Zamieszczam to opowiadanie mając nadzieje, że zauważycie nie tylko błędy, ale też pozytywne strony fragmentu tego opowiadania.
Gubiąc myśli
Wcisnęłam cenną paczuszkę do kieszeni starając się obchodzić z nią delikatnie. Nie było takiej potrzeby, ale ja, z natury panikara postępowałam dość ostrożnie, tym bardziej, że paczuszka miała dużą wartość. Dużą? To nie dopowiedzenie zważając na fakt, że była jednym z elementów, które miały zmienić całe moje życie. Miałam nadzieje, że na lepsze. Tak bardzo chciałam, by tak się stało! Całym ciałem, całą duszą...
Zmienić wszystko...z pewnością to ciekawa perspektywa.
Na moją twarz wstąpił uśmiech. - Już niedługo...- szepnęłam do siebie po cichu.
Do drzwi zapukał wyczekiwany gość. Ruszyłam wesołym, dziarskim krokiem po schodach, na dół.
Wszystko jak na razie szło zgodnie z planem, więc nie miałam powodów do niepokoju. Teraz czułam tylko radość, wręcz euforię, że wreszcie zakończę to piekło.
Otworzyłam drzwi i powitałam gościa. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i zdjęła buty. Była przesiąknięta do suchej nitki – na dworze padał deszcz. Spojrzałam na krajobraz za oknem. Krople deszczu pozostawiły ślad – wszędzie było mokro i przez to ponuro, i posępnie. Skrzywiłam się w grymasie złości. - Akurat dzisiaj zepsuła się pogoda! W tak piękny dla mnie dzień...- pomyślałam. Szybko jednak się rozchmurzyłam. Zdałam sobie sprawę, że będzie adekwatna do nastroju innych osób.
Będzie. Kiedy nastanie odpowiedni czas.
Oderwałam wzrok od szyby i na powrót spojrzałam na kobietę. Choć była mokra dało się zauważyć, że jest bardzo ładna. Miała długie, czarne włosy i oczy o barwie zielonej, świeżej trawy. Aż trudno było uwierzyć, że była Ich krewną – jej widok zupełnie nie przypominał znienawidzonych, surowych i najczęściej wykrzywionych w pogardliwym uśmiechu twarzy. Szkoda, że akurat tak skończy, z pewnością stałaby przed nią świetlana przyszłość...- zaśmiałam się. - No cóż, w więzieniu raczej nie można zrealizować marzeń i ambicji...
Coś mówiłaś?- Widocznie usłyszała mój śmiech. Ściągnęła brwi i spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, jednocześnie zdejmując przemoczone buty.
Nic...Musiałaś się przesłyszeć.- wyszczerzyłam się do niej, starając się, żeby uśmiech nie był sztuczny. Chodź, zaprowadzę cię, pewnie jeszcze tu nie byłaś, co?
Skinęła głową i ruszyła za mną wolnym krokiem. Po chwili dotarłyśmy do salonu.
Zobaczyłam, że omiata wzrokiem pomieszczenie. Kiedy skończyła ,,przegląd'', uśmiechnęła się. Salon sprawiał wrażenie przytulnego miejsca i do tego był urządzony bardzo nowocześnie. Na ścianach wisiały piękne, drogie obrazy – ciotka uwielbiała je kupować. Za każdym razem, gdy otrzymywała podwyżkę w pracy, wydawała te pieniądze na wymyślne dodatki do domu. Starannie dobierała meble, dzięki czemu pomieszczenie było urządzone ze smakiem. Bardzo dbała o szczegóły – na półkach nie było nawet śladu kurzu. Kiedy chciała odreagować złość szła do salonu i potrafiła przesiedzieć tam godzinami, sprzątając i słuchając znienawidzonej przeze mnie opery. W wyobraźni widziałam jak przyozdabia obrusem stół i kładzie na nim czerwone róże dopełniając obraz pięknego pokoju. W powietrzu unosiła się ich słodkawa woń. Uśmiech kobiety, jak widać oznaczał tylko jedno – miała nadzieje, że uda jej się wyciągnąć pieniądze od krewnych.
Wszyscy są tacy sami! Tylko kasa, kasa...- pomyślałam czując wzbierającą we mnie złość. Wzięłam kilka głębokich oddechów, karcąc się w duchu. Musiałam być przecież opanowana – jeden uśmiech, nie mógł przeszkodzić mi w planie. Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym zdradziła się, choć jednym grymasem, albo słowem. Trafić znów do piekła – tego się najbardziej obawiałam.
