Dzieci [groteska]

1
Z góry dziękuje za poświęcony czas na czytanie tego co napisałem i wytknięcie mi błędów;p


- Cześć Tymuś, nareszcie jesteś – powiedziała Kasia, witając stojącego w drzwiach brata.
- Sorka, miałem problemy ze wstaniem.
Tymon wszedł do środka. Zajrzał do salonu, gdzie trójka dzieciaków siedziała spokojnie na kanapie, oglądając telewizję.
- Słuchaj uważnie, razem z Patrykiem przyjedziemy o dwudziestej drugiej. Na pewno dasz radę? - zapytała Kasia, marszcząc brwi w wymownym geście. - W końcu to cały dzień, a ja wiem jak dzieci mogą dać w kość.
- Przestań, poradzę sobie ze wszystkim. Idź już, bo się spóźnisz. - Położył dłoń na plecach siostry i lekko wypchnął ją za drzwi. - Uwielbiam dzieci.
- W lodówce jest sos z pulpetami. Ugotuj makaron albo obierz ziemniaki. Na deser zrobiłam galaretkę...
Sugestia jakoby miał obierać ziemniaki nie spotkała się z jego aprobatą. Wybór był prosty - makaron.
- ... agrestową. Posłuchaj mnie, gdyby cokolwiek się stało albo miałbyś z czymś problem natychmiast d z w o ń.
- Nie traktuj mnie jak dziecko, siostrzyczko. Mam już dwadzieścia lat. A ty już idź. – Machając jej na pożegnanie, zatrzasnął drzwi.
Opieka nad dziećmi nie może być przecież trudna, pomyślał. To też ludzie tylko, że mali i muszą się słuchać tych większych czyli mnie. Wszedł do salonu i usiadł na fotelu. Dzieci wpatrywały się w ekran z nabożną czcią i nie chciał przerywać. Było tak cicho i spokojnie...
- Gdzie mamusia? - odezwał się najmłodszy Kubuś.
- Wyszła, ale ja...
Kubuś niezadowolony z odpowiedzi zaczął płakać i wrzeszczeć w niebogłosy.
- Uspokój się! Przecież zaraz wróci - uspokajał chłopca.
- Zaraz mu przejdzie, proszę pana. - powiedziała dziewczynka.
- Jestem twoim wujkiem, a nie żadnym panem. Co z wami dzieci? – Spojrzał na najstarszego, jedenastoletniego Mateusza. - Czemu nie masz brwi?
- Ogień - rzucił nerwowo Mateusz.
- Proszę mu nie przypominać. Będzie płakał - powiedziała Beatka.
- Sama będziesz płakać. Jesteś pipa - mruknął Mateusz.
Dopiero teraz Tymon zdał sobie sprawę na co się targnął. Spokój i cisza odeszły w zapomnienie. Nastał chaos. Kubuś łkał żałośnie, Mateusz szarpał się z Beatką, wykrzykując obraźliwe epitety na jej temat.
- Kurwa - zdenerwował się Tymon.
Dzieci zamilkły.
- Pan powiedział słowo na K - oburzyła się Beatka.
- Już ci mówiłem, że jestem twoim wujkiem. Słuchajcie – zaczął Tymon, korzystając ze sprzyjającej atmosfery – ja teraz jestem kapitanem tego statku.
- Nie chce statkiu! - wykrzyknął Kubuś, zalewając się łzami.
- Mama... mama... - nie mogła dokończyć dziewczynka.
- W morzy są rekiny, wujku - poinformował Mateusz.
Stojący na stoliku budzik pokazywał 10:36. I to był dopiero początek niespodzianek, związanych z pilnowaniem dzieci. Panujący harmider nie pozwalał skupić się Tymonowi.
- Tylko tak się mówi! - próbował przekrzyczeć wrzaski i szloch. – Zostajemy w domu.
Dopiero galaretka załatwiła sprawę. To jednak na długo nie wystarczy. Musiał wymyślić coś, czym dzieci zajęłyby się przez resztę dnia. Kończąc deser, wpadł na pomysł – zabawy na świeżym powietrzu. Siostra ma przecież duży ogród, stworzony wręcz do takich rzeczy. Dzieci przyjęły ten pomysł z entuzjazmem i już po chwili wszyscy znaleźli się na zielonej trawce. Gra w rzucanie piłki. To tyle, jeśli chodzi o inwencje twórczą Tymona.
- Dobra, Mateusz, zaczynaj – powiedział, podając piłkę chłopcu.
