Herbatka na poronienie

1
Wulgaryzmy raczej nie. Ale słownictwo czasami nieciekawe. Wyszykowałem je na tę okazję. Wolny tekst. Wydarzenie? Niby miało miejsce. Ale nie powiem wam, gdzie i jak. I co. Bądźcie jednak dobrej myśli, komentując go, bo pisany on był pod wpływem chwili.


Na pozór wszystko było po staremu. Moje skarpety. Stare, na stopach, tak mocno podciągnięte. Po staremu. Bluzka. Uu... zielona, ta w paski. Okno. Też stare. I na wpół otwarte. Po staremu.

Ależ mnie mdli. A łeb jak cholernie napierdziela... wszystko, dosłownie wszystko boli.

Wszystko. Świat mnie nie potrzebuje. Nikt nie kocha. Boże. Ratuj. Jeśli istniejesz, wyciągnij mnie z tego gówna. Rozumiesz, Boże, o co ciebie proszę? Wyciągnij mnie z tego olbrzymiego gówna, w które mnie wplątałeś... Masz mnie w dupie. Zrób wyjątek. Miałeś mnie w dupie przez całe moje życie.

Już wtedy. W kołysce. Pamiętasz? Mój ostry ból głowy. Wymioty. Wtedy, w kołysce. Pamiętasz? Gdzie byłeś? Co mi dałeś? Czym nafaszerowałeś? Co wykorzystałeś ze swojego złego-dobrego, boskiego arsenału?

Mniejsza o Bogu. Gdyby rzeczywiście był; Gdyby istniał, nie pozwoliłby na moje cierpienie. Na twoje też. Moja droga. Teraz wiem, że i ciebie posypał swoim boskim gównem. Z początku nawet miłe uczucie; jak tak sobie sypie; wszystko to takie delikatne. Ale po pewnym czasie zdajesz sobie sprawę, ze to jednak gówno. I to duże. A na dodatek takie, które wali cholernie mocno. I żaden środek nie jest w stanie się go pozbyć. Nie jest w stanie zwalczyć tego smrodu.

Może nie znałem Boga? Może mój bóg nie był Bogiem. Był tym starym, zużytym kondomem, którym rzucałem w Felixa. Śmiesznym, starym kondomem, który był mi całkowicie posłuszny. No ale dlaczego ten Bóg nie spróbował odnaleźć mnie? Sam. Czemu? A bo gówno. W tym jesteśmy do niego podobni. Gówno znaczymy. I trudno wymagać od gówna, by polubiło inne gówno.

Mniejsza o Bogu. Teraz idę strzelić sobie. Herbatkę na poronienie.

Kuchnia. Łe-łe-łe..aaaa.... Smutna kuchnia. Żadnego sprzętu. Żadnej kawy. Żadnej herbaty. Ostatni porcja mojej herbatki na poronienie leżała pod stołem. Ukryta. Dwie herbatki o opływowym kształcie. Jak już ją pić. To na całego.

Tylko ona może mnie uwolnić od tego zwodniczego letargu. Wiem, że Książę Ciemności spróbuje mi przeszkodzić. Ale co tam. Przezwyciężałem nie takie mroki. Zielska różnego próbowałem. Które pachniało raz przyjemniej, raz gorzej. Ale zawsze z tym samym efektem. Błogim mrokiem, odurzającym mnie i moje zakichane ciało. A ja i ciało to dwie różne istoty. Nie wiecie, rozumiem. I nawet nie próbujcie tego pojąć. To zwodnicze działanie Księcia Ciemności, który zrobi wszystko, by was unicestwić jeszcze gorzej, niż jakikolwiek kwas na ziemi. Kwas? Hmm... próbowałem. Dawno temu, ale jedyne co z tego pamiętam, to słony smak wody morskiej.

