Tharfin II - Bitwa o Ariendagor

1
(Tharfin I - http://weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=10995)

„Tharfin – Bitwa o Ariendagor”

Niebo niemalże było czerwone, zrobiło się zimno i mrocznie. Jakby coś naprawdę potężnie strasznego przebudzało się ze snu. Ziemie spowiła cienka warstwa mgły. Tharfin i cała reszta byli już coraz bliżej ogniska, przy którym siedział Esmer, Grothdilmor i Erthan.
- Witam cię czarodzieju. Grothdilmorcie, jak tam wasze łuki? Erthanie, bądź pozdrowiony synu Artega - wołał Tharfin. – Widzę, że król elfów nie szczędził fatygi i zawiadomił wszystkich zdolnych do walki - dodał klękając przy Grothdilmorcie. Ten poklepał Tharfina po barku i rzekł.
- Witaj – pozdrowił Tharfina Grothdilmor. - Zawiadomiłem wszystkie zakony i wszystkich tych, którzy gotów byli stanąć do walki. Tak jak mówiłem wcześniej.
- Dziękuje ci - powiedział Tharfin wstając. Teraz witał się Nargirith, król krasnoludów.
- Witaj mały przyjacielu - szepną Esmer do krasnoluda.
- Witaj, mam nadzieję, że twoja magia dalej jest tak potężna jak kiedyś - rzucił Nargirith.
- Też mam taką nadzieję - odrzekł czarodziej. Gdy już wszyscy się przywitali, trójka królów i dwóch mistrzów posiadali przy ognisku, Tharfin zaczął wypytywać w jakiej sytuacji się znajdują.
- Wiemy, że jest nas dużo. Jednak nie wiemy w jakiej ilości maszerują do nas wrogowie - oświadczył Grothdilmor.
- Wiemy też, że nasze wojska będą w pełni sił podczas ataku - dodał krótko Esmer. Tharfin wysłuchawszy tych wiadomości, nieco poweselał. Wszystkie te dwie informacje były dla nich dobre. Jednak we wszystkich głowach obecnie znajdujących się w obozie wojowników, narodziła się jedna myśl. Co będzie jak przegrają i Mroczni zapanują nad Ariendagorem i innymi krajami? Te myśli nie dawały im spokoju.
Było już popołudnie, Tharfin i Nargirith, cały czas od przybycia do obozu przesiedzieli przed ogniskiem, tak jak Esmer, Rhagar i Grothdilmor. Arag tymczasem rzeźbił trzonek z wielkiego pnia, którego sam zrąbał. Owy trzon potrzebny był mu do broni, którą wykonali dla niego kowale z obozu. Wykorzystali do tego parę kół od zburzonego wozu taranowego i gruby łańcuch własnoręcznego wytworu. Koła wzmocnili metalowymi stelażami i pięknie przyozdobili ostrymi kolcami. Łańcuch z kołami przymocowano do drewnianego trzonu na wzór korbacza. Gdy Aragminas chwycił za trzon, wszyscy, którzy koło niego stali odsunęli się na bezpieczną odległość.
- No idź, wypróbuj ją i powiedz nam co można poprawić - rzekł jeden z kowali. Arag rozejrzał się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby mu posłużyć jako worek treningowy. Wypatrzył sobie wielkie stare drzewo, rosło one na skraju obozu. Arag podszedł do niego wraz z kowalami, którzy nadal byli od Aragminasa w bezpiecznej odległości.
- Uwaga, odsuńcie się - powiedział Arag i zamachnął ręką z całych sił. Wielki korbacz bez trudu trafił w pień, wyrywając drzewo z korzeniami. Biesiadujący przy ognisku zerwali się na równe nogi gdy usłyszeli potężny trzask i głośne stęknięcie Araga. Jednak kiedy zobaczyli olbrzyma z wielkim korbaczem usiedli z powrotem.
- A niech mnie! - zakrzykną jeden z kowali. Wielkie drzewo sunęło po ziemi wyrywając inne pnie z korzeniami.
- Wszystko jest dobrze? - zapytał kowal.
- Jeszcze nie, coś uwierało Araga w dłoń gdy trzymałem trzonek - odpowiedział olbrzym.
Aragminas podszedł do ostrej skały, która znajdowała się nieopodal wyrwanego drzewa. Otarł trzon o skałę, po czym przymierzył broń i stwierdził, że teraz jest już wszystko dobrze, i że nic go nie uwiera.
- Teraz jest dobrze - poinformował Arag. Kowale również byli zadowoleni ze swego dzieła.
