"Cena wyboru"

1
Cena wyboru

WWWWoda kapała z wąskiej rynienki cichym, jednostajnym rytmem. Stary Sten złapał się na tym, że liczy krople wody upadające na kamienną posadzkę.
WWWZnajdował się w Celi Ciszy. Tu, głęboko w podziemiach, nie docierał nawet najmniejszy promyk światła. Ta nieprzenikniona ciemność miała skłonić człowieka do refleksji. Jeśli ktoś był za życia strachliwy, atakowały go w mroku demony własnej wyobraźni. Jeśli zaś nie bał się cieni, atakowały go upiory przeszłości, jeszcze straszniejsze niż te pierwsze. Tutaj, w Celi Ciszy, odbywało się refleksję nad własnym życiem i nad własnymi grzechami.
WWWCo ciekawe, w to miejsce można było trafić tylko raz w życiu.
WWWCzas Starego Stena dobiegał końca. Została mu jedna, jedyna noc. A mężczyzna był zmęczony. Chciał po prostu zasnąć. I już się nie obudzić.
WWWAle przedtem Stary Sten chciał posłuchać historii.
WWWZastukał w solidne, drewniane drzwi. Po chwili uchyliły się nieznacznie. Stary Sten miał prawo do jednego człowieka. Wiedział, że przyprowadzą mu jakiegoś więźnia. Będzie mógł z nim zrobić, co zechce. To był Dar. Ale Stary Sten nie chciał bić, gwałcić czy zabijać. Nie chciał się użalać, nie chciał złorzeczyć. On pragnął tylko opowieści. Ostatniej opowieści.
WWWKilka chwil później przyprowadzili mu dziewczynę. W ciemności nie wiedział, jak wyglądała i ile miała lat, ale głos miała młody, choć trochę szorstki.
WWW- Kim jesteś? – spytał dziewczynę po prostu.
WWW- Skazańcem.
WWW- I pewnie jak zwykle niewinna.
WWW- Winna. Nawet nie wiesz, człowieku, jak winna.
WWW- Co za odmiana – Stary Sten zauważył, że dziewczyna pod maskę obojętności i chłodu skrywa strach. I głęboki żal. Stary Sten znał się na ludziach. Miał tylko nadzieję, że jego gość nie okaże się nudną, ograniczoną osobą opowiadającą nudną historię. – Jak ci na imię?
WWWMilczała.
WWW- W porządku – podjął po chwili. – Nie musisz mi zdradzać swojego imienia. Opowiedz mi historię.
WWW- Historię? – zdziwiła się szczerze. Nagle zrozumiała.
WWW- Ty jesteś Stary Sten, prawda? Ten, Który Opowiada.
WWWSten zaczął żywić nadzieję, że dziewczyna jest kimś innym, niż tylko zwykłą wieśniaczką. Skinął głową. Wiedział, że jego gest nie zostanie zauważony. Dziewczyna uznała jego milczenie za zgodę.
WWW- Tydzień temu był dzień Solis, wiesz? – zaczęła. Ale nie dała mu dojść do słowa, odpowiedziała za niego. – No pewnie, że wiesz. W końcu jesteś Stary Sten. To przeklęty dzień.
WWW- Przeklęty?
WWW- A nie? Zabierają młodych z wiosek i miast. Zabierają w nieznane. Niszczą im przyszłość… Stary Stenie, ci biedacy nawet nie wiedzą, czy nie idą na śmierć! Są wysyłani do twierdzi, której nikt inny nie widział! Czy to wszystko nie jest jakaś ułuda! Oni odchodzą, na…
WWW- Na zaszczytną służbę w chmurach, do Błękitnej Armii. To nagroda, nie kara – przerwał jej ostro wpół słowa. – A ty? Musiałaś dołączyć do Niebiańskich, ale nie wierzyłaś w Bogów Aury, tak?
WWW- Widzę, żeś domyślny.
WWW- Dlaczego nie chciałaś dołączyć do Armii? Przecież wiesz, co by się stało, gdyby nagle zaprzestano rekrutacji.
WWW- Kapłani przestaliby dostawać pieniądze od wiernych? Ludzie byliby szczęśliwsi? A jakaś bajeczka o Dniach Ciemności straciłaby na wiarygodności?
WWWStary Sten był zdziwiony.
WWW- Ty naprawdę nie wiesz…
WWW- Jak można znać wytłumaczenie, którego nie ma?
WWWStary Sten westchnął. Jak ludzie mają uwierzyć w potęgę Niebiańskich, skoro są tak niedoinformowani? Dla tej dziewczyny i tak już za późno, ale miał szansę uświadomić przynajmniej kogoś.
WWW- Prosiłem cię o historię. Ale może to ja powinienem coś ci opowiedzieć… najpierw.
WWWMężczyzna nic nie widział, ale był pewien, że dziewczyna wzrusza ramionami.
WWW- Proszę bardzo – rzekła sceptycznie, po czym zamilkła wyczekująco.
WWWStary Sten odchrząknął. Dawno nie opowiadał historii.
WWWPrzez chwilę szukał odpowiednich słów, by odpowiednio zacząć mową tkać misterny wzór, jakim jest opowieść pełna wspomnień, śmierci, rozpaczy i nadziei.

