Inny, lepszy świat.
Tak bardzo chciała się w takim znaleźć. Zamknąć oczy i zniknąć, z tego obskurnego pokoju, pełnego przykrych wspomnień.
- Lailo!
Przemyślenia, przerwał jej krzyk matki. Dziewczyna zwlekła się z łóżka i poszła tam, gdzie swoim zdaniem przebywać powinna całe dnie, czyli do pokoju chorej.
- Czegoś potrzebujesz?
Te dwa słowa... Dlaczego zawsze je powtarzała, gdy tu wchodziła?
- Chciałam z tobą porozmawiać - zaczęła. - Zauważyłam, że nie jesteś tu ze mną szczęśliwa, córeczko. Rozumiem cię. Masz dwadzieścia lat. Idź i ułóż sobie, w końcu, życie.
Mimo, że matka uśmiechała się życzliwie, Laila dobrze wiedziała ile ją kosztowało samo wypowiedzenie tych kilku słów.
- Ułożyć sobie życie?! - krzyknęła, zirytowana. - Mam cię opuścić? Pozbawić opieki?! Oddać do domu starców, gdzie będą wyciągać kupę forsy, a o ciebie nie zadbają?
Z przerażeniem, uświadomiła sobie, że najpierw wspomniała o pieniądzach, a dopiero potem o dobru matki.
- Córciu, ty zawsze myślałaś tylko o mnie. Nigdy nie pozwalałaś sobie na żadne przyjemności. Nie chcę, by to dłużej trwało.
Laila milczała. Nigdy na nic sobie nie pozwalała? A wtedy, gdy się naćpała i prawie wylądowała w szpitalu? Albo kiedy złamała nos, tej niewinnej dziewczynie?
- Córeczko...
- Przestań wciąż powtarzać to samo!
Wybiegła z pokoju, a następnie domu. Tak, właśnie wyżyła się na biednej, sparaliżowanej kobiecie, lecz w tej chwili to nie miało dla niej żadnego znaczenia.
Klatka schodowa Alicji była niepomalowana, ściany ozdobione zostały przeróżnymi napisami, wykonanymi przez zdemoralizowaną młodzież.
Laila zapukała głośno w zaniedbane drzwi przyjaciółki, która otworzyła jej tak prędko, jakby patrzyła przez wizjerek, z nadzieją, że ktoś przyjdzie.
- Laila! - wykrzyknęła imię dziewczyny na przywitanie. - Nie zadzwoniłaś do domofonu? Przecież nie lubisz wyglądu mojej klatki. Do tego mój sąsiad... z pewnością nas teraz podsłuchuje.
Ostatnie zdanie wyszeptała, nachylając się nad dziewczyną, przez co kosmyk jej blond włosów połaskotał Lailę w policzek.
- Nie boję się tego chłopczyka.
Podeszła do śnieżnobiałych drzwi. Nawet po nich było widać, że spał na pieniądzach.
Bez zastanowienia, wymierzyła mocnego kopniaka w dość solidne "wrota", jak pod wpływem złości przywykła je nazywać. Kawałek białej farby odpadł, lądując na podłodze. Uśmiechnęła się szelmowsko, odwracając do przyjaciółki.
- Już nie wyglądają tak pięknie, prawda?
Alicja nie mogła wydusić z siebie słowa. Stała z wybauszonymi oczami pokazując palcem na coś (lub kogoś), za plecami czarnowłosej dziewczyny.
Chłopak zacisnął palce na ramionach Laily i odwrócił ją do siebie. Powoli podniosła głowę w górę.
- Coś urosłeś... - mruknęła. - Tylko dlaczego aż tak bardzo?
Nigdy nie widziała sąsiada Ali w pełnej okazałości. Może tylko w dzieciństwie, kiedy był niskim chuderlakiem.
Mimo iż bolały ją ramiona, uśmiech nie schodził dziewczynie z twarzy. Nieważne, że był wymuszony.
- Czego się głupio szczerzysz?! - Złapał Lailę za kark i siłą zmusił, by nachyliła głowę. - Spójrz co zrobiłaś z drzwiami! - wrzasnął.
- Ależ ja się wcale nie śmieję - odpowiedziała na zadane pytanie, poszerzając uśmiech.
- Pomalujesz drzwi - zdecydował. - Mają wyglądać tak jak przedtem.
- Tak jest!
- Maurycy! Farba! - zażądał, odwróciwszy głowę w stronę mieszkania.
Dziewczyna zobaczyła jedynie obrazy porozwieszane na ścianach w przedpokoju. Bez wątpienia dodawały urok pomieszczeniu.
Przy Naydenie, pojawił się wysoki, chudzielec o brzydkiej twarzy. Nawet nie wiedziała kiedy, wetknął jej do rąk wiadro z farbą i pędzel do malowania.
- Maluj - rzekł krótko sąsiad Ali, któremu twarz ozdabiał triumfujący uśmieszek.
- W porządku. Tylko, że to - oddała chłopakowi pędzel - nie będzie mi potrzebne.
Podniosła wiadro, pełne białej farby, do góry.
- A to dobre! - roześmiała się na głos.
- Niby co?
Najgorsze w tejże chwili było to, że musiała działać naprawdę szybko. Jak lis w kurniku, pełnym śpiących kur. Zrobiła duży krok do przodu, równocześnie wylewając całe wiadro farby na firmową koszulkę Naydena.
- A to!
Z wściekłości, pomieszanej z zaskoczeniem, zaczął drżeć.
Alicja złapała przyjaciółkę, za rękę i wciągnęła ją do mieszkania.
- Czyś ty rozum postradała?! Miałaś malować drzwi, a nie jego!
Donośnym śmiechem zagłuszyły krzyki Naydena i jego służącego.
Mniejsza z tym, że znalazły się w dużym niebezpieczeństwie. Kogo to obchodzi?
Początek powieści fantasty
1
Ostatnio zmieniony śr 02 lis 2011, 21:10 przez taran1123, łącznie zmieniany 4 razy.
"Kto umie czytać,
posiadł klucz do wielkich czynów,
do nieprzeczuwanych możliwości,
do upajająco pięknego,
udanego i sensownego życia."
Aldous Huxley
posiadł klucz do wielkich czynów,
do nieprzeczuwanych możliwości,
do upajająco pięknego,
udanego i sensownego życia."
Aldous Huxley