- Nie za ciężkie? - zapytał kowal.
- Nie, jest w sam raz, pasuje jak ulał - rzekł Arag i wszyscy rozeszli się w swoje miejsca.
W obozie panował spokój, jedynie konie dalej były niespokojne. Do wieczora było już coraz bliżej, słońce chyliło się ku horyzontowi, gdy nagle na pagórku naprzeciwko obozu, patrząc od strony spiralnej ścieżki, pojawił się jeździec na czarnym opancerzonym koniu. W jednej ręce dzierżył trzonek z białą, przewiązaną czerwona wstęgą flagą a w drugiej trzymał wodze.
- Patrzcie, ktoś tam jest! - zakrzyknął jeden z żołnierzy w obozie. Wszyscy przy ognisku zerwali się i spierzchli w jedno miejsce, koło niebieskiego namiotu. Stamtąd jeździec z białą flagą był widoczny.
- Kto to morze być? - zapytał mrużąc brwi Nargirith.
- To wysłannik Mrocznych. Sądząc po białej fladze, przybywa na rozmowę, sądząc po czerwonej wstędze, ten ktoś ma zamiar przekazać nam jakąś wiadomość dotyczącą wojny - orzekł Tharfin, wiedział wszystko o Mrocznych , w końcu sam kiedyś był w ich szeregach.
- Musimy więc kogoś tam wysłać - rzekł Esmer.
- Berius, do mnie! - zawołał król elfów i po chwili u jego boku pojawił się elfi łucznik w standardowym uzbrojeniu i opancerzeniu, skórzana tunika, łuk i sztylet.
- Tak Grothdilmorcie? - rzekł Berius. Miał białe, długie włosy ze spiętą z tyłu i zaplątaną w warkocz grzywką .
- Dobądź konia, pojedziesz tam - poinformował Grothdilmor. Berius kiwną głową i za chwilę pojawił się na wierzchu.
- Co mam mówić? - zapytał uspokajając konia, który niespokojnie wierzgał.
- Nic, gdy się tylko do niego zbliżysz, dołączy do ciebie abyś towarzyszył mu przy drodze do obozu - rzekł Tharfin. Berius wysłuchał go i kłusem ruszył w stronę pagórka. Po drodze zabrał jeszcze białą flagę wetkniętą w ziemie przy niebieskim namiocie. Od zarania wyruszenia Beriusa z obozu, wysłannik Mrocznych siedział na koniu, który był wyjątkowo spokojny, nie ruszał się ani nie rżał. Gdy elf był już niedaleko Mrocznego, ten ściągnął wodze i puścił wierzchowca galopem ku Beriusowi. Elf zatrzymał się, by Mroczny do niego dojechał, kiedy byli koło siebie, obaj przyśpieszyli konie i po chwili byli już w obozie. Kiedy Mroczny znalazł się w koczowisku, konie w zagrodach znowu zaczęły przeraźliwie rżeć. Obcy jeździec był w zbroi i hełmie. Jego fioletowa peleryna lekko falowała na wietrze. Jakże przerażająco komponowała się z mrocznym, czerwonym niebem.
- Czego chcesz nędzna istoto! - rzucił Nargirith cierpko, trzymając rękę na rękojeści topora. Tharfin, Esmer, Rhagar i Grothdilmor przybliżyli się do jeźdźcy.
- Zachowajcie spokój, jestem Geref Loraandil z Arnhal - powiedział zdejmując hełm. Miał białe oczy i bladą cerę.
- Po co przybywasz? - zapytał Grothdilmor.
- Przybywam aby was ostrzec - rzekł Geref. Tharfin podszedł do jeźdźcy bliżej.
- Możemy ci zaufać? Czemu zdradzasz swego króla? - zapytał Tharfin, Mroczny rozejrzał się po obozie i nerwowo zmrużył oczy.
- Jaki z niego król, dba wyłącznie o swoje sprawy. Nami nie interesuje się w ogóle, mamy już dość jego bezmyślnej władzy - powiedział Geref po czym zsiadł z konia, wbił białą flagę w ziemie i podszedł do Grothdilmora, który celował w niego łukiem.
- Rozstaw łuczników po obu stronach obozu, na zachodzie i wschodzie, niech czekają na wojska Mothrama. A wy i reszta odejdźcie stąd dalej, naprzeciwko ścieki - rzekł.
- Czemu mielibyśmy ci uwierzyć? - spytał Nargirith. Mroczny odszedł do konia i wyjął z torby uwieszonej na nim, głowę następcy Mothrama. Trzymał ją w garści za włosy, Tharfin i cała reszta patrzyła się na Mrocznego, który właśnie rzucił głowę na ziemie i splunął na nią.