***

WWWTo było tysiąc lat temu… Tak, tysiąc. Pewnie teraz uśmiechasz się kpiąco? Skąd mogę wiedzieć, co się działo tak dawno temu? Przecież jestem stary, ale nie aż tak. Zastanawiasz się, co jest źródłem mojej wiedzy. Księgi, które rozpadły się na kawałki, pokonane przez czas? Opowieści przekazywane z ust do ust, z pokolenia na pokolenie? Wiesz, że takie opowieści z czasem obrastają w plotki i ubarwienia. Ja również jestem tego świadom.
WWWJednak ja wierzę opowieściom, wierzę również bogom.
WWWOch, ale wróćmy do sprawy.
WWWTysiąc lat temu… Tutaj, w Karanzan.
WWWŚwiat wtedy nie różnił się tak bardzo od tego, który znasz. Królowie prowadzili wojny. Ludzie kochali i nienawidzili. Kobiety rodziły dzieci, mężczyźni bronili rodzin. Na traktach można było spotkać zarówno uczciwych podróżnych, jak i nieuczciwych rzezimieszków. W lasach potwory i pustelników… Słowem, świat toczył się swoim rytmem.
WWWAch, byłbym zapomniał. Wtedy też był dzień Solis. Wtedy też, raz do roku, wschodziły dwa słońca. Ale o obyczaju rekrutacji nikt jeszcze nie słyszał. Niestety…
WWWKaranzan – choć wtedy nazywane inaczej – było krainą piękną, ale deszczową. Na niebie zbierały się chmury, ciemne, burzowe. Oczywiście pękały, zalewając świat masą wody, niszcząc plony. Błyskawice obracały zabudowania w pył i wywoływały leśne pożary.
WWWTrzeba jeszcze dodać, że przed wielkimi ulewami chmur było tak wiele, że okrywały świat czarnym całunem. Nie, nie było tak ciemno jak tutaj, w celi, raczej ciemno niczym nocą. Stan ten mógł utrzymywać się bardzo długo, zaburzając równowagę. A potem były powodzie. Potem nienaturalnie długie okresy suszy. Cykl się powtarzał.
WWWZapanowała nędza i nieurodzaj.
WWWNie był tajemnicą fakt, że gdyby chmury pękały regularnie, świat byłby lepszy. Ale jak prosty człowiek może skłonić potężną chmurę gdzieś wysoko, by wylała?
WWWPowiadają, że bogowie, jeszcze bezimienni i nieznani, zlitowali się nad ludźmi. Zstąpili na ziemię w Dzień Dwóch Słońc. Bogowie Nieba. Bogowie Aury. Bogowie Pogody. Różnie ich nazywano.
WWWBył Bóg Burzy, panował nad deszczem i błyskawicami. Był Bóg Wiatru i Bogini Słońca. Byli jeszcze pomniejsi bogowie, ale to ta trójka wiodła prym.
WWWBogowie wytłumaczyli ludziom, że właśnie oni, prości kmiecie, mają włożyć swój wkład do naprawy zburzonej równowagi. Chłopi przynieśli więc ofiary: pieniądze, zboża, owoce, mięso, co zdolniejsi narzędzia. Bogowie Burzy i Wiatru wściekli się za ich niedomyślność – wszak nie o to bogom chodziło. Jednak Bogini Słońca, Pani Łaski, okazała prostemu ludowi cierpliwość i wyjaśniła, że oczekuje innej ofiary.
WWWOfiary z ludzi.
WWWNie, nie na śmierć! Bogowie potrzebowali ludzi do pracy. Bo przecież oni nie będą się trudzić żmudnym, mozolnym zajęciem jakim jest rozcinanie chmur we właściwym czasie.
WWWTak więc nieliczni wybrańcy posiedli dar latania. Praca okazała się ciężką harówką w zimnie, ale Pierwsi Niebiańscy się tym nie przejmowali. Wciąż pamiętali straszne czasy, w których nie było bogów. A oni - oni widzieli bogów na własne oczy!
WWWNastępcy Pierwszych również głęboko wierzyli, znali opowieści i latali wysoko. Ciężko pracowali, bez słowa skargi.
WWWAle wiadomo, nic nie może trwać wiecznie. Ludzie coraz mniej chętnie opuszczali rodziny, by udać się na służbę. Opowieść o zstąpieniu bogów na ziemię opowiadano coraz rzadziej. Na dokładkę znalazł się jakiś szaleńczy król, który zakazał opowiadania opowieści. Armii Niebiańskich jednak nie rozbił. Ale opowieść przetrwała tylko w ustach nielicznych.
WWWI tak już zostało.

