy ze spiętą z tyłu i zaplątaną w warkocz grzywką .
- Dobądź konia, pojedziesz tam - poinformował Grothdilmor. Berius kiwną głową i za chwilę pojawił się na wierzchu.
- Co mam mówić? - zapytał uspokajając konia, który niespokojnie wierzgał.
- Nic, gdy się tylko do niego zbliżysz, dołączy do ciebie abyś towarzyszył mu przy drodze do obozu - rzekł Tharfin. Berius wysłuchał go i kłusem ruszył w stronę pagórka. Po drodze zabrał jeszcze białą flagę wetkniętą w ziemie przy niebieskim namiocie. Od zarania wyruszenia Beriusa z obozu, wysłannik Mrocznych siedział na koniu, który był wyjątkowo spokojny, nie ruszał się ani nie rżał. Gdy elf był już niedaleko Mrocznego, ten ściągnął wodze i puścił wierzchowca galopem ku Beriusowi. Elf zatrzymał się, by Mroczny do niego dojechał, kiedy byli koło siebie, obaj przyśpieszyli konie i po chwili byli już w obozie. Kiedy Mroczny znalazł się w koczowisku, konie w zagrodach znowu zaczęły przeraźliwie rżeć. Obcy jeździec był w zbroi i hełmie. Jego fioletowa peleryna lekko falowała na wietrze. Jakże przerażająco komponowała się z mrocznym, czerwonym niebem.
- Czego chcesz nędzna istoto! - rzucił Nargirith cierpko, trzymając rękę na rękojeści topora. Tharfin, Esmer, Rhagar i Grothdilmor przybliżyli się do jeźdźcy.
- Zachowajcie spokój, jestem Geref Loraandil z Arnhal - powiedział zdejmując hełm. Miał białe oczy i bladą cerę.
- Po co przybywasz? - zapytał Grothdilmor.
- Przybywam aby was ostrzec - rzekł Geref. Tharfin podszedł do jeźdźcy bliżej.
- Możemy ci zaufać? Czemu zdradzasz swego króla? - zapytał Tharfin, Mroczny rozejrzał się po obozie i nerwowo zmrużył oczy.
- Jaki z niego król, dba wyłącznie o swoje sprawy. Nami nie interesuje się w ogóle, mamy już dość jego bezmyślnej władzy - powiedział Geref po czym zsiadł z konia, wbił białą flagę w ziemie i podszedł do Grothdilmora, który celował w niego łukiem.
- Rozstaw łuczników po obu stronach obozu, na zachodzie i wschodzie, niech czekają na wojska Mothrama. A wy i reszta odejdźcie stąd dalej, naprzeciwko ścieki - rzekł.
- Czemu mielibyśmy ci uwierzyć? - spytał Nargirith. Mroczny odszedł do konia i wyjął z torby uwieszonej na nim, głowę następcy Mothrama. Trzymał ją w garści za włosy, Tharfin i cała reszta patrzyła się na Mrocznego, który właśnie rzucił głowę na ziemie i splunął na nią.
- Mam nadzieje, że choć trochę mnie posłuchacie - powiedział po czym wsiadł na konia, zabrał flagę i odjechał. Grothdilmor naciągną cięciwę łuku i już miał strzelać gdy Tharfin złapał go za ramię i rzekł.
- Nie kłamał. Naprawdę mają go dość - powiedział a następnie kopną głowę następcy Mothrama w krzaki.
- Więc co robimy? - zapytał Nargirith. Wszyscy ruszyli do częstokołów po swe konie.
- To co powiedział Geref - rzekł Tharfin. Krasnolud oburzył się nieco na tą wiadomość.
- Będziemy słuchali jakiegoś Mrocznego, i jeszcze mu wierzyli? Na pewno wiesz co robisz Tharfinie? - postawił pytanie Nargirith. Tharfin zatrzymał się.
- Gdyby nie to, że to mroczny elf, nie posłuchałbym. Powiedział, że mają go dość, a więc chcą się go pozbyć. I my, im w tym pomożemy - oznajmił siadając na swego wierzchowca.
