Żuber

1
Opowiadanie zainspirowane puszką Żubra :). Mniej więcej połowa tekstu, resztę sukcesywnie dopisuję. Błędów typu powtórzenia jest sporo, zależy mi raczej na opinii, czy wykreowałem mogącą kogoś zaciekawić historię. Anyway, piszcie co wam leży na sercu :)


Żuber leżał na polance, nieopodal mostu samobójców. Wsłuchiwał się w odgłos płynącego nieopodal strumienia, bezwiednie gładząc opuszkami palców ździebełka trawy. Ich delikatne ukłucia wywoływały przyjemne uczucie. Znów myślał o Paulinie.
Pierwszy raz spotkali się na rozpoczęciu gimnazjum. Żubra przydzielono do klasy humanistycznej, tak jak chciał. Zabawne, że z trzydziestu innych uczniów, tych, których można było nazwać humanistami, dało się policzyć na palcach jednej ręki. Całą resztę stanowiła mniej, lub bardziej kolorowa grupa karków, słuchaczy techno i tym podobnych indywiduów, uciekających przed terrorem, znanym jako matematyka. W przeciwieństwie do większości swoich nowych kolegów, Żuber nigdy nie miał problemów z przyswajaniem jakiegokolwiek rodzaju wiedzy. Wręcz przeciwnie, potrafił godzinami przesiadywać w bibliotece, kartkując opasłe tomiszcza w poszukiwaniu kolejnych sekretów nauki. Był także marzycielem. Ileż razy wyobrażał sobie, jak zakuty w srebrną zbroję, ze smoczym godłem na piersi prowadzi armię wolnych istot na pewną śmierć w decydującej bitwie. Nie pasował do otaczającego go świata, wiedział o tym. Pewnie dlatego niemal od razu go znienawidzili. Gówniane czasy, w których głupota i brak wyobraźni były nobilitacją. Ale tak naprawdę, miał ich zaczepki głęboko w poważaniu. Liczyła się dla niego jedynie Paulina.
Ciężko było nie zauważyć jej w tłumie dziewcząt. Perfekcyjna figura, kruczoczarne włosy sięgające do ramion, cera delikatnie przyciemniona. I te oczy. Żuber widział w nich odbicie własnej duszy. Wydawało mu się że tylko w nich dostrzega zrozumienie, akceptację wobec niego, a zarazem jej brak, wobec popieprzonej rzeczywistości. Jeśli wierzyć w istnienie miłości od pierwszego wejrzenia, to Żuber właśnie jej doznał. Każdym skrawkiem duszy czuł, że są dla siebie stworzeni. Że mogą być razem.
Problem w tym, że Żuber był ciotą. Sam siebie tak określał, bijąc się z własnymi myślami, gdy za każdym razem gdy próbował przemóc się i spróbować powiedzieć jej co czuje, kończył jedynie na uśmiechu i pokaźnym rumieńcu na policzkach. Tym większa ironia, że po trzech latach od kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, Paulina zdążyła się już z kimś związać. Jeśli ktokolwiek w klasie dawał mu największe dowody swojej nienawiści, to byli to muszkieterowie. Tak ich nazywał. W niczym nie przypominająca bohaterów powieści Dumasa, trójka dresów upajających się swoimi bicepsami. Muszkieterowie na miarę czasów w których Żubrowi przyszło żyć. Honor i odwaga poszły odstawkę, została jedynie siła. I jak na ironię, ich przywódca, samiec alfa, Aramis stał się w jakiś niewyobrażalny sposób chłopakiem Pauliny. Jaką głębię dostrzegła w tej górze mięsa, Żuber nie potrafił sobie wyobrazić. Czara goryczy została jednak przelana. Teraz, gdy zostało jedynie kilka dni do końcowych egzaminów, wiedział, że ma ostatnią szansę. Koniec bycia ciotą. Choć raz stanie się bohaterem ze swych snów. Będzie walczył.
Wszystko zaplanował wyjątkowo starannie. Jedną z niewielu zalet posiadania ojca – komendanta policji, była nietykalność. Żuber wiedział, że nauczyciele nic mu nie zrobią. Po powrocie ze zgrupowania, stary pewnie go wydziedziczy, ale miał to gdzieś. Do jego powrotu zostało jeszcze kilka dni, w tym czasie Żuber zdąży dopiąć swego.

Spojrzał na zegarek. Dochodziła czternasta, czyli było już dziesięć minut po zajęciach. Już czas. Usiadł nasłuchując, lecz wciąż nie słyszał żadnych odgłosów. Jego myśli ponownie skupiły się wokół Pauliny. Na myśl o tym co miało się wydarzyć, poczuł podniecenie. Sięgnął ręką do rozporka, wyobrażając sobie ją, jego królową, błagającą o jego pieszczoty. Zaczął się masturbować.

Nagle poczuł na sobie czyjś wzrok. Podniecenie minęło momentalnie, jakby ktoś oblał go kubłem lodowatej wody. Z rozpiętym rozporkiem, usiadł, rozglądając się wokół. Spomiędzy sięgających mu na wysokość głowy ździebeł, nie zobaczył nic szczególnego. Strumień wciąż szemrał jednostajnie. Jego wzrok natrafił na leżący niedaleko mały kamień.