***

WWWDziewczyna milczała, zasłuchana w starą legendę. Gdy Stary Sten skończył, usłyszał ciche westchnienie.
WWW- Ale, jakby nie patrzeć, to dalej stara bajka o Dniach Ciemności, może w nieco piękniejszej formie – stwierdziła, ale już mniej pewnie niż na początku rozmowy.
WWWStary Sten wiedział, że nie ma sensu się kłócić. Zrobił, co mógł.
WWW- Tak więc ja opowiedziałem ci bajkę o zamierzchłej przeszłości. Teraz ty opowiedz mi bajkę o swoim życiu.
WWW- Przyznajesz, że to bajka? – spytała bystro.
WWW- Dla ciebie bajka, dla mnie historia, według której żyję. Nazywaj to jak chcesz.
WWW- W porządku – odparła z szacunkiem. Stary Sten się uśmiechnął.
WWWPrzez chwilę siedzieli w milczeniu, oboje zadumani.
WWWCiszę przerwał ostry, raniący uszy dźwięk otwieranych drzwi. To strażnik przyniósł kolację. Bochenek chleba i dzban wody.
WWWPodzielili się jedzeniem i zjedli w milczeniu.
WWW- No więc… – podjął. – Nie chcę cię popędzać, ale do świtu zostało nam kilka godzin.
WWW- Do świtu… Też umrzesz rano?
WWW- Tak.
WWW- No, przynajmniej coś nas łączy. A co do historii… jest krótka. I smutna. Ale masz rację, czas zaczynać – rzekła dziewczyna i pogrążyła się we wspomnieniach.

***

WWWNajpierw byłam bohaterską wieśniaczką… Zabawne, prawda? Tym zabawniejsze, że działo się to parę dni temu.
WWWSzaleństwo płomieni i szaleństwo ludzi. Znasz to? Pewnie tak. Jesteś Starym Stenem, ty w swoich podróżach już wszystko widziałeś. Ale dla mnie, dla mnie to była pierwsza tragedia, tragedia, która wstrząsnęła mną do głębi…
WWWKrzyki dorosłych i płacz dzieci. Zapach śmierci i zapach traconego dobytku. Ból ramion, zmęczonych od dźwigania niekończących się wiader z wodą.
WWWMgła płonęła.
WWWMgła, moja wioska. Tak się nazywała od zawsze.
WWWPrzebiegając z koło niewielkiej, jednoizbowej chatki, usłyszałam przeraźliwy krzyk niemowlęcia. Jak to możliwe, że nikt nie zauważył, że ktoś wciąż jest w środku? Jak na razie ogień nie sięgnął dziecka, mimo że otaczał je ze wszystkich stron.
WWWNie myślałam wiele. Przerażający obraz, który ujrzałam przez okno pozbawione okiennic sprawił, że przestałam myśleć racjonalnie. Chlusnęłam z wiadra na wpół zwęglone drzwi, a gdy woda przydusiła płomienie, wyważyłam je kopniakiem, porzuciłam bezużyteczne naczynie i wbiegłam do środka.
WWWOkrutny powiew gorąca zaparł mi dech w piersiach. Oczy zaczęły jeszcze mocniej łzawić. W kilku susach dopadłam zawieszonej pod sufitem kołyski i porwałam niemowlę w ramiona. Jego pieluszka zajęła się ogniem, więc zerwałam i przydeptałam materiał, by ugasić płomienie. Traciłam cenne sekundy. Mocniej przycisnęłam małe ciałko do piersi i doskoczyłam do wyjścia.
WWWLedwo zdążyłam się cofnąć. Pozioma belka nad framugą upadła tam, gdzie stałam chwilę temu. Gdybym zamiast do tyłu rzuciła się w przód, płonąca deska przygniotłaby mi nogi. Nie miałam czasu, by odetchnąć. Cofnęłam się z powrotem w głąb izby – część dachu trzeszczała niebezpiecznie. Po chwili sklepienie upadło z przeraźliwym hukiem, więżąc mnie w płonącej pułapce.
WWWKrąg płomieni zaciskał się. Nigdy w życiu nie czułam takiego gorąca.
WWWŚwiat wirował, w głowie mi szumiało. Po chwili zorientowałam się, że krzyczę, że wyję ze strachu jak osaczone zwierzę. Krzyk przerodził się w szloch. Bałam się bólu, bałam się śmierci. Nie byłam gotowa.
WWWPrzez ścianę płomieni nie mogłam wiedzieć, że ludzie zbierają się wokół. Jak rozpaczliwie taszczą wodę pod ten dom, wodę, która nie była w stanie pokonać potęgi żywiołu.
WWWWiedziałam za to, że śmierć jest blisko.
WWWA potem… sami bogowie raczyli na mnie spojrzeć. Tak mówili potem wszyscy. Nawet ja, jeśli kiedykolwiek miałabym prawdziwie uwierzyć w Bóstwa Aury, zrobiłabym to właśnie w tym momencie.
WWWDeszczowa chmura, ciemna i ciężka, pękła na dwoje. Spadł deszcz. Deszcz zamienił się w ulewę. Ulewa przeszła w coś większego, niespotykanego – przeszła w szczyt swej potęgi. I ta potęga pokonała płomienie.

