Kronika ulicy Nieboszczyków [obyczaj/ psychologiczny]

1
Witajcie. To mój pierwszy wrzucany tutaj tekst. Nie piszę tego, bo liczę na wyrozumiałość, ale dlatego, że w końcu musi nastąpić ten pierwszy raz. Proszę Was o wszystkie opinie - zarówno pozytywne jaki i negatywne. Tekst jest tylko fragmentem czegoś większego (ale jeszcze nie wiem co z tego będzie) - najprawdopodobniej wrzucę za dwa tygodnie większy fragment. Może nie ma w nim wartkiej akcji, posoki czy nadmiernego dynamizmu :) - ale może komuś z Was przypadnie do gustu.

***

Przy cmentarzu Ostatniej Szansy, nazywanym tak przez mieszkańców O. z racji tego, iż trafiają tu ciała tych, którym odmówiono – z różnych względów pochówku na cmentarzu Dobrych Uczynków, cmentarzu Przykładnych Obywateli czy cmentarzu Bogatych – położona jest ulica Nieboszczyków. Zapewne dziwi was skąd taka nazwa. Oficjalnie dlatego, że dobrze koresponduje z samym cmentarzem. Złośliwi jednak powiadają, że to z powodu mieszkańców rzeczonej ulicy. I gdy pierwszy raz tam trafiłem – a było to przeszło dziesięć lat temu – nie sposób nie było im przyznać racji. W dodatku nie przeczuwałem wtedy, że ta na pierwszy rzut oka – nieciekawa ulica już niedługo stanie się ważnym elementem mojego życia.
Reguły przyzwoitości wymagają jednak bym rozpoczął od początku. A początek, jak to bywa w wielu historiach na pozór prosty i mało interesujący – kryje w sobie zapowiedź wielu późniejszych wydarzeń, które w mojej kronice wam przedstawię. Zechciej zatem wrócić ze mną, drogi czytelniku do tamtego poranka przed dziesięcioma laty, kiedy wszystko się rozpoczęło.
****
Dziewiąty listopada był ze wszech miar dniem najgorszym z możliwych. Deszczu, który nawiedził nas tamtego poranka i utrzymywał się aż do późnych godzin wieczornych – było tak dużo, że nawet najstarsi mieszkańcy naszego miasta (którego obywatelem stałem się ledwo przed rokiem) nie pamiętali niczego podobnego. Już raptem po dwóch godzinach ulice zamieniły się w rwące potoki, a tętniące życiem stragany – świeciły pustkami, niczym podczas niedzielnych mszy. I może nie miałoby to dla mnie większego znaczenia – będąc co najwyżej ciekawostką, gdyby nie potrzeba opuszczenia mojego skromnego, aczkolwiek przytulnego kąta. Przyczyną tego był pogrzeb mojego przyjaciela Tadeusza, bodaj jedynego jakiego posiadałem. Zmarło mu się z powodu nadmiernej konsumpcji wszelkiej maści alkoholu. A z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że potrafił nieborak wypić prawie trzy litry wódki w ciągu dnia, nie tracąc przy tym w ogóle jasności umysłu. Niestety jego wątroba nie była tak silna jak głowa.
