... i daj mu panie życie wieczne...

1
... i daj mu panie życie wieczne...

Francesco strzelił, a kula minęła głowę policjanta zaledwie o kilka centymetrów. Zaczął biec w stronę zaułka. Deszcz, lejący się z nieba strugami, kuł go w twarz.
Wbiegł w wąską uliczkę. Tu było spokojniej. Ukrył się za śmietnikiem, kucnął i wyciągnął puste łuski po kulach z obrotowego magazynku swego Colta Pythona. Sięgnął dłonią do kieszeni i wziął stamtąd nowe naboje. Naładował broń. Czekał. Dwóch funkcjonariuszy ósmego Posterunku Policji w Nowym Jorku weszło w zaułek. Szukali Francesco.
Ścigali go już od godziny. Pewna kobieta zgłosiła przez telefon kłótnię u sąsiadów. To właśnie Francesco wymieniał ostre słowa ze swoją żoną. Chwilę przed przybyciem policji padły trzy strzały. Wszystkie trafiły w głowę Jennifer Bronco. Gdy gliniarze wpadli do mieszkania, usłyszeli brzęk tłuczonej szyby. Podbiegli do rozbitego okna i zobaczyli mężczyznę uciekającego w deszcz.

Zaczęła się długa pogoń, mająca swój kres właśnie w tym zaułku. Jeden z policjantów wezwał już posiłki. Ścigany nie miał szans na ominięcie wrogów. Pozostała mu tylko otwarta walka.



Głos z megafonu oznajmił głośno:
- Francesco Bronco! Jest pan aresztowany! Proszę wyjść z założonymi na kark rękoma!
Francesco pociągnął nosem i krzyknął:
- Nie ma mowy, frajerzy! Chodźcie sami!
- Ostrzegam pana! - powiedział ponownie policjant - To pańska ostatnia szansa!
Bronco odbezpieczył pistolet i wstał. Wyszedł naśrodek uliczki. Policjanci natychmiast w niego wycelowali. Uśmiechnął się i ruszył w ich stronę.
- Nie zbliżaj się! - powiedział głośno najbliższy mu policjant - To ostatnie ostrzeżenie!!
Francesco wymierzył w jego czoło i pociągnął za spust. Głowa funkcjonariusza eksplodowała. Ciało upadło na bruk. Mózg rozprysnął się przy uderzeniu o twardą powierzchnię. Krew zmieszała się z płynącą na ulicy wodą i zniknęła z pluskiem w kanałach.
Zabójca uśmiechnął się. Po chwili jego kończyny, korpus i głowę zaczęły rozszarpywać policyjne kule. Nie wiadomo dlaczego, czuł niezwykłą radość. Stał, gdy naboje trzęsły jego ciałem. Cały płonął. Czuł wiatr i deszcz, wpadające do wnętrza klatki piersiowej przez wielkie dziury. Upadł dopiero, gdy jeden z policjantów strzałem z dubeltówki otworzył mu trzewia i uwolnił wnętrzności.
Moment później Francesco Bronco skonał z uśmiechem na twarzy.



Gdzieś w czarnej otchłani w centrum Wszechświata pojawiła się myśl:
- Uciekłem... Jestem wolny... Wrócę...



Patolog skończył sekcję. Nigdy jeszcze nie widział czegoś takiego. Ciało wyglądało zupełnie tak, jakby zabity sam wszedł pod policyjny ogień. W czaszce lekarz odnalazł trzy kule, a to tylko połowa - reszta przebiła głowę denata na wylot. Korpus był jedną wielką dziurą. Około piętnastu policjantów wyczerpało magazynki, strzelając do ofiary. Jelita, żołądek i jedno płuco leżały bezpiecznie w pojemnikach. Zebrano je wprost z ulicy po tym, jak wypłynęły wraz z krwią z ciała umierającego Bronco.
Lekarz ściągnął lateksowe rękawiczki i wrzucił je do kosza na odpadki. Zbryzgany krwią kitel chirurgiczny również tam trafił. Zaczął myć ręce. Nagle kątem oka zobaczył, że ciało, przykryte białym prześcieradłem z tworzywa sztucznego, drgnęło. Dłoń pozbawiona dwóch palców wysunęła się spod materiału i zawisła nad podłogą. Doktor popatrzył, jak palce zaciskają się w pięść.
- To pewnie stężenie pośmiertne - powiedział do siebie i podszedł do ciała. Chwycił zimną, poszarpaną kończynę i wsunął ją spowrotem pod płachtę.
Umył ręce do końca i wyszedł z sali.



Głos znów przemówił w ciemności:
- Wracam... Nieśmiertelny...



Otworzył jedno oko. Ukazał mu się widok, jakiego się nie spodziewał. Czerń. Wszędzie nieprzenikniona czerń - tak gęsta, że sprawiała wrażenie cieczy. Wciągnął nosem stęchłe powietrze i poczuł ból. Nagle zapiekło go całe ciało. Chciał krzyknąć, ale nie mógł otworzyć ust. Były czymś umieruchomione. Szarpnął ręką i uderzył w coś twardego. Pomacał. Wyczuł drewno. Uświadomił sobie straszliwą prawdę - leży w trumnie! Umarł, rozerwany pociskami policjantów. Jednak ożył. Pech chciał, że zbyt późno. Pochowano go.
Zaczął uderzać w wieko z całych sił. Wył przez zaciśnięte usta. Po chwili przestał, zdając sobie sprawę, że poobdzierał sobie i tak już zmasakrowane dłonie. Poczuł dziwny cynamonowy zapach. Wydzialała go ciecz, cieknąca ze świeżych ran.
- Balsam! - pomyślał ze zgrozą. Teraz już wiedział, dlaczego piekła go każda cząsteczka jego ciała. To balsam płynął w nim zamiast krwi, parząc wszystkie komórki. Zaczął obmacywać swoje ciało.
Doznał ponownego szoku.
Był nagi. Dziury po kulach zostały zatkane woskiem, a wielka ranę w jamie brzusznej zakryto gumowym gorsetem, gdyż nie dało się jej zaszyć. Opaska z tego samego materiału okrywała jego rozszarpaną szyję. Dotknął twarzy palcami. Jedno oko było całe. Niestety, w miejscu drugiego znajdowała się tylko dziura, zasklepiona woskiem. Żuchwa była połączona z górną szczęką drutami, co uniemożliwiało jej odpadnięcie. To dlatego nie mógł otworzyć ust.
Wciągnął powietrze nosem i cicho westchnął. Zaczął nucić w myślach piosenke o żółtej łodzi podwodnej. Tylko to mu pozostało. Nigdy nie wydostanie się stąd. Na wieki zostanie w tej szerokiej na pół metra komorze. Nawet gdy skończy mu się powietrze, będzie żył. Balsam będzie krążył w jego żyłach, bez końca sprawiając mu niewyobrażalny ból. Ale nie umrze.
Francesco Bronco był nieśmiertelny...
Ostatnio zmieniony czw 15 wrz 2011, 12:02 przez Darkling, łącznie zmieniany 3 razy.
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

2
Darkling pisze:Deszcz, lejący się z nieba strugami, kuł go w twarz.
Przepraszam, co mu ten deszcz robił???
Darkling pisze:puste łuski po kulach
Łuski przeważnie są puste, ale raczej nie są "po kulach"...
Darkling pisze:Wyszedł naśrodek uliczki.
ORTOGRAFIA!!!
Darkling pisze:Policjanci natychmiast w niego wycelowali. Uśmiechnął się i ruszył w ich stronę.
- Nie zbliżaj się! - powiedział głośno najbliższy mu policjant - To ostatnie ostrzeżenie!!
Francesco wymierzył w jego czoło i pociągnął za spust. Głowa funkcjonariusza eksplodowała. Ciało upadło na bruk. Mózg rozprysnął się przy uderzeniu o twardą powierzchnię. Krew zmieszała się z płynącą na ulicy wodą i zniknęła z pluskiem w kanałach.
Ta scena, choć plastyczna, jest całkowicie nieprawdopodobna: policjanci w niego celują, a on idzie, podnosi pistolet, zdążył wymierzyć nawet
Darkling pisze:piosenke
i jednemu z nich rozwala głowę? Zostałby posiekany kulami, gdyby tylko pomyślał o podniesieniu ręki z pistoletem ku górze!

Podobnie jak zdanie:
Darkling pisze:- Ostrzegam pana! - powiedział ponownie policjant - To pańska ostatnia szansa!
nie brzmi mi wiarygodnie - policjanci raczej nie zwracają się do zabójcy żony, który do nich tez strzela jak wściekły pies per "pan"...
Darkling pisze:piosenke
Piosenkę.
Darkling pisze:Chciał krzyknąć, ale nie mógł otworzyć ust. Były czymś umieruchomione.
Po pierwsze literówka, a po drugie - jak można komuś unieruchomić usta???
Darkling pisze:- Balsam! - pomyślał ze zgrozą.
Tak się zapisuje dialog. Jeśli pomyślał, to bez myślników, raczej z cudzysłowem.
Darkling pisze:Nigdy nie wydostanie się stąd.
Nie podoba mi się szyk tego zdania. "Stąd" umieszczone na końcu razi szczególnie. To mocna pozycja w zdaniu, więc tam powinno się znaleźć najważniejsze słowo w tym zdaniu. Chyba lepiej byłoby "Nigdy się stąd nie wydostanie."