***

WWW- Uważasz się za bohaterkę? – spytał szorstko Stary Sten. – A może za wybrankę bogów?
WWWDziewczyna zastanowiła się chwilę.
WWW- To, co zrobiłam… to chyba jednak coś znaczyło, prawda?
WWW- Jak możesz oczekiwać oklasków za coś oczywistego? Większość wieśniaków na twoim miejscu postąpiłaby tak samo. To przypadek, sama zresztą przyznałaś.
WWW- Nigdy nie myślałam o tym pożarze w ten sposób… - zadumała się. – Tak, masz rację, uważałam się za bohaterkę. Inni myśleli o mnie tak samo, ja nie miałam podstaw, by myśleć inaczej. Tak chłodno jak ty.
WWWUmilkła.
WWW- Przepraszam, nie chciałam cię urazić – dodała po chwili, ale bez przekonania.
WWW- Nie uraziłaś – odparł Stary Sten.
WWW- A co do twojego drugiego pytania… Nie miałam podstaw, by uważać się za wybrankę Pana Burzy. Nie miałam wiary. A ty wierzysz w bogów?
WWW- Ciężko nie wierzyć w coś, co się widziało. Ale mów dalej, proszę. Nie rozmawiamy tu o mnie.
WWW- Wieśniacy uznali mnie za wybraną! Wyobrażasz to sobie, Stary Stenie? Deszcz, wola bogów, cokolwiek to było… to ocaliło całą wioskę, nie tylko mnie.
WWW- Co nie zmienia faktu, że obrazy i charyzma kapłana działają na wyobraźnię prostych kmieci. Bo mieliście tam kapłana, prawda?
WWWZaśmiała się cicho.
WWW- Oj, mieliśmy, mieliśmy. Najczystszego – dodała drwiąco.
WWW- Tak, tak się ich nazywa, a mimo to słyszę w twym głosie drwinę?
WWW- To przez niego musiałam dołączyć do Niebiańskich.
WWW- Wiesz, nie można się mu dziwić… znaki bogów, ogień i deszcz… to aż takie dziwne, że wysłał cię na służbę?
WWW- Miał inny powód. Tajemnicę, która nie mogła wyjść na światło dzienne.
WWW- Jaką?
WWW- Zaraz się dowiesz. Posłuchaj, co się działo po pożarze, po mowie kapłana do ludu. Na Zebraniu.

***

WWWWszyscy zebrani w domu sołtysa – jedynej budowli która nie zniszczyła się w pożarze – skupili na mnie swoje spojrzenia. Starałam się dumnie unosić głowę: nie zrobiłam w końcu nic złego, wręcz przeciwnie. Mimo to czułam się paskudnie.
WWWPrzy długim stole zasiadała starszyzna wioski i kapłan. Ja stałam pod ścianą, obok trzaskającego ogniem kominka, otaczana ramieniem przez matkę, matkę, którą miałam ochotę najzwyczajniej w świecie uderzyć. Zamiast tego zacisnęłam za plecami pięści i próbowałam zapanować nad emocjami. W kącie kuliła się Ani, przyciskając swoje dziecko do piersi. Z ulgą spostrzegłam, że umyła twarz i przestała szeptać pod nosem dziękczynne modlitwy. Wciąż jednak na jej twarzy malowały się ślady łez.
WWW- Właściwie to dobry pomysł – odezwał się Hys, miejscowy kowal. W izbie rozległ się szmer pomruków aprobaty.
WWW- To znak… - szeptali, jakby bali się powiedzieć głośno.
WWW- … Najlepszy dar dziękczynny dla Bogów Aury!
WWWNie wytrzymałam. Wiedziałam, że decyzja zapadła, zanim matka przedstawiła swoją prośbę na zebraniu. To była okazja dla niej i dla Kapłana, by się mnie pozbyć bez wzbudzania podejrzeń. Ale nie mogłam stać z założonymi rękami.
WWW- Macie już kandydata – mój głos wybił się wśród innych. Szmery ucichły.
WWWBył kandydat, nazywany prze wszystkich Gackiem. Fanatyk, śmiem twierdzić. Na kapłana by go nie przyjęli, charyzmy nie miał za grosz – i do tego koszmarnie się jąkał. Służba u Niebiańskich była dla niego idealnym rozwiązaniem. On… on się po prostu nie bał.
WWW- Owszem, mamy. Ale i bogowie, i prawo jest po naszej stronie, więc dlaczego mielibyśmy nie wysyłać również ciebie? – głos należał do kapłana, Najczystszego Czciciela Aury. Nie mogąc się powstrzymać, rzuciłam mu nienawistne spojrzenie. Ten zwrócił ku mnie jasnoniebieskie oczy – jego spojrzenie było równie bezbarwne i neutralne co jego szata. Irytował mnie nawet jego strój – wszyscy wokół mieli na sobie ubrania podarte, przypalone i ubrudzone popiołem, on jednak przybył na naprędce zorganizowany wiec w świeżej, błękitnej szacie.
WWWPrzez chwilę rozważałam możliwość ujawnienia jego sekretu. Ale gdybym się wygadała, to nie dożyłabym świtu. To nie wzbudziłoby podejrzliwości wieśniaków, gdybym tak nagle zniknęła. To pozycja się liczy, tylko ona.
WWW- A jeśli odmówię? – spytałam zaczepnie zamiast tego. Gniew dodał mi odwagi.
WWWKapłan wstał. Pozostali również unieśli się z miejsc, wymieniając spojrzenia, niepewni, jak zareagować.
WWW- Nie odmówisz – odpowiedział duchowny zimno. Najgorsze było to, że miał rację. Gdybym zaprotestowała, uznano by mnie za bezbożnicę. Skazano by mnie na pręgierz, albo wygnano. Albo jedno i drugie. Cóż, raczej śmierć mi nie groziła, ale wolałabym rozegrać to inaczej. I opuścić wioskę z dumnie uniesionym czołem.
WWWWestchnęłam, nie widząc powodu, by ciągnąć tę farsę dłużej, niż to konieczne. Wyprostowałam się dumnie i postąpiłam krok do przodu, odtrącając dłoń matki. Serce waliło mi w piersi nienaturalnie szybkim rytmem.
WWW- Wszyscy się zgadzają? – starałam się, by mój głos nie zadrżał. Zebrani zaczęli potakiwać.
WWW- Świetnie. No więc przyjmuję decyzję ławy i zgadzam się wstąpić do szeregów Niebiańskich w nadchodzącym dniu Solis – miałam nadzieję, że zabrzmiało to dość oficjalnie.
WWWZdecydowanym krokiem przeszłam przez pokój i, nie żegnając się, wyszłam na zewnątrz.
WWWNie miałam pojęcia, czy to tak szumi deszcz, czy to szumią kotłujące się w głowie myśli.

