Los egzekutora [fantasy]

1
Słońce chyliło się ku horyzontowi. Cienie rzucane przez gapiów zgromadzonych wokół szubienicy stawały się coraz dłuższe. Ogromny topór trzymany przez kata rzucał ponury blask na głowę skazańca. Biedak, klęcząc przed drewnianym, kołkiem ślinił się ze strachu. Mężczyzna podszedł do niego ciągnąc za sobą broń i przycisnął mu głowę do gładkie jak blat stołu pnia. Spojrzał w stronę władcy Majestos, ser Ygreka. Ten kiwnął lekko głową i dał znak do rozpoczęcia egzekucji.
Kat stanął tyłem do publiczności, rzucając cień na szyję skazańca, którą za chwilę miał przeciąć. Chwycił mocno topór w obie ręce i podniósł go nad głową. Przytrzymał przez kilka sekund i wykonał szybkie cięcie. Ostrze z łatwością wbiło się w szyję. Ucięta głowa upadła cicho na drewniany podest i potoczyła się w stronę gapiów. Ze skróconego ciała zaczęła tryskać czerwona posoka, brocząc cały kołek i deski wokół niego. Kilku mniej wrażliwych obserwatorów zemdlało lub też zwymiotowało.
Egzekutor oparł swą broń o pal wystający z drewnianego podestu, po czym wyprostował się i spojrzał na siedzącego na górze ser Ygreka. Ten wstał, zza pazuchy wyjmując malutki woreczek. Związał go i rzucił w stronę kata. Upadł tuż u jego stóp. Ten podniósł go i trzymając mocno w dłoni ruszył w stronę schodów.
Z dziedzińca wybiegało już dwóch chłopców aby posprzątać po egzekucji. Tym razem obyło się bez niemiłych incydentów i czekała ich rutynowa praca w postaci szorowania zabrudzonych krwią desek oraz uprzątnięcia ciała.
Wśród ludzi utworzył się wąski korytarz przez który właśnie przechodził kat. Przyodziany w czarną pelerynę, z zakapturzoną głową i schowanymi rękoma przypominał mnicha zmierzającego do swojej świątyni pośród wiernych. Tradycja nakazywała aby po dokonaniu egzekucji teren na którym się odbyła najpierw opuścił sam wykonawca, a dopiero po nim gapie. Podczas jego wolnego marszu w stronę głównej bramy dało się usłyszeć różne ludzki szepty – jedni mówili, że to była bardzo dobrze wykonana egzekucja, jakby mieli o tym jakiekolwiek pojęcie, drudzy, że już gdzieś tego człowieka widzieli, a jeszcze inni, że zbyt łagodnie potraktował zbrodniarza. Ale cóż oni moją w tej kwestii do powiedzenia? Kimże są, żeby mówić kto jak ma umrzeć? Pewnie nie jeden z nich zasługuje na o wiele gorszy los niż przed chwilą ścięty mężczyzna. Kiedyś, na początku swojej „kariery” takie szepty budziły w nim złość i pogardę, jednak po wykonaniu kilku kar przestało go to interesować. Jak wszystko inne zresztą…
Po wyjściu z miasta ruszył w stronę karczmy, gdzie zostawił swojego konia. Ścieżka była prosta i mocno wydeptana, toteż dojście nie zajęło mu wiele czasu. Zauważył kilka białych koni stojących obok jego brunatnej klaczy. „Pewnie ktoś z północy” pomyślał. Otworzył drewniane drzwi i wszedł do środka. Przywitał go miły zapach ciepła oraz pieczonego kurczaka. Przyjezdni właśnie go konsumowali, popijając winem i głośno debatując, nie szczędząc obelg w stosunku do siebie nawzajem. Kat zdjął kaptur i ruszył w stronę baru.
Rudowłosa kobieta, córka starego karczmarza, kończyła właśnie zmywać kufle.
- Co podać? – zapytała, patrząc podejrzliwie na klienta.
- Kiedy byłem tutaj wcześnie rano przywitała mnie kobieta, bez zęba na przedzie. Dobrze mnie zna i umówiłem się z nią, że zapłacę za gościnę po wykonaniu… zadania. – powiedział do niej oschle.
- Ach tak, pewnie chodzi panu o moją matkę, Elys. – odparła barmanka. Tak, stara poczciwa Elys. Znał ją jeszcze z czasów swojej młodości. Jego pierwsza wielka miłość. I ostatnia. Rodzina Elys, uciekając przed starym szlachcicem Edarem dotarła aż tutaj, kilka tysięcy mil od rodzinnej wsi. Ucieczka, która przerwała ich związek i zostawiła w sercu młodego chłopaka wielką ranę.
- Mogłabyś ją zawołać? – poprosił, trochę łagodniej, jakby na wieść o tym, że jest jej córką.
- Niestety, wyjechała jakiś czas temu do Males, wróci razem z ojcem za dwa dni.
- W takim razie daj tą kopertę. – mówiąc to wyjął zza pazuchy białą kopertę, do której wcześniej wrzucił list i kilka złotych monet. Będzie wiedziała od kogo.
Podał kopertę i ruszył w stronę wyjścia. Przyjezdni z północy nadal hałasowali, a kilku wędrowców patrzyło na nich z pogardą, kręcąc przy tym głowami. Na twarzy kata pojawił się ironiczny uśmieszek…
Podszedł do miejsca gdzie stały wszystkie konie. Najpierw odwiązał swoją klacz i dał jej odejść na drugą stronę ścieżki gdzie rosła bujna, zielona trawa. Zauważył pochodnię opartą o ścianę karczmy i ogień żarzący się nieopodal niej. Podniósł ją i podpalił. Odwiązał cztery konie należące do gości z północy po czym zaczął straszyć je ogniem. Spłoszone zwierzęta ruszyły ile sił w kopytach w stronę Majestos…
Ostatnio zmieniony pn 15 sie 2011, 17:59 przez Valrim, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Mężczyzna podszedł do niego ciągnąc za sobą broń i przycisnął mu głowę do gładkie jak blat stołu pnia.
Chyba gładkiego.
ser Ygreka
Ygrek to osiedlowy psychopata (który już nie żyje) :D
Ostrze z łatwością wbiło się w szyję.
Tylko wbiło?
Kilku mniej wrażliwych obserwatorów zemdlało lub też zwymiotowało.
też, bym wywalił.
Ścieżka była prosta i mocno wydeptana, toteż dojście nie zajęło mu wiele czasu.
No ta.

Ogólnie nie pociągnęła mnie ta historia. Taka płytka. Nic ciekawego się nie dzieje. Kat zabija, no a co ma robić?
Dużo problemów z przecinakami. Wszystko napisane takim prostym językiem, ale dość zgrabnie.

3
Dzięki za opinię, nawet nie tak bardzo negatywną.

Prosiłbym jeszcze kilka innych osób o zrecenzowanie tego krótkiego tekstu, przecież nie będzie to aż tak czasochłonne.
Jakby co napisałem jeszcze ciąg dalszy do tego, ale chciałbym poznań zdanie szerszego grona na temat powyższego wstępu.

4
Zdania. Jednakowa długość w całym tekście. Monotonne. Czyta się jak sprawozdanie z wydarzenia. A przecież tu się wiele dzieje. Podekscytowany tłum gapiów. Kat, który pewnie ma to wszystko gdzieś, bo to rutynowa robota. Władca, który albo też ma to wszystko gdzieś, albo pała żądzą zemsty lub innymi uczuciami mniej lub bardziej fajnymi. Ofiara. Owszem. Ślini się ze strachu. I to tyle. Nie dygocze, nie błaga, nie wyrywa się, nie obwisa lub co tam skazany może w takiej sytuacji robić.
Cienie rzucane przez gapiów zgromadzonych wokół szubienicy stawały się coraz dłuższe.
A szubienica cienia nie rzucała? W końcu to ona jest tu główną bohaterką. Choć nie wiem czemu, bo na szubienicy ludzi się wiesza a nie ścina toporem.
Ogromny topór trzymany przez kata rzucał ponury blask na głowę skazańca.
Słońce odbijające się w toporze. Sam topór nie świeci.
Biedak, klęcząc przed drewnianym, kołkiem ślinił się ze strachu.
Usuwamy przecinek numer dwa. Kołek: podłużny kawałek ociosanego drewna. Czemu skazany przed nim klęczał?
Mężczyzna podszedł do niego ciągnąc za sobą broń i przycisnął mu głowę do *gładkie jak blat stołu pnia.
Przecież wcześniej topór rzucał blask na głowę skazańca, czyli był już uniesiony do zadania ciosu.
*gładkiego. I czemu to gładkiego? Rąbałeś kiedyś drwa?
Kat stanął tyłem do publiczności, rzucając cień na szyję skazańca, którą za chwilę miał przeciąć.
Jak mógł stanąć tyłem do publiczności, skoro publiczność otaczała go ze wszystkich stron? Kat może rzucać cień. Ale rzucać cień dokładnie na szyję, to już przesada. Kat zetnie głowę a nie przetnie szyję. Jest lekka różnica w znaczeniu.
Ze skróconego ciała zaczęła
Ze skróconego O GŁOWĘ ciała zaczęła...
Kilku mniej wrażliwych obserwatorów zemdlało lub też zwymiotowało.
Czemu "też zwymiotowało"? Kto jeszcze zwymiotował? Tak na marginesie, lud w owym czasie był mniej wrażliwy na takowe widoki. Tu główkę kurczęciu ukręcić na rosołek, tam świniaka zarżnąć. Publiczne egzekucje były traktowane jak obecne wyjście do kina. No, ale to fantasy, więc się nie będę czepiać.
Egzekutor oparł swą broń o pal wystający z drewnianego podestu, po czym wyprostował się i spojrzał na siedzącego na górze ser Ygreka.
Niejasne, bo nie znamy otoczenia w którym rzecz się dzieje. Jaki pal? Na jakiej górze Ygrek siedzi?
Ten wstał, zza pazuchy wyjmując malutki woreczek. (1)Związał go i rzucił w stronę kata. Upadł tuż u jego stóp. Ten podniósł go i trzymając mocno w dłoni ruszył w stronę schodów.
(1) To wcześniej woreczek był rozwiązany? Nie bał się ser Ygrek że mu się będzie sypać zza pazuchy?
Wśród ludzi utworzył się wąski korytarz przez który właśnie przechodził kat.
Wśród ludzi utworzył się wąski korytarz, którym przeszedł kat.