Wszyscy stanęli w niewielkim okręgu. Mateusz popatrzył po twarzach uczestników zabawy, wybierając swoją ofiarę. Ścisnął mocniej piłkę i rzucił nią prosto, do gapiącej się na ślimaka, Beatki. Dziewczynka dostała prosto w głowę. To jednak nie wszystko. Piłka odbiła się rykoszetem i trafiła, niczego niespodziewającego się, Kubusia w nos. Krzyk, płacz i krew. To jest jakaś masakra, pomyślał Tymon, biegnąc do łazienki po ścierkę.
- Bądź dzielny Kubuś - powiedział, przykładając chłopcu mokrą szmatkę do nosa. Nie wiedział czy tak powinno się przeciwdziałać krwawieniu, ale nie miał innego pomysłu. - To co teraz robimy? Może obejrzymy telewizję?
- Proszę pana?! A ja? Boli mnie głowa.
- Beatko, już ci mówiłem... Wracajmy do domu - powiedział zrezygnowany.
Zegarek wskazywał - 10: 51. Czas wolno płynął, doprowadzając Tymona niemal do paniki. Nie miał pojęcia co dalej. Postanowił zrobić obiad. Dzieci się najedzą i nie będą tak marudne, kto wie, może nawet pójdą spać. Nastawił wodę na makaron i wyciągnął sos z pulpetami. Odgłos bijatyki przerwał kilku sekundowe złudzenie panowania nad sytuacją.
- Co jest?! - ryknął, wchodząc do salonu.
Pośrodku dywanu stała z mokrymi włosami i podkoszulkiem Beatka. Zza telewizora wyglądał Mateusz, ściskając pustą butelkę po napoju.
- Oblał mnie - wysapała dziewczynka ze łzami w oczach.
- Mateusz! - Zgromił chłopaka spojrzeniem. - Co ty odpie... wyprawiasz?!
- Ona zaczęła - bronił się Mateusz.
- Wcale nieee!!! - wydarła się Beatka.
- Spokój! - krzyknął Tymon, rozglądając się po pokoju. - A gdzie Kubuś?
Kubusia nie było w domu. Tymon przeleciał szybko po wszystkich pokojach, kuchni i łazience. Ani śladu chłopca. Wybiegł na podwórko, wołając zgubę. Spojrzał na otwartą furtkę i zamarł. Nie minęło nawet pół godziny, a już brakuje jednej sztuki, przeleciało mu przez głowę, jestem taki wyczerpany... Nie czekając dłużej, zabrał wiszące przy lustrze klucze od domu i zamknął drzwi. Na wszelki wypadek, żeby reszta dzieci się nie pogubiła. Wybiegł na chodnik, ciągle wołając Kubusia. Gdzie takie dziecko jak on mogło pójść. Pobiegł w prawo, później zawrócił i ruszył w odwrotnym kierunku. Pytał napotkanych ludzi czy nie widzieli małego chłopca. Nikt nic nie wiedział. Serce waliło jak oszalałe, a wyobraźnia szalała od obrazków pedofila obmacującego Kubusia. Będzie musiał zadzwonić do Kaśki. Nie ma innego wyjścia. Wchodząc na podwórko, zauważył rudowłosą kobietę w średnim wieku i trzymającego się jej nogi Kubusia.
- Całe szczęście - powiedział rozradowany Tymon. - Gdzieś ty poszedł?
- Do cioci - odparł chłopiec.
- Mieszkam obok - wyjaśniła kobieta.
- Dziękuję za przyprowadzenie... tego małego urwisa.
- Chyba się coś pali - powiedziała kobieta, wskazując na dym widoczny przez okno.
Tymon podleciał do okiennicy i zobaczył palącą się w kuchni ścierkę. Musiał przez przypadek rzucić ją koło gazu. Pomieszczenie było pełno dymu. Przybiegł do drzwi i wsunął rękę do kieszeni po klucz. Nie ma!
- Proszę tu poczekać! Zaraz wracam! - krzyknął, wybiegając z podwórka.
Szybko przebył tą samą drogę, którą wybrał do poszukiwań Kubusia. Coś mignęło mu przed oczyma. Miał szczęście. Niedaleko drzewa leżały, mieniące się w słońcu, klucze. Złapał za brelok i popędził z powrotem do domu. Był tak zdenerwowany, że nie mógł wcelować do zamka.
- Wszyscy wynocha na dwór! - wrzasnął, wbiegając do kuchni.
Gęsty dym dusił i gryzł w oczy. Tymon pacnął ręką tlącą się ścierkę, która spadła na podłogę, gdzie ją zadeptał. Otworzył szeroko okno, by wywietrzyć smród i ciemną chmurę unoszącą się w powietrzu. Udało się. Zerknął na zegarek - 11: 17. Jeszcze niecałe jedenaście godzin, pomyślał, dam radę.
Ostatnio zmieniony pt 02 wrz 2011, 11:52 przez piootrek87, łącznie zmieniany 2 razy.
Obrazek