***

WWW- To był twój ojciec?
WWWSkinęła głową.
WWW- Skąd ten wniosek? – zaciekawiła się.
WWW- To u duchownych dość powszechne, takie łamanie celibatu. A potem tuszowanie sprawy. Zamykanie dzieciom ust. Ale to jeszcze nic… - urwał. – Uwierz mi, kapłani to dranie.
WWW- Ale ty wierzysz w Bogów Aury, sam to przyznałeś.
WWW- No właśnie. Wierzę w bogów, nie kapłanów. Proszę, kontynuuj.

***

WWWPo tym wszystkim oddaliłam się od osady, od świątyni i spalonych domów, od ludzi usiłujących naprawić szkody. Patrzyłam na zachód słońca i wiedziałam, że jeszcze tylko jutro będzie mi dane go oglądać z tego miejsca. Niezależnie od tego, czy dołączę do Armii, czy ucieknę. Innych opcji nie było.
WWWJa po prostu… ja nie mogłam dołączyć do Niebiańskich. „Szybują pod gwiazdami na skrzydłach własnej wiary”, tak się o nich mówi. Tak więc, nawet gdyby to wszystko nie okazało się wielką farsą, przedstawieniem… Ja i tak bym tam nie pasowała!
WWWPoza tym, zawsze chciałam uciec. To przez książki. Matka była zubożałą szlachcianką z odległego królestwa… brzmi jak bajka, czyż nie? Prawda jest o wiele bardziej prozaiczna – po prostu nic nie wiedziałam o mojej matce. Nie wiedziałam skąd pochodzi, kim była. Dlatego mówię: z odległego królestwa. Brzmi pięknie, a smakuje gorzko.
WWWAle, jak już mówiłam, miała książki. Nauczyła mnie czytać. I tak oto czytałam o innych odległych królestwach. I dowiedziałam się, że istnieje inny świat niż Mgła na końcu świata i odległe o dzień drogi miasteczko portowe Mal. I pragnęłam podróżować, uciec. Poznać inne lądy, poglądy, innych bogów, Takie dziecięce, później młodzieńcze marzenia. Wtedy, stojąc na tym wzgórzu i patrząc na zachodzące słońce, przypomniałam sobie o tych marzeniach.
WWWStanęłam przed wyborem, Teraz albo nigdy. Poddać się czy walczyć? Czy zaryzykować? Czy mieć odwagę ten jeden raz pokazać światu, że jestem kimś więcej niż ubezwłasnowolnioną marionetką, dla której zabobonna Mgła jest całym życiem? Chciałam więcej. I… zadecydowałam.

***

WWW- I, jak wnioskuję po twojej obecności tutaj, wzniosły plan się nie powiódł?
WWW- Tak… to najwyraźniej cena. Niestety, nie tylko ja musiałam płacić za swoje marzenia.
WWW- Był ktoś jeszcze?
WWW- Przyjaciel… wierniejszy niż myślałam.