Tradycja nakazywała(PRZECINEK) aby po dokonaniu egzekucji(PRZECINEK) teren na którym się odbyła najpierw opuścił sam wykonawca, a dopiero po nim gapie.
Podczas jego wolnego marszu w stronę głównej bramy dało się usłyszeć (1)różne ludzki szepty – jedni mówili, że to była bardzo dobrze wykonana egzekucja, (2)jakby mieli o tym jakiekolwiek pojęcie, drudzy, (3)że już gdzieś tego człowieka widzieli, a jeszcze inni, że zbyt łagodnie potraktował zbrodniarza.
(1) ...dało się usłyszeć szepty.
(2) Mogli być namiętnymi widzami egzekucji.
(3) Kogo? Kata czy skazańca?
Ale cóż oni moją w tej kwestii do powiedzenia? Kimże są, żeby mówić kto jak ma umrzeć? Pewnie nie jeden z nich zasługuje na o wiele gorszy los niż przed chwilą ścięty mężczyzna.
To są myśli kata, czy narratora?
Pewnie nie jeden z nich zasługuje na o wiele gorszy los
niejeden
Kiedyś, na początku swojej „kariery” (PRZECINEK) takie szepty budziły w nim złość i pogardę, jednak po wykonaniu kilku kar przestało go to interesować.
Czemu przestało interesować? Zobojętniał? A może poznał lepiej naturę ludzką? Praca stała się rutyną?
Po wyjściu z miasta ruszył w stronę karczmy, gdzie zostawił swojego konia.
Egzekucje odbywały się zazwyczaj poza murami miejskimi.
Otworzył drewniane drzwi i wszedł do środka.
Wszedł do wnętrza karczmy.
Przywitał go miły zapach ciepła oraz pieczonego kurczaka.
Przywitało go ciepło i miły zapach pieczonego kurczaka.
Przyjezdni właśnie go konsumowali, popijając winem i głośno debatując, nie szczędząc obelg w stosunku do siebie nawzajem.
Debata a rzucanie obelg to nie to samo.
- Kiedy byłem tutaj wcześnie rano przywitała mnie kobieta, bez zęba na przedzie. (1)Dobrze mnie zna i umówiłem się z nią, że (2)zapłacę za gościnę po wykonaniu… (3)zadania. – powiedział do niej oschle.
(1) Ona go dobrze zna. On ją też. Po co więc te podchody? Szuka Elys.
(2) Kat mieszkał w mieście. W niektórych miastach kaci posiadali swoje cechy.
(3) zadania - rzucił oschle.
- Ach tak, pewnie chodzi (1)panu o moją matkę, Elys. – odparła barmanka. Tak, stara poczciwa Elys. Znał ją jeszcze z czasów swojej młodości.
- Ach tak, pewnie chodzi panu o moją matkę Elys - odparła barmanka.
Tak. Stara poczciwa Elys. Znał ją jeszcze z czasów swojej młodości.
(1) To "panu" brzmi bardzo współcześnie.
- Mogłabyś ją zawołać? – poprosił, trochę łagodniej, jakby na wieść o tym, że jest jej córką.
- Mogłabyś ją zawołać? - poprosił łagodnie.
Czemu znając Elys nie wie, że ta ma córkę? Skąd ta łagodność w głosie?
- W takim razie daj tą kopertę. – mówiąc to wyjął zza pazuchy białą kopertę, do której wcześniej wrzucił list i kilka złotych monet. Będzie wiedziała od kogo.
TĘ koperTĘ.
- W takim razie daj jej tę kopertę. - Wyjął list zza pazuchy.
Nie wiedział, że Elys nie zastanie, czemu więc wcześniej wrzucił monety? No i wygląd koperty - rodem z dwudziestego wieku.
- W takim razie daj tą kopertę. – mówiąc to wyjął zza pazuchy białą kopertę, do której wcześniej wrzucił list i kilka złotych monet. Będzie wiedziała od kogo.
Podał kopertę i ruszył w stronę wyjścia.
Zauważył pochodnię opartą o ścianę karczmy i ogień żarzący się nieopodal niej.
Nie prościej zauważyć płonącą pochodnie?

