Samotność to wartość względna. Zawsze, bez względu na okoliczności, ma początek w punkcie iks i koniec w puncie igrek-znasz jej początek i koniec, mimo jej bezmiaru. Zatruwa Ci serce, zżera Cię od środka, trawi twoje wnętrzności, by Cię dopaść i zgnieść.
Cóż, znam to od podszewki...
Pytasz kim jestem? Otóż nikim ważnym, co to to nie. Jestem po prostu jej kolejną ofiarą, zna mnie zbyt dobrze, żeby mi odpuścić.
Moja historia ma początek w pewnym miejskim gimnazjum. Brudne mury. Krzyk ofiar szkolnego manifestu. Narkotyki. Strach przed każdym kolejnym dniem...-oto warunki, w jakich przyszło mi dorastać. Powiesz zapewne: szkoła jak szkoła-nic szczególnego. Otóż mylisz się. Istotą szczególności naszej szkoły jest nie nikt inny, jak popularsi we własnej osobie-to osoby sławne i rządne władzy, które dyktują modę. A więc, owi popularsi, bardzo skutecznie zatruwali mi życie przez bite trzy lata, rok w rok.
Kres mojej samotności miał nastąpić pewnego dżdżystego poranka o godzinie siódmej zero zero, cóż poniekąd tak właśnie się stało. Wyszłam z domu podekscytowana, po raz pierwszy od trzech lat miałam się czuć prawdziwie szczęśliwa. Serce biło mi radośnie w rytm moich mlaskających w błocie butów-szłam na spotkanie z czołówką z szkoły. Aneta. Ada. Marcin. Piotr.-najlepsi z najlepszych. Możecie sobie zapewne wyobrazić moje zdziwienie, gdy dzień przed kresem podeszła do mnie Aneta
-Hej Mała, mamy dla Ciebie z elitą świetną propozycję. Będziesz jedną z nas, jeśli wykonasz jedno zadanie.-powiedziała do mnie. Nie wiem co mną kierowała, być może presja tłumu, czy coś w tym stylu. jednak wtedy pomyślałam tylko:Jest. Wreszcie. Tyle lat upokorzeń, tyle lat włóczenia się za nimi i wreszcie mnie zauważyli.
Droga ciągnęła się niemiłosiernie, każdy metr wydawał się kilometrami. Wreszcie doszłam. Zobaczyłam ich. Byli po prostu idealni. Piękne twarze, markowe ubrania, drogie perfumy-cud tego świata, ideał. Rzuciłam się ku nim, oczywiście potknęłam się przy okazji o patyk. Runęłam obok Marcina.
-Jaka zgrabna dupka z tej naszej Kici, coraz bardziej podoba mi się pomysł adoptowania jej dziewczynki-rzucił sarkastycznie, dotykając mojego pośladka. Poderwałam się do góry i niewiele myśląc zamachnęłam się na niego. Spojrzał na mnie, trzymając się za policzek. Dokładnie pamiętam wściekłość czającą się w jego oczach.
-Marcin-rzuciła Aneta ostrzegająco. Jednak na nic to się zdało-już wtedy byłam ofiarą, zanim padł pierwszy cios. Przycisnął mnie do pobliskiego drzewa i zaczął zdzierać ze mnie koszulkę. Zadrżałam ze wstydu, myślałam, że zapadnę się pod ziemię, miałam nadzieję na to. Z całej siły pragnęłam znaleźć się z powrotem w moim domu. Tymczasem ręce mojego kata przesuwały się coraz nachalniej po moich piersiach. Na nic się zdały moja szamotanina. Po kilku minutach, przeciągających się dla mnie w wieczność mróz objął moje ciało. Nie miałam siły się poruszyć. On korzystając ze sposobności rzucił mną o podłoże. Poczułam tępy ból w okolicach prawego ucha.
Gdzie do cholery była reszta?Dlaczego go nie powstrzymywali?
Otrzymalam odpowiedź na to pytanie. Poczułam na sobie nowe pary rąk. One były wszędzie...
Powoli zaczęłam osuwać się w nicość.
Umarłam
żywoty człowieka samotnego(szoła przy nowej alei)
1
Ostatnio zmieniony pt 25 lis 2011, 14:06 przez bella95c, łącznie zmieniany 3 razy.
"Najlepiej widzi się tylko sercem. Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."-mam nadzieję, że moje serce zawsze będzie widziało tylko te piękne rzeczy- sztukę artystyczną i na zawsze uczyni ją sensem mojego istnienia:)