***

WWWSpłonął dom. Spłonęły zapasy, ubrania, spłonęły bezcenne księgi. Nasz dom był w centrum wioski, w centrum pożaru. Zostały z niego tylko zgliszcza.
WWWCóż, przynajmniej nie będę miała problemu z pakowaniem.
WWWPatrzyłam na swój dawny dom. Ludzie krzątali się wokół. Niektórzy zatrzymywali się, by poklepać mnie po ramieniu.
WWW- Wiesz… ty i twoja matka możecie tymczasowo zamieszkać u nas – rzekł mój przyjaciel, który zbliżył się niepostrzeżenie i błędnie zinterpretował moją ponurą minę. Nazywał się Mycach.
WWWRzuciłam mu wymowne spojrzenie.
WWW- Och tak… - zająknął się. – Strasznie cię przepraszam, jeszcze to do mnie nie dotarło, że już pojutrze…
WWW- Daj spokój – machnęłam ręką. – Chodź, przejdźmy się. Muszę… muszę ci coś powiedzieć.
WWWWróciliśmy na wzgórze. Było już ciemno. Księżyc był w pełni, gwiazdy świeciły jasno.
WWW- Ja… zastanawiałam się, czy ci powiedzieć. Ale chyba ci powiem. Znamy się tak długo, i myślę że coś nas łączy. Nie znam nikogo takiego jak ty.
WWWWyczułam, że zrobił się spięty, że oddycha szybciej. Co do diabła?
WWW- No więc, uciekam stąd.
WWW- Co? – zdziwił się.
WWW- No, uznałam, że powinieneś wiedzieć.
WWW- Kiedy?
WWW- Dziś. Teraz. Póki wszyscy są zajęci. Jutro Solis, będzie już za późno.
WWW- Idę z tobą.
WWW- Nie! Żartujesz. Ja nie mam nic do stracenia. Ty masz.
WWW- Jest coś, co stracę, gdy odejdziesz. Bo… – urwał, jakby chciał powiedzieć coś więcej, ale się rozmyślił.

***

WWW- Jak mogłaś być taka samolubna? – wybuchnął nagle Stary Sten. – Jak mogłaś go tak potraktować? Gdybyś naprawdę miała go za przyjaciela, nie pisnęłabyś słowa.
WWW- Wiem… Wiem, źle zrobiłam. Ale zrozum, nie mogłam inaczej! Nie dałabym rady, tak całkiem sama…
WWW- Zachowałaś się jak ostatnia suka.
WWWPrzyjęła to w milczeniu.
WWW- Żałuję…
WWW- To chyba trochę za mało.
WWW- Pozwól mi skończyć – prawie krzyknęła. – Póki… póki mam odwagę.
WWW- Mów.

***

WWWMycach zabrał ze swojego ocalałego domu worek zapasów. Niewiele tego było. Chleb, ser, trochę warzyw… Pieniędzy też mieliśmy niewiele, ale dość, by zaciągnąć się na jakiś statek odpływający z Mal.
WWWPodróżować niegościnnym traktem nocą było głupotą, Nie mogło się to skończyć dobrze.
WWWAle było pięknie. Ciemność, księżyc, gwiazdy. Zapach wolności.
WWWJuż prawie świtało, wędrowaliśmy od godziny. Nasz wymarsz trochę się opóźnił. Wtedy trafiliśmy na górskiego bandytę. Jednego, pewnie odłączył się od reszty.
WWWStanął na środku ścieżki, zagradzając nam drogę. Zupełnie znienacka, pojawił się znikąd. Miał na sobie tylko barani kożuch. Brudny, niechlujny, z wielkim nożem w dłoni. W ogóle był ogromny. A my nie mieliśmy szans. Staliśmy przerażeni, jak skamieniali, czując nieświeży oddech zbira.
WWWTylko strach. Gorszy niż ten w płonącej chacie.
WWWRzezimieszek oszczędził nam gadaniny. Po prostu rzucił się na nas – na mnie – z dzikim wrzaskiem.
WWWTo wszystko działo się tak szybko. Mycach rzuca się na zbira, ja skaczę w tył. Tryska krew, przyjaciel krzyczy z bólu. Nie myślę wiele, po prostu zbliżam się do nich. Widok jest okropny. Napastnik wbił swój ogromny nóż w ramię Mycacha tak głęboko, że chwilę zajmuje mu wyszarpnięcie ostrza. Ja działam instynktownie. Skaczę wprost na niego, kopię i drapię. Zdezorientowany dryblas traci skupienie, a ja wytrącam mu broń z ręki, chwytam rękojeść i wbijam ostrze głęboko w jego brzuch.
WWWMiałam ochotę uciekać z miejsca zbrodni, ale nie mogłam. Przypadłam do Mycacha ze łzami w oczach. Krwawił, jęczał, gorączkował. Nie poznawał mnie, oszołomiony bólem.
WWWMusiałam z nim wrócić do Mgły, ale się wahałam, Po tym wszystkim, co dla mnie zrobił, ja nie byłam pewna. Opatrzyłam go własną tuniką i nie wiedziałam, co począć dalej.
WWWCzy dożyje, zanim dojdę do wioski? Czy miejscowi dadzą radę go uzdrowić? Czy to gra warta świeczki?
WWWMyślałam gorączkowo, ogarnięta paniką.
WWWWtedy wzeszło słońce. Dwa słońca. Znak nadziei. Znak dobroci. Człowieczeństwa.
WWWI wróciłam z Mycachem do Mgły.

