***, obyczaj?

1
Jest to mój pierwszy tekst zamieszczony na weryfikatorium. Piszę dla siebie, nie wiem, czy dla kogokolwiek będzie to zrozumiałe. Na próbę więc krótki fragment, początek opowiadania płodzonego na wakacjach... Może kogoś to zainteresuje..

***


Gdybym nie za pomocą słowa nadawała kształtu niniejszej historii, a obraz kinowy byłby jej narratorem i ojcem, z pewnością scena pierwsza spowita ciemnością bezwzględną, pozwalałaby wyostrzyć zmysł jeden. Dźwięk, dźwięki, których nie sposób przedstawić za pomocą nieudolnych tak wyrazów, co uzurpują sobie prawo do miana naśladowczych, wybrzmiałyby wówczas w trzeszczących głośnikach studyjnego kina, kradnąc niemalże widza w scenerię owego deszczowego popołudnia. Przypływy, odpływy, po-rozstania i powroty morskich fal. Jakże łatwo usłyszawszy szum owy w całej sile wyobraźni przenieść się, uciec tam gdzie piach zgrabnie zapada się na wzór naszego ciała... Gdzie stopa postawiona na skraju wielkiej wody, w miejscu które rytmicznie nawiedza ona, co rusz traci grunt, obmywana jest subtelną pieszczotą nieskończonego oczom żywiołu.
Ekran ten rozjaśniłby się stopniowo ukazując oczom widok pustej plaży, szarego nieba, spienionej wody w odcieniach granatu. Oczy wygłodniałe bodźców jakich, przebywszy post owy czarnośćienny, szukałyby teraz szczegółów, światłocieni, barw rozmaitych, lecz przedstawiona nadmorszczyzna dżdżysta, mogłaby je rozczarować nieco swą szarością. W stałości krajobrazu dostrzegły by jednak szczegół pewien. Śród piasku legła kłoda, na niej zaś dziewczyna, czy kobieta już raczej, zamyślona, wpatrzona w wszechświat, co ją teraz tak pięknie otula wiatrem, pieści deszczem...
Persona to ciekawa, niezrażona nieprzyjazną aurą, rozmawia, chwyta, słucha, myśli swych i świata, w nadziei poznania właściwych wyborów. Kochanek, praca, namiętności, a w nich niespełnione pragnienia. Koi ją ta pieśń żywiołu, uspokaja, ciszy ducha dodaje... Inne miejsca, inni ludzie. Inne miejsce, inny człowiek, rzekłabym...lub jak dawniej mawiało się wśród moich... Kolejny koniec i początek świata...
Ostatnio zmieniony wt 29 lis 2011, 18:33 przez lenrousseu, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Uuu, wstęp wiele mówi. Mamy tu zajmować się tekstami, nie autorami, ale biorąc pod uwagę ten wstęp i ten króciutki fragment, to pierwsza rada brzmi: dużo szczerych (to ważne!) rozmów z samą sobą i z życzliwymi ludźmi, którym ufasz. Prawdopodobnie masz problem z bardzo silnym wewnętrznym krytykiem, który blokuje Ci dużą część ekspresji. To może utrudnić jakąkolwiek twórczość, a także mocno przeszkodzić w codziennym życiu.

W tym fragmencie robisz wszystko, żeby nie było tam Ciebie. Język jest sztuczny, cudzy, zaczerpnięty z lektur - inwersje, archaizmy. Narrator jest tak schowany, że nie wiemy o nim nic - nie chce mówić słowami, bo musiałby się pokazać jako człowiek, więc przerobił się na maszynę - kamerę. Mimo wszystko, wylazły tutaj emocje, a przez to, że widać desperacką potrzebę (konieczność?) ich ukrywania, są bardzo przejmujące. Nie będę tutaj robić typowej analizy tekstu, bo nie ma to sensu. Piszesz dla siebie, więc nie ma znaczenia, czy są tu błędy, czy nie. Jeżeli chcesz pisać i czytasz po angielsku, mogę polecić Ci książki Natalie Goldberg - powinny pomóc.

Pozdrawiam
Oczywiście nieunikniona metafora, węgorz lub gwiazda, oczywiście czepianie się obrazu, oczywiście fikcja ergo spokój bibliotek i foteli; cóż chcesz, inaczej nie można zostać maharadżą Dżajpur, ławicą węgorzy, człowiekiem wznoszącym twarz ku przepastnej rudowłosej nocy.
Julio Cortázar: Proza z obserwatorium

Ryju malowany spróbuj nazwać nienazwane - Lech Janerka

3
Witaj,
Pozwól, że wypowiem się pod Twoim tekstem. Wszystkie uwagi z mojej strony są oczywiście czystym, subiektywnym odczuciem. Mam nadzieję, że coś na nich skorzystasz.

Zgadzam się z przedmówczynią. Nic dodać nic ująć.

Masz bogate słownictwo, ale strasznie mozolnie czytało mi się ten tekst. Gdyby w takiej tonacji miała powstać cała książka nie przebrnęłabym przez nią. Niestety. Zbyt topornie się to czyta. Moim zdaniem bardziej to poezję przypomina niż prozę.

MOJE UWAGI:

krajobrazu dostrzegły by jednak szczegół pewien. Śród piasku legła kłoda, na niej zaś - <dostrzegłyby>, nie powinno być czasem: Wśród?
słucha, myśli swych i świata, w nadziei - tu chyba powinnaś usunąć ten pierwszy przecinek?
Koi ją ta pieśń żywiołu, uspokaja, ciszy ducha dodaje... - tu chyba powinnaś po <ciszy> dać przecinek?
Inne miejsce, inny człowiek, rzekłabym...lub jak dawniej - brakuje spacji po wielokropku i <lub> z dużej litery.

Dużo weny życzę, pozdrawiam : )
[...] mowa ludzka wywodzi się z pieśni, a pieśń – z potrzeby wypełnienia dźwiękiem tej nazbyt dużej i dość pustawej przestrzeni, jaką jest dusza człowieka.

Coetzee John Maxwell,

4
Gdybym nie za pomocą słowa nadawała kształtu niniejszej historii, a obraz kinowy byłby jej narratorem i ojcem, z pewnością scena pierwsza spowita ciemnością bezwzględną, pozwalałaby wyostrzyć zmysł jeden.
Sama ciemność by wystarczyła, bez bezwzględności.
Dźwięk, dźwięki, których nie sposób przedstawić za pomocą nieudolnych tak wyrazów, co uzurpują sobie prawo do miana naśladowczych, wybrzmiałyby wówczas w trzeszczących głośnikach studyjnego kina, kradnąc niemalże widza w scenerię owego deszczowego popołudnia.
Dźwięki nie są zmysłem. Po takim zdaniu, spodziewałabym się jakichś szumów, szelestów, czegoś, co zobrazuje jakie dźwięki to masz na myśli.
Jakże łatwo usłyszawszy szum owy(PRZECINEK) w całej sile wyobraźni przenieść się, uciec tam gdzie piach zgrabnie zapada się na wzór naszego ciała...
Zapada się. Kropka.
Gdzie stopa postawiona na skraju wielkiej wody, w miejscu które rytmicznie nawiedza (1)ona, co rusz traci (2)grunt, (3)obmywana jest subtelną pieszczotą nieskończonego oczom żywiołu.
(1) Wyciąć. Kto nawiedza? Woda czy stopa?
(2) Woda traci grunt?
(3) Tu nie rozumiem. Co jest obmywane pieszczotą żywiołu? Stopa? Woda?
Ekran ten rozjaśniłby się stopniowo(PRZECINEK) ukazując oczom widok pustej plaży, szarego nieba, spienionej wody w odcieniach granatu.
Oczy wygłodniałe bodźców (*)jakich, przebywszy post owy czarnośćienny, szukałyby teraz szczegółów, światłocieni, barw rozmaitych, lecz przedstawiona nadmorszczyzna dżdżysta, mogłaby je rozczarować nieco swą szarością.
(*) Wyciąć.
Co to jest post czarnościenny?
W stałości krajobrazu dostrzegły by jednak szczegół pewien
Dostrzegłyby.
...wpatrzona w wszechświat, co ją teraz tak pięknie otula wiatrem, pieści deszczem...
Wpatrzona w wodę/morze/niebo ale nie od razu w cały wszechświat.

Nie rozumiem, czemu zaczynasz od obrazu kinowego i dźwięku, skoro dźwięki w tej scence ważne nie są. Ot, na brzegu morza siedzi dziewczyna i rozmyśla. Starałaś się owej scence nadać głębi. Wyszło średnio, a to dlatego, że takie opisy wymagają dużej wprawy pisarskiej. Tobie tych umiejętności jeszcze brak, ale zmierzasz w dobrym kierunku. Uważaj na logikę zdania, bo gubisz czasem jego sens. Z całą pewnością można by ten opis skrócić o połowę, nie tracąc atmosfery.

5
Twój tekst kojarzy mi się z obrazami, bynajmniej nie ruchomymi, filmowymi, lecz z tradycyjnymi, malowanymi farbami. Z symbolistą Puvis de Chavannesem, na przykład. Pusty brzeg morza, zwalona kłoda, na niej dziewczyna - to repertuar motywów z przełomu XIX i XX wieku. Wrażenie to wzmacnia szata językowa: zdania pełne inwersji i archaizmów również kojarzą mi się z tamtym okresem.
Gdyby to miała być taka wprawka stylistyczna, sprawdzająca umiejętność posługiwania się pewną konwencją, nie miałabym większych zastrzeżeń. Giętkość języka można ćwiczyć na rozmaitych stylizacjach. Ale początek opowiadania? Trudno mi sobie wyobrazić, że po takim wstępie przechodzisz do akcji rozgrywającej się współcześnie. Ta stylizacja od razu przenosi czytelnika w przeszłość. Nawet jednak wówczas byłby to tekst dość męczący. Są pewne style, które źle przeszły próbę czasu i raczej nie warto się do nich odwoływać. Męcząca jest przede wszystkim emfaza, którą został podszyty cały ten fragment. Ów żywioł nieskończony oczom, owa kobieta wpatrzona w wszechświat, która słucha myśli swych i świata (słucha świata czy słucha myśli świata?), do tego pieśń żywiołu oraz kolejny koniec i początek świata - to jest zasób takich środków stylistycznych, które mają walor w tekstach z epoki, jako świadectwo czasu, natomiast w tych pisanych współcześnie uderzają sztucznośćią.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”