- Mam nadzieje, że choć trochę mnie posłuchacie - powiedział po czym wsiadł na konia, zabrał flagę i odjechał. Grothdilmor naciągną cięciwę łuku i już miał strzelać gdy Tharfin złapał go za ramię i rzekł.
- Nie kłamał. Naprawdę mają go dość - powiedział a następnie kopną głowę następcy Mothrama w krzaki.
- Więc co robimy? - zapytał Nargirith. Wszyscy ruszyli do częstokołów po swe konie.
- To co powiedział Geref - rzekł Tharfin. Krasnolud oburzył się nieco na tą wiadomość.
- Będziemy słuchali jakiegoś Mrocznego, i jeszcze mu wierzyli? Na pewno wiesz co robisz Tharfinie? - postawił pytanie Nargirith. Tharfin zatrzymał się.
- Gdyby nie to, że to mroczny elf, nie posłuchałbym. Powiedział, że mają go dość, a więc chcą się go pozbyć. I my, im w tym pomożemy - oznajmił siadając na swego wierzchowca.
- Zgadzam się z Tharfinem, znam takich jak oni, zrobią wszystko ze złości. Jeśli powiedział to co powiedział to znaczy, że tak myśli - rzekł Rhagar. Wszyscy zamilkli. Popatrzyli na siebie po czym zgodzili się chórem z Tharfinem. Geref nie kłamał, Mothram naprawdę zalazł Mrocznym za skórę, i to głęboko.
- Berius, Galfal zbierzcie łuczników i rozstawcie po obu stronach obozu - zakrzyknął Grothdilmor, siedział już na koniu. Galfal i Berius natychmiast zaczęli zwoływać oddziały łuczników. Gdy już zebrali wszystkich, Galfal ruszył na zachód a Berius na wschód obozu. Każdy oddział jak najlepiej się zamaskował, by wróg ich nie wypatrzył. W obozie zapanował lekki chaos, wszyscy zdążali po swe wierzchowce i siodła. Po jakimś czasie, gdy wszyscy dosiedli konie, Grothdilmor i Tharfin wyjechali przed obóz na wielką polanę by tam uformować szyk do obrony. W końcu musieli zachować bezpieczeństwo, nie chodziło o to czy Geref mówił prawdę czy nie, tylko o to, że mógł go ktoś śledzić i wszystko zwęszyć.
Wszyscy żołnierze z obozu, paladyni, magowie, kusznicy i rycerze zakonów uformowali duże kwadraty. Od zewnątrz pierwsza była linia paladynów na koniach, później kuszników konnych i pieszych magów.
- Za mną! - krzyknął Tharfin. Jechał z nim krasnolud. Z polany wyjechała pierwsza formacja z Tharfinem i Nargirithem na czele, a zaraz za nią formowała się następna i następna. Aż obóz został nagi. Gdy już wszyscy opuścili polanę, krzak, pod którego Tharfin kopnął głowę zmienił się w suchą gałąź a trawa wokół niego była spopielona. Zamiast głowy leżała garstka popiołu.
Gdy dotarli na należycie dalekie od obozu miejsce, była już późna pora, bo ciemno i markotnie było cały czas. Owym miejscem była polana, która była jeszcze większa od poprzedniej, na której znajdował się obóz. Polanę przecinała szeroka wstęga płytkiej, kamienistej rzeczki. Po lewej stronie, patrząc się w górską krainę Polarnej Krawędzi, czyli zerkając od strony spiralnej ścieżki, pięło się w niebo wysokie drzewo o obficie krzewiącej się koronie i wielkim pniu. Ta noc zapowiadała się gwieździście. Na niebie nie było ani jednej chmurki, same gwiazdy i księżyce. Wszyscy wojownicy na szczęście zmieścili się na polanie i bez trudu mogli ustawić się w szykach obronnych. Mimo, że nie wiedzieli czy wróg zjawi się zaraz, czy też na drugi wschód słońca, nie schodzili z wierzchów i nie rozpierzchłszy się nigdzie czekali na wroga.
Był środek nocy, kiedy wydarzyło się coś dziwnego. Nagle na horyzoncie rozbłysły pochodnie, niczym wąż pełzły po spiralnej ścieżce ku dołu, rozlewając wkoło czerwoną jak krew poświatę. Dzięki tańczącemu płomieniowi, który nieśmiało kołysząc się rzucał światło, dało się ujrzeć podskakujące, spiczaste kaptury. Tymi tajemniczymi postaciami byli magowie ze wschodnich Wodogrzmotów. Każdy miał na sobie brązową szatę z kapturem, magiczną laskę, torbę z miksturami i mały sztylet.