Ale generalnie - podoba mi się pomysł, choć pierwsza i druga scena jest trochę słabo napisana. Zaskoczenie przy końcu niewielkie jest, a to się liczy.
Pozdrawiam
Maciej Ślużyński
Wydawnictwo Sumptibus
Oficyna wydawnicza RW2010

3
maciejslu pisze:
Darkling pisze:- Balsam! - pomyślał ze zgrozą.
Tak się zapisuje dialog. Jeśli pomyślał, to bez myślników, raczej z cudzysłowem.
Zgadza się, zgadza się, tyle że nie do końca :)
Przykłady:
"Nienawidzę go jak psa - pomyślał. - Dlaczego ten typ taki jest?"
"Nienawidzę go jak psa. Dlaczego ten typ taki jest?" - pomyślał.

Oczywiście to bardzo proste przykłady i posłużenie się tym jako szablonem w każdym przypadku raczej stworzy drętwy tekst. Dobrze byłoby coś do tego dodać, np.:
"Nienawidzę go jak psa - pomyślał, spoglądając na portret ojca. - Dlaczego ten typ taki jest?"

4
Francesco strzelił, a kula minęła głowę policjanta zaledwie o kilka centymetrów.
Fracesco strzelił, ale kula...
lub:
Francesco strzelił. Kula minęła...
Deszcz, lejący się z nieba strugami, kuł go w twarz.
kuć - obrabiać plastycznie na gorąco lub na zimno wyrób z metalu przez ręczne albo mechaniczne zgniatanie go uderzeniem lub naciskiem :)
Ukrył się za śmietnikiem, kucnął i wyciągnął puste łuski po kulach z obrotowego magazynku swego Colta Pythona.
Ukrył się, więc nie musisz powtarzać, ze kucnął.
Łuski są po nabojach, nie po kulach.
Sięgnął dłonią do kieszeni i wziął stamtąd nowe naboje. Naładował broń.
No i po co tyle szczegółów? Naładował broń nabojami z kieszeni. To maksymalna dawka informacji dla czytelnika.
Dwóch funkcjonariuszy ósmego Posterunku Policji w Nowym Jorku weszło w zaułek. Szukali Francesco.
Wiadomo że szukali Francesco. Wystarczy dwóch funkcjonariuszy. Nie musisz dokładnie opisywać gdzie pracują. W tej scenie jest ważny pościg za Fracesco.
Podbiegli do rozbitego okna i zobaczyli mężczyznę uciekającego w deszcz.
Można uciekać w ciemność, lub uciekać PRZED deszczem.
Bronco odbezpieczył pistolet i wstał. Wyszedł naśrodek uliczki.
Bronco odbezpieczył pistolet i wyszedł na środek uliczki.
- Nie zbliżaj się! - powiedział głośno najbliższy mu policjant - To ostatnie ostrzeżenie!!
Wykrzykniki sugerują że krzyknął, a nie powiedział.
Mózg rozprysnął się przy uderzeniu o twardą powierzchnię.
A wcześniej głowa eksplodowała bez mózgu?
Stał, gdy naboje trzęsły jego ciałem. Cały płonął. Czuł wiatr i deszcz, wpadające do wnętrza klatki piersiowej przez wielkie dziury. Upadł dopiero, gdy jeden z policjantów strzałem z dubeltówki otworzył mu trzewia i uwolnił wnętrzności.
Bardzo nierealistyczne i rodem z początku lat dziewięćdziesiątych. Niczym Terminator.
Gdzieś w czarnej otchłani w centrum Wszechświata pojawiła się myśl:
- Uciekłem... Jestem wolny... Wrócę...
Ładnie ci to wyszło, ale: albo czarna otchłań, albo centrum wszechświata.
W czaszce lekarz odnalazł trzy kule, a to tylko połowa - reszta przebiła głowę denata na wylot.
Ale wcześniej głowa eksplodowała od kul a mózg rozbił się o bruk. Mam rozumieć, że czaszka przetrwała to wszystko?
Zebrano je wprost z ulicy po tym, jak wypłynęły wraz z krwią z ciała umierającego Bronco.
Jak wypłynęły?
Nagle kątem oka zobaczył, że ciało, przykryte białym prześcieradłem z tworzywa sztucznego, drgnęło.
Po co tyle detali?
Doktor popatrzył, jak palce zaciskają się w pięść.
Wystarczy: Palce zacisnęły się w pięść.
Chwycił zimną, poszarpaną kończynę i wsunął ją spowrotem pod płachtę.
Z POWROTEM
Ukazał mu się widok, jakiego się nie spodziewał.
A co spodziewał się zobaczyć?

Ciekawe zakończenie. Niestety, narobiłeś tyle błędów logicznych, że z całego opowiadania tylko to zakończenie mi się podobało. Postacie są bardzo sztuczne. Główny bohater niewyraźny. Raz robisz z niego psychopatę strzelającego do żony, raz sympatycznego mężczyznę który ucieka przed oprawcami i w końcu ożywa. Nic nie wiemy o Francesco: co myśli, jakie motywy nim kierują, jakie emocje targają. W efekcie, w twojej opowieści nie ma głównego bohatera. Ta historia z żoną: albo opisujesz ją dokładnie i łączysz sensownie z resztą opowiadania, albo usuwasz i zostawiasz tylko tajemniczego mężczyznę uciekającego przed policją. Twoją słabostką jest zbyt szczegółowe opisywanie świata. Za to potrafisz opowiadać i masz talent to tworzenia ciekawych historii.

5
Mam wrażenie, że przedobrzyłeś w tym opowiadaniu z efektami. Punkt wyjścia jest bardzo codzienny, co w moim odczuciu należy policzyć na plus: kłótnia małżeńska, sąsiadka wzywa policję, facet zabija żonę, ucieka. Ścigają go, wzywają posiłki, zgoda. Ale żeby piętnastu policjantów opróżniło magazynki, strzelając do jednego faceta, to, wybacz, ale ja tego nie kupuję. Zwłaszcza, że działo się to wszystko w jakiejś uliczce.
Darkling pisze:jeden z policjantów strzałem z dubeltówki otworzył mu trzewia i uwolnił wnętrzności.
Jesteś pewien, ze to była dubeltówka? To przecież broń myśliwska, śrutowa. Strzelby, owszem, należą do wyposażenia policji (nie wiem, czy takich zwykłych patroli miejskich), ale żeby policja strzelała śrutem? Do tego, chyba trudno byłoby wówczas "uwolnić wnętrzności".
Darkling pisze:Jelita, żołądek i jedno płuco leżały bezpiecznie w pojemnikach. Zebrano je wprost z ulicy
Znowu mi tu coś nie pasuje. Przez otwór po zwykłej kuli płuco ani żołądek nie wypłyną. A gdyby strzelali do faceta kulami dum-dum (ale czy patrole miejskie w zwykłych warunkach mogą używać czegoś takiego?), to tych detali anatomicznych nie dałoby się już tak precyzyjnie wyodrębnić. Skupiłam się na tej makabrze, gdyż moja wyobraźnia otrzymuje z lektury sprzeczne sygnały: jelita i te inne zebrane wprost z ulicy pasowałyby bardziej do akcji jakiegoś Kuby Rozpruwacza, niż policyjnego patrolu uzbrojonego w broń palną.
Darkling pisze:Doktor popatrzył, jak palce zaciskają się w pięść.
- To pewnie stężenie pośmiertne - powiedział do siebie
A to mi się akurat podobało. Doktor musi znaleźć jakieś zdroworozsądkowe wytłumaczenie, choćby wbrew naoczności.
A jeśli chodzi o zakończenie, to mam tak zwane mieszane uczucia. Nieśmiertelność w trumnie? Koszmar. To już piekło byłoby lepsze, przynajmniej tam jest jakieś towarzystwo. Z drugiej strony - delikwent może zapaść w sen, czekając, aż trumna spróchnieje, a grób się zapadnie. Byłby to wówczas sen pół-wieczny :)

I jeszcze sprawa tytułu: powinieneś go zapisać "... i daj mu, Panie, życie wieczne", gdyż jest to wyraźna stylizacja na modlitwę. Mam przy tym nadzieję, że wiesz, że chrześcijańskie "życie wieczne" to nie nieśmiertelność.

W sumie pomysł wydał mi się całkiem ciekawy, chociaż nadmiar efektów nie wyszedł tekstowi na dobre.Czasem mniej znaczy lepiej.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”