Wspomniałem, że był moim najlepszym przyjacielem. Nieraz spędzaliśmy długie wieczory na rozmowach o życiu, świecie i co oczywiste, kobietach. Znałem go jeszcze z czasów studiów – tego wyjątkowego okresu, kiedy to jesteś już dorosły, ale możesz zachowywać się jeszcze jak młokos. Po ich ukończeniu, los rozdzielił nas na trochę (na mniej więcej 15 lat) , by znów połączyć przed dziesięcioma miesiącami, kiedy szwędałem się któregoś wieczora w poszukiwaniu – sam nie wiem czego. Chodząc tak bez celu i ucząc się przy okazji topografii tego obcego wszak dla mnie miejsca trafiłem do baru „Pod Zbitym Kundlem”, gdzie wśród kłębów papierosowego dymu, panującego półmroku, oparów alkoholu i wyczuwalnego wyraźnie potu – natknąłem się na niego, kiedy to pił z jakimś towarzystwem.
Zrazu wydawał mi się kimś obcym – gdyby nie nos, który – nie sposób było pomylić z nosem żadnego innego człowieka. Ale nos to przecież nie wszystko, dlatego jeszcze chwilę wstrzymałem się z zaczepieniem tego mężczyzny. Gdy jednak usłyszałem znajome mi „Nieprawdaż stary pierniku!” nie miałem już wątpliwości, że ten osobnik w podartych ubraniach, pokaźnym zaroście koloru mlecznego oraz wybitymi trzema zębami – to mój najdroższy kompan. Postarzał się co prawda, ale także mi czas nie przysłużył się zbyt dobrze. Dopiwszy zamówione uprzednio piwo podszedłem do Tadeusza.
On, gdy tylko znalazłem się bliżej, rozpoznał mnie bez żadnego problemu. Nie wiem czy to wynik moich okularów czy czarnej, niezmienionej od czasów studenckich fryzurze, ale natychmiast czyniąc godności gospodarza (a mówię to, gdyż wyglądało, że on jest tu właścicielem, a jego kompani tylko gośćmi) – przedstawił mnie wszystkim zgromadzonym tam mężczyznom jako swojego najlepszego druha. A wspomnieć tu muszę, że była to kompania tak osobliwa, że opisanie ich jako ciekawych – to tak jakby nazwać Helenę Trojańską w miarę ładna niewiastą. Ale o nich opowiem wam kiedy indziej.
Zabrawszy się krótko po tym od nich – udaliśmy się w najciemniejszy kąt izby, by tam przy wódce powspominać stare studenckie czasy, a także te nowsze, które już każdy z nas toczył samodzielnie. Ile wtedy ciepłych, a zarazem smutnych słów padło, to tylko ja, Tadeusz i Bóg raczy wiedzieć.
Zwróconego mi przyjaciela – los, parę miesięcy później – zechciał odebrać. Jako, że nie mogłem spać tego wieczora (na skutek informacji o śmierci tak bliskiej mi osoby), nie wyglądałem o poranku zbyt nobliwie. Podkrążone i zaczerwienione oczy –wynik braku snu i łez - dopełniały tylko smutnego widoku, jaki zobaczyłem w lustrze. Mężczyzna, którego tam ujrzałem, nie przypominał w niczym tego sprzed lat, a nawet sprzed roku (za wyjątkiem okularów i fryzury rzecz jasna). Niski, poorany zmarszczkami i ze sztuczną szczęką – budził raczej litość u płci przeciwnej, niż pożądanie. Jedynie garnitur (który zresztą musiałem pożyczyć od sąsiada) sprawiał jako takie pozytywne wrażenie. Nie mogąc już dłużej spokojnie patrzeć na swoje odbicie, skierowałem się ku drzwiom – wcześniej zabierając parasol.
Ostatnio zmieniony sob 02 lip 2011, 19:09 przez mari88, łącznie zmieniany 2 razy.
Z człowiekiem jest wszakże jak z drzewem. Im bardziej dąży ku wysokościom i jasnościom, tym silniej jego korzenie ciągną ku ziemi, w dół, w ciemność, głębię: w zło - Nietzsche

2
Stosując takie zabiegi, jak poniżej, uzyskujesz złe tempo narracji. Mnie zniechęciło do dalszej analizy i czytania w ogóle:
Deszczu, który nawiedził nas tamtego poranka i utrzymywał się aż do późnych godzin wieczornych – było tak dużo, że nawet najstarsi mieszkańcy naszego miasta (którego obywatelem stałem się ledwo przed rokiem) nie pamiętali niczego podobnego.
W jednym zdaniu starasz się zawrzeć kosmos, efekt jest odwrotny, gdyż wprowadza mnie, czytelnika, w niepotrzebne zatrzymania i bardziej zbędne analizy. Takie układanie zdań w stylu: "usiadłem na krześle, które było wykonane w stolarni Stacha, który był niestety pijakiem, a którego żona miała na imię Basia i to ona zaprojektowała te obrzydliwe, kolorowe obicia, które mierziły mój wzrok i odrzucały moją pupę", naprawdę nie zachęcają. Przepraszam za obcesowość, może dzisiaj mam jakąś chandrę?
Tacitisque senescimus annis
Najmądrzejsza rzecz, to wiedzieć co jest nieosiągalne, a nie w głupocie swojej, dążyć ku temu za wszelką cenę
- Zero Tolerancji -

3
przez mieszkańców O. z racji tego
Podczas pisania musisz używać pełnych nazw- rozwiń skrót
odmówiono – z różnych względów
Niepotrzebny myślnik
ulica Nieboszczyków. Zapewne dziwi was skąd taka nazwa
Mnie jakoś nie zdziwiła- tyle cmentarzy wokoło
że ta(przecinek) na pierwszy rzut oka
wielu historiach(przecinek) na pozór
rozpoczął od początku
wszystko się rozpoczęło
Powtórzenie
Już raptem po dwóch godzinach
Jakoś mi się to gryzie, można wyrzucić raptem, albo zmienić na zaledwie(obydwa słowa)
a tętniące życiem stragany – świeciły pustkami
Musisz dodać, że te stragany zazwyczaj tętniły życiem, albo w inne dni czy coś
znaczenia – będąc co najwyżej ciekawostką
Masz manię wstawiania myślników, oducz się tego, bo myślniki przeszkadzają w czytaniu(przynajmniej mi). Ten na przykład możesz zastąpić przecinkiem.
mojego przyjaciela Tadeusza, bodaj jedynego jakiego posiadałem
To co jest po przecinku wstawiłbym za mojego
Niestety(przecinek) jego wątroba
Wspomniałem, że był moim najlepszym przyjacielem
Nie, wspomniałeś że był jedynym przyjacielem(bodajże)
rozdzielił nas na trochę (na mniej więcej 15 lat)
Zdecydowałbym się, którą podać wersję i podał jedną, a jak coś to liczby piszemy słownie.
kiedy szwędałem się któregoś wieczora w poszukiwaniu – sam nie wiem czego
Znowu niepotrzebny myślnik. Pogrubione idzie za kiedy
tego obcego wszak dla mnie miejsca
Zapychacz
gdzie wśród kłębów papierosowego dymu, panującego półmroku, oparów alkoholu i wyczuwalnego wyraźnie potu
Wszystko okej ale zmieniłbym kolejność tak, aby zaczynało się od tego co pierwsze rzuca się w oczy tj półmrok, dym papierosowy, pot, alkohol.
pomylić z nosem żadnego innego człowieka
Do wywalenia
Nie wiem czy(był) to wynik moich okularów czy czarnej, niezmienionej od czasów studenckich(przecinek) fryzurze
Fryzury
ładna niewiastą
Ogonek ci uciekł
litość u płci przeciwnej, niż pożądanie
u płci przeciwnej idzie na koniec.
jako takie pozytywne wrażenie
Do wywalenia

Pierwsze na minus(i to duży)- zdecydowanie nadużywasz myślników. Wszystkie te, które znajdują się w twoim tekście można by usunąć i powstawiać w ich miejsce chociażby przecinki(z nimi zresztą też masz problemy)
Tekst w sumie o niczym, ale nie był jakoś wyjątkowo nudny, więc liczę, że następny będzie lepszy.

4
Deszczu, który nawiedził nas tamtego poranka i utrzymywał się aż do późnych godzin wieczornych – było tak dużo, że nawet najstarsi mieszkańcy naszego miasta (którego obywatelem stałem się ledwo przed rokiem) nie pamiętali niczego podobnego.
Albo zaczynasz wtrącenie myślnikiem i kończysz myślnikiem, albo zastępujesz oba przecinkiem. Nie miesza się myślnika z przecinkiem.
kiedy szwędałem się któregoś wieczora w poszukiwaniu
szwENdać
Nie wiem czy to wynik moich okularów czy czarnej, niezmienionej od czasów studenckich fryzurze,
Nie wiem, czy to przez moje okulary, czy dzięki czarnej, niezmienionej od czasów studenckich fryzurze,
LUB:
Nie wiem, czy to moje okulary, czy wynik czarnej, niezmienionej od czasów studenckich fryzury,

nie można raczej powiedzieć, że coś było wynikiem okularów.

Podoba mi się twój styl. Potrafisz zbudować klimat. A czy O. powinno być rozwinięte? Bo ja wiem? W ten sposób buduje się pewną anonimowość. Pytanie, czy to chciałeś osiągnąć?

5
Co do O., nie chciałem używać pelnej nazwy dlatego, że po pierwsze nie jest to opis jakiegoś konkretnego miasta, a po drugie to gdybym podał jakieś konkretne (nie wymyślone) - to ktoś mógłby porównywać z rzeczywistością. a ponadto odpada mi problem wymyślania nazwy :)

Dziękuje za rady co do myślników. Postaram się zwracać na to uwagę.

Za inne drobne rady również wyrazy wdziędczności.

Mam jeszcze jedno pytanie co do zarzutu Kai Mana. Czy też uważacie, że próbuję zawrzec za dużo informacji w jednym zdaniu. I czy rzeczywoście w tekście (który nie jest np. literaturą sensacyjną, przygodową - nastawioną na akcję wprost) jest to zarzut? Nie żebym się bronił - chciałbym poznać wasze opinie na ten temat?

Co do wyboru tekstu, następny będzie zamkniętą historią. Tak, byście mogli ocenić umiejętność budowania opowieści.
Z człowiekiem jest wszakże jak z drzewem. Im bardziej dąży ku wysokościom i jasnościom, tym silniej jego korzenie ciągną ku ziemi, w dół, w ciemność, głębię: w zło - Nietzsche

6
Przeczytaj wybrane przeze mnie:
mari88 pisze:Po ich ukończeniu, los rozdzielił nas na trochę (na mniej więcej 15 lat) , by znów połączyć przed dziesięcioma miesiącami, kiedy szwędałem się któregoś wieczora w poszukiwaniu – sam nie wiem czego. Chodząc tak bez celu i ucząc się przy okazji topografii tego obcego wszak dla mnie miejsca trafiłem do baru „Pod Zbitym Kundlem”, gdzie wśród kłębów papierosowego dymu, panującego półmroku, oparów alkoholu i wyczuwalnego wyraźnie potu – natknąłem się na niego, kiedy to pił z jakimś towarzystwem.
No, chyba za wiele tych informacji. Można to uprościć. Choćby rozbić te zdania wieloktornie zagmatwane.
Ja sama też piszę dość (to delikatnie powiedziane) sążniste zdania, ale powoli uczę się je upraszczać. Chyba łatwiej się takie czyta. Nie trzeba się tak mocno koncentrować na tekście.
mari88 pisze:I czy rzeczywoście w tekście (który nie jest np. literaturą sensacyjną, przygodową - nastawioną na akcję wprost) jest to zarzut?
Na forum to jest zarzut.
Masz ulubionych autorów? takich, których cenisz za to, co i jak piszą? Spójrz na ich zdania.
Ja tam myślę, że nie ma zasady, chociaż na pewno zaraz znajdzie się ktoś, kto przytoczy argumentację całkiem przeciwną. I dobrze. Trzeba do wniosków dochodzić samemu, a im więcej punktów widzenia, tym lepiej. Szersze spektrum, że tak powiem...:)
Pozdrawiam
"Natchnienie jest dla amatorów, ten kto na nie bezczynnie czeka, nigdy nic nie stworzy" Chuck Close, fotograf

7
Generalnie, zdania wielokrotnie złożone są trudniejsze do skonstruowania. Im krótsze zdanie, tym łatwiejszy przekaz. U ciebie akurat te zdania mnie nie rażą, nie gubiłam się przy czytaniu, wręcz przeciwnie, stworzyły one ciekawy klimat. Ale co osoba, to opinia.
W tekście nastawionym na akcję, długie zdania akurat będą zarzutem, bo długością zdania manipulujesz szybkością akcji. Krótkie zdania = nerwowość, pośpiech, prędkość itd. Długie = akcja dzieje się powoli, spokojnie, z rozleniwieniem.

8
Dzięki za opinie. Chyba jednak postaram się używać zdań, w których jest troszeczkę mniej informacji. Nie znaczy to, że od tej pory będą one tylko krótkie. Tak na marginesie, gdzieś przeczytałem, że przeciętne zdanie powinno liczyć od 10 do 25 słów :).

A na koniec jeszcze cytat świadczący o tym, że nawet pisarzom takim jak Camus zdarzają się rozbudowane (treściowo i pod względem liczby słów) zdania:

"Dziennikarz wyczerpany chodzeniem po urzędach, nabrał właściwego pojęcia o tym, czym jest merowstwo lub prefektura, czekając na wyściełanej ławce przed wielkimi plakatami zachęcającymi do subskrypcji bonów skarbowych, wolnych od podatków, czy zaciągnięcia się do armii kolonialnej, i wchodzac do biur, gdzie twarze można było równie łatwo przewidzieć jak segregatory i półki z aktami."

Z tego co pamiętam, również klasyczni pisarze rosyjscy nie unikali długich, naładowanych treścią zdań. Mam tu na myśli Tołstoja oraz z tego co pamiętam - Dostojewskiego (ale tu moge sie mylić z racji uplywu czasu :) )

Oczywiście macie racje, że to zależy od charakteeru opowieści. Wiem, że opowieść nastawiona na akcję powinna cechować się krótkimi zdaniami (przykład Patterson - autor m.in. W sieci pająka) - taki typowy rzemieślniczy zabieg, sztuczka naśladująca tempo zdarzeń.
Z człowiekiem jest wszakże jak z drzewem. Im bardziej dąży ku wysokościom i jasnościom, tym silniej jego korzenie ciągną ku ziemi, w dół, w ciemność, głębię: w zło - Nietzsche

9
Powiedziałabym, że dla odbioru tekstu znaczenie ma nie sama długość zdań, lecz ich budowa (w zdaniach wielokrotnie złożonych początkującemu autorowi łatwo się zaplątać) oraz dostosowanie do przekazywanej treści. Kiedy autor snuje jakieś refleksje, rozważania o życiu i jego zawiłościach, może pozwolić sobie na dłuższe, bardziej złożone zdania niż wówczas, kiedy opowiada o wydarzeniu, które go zaskoczyło, albo rozegrało się szybko. Krótsze zdania to szybsze tempo narracji. Przeładować tekst informacjami można natomiast niezależnie od tego, jakim stylem się pisze. Zdania długie i powikłane mogą co najwyżej jeszcze bardziej utrudnić odbiór treści.
W Twoim opowiadaniu akurat długość zdań mi nie przeszkadza, a o ich konstrukcji jeszcze napiszę.
Przyznam się natomiast od razu, że nie przepadam za bezpośrednim zwracaniem się narratora do czytelnika, z całą tą retoryką typu: wyobraź sobie, drogi czytelniku, że… albo: muszę tutaj zaznaczyć… Dla mnie jest to rodzaj waty słownej, niepotrzebnie rozpychającej tekst. Ponieważ jednak taki zabieg jest dopuszczalny, nie mówię, że popełniłeś błąd Zdecyduj się natomiast na ujednoliconą formę:
mari88 pisze:w mojej kronice wam przedstawię. Zechciej zatem wrócić ze mną, drogi czytelniku do tamtego poranka
mari88 pisze:dziwi was skąd taka nazwa
Albo zwracasz się do jednej osoby, albo do wielu, a nie takie przeskoki zdanie po zdaniu.

Brakuje mi jakiegoś wyjaśnienia, choćby krótkiego, dlaczego bohater znalazł się w tym obcym, mało ciekawym mieście, sam jak palec. To nie jest sytuacja typowa. Znalazł tam pracę? Odziedziczył mieszkanie po dalekiej krewnej?
mari88 pisze:ucząc się przy okazji topografii tego obcego wszak dla mnie miejsca trafiłem do baru
No właśnie. Partykuła wszak odnosi się do sytuacji, która powinna być czytelnikowi znana, a nie jest.
mari88 pisze:gdzie wśród kłębów papierosowego dymu, panującego półmroku, oparów alkoholu i wyczuwalnego wyraźnie potu
gdzie w półmroku, wśród kłębów papierosowego dymu...
mari88 pisze:ten osobnik w podartych ubraniach, pokaźnym zaroście koloru mlecznego oraz wybitymi trzema zębami – to mój najdroższy kompan
W podartym ubraniu, jako pars pro toto. I: z pokaźnym zarostem. Chociaż lepiej byłoby: z bujnym, obfitym.
To w tym półmroku bohater policzył, ile zębów brakuje kompanowi?
mari88 pisze: Dopiwszy zamówione uprzednio piwo podszedłem do Tadeusza.
Zbędne. Z własnym piwem do knajpy raczej nie przyszedł, więc musiał je zamówić. Oczywiście uprzednio. Ale naprawdę nie warto tego zaznaczać.
mari88 pisze:czyniąc godności gospodarza
Czyniąc honory gospodarza
mari88 pisze:Zabrawszy się krótko po tym od nich – udaliśmy się w najciemniejszy kąt izby
Niezgrabna konstrukcja. Może raczej: Opuściwszy ich po chwili… Ale dlaczego właściwie używasz tych zdań imiesłowowych? Nie możesz po prostu napisać: Zostawiliśmy ich po chwili i przeszliśmy… albo coś podobnego?
mari88 pisze:stare studenckie czasy, a także te nowsze, które już każdy z nas toczył samodzielnie.
Czasów nie można toczyć. Kiedy każdy z nas żył już samodzielnie?
mari88 pisze:Ile wtedy ciepłych, a zarazem smutnych słów padło, to tylko ja, Tadeusz i Bóg raczy wiedzieć.
Z konstrukcji zdania wynika, że jest tu podmiot szeregowy, a zatem ta część powinna brzmieć: tylko ja, Tadeusz i Bóg raczymy wiedzieć. Ja bym jednak Boga do kompanii w ten sposób nie mieszała, pozostając przy skromniejszym: to tylko mnie, Tadeuszowi i Bogu wiadomo.
mari88 pisze:zaczerwienione oczy –wynik braku snu i łez
Na pewno chodziło Ci o to, że łez też bohaterowi brakowało?
mari88 pisze:nie przypominał w niczym tego sprzed lat, a nawet sprzed roku (za wyjątkiem okularów i fryzury rzecz jasna)
A właściwie dlaczego rzecz jasna? To fryzury przez rok nie można zmienić?
mari88 pisze: Niski, poorany zmarszczkami i ze sztuczną szczęką – budził raczej litość
O losie... Studia kończy się mając lat, powiedzmy, 25. Po kolejnych piętnastu bohater liczy jakieś 40 wiosen. Mogła mu się trafić i w tym wieku sztuczna szczęka, ale żeby był również poorany zmarszczkami? Nie przesadzasz z tymi objawami starczego wyniszczenia?

O interpunkcji, zaiste fatalnej, była już mowa w komentarzach. Jeśli chodzi o styl – używasz wielu określeń które brzmią nieco staroświecko, czasem trochę emfatycznie, lecz miałoby to swój wdzięk, gdybyś miał więcej swobody w operowaniu takim językiem. Co by tu poradzić? Myślę, że lekturę dobrej prozy XIX-wiecznej.
Mimo tych wszystkich mankamentów, tekst dosyć mi się spodobał. Chyba głównie ze względu na język, taki lekko archaizujący, który wymaga wszakże dopracowania.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.

10
mari88 pisze:nie sposób nie było im przyznać racji
Cóż za łamaniec! "nie sposób było nie przyznać im racji"
mari88 pisze:rozpoczął od początku.
wiem, że trudno to ominąć, ale brzmi okropnie
mari88 pisze:Deszczu, który nawiedził nas tamtego poranka i utrzymywał się aż do późnych godzin wieczornych – było tak dużo, że nawet najstarsi mieszkańcy naszego miasta (którego obywatelem stałem się ledwo przed rokiem) nie pamiętali niczego podobnego. Już raptem po dwóch godzinach ulice zamieniły się w rwące potoki, a tętniące życiem stragany – świeciły pustkami, niczym podczas niedzielnych mszy.
To chyba z zasady cholernie sucho tam mieli, skoro się tym tak rajcowali. Przy porządnym deszczu masz rwące potoki po kwadransie.
mari88 pisze:(na mniej więcej 15 lat)
liczby słownie poprosimy
Poza tym takie wrzutki w nawiasach są niezbyt ładne
mari88 pisze:gdyby nie nos, który – nie sposób było pomylić z nosem żadnego innego człowieka.
którego
mari88 pisze:On, gdy tylko znalazłem się bliżej, rozpoznał mnie bez żadnego problemu. Nie wiem czy to wynik moich okularów czy czarnej, niezmienionej od czasów studenckich fryzurze, ale natychmiast czyniąc godności gospodarza (a mówię to, gdyż wyglądało, że on jest tu właścicielem, a jego kompani tylko gośćmi) – przedstawił mnie wszystkim zgromadzonym tam mężczyznom jako swojego najlepszego druha. A wspomnieć tu
Te wstawki "od narratora" stopniowo robią się coraz bardziej irytujące. Na dodatek jak się je zestawi z całą resztą, to dostajemy okropne zatrzęsienie wszelkiego rodzaju "to", "tu" itd.
mari88 pisze:Zabrawszy się krótko po tym od nich
przepraszam, nie umiem tego poprawić. Ale dla mnie brzmi fatalnie.
mari88 pisze:Jako, że nie mogłem spać tego wieczora (na skutek informacji o śmierci tak bliskiej mi osoby),
czy te informacje w nawiasie mają pełnić rolę czegoś w stylu: "doinformowanie kretyna". Bo zacząłeś od śmierci, przed chwilą o niej wspomniałeś, a teraz mi tłumaczysz, czemu był smutny. No litości.

Pokrętnie budujesz zdania. Niekiedy sam się w nich gubisz i kręcisz przypadki czy podmioty. Szukasz jakiegoś swojego stylu, narrator wypowiada się w miarę spójnie, konsekwentnie. To plus, chociaż wykonanie mnie nie powaliło. Mniej bym się tutaj skupiała na "liczeniu słów" a bardziej na ich doborze. Lubisz upychać różne niepotrzebne słówka, wskazania "to", "tu", "któryś", "jakiś". Zdanie może być długie, ale fajnie, żeby miała spójną treść i jakiś wydźwięk. No, trochę się czepiam, ale powiedzmy, że i tak u Ciebie nie jest najgorzej.

Fabuła na razie nie zafascynowała, ale też i nie miała czym. Co mi się nie podobało, to to, że narrator tak powtarza o tym "serdecznym przyjacielu", "druhu", "bliskiej osobie", ale w gruncie rzeczy jak o niej opowiada, to mówi bardzo sucho, informacyjnie, nie daje się ponieść. To tworzy nieco płaskie emocje i na dłuższą metę może położyć tekst. Ale na razie nie wiem, jak wygląda ciąg dalszy, więc zaufam, że nieźle. A Ty spokojnie nad wszystkim pracuj.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”