Kuleją u ciebie mocno podstawy: wiarygodność świata, logika tego, co przedstawiasz. Popracuj nad dialogami. Ich zapisem i tym, w jaki sposób bohaterowie rozmawiają. Na razie robią to dziwnie. Brak mi tu opisów. A aż się o nie prosi. Mimo wszystko fragment mi się podobał i zaciekawiłeś mnie. Szkoda tylko, że tyle błędów.

5
Ogromny topór trzymany przez kata rzucał ponury blask na głowę skazańca.
Nie widzę w tym nic niepoprawnego. Nie ma co się doszukiwac fizycznych podstaw. Brzmi dobrze.
Otworzył drewniane drzwi i wszedł do środka.
Rownież poprawne, luźne, fajne zdanie.
Przywitał go miły zapach ciepła oraz pieczonego kurczaka.
Zostawibym. Śmieszne. Nietuzinkowe.
- W takim razie daj tą kopertę. – mówiąc to wyjął zza pazuchy białą kopertę, do której wcześniej wrzucił list i kilka złotych monet. Będzie wiedziała od kogo.
Tę - zgadza się. Co do reszty, jak na moje oko - jest ok.

Ogólnie słabe to i niedopracowane, ale jest iskra czegoś ciekawego.

6
Ebru

Chyba trochę się czepiasz... Ale po kolei:
A szubienica cienia nie rzucała? W końcu to ona jest tu główną bohaterką. Choć nie wiem czemu, bo na szubienicy ludzi się wiesza a nie ścina toporem.
No wiesz, pisząc szubienica miałem na myśli drewniany podest na którym odbywają się egzekucje... Każdy wie o co chodzi.

Słońce odbijające się w toporze. Sam topór nie świeci.
No to już jest zwykłe czepialstwo - chyba wiadome jest, że topór rzucał blask, ponieważ słońce się od niego odbijało.
po edytowaniu: okej, nie słońce, a promienie słoneczne ;)
Przecież wcześniej topór rzucał blask na głowę skazańca, czyli był już uniesiony do zadania ciosu.
*gładkiego. I czemu to gładkiego? Rąbałeś kiedyś drwa?
gładkie - po prostu moja nieuwaga, już poprawione.
Powiedzmy, że ten pień był specjalnie przystosowany do wykonywania egzekucji, dlatego też był taki gładki.

Niejasne, bo nie znamy otoczenia w którym rzecz się dzieje. Jaki pal? Na jakiej górze Ygrek siedzi?
Tak ciężko sobie wyobrazić, że z drewnianego podestu wystawał po prostu drewniany słup?
Na górze w sensie na podwyższeniu, żeby wszyscy wiedzieli, że on jest jest władcą - czytając ten fragment każdy czytelnik spokojnie może się tego domyślić

Egzekucje odbywały się zazwyczaj poza murami miejskimi.
Wcześniej napisałeś, że to fantasy i takie rzeczy nie mają tutaj znaczenia, a teraz nie pasuje ci miejsce egzekucji... :)

Debata a rzucanie obelg to nie to samo.
Moim zdaniem dobre, charakterystyczne zdanie - ew. można słowo "debata" dać w cudzysłowie.