Ale mniejsza o kwasach, mniejsza drugach, etc. Teraz idę przygotować sobie luffkę. W końcu to nie jakaś zwykła herbatka na poronienie, czy cóś. Będzie ona moją ostatnią, przyjemną czy nie; czas pokaże. I nie będę jej pił, choć kusi. Strzelę ją sobie. Strzelę ją sobie w głowę.

Mój apartament był zupełnie odjechany. Ale mnie to nie kręci. Zresztą, co to znaczy? Odjechany? Człowiek to nie tylko ciało. Spojrzysz na kumpla i już widzisz, jak wasze ciała są różne od siebie. A tu chodzi o coś głębszego. Tylko o co? O duszyczkę? Zawsze w nią wierzyłem. I tak samo jest z hotelowymi pokojami. Dla jednego są zupełnie w dechę, bo to widać. Dla drugiego? Sam nie wie. Sam nie wiem. Jestem tym drugim, ale myślę jak pierwszy. Rozumiecie? Trudno mi to wszystko opisać w tym króciutkim liście... Moja droga i jeszcze droższa. Wy, kobietki mojego życia. Wy jesteście odjechane na maksa. To wiem na pewno. Tak jak ja kiedyś. Dawno, dawno temu. Ale jedyne co z tego okresu pamiętam, to to uczucie pełni, satysfakcji; z każdego złapanego białego motyla.

Już niebawem też będę jak ten biały motyl. Odlecę. Na skrzydłach mojej herbatki. Szybko jednak pojawią się na moim miejscu inne motyle. Może już nie tak białe. Albo i jeszcze bielsze nawet. Kiedyś przyfruną. Ale nie łapcie ich. One są wolne. Zostawcie im tą wolność; to jedyne, co mają. Wy macie siebie.

Co bym zmienił w swoim życiu, gdyby dano mi jeszcze jedną szansę? Nie wiem. Pewnie zabawił bym się z wami. Moimi kolorowymi motylami.

Słowo pocieszenia? Też kiedyś odlecicie.

PS

To nie jest list. Listy smucą. A ja nie chcę, żebyście były smutne.

PPS

Przygnębienie. I miłość do Was. Te dwie rzeczy czujęęęęę....
Ostatnio zmieniony pn 01 sie 2011, 13:26 przez Ollars, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Cóż, Ollars. Tekst mnie się podobał. Sam pewnie wiesz, że to nic wielkiego, prawda? :)
Zastanawia mnie jedno.
Czy kończy się to wszystko wymiotami?
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

3
Wymiotami? Heh, kan. Może tak a może nie :D
Cóż, Ollars. Tekst mnie się podobał. Sam pewnie wiesz, że to nic wielkiego, prawda?
Na moje szczęście. Wiem.
wyje za mną ciemny, wielki czas

4
Na pozór wszystko było po staremu. Moje skarpety. Stare, na stopach, tak mocno podciągnięte. Po staremu. Bluzka. Uu... zielona, ta w paski. Okno. Też stare. I na wpół otwarte. Po staremu.
Wyrażenie "wszystko było po staremu" oznacza, że nic się nie zmieniło od czasu, gdy ktoś coś widział po raz ostatni. Po dziesięciu latach wracasz do rodzinnego miasta i widzisz, że wszystko jest tak jak kiedyś było. Po staremu. Użycie tego zwrotu tak, jak ty to zrobiłeś jest nieporozumieniem.
Rozumiesz, Boże, o co ciebie proszę?
Rozumiesz Boże, o co ciebie proszę?
Masz mnie w dupie. Zrób wyjątek. Miałeś mnie w dupie przez całe moje życie.
No to ma, czy nie ma go w wielkim poważaniu? Wyjątek od czego? Niejasno napisałeś.
Już wtedy. W kołysce. Pamiętasz? Mój ostry ból głowy. Wymioty. Wtedy, w kołysce. Pamiętasz? Gdzie byłeś? Co mi dałeś? Czym nafaszerowałeś? Co wykorzystałeś ze swojego złego-dobrego, boskiego arsenału?
Nielogiczne. Po pierwsze raczej mało kto pamięta to, co się działo w okresie niemowlęcym. Po drugie jeżeli już mieć do kogoś pretensje, to do osoby opiekującej się a nie do Boga. Po trzecie albo Bóg był nieobecny i go pytasz gdzie był, albo był przy nim i robił mu krzywdę.
Mniejsza o Bogu. Gdyby rzeczywiście był; Gdyby istniał, nie pozwoliłby na moje cierpienie.
Czyli bohater nie wierzy w Boga. Ale kilka zdań wcześniej miał do niego ogromny żal.
Teraz wiem, że i ciebie posypał swoim boskim gównem. Z początku nawet miłe uczucie; jak tak sobie sypie; wszystko to takie delikatne. Ale po pewnym czasie zdajesz sobie sprawę, ze to jednak gówno. I to duże. A na dodatek takie, które wali cholernie mocno. I żaden środek nie jest w stanie się go pozbyć. Nie jest w stanie zwalczyć tego smrodu.
Może nie znałem Boga? Może mój bóg nie był Bogiem. Był tym starym, zużytym kondomem, którym rzucałem w Felixa. Śmiesznym, starym kondomem, który był mi całkowicie posłuszny. No ale dlaczego ten Bóg nie spróbował odnaleźć mnie? Sam. Czemu? A bo gówno. W tym jesteśmy do niego podobni. Gówno znaczymy. I trudno wymagać od gówna, by polubiło inne gówno.
Nie wyszło. Nie łapię, skąd to boskie gówno. Czemu bóg to kondom i kto to Felix? Skąd twój bóg jest ci posłuszny skoro wcześniej piszesz że nie zwracał na ciebie uwagi. W czym jesteście do siebie podobni? Skąd wniosek o nielubieniu?
Teraz idę strzelić sobie. Herbatkę na poronienie.
Jedno zdanie z tego ułóż.
Jak już ją pić. To na całego.
Jak już ją pić, to na całego.
Tylko ona może mnie uwolnić od tego zwodniczego letargu.
A zwodniczy letarg jest...
Wiem, że Książę Ciemności spróbuje mi przeszkodzić.
Spodziewałabym się raczej pomocy.
Zielska różnego próbowałem. Które pachniało raz przyjemniej, raz gorzej.
Próbowałem różnego zielska pachnącego raz lepiej, raz gorzej.
Błogim mrokiem, odurzającym mnie i moje zakichane ciało.
Uciekasz z letargu w letarg?
Nie wiecie, rozumiem.
A tu akurat można dwa zdania stworzyć.
To zwodnicze działanie Księcia Ciemności, który zrobi wszystko, by was unicestwić jeszcze gorzej, niż jakikolwiek kwas na ziemi.
Czyli Książę Ciemności jednak pomaga.
Będzie ona moją ostatnią, przyjemną czy nie; czas pokaże.
Będzie ona moją ostatnią, przyjemną czy nie - czas pokaże.
Mój apartament był zupełnie odjechany. Ale mnie to nie kręci. Zresztą, co to znaczy? Odjechany? Człowiek to nie tylko ciało. Spojrzysz na kumpla i już widzisz, jak wasze ciała są różne od siebie.
Przefilozofowałeś. W jaki sposób przeszłeś od odjechanego mieszkania do wniosku, że człowiek to nie tylko ciało? Oczywiste, że ciała się różnią od siebie.
I tak samo jest z hotelowymi pokojami. Dla jednego są zupełnie w dechę, bo to widać. Dla drugiego? Sam nie wie. Sam nie wiem. Jestem tym drugim, ale myślę jak pierwszy. Rozumiecie?
Nie.
Szybko jednak pojawią się na moim miejscu inne motyle. (1)Może już nie tak białe. Albo i jeszcze bielsze nawet. Kiedyś przyfruną. Ale nie łapcie ich. One są wolne. Zostawcie im tą wolność; to jedyne, co mają. Wy macie siebie.
Motyle występują tu w różnych znaczeniach: kobietki, ty jesteś motylem, inni są motylami, wolne motyle. Za dużo tego.
(1) Motyle już nie takie białe, albo jeszcze białe.

Prawdę mówiąc nie wiem o czym był ten tekst i co chciałeś przekazać. Za dużo mętnych metafor, za przefilozofowane to. Pomysł na opowiadanie to nie wszystko.

5
Nie ogarniam treści... Zupełnie. W tych fragmentach o Bogu to jest jakiś totalny bełkot. Bo to nie są wynurzenia bohatera na temat stosunku do Boga, tylko jakaś mieszanina hasełek, które niczego nie wyrażają. Rozumiem, że w myślach człowieka mogą się pojawić nawet sprzeczne tezy (nie wierzy w Boga, ale się na niego wścieka). Jednak ten pacjent tutaj gada od wszelkich możliwych stron - Bóg jest, Boga nie ma, Bóg mnie krzywdził, nie było Go przy mnie, był przeciw mnie, ignorował mnie, słuchał się mnie. Dla mnie to traci wiarygodność jako wyraz cudzych myśli, tylko robi się pseudokontrowersyjnym mamrotaniem bez sensu.

Kiedy schodzimy z tematyki Boga robi się przynajmniej nieco ciekawiej. Nadal trudno było mi podążać za jakimś ciągiem myśli, ale przynajmniej chciało się próbować i próbowało się wkręcić w sytuację.

Ogólnie jako zapis stanu umysłu jest dla mnie za bardzo przefilozofowane, a za mało emocjonalne. Jako filozofowanie jest dla mnie totalnie bez sensu.

Strona językowa?
Dzielenie zdań kropkami w miejscach wybitnie do tego niestworzonych irytowało.
W tych wynurzeniach nt. Boga jest też strasznie dużo zaimków. Niby trudno je tam pominąć, ale wydaje mi się, że lekka kosmetyka nie zaszkodziłaby tym fragmentom.
Ollars pisze:Jeśli istniejesz, wyciągnij mnie z tego gówna. Rozumiesz, Boże, o co ciebie proszę? Wyciągnij mnie z tego olbrzymiego gówna, w które mnie wplątałeś... Masz mnie w dupie. Zrób wyjątek. Miałeś mnie w dupie przez całe moje życie.
Poza tym czysto warsztatowo jest w miarę ok.

Pozdrawiam,
Ada
Powiadają, że taki nie nazwany świat z morzem zamiast nieba nie może istnieć. Jakże się mylą ci, którzy tak gadają. Niechaj tylko wyobrażą sobie nieskończoność, a reszta będzie prosta.
R. Zelazny "Stwory światła i ciemności"


Strona autorska
Powieść "Odejścia"
Powieść "Taniec gór żywych"

6
Dziękuję za komentarz. Ważny tu jest kontekst.
Bóg jest, Boga nie ma, Bóg mnie krzywdził, nie było Go przy mnie, był przeciw mnie, ignorował mnie, słuchał się mnie. Dla mnie to traci wiarygodność jako wyraz cudzych myśli, tylko robi się pseudokontrowersyjnym mamrotaniem bez sensu.
Widzisz, to fajnie. To miał być bełkot; potok niezgrabnych zdań, nieuczesanych myśli. Sens polegał na tym, by poprawnie rozczytać tytuł. Wtedy sens tych rozmyślań byłby zrozumiały a sam bełkot znośny. Tylko wtedy pryska czar, każdy kojarzyłby tego gościa, który tu jest tym... no, narratorem.

Ale mówię, gdybym pisał to teraz, zrobiłbym to inaczej, może mimo wszystko nieco zgrabniej.

;)
wyje za mną ciemny, wielki czas
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”