
Aha w tekście jest jedno przekleństwo, ale nie dałem +18, bo to chyba nie kwalifikuje się. Jeśli jednak tak to proszę o zmianę.
*****
___Mężczyzna pochylił się nad ciałem kobiety, które jeszcze przed chwilą było pełne życia. Teraz bezwładnie leżąc na brzegu rzeki – tam gdzie je starannie ułożył, stanowiły jedynie fragment krajobrazu, wkomponowany w stertę butelek po prawej i okazały dąb po lewej. Patrząc na wszystko czego dokonał przed kilkoma godzinami poczuł się szczęśliwy. Już od dawna nie czuł się tak dobrze. I tak spokojnie. Głód oraz głosy, które dręczyły go od kilku miesięcy, kiedy to zaatakował po raz pierwszy nagle zniknęły, dając mu ukojenie niczym spowiedź grzesznikowi. Ale wiedział, że niedługo upomną się o swoją krwawą daninę. Póki co dadzą mu czas na zebranie sił, wtopienie się w niczego nie domyślające się otoczenie. A później znów zaczną go dręczyć. Znów przebudzą się - jak niedźwiedź po zimowym śnie. Niedźwiedź, nad którym nie zapanuje.
___Lekki wiosenny wiatr uderzył go w policzki, wyrywając z zamyślenia. Spojrzał na zegarek. Była dziewiętnasta. Czas wracać do domu. Niedługo z wycieczki nad morzem przyjadą jego żona i córka. A musiał jeszcze uprzątnąć bagażnik, w którym przewoził zwłoki. Jeszcze raz spojrzał na ciało, delektując się i upajając widokiem, który wystarczy mu na jakiś czas.
___Po chwili na leśnej drodze zachrzęściły koła jego samochodu. W radiu grano właśnie My Way w wykonaniu Franka Sinatry. Mężczyzna uśmiechnął się.
Rozdział 1
___Komisarz Nyks obudził się tego ranka z wyraźną niechęcią. Przed niespełna miesiącem ożenił się z cudowną kobietą i nie chciał opuszczać wspólnego łoża. Jednak budzik, stojący w pewnej odległości, tak by niemożliwym było jego przypadkowe wyłączenie – poczuł się zazdrosny. Swoim głośnym i długim sygnałem przypomniał o prozie życia.
___Zwlekając się z łóżka, pocałował delikatnie swoją żonę Katarzynę w czoło. Szybko zebrał walające się po puszystym dywanie (zachcianka żony) ubrania i wyszedł z pokoju. W sąsiednim dojrzał leżącą Matyldę – ośmioletnią córkę Katarzyny z poprzedniego małżeństwa. Lubił ją bardzo, a nawet chyba pokochał. I co ważne, ona mu zaufała. Co po doświadczeniach z biologicznym ojcem nie było takie oczywiste.
___Opuściwszy mieszkanie, uprzednio zabrawszy przygotowane jeszcze wieczorem śniadanie ze sobą, odpalił Opla Mantę B, który służył już mu od ponad dziesięciu lat, i pojechał na komendę.
___Ulice były jeszcze puste, więc droga nie zajęła mu zbyt wiele czasu. Ledwo zaparkował na parkingu, usytuowanym w pobliżu budynku komendy, gdy w szybę, opuszczoną do połowy, ktoś zapukał.
___- Witam panie komisarzu – usłyszał głos należący do jego podwładnego, a zarazem kolegi Andrzeja Horowskiego. – Niech szef nie wysiada. Zaraz jedziemy.
___- Co się stało? – zapytał z ciekawością, choć wiedział, że każde zdarzenie nie jest mile. Każde z nich wiązało się przeważnie z masą czasu, godzinami wytężonej pracy i jeszcze większa ilością czasu spędzonego na wypełnianiu bezsensownych druków. A najgorsze były sprawy z samego rana.
___Znaleźli jakiegoś trupa nad rzeką.
___- Kurwa – wyrwało się komisarzowi. Brak reakcji Andrzeja uświadomił Nyskowi, że ten nie usłyszał. Nie lubił morderstw. Nie dlatego, że jakiś człowiek stracił życie, ale dlatego, że morderstwa wiązały się z jeszcze cięższa pracą oraz co ważniejsze z zainteresowaniem mediów i przełożonych.