- Zgadzam się z Tharfinem, znam takich jak oni, zrobią wszystko ze złości. Jeśli powiedział to co powiedział to znaczy, że tak myśli - rzekł Rhagar. Wszyscy zamilkli. Popatrzyli na siebie po czym zgodzili się chórem z Tharfinem. Geref nie kłamał, Mothram naprawdę zalazł Mrocznym za skórę, i to głęboko.
- Berius, Galfal zbierzcie łuczników i rozstawcie po obu stronach obozu - zakrzyknął Grothdilmor, siedział już na koniu. Galfal i Berius natychmiast zaczęli zwoływać oddziały łuczników. Gdy już zebrali wszystkich, Galfal ruszył na zachód a Berius na wschód obozu. Każdy oddział jak najlepiej się zamaskował, by wróg ich nie wypatrzył. W obozie zapanował lekki chaos, wszyscy zdążali po swe wierzchowce i siodła. Po jakimś czasie, gdy wszyscy dosiedli konie, Grothdilmor i Tharfin wyjechali przed obóz na wielką polanę by tam uformować szyk do obrony. W końcu musieli zachować bezpieczeństwo, nie chodziło o to czy Geref mówił prawdę czy nie, tylko o to, że mógł go ktoś śledzić i wszystko zwęszyć.
Wszyscy żołnierze z obozu, paladyni, magowie, kusznicy i rycerze zakonów uformowali duże kwadraty. Od zewnątrz pierwsza była linia paladynów na koniach, później kuszników konnych i pieszych magów.
- Za mną! - krzyknął Tharfin. Jechał z nim krasnolud. Z polany wyjechała pierwsza formacja z Tharfinem i Nargirithem na czele, a zaraz za nią formowała się następna i następna. Aż obóz został nagi. Gdy już wszyscy opuścili polanę, krzak, pod którego Tharfin kopnął głowę zmienił się w suchą gałąź a trawa wokół niego była spopielona. Zamiast głowy leżała garstka popiołu.
Gdy dotarli na należycie dalekie od obozu miejsce, była już późna pora, bo ciemno i markotnie było cały czas. Owym miejscem była polana, która była jeszcze większa od poprzedniej, na której znajdował się obóz. Polanę przecinała szeroka wstęga płytkiej, kamienistej rzeczki. Po lewej stronie, patrząc się w górską krainę Polarnej Krawędzi, czyli zerkając od strony spiralnej ścieżki, pięło się w niebo wysokie drzewo o obficie krzewiącej się koronie i wielkim pniu. Ta noc zapowiadała się gwieździście. Na niebie nie było ani jednej chmurki, same gwiazdy i księżyce. Wszyscy wojownicy na szczęście zmieścili się na polanie i bez trudu mogli ustawić się w szykach obronnych. Mimo, że nie wiedzieli czy wróg zjawi się zaraz, czy też na drugi wschód słońca, nie schodzili z wierzchów i nie rozpierzchłszy się nigdzie czekali na wroga.
Był środek nocy, kiedy wydarzyło się coś dziwnego. Nagle na horyzoncie rozbłysły pochodnie, niczym wąż pełzły po spiralnej ścieżce ku dołu, rozlewając wkoło czerwoną jak krew poświatę. Dzięki tańczącemu płomieniowi, który nieśmiało kołysząc się rzucał światło, dało się ujrzeć podskakujące, spiczaste kaptury. Tymi tajemniczymi postaciami byli magowie ze wschodnich Wodogrzmotów. Każdy miał na sobie brązową szatę z kapturem, magiczną laskę, torbę z miksturami i mały sztylet.
- Coście za jedni!? - wykrzyknął Grothdilmor. Magowie się zatrzymali. Na czoło grupy wyszedł jeden czarownik i swą laską rzucił bielutkie jak śnieg światło, które oświetliło całą przestrzeń wokół czarodziei.
- Przybywamy aby wam dopomóc, o najpotężniejszy władco elfów - rzekł czarodziej.
- Skąd przybywacie!? - krzykną Nargirith. Mag zaczął iść w stronę armi.
- Zmierzamy z Wodogrzmotów – oznajmił mag. - Z krainy wiecznie zielonej trawy, o najwyższy z krasnoludów!
- A więc przybliżcie się, musimy być czujni! - oznajmił Grothdilmor. Nagle zaczął padać siarczysty deszcz. Krople były grube i obfite, spadały na ziemie, bijąc o glebę jak kamienne pociski.
- Nie możemy się tu zatrzymać – ostrzegł czarodziej. - Musimy odejść dalej, bo inaczej Demony Ciemności was wywęszą.
- Podaj chociaż swoje imię, przyjacielu - poprosił Grothdilmor.
- Balfar Rohen – przedstawił się mag. Tharfin nakazał żołnierzom aby rozstąpili się i zrobili miejsce dla czarodziei, żeby mogli przejść. Kiedy znikli armi z oczu, przestał padać deszcz a na niebie zagościł księżyc, który swym blaskiem nieco rozświetlił ciemną, ponurą noc.
Szyki znowu się zwarły, gdy nagle rozległ się przeraźliwy ryk i trzepotanie skrzydeł. Nad szeregami armi Ariendagorskiej śmignęły sylwetki smoków, pędem powietrza zgaszając pochodnie i wystraszając konie.
- To smoki!!! Do broni kompani! - darł się Nargirith.
- Mroczni nadchodzą!!! - krzyknął, któryś z żołnierzy. Nagle horyzont zalały światła pochodni, kakofonia mrożących krew w żyłach pisków i krzyków rozbrzmiewała ze wszystkich stron. Mroczni byli liczniejsi niż Ariendagorskie wojska, żołnierze wiedzieli, że bez cudu nie wygrają, jednak mimo to nie poddali się i pełni animuszu stawili wrogom czoła.
- Sposobić się do walki! - krzykną Tharfin. - Do ataku!!! - zakomenderował. Z kilkoma oddziałami żołnierzy i grupą łuczników ruszył na południe. Rhagar na północ, Esmer na zachód a Grothdilmor na wschód. Każdemu z nich, dodatkowo towarzyszyli paladyni Złotego Płomienia i łuczniczki z S – Liant.
W mgnieniu oka wszystko stanęło w ogniu, wilgotne sosnowe pnie, bez przeszkód zajęły się smoczym żarem, pogrążając w węglowej czerni wszystko wokół siebie. Powietrze wypełnił nieznośny dym, zmieszany z odorem siarki z paszczy smoków, które robiły już trzecie okrążenie nad obozowiskiem, plując ognistymi kulami gdzie popadnie. Paladyni, od żaru niemalże gotowali się w zbrojach, oni i inni uciekali z koczowiska ile sił w nogach i kopytach w inne, nie zajęte ogniem miejsca, próbując zniknąć z oczu smokom.
- Chowajcie się – wykrzyknął Tharfin. - Gdy ogień wszystko strawi, wrócimy tam! - w jego głowie narodził się plan zlikwidowania smoków. Otóż pomyślał sobie, że kiedy ogień zwęgli należyty obszar, wrócą tam i oddziały łucznicze będą mogły bez problemu trafić bestie i je zabić. Mroczni, chociaż smoki były po ich stronie, woleli od ognia trzymać się z dala. Ustali w bezpiecznej odległości i podziwiali spustoszenie siane przez bestie.
Tharfin II - Bitwa o Ariendagor
1
Ostatnio zmieniony wt 19 cze 2012, 21:37 przez Risthar, łącznie zmieniany 3 razy.
"...Tak... chcemy, żeby Czarny Anioł zbawił dla nas świat
Zebrał Armię Wszechpotężną Nasz Niebiański Brat
Nawet jeśli zmieni przy tym w piekło cały kraj
Graj Muzyko Graj!
Obróci niewiernych wiarołomców znowu w proch
Nie pomogą groźby, nie pomoże matek szloch
Chcemy, żeby Czarny Anioł zabrał nas na BÓJ!!!
TRUJ ANIELE TRUJ!!!"
HUNTER - IMPERIUM TRUJKI
Zebrał Armię Wszechpotężną Nasz Niebiański Brat
Nawet jeśli zmieni przy tym w piekło cały kraj
Graj Muzyko Graj!
Obróci niewiernych wiarołomców znowu w proch
Nie pomogą groźby, nie pomoże matek szloch
Chcemy, żeby Czarny Anioł zabrał nas na BÓJ!!!
TRUJ ANIELE TRUJ!!!"
HUNTER - IMPERIUM TRUJKI