Tak się złożyło, że akurat wyszli do sklepu. Niedługo wrócą, a w tym czasie możesz się rozgościć. - wskazałam na skórzaną kanapę. Masz ochotę na herbatę? - spytałam grzecznie.- Z pewnością musiałaś przemarznąć na dworze.
Tak, pogoda dzisiaj nie dopisuje- przytaknęła z uśmiechem. - Z chęcią napiję się herbaty.
Zostawiłam ją samą i powędrowałam do kuchni. Zaparzyłam wodę i sięgnęłam po kubek i torebkę herbaty. Kiedy czajnik zagwizdał, ostrożnie nalałam wodę do kubka. Wyciągnęłam z kieszeni paczuszkę i delikatnie ją rozwinęłam. W środku plastikowego woreczka błyszczała obiecująco bielą pojedyncza, mała tabletka. Uśmiechnęłam się na jej widok i zatarłam ręce. Drżącymi z podniecenia rękami sięgnęłam do środka woreczka. Wymacałam tabletkę i pogłaskałam ją w przypływie triumfu. Pierwsza część planu miała się za chwilę zakończyć.
Po chwili moje ręce zamarły a usta wykrzywiły się w grymasie zaskoczenia i przerażenia.
Gardło ścisnął mi strach. Usłyszałam kroki na schodach. Choć były prawie niesłyszalne wiedziałam, że to nie jest złudzenie. Musiałam szybko działać. Czym prędzej wyszarpnęłam rękę i ponownie wcisnęłam woreczek wraz z zawartością do kieszeni. Czułam, że ciąży mi o wiele bardziej niż przedtem. Podparłam się o blat stołu i udałam, że robię coś przy herbacie. W takim stanie, na szczęście zastała mnie kobieta.
2
Weryfikowanie to dla mnie raczej czarna magia, ale co tam, może na coś się przydam 

i analogicznie:

Eee... Więc jest to opowiadanie, czy może raczej jego fragment? Z uwagi na swoją dezorientację zakładam, że fragment. To uwalnia mnie od złożenia zażalenia, iż nie podałaś informacji niezbędnych czytelnikowi do ogarnięcia sytuacji, rzucając zamiast tego zbędne fakty dotyczące ciotki czy wyglądu jakże enigmatycznej Kobiety.
Co do bohaterki, to mam nieodparte wrażenie, że jest albo nastolatką, albo nieźle się maskującą psychopatką - nie tyle ze względu na tabletkę, co nagłe zmiany jej nastroju. Radosne oczekiwanie, grymas złości, śmiech, szczery, ale zaraz sztuczny, znów wzbierająca złość, śmiech, grymas. Uch. Dla mnie jej emocje były nienaturalne, nawet jak na sfrustrowaną dziewczynkę. Także jej wewnętrzne przemyślenia wydawały się sztuczne, co jeszcze potęgowała armia kropek, czyli nadużywanie wielokropków.
A co na plus? Gdyby poprawić te wszystkie niedoróbki i wypełnić fabularne luki, tekst czytałoby się naprawdę przyjemnie, bo całkiem nieźle układasz zdania. Może zbyt je przejaskrawiasz, ale mam wrażenie, że to wina narracji pierwszoosobowej i niezrównoważonej bohaterki, nad którą chyba nie do końca panujesz. Polecam przerzucić się na trzecioosobową i sprawdzić, czy wówczas nie będzie lepiej... i przyjemniej. Ponadto niekiedy szwankuje zapis - tu spacja jest, a tam już nie. Szczególnie widać to w przedziwnie zapisanych dialogach.

stanowczo coś nie tak z przecinkami - "ja, z natury panikara, postępowałam"ale ja, z natury panikara postępowałam dość ostrożnie
niedopowiedzenienie dopowiedzenie
spacja po wielokropku - nie tylko tutaj, ale w i w kilku innych zdaniachZmienić wszystko...z pewnością to ciekawa perspektywa.
jestem za prostotą: "na moich ustach pojawił się uśmiech" lub po prostu "uśmiechnęłam się" i jużNa moją twarz wstąpił uśmiech
Dziwnie zapisujesz wypowiedzi. Wrzuć ją do nowego akapitu. Dalej z kolei w dialogach razi brak myślników przed wypowiedziami - nawet jeśli jest to zamierzone, to zdecydowanie nie popieram; można zwyczajnie zgubić się w tekście.Na moją twarz wstąpił uśmiech. - Już niedługo...- szepnęłam do siebie po cichu.
to brzmi co najmniej podejrzanieKobieta uśmiechnęła się do mnie i zdjęła buty. Była przesiąknięta do suchej nitki
wszędzie było mokro, a przez to ponuro -> ponuro i posępnie to już masło maślanewszędzie było mokro i przez to ponuro, i posępnie
Myśli bohaterki zapisujesz w samym środku akapitu, a jednak w formie nasuwającej na myśl normalną wypowiedź. Zrób z tego zwykłe zdanie, wplecione w akapit lub przeniesione do następnego, ale w żadnym wypadku nie pchaj tam myślników i całej armii kropek.- Akurat dzisiaj zepsuła się pogoda! W tak piękny dla mnie dzień...- pomyślałam
"Innych osób" nie brzmi zbyt dobrze. Pozostałych? Innych? Albo może jakiś konkret, tak dla miłej odmiany?Zdałam sobie sprawę, że będzie adekwatna do nastroju innych osób.
Podobno porządna ulewa dodaje kobiecie urokuChoć była mokra dało się zauważyć, że jest bardzo ładna

Po pierwsze, jedno "było" już było, innymi słowy powtórzenie, a po drugie... czemu "ich" jest tu zapisane dużą literą? Takie budowanie, hmm, nastroju grozy i tajemnicy?Aż trudno było uwierzyć, że była Ich krewną
Wyrzucamy myślniki i wielokropki -> Szkoda, że akurat tak skończy, z pewnością stała przed nią świetlana przyszłość. Roześmiałam się. No cóż, w więzieniu raczej nie można zrealizować marzeń i ambicji.Szkoda, że akurat tak skończy, z pewnością stałaby przed nią świetlana przyszłość...- zaśmiałam się. - No cóż, w więzieniu raczej nie można zrealizować marzeń i ambicji...
- Coś mówiłaś? - Widocznie usłyszała mój śmiech.Coś mówiłaś?- Widocznie usłyszała mój śmiech.
i analogicznie:
- Nic... Musiałaś się przesłyszeć - wyszczerzyłam się do niej, starając się, by uśmiech nie był sztuczny. - Chodź, zaprowadzę cię, pewnie jeszcze tu nie byłaś, co?Nic...Musiałaś się przesłyszeć.- wyszczerzyłam się do niej, starając się, żeby uśmiech nie był sztuczny. Chodź, zaprowadzę cię, pewnie jeszcze tu nie byłaś, co?
Weszłyśmy do salonu.Po chwili dotarłyśmy do salonu.
powtórzeniaPo chwili dotarłyśmy do salonu.
Zobaczyłam, że omiata wzrokiem pomieszczenie. Kiedy skończyła ,,przegląd'', uśmiechnęła się. Salon sprawiał wrażenie przytulnego miejsca i do tego był urządzony bardzo nowocześnie. Na ścianach wisiały piękne, drogie obrazy; ciotka uwielbiała je kupować. Za każdym razem, gdy otrzymywała podwyżkę w pracy, wydawała te pieniądze na wymyślne dodatki do domu. Starannie dobierała meble, dzięki czemu pomieszczenie było urządzone ze smakiem.
Likwidujemy "kiedy", brak przecinka, "złość" (odreagowywanie już wyjaśnia kwestię stanu nerwów ciotki) oraz powtórzone "i", a także poprawiamy "przesiedzenie" na "przesiadywanie" -> Gdy chciała odreagować, szła do salonu. Potrafiła przesiadywać tam całymi godzinami, sprzątając i słuchając znienawidzonej przez mnie opery.Kiedy chciała odreagować złość szła do salonu i potrafiła przesiedzieć tam godzinami, sprzątając i słuchając znienawidzonej przeze mnie opery.
Przecinek i małe przemeblowanie w zdaniu -> W wyobraźni widziałam, jak przyozdabia obrusem stół i kładzie na nim dopełniające obrazu czerwone róże.W wyobraźni widziałam jak przyozdabia obrusem stół i kładzie na nim czerwone róże dopełniając obraz pięknego pokoju.
Znów troszkę to przeróbmy -> Uśmiech kobiety mógł oznaczać tylko jedno: miała nadzieję, że uda jej się wyciągnąć pieniądze od krewnych. (Swoją drogą, bardzo dokładna analiza uśmiechu...)Uśmiech kobiety, jak widać oznaczał tylko jedno – miała nadzieje, że uda jej się wyciągnąć pieniądze od krewnych.
jeden uśmiech, nie mógł przeszkodzić mi w planie
przecinkom w tych fragmentach mówię zdecydowane NIEgdybym zdradziła się, choć jednym grymasem, albo słowem
Troszkę nienaturalne. Powiedziałabyś tak? A nie raczej: "Pewnie zmarzłaś, na zewnątrz jest tak paskudnie"?Z pewnością musiałaś przemarznąć na dworze.
błyszczała obiecująco mała, biała tabletkabłyszczała obiecująco bielą pojedyncza, mała tabletka
z woreczka, jak sądzę?Czym prędzej wyszarpnęłam rękę
Na przykład dodaje do niej mały bonus?Podparłam się o blat stołu i udałam, że robię coś przy herbacie.

W takim stanie, na szczęście, zastała mnie kobieta.W takim stanie, na szczęście zastała mnie kobieta.
Eee... Więc jest to opowiadanie, czy może raczej jego fragment? Z uwagi na swoją dezorientację zakładam, że fragment. To uwalnia mnie od złożenia zażalenia, iż nie podałaś informacji niezbędnych czytelnikowi do ogarnięcia sytuacji, rzucając zamiast tego zbędne fakty dotyczące ciotki czy wyglądu jakże enigmatycznej Kobiety.
Co do bohaterki, to mam nieodparte wrażenie, że jest albo nastolatką, albo nieźle się maskującą psychopatką - nie tyle ze względu na tabletkę, co nagłe zmiany jej nastroju. Radosne oczekiwanie, grymas złości, śmiech, szczery, ale zaraz sztuczny, znów wzbierająca złość, śmiech, grymas. Uch. Dla mnie jej emocje były nienaturalne, nawet jak na sfrustrowaną dziewczynkę. Także jej wewnętrzne przemyślenia wydawały się sztuczne, co jeszcze potęgowała armia kropek, czyli nadużywanie wielokropków.
A co na plus? Gdyby poprawić te wszystkie niedoróbki i wypełnić fabularne luki, tekst czytałoby się naprawdę przyjemnie, bo całkiem nieźle układasz zdania. Może zbyt je przejaskrawiasz, ale mam wrażenie, że to wina narracji pierwszoosobowej i niezrównoważonej bohaterki, nad którą chyba nie do końca panujesz. Polecam przerzucić się na trzecioosobową i sprawdzić, czy wówczas nie będzie lepiej... i przyjemniej. Ponadto niekiedy szwankuje zapis - tu spacja jest, a tam już nie. Szczególnie widać to w przedziwnie zapisanych dialogach.
Zgon jest najczęstszą przyczyną śmierci.
4
Nie Ty jedna, też tak miałam (i pewnie nadal mam, tyle że nie zdaję sobie z tego sprawygochex7 pisze:Co do przecinków to od zawsze miałam z nimi jakieś ,,problemy'';)

W sumie, jakby się tak zastanowić, to wpłynie też pozytywnie na samą treść Twoich tekstów. To żadna nowina, że czytanie jest podstawą

Zgon jest najczęstszą przyczyną śmierci.
5
Rzeczywiście sporo czytam;) Spróbuje zastosować się do tej rady, ale nie wiem czy mi się uda. Kiedy czytam zapominam o wszystkim i rzadko kiedy zwracam uwagi na błędy. Uwielbiam zatapiać się w świat wyobraźni i lubię go właśnie za to, że w pewien sposób mogę uciec od szarej rzeczywistości. Ale warto spróbować;)
6
Ciężko zauważyć pozytywne strony tekstu, kiedy wszystko "chce" je zepsuć. Na domiar złego, nawet gdybym jakimś sposobem pominął błędy wszelkiej maści, albo nawet przerobił w głowie zdania (co uczyniłem, czytając trzykrotnie ten fragment) nic nie zmieni faktu, że tutaj nie zawarłaś rąbka fabularnego. A przynajmniej na tyle, aby go zobaczyć.
Mimo twojej prośby, zwrócę uwagę na pewne niedoskonałości.
Narracja p.o. rządzi się swoimi prawami, możesz pisać jak chcesz, ale przede wszystkim musi być naturalna. Powinna brzmieć tak, jakbym czytając Ciebie, siedział wraz z Tobą przy kawie lub ognisku i słyszał tę opowieść. Owe określenie jest sztuczne i na dodatek odciąga od tego uśmiechu - zrobiło się sztucznie.
Wystarczy pisać prosto: uśmiechnęłam się
- Już niedługo...- szepnęłam do siebie po cichu.
Tutaj poświęcę chwilę na wyjaśnienie, na czym tekst się wykłada. Otóż, piszesz nienaturalnym dla Ciebie językiem, próbując używać wielu słów mających nadać tekstowi większej wagi. A ponieważ nie rozumiesz wyrazów, których używasz, piszesz bzdurki w postaci mniej lub bardziej jawnych pleonazmów.
W cytowanym przypadku jasne jest, że i szept i po cichu powielają tę sama informację, dlatego warto to przerobić.
- Już niedługo... - szepnęłam pod nosem.
Ruszyłam dziarsko schodami w dół.
lub
Ruszyłam wesoło schodami w dół.
Opisałem krok, nie używając tego wyrazu! Proste, prawda?
Otworzyłam drzwi i powitałam kobietę. Zdjęła buty.
(to jest tylko pomysł, a ponieważ dalej następuje źle poprowadzona narracja, trzeba to i tak zmienić).
[1] - Skoro piszesz, że była mokra, to deszcz jest pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy. Zaufaj intuicji czytelnika - wówczas nie musisz dopisać tak sztampowej linijki, psującej plastykę.
[2] - Ze sceny wynika, że stoi (bohaterka) przy drzwiach, więc po co wygląda za okno? Skoro otworzyła drzwi (wnioskuję, że frontowe), to widzi jak na dłoni, co się dzieje na zewnątrz.
[3] - ponuro i posępnie - to wyrazy (w kontekście opisu pogody) bliskoznaczne, wobec czego ponownie nadużywasz słów do opisów.
Chociaż była zmoknięta i rozmazana, wciąż wyglądała uroczo.
Musiała poczuć przytulną magię tego miejsca, urządzonego nowocześnie, z obrazami na ścianach, które ciotka uwielbiała. Wolałam nie mówić, że kupuje je tylko wtedy, kiedy dostanie podwyżkę, albo że całą wypłatę zamienia na starannie dobrane meble, byleby tylko wszystko miało smak. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Wiele pracy przed tobą. Jeśli już ogarniesz przecinki, powinnaś czytać tekst wielokrotnie i zwracać uwagę na jedną ważną rzecz, z którą masz problem - wczuj się w czytany fragment, jakbyś słuchała koleżanki opowiadającej jakieś wydarzenie. Wówczas narracja nabierze bardziej realnego, wciągającego wymiaru. W tej chwili ukazany fragment nie zawiera niczego, co przykułoby mnie jako czytelnika.
Mimo twojej prośby, zwrócę uwagę na pewne niedoskonałości.
[1] Na moją twarz wstąpił uśmiech.[1]Na moją twarz wstąpił uśmiech. [2]- Już niedługo...- szepnęłam do siebie po cichu.
Narracja p.o. rządzi się swoimi prawami, możesz pisać jak chcesz, ale przede wszystkim musi być naturalna. Powinna brzmieć tak, jakbym czytając Ciebie, siedział wraz z Tobą przy kawie lub ognisku i słyszał tę opowieść. Owe określenie jest sztuczne i na dodatek odciąga od tego uśmiechu - zrobiło się sztucznie.
Wystarczy pisać prosto: uśmiechnęłam się
- Już niedługo...- szepnęłam do siebie po cichu.
Tutaj poświęcę chwilę na wyjaśnienie, na czym tekst się wykłada. Otóż, piszesz nienaturalnym dla Ciebie językiem, próbując używać wielu słów mających nadać tekstowi większej wagi. A ponieważ nie rozumiesz wyrazów, których używasz, piszesz bzdurki w postaci mniej lub bardziej jawnych pleonazmów.
W cytowanym przypadku jasne jest, że i szept i po cichu powielają tę sama informację, dlatego warto to przerobić.
- Już niedługo... - szepnęłam pod nosem.
określenie wesoły krok może i jest podatne literacko, trafi w odbiorcę, ale zestawienie ich z opisem tego kroku (czyli czynność opisuje czynność <sic!>) wcale ładnie już nie wygląda. Mało tego, ponownie odklejasz opis od czynności, żeby na powrót go tam umieścić. Zobacz, że do ruchu dodajesz krok i opis. Druga rzecz to taka, że dwa przymiotniki praktycznie spełniają tę samą funkcję. Znowu nadużywasz wyrazów. Zobacz na taką zmianę:Ruszyłam wesołym, dziarskim krokiem po schodach, na dół.
Ruszyłam dziarsko schodami w dół.
lub
Ruszyłam wesoło schodami w dół.
Opisałem krok, nie używając tego wyrazu! Proste, prawda?
W tym miejscu jest błąd, który popełnia wielu początkujących. nazywam go "encyklopedycznym", chociaż tam go nie znajdziesz. Ale to doskonały przykład, jak można rozwlec tekst, siląc się na tajemniczość. Już wcześniej pisałaś o gościu - wobec czego powstało w mojej głowie pytanie "kim on jest?". Teraz wprowadzasz konkretną scenę, i tajemniczość musi zostać porzucona na rzecz wprowadzenia tej postaci. Zobacz na zmianę:Otworzyłam drzwi i powitałam gościa. Kobieta uśmiechnęła się do mnie i zdjęła buty.
Otworzyłam drzwi i powitałam kobietę. Zdjęła buty.
(to jest tylko pomysł, a ponieważ dalej następuje źle poprowadzona narracja, trzeba to i tak zmienić).
Tutaj jest kilka dziwnych stwierdzeń:[1]Była przesiąknięta do suchej nitki – na dworze padał deszcz. [2]Spojrzałam na krajobraz za oknem. Krople deszczu pozostawiły ślad – [3]wszędzie było mokro i przez to ponuro, i posępnie.
[1] - Skoro piszesz, że była mokra, to deszcz jest pierwszą rzeczą, jaka przyszła mi do głowy. Zaufaj intuicji czytelnika - wówczas nie musisz dopisać tak sztampowej linijki, psującej plastykę.
[2] - Ze sceny wynika, że stoi (bohaterka) przy drzwiach, więc po co wygląda za okno? Skoro otworzyła drzwi (wnioskuję, że frontowe), to widzi jak na dłoni, co się dzieje na zewnątrz.
[3] - ponuro i posępnie - to wyrazy (w kontekście opisu pogody) bliskoznaczne, wobec czego ponownie nadużywasz słów do opisów.
To jest babol wieloraki. Po pierwsze, jaki związek miałoby jej przemoknięcie do urody? Jest ładna albo nie - widać ją wyraźnie. Co tylko dobitnie wskazuje, że nie tylko dało się zauważyć, prawda? Logika podpowiada, że związek został zupełnie zagubiony. Pewnie chodziło ci o coś takiego (pamiętam z książki D.Steele)Choć była mokra dało się zauważyć, że jest bardzo ładna.
Chociaż była zmoknięta i rozmazana, wciąż wyglądała uroczo.
Tutaj zgubiłaś się w narracji. Do tej pory opisujesz wszystko z oczu bohaterki, ale kiedy wchodzą do salonu, nagle narrator wydostaje się z "niej" i jakby przechodzi (zupełnie bez uzasadnienia) na oczy gościa. Domniemam, że bohaterka zna swój dom (w sumie ciotki, ale mniejsza z tym) i taki opis całkowicie odstaje od sceny. To jest skomplikowany zabieg, aby z oczy bohaterki dojrzeć spojrzenie kogoś drugiego, i do tego to opisać w odpowiedni sposób. Proponowałbym taki zabieg:Salon sprawiał wrażenie przytulnego miejsca i do tego był urządzony bardzo nowocześnie. Na ścianach wisiały piękne, drogie obrazy – ciotka uwielbiała je kupować. Za każdym razem, gdy otrzymywała podwyżkę w pracy, wydawała te pieniądze na wymyślne dodatki do domu. Starannie dobierała meble, dzięki czemu pomieszczenie było urządzone ze smakiem. Bardzo dbała o szczegóły – na półkach nie było nawet śladu kurzu.
Musiała poczuć przytulną magię tego miejsca, urządzonego nowocześnie, z obrazami na ścianach, które ciotka uwielbiała. Wolałam nie mówić, że kupuje je tylko wtedy, kiedy dostanie podwyżkę, albo że całą wypłatę zamienia na starannie dobrane meble, byleby tylko wszystko miało smak. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Pisałem o intuicji. Od początku wiadomo, że bohaterka jest podniecona. Wprowadzenie wzmianki o drżących rękach tylko pogłębia tę świadomość, ale kiedy ponownie piszesz o podnieceniu, sprawa jest zgoła odmienna - taka wstawka jawi się jak powtórzenie.Drżącymi z podniecenia rękami sięgnęłam do środka woreczka.
Wiele pracy przed tobą. Jeśli już ogarniesz przecinki, powinnaś czytać tekst wielokrotnie i zwracać uwagę na jedną ważną rzecz, z którą masz problem - wczuj się w czytany fragment, jakbyś słuchała koleżanki opowiadającej jakieś wydarzenie. Wówczas narracja nabierze bardziej realnego, wciągającego wymiaru. W tej chwili ukazany fragment nie zawiera niczego, co przykułoby mnie jako czytelnika.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
7
Prowadzisz narrację w pierwszej osobie, czyli pokazujesz świat oczyma bohaterki, możesz też bezpośrednio przekazywać jej myśli i uczucia. To jest wygodne, lecz wymaga konsekwencji. Tymczasem często wprowadzasz jakiś inny punkt widzenia, taki nie do końca określony, co sprawia, że sytuacja rysuje się dość nienaturalnie.
Tak jest na przykład z prezentacją osoby, która przyszła z wizytą. Cały czas piszesz o niej: kobieta. Przecież narratorka ją zna (nie przedstawiają się sobie, zwracają się do siebie per „ty”). „Kobieta” wystarczyłaby, gdyby chodziło kompletnie obcą akwizytorkę albo agentkę ubezpieczeniową. Ty jednak wprowadzasz do akcji osobę, która należy do rodziny. Nie mogłabyś już na początku podać jej imienia? Dla narratorki nie jest ono tajemnicą, a Ty, jako autorka, i tak będziesz musiała kiedyś to zrobić.
Błahe, przelotne stany opisujesz wręcz łopatologicznie.
Pomyślałam – też jest zbędne.
Zdałam sobie sprawę, że – nikt nie myśli zdaniami podrzędnie złożonymi. To jest typowe dla narracji w trzeciej osobie.
I za szybko narratorka przerzuca się z nastroju w nastrój. Skrzywiłam się, szybko się rozchmurzyłam... Ja wiem, nastroje są zmienne, ale w narracji to nie wypada dobrze.
Po uproszczeniu ten fragment mógłby wyglądać tak:
Wszędzie było mokro i ponuro. Skrzywiłam się. Akurat dzisiaj zepsuła się pogoda, w tak pięknym dla mnie dniu! Cóż, będzie za to odpowiednia do nastroju innych osób… Będzie. Kiedy nastanie właściwy czas.
Rozchmurzyłam się.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Muszę być opanowana, jeden uśmiech nie może mi przeszkodzić. Nie wolno mi się zdradzić choćby jednym grymasem. Trafić znów do teogo piekła? Nie, nigdy. Albo podobnie.
Bohaterka nie pisze pamiętnika, gdzie jest miejsce na "nie mogłabym sobie wybaczyć", albo "musiałam być przecież opanowana", lecz na bieżąco przekazuje myśli i uczucia, które rodzą się pod wpływem chwili. Do takich małych monologów wewnętrznych bardziej odpowiednie są krótkie zdania, które nadają im tempo. Rozbudowane, podrzędnie złożone, zostaw do opisów.
Do tego coś mi tu nie pasuje. Salon, nawet w piętrowym domu, powinien mieścić się na parterze, żeby goście nie musieli ganiać po schodach, podobnie kuchnia. Narratorka zresztą nie zaprowadziła gościa na piętro, w każdym razie nic o tym nie piszesz. Skąd więc te kroki na schodach? Miałam wrażenie, że do akcji wkracza jakaś trzecia osoba, która do tej pory się nie ujawniała. A tu ta sama kobieta… A może jednak inna? Tak to jest z bezimiennymi kobietami...
I jeszcze jakiś drobiazg:
No i kwiaty na stole jednak się raczej stawia w jakimś naczyniu, a nie kładzie.
Staraj się przekazywać uczucia i myśli bohaterki w sposób prostszy, bardziej bezpośredni. Oczywiście, język literacki zawsze różni się od takiego potocznego, mówionego, nie może jednak razić sztucznością.
A na plus policzyłabym dbałość o szczegóły.
Tak jest na przykład z prezentacją osoby, która przyszła z wizytą. Cały czas piszesz o niej: kobieta. Przecież narratorka ją zna (nie przedstawiają się sobie, zwracają się do siebie per „ty”). „Kobieta” wystarczyłaby, gdyby chodziło kompletnie obcą akwizytorkę albo agentkę ubezpieczeniową. Ty jednak wprowadzasz do akcji osobę, która należy do rodziny. Nie mogłabyś już na początku podać jej imienia? Dla narratorki nie jest ono tajemnicą, a Ty, jako autorka, i tak będziesz musiała kiedyś to zrobić.
Błahe, przelotne stany opisujesz wręcz łopatologicznie.
Samo Skrzywiłam się całkowicie by wystarczyło.gochex7 pisze:wszędzie było mokro i przez to ponuro, i posępnie. Skrzywiłam się w grymasie złości. - Akurat dzisiaj zepsuła się pogoda! W tak piękny dla mnie dzień...- pomyślałam. Szybko jednak się rozchmurzyłam. Zdałam sobie sprawę, że będzie adekwatna do nastroju innych osób.
Będzie. Kiedy nastanie odpowiedni czas.
Pomyślałam – też jest zbędne.
Zdałam sobie sprawę, że – nikt nie myśli zdaniami podrzędnie złożonymi. To jest typowe dla narracji w trzeciej osobie.
I za szybko narratorka przerzuca się z nastroju w nastrój. Skrzywiłam się, szybko się rozchmurzyłam... Ja wiem, nastroje są zmienne, ale w narracji to nie wypada dobrze.
Po uproszczeniu ten fragment mógłby wyglądać tak:
Wszędzie było mokro i ponuro. Skrzywiłam się. Akurat dzisiaj zepsuła się pogoda, w tak pięknym dla mnie dniu! Cóż, będzie za to odpowiednia do nastroju innych osób… Będzie. Kiedy nastanie właściwy czas.
Rozchmurzyłam się.
Zupełnie nie przypominała („jej widok” właśnie przypomniał bohaterce jakichś okropnych krewnych, do których kobieta nie pasowała wyglądem).gochex7 pisze:jej widok zupełnie nie przypominał znienawidzonych, surowych
Tego Twoja bohaterka nie może wiedzieć. To jest zaledwie jej przypuszczenie. Więc albo: uśmiech kobiety mógł oznaczać tylko jedno, albo pewnie oznaczał…gochex7 pisze:Uśmiech kobiety, jak widać oznaczał tylko jedno – miała nadzieje, że uda jej się wyciągnąć pieniądze od krewnych.
Znowu nie ten rodzaj narracji - niby w pierwszej osobie, a jednak trzecioosobowej, z dystansem wobec bohaterki.gochex7 pisze:Wzięłam kilka głębokich oddechów, karcąc się w duchu. Musiałam być przecież opanowana – jeden uśmiech, nie mógł przeszkodzić mi w planie. Nie mogłabym sobie wybaczyć, gdybym zdradziła się, choć jednym grymasem, albo słowem. Trafić znów do piekła – tego się najbardziej obawiałam.
Wzięłam kilka głębokich oddechów. Muszę być opanowana, jeden uśmiech nie może mi przeszkodzić. Nie wolno mi się zdradzić choćby jednym grymasem. Trafić znów do teogo piekła? Nie, nigdy. Albo podobnie.
Bohaterka nie pisze pamiętnika, gdzie jest miejsce na "nie mogłabym sobie wybaczyć", albo "musiałam być przecież opanowana", lecz na bieżąco przekazuje myśli i uczucia, które rodzą się pod wpływem chwili. Do takich małych monologów wewnętrznych bardziej odpowiednie są krótkie zdania, które nadają im tempo. Rozbudowane, podrzędnie złożone, zostaw do opisów.
Brzmi to straszliwie sztucznie i sprawia wrażenie, że bohaterka właśnie oglądała się w lustrze.gochex7 pisze:Po chwili moje ręce zamarły a usta wykrzywiły się w grymasie zaskoczenia i przerażenia. Gardło ścisnął mi strach. Usłyszałam kroki na schodach.
Do tego coś mi tu nie pasuje. Salon, nawet w piętrowym domu, powinien mieścić się na parterze, żeby goście nie musieli ganiać po schodach, podobnie kuchnia. Narratorka zresztą nie zaprowadziła gościa na piętro, w każdym razie nic o tym nie piszesz. Skąd więc te kroki na schodach? Miałam wrażenie, że do akcji wkracza jakaś trzecia osoba, która do tej pory się nie ujawniała. A tu ta sama kobieta… A może jednak inna? Tak to jest z bezimiennymi kobietami...
I jeszcze jakiś drobiazg:
A nie po prostu Weszłyśmy do salonu? Przecież nie musiały przedzierać się przez jakieś przeszkody.gochex7 pisze:Skinęła głową i ruszyła za mną wolnym krokiem. Po chwili dotarłyśmy do salonu.
To znaczy, że dbała o porządek. „Szczegóły” to na przykład kinkiety podświetlające obrazy albo poduszki starannie dobrane do zasłon.gochex7 pisze:Bardzo dbała o szczegóły – na półkach nie było nawet śladu kurzu.
No i kwiaty na stole jednak się raczej stawia w jakimś naczyniu, a nie kładzie.
Staraj się przekazywać uczucia i myśli bohaterki w sposób prostszy, bardziej bezpośredni. Oczywiście, język literacki zawsze różni się od takiego potocznego, mówionego, nie może jednak razić sztucznością.
A na plus policzyłabym dbałość o szczegóły.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.