***

WWW- Przeżył?
WWW- Skonał, gdy przekraczałam granicę wioski, ciągnąc do na noszach z gałęzi i worka. Wiesz, co wyszeptał przed śmiercią? Powiedział: „Kocham cię”. Po tym wszystkim! Rozumiesz to? Ja się wahałam, czy go nie zostawić w lesie, a on mnie kochał! Tak po prostu. Rozumiesz?
WWW- Miłości nie można zrozumieć.
WWW- Nawet nie wiesz, jak się wtedy czułam. Nawet się cieszę, że wysłali mnie tu, do więzienia. Rano zawisnę. I dobrze. Zasłużyłam na to. Wciąż się boję śmierci, ale, do jasnej cholery, muszę zginąć. Tylko na to zasługuję.
WWW- Nie zaprzeczę. Ale teraz już widzisz, jaka jest cena.
WWW- Cena?
WWW- Cena, którą płacisz, gdy chcesz postępować po swojemu. Cena wyboru.
Ostatnio zmieniony ndz 03 mar 2013, 11:33 przez Ignis, łącznie zmieniany 2 razy.

2
Cóż, z początku podobało mi się - tajemniczy bohater w celi, jego opowiadanie o religii, wierzeniach - to zdecydowanie na plus. Później jednak, kiedy dziewczyna weszła ze swoją historią, stało się tak... do przewidzenia. Wiadomym było, że zostanie wybrana i będzie chciała uciec, w tej kwestii nie było nic zaskakującego. Później jeszcze ten przyjaciel, banalnie. Puenta, wspomnienie o cenie wyboru i urwanie historii, które, odnoszę wrażenie, miało być zaskakujące (że tak nagle, bez kontynuacji zdarzeń w celi) było dość nieudane, po prostu zbyt szybkie. No i los bohaterki wcale mnie nie poruszył. Natomiast zdecydowanie zaciekawił Stary Sten - tajemniczy, pewny siebie, doświadczony wyga. On stanowi największy plus opowiadania i, nie ukrywam, fajnie by było poznać jego historię. Mam nawet pewien pomysł na taką historię, jeśli będziesz zainteresowana, służę pomocą :)
Podsumowując - historia ma potencjał, niestety zmarnowany; Stary Sten i jego kwestie ratują całość.
Pozdrawiam!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit

3
Ignis pisze:WWWDziewczyna milczała, zasłuchana w starą legendę. Gdy Stary Sten skończył, usłyszał ciche westchnienie.
WWW- Ale, jakby nie patrzeć, to dalej stara bajka o Dniach Ciemności, może w nieco piękniejszej formie – stwierdziła
Przeczytałam Twoje opowiadanie z zainteresowaniem, lecz mam rozmaite wątpliwości dotyczące fabuły, a zwłaszcza uzasadnienia pewnych sytuacji. Na przykład to, co opowiadał Stary Sten - to nie jest "stara legenda". To mit założycielski religii. Bogowie Aury potrzebują pomocników w postaci Niebiańskiej Armii i wyznawcy im tych pomocników dostarczają. Niemożliwe, żeby nie wiedzieli, skąd to się bierze. Dziewczyna może powątpiewać w to, czy w ogóle istnieją jacyś bogowie, ale jeśli żyje w małej społeczności, w której te rytuały są żywe, to powinna znać tę opowieść. Sten może, oczywiście, przypomnieć jej historię powstania rytuału, może próbować wydobyć z niego coś, co nadaje sens takiemu "wybraniu", lecz nie opowiadać to jak historię zupełnie nieznaną.

Nie bardzo rozumiem, dlaczego właściwie dziewczyna została skazana na śmierć. Bo uciekła? Nie chciałą należeć do wybrańców? Owszem, jakaś kara dla niej byłaby całkiem zrozumiała, lecz po co mieszkańcy wioski mieliby zabijać kogoś, kogo dopiero zamierzali ofiarować bogom? (Inna jest sytuacja dziewcząt już ofiarowanych - westalek w starożytnym Rzymie, konsekrowanych mniszek w chrześcijaństwie i nie tylko. Ucieczka, albo inne złamanie reguł, jest wówczas bardzo poważnym wykroczeniem i rzeczywiście może skończyć się śmiercią). Nie piszesz o żadnych wierzeniach, zwyczajach, rytuałach, z których wynikałoby, że Twoja bohaterka musi zginąć. I to jest dla mnie naipoważniejszym mankamentem fabuły: fatalna sytuacja, w jakiej dziewczyna się znalazła, jest słabo umotywowana.
Ignis pisze:Gdybym zaprotestowała, uznano by mnie za bezbożnicę. Skazano by mnie na pręgierz, albo wygnano. Albo jedno i drugie. Cóż, raczej śmierć mi nie groziła,
No właśnie. Cóż więc takiego się stało, że jednak skazano ją na śmierć, skoro bezbożnictwo karano wygnaniem?
Chłopak zginął, to prawda, lecz towarzyszył uciekinierce z własnej woli. Wyobraziłam sobie nawet, że dziewczyna, wracając do Mgły, powiedziała, że to on ją porwał i zmusił do ucieczki, gdyż ją kochał, chciał się z nią ożenić - ot, taka prosta wymówka, która mogłaby całkowicie odmienić bieg zdarzeń, nie prowadząc do smutnego końca.
Nie czuję ciężaru win dziewczyny, ani nieuchronnych konsekwencji pewnych wyborów.

Chętnie bym natomiast dowiedziała się, za co właściwie Stary Sten został skazany. Kapłan zaś, który zamierza pozbyć się dorastającej córki, żeby społeczność nie dowiedziała się o jego grzechu, nie jest dla mnie postacia przekonującą. Tuszowanie sprawy kilkanaście lat po fakcie? To raczej jej matkę powinien dawno temu wysłać na koniec świata.

Piszesz sprawnie, chociaż opowieść dziewczyny wydaje mi się miejscami ciut rozwlekła. Do tego ona mówi tak, jakby zapisywała swoją historię w pamiętniku, dokładnie przytaczając słowa innych osób, starannie analizując własne uczucia, myśli, gesty. To nie jest naturalny język historii opowiadanej "na żywo". Dialogi jednak są całkiem udane i dobrze wplatasz je w narrację.

Nawet jeśli historia nie całkiem mnie przekonała, doceniam jednak, że jest to opowiadanie z rozwiniętą fabuła, z jakimś problemem, który bohaterka musi rozstrzygnąć, z rozbudowanym tłem. Ogólnie zatem - na plus.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

4
Dziękuje Wam za opinie i weryfikację :)

Rubio, oczywiście masz rację co do błędów logicznych i całej reszty. Teraz jak na to patrzę z perspektywy Twoich uwag... to wyszedł taki trochę misz-masz, że aż się za głowę łapię. Ale cóż, uczymy się na błędach, następnym razem przeczytam opowiadanie przed wrzuceniem tutaj jeszcze więcej razy w poszukiwaniu takich głupotek :) I bardzo fajnie, że uznałaś, że opowiadanie ma jakieś plusy - to dla mnie dobra motywacja do dalszego pisania.

Mazerze (czy jak tam odmienić Twój nick). Muszę przyznać że troszkę się bałam rozwijać się historię Starego Stena. Bo ta atmosfera tajemniczości właściwie wynika z tego, że czytelnik nic o nim nie wie. Chociaż mam pomysł na oddzielne opowiadanie o nim, to boję się, że facet straci potencjał. Ale spróbować mogę, w końcu trzeba ćwiczyć. Chętnie bym poznała Twój pomysł albo jakieś sugestie co do tej postaci. Więc jeśli masz chwilkę to pisz, proszę, na PW.

5
Szkoda, że nie rozbudowałaś opowieści Stena. Zabrakło mi w niej trochę magii, odkrywania nowych możliwości przez żołnierzy z Niebiańskiej Armii. To naprawdę jest ciekawe, bo historia dziewczyny... Trochę nie rozumiem, dlaczego została skazana na śmierć. Bo uciekła? Bo nie chciała zaszczytu, który uważała za przekleństwo? Może wyszłoby lepiej, gdybyś skupiła się na opowieści Stena, a los dziewczyny nakreśliła dosłownie w kilku zdaniach. Pierwsza część o ratowaniu dziecka była w porządku, ale ucieczka z zakochanym w niej mężczyzną - tu już powiało nudą, można było to zamknąć w kilku zdaniach. Niechby dziewczyna opowiedziała to w kilku suchych, prostych słowach. Bez roztkliwiania się nad sobą.
Jak widzisz, próbuję napisać to za Ciebie i do tego całkiem inaczej, ot, takie wtrącanie się, bo w końcu autor ma prawo napisać historię, jak mu się podobało, a teksty typu: "Powinnaś zrobić to inaczej" to trochę wsadzanie nosa w nie swoje sprawy. :)
Chodzi mi tylko o to, że ciekawa postać Stena została porzucona na rzecz nieciekawej dziewczyny. A może ona potem się rozwija? O ile powstało jakieś "potem". Powstało?
Czytało się łatwo, miło i przyjemnie. Gdzieś mignęły jakieś powtórzenia.

Powodzenia.
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”