- Coście za jedni!? - wykrzyknął Grothdilmor. Magowie się zatrzymali. Na czoło grupy wyszedł jeden czarownik i swą laską rzucił bielutkie jak śnieg światło, które oświetliło całą przestrzeń wokół czarodziei.
- Przybywamy aby wam dopomóc, o najpotężniejszy władco elfów - rzekł czarodziej.
- Skąd przybywacie!? - krzykną Nargirith. Mag zaczął iść w stronę armi.
- Zmierzamy z Wodogrzmotów – oznajmił mag. - Z krainy wiecznie zielonej trawy, o najwyższy z krasnoludów!
- A więc przybliżcie się, musimy być czujni! - oznajmił Grothdilmor. Nagle zaczął padać siarczysty deszcz. Krople były grube i obfite, spadały na ziemie, bijąc o glebę jak kamienne pociski.
- Nie możemy się tu zatrzymać – ostrzegł czarodziej. - Musimy odejść dalej, bo inaczej Demony Ciemności was wywęszą.
- Podaj chociaż swoje imię, przyjacielu - poprosił Grothdilmor.
- Balfar Rohen – przedstawił się mag. Tharfin nakazał żołnierzom aby rozstąpili się i zrobili miejsce dla czarodziei, żeby mogli przejść. Kiedy znikli armi z oczu, przestał padać deszcz a na niebie zagościł księżyc, który swym blaskiem nieco rozświetlił ciemną, ponurą noc.
Szyki znowu się zwarły, gdy nagle rozległ się przeraźliwy ryk i trzepotanie skrzydeł. Nad szeregami armi Ariendagorskiej śmignęły sylwetki smoków, pędem powietrza zgaszając pochodnie i wystraszając konie.
- To smoki!!! Do broni kompani! - darł się Nargirith.
- Mroczni nadchodzą!!! - krzyknął, któryś z żołnierzy. Nagle horyzont zalały światła pochodni, kakofonia mrożących krew w żyłach pisków i krzyków rozbrzmiewała ze wszystkich stron. Mroczni byli liczniejsi niż Ariendagorskie wojska, żołnierze wiedzieli, że bez cudu nie wygrają, jednak mimo to nie poddali się i pełni animuszu stawili wrogom czoła.
- Sposobić się do walki! - krzykną Tharfin. - Do ataku!!! - zakomenderował. Z kilkoma oddziałami żołnierzy i grupą łuczników ruszył na południe. Rhagar na północ, Esmer na zachód a Grothdilmor na wschód. Każdemu z nich, dodatkowo towarzyszyli paladyni Złotego Płomienia i łuczniczki z S – Liant.
W mgnieniu oka wszystko stanęło w ogniu, wilgotne sosnowe pnie, bez przeszkód zajęły się smoczym żarem, pogrążając w węglowej czerni wszystko wokół siebie. Powietrze wypełnił nieznośny dym, zmieszany z odorem siarki z paszczy smoków, które robiły już trzecie okrążenie nad obozowiskiem, plując ognistymi kulami gdzie popadnie. Paladyni, od żaru niemalże gotowali się w zbrojach, oni i inni uciekali z koczowiska ile sił w nogach i kopytach w inne, nie zajęte ogniem miejsca, próbując zniknąć z oczu smokom.
- Chowajcie się – wykrzyknął Tharfin. - Gdy ogień wszystko strawi, wrócimy tam! - w jego głowie narodził się plan zlikwidowania smoków. Otóż pomyślał sobie, że kiedy ogień zwęgli należyty obszar, wrócą tam i oddziały łucznicze będą mogły bez problemu trafić bestie i je zabić. Mroczni, chociaż smoki były po ich stronie, woleli od ognia trzymać się z dala. Ustali w bezpiecznej odległości i podziwiali spustoszenie siane przez bestie.
Ostatnio zmieniony wt 19 cze 2012, 21:37 przez Risthar, łącznie zmieniany 3 razy.
"...Tak... chcemy, żeby Czarny Anioł zbawił dla nas świat
Zebrał Armię Wszechpotężną Nasz Niebiański Brat
Nawet jeśli zmieni przy tym w piekło cały kraj
Graj Muzyko Graj!
Obróci niewiernych wiarołomców znowu w proch
Nie pomogą groźby, nie pomoże matek szloch
Chcemy, żeby Czarny Anioł zabrał nas na BÓJ!!!