___ – Dobra, wsiadaj do mnie i jedziemy. Nie będziemy już zmieniać auta na służbowe.
___Andrzej po chwili zajmował miejsce pasażera.
___- To dokąd jedziemy? – zapytał gdy podkomisarz Horowski zapiął pasy.
___- Z tego co wiem to nad Wadąg. Naczelnik przekazał mi, że mamy kierować się w stronę Dywit.
___Dojeżdżając na miejsce, jego obawy potwierdziły się. Tyle osób na miejscu nie zwiastowało niczego prostego. Sześć radiowozów policyjnych, karetka pogotowia, samochód ekipy kryminalistycznej, a do tego samochód tego kretyna – prokuratora Jasińskiego. To wzmogło niepokój komisarza Nyksa.
___- Chyba na nas czekają – powiedział Horowski, wskazując naczelnika wydziału Ziembowskiego.
___Ledwo zdążyli wysiąść, gdy podszedł do nich.
___- Robert – zwrócił się do Nyksa – dobrze, że już jesteście.
___- Panie naczelniku – rozpoczął Andrzej, ale natychmiast powstrzymał go starszy i bardziej doświadczony partner, przejmując inicjatywę.
___- Ziembowki, słuchaj nie podoba mi się to wcale. Tyle osób do zwykłego trupa nigdy nie wysyłałeś – w głosie Nyksa wyczuwalna była lekka agresja. – Wiesz co nawet nie wiem o co tu chodzi, ale nie podoba mi się to i nie będę prowadził tej sprawy. Daj ją komu zechcesz.
___- Komu mam ja dać? Tylko ty jesteś wystarczająco dobry do prowadzenia takich spraw.
___- Jakich do cholery?
___- Do takich, takich – Ziembowski najwyraźniej szukał odpowiedniego słowa.
___- Dziwnych? – zapytał naczelnika.
___- Można tak to ująć.
___- Wiesz co sam sobie zajmij się tymi zwłokami. Mam jeszcze kilka spraw do zamknięcia i ostatniej rzeczy jakiej teraz potrzebuje to kolejna sprawa. Zapewne też nie łatwa. W ogóle nie wiem po co tu przyjechałem.
___- Wiesz co Nysk – naczelnik zdenerwował się – ty stary durniu. Nie obchodzi mnie to czy chcesz tą sprawę czy nie. Bierzesz ją, bo to rozkaz. Zostajesz z Andrzejem przydzielony do tej sprawy, a pozostałe przekażę innym. Ta sprawa to od teraz jedyna nad jaką pracujesz. – Po chwili milczenia dodał – i wiesz co, powinieneś zająć się tą sprawą nie tylko z powodu rozkazu.
___- A niby z jakiego – oburzył się komisarz. – Tylko proszę nie mów mi, że wymaga tego przyzwoitość. Że ten trup miał rodzinę albo był kimś ważnym czy coś w podobnym stylu.
___- Znam cię trochę i wiem, że takie argumenty nie trafiłyby do ciebie. Chcesz wiedzieć dlaczego to właśnie ciebie przydzieliłem, to chodź ze mną.
___Naczelnik Ziembowski bez czekania na odpowiedź Nyska, odwrócił się i pomaszerował w stronę radiowozów. Minąwszy je, począł ostrożnie schodzić po schodkach z wysokiej skarpy na niżej położony teren przecięty przez wstęgę rzeki, zakręcającej niedaleko dość gwałtownie Nysk zanim zszedł na dół, zatrzymał się i rozejrzał. Rzeka Wadąg w tym miejscu tworzyła dość urokliwy obraz, gdyby jej naturalnego piękna nie zmąciła niewielka grupa policjantów oraz fotograf, stojący w półkolu, zapewne w pobliżu ciała oraz dużego dębu. Przysłaniali samo ciało, tak że nie można było go dostrzec ze skarpy. Nim ruszył na dół zauważył, że droga - na poboczach, której zaparkowali samochody - biegnie nad rzeką mostem. Równolegle do rzeki biegła leśna droga, na której technik zabezpieczał ślady kół.
___Będąc na dole zbliżył się powoli, z lekkim niepokojem do grupy. Widząc idącego komisarza Nyska, rozstąpili się. To co zobaczył prześladowało go przez kilka następnych miesięcy.