- A ty, na co się gapisz? – cisnął nim z całych sił w stronę strumienia. Standardowa procedura. Rozładować napięcie. Zawsze uspokajał się w ten sposób, wsłuchując się w plusk kamienia wpadającego do wody. Tyle, że tym razem, zamiast niego usłyszał jakieś głosy. I czyjeś kroki przemykające się po polanie. Najciszej jak mógł, Żuber podpełzł na czworakach do otaczających go kłosów zbóż i rozchylił je, próbując cokolwiek dojrzeć...
Ostatnio zmieniony czw 23 cze 2011, 18:59 przez Maciejo, łącznie zmieniany 2 razy.
Way, way down inside, there's a hollow soul...

2
Cześć,

rzadko tu zaglądam i jeszcze rzadziej komentuję. Ale coś mi mówiło, żeby skomentować Twój tekst. Coś mi tak mówiło. :)

Posłuchaj, odnośnie zapisu mam pewną uwagę: zdarza Ci się źle zapisywać dialogi. Spójrz:
Maciejo pisze:- A ty, na co się gapisz? – cisnął nim z całych sił w stronę strumienia.
Kiedy uwaga po wypowiedzi nie dotyczy samego dialogu, narrację po nim zaczynamy opisywać wielką literą. Powinno być tak:

- A ty na co się gapisz? - Cisnął nim (...)

Co prawda spotkałem inne formy zapisu, ale ten, który opisałem, wydaje się najpopularniejszy i najbardziej właściwy.

Co do opowiadania: momentami trudno mi je sklasyfikować. Z jednej strony dostrzegam potencjał, ponieważ "Żuber" - jak uważam w głębi serca i duszy... <uśmiech> - nie jest zły. Narrację poprowadziłeś całkiem sprawnie, można bez problemów wyobrazić sobie sytuację, którą opisujesz. Ale "Żuber" jest zaledwie wprawką, po pierwsze, nie wprowadzającą nic nowego, po drugie, nie pozbawioną potknięć w opisie. Niektóre fragmenty odstają od ogólnego poziomu tekstu i wydają się po prostu naiwne. Na Twoim miejscu posiedziałbym nad tekstem, dopieścił go jak łechtaczkę, a dopiero później wziął się za pisanie czegoś dłuższego, na co, oczywiście, czekam.

Pozdrawiam ;)

3
nieopodal mostu samobójców
Most ten jako nazwa własna powinien być pisany z wielkiej litery.
płynącego nieopodal strumienia
Powtórzenie
uciekających przed terrorem, znanym jako matematyka
Wydaje mi się, że przecinek jest zbędny.
godłem na piersi(przecinek) prowadzi armię
cera delikatnie przyciemniona
Takie dosyć ciekawe, czyli że ona tę cerę przyciemniała?
mu się(przecinek) że tylko
jej brak, wobec
Niepotrzebny przecinek.
myślami, gdy za każdym razem gdy próbował
Powtórzenie.
byli to muszkieterowie
Tutaj też napisałbym z wielkiej.
Dumasa, trójka dresów(tu przecinek) upajających się
Przecinek wyrzucamy
została jedynie siła
Doprecyzowałbym, że chodzi siłę fizyczną.

Muszę przyznać, że czytało mi się przyjemnie i chętnie dowiedziałbym się co zobaczył Żuber(mógłbyś ograniczyć używanie tego pseudo podczas pisania- zdecydowanie zbyt często się pojawia)

4
Maciejo pisze:Błędów typu powtórzenia jest sporo
Jeśli wiesz, jakie błędy popełniłeś, to je popraw przed wrzuceniem tekstu. Po co się usprawiedliwiać, skoro można tego uniknąć? :D
Maciejo pisze:Pierwszy raz spotkali się na rozpoczęciu gimnazjum