2
piootrek87 pisze:Zajrzał do salonu, gdzie trójka dzieciaków siedziała spokojnie na kanapie, oglądając telewizję.
Nie mam absolutnej pewności, ale chyba ten drugi przecinek nie jest niezbędny.
piootrek87 pisze:- Przestań, poradzę sobie ze wszystkim. Idź już, bo się spóźnisz. - Położył dłoń na plecach siostry i lekko wypchnął ją za drzwi.
Tu też kropka i duża litera są chyba niepotrzebne.
piootrek87 pisze:Co z wami dzieci?
Wołacz zawsze poprzedzamy przecinkiem.
piootrek87 pisze:- Zaraz mu przejdzie, proszę pana. - powiedziała dziewczynka.
Bez kropki po "panu".
piootrek87 pisze:Dopiero teraz Tymon zdał sobie sprawę na co się targnął.
Przecinek chyba powinien rozdzielić te dwa człony zdania.
piootrek87 pisze:Ścisnął mocniej piłkę i rzucił nią prosto, do gapiącej się na ślimaka, Beatki.
Przed imieniem nie powinno być przecinka z kolei...

Dobra, o interpunkcji to tyle, bo już mi szkoda czasu na "cytowanie selektywne" ;-)

Ale warto poprawić ten aspekt tekstu.

Natomiast bardzo podobają mi się dialogi z dziećmi; są naturalne i dobrze napisane (poza usterkami interpunkcyjnymi).

Na przykład to:
piootrek87 pisze:- Czemu nie masz brwi?
- Ogień - rzucił nerwowo Mateusz.
- Proszę mu nie przypominać. Będzie płakał - powiedziała Beatka.
- Sama będziesz płakać. Jesteś pipa - mruknął Mateusz.
Albo ten kawałek:
piootrek87 pisze:- Kurwa - zdenerwował się Tymon.
Dzieci zamilkły.
- Pan powiedział słowo na K - oburzyła się Beatka.
- Już ci mówiłem, że jestem twoim wujkiem. Słuchajcie – zaczął Tymon, korzystając ze sprzyjającej atmosfery – ja teraz jestem kapitanem tego statku.
- Nie chce statkiu! - wykrzyknął Kubuś, zalewając się łzami.
- Mama... mama... - nie mogła dokończyć dziewczynka.
- W morzy są rekiny, wujku - poinformował Mateusz.
Ten drugi fragment - to jest cymesik dla mnie ;-)

O całości trudno się natomiast wypowiadać, bo... na moje oko to nie jest całość ;-)
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

3
- Przestań, poradzę sobie ze wszystkim. Idź już, bo się spóźnisz. - Położył dłoń na plecach siostry i lekko wypchnął ją za drzwi. - Uwielbiam dzieci.
To jest dobrze. Gdzieś tutaj było tłumaczenie, że jeśli zdanie po myślniku nie dotyczy ruchu paszczą ( wszelkie mruknął, powiedział) to musi być kropka i duża literka.
To też ludzie tylko, że mali i muszą się słuchać tych większych czyli mnie.
Tu chyba warto walnąć przecinek przed "tylko", a nie "że". Na pewno lepiej zabrzmi. Przed czyli mnie też dałbym przecinek, bo to takie dopowiedziane jest.
Odgłos bijatyki
Jakoś mi to nie pasuje. Może coś konkretniejszego?
Gra w rzucanie piłki. To tyle, jeśli chodzi o inwencje twórczą Tymona.
Tu może zamiast kropki myślnik. Taka luźna sugestia.
Ścisnął mocniej piłkę i rzucił nią prosto, do gapiącej się na ślimaka, Beatki.
To w ogóle napisał bym tak: Ścisnął mocniej piłkę i rzucił nią prosto w Beatkę, która właśnie gapiła się na ślimaka.
Przynajmniej mi się łatwiej czyta.
Nie minęło nawet pół godziny, a już brakuje jednej sztuki, przeleciało mu przez głowę, jestem taki wyczerpany...
Źle wygląda opis o tym, że brakuje dziecka połączony w jednym zdaniu z przemyśleniem bohatera.
- Dziękuję za przyprowadzenie... tego małego urwisa.
Przydałoby się jakiś opis zamiast tego wielokropka. Ja na przykład musiałbym być nieźle przyciśnięty przez stwarzanie pozorów kultury osobistej, by tak mówić o jakimś dziecku, które właśnie mi uciekło. Nie mówię, że to nie jest prawdopodobne, tylko przydałby się coś dopisać.
Jeszcze niecałe jedenaście godzin, pomyślał, dam radę.
Nie wiem szczerze mówiąc jak to jest z tymi przemyśleniami, czy brać w cudzysłów, czy nie, czy może jest w tym względzie wolna amerykanka. Tak czy inaczej po pomyślał postawiłbym kropkę.
Dzieci wpatrywały się w ekran z nabożną czcią i nie chciał (im) przerywać.
Rozumiem chęć unikania krwiożerczych i w ogóle bardzo nie dobrych zaimków, ale tu by się przydał.

Kilkakrotnie pisałeś godzinę cyfrowo. Podobno to nieładnie. Wiem też, że pisanie jedenasta siedemnaście też nie wygląda za ciekawie. Jedyne co mogę ci zaproponować to pisanie w pół do, kwadrans po, przed. Te kilka minut nikogo nie zbawi. Później co najwyżej mógłbyś pisać dokładną godzinę, nawet co do sekundy, podkreślałoby to całkiem nieźle stan Tymusia.

W sumie fragment przeczytałem lekko i całkiem przyjemnie, szczególnie, że sam byłem niedawno w dość podobnej, choć dalece mniej drastycznej sytuacji. Może przydałoby się więcej opisów, ale w tym temacie to za bardzo wypowiadać się nie mogę ( sam mam z tym problem:) ). Pozdrawiam i życzę dużo pomysłów.

4
MTszewski pisze:Kilkakrotnie pisałeś godzinę cyfrowo.
Tak, widziałem to rozwiązanie w kilku książkach i myślę, że tak jest po prostu lepiej ;p
Obrazek

5
piootrek87 pisze:marszcząc brwi w wymownym geście.
jakoś mi to nie gra... Odruchowy zgrzyt na widok zmarszczenia brwi nazwanego gestem. Nie dam głowy, czy jest to niepoprawne, ale tak mi się wydaje.
piootrek87 pisze:Wszyscy stanęli w niewielkim okręgu.
Zgrzytnęło. Na wykłam do tego, że dzieci do zabaw stają "w kółeczku", "w kółku", ale ten "okrąg" mi nie pasuje.
piootrek87 pisze:Serce waliło jak oszalałe, a wyobraźnia szalała
Powtórzenie.

Przeczytało się lekko i łatwo, ale pozostał niedosyt. Nie podoba mi się narracja. Zupełnie. Nie cytowałam poszczególnych zdań, bo mi ona nie gra jako całość. Jest oschła, monotonna. Nie oddaje dynamiki, jaką do tego tekstu powinny wnieść szaleństwa dzieci. Jest za dużo prostych stwierdzeń w stylu "odgłosy bijatyki", za dużo prostych ciągów czasowników - pomyślał to, zrobił tamto, zareagowali tak, na co on krzyknął i zrobił to.

W kontraście do tego mamy dialogi, które w większości są świetne :D
To, co zacytował maciejslu - doskonałe.

Przydałoby się też jakieś rozszerzenie opisów. "To coś" w tekście siedzi głównie w dialogach, tekstach dzieci, ale to nie oznacza, że resztę można zupełnie zmarginalizować. Mógłbyś dodać rumieńców wybrykom, a bohaterowi wyrazistości. Wrzucić parę jakiś "smaczków", szczególików a propos domu, czy cokolwiek. Pomyśl na przyszłość nad tym.

Pozdrawiam,
Ada

6
Groteska to to nie jest na pewno (groteska posługuje się absurdem, a tu życie w całej prawdziwości).
Opisanie sytuacji groteskowej - od biedy.
Ale opisanie szwankuje.
Brakuje komizmu w narracji, choć pojawiają próby.

W sprawie warstwy językowej:
piootrek87 napisał/a:
marszcząc brwi w wymownym geście.
jakoś mi to nie gra... Odruchowy zgrzyt na widok zmarszczenia brwi nazwanego gestem. Nie dam głowy, czy jest to niepoprawne, ale tak mi się wydaje.
gest dotyczy rąk nie brwi
myślałam o grymasie, ale dotyczy ust
poszłabym w kierunku : zmarszczywszy wymownie brwi.
Sugestia jakoby(1) miał obierać ziemniaki nie spotkała się z jego aprobatą
"sugestia jakoby miał..." - takie sformułowanie dotyczy czegoś, co już się zdarzyło
[po sugestia i ziemniaki przecinek]
w ogóle zdanie potworkowate, a bez niego i tak wiadomo, dlaczego wybierze makaron, więc
Wybór był prosty - makaron.
, to zdanie jest wystarczałoby
Machając jej na pożegnanie, zatrzasnął drzwi.
chyba zapisze się do klubu Imiesłowu Uprzedniego

machnąwszy... zatrzasnął (bo zatrzasnął jej takim czasownikiem typu "raz i już" )
To nie jest błąd gramatyczny, tylko szwankuje logika świata

Dzieci wpatrywały się w ekran z nabożną czcią i nie chciał przerywać. komu? czego?

Kubuś niezadowolony z odpowiedzi zaczął płakać i wrzeszczeć w niebogłosy.

najpierw styl: niezadowolony to dość łagodne pobudzenie, zaś wrzeszczeć wniebogłosy (u Ciebie ort) razem emocjonalne ni pies ni wydra. (wiem, że dzieci mają niestabilny układ emocjonalny, ale to mówi narrator i wychodzi, że też ma ten układ taki)
Uspokój się! Przecież zaraz wróci - uspokajał chłopca
w grotesce (bo łaknę u Ciebie groteski jak kania dżdżu) mogłoby byc zamiast tautologii (masła maślanego) np.:
Uspokój się - podjudzał dzieciaka (byłby absurdalny, acz prawdziwy przy dzieciakachoksymoron)
- Kurwa - zdenerwował się Tymon.
jw.
Kurwa!!! - uspokajał się (przy dzieciach nie kląć!)
Panujący harmider
Wierzę na słowo, ale z doświadczenia, bo w przedstawieniu zdarzeń lajcik jest i sielanka
(inaczej mówiąc, nie budujesz narracją tego "harmidru" tylko o nim informujesz - to za mało wiarygodne).


Weryfikacja zatwierdzona przez Adriannę
Ostatnio zmieniony pt 02 wrz 2011, 11:51 przez Natasza, łącznie zmieniany 1 raz.
Granice mego języka bedeuten die Grenzen meiner Welt.(Wittgenstein w połowie rozumiany)
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron