opiekunka [opowiadanie]

1
Jeżeli kiedykolwiek ktoś poszedł na cmentarz w godzinach porannych, doznał zapewne dziwnego wrażenia. Podejrzewać można, że miejsce to będzie puste i ciche. Powoli wegetuje i zapuszcza liście, których jedynym celem jest spaść w listopadzie i otulić nogi pielgrzymów przybywających pierwszego na groby. Nic bardziej mylnego.

Stoję przed nagrobkiem. Słońce puszcza świetlne refleksy rozbujane gałęziami wysokich lip. Za około dwie godziny promienie wpadną w szczelinę pomiędzy koronami drzew i ocieplą na chwilę zimny marmur. Wokoło krząta się mały tłumek ludzi. Raczej starszych. Niezgrabna kobieta około siedemdziesiątki myje nagrobek. Grube kostki u nóg rozpychają brązowe półbuty. Co jakiś czas wędruje do pompy, aby opłukać brudną szmatę. Wraca. Ledwo idzie. Zdyszana przysiada obok na ławce. Obydwoje wpatrujemy się w świeczkę, którą zapaliłem. W taki dzień jak dziś, wydaje się niepotrzebna i nic nie znacząca, bo wokół jest aż za dużo światła. Nie ma potrzeby jej palić.



- Ja tą kobietę znałam. Można powiedzieć nawet, że łączy nas szczególna więź. Otóż wiesz pan? Leżałam z nia na porodówce gdy rodziła się moja córka. Chyba było kilka godziń różnicy jak kładłyśmy nogi w strzemiona. Leżałam potem po wszystkim z nią w jednym pokoju. To nie był szpital tylko raczej taka sala do rodzenia bez żadnych tam medycznych wynalazków. Kiedyś kobieta potrzebowała o wiele mniej niż dziś do porodu, za to rodziła o wiele wicej. Wiesz pan, to nie było wtedy żadne święto. Pięć, sześć dzieci przychodziło w każdej rodzinie na świat i nikt nie nazywał jej wielodzietną.

No. Ale leżałyśmy w tej porodówce we dwie w pokoju. Słońce świeciło mocno, dokładnie jak dzisiaj. Z tym, że był środek lata i o wiele cieplej. Powietrze za oknem stało i nie wpadał żaden powiew do środka. Pamiętam jak na tle drzew za oknem w powietrzu unosiło się jakieś robactwo. Żaden podmuch go nie ruszył. Jak się wyjrzało godzinę później to każdy robaczek tkwił na swojej pozycji.

Moja córka darła się w niebogłoosy. Nie miałam pokarmu. Pierwszy raz mi się to zdarzyło. Nie wiem. Może za stara już byłam. Ona z kolei miała mleka w dużym nadmiarze. Leciało z niej na zawołanie. Miała tak dużo, że aż ją bolało. A dziecko jej najedzone – prawie cały czas spało. Nie wie pan co czułam. Jakie to upokarzające. Zła matka proszę pana. Swojego dziecka nie wykarmi. A tu naprzeciwko matka Polka, co dałaby radę całe stadko obsłużyć. Dałam jej w końcu moją małą i przez trzy dni ssała jej mleko. Jak za starych czasów kiedy dawało się dziecko mamce. Spokój miałyśmy w końcu. I ona i ja.

Potem spotykałam ją jeszcze w różnych miejscach. Wie pan – małe miasto. Nie było między nami przyjaźni żadnej wielkiej. Raczej zażyłość. Zawsze jednak powtarzała, że moja córa to prawie jak jej własna, bo ją swoim mlekiem karmiła. Zginęła pamiętam tragicznie. Jakiś samochód ją przejechał. Żal jej. Miała sześćdziesiąt trzy lata. Pawnuków się mogła doczekać. Podobno zmarła w drodze do szpitala. Czasem na Wszystkich Świętych stawiam jej tu lampkę. Nic wielkiego.

Widzisz pan. W końcu trafią tu wszyscy, których się w życiu ma. Wszyscy, którym się coś zawdzięcza. I po co wtedy siedzieć samemu w pustych czterech ścianach? Tu teraz jest moje życie. Tu są moi bliscy. Pan jesteś młody. Nie masz po co tu przychodzić. Nie masz tu nikogo oprócz jakiejś tam prababki i wujka, których pewnie ledwo pamiętasz z dzieciństwa. Nie czujesz więc tej potrzeby. Nic ciebie tu nie gna oprócz poczucia chrześcijańskiego obowiązku. Będziesz starszy to pojmiesz o co tu chodzi. Będziesz miał więcej czasu. Dzieci wyfruną z gniazda. Coraz więcej przyjaciół przenosić się będzie właśnie tu. Tu także będzie w końcu twój dom i ktoś się także tobą zaopiekuje, jeżeli jesteś dobrym człowiekiem. A na razie jedź stąd. Załatwiaj swoje sprawy.



Wraca z powrotem do pompy. Zasiedziała się i szmata prawie zupełnie wyschła. W drodze powrotnej mija mnie bez słowa. Poleruje marmur. Kamień lśni w słońcu.

Jest mądra. Nie na sposób elokwentny. Raczej bije od niej doświadczenie przeżytych tysięcy dni. Taka mądrość, którą posiadają tylko starcy. Gnieździ się w głębokich bruzdach na dłoniach, w zapadniętych, starczych oczach, w bólu krzyża i w słabym wzroku. Jest mądra bo nie boi się już śmierci. Wie, że może do niej przyjść w każdej chwili. Wie, że wtedy jej miejsce zajmie następny opiekun.
Ostatnio zmieniony wt 19 lip 2011, 21:47 przez siwos, łącznie zmieniany 3 razy.

2
Na opowiadanie to chyba za krótki tekst, ale jako fragment, albo dłuższa miniatura to tak. Mi się podoba. Bardzo prawdziwa i ciekawa historia.
Optymista uważa, że żyjemy w najlepszym ze światów. Pesymista obawia się, że to może być prawda.

3
ocieplą na chwilę zimny marmur
Ogrzeją.
mały tłumek ludzi
Jakieś takie dziwne. Mała grupka, a może po prostu tłumek- jest już zdrobniony, więc nie trzeba dodawać, że jest mały.
Grube kostki u nóg rozpychają brązowe półbuty
1.Podkreślone do wywalenia, skoro rozpychają buty, to wiadomo o jakie kostki chodzi.
2.Czyje to kostki są grube i rozpychają buty?
obok na ławce
Na ławce obok.
Ja tą kobietę znałam
Tę kobietę. Choć w sumie jest to wypowiedź staruszki, która może tak powiedzieć.
że łączy nas szczególna więź
Łączyła. Tamta kobieta leży już w grobie.
w dużym nadmiarze
W nadmiarze.
Pawnuków
Literówka.
Wraca z powrotem
A za jej tylnymi plecami... Skoro wraca to wiadomo, że do miejsca, gdzie była wcześniej.
przeżytych tysięcy dni
Dziesiątek tysięcy dni. Tysiące dni to mają przeżyte 20-30 latkowie
Wie, że wtedy jej miejsce zajmie następny opiekun.
To bym zmienił. Coś w stylu ,,że wtedy to do jej grobu będą przychodzili" czy cuś. To z opiekunem jest ni w kij, ni w oko.
Wypisałem błędy, które rzuciły mi się w oczy(są też interpunkcyjne, ale nie chciało mi się ich wypisywać) Brakuje mi opisu cmentarza, grobu, babci może. No i nasz bohater jakiś taki niemrawy, czasem tylko jakaś myśl mu przemknie po głowie.

4
Kolego, dlaczego tak bardzo wystrzegasz się przecinków? Przecinek, to przerwa potrzebna narratorowi na zaczerpnięcie powietrza. To małe pauzy, które przemycają treści między wierszami. Wreszcie, przecinek, to obowiązek gramatyczny w wielu przypadkach. Przecinek, to klucz do wspięcia się na wyższy poziom - ponad to, co prezentuje hołota w swoich opisach na komunikatorach. Że pozwolę sobie zacytować dzisiejszą wypowiedź premiera: "Alleluja i przecinek..." ...czy jakoś tak, w każdym razie.

Tekst mi się nie podoba. Kobicina wypada nieprzekonująco, a przecież ma grać pierwsze skrzypce w Twojej miniaturze. Przepraszam za ogólnikowość, ale kolega zaqr wypunktował Cię wzorowo.

Pozdrawiam

Re: opiekunka [opowiadanie]

6
Przede wszystkim, powtórzę za innymi, w oczy najbardziej rzucają się przecinki, a raczej ich brak.
siwos pisze:za to rodziła o wiele wicej.
Literówka.

Z całej miniatury (bo to chyba jednak nie opowiadanie) podoba mi się monolog tej babci. Wyszedł całkiem naturalnie i jego treść stanowi siłę tekstu. Natomiast, zarówno wstęp jak i zakończenie... no właśnie, to tylko wstęp i zakończenie. Brak im siły przekazu, sam bohater wydaje się miałki i bez wyrazu. Nie ma właściwie nic do przekazania, oprócz końcowego podsumowania postaci staruszki, które jest, moim zdaniem, przegadane. Monolog babci sam się broni, bez tego.

Po skończonej lekturze tytuł bardzo fajnie zaczął mi współgrać z tekstem.

7
(1)Jeżeli kiedykolwiek ktoś poszedł na cmentarz w godzinach porannych, doznał zapewne dziwnego wrażenia. Podejrzewać można, że miejsce to będzie puste i ciche. (2)Powoli wegetuje i zapuszcza liście, których jedynym celem jest spaść w listopadzie i otulić nogi (3)pielgrzymów przybywających pierwszego na groby. Nic bardziej mylnego.

Stoję przed nagrobkiem. Słońce puszcza świetlne refleksy (4)rozbujane gałęziami wysokich lip. Za około dwie godziny (5)promienie wpadną w szczelinę pomiędzy koronami drzew i ocieplą na chwilę zimny marmur. (6)Wokoło krząta się mały tłumek ludzi. Raczej starszych.
(1) A może: Zdawać by się mogło, że cmentarz w godzinach porannych jest cichy i pusty.
(2) Cmentarz zapuszcza liście?
(3) Pielgrzymuje się do miejsca kultu. Groby się raczej odwiedza/wizytuje a nie pielgrzymuje do nich.
(4) Refleksy rozbujane?
(5) Nie ma czegoś takiego jak szczelina między koronami drzew. Plus wcześniej pisałeś, że słońce świeci. Skąd te dwie godziny?
(6) Tłum to ludzie. Tłum nie może się krzątać, mogą ludzie.
Niezgrabna kobieta około siedemdziesiątki myje nagrobek. Grube kostki u nóg rozpychają brązowe półbuty. Co jakiś czas wędruje do pompy, aby opłukać brudną szmatę. Wraca. Ledwo idzie. Zdyszana przysiada obok na ławce. Obydwoje wpatrujemy się w świeczkę, którą zapaliłem. W taki dzień jak dziś, wydaje się niepotrzebna i nic nie znacząca, bo wokół jest aż za dużo światła. Nie ma potrzeby jej palić.
Podoba mi się ten fragment. Prosto i obrazowo opisujesz scenę.
Ja tą kobietę znałam. Można powiedzieć nawet, że łączy nas szczególna więź.
Tę kobietę. Mieszasz czasy. Skoro w pierwszym zdaniu użyłeś czasu przeszłego, w drugim też powinien być użyty. Gdybyś w całości użył teraźniejszego, mogłoby od biedy być.
Pamiętam jak na tle drzew za oknem w powietrzu unosiło się jakieś robactwo
Poetycko ci to trochę wyszło. Nie pasuje mi to do obrazu prostej kobieciny którą wcześniej stworzyłeś.
Moja córka darła się w niebogłoosy.
wniebogłosy.
Jak się wyjrzało godzinę później to każdy robaczek tkwił na swojej pozycji.
Specjalnie znakowali te robaczki czy co?
Ona z kolei miała mleka w dużym nadmiarze.
Wystarczy: Ona z kolei miała mleka w nadmiarze.
A tu naprzeciwko matka Polka, co dałaby radę całe stadko obsłużyć. Dałam jej w końcu moją małą i przez trzy dni ssała jej mleko. Jak za starych czasów kiedy dawało się dziecko mamce.
Matka Polka.
Pan jesteś młody. Nie masz po co tu przychodzić. Nie masz tu nikogo oprócz jakiejś tam prababki i wujka, których pewnie ledwo pamiętasz z dzieciństwa. Nie czujesz więc tej potrzeby.
Skąd ona może to wiedzieć? Poza tym, na ile się znam na tego osobach, to po takim monologu zaczęłaby go wypytywać do kogo tu na cmentarzu przychodzi.
Jest mądra. Nie na sposób elokwentny.
Elokwencja to gadatliwość. Tego akurat jej nie brakowało.
Raczej bije od niej doświadczenie przeżytych tysięcy dni.
Przesadziłeś z tym tysiącem dni.

Podobało mi się. Udało ci się stworzyć i klimat i bohatera i opowieść. Brak mi tu tego chłopaka. Pojawia się na cmentarzu i koniec. Kobiecina zaczyna mówić a on milczy i milczy i milczy. Nawet nie przytaknie jej głową. Na koniec stwierdza że jest mądra i kropka.
Co do grobów: z tekstu wnioskuję, że palił on tę świeczkę na grobie zmarłej kobiety o której staruszka opowiada. Kim ona była dla niego? Jeżeli ktoś bliski, to dziwny jest brak reakcji z jego strony. Jeżeli ktoś nieznany, to czemu pali tej osobie świeczkę?

8
siwos pisze:Powoli wegetuje i zapuszcza liście, których jedynym celem jest spaść w listopadzie i otulić nogi pielgrzymów przybywających pierwszego na groby.
Z tego zdania rozumiem, że skoro celem liści jest padanie w listopadzie, to muszą się bardzo pospieszyć, by spaść już pierwszego dnia. W końcu muszą zdążyć otulić nogi pielgrzymów.
siwos pisze:Obydwoje wpatrujemy się w świeczkę, którą zapaliłem. W taki dzień jak dziś, wydaje się niepotrzebna i nic nie znacząca, bo wokół jest aż za dużo światła. Nie ma potrzeby jej palić.
pogrubione można swobodnie wywalić, bo się powtarza.
siwos pisze:Jakie to upokarzające. Zła matka proszę pana. Swojego dziecka nie wykarmi.
Uwaga mocno subiektywna: mam już dość pieprzenia matek, że są złymi matkami, bo nie potrafią wykarmić dziecka. Każdy serial ma ten motyw. Nawet dokładnie tych samych słów używają. Ja wiem, że z tego powodu można złapać doła, ale kurde, tego jest za dużo w otaczającym nas świecie!
siwos pisze:Jest mądra. Nie na sposób elokwentny. Raczej bije od niej doświadczenie przeżytych tysięcy dni. Taka mądrość, którą posiadają tylko starcy.
Ja bym powiedziała, że bije od niej przemądrzałość i gderliwość...
siwos pisze:Jest mądra bo nie boi się już śmierci. Wie, że może do niej przyjść w każdej chwili.
Nie wiem, jakim cudem bohater doszedł do akurat tego wniosku. Z opowieści babki wcale nie wyłania się brak strachu przed śmiercią.

Żeby uprawdopodobnić sytuację opisaną w opowiadaniu, zalecałabym z bohaterów zrobić krewnych albo przynajmniej dobrych znajomych, a z mężczyzny dziecko lub przynajmniej wsiowego głupka.

Bo co my tu mamy? Faceta, do którego przywala się starsza pani i snuje jakąś historię. Niech jej będzie. Ale jak już zaczyna się wymądrzać, rzucać hasłami o takimi:
Pan jesteś młody. Nie masz po co tu przychodzić. Nie masz tu nikogo oprócz jakiejś tam prababki i wujka, których pewnie ledwo pamiętasz z dzieciństwa. Nie czujesz więc tej potrzeby. Nic ciebie tu nie gna oprócz poczucia chrześcijańskiego obowiązku. Będziesz starszy to pojmiesz o co tu chodzi.
(a przepraszam bardzo, skąd ta baba może wiedzieć, co czuje bohater? Jakie ma pobudki, aby przychodzić na cmentarz i dlaczego do cholery twierdzi, że on nie ma tu po co przychodzić?)
...to dużo bardziej prawdopodobne jest, że - w łagodnej wersji - facet się skrzywi, a w wersji mocniejszej powie babce, żeby się odczepiła, nie ględziła i zajęła własnymi sprawami. Mniej więcej.

Okej, pewna refleksja ma tu rację bytu, mianowicie że znajomi umierają, przenoszą się na cmentarz, z czasem ten cmentarz zostanie także domem żywych, tych żywych, którzy przychodzą do owych znajomych. Ale nie podoba mi się ta wybujałość w końcówce, że och - jakaż ta babcia mądra, tak życiowo mądra, ba, ona nawet śmierci się nie boi!

Pozdrawiam.
ObrazekObrazekObrazek

9
Rozmaite usterki językowe wytknięto Ci już w poprzednich komentarzach, więc dorzucę parę uwag o treści.
Spodobał mi się pomysł, że zmarła jest dla opiekunki osobą niespecjalnie bliską, ot, taką sobie znajomą. To dobrze komponuje się z późniejszymi refleksjami kobiety o tym, że życie towarzyskie przenosi się w pewnym momencie na cmentarz.
Niejasna jest dla mnie natomiast sytuacja samego narratora:
siwos pisze: Obydwoje wpatrujemy się w świeczkę, którą zapaliłem.
siwos pisze:- Ja tą kobietę znałam. Można powiedzieć nawet, że łączy nas szczególna więź.
Czy narrator zapalił świeczkę na grobie kobiety, o której opowiada opiekunka? W takim razie początek rozmowy byłby inny - młody człowiek z pewnością zostałby starannie wypytany, kim była dla niego zmarła, i dopiero potem opiekunka zaczęłaby swoją opowieść. Jeśli natomiast narrator tę świeczkę zapalił na jakimś innym grobie (może rodzinnym, gdyż kobieta mówi potem o prababci czy wujku), to powinieneś jakoś to zaznaczyć, jeszcze zanim kobieta zacznie swój monolog. Można to zrobić całkiem prosto:
- Ja tę kobietę znałam - odwraca się w stronę grobu, który przed chwilą tak starannie czyściła, można trochę inaczej, ale sytuacja wyjściowa powinna być przejrzysta.
Brakuje mi też w końcowej części, kiedy opiekunka zwraca się bezpośrednio do narratora, opisu, choćby krótkiego, jej zachowań: że popatrzyła na niego z ciekawością, oceniła jego wiek, no, niechby tylko pokiwała głową czy podniosła palec wskazujący - nadałoby to jej zachowaniu większą wyrazistość, nie byłaby taką "gadającą głową" do wygłaszania ogólnych refleksji o życiu.
Może trochę nazbyt patetycznie zakończyłeś tę miniaturę - to wcale nie jest takie pewne, że "jej miejsce zajmie następny opiekun" , a częste odwiedziny na cmentarzu wcale nie muszą uwalniać od lęku przed śmiercią - ale, generalnie, tekst mi się podoba.
Ja to wszystko biorę z głowy. Czyli z niczego.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”