TRUJ ANIELE TRUJ!!!"
HUNTER - IMPERIUM TRUJKI

2
Jakby coś naprawdę potężnie strasznego przebudzało się ze snu
Jeśli tak wprowadzisz przebudzenie Tego Złego, którego później będą próbowali unicestwić to nie zabłyśniesz.
Ziemie spowiła
Ziemię.
Tharfin i cała reszta byli już coraz bliżej ogniska
Albo, byli już bliżej(kiedy stoją w pewnej odległości, ale mniejszej niż podawana poprzednio), albo zbliżali się(kiedy wciąż się ruszają).
Witam cię czarodzieju. Grothdilmorcie, jak tam wasze łuki? Erthanie, bądź pozdrowiony synu Artega - wołał Tharfin.
1.Przydałoby się rozbić to na kilka części, aby łatwiej było czytać tj. powitanie czarodzieja + ukłon*, powitanie Grothdilmora+pytanie o łuki i to samo w trzecim przypadku. Kiedy samo powitanie będzie bardziej rozbudowane, to czytelnik szybciej zrozumie kto jest kto.
2.Przy rozbiciu skorzysta z pewnością Erthan - Bądź pozdrowiony synu *** - krzyknął do **- brzmi korzystniej niż wersja z **- na początku.
3.Zawołał - użyj czasownika dokonanego. Wołał - nie wiadomo ile razy, może w tamtym świecie jest tradycja wołania do rana?
Ten poklepał Tharfina po barku i rzekł.
- Witaj – pozdrowił Tharfina Grothdilmor
1.Powtórzenie.
2.Rzekł i późniejsze pozdrowił strasznie się gryzą, zdecydowanie zbyt namieszałeś.
którzy gotów byli stanąć
Gotowi byli.
Tak jak mówiłem wcześniej
Wrzuciłbym to na początek wypowiedzi elfa - najpierw przypomina ,,obiecałem ci coś" a później zdaje relację z tego że wywiązał się z tego.
Teraz witał się Nargirith, król krasnoludów.
- Witaj mały przyjacielu - szepną Esmer do krasnoluda.
- Witaj, mam nadzieję, że twoja magia dalej jest tak potężna jak kiedyś - rzucił Nargirith.
1.Pierwsze zdanie można by wyrzucić, a w drugim zdaniu słowo krasnolud zastąpić Nergirth - król krasnoludów.
2.Do tego momentu teksu imiona powtarzały się tak często, że aż odechciewa się czytać dalej. Musisz zacząć używać zamienników.
Gdy już wszyscy się przywitali, trójka królów i dwóch mistrzów posiadali przy ognisku, Tharfin zaczął wypytywać w jakiej sytuacji się znajdują
Dla urozmaicenia narracji używaj bezokoliczników i podmiotu domyślnego
Na przykładzie tego zdania: ,,Po powitaniu wszyscy usiedli przy ogniu, a Tharfin zaczął wypytywać o sytuację.
Wiemy, że jest nas dużo. Jednak nie wiemy w jakiej ilości maszerują do nas wrogowie
Skomplikowałeś sprawę. Czasem wystarczy przekazać informacje lakonicznie, aby trafiła ona do czytelnika. Jest nas dużo, lecz nie wiemy jak wielu wrogów do nas maszeruje. Informacja prosta i nie zdarzy się sytuacja, gdy trzeba cofać się w tekście, by znaleźć zagubiony wątek/miejsce, gdzie coś źle zrozumieliśmy. Oczywiście bardziej rozwinięte zdania są jak najbardziej wskazane, jednak trzeba pamiętać o jasności przekazu.
dodał krótko Esmer
Czy słowo krótko jest tu niezbędne? Przecież widać, że się z tym nie rozwodził nie wiadomo jak.
Wszystkie te dwie informacje były dla nich dobre
Niepotrzebny jest tutaj zaimek. Wszystkie to wszystkie, więc słowo dwie pasuje tu jak pięść do nosa. W tym przypadku jednak lepiej wyrzucić wszystkie i sformułować zdanie: obydwie informacje(...)
Jednak we wszystkich głowach obecnie znajdujących się w obozie wojowników
Zdanie potwór wg mnie. Słowo wojowników powinno pojawić się po głowach , to znacznie ułatwiłoby odbiór tekstu. Dopiero teraz dowiedziałem się, że ferajna sprzed ogniska znajduje się w jakimś obozie, warto by zawrzeć taką informację wcześniej.
Co będzie jak przegrają
Co będzie jeśli
Było już popołudnie, Tharfin i Nargirith, cały czas od przybycia do obozu przesiedzieli przed ogniskiem, tak jak Esmer, Rhagar i Grothdilmor.
Znowu komplikujesz sprawę.
1.Porę dnia lepiej serwować w bardziej wyszukany sposób - słońce stało wysoko na niebie, kur zapiał po raz trzeci itp.
2.Znowu nawalasz masę imion, które nic mi nie mówią(wiem, że któryś to mag, a inny to król)
3.Cały czas można wywalić, a przesiedzieli zastąpić siedzieli.
Kto to morze być?
Mam nadzieję, że to literówka.

Doczytałem jakoś do połowy(wysłanie elfa zwiadowcy) i nic nie zainteresowało mnie na tyle, by kontynuować lekturę. Budujesz wydarzenia chaotycznie, coś się dzieje, później przeskok na inne wydarzenie i znów, a nie ma nic pomiędzy
Radzę ci poćwiczyć zasady interpunkcji(przeczytaj zasady raz i drugi a później dużo pisz), poszerzyć zasób słownictwa(czytaj, czytaj i czytaj. możesz też grać w scrabble) i próbuj unikać powtórzeń(przyda ci się do matury).
Kiedy nie będziesz czegoś pewny to staraj się szukać informacji w źródłach pewnych(encyklopedie, podręczniki, nauczyciele), a nie na wikipedii.
W tym co piszesz widać iskierkę, światełko w tunelu. Jesteś zawzięty i piszesz sporo, to dobrze. Masz pomysł i go realizujesz, to też dobrze. Złe jest natomiast to, że nie dajesz rady wciągnąć kogoś w to, co w twojej głowie jest takie wciągające.
Życzę ci powodzenia w dalszym pisaniu.


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony pt 18 maja 2012, 13:16 przez Zaqr, łącznie zmieniany 1 raz.

3
Ciąg dalszy.

Po jakimś czasie, gdy ostrza strzał zdołały odpędzić smoki, do walki rzucili się Mroczni. Nadeszli niczym wzburzona woda spadająca z wodospadu.
Każdy w zastępach Ariendagoru stał się równy, nie ważne było pochodzenie bądź rasa. Ludzie, elfy i krasnoludy stały się jednością, wszyscy zjednoczeni w jednej sprawie: raz na zawsze unicestwić Mrocznych. To była rzeź, szaleńcza i wściekła, krew napływała w duże kałuże, zalewając ciała poległych.
Nieoczekiwanie, na nieboskłonie pojawił się oślepiający, jasnoniebieski blask, wydawał się unosić w powietrzu niczym gęsta mgła. Po chwili rozległy się zawodzenia, tak jakby dziwne światło nastręczyło Mrocznym kłopotu. Nagle pobrzdąkiwanie mieczy i szczękanie tarcz, na krótką chwilę ucichło. Wszystko się zatrzymało, wszystkim wydawało się, że utknęli w miejscu, w nieprzerwanej wieczności. Tharfin nawet się nie spostrzegł, kiedy został powalony na plecy. Gdy wstał, tajemnicze światło zaczęło powoli zanikać, zabierając ze sobą Mrocznych.
Znowu zapadł nocny mrok, tu i ówdzie tylko widać było porzucone, ledwo tlące się pochodnie. Ariendagorczycy byli na straconej pozycji, jednak nie poddawali się. Walczyli ile sił w mięśniach, powtarzając w duchu, że zaraz walka się skończy. Nagle coś się zmieniło,w niektórych miejscach widać było jak Mroczny staje przeciw Mrocznemu. Po chwili pojawił się Geref, stał po stronie Ariendagoru, a dokładniej koło Tharfina.
- Witaj Tharfinie – zawołał Geref. - Przyjaciele posłuchajcie mnie i stańcie po mojej stronie, a obiecuje wam godne życie wojownika! Spluńcie na Mothrama! Przyłączcie się a wspólnie położymy kres bezsensownych walk i jego nieumiejętnej władzy. - krzyczał na całe gardło. Jego słowa dotarły do większości Mrocznych i sprawiły, że walka ustała. Wściekły Mothram wybuch gniewem.
- Co robicie? Zabić go! - nakazywał, jednak nikt go nie słuchał. - Nakazuje wam, jestem waszym władcą! - darł się król Mrocznych, nikt jednak nie brał teraz jego słów na poważnie. Wszyscy Mroczni stali spoglądając na Gerefa, który zmierzał w stronę Mothrama. Mroczni rozpierzchli się tworząc wąski korytarz, przez który Geref i Mothram podążali ku sobie. Kiedy stali koło siebie oko w oko, mierząc się spojrzeniami, rozpętała się burza.
"...Tak... chcemy, żeby Czarny Anioł zbawił dla nas świat
Zebrał Armię Wszechpotężną Nasz Niebiański Brat
Nawet jeśli zmieni przy tym w piekło cały kraj
Graj Muzyko Graj!
Obróci niewiernych wiarołomców znowu w proch
Nie pomogą groźby, nie pomoże matek szloch
Chcemy, żeby Czarny Anioł zabrał nas na BÓJ!!!
TRUJ ANIELE TRUJ!!!"
HUNTER - IMPERIUM TRUJKI

4
Przeczytałam tylko ten ostatni kawałek i do niego będę się odnosić.

Kuleje u Ciebie opis scen. To miała być walka? Ja sobie nic nie potrafiłam wyobrazić. Mam wrażenie, że przeczytałam streszczenie streszczenia. A tutaj się krew polała, przyszli Mroczni, była rzeź, jak zwykle na bitwach i ogólnie chaos. Szkoda, że ten chaos przeszkadzał w czytaniu, bo raz Mrocznych nie ma, a raz tamci drudzy przegrywają, to walczą ci Mroczni czy nie? Bo skoro ci drudzy przegrywają, to znaczy, że muszą z kimś przegrywać, a był kawałek, że "tajemnicze światło zaczęło powoli znikać, zabierając ze sobą Mrocznych".
wszyscy zjednoczeni w jednej sprawie: raz na zawsze unicestwić Mrocznych.
Ok. Tylko, że później pojawia się Geref i mówi, żeby się Mroczni do nich przyłączyli, więc jednak jak jest? Dzień miłosierdzia dla zwierząt? Może więcej bym zrozumiała, gdybym przeczytała cały tekst, ale w żaden sposób nie jestem zaciekawiona, a przecież walka powinna zaciekawiać, prawda?

I znowu, w ostatnim zdaniu piszesz, że rozpętała się burza. Ok. Ale ja chciałabym tę burzę zobaczyć, poczuć albo chociaż cokolwiek się dowiedzieć. I co, dalej napiszesz, że ktośtam zginął i to koniec? W bitwach powinny pojawiać się opisy, żeby czytelnik mógł poczuć, co się dzieje, kto zadaje cios komu, kto ginie, bla bla.

Styl czasami też mi zgrzytał i paru przecinków nie było, ale największy minus tego fragmentu to brak opisów. Na opisach opiera się opowiadanie. Jeśli tego nie wyćwiczysz, to będzie słabo.

Pozdrawiam.

5
Risthar pisze:Niebo niemalże było czerwone, zrobiło się zimno i mrocznie.
I już pierwsze zdanie psuje zabawę. Co to za określenie: niemalże czerwone? To jaki to kolor? Do tego szyk: było niemalże czerwone. Dodatkowo: zimno i mroczno.
Risthar pisze:Tharfin i cała reszta byli już coraz bliżej ogniska, przy którym siedział Esmer, Grothdilmor i Erthan.
To cała reszta jest absolutnie okropnym określeniem. Trzeba to inaczej opisać.
Cała reszta czego?
Risthar pisze:W obozie panował spokój, jedynie konie dalej były niespokojne.
Zaprzeczasz sobie. Poza tym, dlaczego konie były niespokojne?
Risthar pisze:W jednej ręce dzierżył trzonek z białą, przewiązaną czerwona wstęgą flagą [przecinek] a w drugiej trzymał wodze.
Interpunkcja.
Risthar pisze:- Patrzcie, ktoś tam jest! - zakrzyknął jeden z żołnierzy w obozie. Wszyscy przy ognisku zerwali się i spierzchli w jedno miejsce, koło niebieskiego namiotu.
To jest obozowisko armii. Oczekują armii wroga. Nie mają żadnych wartowników, nikt nie obserwuje okolicy, tylko tak przypadkiem ktoś zauważa jeźdźca?
spierzchnąć - o skórze, wargach itp.: stać się szorstkim. To nie jest przeciwieństwo słowa rozpierzchnąć się. Zachęcam do korzystania ze słownika pwn - jest również w wersji internetowej.
Risthar pisze:- To wysłannik Mrocznych. Sądząc po białej fladze, przybywa na rozmowę, sądząc po czerwonej wstędze, ten ktoś ma zamiar przekazać nam jakąś wiadomość dotyczącą wojny - orzekł Tharfin, wiedział wszystko o Mrocznych , w końcu sam kiedyś był w ich szeregach.
To nie wydaje się być jakąś wiedzą tajemną. Biała flaga ma znaczenie dość uniwersalne.
Czy wiedział na pewno wszystko? Domyślam się, że raczej dużo o nich wiedział, bo kiedyś sam był w ich szeregach.
Risthar pisze:- Dobądź konia, pojedziesz tam - poinformował Grothdilmor.
Dobywa się miecza na przykład. Konia się dosiada.
Risthar pisze:Berius kiwną głową i za chwilę pojawił się na wierzchu.
Na wierzchu czego?
Pojawił się konno lub podjechał konno. Jechać wierzchem - tego wyrażenia nie można rozdzielić. Traci sens.
Risthar pisze: Od zarania wyruszenia Beriusa z obozu, wysłannik Mrocznych siedział na koniu, który był wyjątkowo spokojny, nie ruszał się ani nie rżał.
To jakiś językowy wygibas, z tym zaraniem. Dodatkowo, koń potrzebuje jakiegoś powodu by rżeć, a pod jeźdźcem zazwyczaj przyuczony jest do stania i czekania na komendę. Z opisu wynika, że to ciężki koń bojowy.
Risthar pisze:Jego fioletowa peleryna lekko falowała na wietrze. Jakże przerażająco komponowała się z mrocznym, czerwonym niebem.
Ten opis zupełnie do mnie nie przemawia. Dlaczego czerwone, wieczorne niebo było mroczne?
Risthar pisze:Tharfin podszedł do jeźdźcy bliżej.
Jeźdźców.
Risthar pisze:powiedział Geref po czym zsiadł z konia, wbił białą flagę w ziemie i podszedł do Grothdilmora, który celował w niego łukiem.
Celował do niego z łuku.
Risthar pisze:Po jakimś czasie, gdy wszyscy dosiedli konie, Grothdilmor i Tharfin wyjechali przed obóz na wielką polanę by tam uformować szyk do obrony.
dosiedli koni. Odmiana przez przypadki się kłania.
Z dalszej części zdania wyszło, że G. i T. uformowali sami szyk obronny. Cokolwiek to znaczy.
Bo wroga jeszcze nie widać, będą tak stać tam?
Risthar pisze:Wszyscy żołnierze z obozu, paladyni, magowie, kusznicy i rycerze zakonów uformowali duże kwadraty. Od zewnątrz pierwsza była linia paladynów na koniach, później kuszników konnych i pieszych magów.
Jest trochę książek o walkach konnych. Opisy takie znajdziesz choćby w Trylogii. Bo wychodzą bzdury.
Risthar pisze:Gdy już wszyscy opuścili polanę, krzak, pod którego Tharfin kopnął głowę zmienił się w suchą gałąź a trawa wokół niego była spopielona.
pod który
Risthar pisze:Tymi tajemniczymi postaciami byli magowie ze wschodnich Wodogrzmotów. Każdy miał na sobie brązową szatę z kapturem, magiczną laskę, torbę z miksturami i mały sztylet.
Ponieważ zostali wycięci z kartki z opisem profesji w systemie rpg. Opis jak spis inwentarza.
Risthar pisze:Paladyni, od żaru niemalże gotowali się w zbrojach, oni i inni uciekali z koczowiska ile sił w nogach i kopytach w inne, nie zajęte ogniem miejsca, próbując zniknąć z oczu smokom.
Powtórzenia. Ten opis mnie poraził. Zwłaszcza paladyni próbujący zniknąć smokom z oczu.
Podsumowując od strony językowej: błędy ortograficzne, gramatyczne, interpunkcja kuleje bardzo. Polecam ci korzystanie ze słowników, czytanie w celu poszerzenia własnego słownictwa i obycia się z językiem, bo operujesz nim słabo, przez co opisy są niejasne, mało plastyczne, niezrozumiałe.
Zwłaszcza postaci - spis inwentarza. Próbuj wyłowić jakieś cechy charakterystyczne, tak, by opisywana postać zapadała w pamięć.
Dialogi sztywne, polecam posłuchać trochę jak ludzie rozmawiają, jak przekazują sobie informacje, poczytać w książkach jak inni sobie z tym radzą.
Pomysł okropnie wyeksploatowany - Źli Mroczni, mroczne elfy kontra paladyni, magowie itd. W sumie kawałek dość nieciekawy, nie dzieje się nic, co by przyciągnęło moją uwagę jako czytelnika.
Niemniej masz chęć tworzenia, to się liczy na plus - ćwicz dalej, pisz i czytaj.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”