Bardzo kolokwialne, ale moje zastrzeżenie dotyczy również czegoś, czego w tym fragmencie nie ma. Brakuje mi mianowicie określenia dystansu chronologicznego między czasem akcji, a czasem wspomnień. Inaczej zapowiada się jakaś historia, kiedy pierwszą miłość wspomina trzydziestolatek, a inaczej, kiedy to właściwie wcale nie jest wspomnienie, lecz opis sytuacji, która nadal trwa. Nie mógłbyś po prostu napisać: Paulinę poznał trzy lata temu, kiedy zaczęli chodzić do gimnazjum, albo podobnie? Czytelnik wiedziałby też od razu, że bohater jest nastolatkiem.
Maciejo pisze:z trzydziestu innych uczniów, tych, których można było nazwać humanistami, dało się policzyć na palcach jednej ręki.
Szyk zdania utrudnia jego zrozumienie. Raczej: Pośród trzydziestu osób na palcach jednej ręki dałoby się policzyć tych, których...
Maciejo pisze:cera delikatnie przyciemniona
Sugeruje to jakieś tajemnicze zabiegi kosmetyczne. Może po prostu delikatna, smagła cera, skoro była brunetką?
Maciejo pisze:w nich dostrzega zrozumienie, akceptację wobec niego, a zarazem jej brak, wobec popieprzonej rzeczywistości
Akceptacja i zarazem jej brak, wobec niego i wobec rzeczywistości... Za dużo chcesz załatwić tym jednym zdaniem i spojrzeniem. Może raczej: dystans wobec rzeczywistości? Ta akceptacja wobec niego też mi nie pasuje. Rozbiłabym to na dwa zdania: dostrzegał w jej oczach zrozumienie i akceptację. Czasem także dystans wobec świata... Lub podobnie.
Maciejo pisze:Tym większa ironia, że po trzech latach od kiedy zobaczył ją po raz pierwszy, Paulina zdążyła się już z kimś związać.
Związać się z kimś po trzech latach to nie jest żadne „już”, lecz „dopiero”, zwłaszcza z perspektywy czasowej nastolatka. A ironia byłaby wówczas, gdyby jakiś nieśmiały mięczak sprzątnął dziewczynę sprzed nosa pewnemu siebie supermenowi. Taka sytuacja, o jakiej piszesz, kwalifikuje się raczej do podsumowania: Nic więc dziwnego, że po trzech latach nadal był sam, a Paulina związana z...
Maciejo pisze:Usiadł nasłuchując, lecz wciąż nie słyszał żadnych odgłosów.
No, coś jednak musiał słyszeć. Na 'odgłosy" składają się wszystkie dźwięki z otoczenia: warkot silnika samochodu, hałas uliczny, ujadanie psa w oddali... On czekał na przyjście kolegów, więc spodziewał się usłyszeć ich głosy czy kroki.
Maciejo pisze:Zawsze uspokajał się w ten sposób, wsłuchując się w plusk kamienia wpadającego do wody.
Słuchając plusku, albo słysząc plusk. Wsłuchiwać się można w dźwięki długotrwałe.
Maciejo pisze:kroki przemykające się po polanie
Przemykać się może człowiek lub zwierzę, a nie kroki. Po prostu: czyjeś kroki na polanie.
Maciejo pisze:Żuber podpełzł na czworakach do otaczających go kłosów zbóż
Skoro go otaczały, to nie musiał do nich podpełzać. A poza tym: jesteś pewien, że w tym lasku czy zagajniku rosły właśnie zboża?

Potknięcia w interpunkcji wyłapał zaqr, więc nie będę do nich wracać.

Generalnie, piszesz całkiem sprawnie. Bez potknięć się nie obyło, ale nie są to jakieś wielkie błędy. Nie musiałam z wysiłkiem przedzierać się przez tekst i nabrałam ochoty na przeczytanie dalszego ciągu, żeby dowiedzieć się, co wykombinował ten młodociany intelektualista z tatusiem - komendantem w tle.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

5
Przede wszystkim dzięki wielkie, zarówno za rady, jak i opinie :) Pozytywny odbiór tekstu naprawdę wiele dla mnie znaczy, zwłaszcza, że to mój pierwszy "wyciek" twórczości (nie licząc recenzji, którą już zdążyłem się tu pochwalić) od czasów liceum, czyli około pięciu lat. Część druga tekstu jest w przygotowaniu, pewnie wstawię ją jako "Żuber, part 2" albo coś w tym guście. Rady biorę sobie do serca i piszę dalej.

Naprawdę nie spodziewałem się, że może wam się to spodobać w jakikolwiek sposób, a tu jednak... cholera, dziękuję!
Way, way down inside, there's a hollow soul...

6
Ach, jak miło wziąć sobie na warsztat tekścik, który już przeszedł przez ręce Rubii i zaqra. Bezczelnie pożeruję na ich pracy i odpuszczę sobie wyszukiwanie jeszcze jakichś tam potknięć.

Zasadniczo tekst czyta się przyjemnie. Nic wielkiego - ot, taka sobie opowiastka o problemach nastolatka intelektualisty.
Podoba mi się scharakteryzowanie klasy "humanistycznej" na zasadzie - paru humanistów i reszta po prostu zwiewająca przed matmą :P
Nie bardzo za to podszedł mi ten opis o siedzeniu nad opasłymi tomiszczami w poszukiwaniu sekretów nauki czy cuś takiego. Wiem, że tekst ogólnie pisany z przymrużeniem oka, ale to wpada w zbytni patos. Zwłaszcza, że w tej chwili nie bardzo szuka się wiedzy w opasłych tomiszczach, a jak chcemy jakieś rzeczy serio dotyczące współczesnej nauki, to nawet nie ma co się wygłupiać, tylko szukać publikacji, artykułów fachowych itp.

Prowadzisz zgrabną, w miarę dynamiczną narrację. Łatwo sobie wyobrazić całą sytuację. Treściowo nie jest to jakieś głębokie, ale sprawia przyjemność przy czytaniu i zaciekawia. Ja przynajmniej chętnie zerknę, co tam takiego wykminił ten cały Żuber. ;)

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”