- Chodźcie szybciej! – ponaglał Dalewin.
Za nim szło czworo przyjaciół i jeden nieznany im człowiek. Minęli mury miasta i nadal nie zwalniali kroku.
- Gdzie i po co nas tak gonisz? – zapytała nieśmiało Milena.
- Zaraz zobaczycie – powiedział z przejęciem. – Nie wspominałem o tym wcześniej, ale jakiś czas temu kupiłem od pewnego wędrowca spoza naszego świata zwój, zawierający szkic wspaniałej latającej maszyny. Pracowałem nad nią bardzo długo i myślę, że teraz jest już gotowa.
- Uważasz, że uda się dzięki tej machinie ściągnąć go z powrotem na dół? – zastanawiał się Derwan.
- To prawie pewne. Schemat był bardzo precyzyjny. Ma nawet bardzo mądrą nazwę - Vite Aerea!
Kiedy doszli na miejsce ich oczom ukazał się dziwny wehikuł zbudowany z trzciny, płótna lnianego i drutu. Machina wykonana była w kształcie śruby. Na górze była spiralnie umocowana lniana płachta, utrzymywana w jednym miejscu przez gruby walec, stanowiący centralną część, a na dole cztery korby. Wszystko połączone drutem.
Dalewin stanął dumnie przy urządzeniu.
- I co myślicie? Cztery osoby będą kręciły pokrętłami i dzięki temu uniesiemy się wystarczająco wysoko, żeby dolecieć do księżyca. – Uśmiechnął się. – Oczywiście ani Cinaed, ani Conri nie mogą nam pomóc, więc przyszedł z nami mój przyjaciel.
Nieznajomy skinął lekko głową.
- Przyjaciel, który otrzyma zapłatę – odezwał się zachrypłym głosem. – Z góry.
- Jakżesz mogłoby być inaczej – rzekł z rezygnacją w głosie Dalewin.
Rzucił sakwę. Monety zadźwięczały, a nieznajomy uśmiechnął się głupkowato.
Cała czwórka stanęła i przygotowała się do startu.
- Czy aby to było na pewno bezpieczne? – dopytywała Milena.
- Nie ma powodów do obaw – uspokajał ją Dalewin. – A żeby ułatwić nam start rzucę na machinę czar lewitacji. Niestety jestem w stanie unieść ją tylko na 10 metrów. Resztę będziemy musieli pokonać sami.
Wykonał kilka zgrabnych ruchów prawą ręką i poczęli się unosić.
- Wszyscy gotowi? – zapytał kiedy znaleźli się w powietrzu. – To do dzieła!
Na początku korby nie chciały ruszyć, ale po chwili puściły i wszyscy kręcili z całej siły. Wszyscy poza nieznajomym, który wydawał się zmęczony po hulance poprzedniej nocy.
Mechanizm poruszał się niczym śruba, przepychając powietrze z góry ku dołowi. Jednocześnie podstawa, na której stali powoli posuwała się w stronę przeciwną. Dalewin zdawał się być odrobinę zaskoczony tym faktem.
Mijały sekundy, a oni wciąż się nie wznosili. Sekundy zmieniały się w minuty i wciąż nie byli wyżej, ale mimo upływającego czasu niezmordowanie kręcili.
Nagle poczuli drobne drgania. Wehikuł zatrząsł się i byli pewni, że zadziałało. Ucieszyli się. Już poczuli powiew wiatru, kiedy...
ŁUUP!
- Mówiłem ci, że nie ma szans, żeby to się udało – rzekł Conri do Cinaeda, patrząc na przyjaciół podnoszących się z ziemi i otrzepujących odzienia z resztek roztrzaskanej machiny.
[ Dodano: Pon 07 Lis, 2011 ]
Tekst pojawił się już wcześniej na forum SFFiH, ale jako że jest to mój pierwszy upubliczniony tekst, wrzucam również tutaj. Chciałbym prosić o komentarze i wszelkie uwagi, które pomogą mi lepiej pisać w przyszłości.
Vite Aerea [miniatura]
1
Ostatnio zmieniony sob 07 lip 2012, 12:12 przez B.A.Urbański, łącznie zmieniany 2 razy.