Czemu znając Elys nie wie, że ta ma córkę? Skąd ta łagodność w głosie?
Powiedzmy, że Elys kiedyś wspominała mu o córce, ale on nigdy nie widział jej na oczy. Owszem, mógł się domyślić, że dziewczyna za barem to może być jej dziecko, ale nigdy nic nie wiadomo...


Co do reszty zgadzam się i z tobą, i z devaitis oraz Quirinnos.

Ku mojemu zdziwieniu nie zostałem aż tak bardzo zjechany, co nie świadczy źle.

7
Ostrze z łatwością wbiło się w szyję
Skazany twarz skierowaną miał w stronę podłoża, więc w kark, a nie w szyję wbiło się ostrze.
ruszył w stronę schodów
Schodków raczej, zapewne były to trzy, cztery stopnie.

Po Ebru chyba nic więcej już nie znajdę;P. Nie rozumiem też czym kierował się kat płosząc konie przybyszów z północy.

8
Valrim pisze: gapiów zgromadzonych wokół szubienicy
Z całego dalszego opisu wynika, że to nie szubienica, lecz szafot.
Valrim pisze: Biedak, klęcząc przed drewnianym, kołkiem ślinił się ze strachu.
Kołek jest cienki, nie może być synonimem pnia katowskiego. Zła interpunkcja, przecinek powinien wydzielać zdanie wtrącone, czyli: Biedak, klęcząc przed drewnianym kołkiem, ślinił się ze strachu.
Valrim pisze: nie jeden z nich zasługuje
Niejeden
Valrim pisze:Zauważył kilka białych koni stojących obok jego brunatnej klaczy. „Pewnie ktoś z północy” pomyślał.
Jacyś z północy, skoro koni było kilka.
Valrim pisze:Przyjezdni właśnie go konsumowali, popijając winem i głośno debatując, nie szczędząc obelg w stosunku do siebie nawzajem
Trochę drętwo to brzmi, zwłaszcza te obelgi w stosunku do siebie. Nie mógłbyś napisać: głośno debatowali, przy okazji obrzucając się obelgami albo podobnie?
Valrim pisze:Kat zdjął kaptur i ruszył w stronę baru
Kaptur kata, podobnie zresztą jak kaftan, w którym przeprowadzał egzekucję, to "strój roboczy". Powinien go zdjąć zaraz po zejściu z szafotu. Fantasy to czy nie, ale przy takiej pracy łatwo można zostać ochlapanym krwią.
Valrim pisze:- Co podać? – zapytała, patrząc podejrzliwie na klienta.
Skąd ta podejrzliwość? Kat na pewno nie wzbudza sympatii ani szczególnego szacunku, ale to nie obwieś, napadający na karczmarzy.
Valrim pisze:pewnie chodzi panu o moją matkę, Elys. – odparła barmanka. Tak, stara poczciwa Elys. Znał ją jeszcze z czasów swojej młodości
Wyróżnione zdanie powinno zaczynać nowy akapit. Przechodzisz tu od rozmowy do wspomnień bohatera.
Valrim pisze:Niestety, wyjechała jakiś czas temu do Males,
Jakiś czas temu to mogą być dwa tygodnie, albo i rok, a tymczasem oni widzieli się rankiem. Zwyczajnie: wyjechała z ojcem do Males, wróci za dwa dni
Valrim pisze:W takim razie daj tą kopertę
Tę kopertę. I raczej lepszy byłby woreczek.

Też wprawdzie nie rozumiem, po co później płoszy te konie, ale cóż, może ma taki charakter, że lubi szkodzić.
Zaletą tekstu jest brak dłużyzn, wadą natomiast - brak takiego momentu, który można by nazwać zawiązaniem akcji. Egzekucja, wizyta w karczmie, rozmowa z barmanką - wszystko dobrze, tak może wyglądać dzień w życiu kata, ale nie wprowadzasz tu niczego, co ukierunkowywałoby dalsze wydarzenia. Kat wróci do domu i położy się spać?
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron